Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie oraz tego artykułu jest:
Tadeusz Pruszkowski, Autoportret z fajką, 1915,
olej, deska dębowa, 55 × 45,3 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie
„Bo w potężnym ciele Prusza
Wiecznie młoda siedzi dusza,
Czasem śmieszy, czasem wzrusza,
Ale wciąż się rusza, rusza…
I innych do ruchu zmusza.
Więc na widok Twego pyska
Każdego coś w dołku ściska…”1.
Na obrazie z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie szelmowsko uśmiechnięty Tadeusz Pruszkowski zerka na nas znad ramienia. W ustach trzyma fajkę, na głowie ma haftowaną czapeczkę. Autoportret malowany jest szerokimi, śmiałymi pociągnięciami pędzla, które zdają się potwierdzać, że autor był człowiekiem energicznym i pewnym siebie.
Malarz, zwany „Pruszem” lub „Grubasem”, to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci polskiej sztuki. W dwudziestoleciu międzywojennym był wręcz wszechobecny: udzielał się w ugrupowaniach artystycznych, malował oficjalne portrety polityków i subtelne wizerunki kobiet, wykształcił kilka roczników studentów. To wszystko łączył z licznymi pasjami, a przede wszystkim z zaraźliwą radością życia.
Najlepszy uczeń Krzyżanowskiego
Tadeusz Pruszkowski przyszedł na świat 15 kwietnia 1888 roku w Borucicach koło Łęczycy, w rodzinie szlacheckiej. Około 1897 roku Pruszkowscy sprzedali majątek i przenieśli się do Warszawy, gdzie artysta mieszkał do końca życia. Jako chłopiec Tadeusz wykazywał talent muzyczny, który dzięki staraniom matki kształcił na lekcjach śpiewu i gry na skrzypcach.
Niewątpliwie lubił też rysować, co w drugiej klasie gimnazjum wpędziło go w nie lada kłopoty. Po tym jak w podręczniku do historii Rosji dorysował Katarzynie Wielkiej „niezbyt stosowne uzupełnienie”, został wyrzucony ze szkoły. Cała awantura przyniosła jeden pozytywny skutek: szesnastoletni Prusz wcześniej trafił do nowootwartej warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, a dokładnie do pracowni Konrada Krzyżanowskiego – świetnego malarza i zapalonego pedagoga. Profesor wywarł na niego duży wpływ swoim śmiałym i swobodnym sposobem malowania, a także otwartym podejściem do studentów. Sympatia była obustronna: Pruszkowski był podobno ulubionym uczniem Krzyżanowskiego, a relacja mistrz–uczeń z czasem przerodziła się w przyjaźń.
Po ukończeniu studiów Pruszkowski wyruszył w tradycyjną podróż uzupełniającą edukację. W latach 1908–1911 odwiedził m.in. Algierię, najwięcej czasu spędził jednak w Paryżu. Miał tam okazję pokazać swoje prace na Salonach Jesiennym i Niezależnych, ale przede wszystkim chłonąć wrażenia. Na początku XX wieku stolica Francji wprost kipiała od nowych artystycznych idei, rodziły się tam awangardowe kierunki, jednak Pruszkowskiego większość z nich nie porwała. Znacznie ważniejszy był dla niego kontakt z dziełami dawnych mistrzów – malarzy holenderskich, hiszpańskich i włoskich.
Po powrocie z Francji artysta osiadł w Warszawie. W 1914 roku ożenił się z Zofią Katarzyńską, nazywaną zdrobniale Zuzią – malarką, koleżanką z pracowni Krzyżanowskiego, a później studentką paryskiej Académie Colarossi. Artystka malowała na ogół portrety i martwe natury kwiatowe, niestety niewiele jej prac jest dziś znanych. Jak to często bywało w artystycznych małżeństwach, jedna ze stron pozostawała w cieniu. Zuzia, ceniąca wysoko twórczość męża, propozycja szyku zdania: ponoć na początku małżeństwa prowadziła pracownię kapeluszniczą, by zapewnić Tadeuszowi swobodę pracy. On odwdzięczał się jej nieustającym uwielbieniem. Lata później, sportretowany ironicznie w studenckiej szopce, śpiewał:
„Zuzieczko, ach!
Ja kocham cię aż strach.
I w nocy i we dnie
Ja wciąż maluję cię”2.
W Warszawie Pruszkowski aktywnie włączył się w życie artystyczne. W Zachęcie zadebiutował na Salonie w sezonie 1912/1913, a w 1916 roku zdobył drugą nagrodę w ogłoszonym tam konkursie o temacie Polonia za obraz Legenda o śpiących rycerzach, nad którym pracował przez kilka lat. W 1912 roku był jednym z inicjatorów powstania Towarzystwa Artystów Plastyków „Młoda Sztuka”, które po trzech latach zawiesiło działalność, by jego członkowie mogli wstąpić do Legionów Polskich. Pruszkowski zaciągnął się do 1. Pułku Ułanów dowodzonego przez Władysława Belinę-Prażmowskiego, gdzie służył w latach 1916–1917.
Śladami Halsa i Rembrandta
Prawdziwy rozkwit kariery Pruszkowskiego nastąpił w dwudziestoleciu międzywojennym. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że artysta był wówczas wszechobecny. Przede wszystkim angażował się w działalność organizacyjną wielu ugrupowań i stowarzyszeń, a jako osoba bardzo lubiana często wybierany był do ich władz. W 1922 roku był jednym z założycieli Stowarzyszenia Artystów Polskich „Rytm”, które stało się jedną z dominujących sił w polskiej sztuce. W 1930 roku wszedł do rady tworzonego właśnie Instytutu Propagandy Sztuki. Przez cały czas regularnie wystawiał swoje prace.
W tym okresie na dobre zrezygnował z malarstwa historycznego, swoją uwagę skupiając na portretach. O jego pozycji zawodowej najlepiej świadczą zamówienia na reprezentacyjne wizerunki najważniejszych osób w państwie: Józefa Piłsudskiego, prezydentów Gabriela Narutowicza i Stanisława Wojciechowskiego. Poza nimi tworzył wiele subtelnych i lirycznych portretów kobiet. Do najlepszych należą podobizny jego muzy – ukochanej żony Zuzi. Znacznie śmielej Pruszkowski poczynał sobie z własną twarzą uwiecznianą na dość licznych autoportretach. Znajdujący się w Muzeum Narodowym w Warszawie Autoportret z fajką powstał w 1915 roku, niedługo przed wstąpieniem malarza do Legionów. Pruszkowski przedstawił na nim siebie jako człowieka pogodnego, ale i zadziornego, gotowego na nowe wyzwania. Kiedy indziej bawił się swoją twarzą, strojąc przeróżne miny. Był to z jednej strony wyraz jego dystansu do siebie i poczucia humoru, z drugiej – hołd dla ulubionych malarzy: Fransa Halsa i Rembrandta. Pierwszy często pokazywał wyrazistą mimikę portretowanych, drugi w podobny sposób eksperymentował ze swoją twarzą. Pośród na ogół pogodnych, a nawet zabawnych autoportretów wyróżnia się obraz z 1926 roku (Muzeum Narodowe w Poznaniu), na którym Pruszkowski ucharakteryzował się na smutnego klauna.
Malarstwo Pruszkowskiego charakteryzują szerokie, śmiałe pociągnięcia pędzla, mocna, nasycona kolorystyka oraz lśniąca powierzchnia obrazów. Podobno artysta z reguły długo rozmyślał nad kompozycją, ale gdy koncepcja już dojrzała, malował „jak w transie”, szybko kończąc pracę.
Realizm szlachetny
Na tle awangardowych kierunków rozwijających się od początku XX wieku obrazy Pruszkowskiego są dość anachroniczne. To nie efekt braku znajomości współczesnej sztuki, ale świadomy wybór. Awangarda była zdaniem Prusza przeintelektualizowana, a przez to niedostępna dla odbiorców. Malarzowi nie po drodze było również z koloryzmem, który miał w międzywojennej Polsce silną reprezentację. Ten kierunek wydawał się Pruszkowskiemu pozbawiony pierwiastka psychologicznego. Artysta wolał podążać ścieżką wyznaczoną przez dawnych mistrzów, nie naśladując ich jednak bezpośrednio, tylko przetwarzając inspiracje we własny sposób. Cenił zarówno znajomość kultury malarskiej wcześniejszych epok, jak i indywidualizm. Jego zdaniem dopiero te dwie wartości pozwalały filtrować rzeczywistość tak, aby stworzyć dobre dzieło. Artysta podkreślał jednocześnie konieczność rozwijania umiejętności warsztatowych.
Pruszkowski nie pozostawił po sobie pism teoretycznych ani manifestów – jedne i drugie uważał za niepotrzebną nadbudowę, która nie może dominować nad malarstwem. Jednocześnie brał udział w dyskusji nad tym, jak powinna wyglądać sztuka w odrodzonej Polsce, wyrażając przy tym silne i sprecyzowane poglądy. Przede wszystkim podkreślał, że sztuka powinna mieć charakter narodowy. Nie oznaczało to bynajmniej podporządkowania twórczości polityce, co najwyżej manifestowanie silnej państwowości – wyjątkowo ważnej w kraju budującym od nowa swoją tożsamość. Pruszkowski nie wskazywał żadnych cech formalnych sztuki narodowej i w przeciwieństwie do wielu współczesnych sobie artystów nie szukał inspiracji w twórczości ludowej. Mówił raczej o pewnych cechach typowych dla Polaków i o poszukiwaniu języka, który najlepiej do nich przemówi. Wskazywał przy tym głównie na melancholię. Namalował nawet obraz o takim tytule, do którego pozowała – jakżeby inaczej – jego żona.
W pracowni Grubasa
Równie ważną dziedziną, w której realizował się Pruszkowski, było nauczanie. Karierę pedagogiczną rozpoczął w 1918 roku jako asystent Krzyżanowskiego w jego prywatnej szkole. W 1922 roku został profesorem warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych (później przemianowanej na akademię), gdzie pracował aż do 1939 roku, a w latach 1930–1932 piastował nawet stanowisko rektora.
Zwany przez studentów „Grubasem” (zawsze z sympatią!), profesor przyciągał do siebie całe rzesze adeptów sztuki, a jego pracownia obrosła legendą. Pruszkowski oczarowywał młodych ludzi swoją niebanalną osobowością. Z licznych wspomnień wyłania się obraz człowieka serdecznego, bezpośredniego i obdarzonego poczuciem humoru. Jego pracownię ceniono za swobodną atmosferę, a zarazem bardzo wysoki poziom nauczania.
Profesor „jakimś szóstym zmysłem umiał odgadnąć możliwości i tęsknoty swych uczniów. Umiał dodać odwagi zbyt nieśmiałym, powstrzymać wybryki zbyt zadufanych w sobie, wzniecić zapał, zachęcić do wysiłku i pracy. A wszystko to robił na wesoło, z kpiarskim uśmiechem i rubaszną życzliwością”3.
„Grubas” przekazywał studentom swoje poglądy na sztukę, jednocześnie niczego nie narzucając. Jedyne, czego wymagał, to rzetelnego podejścia do malarskiego rzemiosła. „Nie ma dobrego obrazu, źle namalowanego. Najwybitniejszym dziełom sztuki towarzyszy zawsze doskonałe rzemiosło”4 – mawiał. Innym razem tłumaczył, że malować można „[…] pędzlem, palcem, łokciem, nogą, patykiem, czym chcesz, byle było dobrze. Na malarstwo recepty nie ma”5.
Kazimierskie plenery
Najbarwniejsze anegdoty wiążą się z plenerami, na które Pruszkowski zabierał studentów do Kazimierza Dolnego. Miejscem tym zachwycił się niedługo po powrocie do kraju, dostrzegając w nim podobieństwo do włoskich miasteczek. W pierwszym wyjeździe zorganizowanym w 1923 roku wzięło udział zaledwie ośmiu studentów. Z każdym kolejnym rokiem chętnych było więcej (dołączali także z innych pracowni, zwłaszcza od Władysława Skoczylasa), a senne miasteczko zapełniało się ekscentrycznie ubranymi artystami. Organizację wyjazdów Prusz wzorował zapewne na plenerach, w których sam uczestniczył jako student. Zwykle dzień zaczynano wczesną pobudką i śniadaniem, po którym zabierano się do malowania. Około południa młodzież robiła sobie przerwę na plażowanie i obiad, a następnie wracała do pracy. Po kolacji następował czas wolny, a wtedy studentów najczęściej przyciągał kazimierski dom profesora. Z fascynacją słuchali, jak opowiadał anegdoty albo śpiewał swoim nieźle wyszkolonym głosem. Nie brakowało także poważnych dyskusji o sprawach sztuki.
W pamięci uczestników szczególnie zapisał się plener z roku 1925. To właśnie wtedy powstało Bractwo św. Łukasza – ugrupowanie zrzeszające studentów Pruszkowskiego, zorganizowane na wzór średniowiecznych cechów. Wiele było przy tym zabawy, zwłaszcza podczas groteskowego obrzędu „wyzwolin”. Poza tym ugrupowanie było całkiem poważne. Jego członkowie chcieli realizować idee wpojone im przez Pruszkowskiego: malować obrazy tematyczne, czerpiące z rzeczywistości, a do tego doskonałe warsztatowo. W kolejnych latach w pracowni Pruszkowskiego zawiązały się jeszcze trzy grupy o zbliżonym programie: Szkoła Warszawska, Loża Wolnomalarska i Grupa Czwarta. Sam Prusz należał do każdej z nich.
Ugrupowania realizujące wizję Pruszkowskiego to najlepsze świadectwo wpływu, jaki miał na swoich uczniów. Najbardziej znaczącym z nich pozostało Bractwo św. Łukasza. Jego członkowie wykonali kilka prestiżowych zleceń, otrzymanych dzięki wsparciu profesora: dekorowali luksusowe wnętrza transatlantyków Piłsudski i Batory oraz wykonali monumentalne kompozycje historyczne do polskiego pawilonu na Wystawie Światowej w Nowym Jorku.
Najlepszy pilot wśród malarzy
Irena Lorentowicz wspominała Pruszkowskiego następująco:
„Był jednym z niewielu ludzi, jakich znałam, którzy umieli swe marzenia realizować, którzy żyli tak, jak chcieli, ciesząc się bez miary każdym dniem i każdym swoim dobrym uczynkiem, sypiąc na prawo i lewo okruchami talentu, co było jednym z wielu środków służących ku ozdabianiu życia”6.
Pruszkowskiego cechowała niespożyta energia, którą dzielił między twórczość, nauczanie, działalność publicystyczną i liczne pasje. Żył z fantazją, ekscentrycznie i radośnie. Najbardziej spektakularnym z jego zainteresowań było lotnictwo, które traktował jako doskonałą zabawę. „Najlepszy pilot wśród malarzy” wykazywał się sporą brawurą prowadzącą czasem do niebezpiecznych sytuacji, ale i wyczynów takich jak przelot pod przęsłami Mostu Poniatowskiego w Warszawie. Musiał robić niesłychane wrażenie, przylatując prywatną awionetką ze stolicy do Kazimierza. Poza lataniem Pruszkowski brał udział w rajdach samochodowych, uprawiał także m.in. kolarstwo, wioślarstwo i boks.
Prusz najwyraźniej uwielbiał nowinki techniczne, bo już w 1926 roku postanowił spróbować swoich sił w sztuce kinematografii. Podczas pleneru w Kazimierzu wyreżyserował film Szczęśliwy wisielec, czyli Kalifornia w Polsce według scenariusza swoich studentów Feliksa Topolskiego i Henryka Jaworskiego. Aktorami również byli uczestnicy wyjazdu. Zabawa na planie była zapewne przednia, niestety współcześnie nie jest znana żadna kopia tego filmu.
Ktoś tak niezwykły jak Pruszkowski nie mógł mieszkać w zwyczajnym domu. W latach 30. artysta wybudował w ukochanym Kazimierzu willę według projektu Lecha Niemojewskiego. Budynek, wzorowany na włoskiej architekturze renesansowej, usytuowany został tuż obok zamku. Ta lokalizacja i wyrazista forma domu od początku budziły duże kontrowersje.
Podobno architekt Karol Siciński do końca życia wydrapywał go ze zdjęć, sfrustrowany tym, że nie udało mu się powstrzymać budowy. Współcześnie willa Pruszkowskiego wtopiła się w krajobraz Kazimierza, stając się jednym z najbardziej charakterystycznych punktów miasteczka.
Finał
II wojna światowa zakończyła barwny i radosny rozdział w życiu Pruszkowskiego. Na ostatnim autoportrecie z 1941 roku jego twarz jest poważna, ukazana w błękitno-szarej tonacji, kontrastującej z jaskrawymi kwiatami w wazonie.
Artysta cierpiał w tym czasie na depresję i rzadko opuszczał dom. Malował niewielkie obrazy o barwach znacznie mniej intensywnych niż dawnej. Podczas okupacji Pruszkowski pomagał ukrywać się malarzom żydowskiego pochodzenia. W nocy z 30 czerwca na 1 lipca 1942 roku został aresztowany przez gestapo w swoim mieszkaniu przy ul. Lwowskiej w Warszawie. Kilka godzin później zginął zastrzelony podczas próby ucieczki z transportu. Na wieść o śmierci Prusza Maria Kuncewiczowa napisała:
„Trudno o śmierć, która by bardziej urągała tym krwawym maniakom porządku! Bo Pruszkowski nie mieści się w śmierci, tak jak nie mieścił się w życiu. […] nawet pamięci jego nie można zamknąć w czasie przeszłym, bo Tadeusz Pruszkowski był integralnym artystą, czyli obywatelem nadrzeczywistości. Był nim – rzecz szczególna – nie tyle w malarstwie, co właśnie w życiu, które komponował i ustawiał jak surrealistyczny obraz. […] Te wszystkie prześliczne dziewczyny, ci utalentowani chłopcy, hurmem otaczający zawsze profesora, kochali w nim przede wszystkim nauczyciela szczęścia – szczęścia ludzi wolnych, które nie wyczerpuje się życiem, a śmierć ma za przygodę. Więc teraz, kiedy to nie jego wola odrzuciła formę, jaką sobie obrał na kolejny byt w długiej serii swoich metamorfoz, teraz tym bardziej, ów niezmordowany Feniks, nie wyda im się zabity”7.
Nie miała niestety racji. W latach powojennych twórczość Pruszkowskiego nie pasowała w zasadzie nikomu. Prym znów wiedli koloryści, z którymi nigdy nie było mu po drodze pod względem artystycznym. Jeszcze dalej było mu do przedstawicieli awangardy. Wprowadzenie doktryny socrealizmu także nie poprawiło jego pozycji – nie przystawało do niej ani jego malarstwo, ani tym bardziej życiorys skalany szlacheckim pochodzeniem i współpracą z sanacyjnym rządem. W rezultacie dziś o tym niezwykłym artyście pamiętają głównie znawcy, a przecież bez jego silnej osobowości sztuka międzywojennej Polski nie byłaby taka sama.
Bibliografia:
1. Bartoszewicz W., Buda na Powiślu, Warszawa 1983.
2. Borawski Z., Dumna i piękna, „Przekrój” nr 3559, 2017, https://przekroj.pl/kultura/dumna-i-piekna (dostęp: 04.06.2022).
3. Chmielewska A., W służbie państwa, społeczeństwa i narodu. „Państwowotwórczy” artyści plastycy w II Rzeczpospolitej, Warszawa 2006.
4. Kossowska I., Artystyczna rekonkwista. Sztuka w międzywojennej Polsce i Europie, https://repozytorium.umk.pl/bitstream/handle/item/6404/Artystyczna%20rekonkwista%20repozytorium.pdf?sequence=1 (dostęp: 27.05.2022).
5. Kossowska I., „Nauczyciel szczęścia”. Tadeusz Pruszkowski i jego legenda, w: Sława i zapomnienie. Studia z historii sztuki XVIII–XX wieku, red. D. Konstantynow, Warszawa 2008, s. 255–272.
6. Lorentowicz I., Oczarowania, Warszawa 1975.
7. Malarze z kręgu Tadeusza Pruszkowskiego Bractwo św. Łukasza, Szkoła Warszawska, Loża Wolnomalarska, Grupa Czwarta, red. B. Askanas, H. Piprek, A. Prugar, Warszawa 1978.
8. Pruszkowski T., Malarz i Kazimierz, „Wiadomości Literackie” nr 2, 1939, s 4.
9. Rutkowski Sz., Tadeusz Pruszkowski, „Sztuki Piękne” nr 1, 1927/1928, s. 1–14.
10. Seweryn-Puchalska D., Tadeusz Pruszkowski (1888–1942), https://lukaszowcy39.pl/bractwo-sw-lukasza/tadeusz-pruszkowski-1888-1942 (dostęp: 26.05.2022).
11. Śladami mistrza. Pisali o Pruszu, „Brulion Kazimierski” nr 7, 2006, s. 6–8.
12. Zamoyski J., Łukaszowcy. Malarze i malarstwo Bractwa św. Łukasza, Warszawa 1989.
Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie oraz tego artykułu jest:
PGE – Polska Grupa Energetyczna od wielu lat wspiera i promuje polską kulturę przez sponsoring ważnych wydarzeń kulturalnych oraz instytucji kultury. Grupa PGE angażuje się w dbałość o polską kulturę i polskie dziedzictwo narodowe, ale też w upowszechnienie wizerunku muzeów jako miejsc otwartych i przyjaznych dla publiczności, proponujących wciąż nowe i interesujące projekty. Podkreśla również niezwykle ważną rolę edukacji w procesie poznawania polskiej sztuki.
PGE jest Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Narodowego w Lublinie, Muzeum Narodowego w Gdańsku oraz Muzeum Narodowego w Kielcach, a także Mecenasem Edukacji i Nowego Skarbca Koronnego na Zamku Królewskim na Wawelu.
- Fragment wierszyka napisanego dla Pruszkowskiego z okazji imienin przez studentów. ↩
- I. Lorentowicz, Oczarowania, Warszawa 1975, s. 45. ↩
- W. Bartoszewicz, Buda na Powiślu, Warszawa 1983, s. 46. ↩
- J. Zamoyski, Łukaszowcy. Malarze i malarstwo Bractwa św. Łukasza, Warszawa 1989, s. 18. ↩
- W. Bartoszewicz, op. cit., s. 42. ↩
- I. Lorentowicz, op. cit., s. 52. ↩
- I. Kossowska, Artystyczna rekonkwista, s. 369, https://repozytorium.umk.pl/bitstream/handle/item/6404/Artystyczna%20rekonkwista%20repozytorium.pdf?sequence=1 (dostęp: 27.05.2022). ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Fryderyk Pautsch „Portret Leopolda Staffa” - 20 września 2024
- Józef Pankiewicz „Dziewczynka w czerwonej sukience” - 18 kwietnia 2024
- Mela Muter „Autoportret w świetle księżyca” - 4 kwietnia 2024
- Japoneczki, czyli kobiety w kimonach w polskiej sztuce - 8 stycznia 2024
- Skandal, konflikt, pojedynek, zabójstwo, czyli o wybuchowej naturze polskich artystów - 17 grudnia 2023
- Kolorowy ptak. O tragicznych losach niezwykłej malarki – Teresy Roszkowskiej - 29 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Nasturcje” - 6 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Portret pani Solskiej” - 12 września 2023
- Twarzą w twarz z Wyspiańskim, czyli o autoportretach artysty - 1 września 2023
- Jan Matejko „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem” - 16 lutego 2023
Co do prawdy historycznej:
1) Karol Siciński nie był nigdy ”kazimierskim konserwatorem zabytków”
2) w latach 1935 – 1939 urzędującym konserwatorem był dr Józef Edward Dutkiewicz ( 31 X 1935 – IX 1939)
3) “Karol Siciński odbudował lub wybudował w Kazimierzu według swych projektów co najmniej 60 budynków” (vide :Żurawski) .Mógł być raczej sfrustrowany tym, że nie dostał zamówienia od Pruszkowskiego na realizację projektu willi PRACOWNIA, w tej wyjątkowej lokalizacji.
4) To, że “wydrapywał go ze zdjęć” tzn. że nielegalnie niszczył materiały archiwalne w pracowni państwowej, to nie jest pewne…. Ale to że mógł prześladować Niemojewskiego i Pruszkowskiego po wojnie to jest możliwe ….
Oto lista konserwatorów wojewódzkich w Lublinie w latach 1919-1975.
1919 – 1930. inż. Jerzy Siennicki (zwolniony przez Woj. 29 IV 1930 r)
1930 – 1935 dr Franciszek Ksawery Piwocki (15 VI 1930 -31 X 1935)
1935 – 1939 dr Józef Edward Dutkiewicz ( 31 X 1935 – IX 1939)
1945- 1950 inż. arch. Zygmunt Knothe 1 V 1945 r. kons. Woj.
1950- 1963 mgr inż. Henryk Gawarecki, Kons. woj.(1 I 1950 r.- 1 XII 1963)
1963 – 1975 mgr Mieczysław Kurzątkowski
Oczarowania Irena Lorentowicz a nie olśnienia…….
Dzięki poprawione 🙂