Mecenasem artykułu jest:
Przenieśmy się w czasie. Krynica (obecnie Krynica-Zdrój), druga połowa lat czterdziestych XX wieku. Lato. Między willami ozdobionymi charakterystycznymi wyciętymi w drewnie ażurowymi wzorami przechadzają się tłumy turystów. Widzą podstarzałego człowieka, który na murku przy ruchliwej ulicy uwił sobie skromną pracownię malarską. Wielu go widzi, ale niewielu naprawdę dostrzega. Miejscowi mówią na niego Nikifor, tajemnicze i intrygujące imię, ale on sam nie przyciąga uwagi, przeciwnie, wtapia się w pejzaż ulicy. Jest bardzo niskim i drobnym mężczyzną. Nosi zniszczone ubranie i złamane, niedbale sklejone okulary. Siedzi przygarbiony, wynędzniały, ale uśmiechnięty. Skupiony na pracy.
Jest osobliwością miasteczka. Przedstawia się jako Nikifor, Nikifor Krynicki, Nikifor Matejko… Czasem toleruje się jego „dziwactwa” i pozwala w spokoju malować, innym razem przegania się go za włóczęgostwo. Jest trochę jak człowiek-widmo. Żyje poza nawiasem społeczeństwa, nie ma dokumentów, nie może się wylegitymować. Dopiero po śmierci Nikifora odnajdzie się metryka jego narodzin, przybliżona data przyjścia na świat zamieni się w konkret, poznamy nazwisko jego matki i jego prawdziwe imię, odkryjemy, że miał łemkowskie korzenie.
Epifaniusz Drowniak. Narodziny atypowego artysty
Urodził się 21 maja 1895. Na imię miał Epifaniusz. Był nieślubnym synem Rusinki Eudokii Drowniak (w różnych publikacjach pojawiają się inne wersje imienia i nazwiska, na przykład Maria Derewniak, Jewdokia Drowniak), posługaczki w krynickim pensjonacie „Trzy Róże”. To eleganckie uzdrowisko, odwiedzane przez arystokratów, zamożnych ludzi i artystów, stało się prawdopodobnie scenerią przelotnego romansu, którego owocem był właśnie Nikifor. Niektórzy pamiętali malarza uwodziciela, który podrywał pokojówki w pensjonacie, stąd od początku panowało przekonanie, że ojcem Nikifora był ów malarz, po którym chłopiec – jak miało się z czasem okazać – odziedziczył pociąg do farb i pędzla. Trudno orzec na ile faktyczna, a na ile symboliczna jest opowieść o niemal biblijnych narodzinach chłopca w drewnianej szopie w pobliżu cerkwi oraz tym, jak matka małego Nikifora wskazując na obrazy świętych w cerkwi mówiła niewyraźnie: „To twój ojciec”.
Chłopiec rósł, ale miał trudności z nauką i porozumiewaniem się. Nie ukończył szkoły podstawowej, wyniósł z niej tylko podstawy pisania drukowanymi literami oraz liczenia. Powszechnie uważano, że jest opóźniony w rozwoju i głuchoniemy. Mówił niewiele i bełkotliwie, tak jak jego matka, bardzo trudno było go zrozumieć. Lubił malować…
Od śmierci Nikifora minęło dokładnie pół wieku. Dziś jego obrazy są znane i cenione na całym świecie. W obszernym leksykonie zatytułowanym Wielka encyklopedia malarstwa polskiego ze wstępem Jana K. Ostrowskiego znajdziemy wzmiankę o artyście rozpoczynającą się od słów „jeden z najbardziej znanych”. Również dedykowana młodszemu czytelnikowi Encyklopedia polskich malarzy, pod redakcją Joanny Babiarz, określa Nikifora mianem „jednego z najwybitniejszych artystów sztuki naiwnej na świecie”. I chociaż dzieł Nikifora często brakuje w albumach poświęconych polskim i zagranicznym klasykom sztuki, znajdziemy go w opracowaniach na temat prymitywizmu, sztuki naiwnej. Przez dekady krynickiemu artyście poświęcono też wiele książek monograficznych.
Dowiemy się z nich, że ze względu na pochodzenie, brak wykształcenia, nietuzinkowy styl życia Nikifor dla wielu był pariasem świata sztuki. Odmieńcem i odludkiem, nędzarzem, który malował na makulaturze. Nawet w rodzinnej Krynicy długo nim pogardzano. Ludzie odmawiali mu miana artysty, mówili:
„Co to za malarz? Przecież on pluł na farby.”
Jednak czas pokazał, że Nikifor był jak nieoszlifowany diament, samorodny talent, który w ostatniej dekadzie życia został doceniony i zyskał międzynarodową sławę. W Polskim słowniku biograficznym przeczytamy:
„Ze względu na wyjątkowe wartości artystyczne i estetyczne dzieł Nikifora, uznajemy go za malarza, bez przymiotnika: ludowy, amator, dyletant, zwłaszcza obecnie, gdy wykształcenie artysty i jego biegłość akademicka są bez większego znaczenia.”
Dzieła Nikifora wędrowały nie tylko po Europie, ale po całym świecie, a jednak pasuje do niego dwuznaczne określenie malarz (nie)znany. Niemal wszyscy słyszeli jego zapadający w pamięć artystyczny przydomek, ale niewielu z nas zna prawdziwe nazwisko malarza, a jeszcze mniej wie coś więcej o życiorysie Nikifora i, zaliczanej do nurtu prymitywizmu, sztuce, którą tworzył.
Biografia Nikifora jest pełna tajemnic, są w niej luki, fakty mieszają się z fantazjami, mikroskopijnymi legendami. Pięćdziesiąt lat po śmierci artysty, trudno zbudować jego w pełni wiarygodny i obiektywny portret. Mimo to warto prześledzić historię życia i artystyczne ścieżki tego jedynego w swoim rodzaju malarza samouka.
Nikifor. Niemowa, żebrak, malarz
Większość artystów znamy nie tylko z ich dzieł, ale też tego, co o swojej twórczości mówili. Odautorskie komentarze dają wgląd w motywacje i inspiracje. Nikifor był artystą, który niewiele mówił, przemówić może tylko jego dzieło.
Malowidła Nikifora są bardzo charakterystyczne. Nawet jeśli nie mamy do czynieniami z oryginałami, oglądamy tylko ich fotografie umieszczone w książkach czy inne reprodukcje, Nikifory – jak zaczęto je z czasem nazywać – trudno pomylić z twórczością jakiegokolwiek innego malarza ludowego.
„Stworzył tysiące akwarel, więcej dobrych niż złych. Żył długo i bardzo się zmieniał. Jednak obrazek jego poznamy z drugiej ulicy wśród wszystkich innych, na całym świecie (…). Namalował tysiące akwarel i nigdy się nie powtórzył. Nie znajdziemy dwu jego obrazków takich samych. Każdy Nikifor jest inny.”
Nikifor malował najczęściej akwarelami, niekiedy temperą, farbami olejnymi, pod koniec życia kredkami. „Nigdy w życiu nie malował na sztalugach; nie miał palety. Nikifor, jak dobry rzemieślnik, potrzebuje stołu i stołka”. Pracował w charakterystyczny sposób. Zaczynał od rysunku konturowego, precyzyjnie szkicował wszystko, czym chciał zapełnić przestrzeń. Następnie nakładał kolory. Kiedy farby wyschły kładł drugą warstwę. Na koniec podkreślał ciemnymi liniami kontury, aby wyostrzyć i oddzielić od siebie poszczególne elementy. Używał charakterystycznych zestawień barwnych – złamanych zieleni, brązów, szarości, błękitów, żółcieni i fioletów.
Postacie oddawał z prostotą bliską deformacji, co kontrastowało z wirtuozerią w przedstawianiu krajobrazów i architektury. Malował tanimi akwarelami, co chwilę ślinił pędzelek. Nieustannie brakowało mu papieru. Wiele wskazuje na to, że pierwsze akwarele namalował na austriackich drukach urzędowych z lat dwudziestych. Później pewna nauczycielka miała mu podarować stare zeszyty. Sztywne granatowe okładki wykorzystał do stworzenia malowideł w większym formacie, w ostateczności pokrywał farbą nawet zapisane strony. Na wielu z nich widać wyraźnie linie lub kratki. Malował na wszystkim, kartonikach i papierowych opakowaniach po żywności, czekoladzie, cukierkach, papierosach i innych produktach.
Nikifor – Matejko
Stworzył kilkadziesiąt tysięcy obrazków, wiele z nich sprzedał za grosze lub wymienił na jedzenie. Zachowały się listy żebracze, na których w zamian za pomoc finansową oferuje swoje akwarele. Listy zostały oczywiście napisane przez kogoś innego, Nikifor zostawiał na nich tylko autograf w postaci mniej lub bardziej nieczytelnego podpisu.
Kiedy nikt nie interesował się jego twórczością, nie kupował jeszcze jego prac, Nikifor miał czas na ich oprawianie. Robił papierowe ramki i mocował do nich sznurkowe zawieszki. Podobno zawsze miał przy sobie przeszkloną kasetkę ze starszymi pracami. Część z nich była datowana, co pozwoliło później odtworzyć, jak przeobrażał się malarz i jego sztuka.
Główne tematy jego malowideł to widoki miejskiej architektury (szczególnie Krynicy i Krakowa), cerkwie (wnętrza cerkwi i kościołów pędzla Nikifora nazywa się potocznie Kapliczkami), wille i ulice, dworce kolejowe w różnych zakątkach Polski, fantastyczne wykreowane w wyobraźni miasta i budowle. Dzieła Nikifora zaskakują ogromem detali. Z pieczołowitością kreślił wstęgi dróg, balustrady budynków, płoty, okiennice, dachówki, etc. Intuicyjnie łączył tradycję polską z ukraińską, łemkowską. Rzadko malował zwykłych ludzi, tworzył wizerunki postaci przypominających świętych z prawosławnych ikon. Portretował też siebie. Stworzył wyjątkowe autoportrety, na których czasem jest malarzem, czasem kimś zupełnie innym (Nikifor – malarz na moście, Nikifor – biskup w pokoju, Nikifor rozsyłający uczniów).
Co ciekawe, jeśli umieszczał na akwareli jakiś obraz – na przykład malował wnętrze mieszkania, którego ścianę zdobił portret lub ikona – był to jego własny obraz. Na pierwszy rzut oka widać charakterystyczną nikiforowską kreskę i obramowanie. Umieszczał obrazy w obrazie, miał też tendencję do multiplikowania własnej postaci. Na niektórych malowidłach można dostrzec dwóch, trzech, czterech Nikiforów. Niby statycznych, ale w ruchu. W różnych miejscach, jakby próbował zagęścić czas i ukazać wiele momentów czy różne pory dnia na jednym obrazie.
Akwarele o wspólnej tematyce nazwane „Powroty z pracy”, na których portretował siebie ze względu na ładunek emocjonalny i atmosferę osamotnienia porównywano do prac van Gogha. Są to z jednej strony widoki wsi, łąk i lasów, z drugiej krynickich ulic, chodników i kamienic. „Są też pomiędzy nimi miasta wyraźnie fantastyczne, ozdobione rzeźbami i chorągwiami na cześć Nikifora.” Przeważają widoki letnie. Nikifor nie lubił zimy i rzadko uwieczniał tę porę roku.
Malował za to kuchnie. Ta przestrzeń, która dawała mu poczucie bezpieczeństwa, była dla niego godną sztuki. Kojarzył ją z ciepłem i jedzeniem. Miał dorastać w pensjonatowej kuchni, gdzie spał przy piecu. Andrzej Banach, krakowski krytyk artystyczny i kolekcjoner sztuki, który w pewnym okresie życia przyjął rolę obrońcy i popularyzatora twórczości Nikifora, wspominał, że gdy artysta przyjechał do Krakowa, zamieszkał właśnie w kuchni.
Opowiadał też, jak zaskoczyło go, kiedy pewnego dnia zupełnie niespodziewanie Nikifor stanął na progu jego domu. Oczywiście był zaproszony i mile widziany, zaskakujące było to, że malarz, który wydawał się zupełnie niesamodzielny i życiowo nieporadny, dotarł bez przeszkód do Krakowa. Okazało się, że Nikifor podróżował. Dokumentują to liczne akwarele, na których uwiecznił dworce i bocznice kolejowe różnych miast.
Większość podróży Nikifor odbywał w wyobraźni, z pędzlem w dłoni, jednak wszystko wskazuje na to, że miał też wewnętrzny kompas, który pozwalał mu odnaleźć się w wielkim świecie. A w sercu kompasu współrzędne geograficzne Krynicy, do której zawsze bezbłędnie powracał. Nawet wtedy, gdy, ze względu na łemkowskie korzenie, dwukrotnie wywożono go z Krynicy w ramach akcji „Wisła”. Nogi same niosły go do miasta, które uważał za swój dom. W 1963 roku władze uhonorowały malarza nadając mu urzędowo nazwisko Krynicki.
Megaloman i ekscentryk czy nadwrażliwiec i marzyciel?
Ci, którzy spędzili sporo czasu w towarzystwie Nikifora, wspominają, że z jednej strony był skromny, z drugiej zaskakująco kapryśny, wybredny i wymagający. Krążą anegdoty o tym, jak cieszył się ze starych zniszczonych ubrań i dobrych przedmiotów, które darowali żebrzącemu Nikiforowi przechodnie, a za jakiś czas potrafił pogardzić świetnym garniturem, bo nie odpowiadał mu kolor.
„Wiele autoportretów Nikifora trzeba ocenić nie tylko według kryteriów estetycznych, ale także jako prośbę człowieka, który chciał ocaleć.”
Stawiał siebie w centrum świata. Portretował w eleganckim stroju, garniturze, czarnej pelerynie, pięknej czapce lub kapeluszu i w krawatce. Jakby zaklinał rzeczywistość, z żebraka zamieniał się w gentlemana, który z elegancką teczką pod pachą przemierza ulice miasta, budząc sympatię i szacunek napotkanych ludzi, którzy najczęściej pozostają niewidoczni, poza kadrem. Na autoportretach jest zawsze młody. Nikifor jako pochylony nad otwartą księgą nauczyciel, jako ksiądz, biskup, król w koronie…
W ten infantylny sposób wymalował sobie alternatywny życiorys, w sztuce podarował sobie wszystko to, czego brakowało mu w realnym życiu. Można by porównać akt twórczy Nikifora do obrzędu magicznego.
Jego zaklęcia i marzenia w pewnym sensie się ziściły. Doczekał dnia, w którym jego akwarele osiągnęły zawrotne ceny, dorobił się mieszkania, miał auto z kierowcą, spędził wakacje w Bułgarii. Na pokładzie samolotu miał powiedzieć: „Chyba lecę do nieba, ale świętych nie widać”.
Tymczasem pod jego domem ustawiały się kolejki ludzi, chcących kupić jego obraz, a najlepiej kilka. Doszło nawet do tego, że zaroiło się od fałszerzy, usiłujących podrobić styl artysty. Może trudno w to uwierzyć, ale współcześnie Nikifor zaliczany jest do grona malarzy, których twórczość była najczęściej fałszowana. Jednak zanim do tego dojdzie, świat musi poznać tego nietypowego artystę.
Trudne początki
„Życie Nikifora w Krynicy było jednostajne. Dzień podobny do dnia. Mistrz budził się ze snu nocnego na twardej ławie przy piecu albo z dala od pieca. Wstawał niechętnie, wychodził bez śniadania, szukał pierwszego posiłku w pensjonatach, malował na ulicy wśród śmiechów dzieci; jadł obiad, nieraz w postaci bułki, i wieczorem wracał do domu, gdzie liczył grosze, które wpadły do kapelusza. Niewiele niespodzianki, inności, rozrywki w miasteczku, gdzie wszyscy go znali i nikt nie lubił (…). Co parę miesięcy, może raz w roku, może dwa razy, wyjeżdżał z Krynicy. Wyjeżdżał… i szybko wracał.”
Garść faktów. Twórczość Nikifora odkrył w 1930 roku ukraiński malarz Roman Turyn. Zainteresował nią kapistów, co sprawiło, że w 1932 akwarele Nikifora znalazły się na zbiorowej wystawie w Paryżu. Pierwsza publikacja na temat Nikifora pojawiła się w prasie w czasopiśmie „Arkady” w 1938 roku. Autorem artykułu był Jerzy Wolff. Mimo kilku prób spopularyzowania twórczości samouka, Nikifor pojawiał się i znikał, nie goszcząc na dłużej w świadomości miłośników sztuki współczesnej.
Andrzej Banach dostrzegł niecodzienny talent malarza i wraz z żoną Ellą dołożył wszelkich starań, by akwarele człowieka – którego nie wahał się nazywać artystą i mistrzem – pojawiły się w muzeach. Pierwszą indywidualną wystawę Nikifora udało się zorganizować w 1949 w warszawskim salonie SARP-u, ale dopiero od końca lat pięćdziesiątych jego malarstwo zaczęło cieszyć się szerszym uznaniem. Zaprezentowano je wówczas w Paryżu, Amsterdamie, Brukseli, Frankfurcie, Hanowerze, Wiedniu, Hajfie, Bazylei, Londynie i Chicago.
Starania o zorganizowanie pierwszej zagranicznej wystawy Nikifora w Paryżu Banach podjął w 1957 roku, ale wszystkie galerie odrzuciły prace. Argumenty na „nie” trudno było podważyć. Akwarele Nikifora były „pobazgrane” (mniej lub bardziej czytelne podpisy, na których autor umieścił drukowanymi literami nazwy miejsc, tytuły prac, swój podpis), brudne, niektóre tekturki były połamane; było ich bardzo dużo, trudno było je skatalogować i wybrać najlepsze; wreszcie Nikifor był nieznany nawet we własnym kraju. Jednak z drugiej strony „świeżość nieuczonego spojrzenia” była w tym czasie w modzie.
Szlaki przecierali Henri Rousseau, André Bauchant i inni artyści nazywani malarzami naiwnymi lub prymitywistami. Dina Vierny – francuska kolekcjonerka sztuki i dyrektorka prywatnej galerii zaryzykowała i wystawiła prace Nikifora. Wernisaż odbył się 15 kwietnia 1959 roku.
„Wszystkie obrazy oprawiono w głębokie ramy, a efekt wzmocniono pokrytym płótnem lnianym passe-partout oraz złotymi i koralowymi listwami.” Wystawa okazała się wielkim sukcesem. Recenzje we francuskiej prasie były w większości entuzjastyczne, choć trudno przeoczyć, że sam Nikifor został odebrany jak dziwum, istota, która dopiero niedawno opuściła jaskinię. W „L’Express” pojawił się taki oto artykuł, którego nagłówek brzmiał Genialny kloszard polski Nikifor:
„Nareszcie prawdziwy naiwny. Ma 65 lat, twarz przebiegłą bezzębnego żebraka. Jest zawsze źle ogolony. Źle mówi, jest prawie zupełnie głuchy i w kraju, gdzie żebractwo jest surowo zakazane, ma pisemne upoważnienie do uprawiania swej »działalności« (…) Maluje od niepamiętnych czasów (…) Są to dziwne akwarele, o oszałamiającej niezręczności. Przypominają zarazem ikony, które Nikifor zna znakomicie, i dzieła Celnika Rousseau czy Viviana, których Nikifor nie zna zupełnie (…). Nie umie czytać ani pisać. To prymityw XX stulecia – współczesny garncarzom azteckim sprzed dwóch tysięcy lat (…). Wystawa jego (…) jest być może, w tej światowej stolicy malarstwa rewelacją roku.”
Choć sam Nikifor nie brał udziału w zagranicznych wernisażach i wystawach, widzowie poznali jego twarz z fotografii.
Jego artystyczny pseudonim pojawił się na afiszach w towarzystwie Chagalla i van Gogha. Nazwisko artysty pojawiało się odtąd w polskiej i zagranicznej prasie, można było usłyszeć o nim w radiu. Nikifor stał się fenomenem. „Jego biedne arcydzieła, wystawiane niegdyś na chodniku, teraz odbywają podróż po Europie” – pisała belgijska prasa. Malarza ceniono za autentyzm, czystość wizji, niezafałszowanie, które paradoksalnie nie zawsze towarzyszy malarzom zwanym „naiwnymi”.
Nikifor wpisuje się w obserwacje Aleksandra Jackowskiego – który nota bene nazwał krynickiego malarza „zabłąkanym na ziemię jakby z innego świata” – na temat specyfiki wszelkiej twórczości. Etnograf i badacz sztuki napisał: „Oryginalność? Zawsze towarzyszy twórczości, ale trudno wymyślić coś, czego jeszcze nie było, czego nie można sobie wyobrazić. Kultura jest ciągiem zapożyczeń, wpływów, wzajemnych oddziaływań. Tylko wielkim artystom dane jest przekraczać próg nieznanego, otwierać nowe drogi. Udaje się to też – o paradoksie – ludziom żyjącym w psychicznej izolacji, oderwaniu od kultury”.
W pewnym sensie Nikifor wpisuje się też w grono twórców art brut, czyli sztuki surowej i nieokrzesanej, a jednocześnie szlachetnej w swej prostocie. Sztuki tworzonej spontanicznie, przez ludzi bez wykształcenia, nierzadko dotkniętych chorobą, ułomnością, obłędem. Termin ukuł Jean Dubuffet, dla którego twórcy art brut to „wizjonerzy marginesu społecznego”.
Choroba i schyłek życia Nikifora
Oceniono, że Nikifor najlepsze prace stworzył między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia. „Tajemnicze w pomyśle, odważne w kolorze, ciemne w tonacji, precyzyjne w rysunku. Były też największe.” Był to szczytowy okres jego twórczości, później wraz z pogarszającym się stanem zdrowia, psuła się też jego sztuka. Malarz miał duże kłopoty ze wzrokiem, a ponieważ miał też trudności z komunikacją, nawet szczegółowe badania nie dawały gwarancji, że dobierze się dla niego odpowiednie soczewki do okularów.
Słabnący wzrok był jednak niczym w porównaniu z gruźlicą. „Nikifor miewał długie napady kaszlu, w czasie których siniał i sztywniał”. Bardzo wzbraniał się przed pobytami w szpitalu. „Nikifor albo sam chce czegoś, i wtedy to robi, a nawet musi zrobić, choćby widział przeszkody, albo czegoś nie chce, i wtedy możliwość perswazji czy przymusu jest nierealna”. Pod pewnymi względami zachowywał się jak dziecko, trzeba było uciekać się do podstępów i pochlebstw, żeby cokolwiek od niego wyegzekwować. Kiedy podjął leczenie, śmiertelna choroba była już mocno zaawansowana. Lata biedy i niedojadania odcisnęły swoje piętno. Był fizycznie wyniszczony. Choć pracowity, malował z coraz większym wysiłkiem, zdarzało mu się przysnąć w czasie pracy. Pod koniec życia malował w pośpiechu.
„W ostatnich miesiącach życia mistrz z Krynicy rysował kredką na przejrzystych bibułkach świętych, których najbardziej potrzebował. Były to obrazy na żałobnym czarnym tle. Nalepiał je na szybach pokoju szpitalnego, w którym leżał i umarł.”
Pochowano go w rodzinnym mieście 10 października 1968 roku. W krynickiej willi „Romanówka” stworzono muzeum, w którym zgromadzono prace i pamiątki po Nikiforze.
Nikifor ma twarz Krystyny Feldman
Czternaście lat temu na ekrany kin trafił Mój Nikifor, fabularny film osnuty na wątkach z biografii artysty, który przyczynił się do wzrostu zainteresowania krynickim twórcą. Za reżyserię odpowiadał Krzysztof Krauze, w tytułową rolę wcieliła się… kobieta. Drobna, starsza pani, znana z drugoplanowych ról Krystyna Feldman. Nieżyjąca już aktorka (1916-2007) dała malarzowi swoją twarz, po charakteryzacji tak podobną do oblicza Nikifora. Założę się, że wielu z nas słysząc „Nikifor”, widzi właśnie tę filmową twarz.
Obraz skupia się na ostatniej dekadzie życia Nikifora, latach sześćdziesiątych, kiedy opiece nad artystą poświęcił się inny malarz, Marian Włosiński. W pamięć zapada portret trudnej relacji artystów, pogarszający się stan zdrowia Nikifora, palenie jego obrazów, kiedy odkryto, że przenosi zakaźną chorobę, a przecież miał w zwyczaju ślinić pędzle…
„Malowanie było dla niego sensem egzystencji (…) sposobem przebłagania świata.”
„Uproszczenie kompozycji, omijanie trudności rysunku, przewaga treści, dydaktyzm, omyłki techniczne, zaostrzenie efektownych środków ekspresji, pogarda dla »ładności«, zbliżenie się do smaku ludowego, dramatyzm” to zdaniem badaczy, główne cechy twórczości Nikifora. Krynicki artysta nie schlebiał gustom, malował zgodnie z tym, co podpowiadało mu oko, intuicja oraz wyobraźnia. Po prostu opowiadał, niewypowiedziane słowa zamieniał w pociągnięcia pędzla.
Niezachwianie wierzył we własny talent, jednocześnie nie za bardzo cenił twórczość innych artystów. Oglądając cudze obrazy, Nikifor „najczęściej mruczy coś krytycznie, pokazuje z oburzeniem palcami miejsca, które mu się nie podobają, i w rozmowie sam z sobą wyraża odwieczny sąd wszystkich twórców szczerych. Że on sam inaczej by to zrobił.”
Nie operował światłocieniem, umieszczona na obrazie lampa nie oświetla tego, co wokół niej, źródłem światła są u Nikifora samego kolory. Posługiwał się perspektywą charakterystyczną dla ikon – to co niżej, zdaje się być bliżej widza. Malowanie zaczynał właśnie od dołu i piął się wyżej stawiając ściany i mury budynków, kolejne kondygnacje ulic, dróg, szlaków kolejowych. Niektórzy zwracają uwagę na to, że na jego malowidłach widać wyraźny podział na trzy sfery: ziemię, kościół i niebo.
„Tragiczna jego historia wykształciła u mistrza z Krynicy nadwrażliwość i lęk, które zwyciężał fantazją. Nikifor obserwował dokładnie rzeczywistość, aż do granicy widzialności szczegółu, rysował precyzyjne konstrukcje swego świata, lecz kompozycji nadawał sens magiczny przez deformację, nieraz zasadniczą. Było to zjednoczenie materii i wyobraźni w opowiadaniu, w którym rzeczywistości od fikcji nie można odróżnić.”
Studiowanie malarstwa Nikifora to nieustanne zdziwienie. Że tak skromnymi środkami umiał wyczarować tak piękne, działające na wyobraźnię malowidła. Że jego akwarele są tak różnorodne.
Miłośnikowi sztuki, który przygląda się pracom Nikifora, może przyjść do głowy pytanie, jak wielkich rzeczy mógłby dokonać też malarz samouk, gdyby los potraktował go inaczej. Gdyby zamiast tekturek i tanich akwareli brał do rąk płótna i trwałe farby, gdyby miał możliwość kształcenia się, eksperymentowania z różnymi technikami artystycznymi… Szybko jednak przychodzi refleksja, że chyba on sam wcale by tego nie chciał. Poza tym nie byłby to już ten sam Nikifor, a ktoś zupełnie inny.
Andrzej Banach powiedział: „Nikifor obrazkami swymi wystawił sobie pomnik”. Można dodać, że jest to pomnik skrojony na jego miarę. Piękny w swej prostocie, ze szczerym i bezpretensjonalnym epitafium.
„W blaszanym pogiętym pudełku
mieszkają okruchy tęczy
barwne kamyki
z których Pan Bóg
zrobił mozaikę ziemi
kawałek burzy
kawałek liścia
kawałek wody
pędzelkiem wyleniałym
jak mysi ogonek
dotyka się delikatnie
kamyków świata
przedtem
trzeba pędzel poruszyć
to znaczy poślinić”
Zbigniew Herbert, Nikifor, fragment
Jeśli nie zaznaczono inaczej, cytaty pochodzą z publikacji Andrzeja Banacha i Elli Banach poświęconych Nikiforowi.
Bibliografia:
1. Encyklopedia polskich malarzy, pod red. Joanna Babiarz, Warszawa 2017.
2. Historia o Nikiforze, Ella Banach, Andrzej Banach, Kraków 2004.
3. Nikifor, Andrzej Banach, Warszawa 1983.
4. Nikifor, Barbara Banaś, Warszawa 2006.
5. Nikifor. Malarstwo, praca zbiorowa, wstęp: Zbigniew Wolanin, Lesko 2014.
6. Pamiątka z Krynicy, Andrzej Banach, Kraków 1959.
7. Wielka encyklopedia malarstwa polskiego, praca zbiorowa, Kraków 2011.
Mecenasem artykułu jest:
Salon Dzieł Sztuki Connaisseur
SkupObrazow.pl, to najstarszy i największy w Polsce serwis, poprzez który mogą Państwo bez wychodzenia z domu uzyskać informacje na temat wartości posiadanych obrazów, antyków i dzieł sztuki. Oferuje on wycenę obrazów i antyków na podstawie zdjęć, możliwość skupu obrazów za gotówkę jak również przyjęcie obiektów w komis na korzystnych warunkach. Cechuje nas profesjonalizm, rzetelność i doświadczenie – zgłaszane obiekty opiniowane są przez pracowników istniejącego od 1991 roku Salonu Dzieł Sztuki CONNAISSEUR w Krakowie. Zapraszamy do kontaktu i współpracy!
A może to Cię zainteresuje:
- Sobowtór w sztuce dawnej i współczesnej - 6 grudnia 2024
- Sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga – malarstwo Mary Cassatt - 21 listopada 2024
- Frida Kahlo „Ja i moje papugi” - 8 kwietnia 2024
- Jan Lebenstein i jego malarski bestiariusz - 8 września 2023
- Edvard Munch „Madonna” - 9 grudnia 2022
- „Epickie oko gruzińskiego życia”. Niko Pirosmani i jego dzieło - 4 września 2022
- Bruno Schulz. Malarz, pisarz, geniusz - 11 lipca 2022
- Kiedy depresja przeradza się w sztukę - 22 lutego 2022
- Nie pozwolisz żyć czarownicy. Wiedźmy w malarstwie - 27 października 2021
- Podszepty wyobraźni. Andrzej „Dudi” Dudziński i jego świat - 22 września 2020
Małe sprostowanie – Jewdokia to nie “błędne” imię, tylko wschodnia wersja imienia Eudokia 🙂
Kilkanaście malowideł Nikifora posiadał mój wujek Antoni Budziński , architekt – budowlaniec mieszkający w Krynicy , z zamiłowania malarz-kopista. Znał Nikifora .Nawet czasem spacerował z nim po Krynicy. Dawał Nikiforowi materiał do malowania , a Nikifor ofiarował wujkowi swoje malowidła. Wujek Budziński wybudował kilka okazałych budowli w Krynicy , m.in. pijalnie wód mineralnych , Dom Drzewiarza itp. Kiedy wujek w latach 80-tych wyprowadzał się z Krynicy do Miechowa , jego żona robiąc porządki wyrzuciła te malowidła ,, dziecinne ” jak powiedziała do śmieci nie wiedząc że to malowidła Nikifora. Wujek spytał ciotkę , gdzie są malowidła te co były w szafie , zrolowane i przewiązane tasiemką. Odpowiedziała , że myślała że to malunki dzieci ze szkoły podstawowej , więc wyrzuciła je wraz ze śmieciami do kubła. Opowiadał to wujek , a nie nie lubiał bajdurzyć.
To trochę małowiarygodne opowiadanie o wujku. Chętnie poznałbym więcej szczegółów na ten temat.
Dla mnie Nikifor już zawsze będzie miał twarz Krystyny Feldman.
Jej rola była poruszająca w tym samym stopniu co życiorys Artysty.
Jest to obraz kultowy, niezapomniany, urzekający… podobnie jak przedstawiana sylwetka.
http://czytamiznikam.blogspot.com /