W dziejach ludzkości było wiele mrocznych momentów, kiedy nietolerancja i strach przed obcym stawały się iskrą zapalną prześladowań. Ofiarami przemocy padały konkretne grupy społeczne, religijne, a nawet całe narodowości. Jednym z takich momentów był czas, kiedy zapłonęły stosy. Prześladowania ludzi oskarżonych o czary rozpoczęły się ok. 1400 roku, ich apogeum datuje się na połowę XVI wieku, ale egzekucje wykonywano jeszcze pod koniec XVIII wieku. Polowanie na czarownice zasięgiem objęło niemal całą Europę, w tym Polskę.
To, co początkowo miało być walką z heretykami, zamieniło się w ludobójstwo. Czasami dochodziło do wyludnień całych osad i miasteczek, ponieważ jedno oskarżenie o czary pociągało za sobą kolejne. Podczas procesów o czary niewinne kobiety słyszały zarzuty o podpisywanie cyrografów, nocne sabaty, latanie, spółkowanie z diabłem etc. Jeden wers z Księgi Wyjścia głoszący: „Nie pozwolisz żyć czarownicy” sprawił, że rozpętały się okrutne tortury psychiczne i fizyczne, w wyniku których zginęły tysiące niewinnych ludzi.
„Narodziny mitu czarownicy zbiegają się niemal ściśle z momentem wynalezienia druku”1 – pisze Mona Chollet w książce Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet. Niewątpliwie przyczyniło się to do jego rozpowszechnienia i spopularyzowania teorii na temat kobiet paktujących z diabłem. Epoka płonących stosów to z jednej strony czas rozwoju nauki, z drugiej jednak źródło wielu zjawisk pozostawało tajemnicą, co w połączeniu z nadal żywymi przesądami i wierzeniami ludowymi pobudzało ludzką wyobraźnię.
„Badania naukowe nie potrafiły rozwiać odziedziczonych po przodkach popularnych wierzeń. Wiele zjawisk przyrody, fizyczne deformacje i epidemie nadal pozostawały niewyjaśnione, w związku z czym, przypisywane były diabłom i demonom oraz ich ludzkim wspólnikom. Tych ostatnich, czyli czarownice i czarnoksiężników można było łapać i karać”2.
W 1487 roku w druku pojawiła się słynna już dziś publikacja Młot na czarownice. Książka była swoistym instruktarzem, jak rozpoznać wiedźmę i zmusić ją do wyznania, że spiskuje z diabłem. Były tam pytania, które należy zadać osobie podejrzewanej o czary, a także opisy narzędzi tortur, które mają przełamać opór oskarżonego o czary nieszczęśnika. Przerażające, że nawet wykształceni i, zdawałoby się, oświeceni ludzie poddali się w tamtych czasach „zbiorowej halucynacji”3. Co istotne, w Młocie na czarownice podkreślano, że czary są domeną kobiet. Podczas inkwizycji ginęli też mężczyźni, ale nikt nie zaprzeczy, iż większość ofiar stanowiły kobiety, które były demonizowane i dyskryminowane. Polowania na czarownice i mizoginia – te pojęcia są nierozerwalne. Kobiety „jako istoty słabe na ciele i umyśle, kierujące się nienasyconą żądzą i lubieżne, skazane były na to, że padną łupem Diabła”4.
Przykłady znajdziemy nawet w polskiej literaturze. Jarosław Iwaszkiewicz ukończył w 1942 roku obszerne opowiadanie inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. W Matce Joannie od Aniołów opisał opętane przez diabła mniszki. Mimo że utwór ten można interpretować dosłownie – jako historię opętania lub metaforycznie – jako opowieść o ludzkich namiętnościach przeciwstawionych skromnemu życiu w służbie Bogu, to w obu przypadkach kusicielką i grzesznicą jest kobieta.
„I jeżeli diabeł, uchodząc z duszy ludzkiej, zostawi w głębinie samej, w oddalonej jakiejś cząstce duszy choć kroplę swojego diabelstwa, to kropla ta zepsowa wlewającą się miłość bożą, jak kropla inkaustu psuje cały kielich wina. Kobiety się męczą. Niech się męczą. Taki jest los kobiet, a losu nie ujdzie człowiek”5.
Polowanie na czarownice jest ściśle związane z uprzedzeniami i stereotypami na temat kobiet. Jeśli kobieta mieszka samotnie w odosobnieniu, ceni sobie wolność i niezależność, prowadzi pustelniczy tryb życia, prawdopodobnie para się czarami. Ofiarami inkwizycji padały znachorki, zielarki, akuszerki, ale też zwyczajne, niewyróżniające się niczym kobiety, które nie miały najmniejszych szans w walce z machiną inkwizycyjną.
Jak zauważył Arthur Miller, ludzie „szybko pozwolili sobie narzucić przekonanie, że czasy zwątpienia i chaosu zostały sprowadzone na nich przez złe moce […], społeczny niepokój w każdych czasach prowadzi do tego rodzaju mistycznych podejrzeń”6.
Nie trzeba było długo czekać, aby eksterminacja czarownic stała się świetną okazją do pozbycia się wrogów, niewygodnych osób ze swojego życia. Wystarczyło rzucić oskarżenie, że dana kobieta była widziana nocą w lesie tańcząca przy ognisku i pewnie oddawała pokłon diabłu. Konsekwencje takich oskarżeń świetnie ukazał wspomniany wyżej Arthur Miller w również inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami książce Czarownice z Salem.
Ja, wiedźma
Dzisiaj każdy z nas potrafi sobie wyobrazić czarownicę. Znamy je z baśni, literackich historii grozy, kina. Gdybyśmy zapytali dziecko, jak wygląda przeciętna wiedźma, prawdopodobnie opisałby staruszkę o haczykowatym nosie, stojącą nad kotłem z bulgoczącym w nim eliksirem lub lecącą na miotle w świetle księżyca. Skąd wzięła się ta miotła? Pierwsze znane przedstawienie kobiety lecącej na miotle widniejące na marginesie rękopisu Martina le Franca Le champion des dames z 1440 roku.
Rycina ukazuje dwie kobiety o przeciętnym wyglądzie, lecące na miotłach. Jedna jest skierowana w lewo, druga w prawo. Obie noszą długie suknie w kolorze czerwieni i złota, białe chusty na głowach, a na stopach ciemnie trzewiki. Poza miotłami nie mają żadnych cech, które świadczyłyby o tym, że są wiedźmami.
Odtąd miotła stała się nieodłącznym atrybutem wiedźmy, pozwalającym przemieszczać się szybko nawet na duże odległości, by uczestniczyć w potajemnych sabatach. W swoim feministycznym eseju na temat figury czarownicy Mona Chollet dodatkowo spostrzega:
„Ze względu na swój falliczny kształt, miotła, na której latały okrakiem, prócz tego, że jest odwróconym symbolem domostwa, świadczyć miała o ich swobodzie seksualnej. Sabat postrzegano z kolei jako miejsce rozkiełznanej lubieżności, niepodlegającej najmniejszej kontroli”7.
Jednym z pierwszych artystów, którzy przedstawili czarownice, był Pieter Bruegel starszy. Tworzący w XVI wieku artysta uwiecznił na swoich dziełach wiele fantastycznych stworzeń zrodzonych w jego wyobraźni, w tym wizerunek wiedźmy, który był powielany przez następne wieki. Na szczególną uwagę zasługuje grafika zatytułowana Św. Jakub Większy u czarnoksiężnika Hermogenesa.
To bardzo rozbudowana scena, pełna dziwów i demonicznych postaci z pogranicza jawy i snu. Tym, co szczególnie interesujące i przyciągające wzrok, są postacie czarownic. Znajdują się na samej górze kompozycji oraz w jej prawym rogu. Widzimy tam duży kocioł, z którego unosi się para, oraz dwie kobiety latające na miotłach. Postaci te wyglądają jak proste kobiety, odziane w skromne suknie. Natomiast na górze, w centrum można zauważyć trzy nagie kobiety latające na dziwnych stworzeniach przypominających zionące ogniem smoki oraz jedną lecąca na koźle. Czarownice mają długie, rozwiane włosy, które przypominają wijące się węże, oraz duże obwisłe piersi. Ich usta są rozchylone, jakby śpiewały lub wykrzykiwały magiczne zaklęcia.
Trzy dekady wcześniej powstał mniej znany rysunek autorstwa Niklausa Manuela, na którym widzimy niemal identyczną postać, tyle że bez miotły. Grafika, zatytułowana po prostu Czarownica, przedstawia starzejącą się nagą kobietę z długimi rozwianymi włosami, obwisłymi piersiami i pomarszczoną skórą. Nie wiadomo, czy Bruegel widział dzieło szwajcarskiego artysty; być może obu malarzy połączyła podobna wyobraźnia i fantazja albo inspirowali się tymi samymi lekturami.
Zgoła inny wizerunek wiedźmy odnajdziemy na rysunku Bruegla zatytułowanym Czarownica z Malleghem. W centrum grafiki znajduje się starsza kobieta w powłóczystej sukni, fartuchu i chuście na głowie. Nosi charakterystyczny pas, w którym ma ukryte narzędzia przypominające nożyce i szczypce. Czyżby była znachorką? Kobieta trzyma w dłoniach głowę mężczyzny, najwyraźniej usiłując ją unieruchomić. Obok kolejna postać przybliża do twarzy mężczyzny zapaloną świecę. Wygląda jakby tytułowa czarownica próbowała dojrzeć coś na głowie lub twarzy mężczyzny. Dookoła czarownicy znajduje się mnóstwo ludzi. Przyglądają się całej operacji z zainteresowaniem. Większość ma brzydkie, zdeformowane twarze.
Choć tytuł wskazuje na jedną wiedźmę, to w zależności od interpretacji, za czarownice możemy uznać także dwie pozostałe kobiety, znajdujące się w centrum grafiki. Mowa o kobiecie przechylającej ciężki dzban oraz drugiej o niemal identycznej twarzy, znajdującej się obok krzyczącego mężczyzny.
Opisane wyżej dzieła znamy dzięki reprodukcjom Pietera van Heydena. Autorem rysunków był Bruegel, jednak to Heyden, będący pod ogromnym wpływem i wrażeniem jego twórczości, zabrał się za rytownictwo i uwiecznił projekty Bruegla w formie graficznych odbitek. Te dwa dzieła uchodzą dziś za ikoniczne. Badacze sztuki oceniają, że Bruegel miał nieoceniony wkład w portretowanie czarownicy. Jego wizja stała się inspiracją dla pokoleń przyszłych twórców.
Czarownice według Goi
Francisco Goya stworzył serię obrazów przedstawiających czarownice. Opracowania często pomijają ten rozdział w twórczości malarza. Przywołując rok 1798, badacze sztuki skupiają się na malowidłach naściennych w kościele pw. św. Antoniego na przedmieściach Madrytu oraz wzmożonym zainteresowaniu malarza portretem. Goya malował wówczas rodzinę królewską i innych dostojników. Jednak na marginesie jego zainteresowań znalazł się temat inkwizycji. Tak powstała seria obrazów ukazujących czarownice oddające cześć diabłu.
Najbardziej charakterystycznym obrazem z cyklu jest Sabat czarownic, znany też pod tytułem Wielki kozioł (1798). W centrum malowidła znajduje się diabeł w postaci kozła z ogromnymi rogami. Dookoła niego widocznych jest dziesięć kobiet w różnym wieku. Niektóre mają szkaradne twarze. Jedna jest półnaga, większość nosi jasne szaty i chusty na głowach. Jedna – wyglądająca na najstarszą, odziana w granatową suknię – wyciąga w stronę diabła szkielet dziecka. Z kolei najmłodsza składa mu w ofierze dorodne niemowlę.
Historycy sztuki zwracają uwagę na niekonwencjonalne światłocienie na obrazie. Mogą one wskazywać na sztuczne źródło światła i przyczyniły się do teorii, że obraz jest odzwierciedleniem sceny, którą Goya widział w teatrze. Motyw sabatu czarownic pojawiał się w tamtych czasach zarówno w literaturze jak i na deskach teatru, więc jest niewykluczone, że właśnie to było inspiracją malarza. Rzeczywiście mogło to być symboliczne przedstawienie zlotu czarownic o wydźwięku satyrycznym. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że mimo wielu makabrycznych detali obraz jest w istocie bardziej komiczny niż budzący grozę. Przeładowany stereotypowymi atrybutami takimi jak nietoperze, szkielety, martwe płody, sierp księżyca… Brakuje tylko ogniska i tańców.
Nieco inny klimat ma kolejny obraz z serii Urok. Widzimy na nim spotkanie czarownic odbywające się tuż po zachodzie słońca. Na dalszym planie w jaśniejszej poświacie widać zarys osady, natomiast wiedźmy ukrywają się na wzgórzu w mroku oświetlanym lekko przez wiszący nisko księżyc. Malowidło przedstawia siedem sylwetek, pięć czarownic, jedną przestraszoną ofiarę nieokreślonej płci oraz unoszącą się nad nimi nadprzyrodzoną postać. Widać wyraźnie jej głowę, reszta ciała rozpływa się w szary obłok, dym. Otaczają ją nietoperze i sowy, zwierzęta nocy kojarzone z magią i wampiryzmem. Cztery czarownice odprawiające rytuał odziane są w ciemne powłóczyste szaty z kapturami, piąta, znajdująca się przed nimi, ma złotą suknię i wyciąga kościste dłonie w stronę przerażonego klęczącego człowieka. Jedna z wiedźm trzyma w dłoniach kosz z nagimi niemowlętami, inna księgę, z której prawdopodobnie wyczytuje zaklęcia. Pozostałe kobiety także mają rozchylone usta, co wskazuje na to, że powtarzają inkantacje. Mimo licznych podobieństw do Sabatu czarownic, tutaj zamiast postaci kozła, któremu składano cześć, mamy bezradnego człowieka, który być może ma zostać złożony w ofierze wraz z niemowlętami.
Kompozycja oraz kolorystyka obu obrazów jest bardzo podobna, jednak są to dwie różne sceny, które nawzajem uzupełniają opowieść o czarownicach spotykających się nocą, by uprawiać czarną magię, rzucać uroki, czcić szatana i składać mu żywe ofiary. Na tle wyżej opisanych obrazów, wyróżnia się jeszcze jeden z cyklu Czary, zatytułowany Kuchnia czarownic. Na tej uproszczonej kompozycji znajduje się pięć postaci – cztery czarownice i wzlatujący na miotle czarny kozioł. Wiedźmy z tego obrazu wyglądają inaczej niż te przedstawione na pozostałych dziełach Goi. Są to postacie odczłowieczone, nagie, łyse i zdeformowane. Znajdują się w fazie transformacji z człowieka w zwierzę. Jedna z kobiet ma głowę psa oraz ogon, inna zwierzęce kopyto zamiast nogi. Trupie twarze, wielkie oczodoły, rozrzucone na posadzce czaszki. Obraz ma duży ładunek grozy i niesamowitości. Przypomina scenę z sennego koszmaru.
Oprócz sześciu malowideł z cyklu Czary ilustrujących motyw czarnej magii Goya uwiecznił też wizerunki czarownic na innych dziełach. W serii Kaprysy znalazła się rycina pod tytułem Uleciały, na której księżna Alba unoszona jest przez wiedźmy. Trzy szkaradne starsze kobiety tworzą krąg, obejmują rękoma swoje przykurczone kolana i unoszą się nad ziemią, dźwigając na grzbietach drobną księżną8. Z kolei na szkicu zatytułowanym Ofiara Inkwizycji Goya przedstawił osobę, której płeć trudno odgadnąć, może to być zarówno mężczyzna, jak i kobieta. Krótkie włosy do ucha, przymknięte oczy, zakneblowane usta, spętane ręce i nogi, oto obraz torturowanego człowieka oskarżonego o czary i rzucanie złych uroków. Postać nosi szatę, na której prawdopodobnie znajdują się nieczytelne gołym okiem napisy (zdaje się, że w jednym miejscu widać łacińskie słowo inferno, czyli piekło), na głowie ma spiczasty wiedźmi kapelusz, który pewnie ma za zadanie ośmieszyć, pohańbić i napiętnować ofiarę. Na dalszym planie zdaje się kłębić tłum anonimowych ludzi bez wyraźnych cech. Jest to ludzka magma o niedookreślonym kształcie. Ciekawska tłuszcza, która przybyła dla rozrywki popatrzeć na cierpienie niewinnego, ale już potępionego człowieka9.
W opracowaniu Malarstwo hiszpańskie Andreás Székely nazywa ojczyznę Goi krajem „zacofanym, biednym i przesądnym”10. Nic dziwnego, że znajduje to odzwierciedlenie w jego malarstwie. Hiszpania – ojczyzna malarza – była jednym z krajów, w którym inkwizycja zebrała wyjątkowo krwawe żniwo. Goya nie wierzył w czary i inne zjawiska nadprzyrodzone, jednak przedstawiał na swoich obrazach fantastyczne stworzenia, demony, wspomniane już wiedźmy etc. Były to postacie symboliczne. Pełniły funkcję metafory oraz swoistego pamfletu. Motywacją malarza była krytyka hipokryzji, fanatyzmu religijnego oraz przesądów, których konsekwencją była właśnie inkwizycja.
Sabat
Kolejnym obok latającej miotły atrybutem wiedźmy jest umieszczony nad ogniem parujący kocioł, w którym warzą się magiczne eliksiry. Obraz taki uwiecznili na swych malowidłach między innymi David Teniers młodszy. Flamandzki artysta przedstawił parającą się magią kobietę w otoczeniu dziwnych na wpół ludzkich, na wpół zwierzęcych postaci, czaszek, nietoperzy etc. Obraz rozświetla ognisko, nad którym umieszczony jest spory kocioł z parującym wywarem.
„Dalej, dalej, siostry wiedźmy, czarodziejski krąg zawiedźmy. Wkoło kotła, wrzućmy doń zbójczych jadów pełną dłoń. […] Terazże dalej wszystkie społem, opaszcie sagan skocznem kołem, i ponad parą jego warów śpiewając, dokonajcie czarów”11.
Kto nie pamięta tej słynnej sceny z Szekspira? Zainspirowała ona Johna Downmana do namalowania Czarownic Makbeta. Trzy wiedźmy z dramatu ukazane są w niezwykle subtelny sposób. Malowidło utrzymane jest w odcieniach szarości, pastelowego różu i błękitu.
Odprawiające czary kobiety o bliźniaczo podobnych twarzach wrzucają do kotła bliżej nieokreślone przedmioty o magicznych właściwościach. Sceny nie zakłócają żadne atrybuty kojarzone z czarna magią. Jest to bardzo ascetyczne, ale wymowne dzieło. Tak jak w literackim pierwowzorze zadaniem czarownic jest przepowiadanie przyszłości, czytanie znaków niewidocznych dla oka zwykłych śmiertelników, przekazywanie proroctw, zabawa z ludzkim losem.
Obrazem, który kojarzy się z dramatem Szekspira, jest także płótno zatytułowane Trzy Czarownice (1783). Johann Heinrich Füssli jest znany z tworzenia mrocznych obrazów przedstawiających świat demonów, sukubów, nocnych koszmarów12.
Tym razem, najprawdopodobniej zainspirowany sztuką teatralną na podstawie dzieła Szekspira, namalował ascetyczny utrzymany w monochromatycznych barwach obraz utrwalający wyjątkowo szkaradny wizerunek wiedźmy. Widzimy na nim trzy zwrócone w lewą stronę kobiety, wskazujące na coś palcami lewych dłoni i przykładające – jakby w geście uciszania – palce prawej dłoni do ust. Artysta nie namalował całych postaci, a jedynie popiersia. Czarownice wykonują identyczne ruchy, są ustawione jedna przy drugiej, tworząc symetryczną przestrzeń. Ich twarze wskazują na podeszły wiek, mają krzaczaste brwi, owłosienie i brodawki na twarzy. W niczym nie przypominają paktujących z diabłem kusicielek, raczej przywodzą na myśl mitologiczne Parki, które znają ludzkie przeznaczenie. Obraz skupia się na twarzach czarownic, Füssli zdecydował się nie eksponować atrybutów kojarzonych z czarami, poza wiedźmami umieścił na obrazie tylko jedno lecące stworzenie przypominające ćmę trupią główkę.
Choć mówimy o malarstwie, na osobny akapit zasługuje drzeworyt niemieckiego artysty Hansa Baldunga. Sabat Czarownic (1510) przedstawia sześć kobiet odprawiających magiczny rytuał w lesie. To dość wczesne przedstawienie sabatu zawiera znane z późniejszych dzieł motywy takie jak kobieta lecąca na koźle, czarny kot, rozsiane dookoła szkielety i czaszki. Wiedźmy Baldunga to długowłose, nagie i szkaradne postacie zebrane wokół naczynia przypominającego gliniany kociołek. Dookoła unosi się gęsty dym, z kotła zdaje się wydobywać ciecz, która w magiczny sposób ulatuje w górę. Jedna z czarownic podnosi wysoko ręce, w których trzyma tacę z tajemniczą zawartością. Wygląda jakby kogoś przywoływała, składając mu ofiarę. Scena ma mroczny i turpistyczny klimat.
Ciekawie na tle opisanych wyżej wizerunków czarownic prezentuje się Lecący demon autorstwa tworzącego w XIX wieku Tsukioki Yoshitoshiego. Inspirowana japońskim folklorem kolorowa grafika ukazująca postać w locie z jednej strony wpisuje się w charakterystykę wiedźmy, z drugiej znacząco od niej odbiega. Rozwiana suknia i długie włosy. Ludzkie ciało i twarz w połączeniu z ptasimi pazurami w miejscu stopy i zdeformowanymi dłońmi, w których trzyma coś na podobieństwo końcówki gałęzi. Choć płeć tej istoty jest nieznana, nie ulega wątpliwości, że przypomina europejskie czarownice na miotłach. Na kompozycji dominuje biel, czerwień i błękit, wyróżnia się ona charakterystyczną dla japońskiej grafiki kreską. To pochodzące z zupełnie innego kręgu kultury dzieło jest ciekawym kontrapunktem dla pozostałych znanych przedstawień lecących na sabat czarownic.
Również dzieło Albrechta Dürera odbiega nieco od innych przedstawień motywu czarownicy. Z jednej strony mamy do czynienia ze znanym już obrazem nagiej wiedźmy pędzącej na ogromnym włochatym koźle, z drugiej Czarownica (1500) Dürera w nieoczekiwany sposób łączy sferę sacrum i profanum. Po stronie profanum jest oczywiście czarownica, która dosiada samego diabła i leci na sabat. Co jednak niezwykłe, otaczają ją cztery cherubiny. Towarzyszące kobiecie małe skrzydlate aniołki mogą symbolizować to, że jej dusza nie jest ostatecznie potępiona i może ona jeszcze zejść ze ścieżki mroku i wkroczyć na drogę dobra.
W XIX wieku powstał obraz Piorun uderzający w gromadę czarownic (Lightning Struck a Flock of Witches) autorstwa Williama Holbrooka Bearda. Przedstawia siedem kobiecych postaci na tle szarego skłębionego nieba. Kobiety leciały na miotłach, kiedy uderzył w nie piorun, teraz wirują w powietrzu, nie mogąc złapać równowagi. Obraz ten jest wyjątkowy, ponieważ ukazuje nieco inny portret czarownicy.
Wiedźmy Bearda są lekkie i zwiewne. Poruszają się na miotłach przypominających ogromne pióra. Kobiety są smukłe, odziane w lekkie białe suknie, być może nocne koszule, mają długie gęste włosy. Mogłyby uchodzić za młode i piękne, gdyby nie ich makabryczne twarze, wyglądające jak trupie czaszki. Rodzi się pytanie, czy kobiety wyglądały tak przed momentem, czy ich potworny wygląd jest efektem porażenia piorunem. Posiwiałe włosy, przezroczyste twarze, na których widać każdą najdrobniejszą kość. Obserwujemy je w momencie, gdy kotłują się w przestworzach, nie mają kontroli nad własnymi ciałami, pokonały je siły natury.
Równie oryginalne jest przedstawienie Johna Williama Waterhouse’a. Pochodzący z 1886 roku Magiczny krąg (Magic Circle) przedstawia samotną czarownicę – czy raczej czarodziejkę – przy kotle z eliksirem. Kobieta jest młoda, piękna, odziana w długą błękitną zdobną suknie, ma bose stopy, co symbolizuje jej bliski kontakt z naturą. Otaczają ją kojarzone z wiedźmami stworzenia takie jak kruki i ropuchy. Znajduje się na skalistym pustkowiu, w oddali majaczy budynek z dużymi oknami. Jakikolwiek rytuał odprawia, zwraca się do sił nadprzyrodzonych o pomoc i ochronę. Wskazuje na to magiczna różdżka. Przy jej pomocy kobieta zakreśla wokół siebie krąg, który ma ją izolować i chronić.
Cała ta magia
Świat czarownic oraz magii to odrębne i hermetyczne uniwersum. Pełno w nim dziwów, nadprzyrodzonych i niesamowitych istot i zjawisk. To imaginarium, które jest bardzo charakterystyczne i spójne, ma niezbywalne cechy, które są w nim obecne od wieków.
Choć każdy artysta ukazywał czarownice nieco inaczej, każdy też odwoływał się do tego wspólnego wyobrażenia, umieszczał na malowidłach atrybuty przynależne do świata magii. Obrazy ukazujące wiedźmy były albo popisem nieokiełznanej wyobraźni artysty, albo zakamuflowanym komentarzem społecznym. Ponieważ artyści, którzy przeszli do historii, najczęściej byli oświeconymi i wykształconymi ludźmi, rozumiejącymi mechanizmy działania uprzedzeń, najczęściej ukazywali czarownicę jako symbol krzywdy i niesprawiedliwości.
Współcześnie mało kto wierzy w czary, chociaż jeszcze w okresie międzywojennym i podczas II wojny światowej zafascynowany okultyzmem i ezoteryką Hitler tropił w Europie kobiety parające się wróżbiarstwem, zielarstwem etc. Wierzył, że przy wsparciu sił nadprzyrodzonych zbuduje najpotężniejszą armię świata i utopijne państwo idealne.
Dzisiaj czarownice są już raczej tylko elementem fantastycznej literatury i filmów z gatunku grozy oraz fantasy. Motyw ten wciąż żyje, inspiruje, choć nikt już nie poluje na czarownice. Przynajmniej dosłownie. Samo wyrażenie „polowanie na czarownice” weszło do słownika mowy potocznej jako poszukiwanie kozła ofiarnego, niesłuszne oskarżenia, prześladowania niewinnych. Frazeologizm ten oznacza zrzucanie odpowiedzialności za dane zjawisko na konkretną grupę ludzi lub osobę, która w istocie jest niewinna.
Na zakończenie warto jeszcze wspomnieć, że współcześnie istnieją kobiety, które identyfikują się jako nowoczesne czarownice. To osoby, które mają silną więź z przyrodą, korzystają z uzdrawiającej mocy roślin, ziół, kamieni, amuletów, cenią sobie naturalny i ekologiczny styl życia. To pewne siebie kobiety, które odnoszą sukcesy, nie boją się swojej seksualności, nierzadko świadomie rezygnują z macierzyństwa. Współczesna czarownica nie jest kojarzona z magią, ale z siłą, którą czerpie z własnego wnętrza i otoczenia.
Bibliografia:
1. Székely A., Malarstwo hiszpańskie, tłum. H. Andrzejewska, Warszawa 1974.
2. Miller A., Czarownice z Salem, Warszawa 2009.
3. Francisco Goya y Lucientes. 12 ilustracji barwnych i 4 czarno-białe, red. K. Zawanowski, Warszawa 1975.
4. Iwaszkiewicz J., Matka Joanna od Aniołów, Warszawa 1956.
5. Feuchtwanger L., Goya, tłum. Früchling, J. Grabowski, Warszawa 1955.
6. Gogol M., Wij, w: Opowieści niesamowite. Groza i niesamowitość w prozie rosyjskiej XIX i początku XX wieku, red. R. Śliwowski, Warszawa 1977.
7. Chollet M., Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet, tłum. S. Królak, Kraków 2019.
8. Pieter Bruegel Starszy, Chłopi, dziwacy i demony, oprac. R.-M. i R. Hagen, Warszawa 2005.
9. Szekspir W., Makbet, tłum. J. Paszkowski, Lwów–Złoczów 1908.
- M. Chollet, Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet, tłum. S. Królak, Kraków 2019, s. 14. ↩
- Pieter Bruegel Starszy, Chłopi, dziwacy i demony, oprac. R.-M. i R. Hagen, Warszawa 2005, s. 39. ↩
- Termin użyty przez Monę Chollet, op. cit. ↩
- M. Chollet, op. cit., s. 16. ↩
- J. Iwaszkiewicz, Matka Joanna od Aniołów w: Opowiadania, Warszawa 1956, s. 151. ↩
- A. Miller, Czarownice z Salem, Warszawa 2009, s. 16. ↩
- M. Chollet, op. cit., s. 20–21. ↩
- Opisaną scenę (rycina nr 61 z cyklu Kaprysy) można znaleźć na s. 273 biografii Goi autorstwa Liona Feuchtwangera. ↩
- Wspomniany szkic znajduje się na s. 432 wyżej wymienionej książki. ↩
- A. Székely, Malarstwo hiszpańskie, tłum. H. Andrzejewska, Warszawa 1974, s. 33. ↩
- W. Szekspir, Makbet, tłum. J. Paszkowski, akt IV, scena I. ↩
- Na przykład słynna Nocna mara (1781). ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Sobowtór w sztuce dawnej i współczesnej - 6 grudnia 2024
- Sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga – malarstwo Mary Cassatt - 21 listopada 2024
- Frida Kahlo „Ja i moje papugi” - 8 kwietnia 2024
- Jan Lebenstein i jego malarski bestiariusz - 8 września 2023
- Edvard Munch „Madonna” - 9 grudnia 2022
- „Epickie oko gruzińskiego życia”. Niko Pirosmani i jego dzieło - 4 września 2022
- Bruno Schulz. Malarz, pisarz, geniusz - 11 lipca 2022
- Kiedy depresja przeradza się w sztukę - 22 lutego 2022
- Nie pozwolisz żyć czarownicy. Wiedźmy w malarstwie - 27 października 2021
- Podszepty wyobraźni. Andrzej „Dudi” Dudziński i jego świat - 22 września 2020