Pisać o Edwardzie Dwurniku nie jest łatwo. Dotrzeć do prawdy o malarzu niepokornym, ulubieńcu mediów, prowokatorze balansującym na granicy prawdy i kłamstwa, który na przestrzeni lat udzielił setek wywiadów pełnych niesłychanych opowieści – wydaje się zadaniem prawie niemożliwym.
Chwilami, czytając o bujnym życiu artysty, w głowie pojawia się tylko jedno pytanie – czy dana anegdota wydarzyła się naprawdę, czy jest tylko owocem bujnej wyobraźni malarza? „Będę się starał mówić prawdę”1 – obiecywał Edward Dwurnik historyczce sztuki Małgorzacie Czyńskiej w książkowym wywiadzie. A może prawda wcale nie ma znaczenia? Dzisiaj zapraszam Was do barwnego świata tego malarza, którego równie barwne obrazy są dzisiaj jednymi z najbardziej rozpoznawalnych fenomenów sztuki współczesnej w Polsce.
Świat „władysławowy”
Edward Dwurnik urodził się w 1943 roku w Radzyminie pod Warszawą jako syn Władysława i… Władysławy. W dzieciństwie był przekonany, że jego matka nazywa się Anna, a o jej prawdziwym imieniu dowiedział się dopiero, gdy przypadkiem zobaczył dokument podpisany przez nią inicjałem „W. Dwurnik”… „Bardzo wstydziła się tego, że Władzia wyszła za Władzia.”2 – opowiadał. To jednak nie koniec zbiegów okoliczności – dziadek Edwarda ze strony ojca nosił imię Władysław, a babcia ze strony matki była oczywiście Władysławą! Sam artysta przyznawał, że zawsze żałował, że nie został obdarzony tym najpopularniejszym imieniem w rodzinie Dwurników.
Najbliższą osobą w życiu młodego Edwarda był Władysław-dziadek, który zastępował mu ojca i przez całe życie mieszkał z rodziną syna, uwieczniony na szkicach i obrazach wnuka, wąsaty pan z równym przedziałkiem. Ojciec przyszłego malarza był przed wojną drukarzem. Po wojnie został członkiem Polskiej Partii Robotniczej i oficerem milicji, co było powodem częstych przeprowadzek rodziny Dwurników – najpierw Radzymin, potem warszawski Żoliborz, Mława, Grójec, Józefów i Międzylesie. W rodzinie, poza Edwardem, dzieci była jeszcze trójka – najstarsza siostra Ela urodziła się w 1939 roku, młodsza Zosia w 1947, a Józef w 1949.
Dwurnik był dzieckiem niegrzecznym i niedającym się podporządkować. Młodzieńcze hultajstwo zapisał artysta na obrazie Moje grzechy z serii Wyliczanki malowanej w latach 1996-1999. Są tam grzeszki mniejsze i większe – podkradanie jabłek, kradzież tabliczek z obrazkami z przedszkola, podglądanie własnej siostry, ale też incydenty budzące duży niesmak i szok, jak powieszenie kota na drzewie czy podkładanie kamieni pod pociągi. Kontrowersyjne prowokacje to znak rozpoznawczy Edwarda Dwurnika. Za chuligańskie wybryki wielokrotnie był karany przez ojca. Pewnego razu, podczas lania, ojciec Władysław tak bardzo zamachnął się na młodego Edwarda pasem, że stłukł żyrandol. Dorosły już artysta uwiecznił lampę na jednym z obrazów z cyklu Sportowcy: Przed zawałem z 1972 roku. Widać więc wyraźnie, jak dużą inspiracją dla malarza od zawsze było życie, a przedmioty, z którymi wiązały się wspomnienia, niczym rekwizyty trafiały na płótna.
„Łatwiej mi malować, niż mówić. U mnie obraz jest formą wypowiedzi, malarstwo to mój sposób na życie i nie chodzi tylko o to, że to mój sposób zarabiania, nie – malując, komentuję rzeczywistość i wyrażam siebie. Tyle”3.
Edward „Nikifor” Dwurnik
Edward malował od dzieciństwa, a w przedszkolu przeniesiono go nawet do grupy wyżej dzięki manualnym zdolnościom. Spośród rówieśników wyróżniało go także to, że od dziecka był leworęczny. Z zapędów artystycznych dziecka rodzina była podobno zadowolona. Mama Władzia „Anna” sama była uzdolniona plastycznie – miała dryg do rysowania, haftowała nawet obrazy dorosłego już syna. Młody Dwurnik uczył się w warszawskim Liceum Plastycznym, które mieściło się w Łazienkach Królewskich, w Podchorążówce, gdzie obecnie mieści się Muzeum Paderewskiego. Tam poznał swojego długoletniego przyjaciela, Przemysława Kwieka, który po wielu latach, wraz z Zofią Kulik, stworzył jeden z najważniejszych artystycznych duetów polskiej awangardy. Obydwaj, i Edward, i Przemysław, zostali wyrzuceni z warszawskiego liceum za bójki, palenie papierosów i pyskowanie.
Dwurnik kontynuował naukę w liceum wieczorowym, gdzie zdał maturę, jednocześnie uczęszczał wciąż na lekcje rysunku i malarstwa, zdeterminowany był bowiem zdawać na Akademię Sztuk Pięknych. Udało mu się to w 1963 roku. Studiował na Wydziale Malarstwa oraz, chwilowo, na Wydziale Rzeźby.
Podczas pierwszych lat spędzonych na akademii Dwurnik nieustannie poszukiwał swojego stylu. Mimo iż ówczesne warszawskie ASP to czas wielkich kolorystów jak Eugeniusz Eibisch, Eugeniusz Arct, Jan Cybis czy Artur Nacht-Samborskim, już wczesne prace Dwurnika idą w zupełnie innym kierunku – wyrazista, rozedrgana kreska i stonowane barwy są tylko narzędziem, najważniejszy jest temat. Często brutalny, aestetyczny.
Ale prawdziwe olśnienie przyszło latem 1965 roku! Młody artysta pada na kolana, gdy po raz pierwszy styka się na żywo z twórczością Nikifora na wystawie w Kielcach. Po latach mówił o Nikiforze „Był moim najważniejszym mistrzem, właściwie jedynym. Nigdy nie przeżyłem większych emocji od tych, które wzbudziły jego obrazy oglądane na żywo”4. Fascynacja twórczością malarza-prymitywisty stała się dla Dwurnika momentem przełomowym w dalszej karierze artystycznej.
Od wykonanego pod wpływem prac Nikifora Rysunku numer I z 13 czerwca 1965 roku Dwurnik datuje swoją twórczość. Nikifor staje się dla młodego malarza największym mistrzem, wyrocznią i inspiracją. Od niego przejmuje charakterystyczny antyestetyzm, uproszony realizm, nacisk na barwy i wysoką narracyjność obrazów. Dwurnik silnie identyfikuje się z Nikiforem – zaczyna się nawet ubierać jak on.
„U Nikifora wszystko jest wzięte z natury, «zobaczone». Tyle tylko, że tę rzeczywistość pięknie upraszczał, operował samymi symbolami. malował symbole drzew, wzgórz, parków.”
W 1966 roku rusza w podróż na Dolny Śląsk. Tam powstają pierwsze rysunki z cyklu Podróże autostopem, jego znaku rozpoznawczego.
Dwurnik będzie je tworzył przez całe swoje życie. Wszyscy kojarzymy te charakterystyczne, pełne koloru i przestrzennego zagęszczenia widoki polskich i europejskich miast z lotu ptaka, malowane charakterystyczną „dwurnikowską” kreską.
Surrealistyczne miasteczko
Przez namalowaniem obrazu Dwurnik studiował historię miasta, a na płótnach gromadził najważniejsze zabytki. Do ulubionych motywów malarza należały plac Zamkowy w Warszawie, Rynek Główny w Krakowie i ratusz w Poznaniu. Co prawda w odtwarzaniu rzeczywistości zupełnie się tej rzeczywistości nie trzymał, po rynku w Poznaniu czy Krakowie przechadzają się często dość surrealistyczni turyści – żyrafy, słonie, krokodyle…
Wyobraźnia Dwurnika zawładnięta była polskimi krajobrazami – nawet gdy spędzał miesiąc na wyspie Maui na Hawajach, nie malował hawajskiego pejzażu, lecz wyłącznie widoczki warszawskie. „Kocham malować plac Zamkowy”5 – zapewniał artysta.
Polska w nadmiarze
Akademię Sztuk Pięknych skończył Dwurnik w 1970 roku, a już rok później w Galerii Współczesnej w Warszawie odbyła się jego debiutancka wystawa. Zaprezentował tam obrazy z różnych cyklów: Dyplom, Droga, Różne błękity. Wyróżnikiem twórczości Dwurnika stała się narracyjność obrazów – sam artysta mówił o nich, że są filmowe. Na jego dziełach akcja jest zagęszczona i umieszczona na jednej płaszczyźnie. Bohater idzie do pracy, jest w pracy, wraca do domu, wykonuje obowiązki domowe – wszystko to dzieje się naraz, tu i teraz.
Podkreślał to Janusz Bogucki, kurator debiutanckiej wystawy w 1971 roku, który wielokrotnie namawiał Dwurnika na sfilmowanie akcji dziejącej się na jego obrazach. Sam artysta początkowo marzył o szkole filmowej, a jego autorytetem przez długi czas był Roman Polański. Ostatecznie malarstwo okazało się bardziej pociągające.
Lata 70. w twórczości Edwarda Dwurnika to jednak przede wszystkim analiza życia społeczno-politycznego okresu PRL-u. Był komentatorem polskiej, szarej rzeczywistości. Sam twierdził, że jego malarstwo przez długi okres było ideowo-programowe.
„Interesują mnie przeciętni Polacy, uważam, że znam ich sprawy, ubiór, zwyczaje, przekonania, żargon – kocham ich i mam radość wystawić im pomnik swoim malarstwem.”
Cykl Sportowcy (1972-1992) opowiada o ludziach wegetujących, o tych z najniższych warstw społecznych, palących najpopularniejsze i najtańsze wówczas papierosy marki „Sport”. „Świat na obrazach Dwurnika jest światem udręczonym, a Polski zawsze było tu aż w nadmiarze”6 – pisał Rajmund Kalicki. Tak jest też w cyklu Robotnicy (1975-1991), gdzie w podobnie groteskowy, karykaturalny i dramatyczny sposób Dwurnik opowiadał o ważnych historycznych wydarzeniach i polskiej klasie robotniczej.
Dwurnik zawsze reagował swoją sztuką na to, co dzieje się w polityce, a polska historia była elementem wiodącym jego malarstwa. W cyklu Warszawa z 1981 roku namalował stolicę w zimowej scenerii wraz z czołgami na pustych ulicach, co później odczytywano jako zapowiedź stanu wojennego, proroczą wizję natchnionego artysty.
Niezwykle symboliczne jest też dzieło Wszyscy przeciw wszystkim, opowiadające o różnicach dzielących naród, a które współcześnie znów zdaje się być aktualne.
W nurt polityczny twórczości malarza wpisują się również niezwykle poruszające portrety bohaterów stanu wojennego z cyklu Od grudnia do czerwca. Artysta upamiętnił w ten sposób 93 osoby, które zginęły w latach 80. W tytule nietypowego epitafium umieszczał imię, nazwisko, wiek oraz datę i miejsce zgonu. Na obrazie malował okoliczności śmierci i dodawał duży kwiat, tak jak w tym dziele poświęconym Henrykowi Wasilukowi – 28-latkowi skazanemu za działalność podziemną, który w 1983 roku dokonał samospalenia.
Artystyczne wojaże między młotem a kowadłem
Edward Dwurnik zaklina się, że nigdy nie marzył o wyjeździe z kraju na stałe, a okazji do ucieczki z komunistycznej Polski miał jak mało kto. Pierwszym kierunkiem podróży był Paryż, do którego malarz wyjechał w czasie studiów na ASP w 1967 roku. Zaproszenie załatwiła mu przyjaciółka Ewa Kuryluk. Poprosiła o to swoją, mieszkającą we francuskiej stolicy, koleżankę, której Edward nigdy nawet nie poznał. Do Paryża trafił ze 100 dolarami ukrytymi w podeszwie buta, sardynkami, kiełbasą, szynką w puszce i 3 litrami wódki. Z nędznego hotelu wyciągnęła go podobno Georgette – matka dziewczyny, do której młody Edward smalił cholewki… Zakwaterowała go u swojej znajomej. Po 1,5 miesiąca spędzonym w Paryżu, Dwurnik przywiózł ze sobą 118 rysunków, choć, jak twierdzi, zrobił ich znacznie więcej. Podobno żadne miasto już nigdy tak go nie zachwyciło, a przecież odwiedził ich w życiu wiele. Miał indywidualne wystawy w Finlandii (1984), Holandii (1985), Niemczech (1986) czy Wielkiej Brytanii (1987), dokąd podróżował.
Pierwszy przełom, który dał Dwurnikowi szansę na międzynarodową karierę, nastąpił jednak znacznie wcześniej, bo w 1982 roku. Artysta odwiedził w Niemczech pewnego kolekcjonera, a dzięki tej znajomości trafił do Rudiego Fuchsa, kuratora, który właśnie przygotowywał się do wyboru prac na wystawę. Spotkanie przebiegło jak należy, była więc kawa i ciastka, Dwurnik na slajdach pokazywał mu swoje obrazy, a tłumaczka wyjaśniała ich tytuły. Po powrocie do Warszawy, jakiś czas później, Edward Dwurnik otrzymał pismo, w którym zaproszono go do udziału w jednej z największych, najważniejszych i najbardziej prestiżowych wystaw sztuki współczesnej na świecie – documenta 7 w Kassel.
Wystawa ta odbywa się co 5 lat począwszy od 1955 roku. Podczas documenta przestrzenią wystawienniczą na 100 dni staje się miasto – nie tylko jego muzea i pawilony, ale także specjalnie zaadaptowane ulice czy parki. Wyróżnienie było ogromne, ale żeby uzyskać pozwolenie Ministerstwa Kultury na wyjazd, Dwurnik musiał przystać na warunek urzędników – była nim wystawa w BWA, która odbyła się w 1983 roku w Poznaniu i Wrocławiu. Biura Wystaw Artystycznych były powszechnie bojkotowane przez artystów, dlatego Dwurnik spotkał się z ostrą krytyką koleżanek i kolegów po fachu, pomimo faktu, że jego obrazy miały niewątpliwie wymowę polityczną, a pracę stracił nawet cenzor, który do pokazu dopuścił.
W tym samym roku Dwurnik otrzymał Nagrodę Komitetu Kultury Niezależnej „Solidarności”, jednak kontrowersje wokół jego osoby nie ucichły w środowisku przez następne dwie dekady.
Realizując swoje marzenia o artystycznej karierze, Dwurnik zawsze miał pod górkę. Aby wyjechać na stypendium do RFN w 1984 roku zmuszono go do wstąpienia do Związku Polskich Artystów i Malarzy, z którego po powrocie do kraju natychmiast wystąpił. Kolejna podróż już czekała za rogiem – w 1985 pojechał do Paryża na Biennale, gdzie był jednym z dwóch zaproszonych Polaków, razem z Józefem Czapskim.
Dwurnikowie
Mówiąc tyle o życiu zawodowym, nie sposób nie wspomnieć o życiu prywatnym Edwarda Dwurnika. Swoją przyszłą żonę, Teresę Gierzyńską, poznał podczas krótkiego okresu studiów w katedrze rzeźbiarstwa, ale w pamięć wryło się artyście pierwsze bliskie spotkanie na prywatce u koleżanki… Teresa przyszła podobno bez makijażu, perfum, w rozciągniętym golfie, a wszystko po to, by sprawdzić szczerość intencji potencjalnych absztyfikantów. To wtedy po raz pierwszy wpadła Edwardowi w oko.
Teresa, która ukończyła rzeźbę na ASP i studiowała między innymi pod okiem Oskara Hansena, jest dziś uznaną fotografką. Para pobrała się w październiku 1968 roku. W czasie ślubnej ceremonii Edward puścił płytę Boba Dylana. W 1979 roku urodziła się ich córeczka, Pola, która miała aktywny udział w powstawaniu prac ojca już od najmłodszych lat. Innymi słowy – zaczęła malować, zanim nauczyła się mówić.
Jako małe, dwuletnie dziecko, podchodziła do blejtramu i na dolnych partiach obrazu malowała po swojemu. Według Dwurnika pierwsze dzieło, które namalował z córką to I like this snow z końca 1980 roku. Inne wspólnie stworzone obrazy znajdują się dzisiaj w wielu polskich muzeach.
Dorosła już dziś Pola Dwurnik jest rysowniczką i malarką, a na co dzień dzieli swoje życie między pracę w Berlinie i w Warszawie.
Tytan pracy
Po 2000 roku Dwurnik poszedł w stronę abstrakcji, zainspirowany twórczością Jacksona Pollocka, czego przykładem jest cykl Dwudziesty piąty. „Po wielu latach tej pieprzonej narracji, której zawdzięczam życie i dorobek, tak mi się znudziło malarstwo realistyczne, tak miałem dość tych jap, że abstrakcja okazała się wyzwoleniem”7 – przyznaje bez ogródek. Kreatywność i prawdziwa pasja do pracy nigdy go nie opuszczały – w tym samym czasie potrafił pracować na kilkoma różnymi cyklami.
Dużą część jego współczesnej twórczości stanowią oczywiście, najważniejsze, wciąż podlegające różnym wariacjom, obrazy z cyklu Podróże autostopem, a także Tulipany o niewątpliwie erotycznym wydźwięku. Nie zabrakło także portretów znanych osobistości ze świata kultury.
Portrety często tworzone były pod hasłem horror vacui – odręcznie malowane liternictwo wypełnia każdy wolny fragment obrazu. Celem napisów jest głębsza charakteryzacja postaci – zawierają takie informacje jak zawód, czasem wiek, a nawet znak zodiaku. Powstawał nie tyle portret, co wręcz cała opowieść o bohaterze obrazu.
Ile obrazów powstało przez kilkadziesiąt lat życia tego tytana pracy? Artysta zawsze starał się na bieżąco inwentaryzować swoje dzieła. Przez dużą część życia dokumentację, także fotograficzną, prowadziła jego żona Teresa, w 2000 roku wielką inwentaryzację prac zrobiła córka Pola. Mimo to, część obiektów umyka, a artysta szacował, że około 200 obiektów nie zostało nigdy w żaden sposób udokumentowanych.
Niektóre obrazy przepadają, tak jak seria rysunków oddanych do konserwacji pewnej znajomej, które po latach… wypłynęły na aukcji w jednym z domów aukcyjnych. Inne, po kryjomu, wynosili znajomi artysty, korzystając z jego nieuwagi. Te obrazy, które przepadły dawno temu lub do których Dwurnik miał szczególny sentyment, bez wahania kupował na aukcjach.
Jego obrazy są rozsiane po całym świecie – znajdują się w wielu kolekcjach prywatnych i publicznych. Prawie każde polskie muzeum, a także niejedno za granicą, ma jego obraz. Na aukcjach jego prace cieszą się ogromnym powodzeniem. Dwurnik przebił nawet Wojciecha Kossaka w ilości prac, które w 2000 roku trafiły pod młotek. Nie ma chyba antykwariusza, który nie znałby jego prac, a one same nieustannie cieszą się ogromnym zainteresowaniem kolekcjonerów z całego świata.
To, co zawsze wyróżniało Edwarda Dwurnika, to bezkompromisowość i szczery pragmatyzm w stosunku do swojej sztuki. Nigdy nie idealizował swojej pracy, podchodził do niej uczciwie i z sercem: „A co można powiedzieć poważnego o swojej twórczości, skoro to jest dziedzina szalenie umowna, dyskretna, intymna? O takich rzeczach się nie mówi (…) Jak można tłumaczyć malarstwo komuś, kto go nie czuje? Tego się nie przekaże. Albo czujesz obraz, albo nie. Nie chodzi o prosty zachwyt, ale o oddziaływanie”.
Ta szczerość jest właśnie kluczem do sukcesu Dwurnika. A prawda? Na zawsze już teraz została zamknięta w obrazach malarza.
Los dopisał koniec tego artykułu. 28 października 2018 roku Edward Dwurnik zmarł, a wraz z nim zamknął się pewien rozdział polskiej sztuki, w którym życie i prawda pokazane były bez retuszu.
Składamy ogromne podziękowania Pani Teresie Gierzyńskiej za udostępnienie zdjęć z prywatnego archiwum.
Bibliografia:
1. Czyńska M., Moje królestwo. Rozmowa z Edwardem Dwurnikiem, Wołowiec 2016.
2. Edward Dwurnik: od początku, red. W. Tuleya, Warszawa 2016.
3. Lameński L., Moi artyści, moje galerie. Teksty o sztuce XIX i XX wieku, Lublin 2009.
4. Obłęd. Edward Dwurnik: wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie, red. A. Kowalczyk, Kraków 2013.
5. Sienkiewicz K., „Edward Dwurnik”, w: Culture.pl «https://culture.pl/pl/tworca/edward-dwurnik», dostęp: 11 października 2018.
Galeria Sztuki ATTIS
Galeria, jako jedna z niewielu, kupuje dzieła sztuki za gotówkę. Prace którymi galeria jest zainteresowana są wycenianie bezpłatnie. Dla kolekcjonerów została przygotowana specjalną propozycja – wyszukiwanie prac konkretnych artystów do kolekcji. Galeria prowadzi działalność stacjonarną w lokalu przy ul. Starowiślnej 14 w Krakowie, działa także aktywie jako internetowa galeria sztuki oferując pełną ofertę na stronie www wraz z możliwością zakupu i płatności online. Aby ułatwić kontakt z klientami, cyklicznie organizuje transporty prac m.in. do Warszawy.
- M. Czyńska, Moje królestwo. Rozmowa z Edwardem Dwurnikiem, Wołowiec 2016, s. 61. ↩
- Ibidem, s. 61. ↩
- Ibidem, s. 11. ↩
- „Odra”, 1996, nr 4. ↩
- Ibidem, s. 23. ↩
- K. Sienkiewicz, „Edward Dwurnik”, w: Culture.pl << https://culture.pl/pl/tworca/edward-dwurnik>>, dostęp: 11 października 2018. ↩
- M. Czyńska, op. cit., s. 30. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Gdy nie politykuję, maluję. Winston Churchill jako artysta - 4 sierpnia 2023
- Suzanne Valadon. Modelka, która została malarką - 16 września 2022
- Sofonisba Anguissola „Gra w szachy” - 6 czerwca 2022
- Paul Signac „Opus 217” (Portret Félixa Fénéona) - 29 kwietnia 2022
- Ostatnie obrazy genialnych artystów - 6 lutego 2022
- Czy można powąchać obraz? Zapach w sztuce - 29 sierpnia 2021
- Sandro Botticelli „Portret Simonetty Vespucci jako nimfy” - 20 sierpnia 2021
- Zdrada inspiracją dla sztuki – historia Louise Bourgeois - 6 lipca 2021
- Lucas Cranach starszy „Madonna pod jodłami” - 21 lutego 2021
- Kordegarda, na straży sztuki - 10 grudnia 2020
to był dosłownie ostatni moment,
by pokazać Jego prace – zanim się
rozpocznie “staropolski” lament nad
Artystą, któego tak niewielu rozumie 🙂