Autoportret to niezwykły gatunek malarski. Autor stawia siebie w roli modela, a my – odbiorcy – zyskujemy niepowtarzalną szansę ujrzenia go jego własnymi oczami. Nieważne, czy artysta jest do bólu szczery, czy kreuje swój wyidealizowany wizerunek – niemal zawsze zdradza bardzo wiele informacji o sobie samym. Dzięki temu każdy portret własny może być materiałem na dłuższą opowieść. Tym razem takich opowieści będzie siedem, a punktem wyjścia do każdej z nich będzie autoportret autorstwa kobiety.
1
Claricia
Ludzie czują potrzebę uwieczniania samych siebie za pomocą obrazu najprawdopodobniej odkąd tylko opanowali umiejętność rysowania. Najstarsze przykłady zidentyfikowane jako autoportrety pochodzą ze starożytności. Są to z reguły podobizny mężczyzn, którzy już wtedy dominowali wśród twórców. Jedyny starożytny portret własny kobiety znamy wyłącznie z przekazu Pliniusza, który wspomina o Iai z Kyzikos, malującej swój wizerunek według lustra.
Nieco lepiej pod tym względem jest w średniowieczu, choć epoka ta absolutnie nie sprzyjała powstawaniu portretów własnych. Pozycja społeczna artystów nie była wówczas zbyt wysoka, traktowani byli jak zwyczajni rzemieślnicy. Spora część dzieł sztuki powstawała w klasztorach – były to bogato iluminowane manuskrypty, których twórcy w większości pozostają dla nas anonimowi. Na szczęście niektórzy z nich decydowali się na pozostawienie po sobie śladu w postaci podpisu, a nawet miniaturowego portretu umieszczonego między innymi ilustracjami. Część z takich wizerunków przedstawia kobiety, bo skryptoria działały także w klasztorach żeńskich.
Właśnie z takich, ukrytych w księgach autoportretów znamy XII-wieczne mniszki Diemudis i Gudę. Bardzo ciekawie prezentuje się wizerunek, który pozostawiła po sobie niejaka Claricia. Jej postać stanowi część inicjału Q w psałterzu wykonanym w benedyktyńskim klasztorze w Augsburgu na przełomie XII i XIII w. Kobieta, której sylwetka zastępuje ogonek, wygląda jakby w wyjątkowo niewygodnej pozie podtrzymywała literę albo… huśtała się na niej. O jej imieniu informuje nas napis umieszczony przy głowie. Wizerunek uważany jest za autoportret jednej z, prawdopodobnie trzech, autorek pracujących nad manuskryptem. W tym kontekście uwagę zwraca strój kobiety. Nie jest ubrana w habit, tylko w świecką, obcisłą suknię, do tego ma widoczne blond warkocze. Ten strój może świadczyć o tym, że nie była mniszką, tylko świecką uczennicą klasztoru.
2
Sofonisba Anguissola
Portret we współczesnym rozumieniu powstał tak naprawdę dopiero w dobie renesansu, co wynikało w dużej mierze z nowego, humanistycznego sposobu postrzegania świata. Jednocześnie znacznie wzrósł prestiż zawodu artysty, co z kolei przełożyło się na większe zainteresowanie autoportretem. Teraz twórcy dumnie prezentowali się światu z atrybutami zawodowymi, już nie jako rzemieślnicy, ale intelektualiści.
Spośród artystek tej epoki najczęściej samą siebie malowała Sofonisba Anguissola. Jej twórczość w dużej mierze ukształtowała kanon kobiecego autoportretu, który nie ulegał większym zmianom aż do końca XIX stulecia. Artystka urodziła się ok. 1535 r. w szlacheckiej rodzinie. Miała wiele szczęścia, bo jej ojciec – nowoczesny humanista – postanowił kształcić wszystkie swoje dzieci, bez względu na płeć. Dzięki temu i ona, i jej trzy siostry zostały malarkami. Najzdolniejsza spośród rodzeństwa Sofonisba wcześnie zdobyła uznanie jako portrecistka, a w 1559 r. została malarką na hiszpańskim dworze królewskim, gdzie spędziła kilkanaście lat.
Mieczysław Wallis pisał, że:
„Sofonisba należała do artystek zakochanych we własnej powierzchowności. Malowała siebie w różnych okresach życia i w różnych rolach społecznych: jako młodziutką dziewczynę – skromną panienkę prowincjonalną z gładko przyczesanymi włosami i książeczką w ręce; (…) jako malarkę z paletą i pędzlami; jako damę wielkiego świata w wystawnym stroju dworskim; wreszcie jako matronę, pełną mądrości i doświadczenia życiowego”.
Wszystkie jej portrety własne możemy nazwać reprezentacyjnymi, choć kładła w nich nacisk na różne aspekty kreowanego wizerunku. Jeden z nich znajduje się w Polsce, w zbiorach Zamku w Łańcucie. Anguissola ukazana jest na nim przy sztalugach, podczas pracy. Jest tutaj bardzo schludną, „skromną panienką” w prostym ciemnym stroju, z gładko przyczesanymi włosami. Praca malarza w jej wykonaniu nie wydaje się ani trochę brudzącym zajęciem, ale precyzyjnym zadaniem godnym młodej damy. Jednocześnie wyraźnie widzimy, co znajduje się na sztalugach: to obraz religijny, przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem. Kobiety-malarki stosunkowo rzadko podejmowały taką tematykę, która – w powszechnym mniemaniu – wymagała lepszego warsztatu. Znacznie częściej zajmowały się portretowaniem czy wręcz kopiowaniem innych dzieł. Pokazując się przy pracy nad obrazem religijnym Sofonisba położyła nacisk na swoje umiejętności – czy można wyobrazić sobie lepszą autopromocję?
3
Artemisia Gentileschi
W pewnym sensie przeciwieństwem autoportretu Anguissoli jest portret własny innej słynnej włoskiej malarki – Artemisii Gentileschi. Artystka urodziła się w 1593 r., a drogę zawodową obrała poniekąd naturalnie jako córka malarza. Była utalentowana, co szybko zaowocowało uznaniem dla jej twórczości. Jako jedna z nielicznych wówczas kobiet zajmowała się głównie malarstwem religijnym i historycznym. Stylistyka jej obrazów ukształtowała się pod wpływem własnego ojca, a przede wszystkim Caravaggia. Podobnie jak on korzystała z mocnych kontrastów światłocieniowych, a jej dziełom nie brak gwałtowności, której próżno szukać u większości artystek przed XX stuleciem.
Omawiany obraz Gentileschi namalowała u szczytu sławy, w latach 30. XVII w. Jest on jednym z najbardziej niezwykłych kobiecych autoportretów, łamiącym konwencję, która jeszcze długo miała obowiązywać wśród artystek. Poza Artemisii nie jest elegancka i skromna, jak było w przypadku Sofonisby. Malarka ukazała się w trakcie pracy – i to prawdziwej, a nie upozowanej na rzecz obrazu. Dynamicznym gestem wznosi prawą dłoń z pędzlem, rękaw sukni ma dla wygody podwinięty aż do łokcia. Zastosowany przy okazji skrót perspektywiczny to demonstracja umiejętności malarskich. Jej włosy są niedbale upięte, ciemne kosmyki wymykają się na twarz. Kobieta nie patrzy na widza, tylko na swoje dzieło, całkowicie nim pochłonięta.
Żeby zrozumieć dlaczego Gentileschi pozwoliła sobie na tak śmiałe odejście do kanonu warto przyjrzeć się szczegółom obrazu, a zwłaszcza jego tytułowi: Autoportret jako Malarstwo. Artystka sprytnie wykorzystała tu popularność alegorii – abstrakcyjnych pojęć uosabianych przez postacie z odpowiednimi atrybutami. Za wzorzec obrała popularną publikację Ikonologia Cesara Ripy, będącą zbiorem takich symbolicznych personifikacji. Zgodnie z nią Malarstwo to:
„Niewiasta urodziwa, o włosach czarnych, obfitych i rozpuszczonych, poskręcanych rozmaicie. […] na szyi wisi jej złoty łańcuch z przywieszoną do niego maską […] W jednej dłoni trzyma pędzel, w drugiej – deskę, odziana jest w szaty mieniące się barwami […]”.
Zgadzają się rozczochrane włosy oznaczające twórczy żywioł, zgadzają się atrybuty – łącznie z wisiorkiem w kształcie maski. Artemisia Gentileschi nie ukazała się zatem po prostu w rol i malarki, lecz utożsamiła się z samą ideą malarstwa. Co ciekawe zastosowanego przez nią zabiegu nie mógłby wykorzystać żaden mężczyzna: po włosku malarstwo – la pittura – jest rodzaju żeńskiego i dlatego uosobione mogło być tylko przez kobietę.
4
Élisabeth Vigée-Lebrun
Doświadczeniem, które zawrzeć mogły na swoich autoportretach tylko kobiety jest macierzyństwo. Wydaje się jednak, że artystki wolały podkreślać swoją pozycję zawodową niż akcentować tradycyjne kobiece powinności i stosunkowo rzadko malowały się w towarzystwie własnego potomstwa. Warto zaznaczyć, że wątek macierzyństwa – „świeckiego”, innego niż wizerunki Matki Boskiej – na dobre wszedł do sztuki dopiero w 2. połowie XVIII w. na fali oświeceniowego zainteresowania dziećmi. Do kobiecych portretów własnych temat ten wkroczył w tym samym czasie.
Autorką uroczych autoportretów ze swoją córką była Élisabeth Vigée-Lebrun. Urodzona w 1755 r. artystka to kolejny przykład błyskotliwej kariery, wspieranej przez ojca – malarza, a później męża – malarza i handlarza obrazami. Już jako nastolatka zaczęła wykonywać portrety, szybko stała się ulubienicą francuskiej arystokracji, w tym samej Marii Antoniny.
Ze swoją córką Julie sportretowała się dwa razy – w 1786 i 1789 r., kiedy dziewczynka miała odpowiednio 6 i 9 lat. Na pierwszym obrazie malarka ubrana jest zgodnie z aktualną modą, na włosach ma kunsztownie zawiązany turban z szala. Na późniejszym autoportrecie nosi – pasujący do popularnej wówczas konwencji – strój nawiązujący do epoki antyku. W obu przypadkach dziecko mocno wtula się w matkę, a ich sylwetki wpisują się w trójkąt. Taki układ kompozycyjny artystka zaczerpnęła zapewne z wizerunków Madonny Dzieciątkiem malowanych przez Rafaela. Matka i córka, choć ciasno splecione, nie patrzą na siebie, tylko na wprost, w kierunku widza. Ich podobizny są wyidealizowane, pełne słodyczy, wręcz czułostkowe. Tak zabarwione spojrzenie na dziecko i macierzyństwo związane było z filozofią epoki, nic więc dziwnego, że obraz z 1786 r. bardzo spodobał się publiczności, która oglądała go rok później na Salonie.
Co ciekawe, ta pełna czułości matka mocno skoncentrowana była na karierze zawodowej. Zgodnie z wykreowaną przez samą siebie legendą nie przerwała pracy nawet na czas porodu:
„[…] choć uszczęśliwiona na myśl, że będę matką, przez dziewięć miesięcy ciąży nie pomyślałam bynajmniej o przygotowaniu tego, co potrzebne dla kobiety w połogu. W dniu urodzin córki nie opuściłam atelier i w przerwach między bólami pracowałam nad Wenus, która krępuje skrzydła Miłości”.
Nie oznacza to, że Vigée-Lebrun była niezainteresowana własnym dzieckiem. Opisując w ten sposób swój poród chciała raczej podkreślić, że mimo bycia kobietą niczym nie ustępowała swoim kolegom po fachu.
5
Frida Kahlo
Niektórzy artyści malują samych siebie wyjątkowo często. Może to wynikać z pewnego narcyzmu, czasem jednak wyraźnie czujemy, że nie to jest główną motywacją. Przyglądanie się własnej twarzy, a później przenoszenie jej na płótno dla wielu bywa chwilą autorefleksji, umożliwia głębsze samopoznanie albo uzewnętrznienie swoich uczuć. Jaki model lepiej odda emocje malarza niż on sam? Na taką intymną opowieść składają się autoportrety Fridy Kahlo. Ta meksykańska artystka stworzyła ich wyjątkowo wiele, czyniąc własną postać kluczowym motywem twórczości. Jej malowana sylwetka jest na tyle charakterystyczna, że obecnie można zaliczyć ją do ikon popkultury. Pod atrakcyjną barwnością i pozornie naiwną stylistyką autoportretów Kahlo kryje się jednak ogrom bólu, który artystka wyrażała malując. Jej obrazy poruszają wątek choroby, samotności, utraty ciąży, nieszczęśliwej miłości.
Sztuka Fridy od początku była zakorzeniona w cierpieniu. Artystka sięgnęła po pędzel po poważnym wypadku, którego doświadczyła w 1925 r., gdy kilka miesięcy musiała spędzić unieruchomiona w łóżku. Niedługo później – 1926 r. – powstał Autoportret w aksamitnej sukni, który uznawany jest za jej pierwszy portret własny. Jest on mniej znany od jej późniejszych prac, ale w dużej mierze zapowiada ich charakterystyczną stylistykę. Kahlo namalowała go jako 19-latka. Ponoć główną motywacją było rozstanie z ukochanym – Alejandro Gomezem Ariasem. To właśnie jemu wysłała gotowe dzieło.
Autoportret w aksamitnej sukni utrzymany jest w konwencji klasycznego portretu reprezentacyjnego, która ukształtowała się w renesansie. Artystka ukazała siebie od pasa w górę, ubrana jest ciemnoczerwoną sukienkę z ozdobnym kołnierzem i głębokim dekoltem. Jej twarz – z ciemnymi włosami, mocnymi brwiami i intensywnym spojrzeniem – stanie się najbardziej rozpoznawalnym motywem kolejnych obrazów. Sylwetka potraktowana jest realistycznie, choć wyraźnie wystylizowana, wysmuklona. Tło w postaci wzburzonych fal pod pochmurnym niebem jest za to dość schematyczne, nawiązujące prostotą do sztuki ludowej. W symboliczny sposób wyraża emocje artystki. Również ten zabieg – dopowiadanie treści za pomocą rekwizytów – będzie się powtarzać na kolejnych portretach własnych malarki.
6
Zinaida Sieriebriakowa
Młodzieńczą energią tryska na swoim autoportrecie Przy toaletce Zinaida Sieriebriakowa – rosyjska malarka żyjąca w latach 1884-1967. Sieriebriakowa pochodziła z artystycznej rodziny, wśród jej krewnych byli architekci, malarze, rzeźbiarze. W 1909 r., gdy namalowała swój odbity w lustrze wizerunek, miała 25 lat i od roku była mężatką. Ponoć zaczęła pracę nad obrazem dla rozrywki podczas mroźnej zimy.
Wprowadzenie do portretu własnego lustra to zabieg wykorzystywany od wieków. Wydaje się wręcz naturalny, bo bez spoglądania na odbicie trudno byłoby namalować własną twarz. Co więcej pozwalał popisać się kunsztem (wystarczy wspomnieć Autoportret w wypukłym lustrze Parmigianina), artystki jednak raczej go unikały. Dlaczego? Prawdopodobnie przyczyną było to, że wizerunek kobiety ze zwierciadłem to powszechnie znana alegoria pychy i próżności. Malująca swoje odbicie w lustrze toaletki Sieriebriakowa wydaje się jednak wolna od takich skojarzeń. Można się domyślić, że tworzenie sprawiało jej przyjemność, zapewne bawiła się odtwarzaniem drobiazgów na toaletce – ich błyszczących powierzchni, miłych dla oka kolorów. Na pewno też podobała się sobie. Ukazała się w dość odważny sposób: ubrana jest jedynie w bieliznę (w dodatku z opuszczonym ramiączkiem!) i szeroką bransoletkę. Strój pasuje do intymnego charakteru obrazu, ale na początku XX w. mógł ciągle szokować. Dopiero w tym stuleciu artystki zaczęły śmielej eksplorować wątek własnej cielesności, a nawet malować własne akty – taki obraz ma na swoim koncie także sama Sieriebriakowa.
Mimo tak prywatnego charakteru obrazu, artystka zaprezentowała go w kolejnym roku na wystawie, gdzie spotkał się z dość przychylnym przyjęciem. Krytyków urzekały radość i świeżość jakie z niego emanują. Autoportret Przy toaletce do dziś uważany jest za jedno z najważniejszych dzieł malarki, przypadających na najlepszy okres jej artystycznej kariery.
7
Käthe Kollwitz
Wyjątkową grupą autoportretów są wizerunki tworzone w podeszłym wieku, przez artystę dojrzałego, często patrzącego na siebie ze sporym dystansem. Wydaje się, że kobiety mniej chętnie niż mężczyźni ukazywały się w ten sposób. Nic dziwnego: do dziś wiekowy mężczyzna budzi skojarzenia z mądrością i doświadczeniem, zaś damskie starzenie się postrzegane jest jako zjawisko niepożądane. Mimo to nie brak wybitnych autoportretów dojrzałych artystek z różnych epok.
Do najbardziej poruszających prac w tej kategorii należą grafiki niemieckiej artystki Käthe Kollwitz (1867-1945). Jej cała twórczość naznaczona była ogromną wrażliwością społeczną, która popychała ją do poruszania trudnych wątków: biedy, smutku, wojny. Artystka posługiwała się głównie różnymi technikami graficznymi, nadając swoim pracom formę oszczędną, a zarazem ekspresyjną, mocno oddziałującą na widza.
Graficzka wykonała ponad 100 portretów własnych – pierwsze powstały, gdy była jeszcze studentką w Monachium, ostatni w 1938 r. Na tych późniejszych ukazywała siebie „[…] z twarzą jakby zastygłą w bolesną maskę kamienną”. Jej autoportrety są bardzo oszczędne w środkach, najczęściej ograniczone do samej twarzy. Można odnieść wrażenie, że Kollwitz nie chciała odwracać od niej uwagi żadnym zbędnym szczegółem. Wnikliwie studiowała zmiany wywołane przez upływający czas i – często bolesne – przeżycia. Wielką tragedią w życiu artystki była śmierć młodszego syna Petera na frocie I wojny światowej. Towarzyszący jej smutek emanuje z większości autoportretów. Widoczny jest również na drzeworycie z 1922 lub 1923 r. z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie. Grube linie wydobywają twarz Kollwitz z mroku, uwydatniając jednocześnie zmarszczki i podkrążone, zmęczone oczy.
Przywoływani już wcześniej badacze – Borzello i Wallis – porównują Kollwitz z Rembrandtem. XVII-wieczny malarz uważany jest za mistrza w dziedzinie autoportretu. Posługując się różnymi technikami (w tym graficznymi, jak niemiecka artystka) dokumentował swój wygląd przez niemal całe życie. Jego portrety własne pokazują przemianę od pewnego siebie młodzieńca, do starca, którego twarz naznaczyły gorzkie doświadczenia. W późnych podobiznach Rembrandta i Kollwitz uderza podobny nastrój, ale także pewna uniwersalność, która nie pozwala przejść koło nich obojętnie.
Bibliografia:
Borzello F., Seeing Ourselves. Women’s Self-portraits, London 1998.
Chadwick W., Kobiety, sztuka i społeczeństwo, tłum. E. Hornowska, Poznań 2015.
Greer G., The Obstacle Race. The Fortunes of Women Painters and Their Work, New York 1979.
Rosales-Rodriguez A., Macierzyństwo i dzieci w obrazach Élisabeth Vigée Le Brun a nowoczesne ideały wychowania, [w:] Materiały pokonferencyjne „Élisabeth Vigée Le Brun i jej czasy. Kobieta – artystka – Europejka”, Nieborów 2017, http://www.nieborow.art.pl/download/gfx/nieborow/pl/defaultstronaopisowa/593/1/1/02_dr_agnieszka_rosales-rodriguez.pdf [dostęp: 27.03.2020].
Strona internetowa Käthe Kollwitz Museum Köln, https://www.kollwitz.de/en/self-portraits-overview [dostęp: 27.03.2020].
Wallis M., Autoportret, Warszawa 1964.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Fryderyk Pautsch „Portret Leopolda Staffa” - 20 września 2024
- Józef Pankiewicz „Dziewczynka w czerwonej sukience” - 18 kwietnia 2024
- Mela Muter „Autoportret w świetle księżyca” - 4 kwietnia 2024
- Japoneczki, czyli kobiety w kimonach w polskiej sztuce - 8 stycznia 2024
- Skandal, konflikt, pojedynek, zabójstwo, czyli o wybuchowej naturze polskich artystów - 17 grudnia 2023
- Kolorowy ptak. O tragicznych losach niezwykłej malarki – Teresy Roszkowskiej - 29 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Nasturcje” - 6 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Portret pani Solskiej” - 12 września 2023
- Twarzą w twarz z Wyspiańskim, czyli o autoportretach artysty - 1 września 2023
- Jan Matejko „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem” - 16 lutego 2023