Ruda bródka, melancholijne spojrzenie zielonych, zmęczonych oczu i poważna twarz. Wariat o trzeźwym spojrzeniu na rzeczywistość. Biedak z filantropijnym usposobieniem. Kaznodzieja, wygłaszający płomienne kazania i romantyk, dla którego rodzina i relacje ważniejsze były od czegokolwiek innego. Wizjoner zapatrzony w klasykę i przeszłość. Vincent van Gogh – artysta o wielu twarzach.
Letnie przyjemne popołudnie pośród łanów złotych zbóż. Delikatny ciepły wietrzyk rozwiewa delikatnie obrzmiałe kłosy, które jeszcze nie upadły pod kosą żniw. 27 lipca 1890 roku na świecie w tym spokojnym krajobrazie odbywa się milcząca tragedia, której finał będzie miał miejsce za dwa kolejne dni. Wszechświat przedwcześnie traci swojego geniusza, choć jeszcze nikt o tym nie wie… Nikt z tego powodu jeszcze nie rozpacza… Umiera powoli wielki, choć nikomu nieznany, rewolucyjny malarz… Umiera tragicznie, w tajemniczych okolicznościach. Umiera i już na zawsze uwalnia się od swoich lęków i odtrąceń. Trzydziestosiedmioletni mężczyzna w pełni sił, pełen energii, pomysłów i marzeń, ginie od wystrzału z broni palnej. Wypadek? Samobójstwo? To już na zawsze zostanie tajemnicą geniusza Vincenta van Gogha.