Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie oraz tego artykułu jest:
Stanisław Wyspiański, Autoportret w serdaku, 1902,
pastel, papier, 37,5 × 36,8 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie
Obok autoportretu Stanisława Wyspiańskiego z 1902 roku trudno przejść obojętnie. Artysta zmusza nas do zatrzymania się na dłużej hipnotyzującym spojrzeniem swoich niebieskich oczu. To jeden z licznej grupy jego portretów własnych, spośród których wyróżnia go między innymi rozbudowane tło i dekoracyjna rama. Obraz powstał w szczególnym punkcie życia Wyspiańskiego, z jednej strony będącego u szczytu swoich twórczych możliwości, a z drugiej boleśnie świadomego, jak niewiele czasu mu pozostało.
Wyspiański przed lustrem
Stanisław Wyspiański należał do artystów dość regularnie uwieczniających własną twarz. Autoportrety stanowią suplement do jego biografii – pozwalają oglądać go na kolejnych etapach życia z jego własnej perspektywy. Najwcześniejsze znane rysunkowe portrety własne pochodzą z 1890 roku.
Widzimy na nich dwudziestojednoletniego młodzieńca, który właśnie wyrywa się na niezależność. Być może studiuje swoją twarz, by lepiej poznać samego siebie, a może po prostu potrzebuje darmowego modela. Na pastelowych portretach powstałych w kolejnych latach – w okresie paryskich studiów – obserwujemy już pewnego siebie, urodziwego młodzieńca, o którym Lucjan Rydel pisał:
„Zmienił się bardzo, zmężniał i wypiękniał. Wąs mu się puścił suty blond-rudawy i broda pełna – co przy ściągłej twarzy i niebieskich dużych oczach bardzo interesująco wygląda. Gdy wąs do góry podczesze, miękki filcowy kapelusz na ucho nałoży, wygląda jak młody Rubens – a gdy na przykład muzyki słucha milczący i zadumany i wąs mu przy tym obwiśnie, wtedy jest trochę Chrystusowaty”1.
Wreszcie, patrząc na obrazy z początku XX wieku, stajemy twarzą w twarz z poważnym, dojrzałym mężczyzną – uznanym artystą i głową rodziny.
Jego rysy z każdym rokiem wyostrzają się pod wpływem wyniszczającej organizm choroby. Ostatnim akordem jest dramatyczny w wyrazie ołówkowy autoportret narysowany niedługo przed śmiercią, nie w pełni sprawną już ręką.
Znajdujący się w Muzeum Narodowym w Warszawie autoportret na tle liści winorośli pochodzi z dojrzałego okresu twórczości Wyspiańskiego: powstał w 1902 roku, w okresie pod wieloma względami bardzo pomyślnym dla artysty. Wiodło mu się wówczas w życiu osobistym: dwa lata wcześniej ożenił się ze swoją wieloletnią partnerką i matką swoich dzieci Teodorą Teofilą Pytko. Choć różnie wypowiadano się o tym małżeństwie, to sam Wyspiański z pewnością podjął decyzję świadomie i cenił sobie zmianę stanu cywilnego.
Na początku 1901 roku cała rodzina przeprowadziła się do dużego mieszkania przy ulicy Krowoderskiej, co znacznie poprawiło komfort życia jej członków. Pod koniec tego roku na świat przyszedł najmłodszy syn artysty, Staś. Zarówno twórczość Wyspiańskiego, jak i wspomnienia o nim jasno dowodzą, że rola ojca dawała mu wiele radości i satysfakcji. To właśnie z tego okresu pochodzą najsłynniejsze, przepełnione czułością portrety jego dzieci.
Pod względem zawodowym Wyspiański na początku XX wieku również miał powody do zadowolenia. Wcześniej przez wiele lat kiepsko mu się wiodło, a jego twórczość była zbyt oryginalna dla szerszego grona odbiorców. Sytuacja zmieniła się około 1900 roku, gdy rozpoczęła się swego rodzaju moda na Wyspiańskiego, przypieczętowana wielkim sukcesem Wesela w 1901 roku. Jeszcze w tym samym roku artysta wszedł w skład komitetu założycielskiego Towarzystwa Polska Sztuka Stosowana, a wiosną 1902 został zatrudniony przez krakowską Szkołę Sztuk Pięknych. To oczywiście nie wszystkie projekty, w jakie angażował się w tamtym okresie. Na ogół pracował jednocześnie nad różnymi pomysłami z dziedziny sztuki, literatury, teatru czy szeroko pojętego projektowania.
Gorączka twórcza charakteryzująca Wyspiańskiego w tamtym czasie wynikała zapewne ze świadomości postępującej choroby i – co za tym idzie – prawdopodobieństwa przedwczesnej śmierci. O tym, że choruje na syfilis, artysta wiedział już od kilku lat. Do czasu namalowania autoportretu z Muzeum Narodowego w Warszawie zdążył się już przekonać, że w jego przypadku słabo sprawdzają się dostępne metody leczenia. W kolejnych latach choroba zmuszała go do pozostawania w domu przez długie tygodnie oraz do wyjazdów na nudne z jego perspektywy kuracje. Nic dziwnego, że w okresach lepszego samopoczucia chciał zrealizować jak najwięcej pomysłów – a tych nigdy mu nie brakowało.
Dwa bławaty wśród lechickiej czupryny
Twarz Wyspiańskiego, którą oglądamy na autoportrecie z 1902 roku, wygląda inaczej niż na wcześniejszych wizerunkach własnych. Jest oczywiście dojrzalsza (artysta ma tu trzydzieści trzy lata), nieco zmizerniała. Nie zmieniły się natomiast intensywnie niebieskie oczy, którymi artysta wydaje się przeszywać nas na wylot. Adam Grzymała-Siedlecki, wspominając wygląd Wyspiańskiego, również zwracał na nie uwagę:
„Od pomniejszonych jakby jego rysów niepokojąco odbijały się duże sarmackie wąsiska […] broda i gęsty splot włosów układały się w pukiel fantazji, dając jego twarzy wyraz mussetowski. W wyrazie tym nie bez znaczenia była bladość twarzy, tyle niepokojąca, ile i romantyczna, i obszar prawdziwy jasnych niebieskich oczu, przenikliwych, głęboko wpatrzonych w świat. […] Mimo woli przyciągały nas jego oczy, te dwa bławaty rosnące wśród lechickiej jego czupryny […]”2.
Choć artysta był drobnej postury i mówił cicho, to trudno było nie zwrócić na niego uwagi – tak jak trudno minąć obojętnie jego autoportret.
Opisane przez Grzymałę-Siedleckiego oraz doskonale widoczne na autoportrecie fryzura i zarost Wyspiańskiego odstawały od mieszczańskiej mody tamtego czasu. Na dłuższe włosy i nieuładzone brody pozwalali sobie tylko przedstawiciele bohemy, podkreślający w ten sposób swoją odrębność od ogółu społeczeństwa. Po wielu latach żona artysty wspominała, że:
„Do fryzjera toby za nic nie posedł… Goliłam go, stsygłam go… Ale jak ja tam umiałam… w schodki”3.
Również strój, w jakim prezentuje się Wyspiański, niewiele ma wspólnego z tym, co uważano za eleganckie. Artysta ma na sobie koszulę bez krawata i – o zgrozo! – sztywnego kołnierzyka, na ramiona narzucił serdak.
Ten element stroju nie należał do repertuaru mody miejskiej, tylko wiejskiej. Na przełomie XIX i XX wieku wkroczył do szaf niektórych artystów zafascynowanych kulturą ludową, jako sposób na zamanifestowanie ich chłopomańskich poglądów. Wyspiański również zaliczał się do miłośników polskiej wsi i ludowych strojów do tego stopnia, że sam chętnie projektował odświętne ubrania dla swojej żony. W jednym nich uwiecznił ją na wspólnym portrecie z 1904 roku, na którym sam po raz kolejny ubrany jest w serdak. W przypadku Wyspiańskiego wybór wiejskiego stroju możemy potraktować także jako swego rodzaju deklarację dotyczącą stylu życia. Żeniąc się z Teodorą Pytkówną, niewykształconą służącą pochodzącą ze wsi Konary, artysta popełnił ogromny mezalians i oburzył większość swojego otoczenia. Portretując się w serdaku, pokazywał, że krytyczne opinie niewiele go obchodzą.
Zwiędłe liście
Na autoportrecie z 1902 roku Wyspiański w tle umieścił pnącza dzikiego wina. Obecność roślin w jego twórczości nie zaskakuje – był to jego ulubiony motyw, który wykorzystywał w różnych dziełach. Najlepszym przykładem jest krakowski kościół franciszkanów, którego wnętrze artysta szczelnie wypełnił przeskalowanymi polnymi kwiatami. Miłością do roślin zaraziła go ukochana, przedwcześnie zmarła matka, która miała w zwyczaju przynosić do domu całe naręcza kwiatów zerwanych na spacerach. W pracowni Wyspiańskiego też zawsze znajdowały się bukiety, trzymane w wazonach aż do kompletnego uschnięcia. Podobno artysta lubił przyglądać się, jak zmienia się ich forma, gdy więdną. W 1896 roku zaczął też bardziej systematycznie studiować budowę rosnących w okolicach Krakowa kwiatów i tworzył rysunkowy zielnik.
Mimo ogromnej miłości do świata roślin Wyspiański bardzo rzadko, zaledwie w kilku przypadkach, wprowadzał je do portretów. Najczęściej wykonywał podobizny szybko, chcąc uchwycić stan modela w danym momencie, nie poświęcał więc uwagi dodatkowym dekoracjom. Nie inaczej było w przypadku autoportretów – wizerunek z 1902 roku jest jedynym przykładem z bardziej rozbudowanym tłem. Stylizowane pnącza winorośli okalają głowę artysty płynną, bliską estetyce secesji linią. Mieczysław Wallis w swojej książce o autoportretach polskich artystów pisał, że:
„Pędy dzikiego wina w tle obramiają jego głowę na kształt wieńca lub nimbu […]. Daleko posunięta idealizacja rysów oraz wieniec z pędów roślinnych dookoła głowy nadają temu portretowi własnemu charakter autoapoteozy”4.
Liście winorośli są lekko przyschnięte i podwiędłe. Pod tym względem autoportret zbliżony jest do Portretu Marii Pareńskiej z Muzeum Narodowego we Wrocławiu, namalowanego w tym samym roku.
W tym przypadku smętnie zwisające liście korespondują z melancholijnym nastrojem modelki. Na portrecie własnym Wyspiańskiego możemy widzieć w nich coś więcej: symbol świadomości przemijania, która musiała nieustannie towarzyszyć artyście w tamtym czasie.
Autoportret z 1902 roku Wyspiański wykonał w ulubionej technice pastelu. Większość swoich prac artysta oprawiał bardzo prosto – do dziś znajdują się w ramkach z cieniutkich listewek. Tym razem zdecydował się jednak na szeroką, zdobioną aplikacjami ramę własnego projektu.
Obraz od 1946 roku znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wcześniej przeszedł przez kilka kolekcji prywatnych, w tym zbiór Edwarda Rejchera – zamożnego handlowca i wytrawnego kolekcjonera polskiej sztuki przełomu XIX i XX wieku.
Bibliografia:
1. Adamczyk P., opis obrazu na stronie Cyfrowe MNW, https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/katalog/761621 [dostęp: 25.07.2022].
2. Charazińska E., Wyspiański. W szafirowej pracowni, Warszawa 2007.
3. Gaweł Ł., Stanisław Wyspiański. Na chęciach mi nie braknie…, Kraków 2017.
4. Sieradzka A., Peleryna, tren i konfederatka. O modzie i sztuce polskiego modernizmu, Wrocław 1991.
5. Śliwińska M., Wyspiański. Dopóki starczy życia, Warszawa 2017.
Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie oraz tego artykułu jest:
PGE – Polska Grupa Energetyczna od wielu lat wspiera i promuje polską kulturę przez sponsoring ważnych wydarzeń kulturalnych oraz instytucji kultury. Grupa PGE angażuje się w dbałość o polską kulturę i polskie dziedzictwo narodowe, ale też w upowszechnienie wizerunku muzeów jako miejsc otwartych i przyjaznych dla publiczności, proponujących wciąż nowe i interesujące projekty. Podkreśla również niezwykle ważną rolę edukacji w procesie poznawania polskiej sztuki.
PGE jest Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Narodowego w Lublinie, Muzeum Narodowego w Gdańsku oraz Muzeum Narodowego w Kielcach, a także Mecenasem Edukacji i Nowego Skarbca Koronnego na Zamku Królewskim na Wawelu.
A może to Cię zainteresuje:
- Fryderyk Pautsch „Portret Leopolda Staffa” - 20 września 2024
- Józef Pankiewicz „Dziewczynka w czerwonej sukience” - 18 kwietnia 2024
- Mela Muter „Autoportret w świetle księżyca” - 4 kwietnia 2024
- Japoneczki, czyli kobiety w kimonach w polskiej sztuce - 8 stycznia 2024
- Skandal, konflikt, pojedynek, zabójstwo, czyli o wybuchowej naturze polskich artystów - 17 grudnia 2023
- Kolorowy ptak. O tragicznych losach niezwykłej malarki – Teresy Roszkowskiej - 29 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Nasturcje” - 6 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Portret pani Solskiej” - 12 września 2023
- Twarzą w twarz z Wyspiańskim, czyli o autoportretach artysty - 1 września 2023
- Jan Matejko „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem” - 16 lutego 2023
Ciągle nie rozumiem, skąd ten zachwyt nad Wyspiańskim. Ta jego dekoracyjność. Oczy wszystkich postaci takie same. Ozdobność. Zachwyty, że jest prawie jak fotografia. Te jego rymy częstochowskie. A najbardziej mnie dziwi porównywanie go z Michałem Aniołem. Takie krakowskie gadanie.