„Z tego ułamka skarpy, podpierającej ongi zamek krzemieniecki, jest najosobliwszy pejzaż, jaki mi się kiedykolwiek trafiło spotkać. Nie podobna sobie po prostu zdać sprawy z proporcji tych setek małych domków, z których się składa miasteczko, w stosunku do ogromu gmachów licealnych. Małe, białe i kremowe pudełeczka, nakryte kolorowymi daszkami srebrno-niebieskimi i pomarańczowymi. Nasypane to biedactwo jak orzechy w miskę, a miska jest głęboka i gorąco zielona. Jej brzegi — to góry: zielone, lesiste, ciężkie od zieleni”1.
W taki oto sposób malarka i graficzka Leokadia Bielska-Tworkowska opisała wspaniały widok, który rozciągał się przed II wojną światową z krzemienieckiej Góry Bony. Nie była ona jedyną obserwatorką, która przeciwstawiała monumentalizm gmachu Liceum Krzemienieckiego drewnianej zabudowie miejscowości. Jeszcze barwniejszą relację nakreśliła swoim piórem Zofia Kossak-Szczucka:
„miasto Krzemieniec, oglądane z góry, wydaje się bezładnym zbiegowiskiem domków-zabawek, wypełniającym ciasno cały wąwóz, piętrzących się aż na stoki. Domki, stłoczone, ścieśnione, niskie, krzywe, o łamanych czerwonych dachach, z pięterkiem «facjatką» obrzeżoną galeryjką, z podcieniami, słupkami, domki bielone, z okiennicami zielonymi, pomarańczowymi, wiśniowymi, niebieskimi”2.
Sama esencja malowniczości. Nic więc dziwnego, że międzywojenny Krzemieniec przyciągał jak magnes miłośników krzywych dachów i urokliwych okiennic. Dla Jana Sasa-Zubrzyckiego krzemienieckie dworki miały „wdzięk tajemniczy promieniujący z ducha zaczarowanego”3. Znana pisarka Maria Dąbrowska zwróciła natomiast szczególną uwagę na „baśniowy” lazur ścian miejscowych domów:
„dachy z gontu, albo z karbowanej dachówki, ściany domów bielą tutaj przeważnie z dodaniem do wapna lazuru. Ów zaś, jasno-lazurowy kolor nadaje domostwu wygląd czegoś niezupełnie rzeczywistego, czegoś jakoby istniejącego nie na konkretnym świecie, lecz we śnie, lub w balladzie”4.
Trzeba jednak pamiętać, że rozpropagowanie miasta narodzin Juliusza Słowackiego wśród artystów zawdzięczamy głównie wysiłkom nauczycieli Liceum Krzemienieckiego, na czele z wybitnym fotografem Stanisławem Sheybalem. Ta wołyńska szkoła średnia słynęła wówczas na całą Polskę z nowatorskich metod edukacyjnych oraz szerokiej działalności na polu, które dziś nazwalibyśmy animacją kultury. Liceum posiadało nie tylko własną pracownię fotograficzną i obszerną bibliotekę, ale prowadziło również rolnicze szkoły zawodowe oraz kursy szybowcowe. Młodzieży wpajano miłość do ojczystego pejzażu, łącząc książkową wiedzę z umiejętnościami praktycznymi. Uczono fotografii, jazdy na nartach oraz sportów wodnych.
Dla plastyków przybywających do Krzemieńca fundowano natomiast stypendia. W 1934 roku stołeczny Instytut Propagandy Sztuki przyznał siedem takich wyróżnień. Szczęśliwcy mogli spędzić w wołyńskim miasteczku cztery lub pięć letnich tygodni, w zamian byli zobowiązani do ofiarowania miastu jednego dzieła o tematyce krzemienieckiej5. Malarz Kazimierz Mitera z pasją przekonywał, że:
„Krzemieniec stać się powinien, jak na to w zupełności zasługuje, poważnym ośrodkiem artystycznym, celem wypraw licznych rzesz naszych pejzażystów, tak jak stał się nim już Kazimierz nad Wisłą, podobny nieco do Krzemieńca charakterem, ale znacznie od niego uboższy w motywy”6.
Dziś już wiemy, że wołyńskie miasteczko nigdy nie zdołało przebić swoją popularnością Kazimierza Dolnego.
Bez trudu odnajdziemy malarzy i grafików, którzy w latach 30. chętnie przyjeżdżali do obydwu tych miasteczek. Na ich czele wymieniłbym: Anielę Cukier, Karola Hillera i Władysława Skoczylasa.
Porównując te dwie międzywojenne kolonie artystyczne, nietrudno jednak dostrzec, że władały nimi odmienne środowiska artystyczne. O ile Kazimierzem trzęsła czereda warszawiaków z kręgu Tadeusza Pruszkowskiego, to w Krzemieńcu prym wiedli koloryści. Duchowym spadkobiercom Komitetu Paryskiego zawdzięczamy wprowadzenie w życie wyjątkowego fenomenu życia artystycznego II RP: Rysunkowych Ognisk Wakacyjnych dla nauczycieli szkół średnich.
W latach 1936–1939 rok w rok w lipcu i sierpniu w Krzemieńcu oraz pobliskim Wiśniowcu rozstawiali sztalugi nauczyciele z całej Polski. Plenerom towarzyszyły także kursy korespondencyjne prowadzone w trakcie roku szkolnego. Na liście pedagogów znajdowali się między innymi Emil Krcha, Władysław Lam, Hanna Rudzka-Cybisowa, Czesław Rzepiński, Stanisław Szczepański i nestor oraz przywódca kolorystów, Jan Cybis. Pracy towarzyszyło bujne życie towarzyskie. To tutaj w gorącej letniej atmosferze 1937 roku Cybis poznał o czternaście lat młodszą od siebie Helenę z Zarembów, córkę dyrektora Liceum Krzemienieckiego i absolwentkę pracowni Tadeusza Pruszkowskiego, z którą nawiązał płomienny romans. Po pewnym czasie zostawił dla niej swoją pierwszą żonę, znakomitą malarkę Hannę Rudzką-Cybisową. Drogi jego i pierwszej żony definitywnie rozeszły się we wrześniu 1939 roku. Ona wyjechała do Lwowa, on zaś do Krzemieńca. Zamieszkał z Heleną Zarembianką w podkrzemienieckim Sapanowie i związał się z nią na stałe.
Ferdynand Hoesick uważał, że w Krzemieńcu „każda uliczka, w którą się zboczy, jest obrazkiem w swoim rodzaju i tylko malować, a przynajmniej fotografować”7. Rzeczywiście międzywojennych plastyków nie trzeba było zachęcać do bacznego zainteresowania pejzażem kulturowym wołyńskiego miasteczka. Malowali i rytowali nie tylko Górę Bony i znajdujący się na niej zamek, okoliczne wzgórza i wioski czy klasycystyczne dworki, ale przede wszystkim drewnianą zabudowę centrum miejscowości.
Malownicze domy mieszczańskie wyposażone w charakterystyczne ganki i balkony ukazywali oni najczęściej w perspektywie ulicy, jako jedne z wielu fragmentów malowniczego zaułka.
Najczęściej rozstawiali sztalugi na ulicach takich jak Krawiecka, Miodowa i Kładkowa. Dużym zainteresowaniem artystów cieszyło się również skrzyżowanie ulic Pocztowej i Krawieckiej, przy którym można było odnaleźć ciekawe przykłady architektury drewnianej kontrastujące z majestatyczną bryłą kościoła licealnego. Tematem prac plastycznych bywały niekiedy także konkretne budynki. Do najczęściej przedstawianych należały: zajazd przy ulicy Miodowej 35 oraz dom z drewnianą galerią znajdujący się na rogu ulic Pocztowej i Krawieckiej. Pierwszy z wymienionych budynków pojawia się między innymi na pięknej akwareli Władysława Skoczylasa, drugi zaś stanowi główny temat intrygującego drzeworytu barwnego Stefanii Krzyżanowskiej-Pawłowskiej Stary zajazd w Krzemieńcu.
Artystami, którzy w szczególny sposób upodobali sobie krzemienieckie budownictwo drewniane, byli dwa graficy: Karol Mondral i Józef Pieniążek. W cyklu akwafort tworzonych między 1933 a 1939 rokiem Mondral ukazał wiele malowniczych domów, osiągając wrażenie melancholijnej, nieco tajemniczej surowości przedstawianych budynków. Niemal zupełnie puste, wyludnione ulice ożywiają niekiedy jedynie sylwetki woźniców i koni zaprzężonych do chłopskich wozów. Zupełnie inny charakter mają krzemienieckie akwaforty Pieniążka, opublikowane w 1927 roku w tece wydanej z okazji sprowadzenia do Polski szczątków Juliusza Słowackiego. W przeciwieństwie do Mondrala Pieniążek nie stosował wycinkowego, wąskiego kadrowania i nie poświęcał tak dużej uwagi detalom poszczególnych budynków. Można powiedzieć, że pierwszy z wymienionych dążył do ukazania „cichego życia” małomiasteczkowego domu, drugi zaś tworzył dość uładzone przedstawienia krzemienieckich ulic i zaułków.
Na tym tle wyróżniają się kompozycje utrzymane w duchu świadomie naiwnej, prymitywizującej malowniczości. Znakomitym reprezentantem tej konwencji jest piękny drzeworyt barwny Anieli Cukier zatytułowany Krzemieniec – Góra Królowej Bony. Aby zrozumieć, jak umowny charakter ma lukrowana wizja Krzemieńca wykreowana przez Cukierównę, warto porównać tę pracę ze zdjęciem ukazującym ten sam fragment miasteczka.
Najbardziej osobliwym przykładem przełożenia realnie istniejącej krzemienieckiej architektury na język malarstwa sztalugowego jest jednak obraz Dom Saszy Blondera ze zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi. Artysta dość wiernie odwzorował kształt jednego z piętrowych budynków znajdujących się przy ulicy Szerokiej. Powierzchnie ścian, dachów i przybudówek podzielił jednak na pola barwne wypełnione płasko nakładanymi kolorami. Dom podpatrzony w plenerze zamienił się w quasi-abstrakcyjną kompozycję barwnych płaszczyzn.
Pisząc o Saszy Blonderze, nie sposób nie wspomnieć o jednym z najciekawszych epizodów z historii polskiej awangardy. 27 maja 1934 roku w barokowym gmachu Liceum Krzemienieckiego otwarto wyjątkową wystawę Grupy Krakowskiej. Progresywna sztuka o lewicowej treści zawitała na prowincję. W wołyńskim miasteczku pojawili się również jej twórcy. Ekspozycja została zorganizowana dzięki staraniom Stanisława Osostowicza, którego brat Jerzy mieszkał w Krzemieńcu. Wystawiono prace Saszy Blondera, Leopolda Lewickiego, Adama Marczyńskiego, Stanisława Osostowicza, Berty Grünberg, Marii Jaremy, Bolesława Stawińskiego, Henryka Wicińskiego, Eugeniusza Wańka i Jonasza Sterna. Krzemieńczanie mogli również zobaczyć obrazy protektora młodych buntowników: Leona Chwistka. Osostowicz w liście do brata narzekał jednak, że „Chwistek nie przyjechał podobno z powodu choroby. Przysłał swój referat, by go wydrukowali. Za wygodna bestia”8. Z podziwem wypowiadał się natomiast o uczniach Liceum:
„masę uczniów zwiedziło wystawę. Podkreślić należy odmienne wychowanie w liceum. Nadzwyczaj wdzięczni słuchacze dla wszystkich objaśnień i inteligentnie nastawiona młodzież do wszelkich przejawów życia. Różnica od gimnazjów pod oficjalną kuratelą ogromna. […] Wystawa osiągnęła stopień zainteresowania wystarczający, a jak na takie środowisko, wielki. […] kasa wynosi 100 zł; ludzi wraz z uczniami zwiedziło 500”9.
Członkowie Grupy Krakowskiej przyjeżdżali do Krzemieńca także w kolejnych latach i brali udział w poplenerowych wystawach zbiorowych. Podczas gdy koloryści poszukiwali tu artystycznych rozstrzygnięć dla skomplikowanych harmonii barwnych, a postimpresjoniści pławili się w oparach malowniczości; przedstawiciele najmłodszego pokolenia krakowskiej awangardy walczyli „z upiorami romantyki i sugestywnym dla innych urokiem spływającym z Góry Bony”10. Opierając się sentymentalizmowi, ukazywali Krzemieniec „od brutalnej prostoty bieżącego życia, rozkrzyczanego plakatem”11. Od falujących domów i samowarów parujących na gankach woleli więc anonimowy tłum przechodniów krzątający się przed zakładem szewskim lub wpadający w wir rozkrzyczanego jarmarku.
Bibliografia:
1. Bielska-Tworkowska L., Notatki z Krzemieńca, „Pion” nr 13, 1938.
2. Hoesick F., Wilno i Krzemieniec. Wrażenia z dwóch wycieczek literackich pod znakiem Słowackiego, Warszawa 1933.
3. Kossak-Szczucka Z., Krzemieniec i Liceum Krzemienieckie, „Kurier Warszawski” nr 37, 1939.
4. Mitera K., Krzemieniec nowem, poważnem ogniskiem malarskiem, „Głos Plastyków” nr 1–6, 1935.
5. Osostowicz S., Listy, Kraków 1978.
6. Sas-Zubrzycki J., Zabytki architektury w Krzemieńcu, Wiśniowcu i Poczajowie, w: Krzemieniec, oprac. M. Woźnowski, Warszawa 1926.
- L. Bielska-Tworkowska, Notatki z Krzemieńca, „Pion” nr 13, 1938, s. 5–6. ↩
- Z. Kossak-Szczucka, Krzemieniec i Liceum Krzemienieckie, „Kurier Warszawski” nr 37, 1939, s. 3. ↩
- J. Sas-Zubrzycki, Zabytki architektury w Krzemieńcu, Wiśniowcu i Poczajowie, w: Krzemieniec, Warszawa 1926, s. 55. ↩
- Cyt. za: Z. Opolski, Do istotnego mieszkańca Krzemieńca, „Życie Krzemienieckie” nr 2, 1933, s. 53. ↩
- Kolonia artystyczna w Krzemieńcu nad Ikwą, katalog wystawy, Kazimierz Dolny 2010, s. 19. ↩
- K. Mitera, Krzemieniec nowem, poważnem ogniskiem malarskiem, „Głos Plastyków” nr 1–6, 1935, s. 95. ↩
- F. Hoesick, Wilno i Krzemieniec. Wrażenia z dwóch wycieczek literackich pod znakiem Słowackiego, Warszawa 1933, s. 128. ↩
- S. Osostowicz, Listy, Kraków 1978, s. 149. ↩
- Ibidem, s. 148–150. ↩
- S. Osostowicz, Recenzja z wystawy poplenerowej w Krzemieńcu 1935 r., w: Ibidem, s. 215. ↩
- Ibidem, s. 215. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Jan Matejko „Portret Józefa Ciechońskiego” - 7 sierpnia 2023
- Misterium ekspresji. Rzeźby Johanna Georga Pinsla - 5 maja 2023
- Marcello Bacciarelli „Portret Michała Jerzego Mniszcha z córką Elżbietą i psem Kiopkiem” - 29 stycznia 2023
- Wytrwały humanista. Życie i twórczość Tadeusza Kulisiewicza - 15 stycznia 2023
- Między Parchatką a Pociejowem. Życie i twórczość Jana Piotra Norblina - 5 stycznia 2023
- Na wielu strunach. Motyw zesłania w twórczości Jacka Malczewskiego - 9 grudnia 2022
- Paolo Veronese „Alegoria Cnoty i Występku” - 21 listopada 2022
- „Ażeby przedstawić możliwie najwierniej”. Życie i twórczość Bernarda Bellotta zwanego Canalettem - 16 listopada 2022
- „Niech zginie świat, byle żyła sztuka”. Życie i twórczość Jana Gotarda - 13 listopada 2022
- W przestworzach i w otchłani morskich fal. O twórczości Stanisława Ostoi-Chrostowskiego - 8 listopada 2022