Na każdym z dwudziestu siedmiu obrazów namalowanych przez światowej sławy artystów wygląda inaczej. Raz jest dostojną cesarzową, dumną i niedostępną. Innym razem sprawia wrażenie jeszcze niedoświadczonej, lecz już pewnej siebie kobiety. Czasem na jej twarzy rysuje się gniew, niekiedy smutek lub skupienie.
Trudno odgadnąć, kim była naprawdę. Uwodzicielską bizneswoman czy spragnioną miłości i sukcesu marzycielką? Bezwzględną władczynią imperium urody czy przedsiębiorczą Chają z Krakowa? Niektórzy próbowali odkryć sekret Heleny Rubinstein, ale czy komukolwiek się to do końca udało…?
Obietnica sukcesu
Marie Laurencin, francuska malarka ucząca się rysunku na porcelanie w Sèvres, dostrzegła w niej subtelność i radość życia. Na obrazie olejnym widzimy eteryczną młodą damę przypominającą hinduską księżniczkę. Wzrok przyciąga nie sznur pereł – znak rozpoznawczy madame Rubinstein, która kupowała perły po kłótniach z mężem – ani inne błyskotki, ani nawet nie żółty szal łagodnie zarzucony na ramię, ale oczy modelki przenikliwie spoglądającej na widza.
Na innych wizerunkach przedstawiona zostaje najczęściej z półprofilu, sprawiając wrażenie osoby zdystansowanej, lekko wyniosłej. Tu jest inaczej: w spojrzeniu odczytujemy bystrość umysłu i śmiałość, zapowiedź sukcesu. Chociaż portret ten powstał w 1934 roku po kolejnym pobycie Rubinstein w sanatorium, znakomicie oddaje charakter obiecującej estetki, którą była już w młodości.
Nie lubiła swojego imienia. Mimo że Chaja, pochodzące od żydowskiego słowa chai – „życie”, określa osobę, która wie, czego chce, wolała być wrażliwą i charyzmatyczną Heleną1. Wymawiała je z amerykańskim akcentem. Z datą urodzin również są kłopoty: polskie źródła podają 25 grudnia 1872 roku, dokumenty żydowskie wskazują na rok 1870.
Praktycznie do końca życia Rubinstein ukrywała swój prawdziwy wiek. Wiadomo natomiast, że urodziła się w Krakowie, gdzie od najmłodszych lat pomagała ojcu prowadzić sklep. Liczyła w pamięci, pakowała towary, negocjowała kontrakty. Umiejętności te wykorzysta później, prowadząc własny interes.
Miała trochę szczęścia, ale też potrafiła mu pomóc. By uniknąć zaaranżowanego małżeństwa, wyruszyła w świat. Nie spodobało jej się u ciotki w wiedeńskim salonie futer, więc pojechała do wuja do Australii. Tamtejszy klimat niekorzystnie wpływał na jej cerę, ale Helena potrafiła temu zaradzić odpowiednimi kosmetykami. Widząc zainteresowanie sekretem jej urody wśród sąsiadek, wkrótce otworzyła swój pierwszy salon piękności w Melbourne. Mówiła, że zaczęła od sprzedaży własnych zapasów kremów do twarzy produkowanych według receptury braci Lykuskich.
Gdy te się skończyły, miała sprowadzać z Polski specjalne składniki, w tym rzadkie zioła z Karpat. Prawdopodobnie był to jedynie zabieg marketingowy, gdyż stosowane przez nią surowce były łatwo dostępne. Jednak Rubinstein wiedziała, jak reklamować swoje produkty, by zwiększyć sprzedaż. Jeden z jej pierwszych tekstów reklamowych brzmiał:
„Mały wyprysk,
A twarzy nie psuje.
Kochanek się zadumał,
A mąż się bulwersuje”2.
Od słów do czynu
Słoiczki kremu Valaze rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Po Melbourne przyszedł więc czas na podbój Sydney i Nowej Zelandii, a następnie Europy. W Londynie nie znała nikogo, a konserwatywne Angielki nie zamierzały korzystać z zabiegów upiększających.
Jednak madame Rubinstein (tak nazywał ją mąż, Edward William Titus) oferowała coś więcej niż tylko ładny wygląd – zainteresowanie, wiedzę, wolność wyboru i tajemnicę. Zamożne klientki jej londyńskiego spa korzystały z wszelkich zabiegów pielęgnacyjnych na ciało i twarz. Poznawały różnicę między cerą tłustą, suchą a mieszaną. Najczęściej sięgały po maseczkę przeciwtrądzikową.
Do salonu wchodziły zmęczone i zaniedbane, a wychodziły zrelaksowane i uśmiechnięte. Zawsze tylnymi drzwiami, by nikt ich nie zauważył. Z paryżankami poszło sprawniej, gdyż te były bardziej wyzwolone. Najbardziej lubiły masaż… erotyczny.
W tym czasie Helena szkoliła się pod okiem fachowców w zakresie dermatologii i dietetyki. Najczęściej można ją było spotkać w pracowni, którą nazywała „kuchnią”. Ubrana w biały fartuch w skupieniu przygotowywała awangardowe mikstury. Wyglądała jak lekarka.
W jakimś sensie spełniła więc swoje marzenia o studiach medycznych, tyle że leczyła już nie tylko ciało, ale i duszę. Lubiła otaczać się luksusem, a prowadzenie własnej firmy było dla niej sztuką samą w sobie.
Legenda o wielu twarzach
Sztuką było też namalowanie portretu Rubinstein. Jej osobowość próbował rozszyfrować Pablo Picasso. Skończyło się na szkicach, których powstało w sumie ponad czterdzieści. Mimo że Rubinstein posiadała w swojej kolekcji zarówno wczesne gwasze malarza, jak i dojrzałe realizacje kubizmu, ten styl nie pasował do jej charakteru. Schematyczne kontury postaci przypominają bardziej rysunki dziecka niż kreskę uznanego artysty. Na szkicach Picassa złość miesza się z niepewnością, w kolejnych odsłonach coraz bardziej widać wahanie i nieudaną próbę wydobycia wewnętrznej siły modelki. Rysunki te mogłyby symbolizować trudności, z jakimi Rubinstein musiała się mierzyć w karierze kobiety biznesu.
Gdy rozkręcała interes w Paryżu, miasto nawiedziła powódź, a ona właśnie została po raz pierwszy matką. Dobra organizacja czasu umożliwiła pogodzenie obowiązków, chociaż Rubinstein pasję przedkładała nad życie rodzinne. O problemach małżeńskich zapominała w wirze wywiadów i kampanii reklamowych. Gdy coraz śmielej inwestowała w dzieła sztuki, wspierając także artystów z Polski przebywających w Paryżu, wybuchła wojna. Jako żona Titusa miała amerykański paszport, więc w 1914 roku wyjechała do Nowego Jorku. Tam musiała zmierzyć się z niepożądanym żydowskim pochodzeniem i z konkurencją – Elizabeth Arden.
Narodziny imperium
Nie minęły trzy lata, a logo „HR” zdobiło sieć instytutów w Stanach Zjednoczonych, a w samym Nowym Jorku sygnowało szkołę dla reprezentantek firmy. Rubinstein nie mogła osobiście wizytować wszystkich swoich salonów piękności, ale znalazła sposób, by klientki i pracownice czuły jej obecność – ściany gabinetów zdobiły jej podobizny namalowane przez największych artystów: od Dalego przez Picassa po Warhola.
Ten pierwszy projektował dla niej opakowania kosmetyków. Ten ostatni przedstawił na rysunku z 1957 roku madame w towarzystwie dwóch gejsz. Podkreślił tym samym jej elegancję i artystyczną duszę. Ciesząca się autorytetem (i milionami na koncie) Rubinstein stała się kolekcjonerką sztuki, a o jej kolekcji rozpisywały się czasopisma z całego świata.
Jej apartamenty i salony urody wyglądały jak galerie: „Swoje salony piękności dekorowała najlepszymi obiektami z kolekcji: obok rzeźb Nadelmana wisiały w nich szkice Modiglianiego i obrazy Chagalla, a klientki kroczyły po dywanikach projektu Légera”3. Muzealnicy często wypożyczali dzieła na wystawy.
A było z czego wybierać: impresjonizm, surrealizm, fowizm, abstrakcja; grafiki, reliefy, pastele, kolaże; Renoir, Monet, Matisse, Burri, Caruso, Degas, Zadkine, Kisling. Rubinstein objęła mecenatem młodych artystów włoskich, a także polskich z École de Paris. Miała też słabość do afrykańskich masek, porcelany i domków dla lalek. Dwa lata po rozwodzie, w 1938 roku, ponownie wyszła za mąż za gruzińskiego księcia – ale to ona była urodzoną królową biznesu. Jean Cocteau nazwał ją „cesarzową piękna”.
„Pod wieloma względami była dla mnie kobietą tajemniczą”4 – wyznał Graham Sutherland, angielski portrecista Churchilla czy lorda Beaverbrooka. W bogatym portfolio brakowało mu jednego – obrazu wpływowej kobiety takiej jak Rubinstein.
Madame pozowała artyście kilkukrotnie, za pierwszym razem pojawiła się na sesji w mocnym makijażu przykrywającym sińce na twarzy. Okazało się, że pragnąc korzystniej wyglądać na płótnie, poddała się rygorystycznej diecie, która skończyła się omdleniem i upadkiem.
Nieudana próba rysunku nie zniechęciła Sutherlanda. Przyjrzał się jej uważniej, gdy modelka była w zakupowym szale: „Wtedy, gdy nie wiedziała, że jestem tuż obok, naszkicowałem ją w tej sukni od Balenciagi, wyglądającą jak cesarzowa. Uśmiechała się zagadkowo w czarodziejski sposób, co było rzadkością. To jednak dostarczyło mi materiału, nad którym mogłem pracować”5. Powstały dwa portrety (w pozach siedzącej i stojącej), na których Rubinstein w czerwonej sukni z motywem roślinnym wygląda jak egipska królowa.
Żaden początkowo nie spodobał się modelce. Uważała, że wygląda na nich „tak staro… dziko… jak czarownica!”. Zmieniła zdanie po wystawie obrazów w Tate Gallery, gdy jej wizerunek przyszła zobaczyć sama królowa Elżbieta II, a lord Beaverbook kupił jeden z portretów do swojej galerii w Kanadzie. Wśród angielskich marszandów panowała opinia, że portret Rubinstein pędzla Sutherlanda – namalowany w 1957 roku, czyli około osiem lat przed jej śmiercią – jest jednym z najbardziej obrazoburczych portretów XX wieku.
Nie zmienia to faktu, że właśnie taką Madame zapamiętamy: elegancką panią o wyrafinowanym guście, nienagannej fryzurze i wyrazistym makijażu, kobietę sukcesu z odwagą patrzącą w przyszłość. Przeżyła grubo ponad 90 lat. Zostawiła ogromne imperium kosmetyczne, a jej imię i nazwisko stało się globalną marką.
Dziękujemy L’Oréal Polska za pomoc w ilustrowaniu artykułu.
Bibliografia:
1. Brandon R., Wstydliwa historia piękna, tłum. A. Borowiec, Warszawa 2012.
2. Fedorowicz A., Buntowniczki. Niezwykłe Polki, które robiły, co chciały, Warszawa 2019.
3. Fitoussi M., Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno, tłum. K. Sławińska, Warszawa 2012.
4. Gojżewska J., Sztuka nowoczesna i reklama w działalności Heleny Rubinstein, w: Kolekcjonerstwo polskie w XX i XXI wieku. Szkice, red. T.F. de Rosseta, Warszawa 2015.
5. Koper S., Milionerki, Warszawa 2021.
6. Molenda J., Gorszycielki. Dziewczyny, które łamały tabu i konwenanse, Warszawa 2019.
7. Woodhead L., Helena Rubinstein i Elizabeth Arden. Barwy wojenne, tłum. R. Gorczyńska, Warszawa 2004.
—–
Dwie wspaniałe wystawy prezentujące sylwetkę Heleny Rubinstein miały miejsce w: Jewish Museum oraz w mahJ.
- A. Fedorowicz, Bunt warty miliony. Helena Rubinstein, w: idem, Buntowniczki. Niezwykłe Polki, które robiły, co chciały, Warszawa 2019, s. 333. ↩
- R. Brandon, Wstydliwa historia piękna, tłum. A. Borowiec, Warszawa 2012, s. 26. ↩
- J. Gojżewska, Sztuka nowoczesna i reklama w działalności Heleny Rubinstein, w: Kolekcjonerstwo polskie w XX i XXI wieku. Szkice, red. T.F. de Rosset, Warszawa 2015, s. 140. ↩
- L. Woodhead, Helena Rubinstein i Elizabeth Arden. Barwy wojenne, tłum. R. Gorczyńska, Warszawa 2004, s. 338. ↩
- Ibidem, s. 339. ↩
A może to Cię zainteresuje:
- „Przed kamerą – artyści”. Za kamerą – Adam Karaś - 8 sierpnia 2024
- Edward Steichen – uczynić z „Vogue’a” Luwr - 3 listopada 2023
- Wyrzeźbić naturę. Fotografie Karla Blossfeldta - 29 czerwca 2023
- Wojciech Plewiński: czarno-białe notatki fotografa - 3 lutego 2023
- Fotografika, czyli na styku sztuk - 22 stycznia 2023
- Jean Paul Getty – od milionera do kolekcjonera - 14 grudnia 2022
- Artysta kadru – fotografia piktorialna Jana Bułhaka - 26 czerwca 2022
- Edward Hartwig – fotograf, który chciał być malarzem - 25 marca 2022
- Kolekcjonerka piękna: Helena Rubinstein - 12 lutego 2022
Dziękuję za miłą lekturę o mojej ulubionej kobiecie z klasą.