Był fotografem, filmowcem, konstruktorem. Uważano go za ekscentryka. Dziś określano by go mianem wizjonera, marketingowca, filozofa, a nawet poety. Postrzegano by go jako genialnego indywidualistę. „Przy takiej kreatywności zrobiłby karierę w Ameryce” – przekonuje Monika Kozień, współkuratorka wystawy Być jak Adam Karaś w Muzeum Fotografii w Krakowie. – „Sam jego życiorys nadaje się na film” – dodaje. Los jednak sprawił, że nasz bohater urodził się pod koniec XIX wieku w galicyjskim mieście i mógł spełnić tylko swój „krakowski sen”. Mimo to jego historia wciąż nadaje się dla Hollywoodu.
„Jedynie fotografia zatrzymuje młodość”1
Ujęcie pierwsze: plan ogólny ukazujący budynek szkoły wydziałowej. Kamera śledzi grupkę chłopców opuszczających gmach, słychać rozmowy. Śmiech uczniów przerywa nagły hałas, jakby wybuch.
Tak mogłaby wyglądać jedna z początkowych scen filmu biograficznego o Adamie Karasiu. Chwilowo byłby bohaterem drugiego planu – to on spowodowałby wybuch. Nie do końca wiadomo, czy eksplozja rzeczywiście miała miejsce, czy to tylko dzieło wyobraźni. Sam Karaś utrzymywał, że w szkole wciąż eksperymentował z chemikaliami i w końcu go z niej wyrzucono.
Fakty są następujące: Adam Feliks przyszedł na świat 19 listopada 1896 roku. Jedynakiem był do czasu, gdy w grudniu 1898 roku Marii i Antoniemu Karasiom z podkrakowskiej wsi Gaj urodził się drugi syn, Wiktor. Bracia dzielili mieszkanie (najpierw przy ulicy Karmelickiej, następnie przy Czarnowiejskiej 5) oraz pasję fotograficzną i filmową. Pierwszą ciemnię założyli w piwnicy. Starszy z nich ukończył czteroklasową szkołę ludową i rozpoczął naukę w szkole wydziałowej. Z zachowanych dokumentów wynika, że Adam Karaś nie otrzymał promocji do klasy drugiej, choć dyrektor placówki później się chwalił, że był on jednym z najwybitniejszych uczniów. Czy eksperymentował? Z pewnością. Najczęściej z aparatem fotograficznym.
„Reporter fotograficzny przy pracy w obecnym czasie”
Ujęcie drugie: w dolnej części kadru widać panoramę Krakowa, resztę wypełnia zachmurzone niebo. Ciszę przerywa dźwięk lecącego samolotu. Z planu pełnego zbliżenie na stojącego tyłem chłopca trzymającego aparat fotograficzny wycelowany w niebo. Młodzieniec naciska spust migawki.
Aby nakręcić tę scenę, należałoby się przenieść do 1910 roku, kiedy to w niedzielny majowy wieczór odbył się pierwszy pilotowany przez człowieka lot samolotu nad Krakowem. Poniedziałkowy „Czas” relacjonował:
„Zapowiadany i odwoływany kilkakrotnie wzlot inż. Hieronymusa na aeroplanie systemu Bierota odbył się wreszcie wczoraj na torze wyścigowym o godz. wpół do 8 wieczorem. Silny wiatr uniemożliwił pilotowi wcześniejszy wzlot. P. Hieronymus utrzymał się przez 5 minut w powietrzu, osiągając wysokość 40–50 m. Wykonawszy dość trudne ewolucye ponad torem, wylądował pilot całkiem gładko. Tysiące publiczności przypatrywało się wzlotowi z błoń. Na tor przybyła uderzająco mała liczba osób”2.
Wśród nich był wówczas niespełna czternastoletni Adam Karaś, który uwiecznił moment historycznego przelotu. Fotograficznego fachu zaczął się uczyć dopiero dwa lata później. Najpierw terminował u Antoniego Czajki w zakładzie De Paris, potem u Józefa Kuczyńskiego i Antoniego Gürtlera w Pałacu Spiskim przy Rynku Głównym.
Wkrótce jego portfolio wypełniło się zdjęciami dokumentującymi najważniejsze wydarzenia Krakowa: wizytę Józefa Piłsudskiego na Wawelu, sprowadzenie zwłok Juliusza Słowackiego, manifestacje, pogrzeby i inne uroczystości, codzienne życie w pogrążonym wojną mieście. Od 1916 roku był fotoreporterem w „Nowościach Ilustrowanych”. To właśnie na łamach tego tygodnika opublikował swój bodaj najważniejszy reportaż – fotografie dokumentujące wyzwolenie Krakowa. Ostatniego dnia października 1918 roku ustawił sprzęt na balkonie pierwszego piętra kamienicy Pod Krukami, a jedno z wykonanych wtedy zdjęć trafiło do podręczników i opracowań historycznych3. Ptasia perspektywa, zwykle realizowana z okna mieszkania na pierwszym piętrze, już na stałe zagości u Karasia. Krakowski kronikarz nigdy nie opuści swojego rodzinnego miasta – w przeciwieństwie do młodszego brata, który w 1939 roku wyjedzie do Warszawy.
„Fotoratura to myśl”
Ujęcie trzecie: widok z góry na stół z rozłożonymi w nieładzie zdjęciami. Oświetlenie górne, punktowe. Zbliżenie na odbitkę przedstawiającą pajdę chleba położoną na wadze szalkowej i sięgające po nią dłonie. Z offu głos Adama Karasia:
„Dawnymi laty mało kto rozumiał moje intencje twórcze – kiwali głowami, śmiali się albo i próbowali obrażać. Ponieważ nie chciałem podlegać okresowym modom, świadomie zatrzymałem się w stylu lat trzydziestych, zanim jeszcze wymyślono to całe «retro»”4.
Karaś nie tyle zatrzymał styl lat 30. w sztuce fotograficznej, ile go wyprzedził. Głód, czyli pierwszy z fotomontaży, które nazywał fotoraturami, wykonał razem z bratem już w 1916 roku. Prekursorskie dzieło było reakcją na niedostatek żywności po klęsce pod Verdun w czasie wielkiej wojny. W kolejnych pracach artysta dotykał zagadnień społecznych, politycznych, prezentował refleksje na temat przemijania. Antywojenną postawę widać chociażby w Ciszy przed burzą z 1939 roku czy w powstałym dwa lata po wojnie Rozbiciu atomu. O fotoraturze z 1944 roku opowiadał tuż przed śmiercią w audycji radiowej Czarno na białym: grający na skrzypcach czas, wiosna pod postacią kwitnącego krzewu, młodość uosobiona przez półnagą kobietę wędrują do filtra, z którego wypływają ludzkie szczątki, rośliny, ślimaki. „W moim pojęciu śmierć nie istnieje. Ja jestem tylko wędrówką materii” – tłumaczył koncepcję Filtra życia5.
Jego negatywowe kolaże fotograficzne przywodzą na myśl podobne eksperymenty artystów awangardy: bezkamerowe rayogramy Mana Raya czy fotomontaże odkrytego po latach Moiego Vera. Tylko że Karaś nie obracał się w środowisku surrealistów z Montparnasse’u ani nie studiował jak Mosze Worobejczyk w Bauhausie. Międzywojenny Kraków kojarzy się przede wszystkim z tradycją, konwencjonalnością form, a fotografia tego okresu była silnie związana z nurtem piktorializmu czy Bułhakowską ideą fotografii ojczystej. Fotomontaż? W polskim piśmiennictwie specjalistycznym pojawia się na dobrą sprawę dopiero w połowie lat 20. ubiegłego wieku6. Karaś musiał uchodzić za ekscentryka, jednak patrząc na jego dalszą karierę – a fotoratury tworzył do lat 80. – zdawał się tym nie przejmować.
„Kamery zapisują”
Ujęcie czwarte: ciasne wnętrze zaaranżowane na amatorskie studio filmowe. Plan amerykański. Oświetlenie reflektorowe twarzy aktora. Adam Karaś w skupieniu ustawia kamerę na statywie. Na drugim planie, między mężczyznami, widoczny Wiktor Karaś. W tle dramatyczna muzyka.
W kadrze powinno pojawić się jeszcze logo z napisem „Bracia Karaś Film”. Tak dwaj marzyciele nazwali wytwórnię filmową wyposażoną jedynie w kamerę Filmette zakupioną w 1928 roku oraz drobniejszy sprzęt. Ograniczał ich budżet, ale nie wyobraźnia. Kręcili krótkometrażowe filmy dokumentalne, w tym relację z odsłonięcia pomnika marszałka Piłsudskiego w Makowie Podhalańskim, a także reklamowe. Dzięki zdumiewająco rozwiniętej koncepcji kreowania marki po latach można było zidentyfikować niektóre ich prace. Najbardziej zapada w pamięć film Gustawa Puchalskiego z 1933 roku. To właśnie w Wizjach obłąkanego / Ekspresjach mimicznych bracia w pełni ujawnili operatorski talent, brawurowo łącząc ujęcia statyczne i dynamiczne.
Początkowo działali w domu rodzinnym przy ulicy Czarnowiejskiej, później przenieśli się na ulicę Szewską. Nie jest pewne, kiedy ani w jakich okolicznościach ich drogi się rozeszły. Niektóre źródła podają, że już po przeprowadzce Adam Karaś się usamodzielnił, inne, że spółka działała aż do wybuchu II wojny światowej7. Przenieśmy się więc na Szewską 12.
„Przed zdjęciem należy zamówić wyraz twarzy”
Ujęcie piąte: półmrok, zagracone wnętrze studia fotograficznego. Główne światło skierowane na pozującego na jasnym tle modela. Kamera podąża za mężczyzną sprawnie ustawiającym lampy i aparat fotograficzny. W tle nastrojowa piosenka z gramofonu i głos Karasia:
„Niech się panu zdaje, że jest pan na pięknej zabawie i widzi pan śliczną kobietę. Uśmiecha się do pana. Jeszcze musimy panu zrobić włosów więcej, żeby pan był przystojniejszy. I widzi pan wśród bawiących się par piękną dziewczynę, zagraniczną, uśmiecha się do pana. Pan jej się szalenie podoba! Zakochała się od pierwszego wejrzenia. Ona już osiemdziesiąt lat skończyła, wdowa jest, czterech mężów pochowała, pan się jej szalenie podoba”8.
Nawet gdy nie kręcił filmów, wciąż reżyserował. Studio portretowe prowadzone od 1932 roku na pierwszym piętrze kamienicy przy ulicy Szewskiej było głównym źródłem utrzymania artysty, jego żony Henryki Łabuckiej i dwóch córek, Ewy i Grażyny. Fotograf wprowadzał swoich klientów w odpowiedni nastrój, snując czasem zabawne, innym razem poważne historie. Lubił mocne kontrasty światła i cienia, które podkreślały ekspresję portretów. Te o podobnych wyrazach twarzy, fryzurach, dodatkach czy elementach garderoby układał obok siebie, tworząc typologie.
Nieodłącznym elementem sesji były nietuzinkowe rekwizyty: drewniana kula, księżyc, profil królowej Nefretete. Część sprzętu kupował, większość modyfikował. Przekształcał: puszki i miski w lampy studyjne, gumowe węże w ozdobną balustradę, łazienkę w ciemnię, mieszkanie w atelier fotograficzne.
Reflektory nosiły imiona jego córek. Pulpity retuszerskie czy konsola muzyczna na dwa gramofony to też dzieło rąk i wyobraźni Karasia. Gdy wychodził ze studia, by pracować w terenie, zakładał na głowę hełm z przymocowaną doń lampą błyskową.
Obserwowalna część wszechświata to 91–93 miliardów lat świetlnych, czyli 8,8 × 1026 metrów. Możliwe, że cały wszechświat jest nieskończony. Mikrokosmos Adama Karasia mieścił się na 120 metrach kwadratowych, a był nie mniej fascynujący i niezbadany.
„Fotografia pismem świata”
Ujęcie szóste: ponownie studio fotograficzne, plan amerykański. Adam Karaś siedzi przy komodzie z szufladami, wyciąga i uważnie ogląda negatywy z pojedynczymi literami, układa je niczym Scrabble. W przymocowanej do komody podświetlanej ramie widoczny ciąg haseł: „Obraz fotograficzny / to wyjątek biegu życia / W biegu życia tylko / fotografia zatrzyma przeszłość / Wieczna młodość to fotografia / Zdjęcia dokonane przy nastroju muzycznym / i podkładem słów”.
Zachowała się fotografia, na której widoczny jest nasz bohater pracujący nad kolejnymi foto-tekstami. Z pojedynczych negatywowych czcionek, a także liter tekturowych bądź drewnianych układał humorystyczne zasady, ostrzeżenia i filozoficzne wręcz sentencje odnośnie do zachowania przed kamerą, wizerunku, stylu bycia. Powstałe hasła następnie przefotografowywał. Do produkcji używał własnoręcznie skonstruowanej drukarki świetlnej.
Foto-teksty umieszczone pod portretami klientów do złudzenia przypominają internetowe memy. Napisy Karaś wykorzystywał w okolicznościowych kartkach pocztowych – już nie tylko obrazem, lecz także słowem komentował bieżące wydarzenia. Była to produkcja zakrojona na szeroką skalę.
Nie zapomniał o brandingu: „Fotografia Braci Karaś Szewska 12”, „Bracia Karaś Fotografia”, „Agencja foto-prasowa”, „Wytwórnia Filmów Kinematograficznych”. Wszystko w co najmniej kilku wariantach wizualnych. Współcześni pracownicy agencji reklamowych mogliby wiele się od niego nauczyć. Tyle że ta „promocja nie wykraczała poza progi atelier”9.
„Artysta ma tylko sławę i rozgłos. Z każdej fotografii czytamy myśl autora”
„Nie ma już takich pracowni. Odeszły w przeszłość jak dagerotypy, film niemy, jak ludzie, których czas również przeminął”10 – ubolewał Jerzy Piekarczyk na łamach „Przekroju” w artykule poświęconym Adamowi Karasiowi. Fotograf zmarł 21 października 1986 roku. Jego legenda ożyła na wystawie w Muzeum Fotografii w Krakowie dzięki niesamowitej pracy dwóch kuratorek, Moniki Kozień i Marty Miskowiec, a także całego zespołu projektantów, konserwatorów, opiekunów i badaczy archiwum Karasia. Nieocenionym wsparciem była Anna Piekarczyk, wnuczka fotografa i córka Grażyny, która udostępniła rodzinne archiwa i podzieliła się z kuratorkami wieloma anegdotami.
Po śmierci Karasia atelier działało jeszcze przez dwa lata pod okiem Henryki Karaś. Mimo starań nie udało się otworzyć w mieszkaniu muzeum artysty. Na początku lat 90. dzięki darowiźnie rodziny większość spuścizny po Karasiu trafiła za to do zbiorów Muzeum Fotografii. Odbitki, szklane negatywy, sprzęt fotograficzny, rekwizyty – ponad 22 tysiące obiektów czekało na ponowne odkrycie aż do 2017 roku. Wówczas zabytkową willę przy Józefitów 16, pierwszą siedzibę krakowskiej placówki, przygotowywano do remontu. Po przeniesieniu starej ekspozycji została przestrzeń, którą wkrótce wypełniły skrzynie z archiwum Karasia. Wraz z poszerzonym zespołem pracowników muzeum pojawiła się nadzieja, że legendarny fotograf znów o sobie przypomni. Tym razem Adam Karaś miał być jedynie aktorem, a reżyserii podjęły się dwie kustoszki MuFo. Zmienił się też adres: z Szewskiej 12, gdzie mieści się dziś salon masażu tajskiego11, na Rakowicką 22A.
Do wejścia na wystawę Być jak Adam Karaś zachęcają gabloty z portretami klientów, zupełnie jak za dawnych czasów. „Nie byłam u niego w atelier, natomiast obie z Martą Miskowiec przechodziłyśmy tamtędy i widziałyśmy z ulicy witrynę. Wisiały w niej fotomontaże, na których Karaś zamieszczał jakieś hasła, sentencje. W ten sposób wyrażał swoje poglądy, tak jak teraz robi się to na tablicy na Facebooku. Był to rodzaj jego ekspresji wizualnej” – wyjaśnia Monika Kozień.
Przekraczając próg sali wystawowej, zostajemy wchłonięci przez uniwersum fotografa. Zewsząd dociera do nas strumień informacji. Rozłożone pośrodku elementy wyposażenia pracowni fotograficznej zdają się wykonywać jakąś skomplikowaną choreografię. Śledząc równoległą ścieżkę biograficzną i karierę reporterską fotografa, natykamy się na archiwalne zdjęcia rodzinne. Chwili refleksji domagają się gabloty z pocztówkami, próbkami identyfikacji wizualnej firmy Braci Karaś oraz z foto-tekstami. Obramowane jak malarskie dzieła sztuki kompozycje portretowe rywalizują o uwagę widza z animowanym pokazem zdjęć. Twórczość filmowa swobodnie przechodzi w klasycznie skomponowaną galerię fotoratur. Gdzieś w rogu kryją się wykonane przez Karasia pudełka na celuloidowe negatywy: każdy miesiąc to osobne pudełko, każdy rok to inny kolor. Poza tym wolną przestrzeń wypełniają powiększone foto-teksty, biegnące wzdłuż kolumn lub rozpostarte na sklepieniu: „Fotograficzne promienie Braci Karaś”, „Fotografia dla smakoszy artyzmu” czy „Retusz chirurgiczny. Zwężanie szyji, obcinanie policzków, poprawę oczu itp. należy zamówić przed zdjęciem, za osobnym wynagrodzeniem”.
„Nie chciałyśmy absolutnie odtwarzać atelier, tylko nadać tym rzeczom autonomiczny byt. Przedmioty wyglądające jak samodzielne rzeźby pokazać w innym kontekście. Wiedziałyśmy, że to musi być przenikająca się przestrzeń, bez żadnych labiryntów, narzucania ścieżki oglądania i wyraźnych podziałów. Jednocześnie są tu pewne zjawiska zgrupowane tak, by te części ciążyły do siebie” – przekonuje kuratorka.
Dzięki nagromadzeniu tylu artefaktów w jednym miejscu – a przecież to zaledwie wyimek Karasiowej spuścizny – przestrzeń wystawowa sprawia wrażenie ciasnej,napierającej. Z opowieści przyjaciół i klientów wynika, że właśnie takie wrażenie sprawiało atelier na Szewskiej. Jego oryginalny wygląd można ujrzeć na kilku archiwalnych zdjęciach. Jawi się niczym jaskinia szalonego wynalazcy, jednak to nie postać fotografa, lecz Henryki Karaś przykuwa uwagę. „Żona Adama Karasia odgrywała bardzo ważną rolę. Pracowała w atelier, była laborantką. Ale wszyscy mówili, że dbała o kontakt męża z rzeczywistością i ogarniała codzienność. Z opowieści osób, które ją znały, wiemy, że była bardzo ciepłą, życzliwą osobą. Trochę łagodziła ten ekscentryczny sposób bycia Adama” – wnioskuje Monika Kozień.
Historyczka sztuki zapewnia, że Karaś był osobą nietuzinkową, co z dystansu czasowego widać jeszcze wyraźniej. Któż inny, nie mając możliwości wyjazdu za granicę, nie znając nowinek technicznych i kulturalnych ze świata, stworzyłby fotomontaż w 1916 roku? Kto bez zaplecza finansowego i sprzętowego podjąłby ryzyko założenia studia filmowego? „Karaś kupił kamerę, jeszcze ostro ją wytargował, i założył z bratem wytwórnię filmową. Produkcję rozpoczęli w 1928 roku. W tamtych czasach wcale nie było tak dużo eksperymentów filmowych. Karasiowie prezentowali ciekawy i nowatorski sposób radzenia sobie z językiem” – opowiada kuratorka. Na wystawie możemy podziwiać próbkę tej kreatywności. Wrażenie robią zdjęcia oraz montaż dzieła Puchalskiego. „Wizje obłąkanego / Ekspresje mimiczne to hołd złożony kinu niememu. Wyraża to ekspresja twarzy, bo słowa są zredukowane do napisów. Pierwsza część jest bardzo statyczna: człowiek usiłuje wstać, ale nie może. Patrząc na tę długą scenę, w której właściwie nic się nie dzieje, sami jesteśmy umęczeni zmaganiem się bohatera ze sobą. W kolejnej scenie, łączącej, mamy człowieka w garniturze przekrawającego robaczywe jabłko. Później następuje druga część filmu, absolutnie inna: ze zbliżeniami, szybkim montażem, nakładającymi się na siebie nie tylko kręconymi zdjęciami, lecz także rysunkami, animacjami, z wykorzystaniem negatywowego obrazu i deformacji krzywymi lustrami” – analizuje i dodaje, że duże budżety z reguły zabijają kreatywność.
Miłość do filmu pozostała w języku Karasia. On, fotograf, był tak naprawdę reżyserem. Pozująca do zdjęcia osoba, aktorem. „Zwykła fotografia była jednoakcyjna. Dwuakcyjna to już taka z efektami cienia lub z podwójną ekspozycją. Fotoratury nazywał zdjęciami wieloakcyjnymi” – wylicza kuratorka. Zwraca także uwagę na to, że samej czynności wykonania zdjęcia Karaś nie postrzegał jako sztuki. Dopiero jakieś intencyjne działanie, technika, montaż czyniły z niego artystę. W pewnym momencie badaczki dostrzegły, że właściwie wszystko u Karasia jest fotomontażem, bo i fotoratury, i usługowe kartki pocztowe, i foto-teksty przypominające haiku.
Mówiąc o swojej technice, fotograf powtarzał, że zatrzymał się w stylu lat 30. Pierwsza retrospektywna wystawa jego twórczości udowadnia jednak, że Karaś był artystą ponadczasowym. Co więcej, jak zauważa Monika Kozień, podejmowane przez niego próby udoskonalania sprzętu fotograficznego w duchu do it yourself albo umiejętność wykorzystania niepotrzebnych, a być może i nieudanych kadrów w fotomontażach wpisujące się w ideę zero waste świadczą o nowoczesnym, przyszłościowym myśleniu.
Pasji, odwagi i determinacji nie brakowało ani Karasiowi, ani kuratorkom przygotowującym wystawę. Monika Kozień wspomina o trudnej sztuce wyboru tego, co pokazać publiczności, a także o detektywistycznej pracy, którą musiały wykonać. Z jednej strony tajemnicze rekwizyty i przyrządy o niewiadomym przeznaczeniu. Często trzeba było je na nowo złożyć, w czym niejednokrotnie pomagały zachowane fotografie z dawnego atelier. Z drugiej strony fakty. Im bardziej zagłębiały się w życiorys Karasia, tym większą zachowywały czujność. Czasem nie zgadzały się ustalenia wcześniejszych badaczy, innym razem pojawiały się nieścisłości w wypowiedziach samego fotografa, szczególnie gdy formułował je w podeszłym wieku. „Ostrożnie podchodziłyśmy do tych faktów. Część udało się potwierdzić, część nie. Była to fascynująca przygoda. I mam wrażenie, że ta przygoda nadal trwa” – przekonuje kuratorka.
Określenie ekspozycji słowem „nieziemska” nie będzie zwykłą kurtuazją. „To miał być taki jego mikrokosmos. Śmiałam się, że idealnie byłoby, gdyby to wszystko było ruchome, przemieszczało się” – przyznaje Monika Kozień. Mimo to wystawa, niczym zatrzymany w kadrze trójwymiarowy obraz, porusza wyobraźnię i bez tych efektów specjalnych. Kuratorkom i organizatorom wystawy zajęło kilka lat, żeby poznać, zrozumieć i przełożyć mikrokosmos Karasia na język współczesny. Widzowi wystarczy natomiast kilka chwil, aby dać się porwać niebywałej ekspresji i wyobraźni fotografa z ulicy Szewskiej.
Pierwsza retrospektywna wystawa twórczości Adama Karasia jest zaproszeniem do świata tego ekscentrycznego twórcy, pasjonata fotografii, konstruktora i wynalazcy. Krakowianie i krakowianki do dziś wspominają jego atelier fotograficzne, pełne muzyki, własnoręcznie wykonanych rekwizytów, ulepszonych i zmodyfikowanych sprzętów i tajemniczych świateł. Kuratorki Monika Kozień i Marta Miskowiec zabierają widzów do tego wyjątkowego fotograficznego mikrokosmosu.
Wystawa Być jak Adam Karaś trwa do 29 września 2024 roku w Muzeum Fotografii w Krakowie.
Wystawę dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.
Bibliografia:
1. „Czas”, 23.05.1910.
2. Być jak Adam Karaś, katalog wystawy, koncepcja, tekst i wybór zdjęć: M. Kozień, M. Miskowiec, Kraków 2024.
3. Kanicki W., Łuczak D., Szymanowicz M., Polscy fotografowie, krytycy i teoretycy o fotografii 1839–1989. Antologia, Poznań 2023.
4. Michałowska M., Foto-teksty. Związki fotografii z narracją, Poznań 2012.
5. Piekarczyk A., Duchowe wnuczki Adama Karasia, witryna Radia Kraków, https://www.radiokrakow.pl/audycje/duchowe-wnuczki-adama-karasia-reportaz-anny-piekarczyk.
6. Piekarczyk J., Adam Karaś. Alchemik fotografii, „Przekrój”, 14.05.1995.
7. Rybicki A., Adam Karaś, fotoreporter krakowskiej niepodległości, „Studia Środkowoeuropejskie i Bałkanistyczne” 2019.
8. Święch Z., Fotograf z ulicy Szewskiej – Adam Karaś, TV Kraków, 1972/1973, witryna YouTube, https://www.youtube.com.
9. Witryna Muzeum Fotografii w Krakowie, https://mufo.krakow.pl.
- Śródtytuły pochodzą z foto-tekstów Adama Karasia. ↩
- „Czas”, 23.05.1910, s. 2. ↩
- A. Rybicki, Adam Karaś, fotoreporter krakowskiej niepodległości, „Studia Środkowoeuropejskie i Bałkanistyczne” 2019, s. 160. ↩
- Z. Święch, Wszystko przeminie, zostanie fotografia, „Kraków” 1986, s. 47; cyt. za: Ibidem, s. 157. ↩
- Być jak Adam Karaś, katalog wystawy, koncepcja, tekst i wybór zdjęć M. Kozień, M. Miskowiec, Kraków 2024. ↩
- Debora Vogel w artykule Genealogia fotomontażu i jego możliwości z 1934 roku datuje termin fotomontażu na lata 1924–1925 „jako określenie nowego gatunku malarskiego, przedstawiającego naklejone na jedną, tłową płaszczyznę różnych «wycinków życia»”. Z kolei Tadeusz Cyprian w eseju Fotomontaż opublikowanym na łamach „Polskiego Przeglądu Fotograficznego” w 1930 roku wspomina o przedwojennych „pomysłach fotomontażowych” w Niemczech. Więcej na ten temat w rozdziale Awangarda i fotomontaż, w: W. Kanicki, D. Łuczak, M. Szymanowicz, Polscy fotografowie, krytycy i teoretycy o fotografii 1839–1989. Antologia, Poznań 2023, s. 746–767. ↩
- Karaś, Bracia, witryna Muzeum Fotografii w Krakowie, https://zbiory.mufo.krakow.pl/artist/karas-bracia (dostęp: 22.05.2024). ↩
- Cytat pochodzi z filmu dokumentalnego Zbigniewa Święcha Fotograf z ulicy Szewskiej – Adam Karaś, TV Kraków, 1972/1973, witryna YouTube, https://www.youtube.com/watch?v=qBmuE3WCm9o (dostęp: 23.05.2024). ↩
- Być jak Adam Karaś, op. cit. ↩
- J. Piekarczyk, Adam Karaś. Alchemik fotografii, „Przekrój”, 14.05.1995, s. 18. ↩
- A. Piekarczyk, Duchowe wnuczki Adama Karasia, witryna Radia Kraków, https://www.radiokrakow.pl/audycje/duchowe-wnuczki-adama-karasia-reportaz-anny-piekarczyk (dostęp: 26.05.2024). ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
A może to Cię zainteresuje:
- Miłość i obsesja. W świecie uczuć i wyobraźni Zofii Rydet - 6 grudnia 2024
- „Przed kamerą – artyści”. Za kamerą – Adam Karaś - 8 sierpnia 2024
- Edward Steichen – uczynić z „Vogue’a” Luwr - 3 listopada 2023
- Wyrzeźbić naturę. Fotografie Karla Blossfeldta - 29 czerwca 2023
- Wojciech Plewiński: czarno-białe notatki fotografa - 3 lutego 2023
- Fotografika, czyli na styku sztuk - 22 stycznia 2023
- Jean Paul Getty – od milionera do kolekcjonera - 14 grudnia 2022
- Artysta kadru – fotografia piktorialna Jana Bułhaka - 26 czerwca 2022
- Edward Hartwig – fotograf, który chciał być malarzem - 25 marca 2022
- Kolekcjonerka piękna: Helena Rubinstein - 12 lutego 2022