Wpływowy artysta, nazywany czasem twórcą polskiej szkoły malarstwa monumentalnego, uwielbiany przez studentów pedagog, uczestnik najważniejszych wydarzeń artystycznych II Rzeczpospolitej. Jak to możliwe, że współcześnie sylwetka Felicjana Szczęsnego Kowarskiego — bo o nim mowa — jest tak mało znana?
Artysta urodził się 8 września 1890 r. w Starosielcach, obecnej dzielnicy Białegostoku. Był synem kolejarza Feliksa Kowarskiego i Wiktorii z Niewiarowskich. Rodzina często się przeprowadzała ze względu na pracę ojca, osiadając w końcu na dłużej w Odessie. Mały Felicjan najwyraźniej wcześnie wykazywał zdolności plastyczne, bo już jako ośmiolatek zaczął naukę rysunku u malarza Wiktora Somołowicza. Edukację kontynuował w szkole artystycznej Odeskiego Towarzystwa Sztuk Pięknych. Ten okres życia wywarł na niego duży wpływ — jeszcze wiele lat później wspominał, jak wielkie wrażenie robiły na nim greckie wazy, które oglądał w miejscowym muzeum.
Ukończona przez Kowarskiego szkoła miała prawo delegowania najlepszego absolwenta bez egzaminu do petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych i szczęśliwie wybór padł właśnie na niego. W owym czasie Petersburg był nadal popularnym wśród Polaków miejscem studiów artystycznych. Oprócz czynników politycznych, decydował o tym wysoki poziom uczelni, ale także wspaniałe zbiory muzealne dostępne w mieście. 20-letni Kowarski rozpoczął studia w pracowni Dymitra Kardowskiego. Artysta ten cieszył się dużym uznaniem wśród studentów, przede wszystkim ze względu na liberalne podejście do nauczania. Wpajał uczniom solidne podstawy warsztatowe, ale nie ingerował w ich własny styl, ograniczając się do roli przewodnika. Podobną postawę przyjmie w przyszłości Kowarski, gdy sam zacznie uczyć. W pracowni Kardowskiego Kowarski poznał studiującego tam już od roku Ludomira Slendzińskiego. Na wykonanym przez Slendzińskiego w 1967 r. rysunku Mój pamiętnik. Praca dyplomowa, obaj artyści rozgrywają mecz w ping-ponga (Kowarski ukazany jest przodem), a rozgrywce przygląda się ich profesor.
W Petersburgu, przemianowanym już na Piotrogród, Kowarski przebywał w czasie I wojny światowej i po wybuchu rewolucji. Miał wówczas okazję spróbować swoich sił w dziedzinie okolicznościowej plastyki monumentalnej przygotowując oprawę uroczystości na placu Carskosielskiego dworca oraz na moście lejtnanta Szmidta. Miasto opuścił dopiero w 1918 r.
Źródła są sprzeczne, jeśli chodzi o okres tuż po opuszczeniu przez artystę Petersburga. Według niektórych kontynuował edukację w Monachium, według innych, mimo otrzymania skierowania na studia w Bawarii, jeszcze w 1918 r. znalazł się w Warszawie. Na pewno w 1919 r. pracował w warszawskim zakładzie litograficznym Władysława Główczewskiego. Wiosną 1920 r. przeniósł się do Torunia. Założył tam razem z Henrykiem Szczyglińskim i Henrykiem Nowiną-Czernym Zakład Graficzny „Sztuka” , który działał do 1923 r. Artyści zajmowali się projektowaniem prospektów reklamowych, opakowań, okładek, ale także plakatów propagandowych i litografii o tematyce religijnej. W 1922 r. do Zakładu „Sztuka” dołączył Leonard Pękalski, absolwent warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Już wcześniej musiał znać się z Kowarskim, ponieważ po przeprowadzce do Torunia zamieszkał z nim i jego matką.
W 1923 r. Kowarski przeniósł się do Krakowa, gdzie zaproponowano mu objęcie katedry malarstwa dekoracyjnego i monumentalnego na Akademii Sztuk Pięknych. Było to ogromne wyróżnienie, zważywszy na młody wiek malarza i fakt, że nie był jeszcze dobrze znany w lokalnym środowisku. O powierzeniu mu stanowiska zadecydowało prawdopodobnie poparcie Adolfa Szyszko-Bohusza — architekta kierującego w tym czasie pracami przy odbudowie Wawelu, z którym Kowarski znał się jeszcze ze studiów. Do Krakowa przeprowadził się też Pękalski, któremu Kowarski powierzył posadę swojego asystenta.
W latach 20. Kraków ciągle pozostawał ważnym ośrodkiem artystycznym. Ścierały się tam wówczas różne nurty artystyczne. Czołowe pozycje okupowali malarze młodopolscy, którzy sławę zdobyli na przełomie stuleci. Jednocześnie do głosu dochodzić zaczynała nowoczesność. Jeszcze w 1917 r. młodzi twórcy o awangardowych poglądach zrzeszyli się w ugrupowanie, które od 1919 r. funkcjonowało pod nazwą Formiści. Nowoczesnej formy dla swojej sztuki szukali inspirując się eksperymentami kubistów, futurystów czy ekspresjonistów. Ugrupowanie działało do 1922 r. W czasie, gdy Kowarski przyjechał do Krakowa, młodych artystów pociągać zaczynał nurt kolorystyczny, który miał zdominować polską sztukę dwudziestolecia międzywojennego. Wyznawcami koloryzmu byli przede wszystkim studenci Józefa Pankiewicza, którzy w 1923 r. założyli słynny Komitet Paryski w celu wyjazdu na studia do stolicy Francji.
Twórczości Kowarskiego nie da się w pełni zaliczyć do żadnego z tych nurtów. Pewnym zbliżeniem się do awangardowych eksperymentów Formistów był namalowany w 1923 r. Paganini. Obraz wyróżniają — raczej niespotykane u artysty — dynamizm i mocna ekspresja, którą podkreśla nierealistyczny kolor.
Widać tu wpływy zarówno europejskiego futuryzmu, jak i ekspresjonizmu. Podobną stylistykę zauważyć można w niektórych litografiach jeszcze z okresu toruńskiego. Pewne jest, że Kowarski był na bieżąco z europejską sztuką i cenił w niej bardzo różnorodne zjawiska. W latach dwudziestych wyjeżdżał do Paryża, gdzie zachwyciły go między innymi dzieła Picassa i Matisse’a, ale także wcześniejsze prace Courbeta. Jednocześnie zafascynowało go malarstwo renesansowe, które poznał lepiej podczas podróży do Włoch. Wszystkie te inspiracje oddziaływały na jego twórczość, nigdy jednak w sposób bardzo dosłowny i oczywisty. W Krakowie Kowarski miał okazję zrealizować bardzo prestiżowe zlecenie z zakresu malarstwa monumentalnego: obrazy dla Zamku Wawelskiego. Wspomniany już Szyszko-Bohusz zaprosił do współpracy przy dekoracji wnętrz czołowych artystów lat 20.: Zygmunta Waliszewskiego, Zbigniewa Pronaszkę, Jana Cybisa, Leonarda Pękalskiego, Józefa Jaremę, Xawerego Dunikowskiego i, oczywiście, Felicjana Kowarskiego. Temu ostatniemu przypadła dekoracja malarska plafonów w sali Pod Ptakami, którą wykonał w 1929 r. Na obrazach umieścił nagie postacie symbolizujące między innymi Słońce i żywioły. W skomplikowanych pozach aktów dostrzec można echa Michała Anioła i jego Sądu Ostatecznego.
Wynikiem współpracy z Szyszko-Bohuszem było też malowidło ścienne przestawiające Ostatnią wieczerzę, wykonane dla klasztoru na Jasnej Górze. Niestety nie przetrwało ono do dziś, zniszczone przez wilgoć. Do tematu Ostatniej Wieczerzy artysta powrócił w latach 30. Nową wersję obrazu pociął później na fragmenty, z których zachowały się tylko trzy głowy Apostołów.
Mniej znanym dziełem z dziedziny dekoracji architektonicznej są malowidła z budynku katowickiego Starostwa Powiatowego (obecnie Sąd Rejonowy), wykonane w 1925 r. Na 17 obrazach artysta gloryfikował odrodzenie Rzeczpospolitej oraz powrót do niej Śląska, a także alegorie rolnictwa, przemysłu, nauki i sztuki, realizując tym samym oficjalną propagandę II Rzeczpospolitej.
Kowarski zajmował się nie tylko malarstwem monumentalnym. Przez całe swoje życie tworzył martwe natury, a przede wszystkim pejzaże. Gdy mieszkał w Krakowie chętnie wybierał się na plenery w okolice Ojcowa. W jurajskim krajobrazie fascynowały go spiętrzone skały, które w jego ujęciu uzyskiwały zmonumentalizowany, dramatyczny wymiar. Jego obrazy nigdy nie są wiernym odbiciem natury, a raczej pewną syntezą wzrokowych doświadczeń. Jak sam wspominał: „(…) zawsze większe wrażenie robiły na mnie formy nie rozdrobiazgowane: grupa drzew, gorąca ziemia brzegu i tafla morza”.
W Krakowie Kowarski należał do zawiązanego w 1925 r. Cechu Artystów Plastyków „Jednoróg”. Było to jedno z wielu powstałych w dwudziestoleciu międzywojennym ugrupowań artystycznych. Jego członków nie wiązała spójna stylistyka, choć większość prezentowała podobne tendencje kolorystyczne. Tym co ich łączyło, było dążenie do warsztatowej rzetelności — idea na pewno bardzo bliska Kowarskiemu.
Kowarski szybko zyskał uznanie jako świetny pedagog, a jego katedra cieszyła się ogromną popularnością wśród studentów. Na pewno wpływ na to miała osobowość malarza, który znany był jako człowiek dowcipny, towarzyski i bardzo serdeczny. Ponoć trafnie oceniał predyspozycje studentów i potrafił ich umiejętnie pokierować. Jednocześnie nie narzucał im zbyt wielu ograniczeń, oczekując od nich wyłącznie rzetelności rzemiosła i konsekwencji. „Działajcie z przekonania”— mawiał. Miał w zwyczaju utrzymywać kontakt z byłymi uczniami, interesował się ich działalnością i niejednokrotnie wciągał do współpracy przy dużych projektach.
Gdy w 1930 r. Kowarski zdecydował się przenieść do Warszawy, gdzie objął katedrę malarstwa sztalugowego, wielu uczniów podążyło za nim.
Wkrótce utworzyli własne ugrupowanie artystyczne Pryzmat, którego profesor był nieformalnym patronem. Malarze w nim skupieni bardzo odbiegali od swojego mistrza pod względem formalnym w większości tworząc w nurcie koloryzmu. Mimo to uważali, że Kowarski miał na nich wielki wpływ, czego wymownym dowodem jest fragment poematu Ballada o Felicjanie autorstwa członków grupy:
„(…) Uśmiech na każde wnosi zebranie,
sarkazmu zawsze po trosze,
a w duchu myśli, czekajcie dranie,
ja wam zarazę przynoszę.Straszna zaraza w mieście się szerzy
przez Felicjana osobę;
sam się uchronił, ale młodzieży
francuską wszczepił chorobę”.
W tym okresie Kowarski namalował jedno ze swoich najbardziej znanych dzieł — obraz Wędrowcy.
W zmonumentalizowany, pomnikowy niemal sposób ukazał dwóch bezdomnych włóczęgów z psem. Mimo tematu, obrazu nie można uznać jedynie za formę krytyki społecznej. Rzeźbiarski modelunek i poza siedzącego wędrowca każe w nim widzieć raczej romantyczną apoteozę dumnej jednostki, samotnej przeciw światu. W podobnym duchu odczytać można pochodzący z tego samego roku Pejzaż wilanowski (Suche drzewo).
W dwudziestoleciu międzywojennym Kowarski zasłynął jednak przede wszystkim jako twórca malarstwa monumentalnego. Do jego najważniejszych realizacji z lat 30. należały dekoracje stropów w Pałacu Brühla, czyli ówczesnej siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wykonane zostały w 1938 r., kiedy budynek przechodził modernizację pod kierunkiem Bohdana Pniewskiego. Kowarski odpowiadał za plafony w sali bankietowej i gabinecie, a na ich dekorację wybrał motyw Zodiaku.
Wraz ze swoim byłym studentem Janem Sokołowskim i rzeźbiarzem Józefem Klukowskim przygotował zwycięski projekt dekoracji hali odjazdów wznoszonego w latach 30. Dworca Głównego w Warszawie. Centralnym punktem miała być rzeźba przedstawiająca Polonię unoszącą orła, dla której tło stanowiła mozaika z barwnych płytek glazurowanych. Jej motywem przewodnim były unoszące się postacie symbolizujące bogactwa Polski, a także alegorie stron świata.
W końcu lat 30. Kowarski — znowu we współpracy z Sokołowskim — miał po raz kolejny uświetnić swoją pracą wnętrza Wawelu, a konkretnie Salę Jazdy Polskiej. Artyści zaprojektowali wówczas trójczłonowy plafon Epoka rycerstwa, który formą nawiązywał do dzieł Paola Uccella. Niestety żaden z wymienionych projektów nie miał szczęścia. Pałac Brühla został zburzony w czasie wojny. Podobny los spotkał nigdy nieukończony Dworzec Główny, już wcześniej zdewastowany przez pożar, który wybuchł na budowie. Z kolei sprawa wawelskiego plafonu przeciągała się tak długo, że projekt nigdy nie wszedł w fazę realizacji. Również dekoracje wykonywane dla polskich pawilonów na Międzynarodowych Wystawach – paryskiej w 1937 r. i nowojorskiej w 1939 r. – znamy obecnie wyłącznie z archiwalnych fotografii.
Malarstwo Kowarskiego charakteryzuje się dość podniosłym nastrojem i wąską, raczej ponurą kolorystyką. Jak sam twierdził: „Trudno (…) ja śpiewam basem, więc nie ma sensu abym udawał tenora”. Jakby w kontraście do powagi dzieł, ze wspomnień o artyście wyłania się wizerunek człowieka ciepłego, dowcipnego i bardzo lubianego w towarzystwie.
Jeden z opisów osobowości artysty pochodzi od Jana Zygmunta Mycielskiego, który w latach 30. razem z żoną Heleną (oboje byli byłymi studentami Kowarskiego) organizował plenery w swoim majątku w Wiśniowej. Gromadziły one wielu artystów – „Bywały dnie, że w każdym krzaku siedział malarz” – między innymi Hannę i Jana Cybisów, Józefa Czapskiego, Tytusa Czyżewskiego czy Leona Chwistka. W plenerowej Księdze Gości Mycielski opisał następującą scenkę: „(…) spod ganku zerka ku własnej żonie, Jadzi, profesor Felicjan Kowarski, leżakując po dolegliwościach sercowych, zatopiony jest w rocznikach „Illustration”, zadumany nad wojną rosyjsko-japońską, i zionie rozsądkiem, pogodą i pobłażliwością, póki go nagle nie zerwie jakiś wyższy problem. Ale tam, na słońcu, nie uwierzyłbyś, że to on przez dwa lata bez przerwy chorował, póki MSZ nie zostało udekorowane i kilka innych równie… drobnych prac”.
Wspomniana Jadzia to poślubiona przez Kowarskiego w 1935 r. Jadwiga Cyrulińska, młodsza od niego o 18 lat. Była ona znana w Warszawie, jako właścicielka działającej od 1935 r. kawiarni Zodiak. Czyżby w wyborze nazwy maczał palce jej mąż, który w malarstwie z upodobaniem sięgał do motywów astrologicznych? Lokal ten stał się w końcu lat 30. szalenie popularny wśród artystów i literatów, swój stolik miał w nim na przykład Witold Gombrowicz. Ściany zdobiły oczywiście obrazy Kowarskiego, a także innych współczesnych malarzy – często jego studentów.
Wojnę Kowarski spędził w większości w Skierniewicach. Bardzo dużo pracował, a ponieważ nie pochłaniały go publiczne zlecenia, śmiało eksperymentował. Próbował swoich sił w rzeźbie tworząc odlane w brązie głowy, ale też drewnianą, polichromowaną predellę ołtarza. Jego myśli ciągle zajmowała plastyka monumentalna, opracowywał nowe projekty i spisywał swoje refleksje dotyczące stosunku malarstwa do architektury. Często malował pejzaże, które stały się bardziej liryczne i kameralne. Powracał również do wcześniejszych motywów, malując między innymi dramatycznych Uchodźców, których zestawić można z wcześniejszymi Wędrowcami. Znany z Wędrowców motyw samotnej jednostki powraca z kolei na obrazie Don Kichot. Obie prace — choć łączy je przedwojenna twórczość — odczytywać należy jako artystyczny komentarz do aktualnych wydarzeń.
Po zakończeniu wojny Kowarski rzucił się w wir pracy. Początkowo na krótko znalazł się w Łodzi, gdzie współuczestniczył w powołaniu Akademii Sztuk Pięknych. Po powrocie do Warszawy natychmiast podjął działalność pedagogiczną, zostając pierwszym powojennym dziekanem Wydziału Malarstwa na Akademii. Odegrał ogromną rolę w kształtowaniu się nowej struktury i programu instytucji.
Z równą energią zabrał się do przedsięwzięć malarskich, pracując nad obrazami, które połączyć można w trzy cykle. Pierwszy z nich — Ghetto — rozpoczął jeszcze w czasie wojny, reagując w ten sposób na zagładę warszawskiego getta.
Drugi cykl, często określany tytułem Człowiek, wyrażał wiarę w niezniszczalną żywotność sił ludzkich. Składać się miał z kompozycji Człowiek z psem, Elektra, Efeb, Grajek, Kobieta z kulą, Człowiek i koń. Cykl nigdy nie został ukończony. Odwołując się do swoich najwcześniejszych artystycznych fascynacji, Kowarski nawiązywał do kultury hellenistycznej. Stylistycznie obrazy różnią się od jego wcześniejszych realizacji — światło jest na nich iście postimpresjonistyczne, paleta mocno rozjaśniona, a kolor nakładany drobnymi plamkami. Zarazem można odnaleźć nawiązania do starszych prac, na przykład studium głowy przyszłej Elektry Kowarski malował jeszcze w latach 30., zaś postać Amora z łukiem zaczerpnięta jest z dekoracji gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Ostatnią grupą prac z tego okresu są dzieła wpisujące się w doktrynę socrealizmu. Krytycy z przełomu lat 40. i 50. podkreślali marksistowskie sympatie, które malarz miał wyrażać w czasach studiów, zdaje się jednak, że stosowana przez niego stylistyka po prostu dobrze pasowała do nowej, oficjalnej tematyki. Zapowiedź heroicznych portretów-pomników, takich jak Górnik Pstrowski czy Proletariatczycy, można dostrzec w obrazie Rząd Narodowy – rok 1863 namalowanym w 1937 r.
Kowarski zmarł 22 września 1948 roku w Konstancinie, gdzie miał pracownię. Pochowany jest w kwaterze zasłużonych na warszawskich Powązkach.
Twórczość Felicjana Szczęsnego Kowarskiego jest szalenie konsekwentna i bardzo indywidualna. Jego postawę najlepiej charakteryzują własne słowa: „Cokolwiek by się o mnie mówiło, jedno można powiedzieć na pewno, że przez całe moje życie we wszystkim co robiłem byłem zawsze żarliwy (…)”. Choć był otwarty na artystyczne nowinki, to nigdy nie przejmował ich dosłownie, nie wpisując się w żaden z nurtów, które zdominowały polską sztukę dwudziestolecia międzywojennego. Być może dlatego tak mało miejsca poświęca mu się w opracowaniach dotyczących sztuki tej epoki. Nie sposób jednak pominąć jego roli, chociażby jako nauczyciela artystów takich jak Jan Sokołowski, Juliusz Studnicki, Roman Modzelewski czy Wojciech Fangor, ale także twórcy podwalin przyszłych osiągnięć Polaków w dziedzinie malarstwa monumentalnego.
Bibliografia:
Bartnicka-Górska H., Kowarski Felicjan Szczęsny, w: Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających (zmarłych przed 1966 r.). Malarze, rzeźbiarze, graficy, t. IV, Warszawa 1986, s. 207-212.
Bogucki J., Kowarski, Warszawa 1956.
Dzieje zakładu graficznego „Sztuka” w Toruniu 1920-1923. Katalog wystawy, red. A. Rissmann, Toruń 2001.
Dzik A., Zapomniane dzieła, zapomniany artysta, „Śląsk. Miesięcznik społeczno-kulturalny” 2004, nr 3, s. 88.
Harędzińska A., Działalność kulturalna rodziny Mycielskich w latach 1867-1939, w: „Barbizon Wiśniowski”. Mecenat artystyczny Mycielskich w Wiśniowej 1867-1939, red. T. Sztela-Zauchowa, Rzeszów 1997, s. 9-61.
Konstantynów D., Dekoracje Dworca Głównego w Warszawie. O sztuce monumentalnej końca lat trzydziestych XX w., „Biuletyn Historii Sztuki” 2007, LXIX, nr 1-2, s. 73-106.
Konstantynów D., Petersburskie lata Ludomira Ślendzińskiego i Felicjana Szczęsnego Kowarskiego, w: Między Polską a światem. Od średniowiecza po lata II wojny światowej, red. M. Morka, P. Paszkiewicz, Warszawa 1993, s. 128-137.
Kulpińska K., Wobec wojny, niepodległości i nowej rzeczywistości. Polska grafika artystyczna około 1918 roku, „Rocznik Historii Sztuki” 2018, XLIII, s. 89-104.
Makowiecki A., Warszawskie kawiarnie literackie, Warszawa 2013.
Pietrasik A., Żałoba nie przystoi Elektrze. O (nie)pamięci wojny w dziele Felicjana Szczęsnego Kowarskiego, „Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie” 2014, nr 3 (39), s. 363-383.
Woźnicki S., Dekoracje monumentalne pawilonu polskiego na wystawie w Nowym Yorku i Dworca Głównego w Warszawie, „Nike” 1939, nr 2, s. 163-169.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Fryderyk Pautsch „Portret Leopolda Staffa” - 20 września 2024
- Józef Pankiewicz „Dziewczynka w czerwonej sukience” - 18 kwietnia 2024
- Mela Muter „Autoportret w świetle księżyca” - 4 kwietnia 2024
- Japoneczki, czyli kobiety w kimonach w polskiej sztuce - 8 stycznia 2024
- Skandal, konflikt, pojedynek, zabójstwo, czyli o wybuchowej naturze polskich artystów - 17 grudnia 2023
- Kolorowy ptak. O tragicznych losach niezwykłej malarki – Teresy Roszkowskiej - 29 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Nasturcje” - 6 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Portret pani Solskiej” - 12 września 2023
- Twarzą w twarz z Wyspiańskim, czyli o autoportretach artysty - 1 września 2023
- Jan Matejko „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem” - 16 lutego 2023
Świetny artykuł, ale pomija nieco twórczość plakatową Kowarskiego z 1920 roku : “Bolszewik to wróg ludu polskiego” etc. Po wojnie wpisywał się w zamówienia socrealizmu, bo musiał żyć, niestety z zamówień państwowych, bo przecież bieda wokół była powojenna. Mocno ją przeżył jako artysta. Jego marksistowskie sympatie to mit, był za życiem artysty z rozumnej i dobrej sztuki, z pracy rąk własnych.
W mojej rodzinie jest jeden obraz Kowarskiego. Ładny w swej prostocie.
Kolejny znakomity tekst.
Gratulukuję i proszę o następne.