O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Obrazy dla rozkoszy patrzenia, czyli sekrety XVII-wiecznych rzemieślników ukryte w malarstwie



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Sceny rodzajowe to ukochany temat Holendrów w XVII wieku. Ich spektrum jest niezwykle szerokie, zatem należy dokonać wyboru. Punctum1 (szeroko rozumiane punctum) obrazu Quiringha van Brekelenkama to mężczyźni siedzący po turecku na poduszkach2, na blacie. Dlaczego krawcy siedzą na stołach?

Quiringh van Brekelenkam, Wnętrze krawieckiego warsztatu, malarz holenderski, sztuka niderlandzka, Niezła Sztuka

Quiringh van Brekelenkam, Wnętrze krawieckiego warsztatu | ok. 1664, National Gallery, Londyn

Zaglądamy do typowego wnętrza domu krawca. Dwaj mężczyźni z chłopcem siedzą na blacie stołu o znacznych rozmiarach. Łowią wszelkie chwile blasku światła dziennego. Każdy z nich skupiony jest na swojej pracy, nawet mistrz, który oderwał na moment wzrok od tkaniny i spogląda na nas. Po prawej stronie siedzi młoda kobieta karmiąca maleńkie dziecko, zapewne żona właściciela warsztatu.

Rzemieślnicy na kolanach mają rozłożone niegotowe stroje. Materiał jest drogi, cenny i nie może się zabrudzić, stąd odległość od podłogi musi być bezpieczna. Nawet jeśli się nieco zsunie, nie dotknie kafelków. Oto cała tajemnica zasiadania na dużych stołach, na wysokich platformach. Tradycja tak bardzo się zakorzeniła, że dotrwała do naszych czasów, nawet w dobie maszyn do szycia. Niektórzy mistrzowie igły czynili w ten sposób jeszcze w drugiej połowie XX wieku. Mężczyźni, nie mając oparcia pod plecami, siedzieli po turecku, czyli po krawiecku, ponieważ odciążali kręgosłup, jednocześnie na szeroko rozsuniętych nogach trzymali na ogół duże i niejednokrotnie ciężkie płachty – trzeba je było dokładnie przeszyć, udekorować, obszyć, wykończyć.

Gillis van Scheyndel, krawiec, grafika, sztuka niderlandzka, Rijksmuseum, Amsterdam, niezła sztuka

Gillis van Scheyndel, Krawiec | 1638, Rijksmuseum, Amsterdam

Artysta uwzględnił wszelkie szczegóły. Widać wyraźnie, że cenił sobie detale, do których przywiązywał dużą wagę. Nad głowami głównych bohaterów wisi półka, a pod nią nici namalowane tak precyzyjnie, że można je policzyć i odmierzyć. Okno oświetla klatkę z ptaszkiem i kompozycję z martwą naturą – elementy te były ważnym wystrojem wnętrz mieszczańskich. Co prawda skłonność do odtwarzania realiów dnia codziennego była charakterystyczna dla artystów Złotego Wieku Holandii, zwłaszcza dla Leiden Fijnschilders, czyli „małych mistrzów”3, to tu jednak uderza wyjątkowa znajomość rzeczy. I można to prosto wyjaśnić; ojciec van Brekelenkama był krawcem. Malarz dorastał w takim środowisku i w ten sposób zdobył patent na ukazywanie zwłaszcza tego rodzaju warsztatów. Powielał te tematy w różnych wariantach – według opinii jednych naukowców czynił to dlatego, że był popyt na takie sceny, według innych „produkował” te kompozycje, straciwszy nieco weny, a musiał intensywnie zarabiać ze względu na liczną rodzinę. Zresztą jedno nie wyklucza drugiego.

Dla porównania przywołuję jeszcze jedną jego pracę prezentującą podobną scenę. Tym razem to wersja amsterdamska. Wymiary dzieła powinny nam uzmysłowić, jak kameralne były te przedstawienia, z możliwością oglądania jedynie z niewielkiej odległości4 i tylko przy dziennym świetle.

Quiringh van Brekelenkam, Wnętrze krawieckiego warsztatu, malarz holenderski, sztuka niderlandzka, Niezła Sztuka

Quiringh van Brekelenkam, Wnętrze krawieckiego warsztatu | ok. 1661, Rijksmuseum, Amsterdam

Postać karmiącej matki została zastąpiona wizerunkiem zapewne klientki, która chyba nie wygląda na zadowoloną. Może cena okazała się za wysoka? Mistrz próbuje przekonać ją do swoich racji, a jego towarzysze zachowują stoicki spokój. W tle, na ścianie obok obrazu, wyraźnie widać akcesoria krawieckie wraz z prostą podwieszoną półką wypełnioną tkaninami.

Obrazy te nie ukazują wielowątkowej symboliki, nie mają podwójnego dna, co zdarzało się w wielu wypadkach w obrazach rodzajowych XVII wieku. Nie mają też wymiaru moralizatorskiego. To dominacja i afirmacja domowej atmosfery. Mówią o codzienności i wartości pracy bez patosu i wzniosłej ceremonialności. Są zapisem, kroniką obyczajów środowiska drobnego mieszczaństwa. Takie malarstwo rodzajowe daje uprzywilejowane miejsce zwykłym ludziom, bohaterom nie z kart historii, biblii, apokryfów, legend lub wielkiej literatury. Stanowią świadectwo banalnego dnia i konwencjonalnych zwyczajów. Aczkolwiek określenie banalność odnosi się do tamtej przestrzeni czasowej – pytanie, jakie pojawiło się na początku tekstu, wymagało przynajmniej „chwili” zastanowienia i wejścia w tamte lata i ówczesne środowisko.

Jan Luyken, krawiec, grafika, sztuka niderlandzka, Rijksmuseum, Amsterdam, niezła sztuka

Jan Luyken, Krawiec | 1694, Rijksmuseum, Amsterdam

Ernst Gombrich stwierdził, że „świadomość przeszłości jest warunkiem cywilizacji”5. Goethe zaś określił: „Genialne dzieło sztuki, nie mniej niż dzieło natury, pozostanie zawsze nieogarnione dla naszego rozumu; może być kontemplowane i odczuwane, może nas przyciągać, lecz nie może być w pełni pojęte, nie potrafimy nawet w słowach wyrazić jego istoty i zalet”6.

Jedna i druga refleksja są godne wzmianki. I może, wbrew pozorom, sądy te się implikują. Najpierw przyjemność z oglądania dzieła i powolne, a nawet „leniwe” delektowanie się. Oto obraz dla rozkoszy patrzenia. Bez pośpiechu lustrowany fragment po fragmencie, ale po fascynacji formą, barwą, detalami pojawia się dociekliwość. No właśnie, to „leniwe” patrzenie rodzi pytania. Proces recepcji wyzwala proces eksplikacyjny, poznawczy. Jest to pewien łańcuch konsekwencji. Z tego powodu tak często zadaję pytania, a szczególnie pytanie: „Dlaczego, co to oznacza?”. A ponieważ żyjemy w świecie, a nie przed światem, nie potrafimy od razu zdiagnozować obcych nam zasad. W wypadku dawnych obrazów właśnie stoimy przed światem – przed światem rzemieślników z XVII wieku. To płaszczyzna obrazu i nasz frontalnie skierowany wzrok. Oko analizuje jeszcze niezwerbalizowany obszar i próbuje skomunikować się z zaświatem, z ludźmi, których już nie ma.

Quiringh van Brekelenkam, Wnętrze krawieckiego warsztatu, malarz holenderski, sztuka niderlandzka, detal, Niezła Sztuka

Quiringh van Brekelenkam, Wnętrze krawieckiego warsztatu, detal | ok. 1661, Rijksmuseum, Amsterdam

Wiemy już, dlaczego krawcy siedzą na stole, ale wyłania się kolejna wątpliwość budząca naszą kulturę ciekawości. Zatem: co wisi nad głowami krawców, co zwisa z sufitu, co to za smuga, która przecina pejzaż znajdujący się na ścianie warsztatu krawieckiego?7 Przecież musi mieć jakieś odzwierciedlenie w tamtej rzeczywistości. To nie jest tylko akcent natury formalnej.

Odpowiedź jest tak samo prosta, jak w wypadku pytania poprzedniego. To pasmo grubych nici – łatwo po nie było sięgnąć, dlatego są tuż nad głowami. Wiązki takich nici leżały na stołach profesjonalnych krawców, zwłaszcza zajmujących się tzw. krawiectwem ciężkim, jeszcze w drugiej połowie XX wieku.

A co szyją krawcy? Strój czy może kostium? Tego jednak naprawdę się nie dowiemy. Różnica jest zresztą płynna – poddawana jest analizom akademickim, zajmują się tym problemem socjologia kultury i historia mody. Dlatego granicę tę jedynie zarysowuję, dotykam tej kwestii zaledwie naskórkowo. Przejście z ubioru do kostiumu nie zawsze jest uchwytne, a ponadto – jak sądzę – tkwi niekiedy w naszych głowach. Otóż strój zapewnia nam tylko ochronę, osłonę ciała, a kostium nas definiuje. Mówiąc pół żartem, pół serio, należałoby w takim razie stwierdzić, że strojem jest tylko listek figowy lub w chłodny dzień narzucona ciepła tkanina, a reszta to przebranie (swoją drogą – ten prosty rzeczownik ma bardzo ciekawe i szerokie konotacje). Natomiast poważnie mówiąc, w świetle nauki problem nie polega na kwestii przejścia od ochrony do ozdoby8, lecz na definiowaniu człowieka poprzez ubiór. Ludzie niemal od zarania dziejów przywiązywali dużą wagę do swojego wyglądu, toteż historia obfituje w różne opisy dotyczące zasad noszenia tańszych lub kosztowniejszych materiałów, futer, klejnotów, ozdób, które określały status i przynależność stanową.

Bogata literatura na ten temat nie pozostawia żadnych złudzeń – moda dawnych czasów nie miała wiele wspólnego z demokracją i liberalizmem. Przekraczanie granic prowokowało wzgardę, ironię, budziło śmiech i bywało karane. Przy określaniu tych reguł brano pod uwagę nie tylko gatunek tkaniny – jedwab, kaszmir, adamaszek, welur, taftę czy zwykłe płótno – ale i kolor, krój, haft, długość kostiumu (bo jednak nie ubrania w znaczeniu pierwotnym).

Przetacza się przed nami barwny korowód szat, akcesoriów, rekwizytów, które dyktowały sposób bycia, kształtowały etykietę, maniery, krępowały ruchy, nakazywały odpowiednie poruszanie się i uczyły gestykulacji. Kody, znaki, klucze właściwe dla każdej epoki, naszej także, choć na pewno nie tak restrykcyjne. Jednak temat mody w sztuce jest jeszcze szerszy niż tematy rodzajowe w siedemnastowiecznej Holandii i na pewno zasługuje na odrębny komentarz.


  1. Przywołuję sugestie Rolanda Barthes’a, francuskiego semiologa, przedstawiciela strukturalizmu i poststrukturalizmu, pisarza i krytyka literackiego, który „swój” detal nazwał punctum; ono łowi, ściga obserwatora, ściąga jego wzrok. Nakazuje powrócić, ponieważ jest niepojęty, tajemniczy, niezdefiniowany. Reszta jest w ogóle niekonieczna. Może być, może nie istnieć.
  2. W języku angielskim taka pozycja nazywa się tailor sitting, czyli siedzenie po krawiecku. Zalecana jest przy pewnych ćwiczeniach proponowanych kobietom w ciąży.
  3. Do grona Leiden Fijnschilders należał także van Brekelenkam. Leiden Fijnschilders to holenderscy malarze działający między 1630 a 1710 rokiem, którzy starali się „replikować” codzienność, rzeczywistość w skrupulatny sposób. W ich orbicie zainteresowań była szczególnie codzienność mieszczańskiego domu.
  4. Miejmy zawsze na uwadze rodzaj oświetlenia nie na miarę naszych czasów, a na miarę czasów, w których powstawały dzieła.
  5. E. Gombrich, Pisma o sztuce i kulturze, red. R. Woodfield, tłum. D. Folga-Januszewska et al., Kraków 1996, s. 9.
  6. Ibidem, s. 12.
  7. Na marginesie warto dodać, że obecność obrazów w skromnych domach mieszczańskich budziła podziw i zazdrość wśród cudzoziemców zwiedzających Holandię tamtych czasów.
  8. R. Barthes, Historie et socjologie du vêtement, „Annales ESC”, juillet–septembre 1957, s. 434, cyt. za: H. Dziechcińska, Ciało, strój, gest w czasach renesansu i baroku, Warszawa 1996, s. 83.

fleuron niezła sztuka pipsztok

Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka

» Lucyna Urbańska Kidoń

Historyk sztuki, pedagog prowadzący przez wiele lat zajęcia plastyczne i teoretyczne w Pracowni Historii Sztuki działającej przy Muzeum Sztuki w Łodzi. Egzaminator i weryfikator matury z historii sztuki. Kierownik Działu Artystycznego w Centrum Zajęć Pozaszkolnych nr 1 w Łodzi. Studia podyplomowe: Sztuka w zreformowanej szkole; Zarządzanie oświatą; Etyka.


Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



Dodaj komentarz