Nadrealizm, senne marzenia, baśniowe konfiguracje niezgodne z potocznie pojmowaną rzeczywistością i logiką, brak pokory wobec utartych schematów i stereotypów od wieków stanowią inspiracje dla wielu artystycznych poczynań. Walka z konwencjami przybiera różne postacie i prędzej czy później wygrywa swoje batalie. Tak też było z surrealizmem, który początkowo spotkał się z dużym oporem, a dziś uchodzi za jeden z najpopularniejszych i najważniejszych kierunków XX wieku.
Doczekał się licznych opracowań i artykułów, a wielu surrealistów zyskało sukces i uznanie. Choć we wszelkich definicjach tego nurtu najpierw napotykamy nazwisko André Bretona, twórcy manifestów owego ugrupowania, to i tak najbardziej znany jest Salvador Dalí. Do dziś uchodzi on za wielkiego kapłana surrealizmu, mimo że został wykluczony z tego grona. Działał najbardziej populistycznie, komercjalizując sztukę i zręcznie celebrując własną postać. Obok niego pojawiają się inni malarze z różnych stron Europy, ale zadziwiające, że długo nie było odpowiedniego miejsca dla Leonory Carrington, która już dawno powinna zdetronizować hiszpańskiego artystę. To właśnie jej kompozycje stanowią prawdziwe i głębokie sedno magii nadrealizmu. Odnoszą się w pełni do autentycznych przeżyć autorki, która od najmłodszych lat wędrowała przedziwnym, bardzo często niebezpiecznym labiryntem.
Leonora Carrington urodziła się w 1917 roku, w posiadłości Crookhey Hall w Lancashire, a po kilku latach wraz z trzema braćmi i rodzicami przeniosła się do Hazelwood Hall. Nie potrafiła ani nie chciała sprostać społecznym ambicjom ojca, niebotycznie zamożnego przedsiębiorcy, który widział ją u boku arystokraty na dworze królewskim. Wolności upatrywała w sile natury, wśród zwierząt, zwłaszcza koni, i w świecie sztuki, którą interesowała się od najmłodszych lat. Fantazjowanie stawało się powoli jej orężem przeciwko konwenansom, które uważała za zbyteczne ceregiele. Nie znosiła szkoły, zwłaszcza rygoru zakonnic i wszelkiego „gorsetu” zwyczajów obowiązujących w tak zwanych dobrych domach. Pobyt we Florencji otworzył jej oczy na renesans, na barwy włoskich mistrzów, zaś podróże do Sieny, Rzymu, Wenecji i Paryża potwierdziły zainteresowanie sztuką. Marzeniem stały się studia z malarstwa w Londynie. Ale najpierw Leonora musiała pojawić się na balu w Pałacu Buckingham, na dworze króla Jerzego V. Dla niej to był koszmar, wizja niemal śmierci. Ostatni raz poddała się woli ojca. Konieczność wyrwania się spod jego tyranii stała się obsesją, choć po wielu latach sama przyznała w wywiadzie, że chyba nie rozumiała dobrych intencji rodzica. Ona żyła w swoim świecie, a on w swoim – chciał, by jego jedyna córka była szczęśliwa i bogata, egzystując w kręgu wyższych sfer.
W końcu, o dziwo, Harold Carrington zgodził się na studia w Szkole Sztuk Pięknych w Chelsea, zapowiadając, że od tej chwili Leonora będzie się utrzymywać sama. Nie stanowiło to dla niej żadnej przeszkody. W Londynie skwapliwie wykorzystywała każdy dzień, by chłonąć atmosferę bohemy. Tam właśnie poznała awangardowe środowisko, zetknęła się ze sztuką współczesną, a najbardziej zainteresowała się surrealizmem. I Maxem Ernstem.
Ten niemiecki twórca, dużo starszy od niej, oczarował ją i zaczarował na najbliższe lata. W 1937 roku oboje postanowili wyjechać do Paryża, a ich miłość rosła pomimo wszelkich przeciwności losu. Carrington została niemal wyklęta przez ojca, Ernst zaś próbował uporać się z szalejącą z rozpaczy żoną, Marie Berthe Aurenche. Mimo to ich życie towarzyskie i artystyczne rozkwitało. To wtedy powstał jeden z najbardziej rozpoznawalnych obrazów Leonory – Gospoda pod Koniem Świtu, zwany również Autoportretem. W bardzo skromnym pod względem formalnym dziele skryła się autobiograficzna trauma.
Młoda dziewczyna z rozwianymi bujnymi włosami, sztywna jak kukła bezwolnie posadzona na fotelu, ubrana została w opięte, białe bryczesy, skontrastowane z ciemnymi butami na obcasach. Jej przestraszony wzrok szuka nadziei na wyzwolenie spod pręgierza zbytecznej etykiety i kurateli rodzicielskiej, a lewitujący za nią konik na biegunach symbolizuje kres dzieciństwa, który ma nadejść na rozkaz Harolda Carringtona, bez względu na to, czy dziecko jest gotowe, czy nie. W różnych wspomnieniach Leonory przewija się opowieść o tym, jak ojciec postanowił spalić drewnianą zabawkę, do której tak mocno była przywiązana1.
Opisywane dzieło, powstałe w latach 1937–1938, przedstawiono na wystawie dopiero w 1976 roku. Analiza techniczna ujawniła, że obok hieny namalowana była porzucona lalka, ale została zamalowana. Hiena, spoglądająca na widza, miała zastąpić panienkę na balu, o czym Leonora napisała w przerażającym opowiadaniu Debiutantka2. Daleko w tle pędzi biały koń, znak swobody trudnej do zdobycia. Od tej pory wszelkie fantasmagorie, motywy animalistyczne i hybrydowe postacie stały się głównymi wątkami dzieł surrealistki. Nadrealizm okazał się dla Leonory doskonałym podłożem do fantazjowania, ukazywania cienkiej i często nieuchwytnej bariery między rzeczywistością a snem, był walką z ograniczeniami.
W poszukiwaniu nowych bodźców Carrington i Ernst postanowili uciec od zgiełku wielkiego miasta i wyjechać na południe Francji, do Saint-Martin-d’Ardèche. Oczekiwali wytchnienia i nie przypuszczali, co tam ich spotka. Początkowo trwała niemal sielanka, miłość ich uskrzydlała. Kupili stary dom, w którym czuli się naprawdę szczęśliwi. Założyli malutką winnicę, czasem gościli zaprzyjaźnionych artystów – Leonor Fini, Rolanda Penrose’a, Lee Miller.
Niestety wraz z końcem lata 1939 roku nadciągnęły niepokojące wieści o wojnie, choć początkowo na Leonorze nie zrobiło to żadnego wrażenia. Wiadomość wywołała zdecydowanie inną reakcję u Maxa. Boleśnie przeżył I wojnę światową i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak ogromne spustoszenie uczyni kolejna wojna. Znalazł się w potrzasku; jako Niemiec niemal natychmiast stał się persona non grata we Francji, a prześladowany przez nazistów, którzy wraz z Hitlerem na czele nie znosili sztuki awangardowej, zyskał miano degenerata. Początkowo postrzegany jako sympatyczny i nieco zwariowany malarz od tej pory zaczął spotykać się z niechęcią ze strony mieszkańców miasteczka. W 1940 roku został internowany i osadzony w obozie L’Argentière, a potem w Les Milles. Jego francuscy przyjaciele, intelektualiści i artyści, próbowali go wyciągnąć z opresji. Zadanie jednak okazało się bardzo trudne. Leonora i Max zostali rozdzieleni na długie miesiące.
Carrington nie potrafiła uporać się z rozstaniem, niepokój o Maxa doprowadził ją do skrajnego wyczerpania i prawdziwego szaleństwa. Upijała się, głodziła, chodziła po ogrodzie obłąkana, wycieńczona fizycznie i psychicznie, pogrążając się w swym nieszczęściu. W czerwcu 1940 roku na pomoc przybyła przyjaciółka, Catherine Yarrow ze swoim partnerem, Michelem Lukasem3. Zmierzali do Lizbony, skąd mieli odpłynąć do Nowego Jorku. Właściwie siłą zmusili Leonorę do wyjazdu z Francji. Podróż okazała się drogą przez mękę. Załamanie psychiczne wcale nie ustępowało, a wręcz przeciwnie – postępowało i stawało się niebezpieczne dla całej trójki uciekinierów. Nieobliczalne zachowanie chorej wzbudzało zbyt wielkie zainteresowanie. Granice cierpliwości Yarrow nieodwracalnie pękły podczas serii skandali wywołanych w madryckim hotelu. Za sprawą różnych interwencji i telefonicznych konsultacji z Haroldem Carringtonem Leonora została przewieziona do szpitala psychiatrycznego w Santander. Pobyt w klinice opisała w krótkiej książce Down Below („Na dole”). Do dziś trudno uwierzyć, że po tym, co ją tam spotkało, odzyskała równowagę psychiczną.
To było istne piekło. Całkowicie zniewolona, poddana podejrzanej kuracji farmakologicznej, mocno przywiązana do łóżka, naga, w ekskrementach, nieludzko brudna, kąsana przez komary, leżała tak przez wiele dni. Miał to być sposób na ujarzmienie jej emocji i powrót do subordynacji. Siłą woli, dzięki swoim sennym wizjom i przywoływanym obrazom, stawała się nieco silniejsza i bardziej opanowana. W ten sposób zasłużyła na pobyt w pawilonie rekonwalescentów, czyli w tak zwanym Down Below. Stamtąd było bliżej do wolności. 31 grudnia 1940 roku, pod eskortą Niemki, Frau Asegurado, pielęgniarki wynajętej przez Harolda Carringtona, Leonora ponownie znalazła się w Madrycie, jednak nie po to, aby powrócić do dawnego życia, ale by wyruszyć z Lizbony do Afryki Południowej, do kapsztadzkiej kliniki psychiatrycznej. Tak zadecydował jej ojciec, zlecając organizację całego przedsięwzięcia swoim przedstawicielom w Madrycie. Pieniądze się nie liczyły, zadanie musiało być wykonane. Scenariusz kolejnych miesięcy potoczył się jak w filmie sensacyjnym. W Europie trwała wojna, Niemcy zdobywali kolejne terytoria, podróże stawały się niebezpieczne i o szczęśliwych splotach okoliczności trudno było marzyć. A jednak! W hotelu Leonora spotkała Renato Leduca, znajomego z czasów paryskich, pisarza i publicystę, a zarazem ambasadora meksykańskiego w stolicy Portugalii. Widzieli się przez chwilę, ale malarka zdołała krótko zrelacjonować swoją krytyczną sytuację. Rozmawiali po francusku, a na szczęście tego języka nie znała Asegurado. Leduc bez wahania zaoferował pomoc, Carrington musiała tylko dotrzeć do jego ambasady. Po kilkunastominutowej rozmowie się rozstali. W ten sposób zarysowała się nadzieja na ucieczkę mimo ciągłej obstawy gorliwej pielęgniarki. W końcu obie panie opuściły madrycki hotel i po uciążliwej drodze znalazły się na dworcu lizbońskim. W kawiarni Leonora pod pretekstem skorzystania z toalety wymknęła się spod kontroli czujnej Niemki i uciekła tylnymi drzwiami. Na szczęście w torebce miała drobne pieniądze na zakup cieplejszych rękawiczek i kapelusza. Zapłaciła taksówkarzowi za kurs do ambasady, gdzie – choć nie zastała Leduca – przyjęto ją z życzliwością. Niedługo potem pojawił się Renato i otoczył ją troskliwą opieką. Aby nikt nie mógł znowu zawładnąć życiem artystki, zaproponował jej wyjazd do Nowego Jorku i przyjacielskie małżeństwo, a ona się na to zgodziła.
Immunitet dyplomatyczny zagwarantował jej nietykalność. Czekając na załatwienie różnych formalności, Carrington postanowiła nieco poznać miasto i oto w pewnym momencie na ulicy spostrzegła Maxa4. To był kolejny zaskakujący splot wydarzeń. Cudem wyrwany z niewoli, otoczony opieką Peggy Guggenheim, bogatej kolekcjonerki i patronki wielu artystów, Ernst wraz z innymi czekał na statek do Nowego Jorku. Miłość jeszcze się tliła, ale to już nie był ten sam Max, którego Leonora tak bardzo kochała i wspaniale namalowała w 1939 roku. Przedstawiła go wówczas niemal jako króla otulonego w puszyste futro zakończone owłosionym rybim ogonem. Na obrazie Ernst trzyma w ręce zieloną latarnię, we wnętrzu której uwięziony konik nie ma szans na wolność. Malarz majestatycznie góruje na tle zimowego pejzażu, zza jego pleców wyłania się rzeźba śnieżnobiałego rumaka, przykutego do lodowej skały. Przesłanie tego obrazu wydaje się raczej jasne. Od najmłodszych lat Leonora kochała konie, jako dziecko posiadała własne, malowała je w nieskończoność, jeździła jak prawdziwa amazonka, „galopowała” ku własnej przestrzeni. Zwierzęta to alter ego autorki, która jest uzależniona od szalonej miłości, tkwi w niej głęboko, ale także rywalizuje ze swoim ukochanym, nie chce być kobietą, która żyje w cieniu wielkiej sławy mężczyzny. Zatem jest nie tylko małym zwierzęciem zamkniętym w zielonym kloszu, lecz także klaczą, jeszcze nie uwolnioną, ale szukającą autonomii.
W oczekiwaniu na wizy i transport Carrington i Ernst próbowali odbudować relacje sprzed wojny, dalej czuli silną więź duchową, ale oboje pragnęli zachować lojalność i przyjaźń wobec tych, którzy ich ocalili. Powoli ich drogi zaczęły się rozchodzić.
Carrington i Leduc przybyli do Nowego Jorku w lipcu 1941 roku5. Wtedy to André Breton, guru wśród surrealistów, zachęcił malarkę do napisania wspomnień z Santander. On sam, jako lekarz, choć wówczas już niepraktykujący, był wielkim wrogiem zamykania ludzi psychicznie chorych w szpitalach. Przed napisaniem książki Down Below Carrington namalowała obraz. Bohaterki tego dzieła, kobiety-maski, półnagie stwory, dziwacznie ubrane bierne lale-manekiny, nieco wyzywające i na wpół zwierzęce, zasiadły na tle nocnego nieprzyjaznego pejzażu. Dwie z nich są już raczej po tamtej stronie życia, trzy pozostałe zastygły w oczekującej pozie. Jedynie koń jest gotów, by ruszyć z miejsca. Czy ten koń to znowu Carrington, która mroczne chwile przekuła w wolę życia i znalazła w sobie mistyczną energię?
Choć w Nowym Jorku państwu Leduc wiodło się nie najgorzej, to Renato zadecydował o przeprowadzce do Meksyku. W 1942 roku znaleźli się w Mexico City. Początkowo Carrington czuła się tam obco i nie bardzo wiedziała, co ze sobą począć. Jej mąż szybko znalazł pracę, odszukał przyjaciół, często wychodził z domu, był bardzo zajęty i miał znacznie mniej czasu dla Leonory. Osamotniona, nieznająca języka hiszpańskiego, onieśmielona inną kulturą, czasem wyruszała na spacery, by przynajmniej poznać okolice. I znów los ją zaskoczył. Pewnego dnia, niedaleko domu, spotkała serdeczną znajomą sprzed czasów wojny, hiszpańską malarkę surrealistkę, Remedios Varo, która wyemigrowała do Meksyku w 1941 roku. Mieszkała wraz z kilkorgiem żydowskich artystów, uchodźców wojennych. Wszyscy przyjęli Leonorę z otwartymi ramionami. Zaczął się jej kolejny etap życia, zwłaszcza że właśnie tam poznała węgierskiego fotografa Emérico Weisza, zwanego Chiki. Ich zażyłość przerodziła się w poważny związek. W zgodzie rozwiodła się z Leducem i w 1943 roku wyszła za mąż za Weisza.
W 1946 urodziła pierwszego syna, Gabriela, a rok później drugiego, Pabla6.
Ustabilizowana sytuacja rodzinna, a także przyjaźń Varo i jej znajomych, pokrewnych dusz zmobilizowały artystkę do działania. Tworzyła obrazy, rysunki, rzeźby, pisała opowiadania niemal do końca swojego bardzo długiego życia. Od sztalugi na krótko odciągnęła ją jedynie przedwczesna i nagła śmierć Remedios7. Wspierał ją i bardzo promował Edward James, angielski poeta, wpływowy mecenas sztuki i niezwykle zamożny kolekcjoner. Leonora zaczęła organizować wystawy, podróżowała między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi.
Zafascynowana baśniami celtyckimi i irlandzkimi, które opowiadały jej jeszcze w dzieciństwie babcia i niania, zachwycona mitami meksykańskimi i kabałą, wskrzeszała świat dziwadeł, zjaw, stworów i hybryd, które zawsze odnosiły się do jej bogatych osobistych przeżyć. Dwoistość, tajemnice makrokosmosu i mikrokosmosu, życie i śmierć, pierwiastek męski i żeński, anima i animus Junga8, świadomość i nieświadomość, alchemia, ezoteryka i jajo jako prapoczątek stanowiły trzon jej twórczości, w której świat realny przenikał się ze światem wyobrażonym. Swoje wizje snuła w niezwykle malowniczy sposób. Kolorystyka jej kompozycji stała się bogata, różnorodna i subtelnie zniuansowana.
Leonora nareszcie odzyskiwała pewność siebie, tak mocno nadwątloną po tylu przejściach. Panorama jej obrazów jest imponująca. Wraz z Varo porównywała malowanie do sztuki kulinarnej. Obie bardzo lubiły przyrządzać wyszukane potrawy, czasem dla żartu nadawały im dadaistyczny charakter – do posiłku dorzucały zaskakujące przedmioty, które trudno byłoby nazwać jadalnymi. W wielu kompozycjach Carrington przedstawiała trzy kobiety – czarownice preparujące tajemne dania i eliksiry. Jednak ten motyw to nie tylko aluzja do trzech przyjaciółek, które lubiły razem kucharzyć – Leonory, Remedios i Kati Horny, węgierskiej fotograficzki.
Podczas pierwszej ciąży Carrington namalowała niedużą, lecz bardzo wymowną kompozycję pod tytułem Ogród kuchenny na Eyot. Angielski krajobraz wraz z wysepką Eyot na Tamizie jest powrotem do rodzinnych stron i do wczesnej młodości. Najwidoczniej trudno całkowicie się odciąć od własnych korzeni. Ogród wraz ze swoją różnorodną roślinnością jest oznaką urodzaju i potęgi narodzin. Skrzydła zielonego żywopłotu zapewniają bezpieczną przystań. Po lewej stronie postacie trzech bohaterek można skojarzyć z połączonymi dwiema scenami sakralnymi – Zwiastowaniem i Nawiedzeniem. Biała zjawa wkomponowana w koronę drzewa, trzymająca jajo, głosi poczęcie. Postać w pomarańczowej szacie jest siewcą ziarna ezoterycznej magii. Kogut, kury i kurczęta pieczętują metaforę płodności. Przyjście na świat to cud.
W roku narodzin drugiego dziecka Carrington stworzyła równie fascynującą pracę – Przepych ziemi. Ze skorupki ułożonej na jasnym obrusie kiełkuje delikatny krzew, a zjawisku temu patronują trzy hybrydowe widma zintegrowane ze światem ptaków i drzew. Obraz, przesycony okultystyczną atmosferą, może sugerować tęsknotę za równowagą i harmonią w przyrodzie, w której nie ma miejsca na wyścig między ludźmi a zwierzętami. Oby jednak nie była to tylko ułuda, miraż, dobrze zagrana i wyreżyserowana scena, która ginie w konfrontacji z rzeczywistością. Carrington potrafiła czarować. Była nie tylko znakomitą artystką o bardzo szerokich horyzontach intelektualnych – okazała się także czułą matką, która nigdy nie zaniedbywała obowiązków rodzicielskich.
Obraz Aromatyczna kuchnia babci Moorhead jest przede wszystkim hołdem złożonym matce, która w przeciwieństwie do Harolda Carringtona zawsze, choć na odległość, wspierała córkę duchowo i finansowo. To dzieło jest powrotem do dzieciństwa, które odnajdujemy w majakach, snach, we wspomnieniach, i które bywa idealizowane, widziane w krzywym zwierciadle, czasem przesłodzone, a czasem przesolone. Do gospodyń ukrytych w woalach i do ich pomocników przybywają goście. Przygotowania dopiero trwają, ale zapach warzyw już jest pociągający. Granica między człowiekiem a zwierzęciem się zaciera. Zaczarowany krąg oznaczony zaklęciami i główkami czosnku, panaceum na demony, zostaje przekroczony przez wielką gęś, której nikt nie ma zamiaru upiec. W świetle irlandzkich podań to niemal święty ptak. Jest mile widzianym gościem. Kulinaria i sztuka działają na wszystkie zmysły. Trzeba je wchłonąć, przetrawić ciałem i duchem, posmakować, zrozumieć, może nawet zmienić swój świat. Delektujemy się pysznym jedzeniem, ucztujemy, oglądając dzieło sztuki. Od stołu odchodzimy posileni, od obrazu – nasyceni pokarmem dla duszy. Dla Leonory było to bardzo ważne. Sztuka ma przenikać widza, a widz ma przeniknąć do obrazu.
Przy tak krótkiej opowieści o Leonorze Carrington nie da się opisać dokładnie jej dzieł, można zaledwie dotknąć ich natury. Podobno stworzyła około 1200 prac! Jednak warto choćby zarysować jeszcze jedno jej płótno – Marzenie (Nephesh jako dusza w stanie snu). Odnosi się ono do studiów artystki nad kulturą judaistyczną, którą zapewne zainteresowała się dzięki mężowi i znajomym Żydom. Nephesh to pojęcie biblijne, najogólniej definiując i bardzo upraszczając: jest to siła życiowa, którą posiadają wszystkie organizmy ziemskie. To tchnienie życia, które w obrazie pojawia się w sferze podziemnej, przenosi się w obszar ziemi, a potem wibruje na niebie. Lis pędzi z istotą o głowie dmuchawca, kieruje się ku górze, mija stojącego konia i człekokształtnego jeźdźca. Zdeterminowany, przejęty swą misją, zmierza ku zwierzęcym strażnikom i bóstwom, które na tle pomarańczowej kotary chyba świetnie się bawią. Są lekkie, zwiewne, zmysłowe, w pewnych partiach swoich ciał prawie przezroczyste. Mogą stanowić zagadkę egzystencjalną (bo kimże one są?), odprawiają nieznane misteria, ich wystudiowane pozy i baletowa choreografia wprowadzają nas w inny wymiar rzeczywistości. Czy lis spełni swoje zadanie i przybędzie na czas, aby wzbudzić życie kolejnej magicznej bogini?
Gabriel Weisz określił ekscentryczną symbolikę animalistyczną w dziełach swojej matki jako idiolektyczne hieroglify, czyli po prostu indywidualny zakres znaków, przenośni, które powstawały w pracowni artystki. Słusznie zauważył, że jej idiolekt, czyli wymyślony język znany tylko jego autorowi, jest bardzo osobisty9. Mimo to język ten potrafi przeniknąć do odbiorcy, przemówić i rezonować w szerokiej krainie wyobraźni. Dlatego też Leonora Carrington zyskuje coraz to więcej wielbicieli. Świat jest pełen tajemnic, a niemal każdy człowiek potrzebuje sanktuariów i świątyń, mitów i legend, w których zobaczy skrawek swojego bytu, znajdzie chwilę spokoju i wytchnienia. W tych kosmicznych przestrzeniach nie odnajdzie ostatecznych odpowiedzi egzystencjalnych, ale wyraźnie uświadomi sobie, że nie jest osamotniony w niepewności, bólu, strachu. Zobaczy też, że życie jest labiryntem trudnym do przebycia, w którym jednak zawsze można coś zmienić.
Epilog
Kim była Leonora? Piękną, choć nieznośną, krnąbrną, nieposłuszną córką bardzo bogatego angielskiego przedsiębiorcy, surowego, konserwatywnego protestanta, Harolda Carringtona i Maureen Moorehead, irlandzkiej katoliczki, czy może niezwykłą, tęskniącą za swobodą i liberalizmem wolnomyślicielką o uzdolnieniach plastycznych? Była zapewne dzieckiem wychowanym w ogromnym dobrobycie, ale nie to było dla niej tak ważne. Dorastająca w luksusach, okazała się zbuntowaną osobowością o nieprzeciętnej wyobraźni i wielkiej wrażliwości artystycznej. Jej pasja twórcza i szalone przeżycia znalazły ujście w malarstwie i pisarstwie. Manifestowała niechęć wobec szablonowego życia, kanonów, patriarchatu, tyranii i nazistów. Popierała także demonstracje studentów w 1968 roku, krwawo tłumione przez dyktaturę rządową Meksyku, drżąc ze strachu o synów, którzy żywo angażowali się w walkę o przestrzeganie praw człowieka i demokracji10. Wydarzenia te zakończyły się tragicznie dla wielu młodych ludzi, zyskały miano Masakry w Tlatelolco, Masakry na placu Trzech Kultur albo Nocy Tlatelolco. Leonora Carrington udowadniała, że kobiety nie muszą być tylko muzami wielkich twórców, mogą być suwerenne i potrafią iść własną drogą. Była feministką zabiegającą o poszanowanie kobiet na świecie, walczyła zwłaszcza o prawa kobiet w Meksyku.
Przez całe lata mało znana w Europie, stopniowo robiła karierę w swojej drugiej ojczyźnie i w Stanach Zjednoczonych11. Nie zabiegała o popularność, z nikim nie rywalizowała, dlatego też trudno jej było przekroczyć granicę kolejnego kontynentu. Wspomnienia z Europy mieszały się jak mikstury w probówkach najdziwniejszego alchemika. Były trujące, traumatyczne, a zarazem niezwykle inspirujące. Irlandzkie i celtyckie opowieści rodzinne nie opuściły jej do końca. Złączone z późniejszymi doświadczeniami znalazły odzwierciedlenie w jej metafizycznej twórczości, wiecznej metamorfozie.
Leonora Carrington zmarła 21 maja 2011 roku w Mexico City. Miała dziewięćdziesiąt cztery lata.
Dziś jej ekscentrycznym życiem, ale przede wszystkim niepospolitym talentem i wielką wyobraźnią interesują się pisarze, dziennikarze, przedstawiciele muzeów, galerii, historycy sztuki i kolekcjonerzy z całego świata.
W 2023 roku słynne Biennale w Wenecji odniosło się do twórczości Leonory Carrington symbolicznie i dosłownie. Wystawa rozbrzmiewała pod hasłem Milk of Dream, co stanowiło nawiązanie do tytułu bajek napisanych przez artystkę.
Metafizycznie, jak przystało na surrealizm, granice kontynentów można przekroczyć dopiero po śmierci. Bo przecież „zawsze można coś zmienić”. Nawet stosunek do kobiety, artystki, surrealistki.
Bibliografia:
1. Calley-Galitz K., Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, tłum. K. Nowak-Komar, Warszawa 2021.
2. Carrington L., Down Below, New York 2017.
3. Carrington L., Siódmy koń. Opowiadania zebrane, tłum. M. Ochab, M. Kłobukowski, Warszawa 2022.
4. Carrington L., Trąbka do słuchania, tłum. M. Ochab, Kraków 2023.
5. Carter M., Surrealistka, tłum. W. Łyś, Poznań 2021.
6. Janicka K., Surrealizm, Warszawa 1985.
7. Jung C.G., Człowiek i jego symbole, tłum. R. Palusiński, Katowice 2018.
8. Passeron R., Surrealizm, tłum. E. Romkowska, Warszawa 2002.
9. Poniatowska E., Leonora, Katowice 2017.
10. Weisz Carrington G., The invisible painting. My memory of Leonora Carrington, Manchester 2021.
- K. Calley-Galitz, Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, tłum. K. Nowak-Komar, Warszawa 2021, s. 527. ↩
- L. Carrington, Siódmy koń. Opowiadania zebrane, tłum. M. Ochab, M. Kłobukowski, Warszawa 2022, s. 7–11. ↩
- E. Poniatowska, Leonora, Katowice 2017, s. 137. ↩
- L. Carrington, Down Below, New York 2017, s. 21–67. ↩
- G. Weisz Carrington, The invisible painting. My memory of Leonora Carrington, Manchester, 2021, s. 11–12. ↩
- Obaj odziedziczyli po matce zdolności plastyczne i literackie, zdobyli znakomite wykształcenie, są ważnymi ambasadorami jej twórczości. ↩
- Remedios Varo zmarła 8 października 1963 roku. Miała pięćdziesiąt cztery lata. ↩
- C.G. Jung, Człowiek i jego symbole, tłum. R. Palusiński, Katowice 2018. Leonora Carrington była zainteresowana pracami Junga. Uczony twierdził, że w każdym mężczyźnie tkwi pierwiastek żeński, anima, a w kobiecie – męski, animus. Ta dwoistość frapowała artystkę. ↩
- G. Weisz Carrington, op. cit., s. 32. ↩
- E. Poniatowska, op. cit., s. 386–397. ↩
- Przykładowo – w 1985 roku w Polsce została wydana książka Krystyny Janickiej zatytułowana Surrealizm. Choć to istotna pozycja, nie ma tam żadnej wzmianki o Leonorze Carrington. W 2001 roku we Francji powstało popularnonaukowe, szerokie opracowanie Surrealizm autorstwa René Passerona. W książce tej wymieniono zaledwie nazwisko Carrington i umieszczono jedną ilustrację. Salvador Dalì natomiast zyskał szeroki komentarz i dziesięć ilustracji oraz kadr z filmu Pies andaluzyjski. Opis twórczości Maxa Ernsta zilustrowano trzynastoma reprodukcjami. ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Między rzeczywistością a snem. Życie i twórczość Leonory Carrington - 29 września 2023
- Czy istnieje klątwa Tutanchamona? Tajemnice starożytnego grobowca - 3 listopada 2022
- Obrazy dla rozkoszy patrzenia, czyli sekrety XVII-wiecznych rzemieślników ukryte w malarstwie - 15 stycznia 2021
- Apetyt na sztukę i mężczyzn, czyli o burzliwych losach Peggy Guggenheim - 13 listopada 2020
- Rafael Santi „Madonna Sykstyńska” - 20 lipca 2019
- Gian Lorenzo Bernini „Apollo i Dafne” - 28 stycznia 2019
- Zobaczyć piękno. Wenus z lustrem - 16 kwietnia 2016
- Fernand Khnopff i jego „Portret Jeanne Kéfer” - 18 lipca 2015
- Jacobus Vrel „Kobieta przy oknie machająca do dziewczynki” - 27 stycznia 2015
Wspaniały artykuł o Leonorze Carrington. Zainteresowałam się Nią mocno czytając Trąbkę do słuchania, a Pani sprawiła, że zobaczyłam w Niej Kobietę niezwykłą!