„Lecznica. Poród. Rodzi się córka. Jestem wściekła. Drwię z powinszowań, kwiatów i odwiedzin. Rysuję doktorów, karmię z niechęcią dziecko”1.
Zofia Stryjeńska po urodzeniu 7 lipca 1918 roku Magdaleny Marii nie jest bynajmniej zachwycona. Wolała syna, miał być błękitnookim Słowianinem o płowej czuprynie. Jest dziewczynka, włosy – czarne. Mniej więcej w tym samym czasie, a z pewnością w tym samym roku, urodzi się kolejne, tym razem już malarskie dziecko – bohaterem pięciu kartonów malowanych gwaszem i akwarelą będzie blondwłosy mężczyzna o jasnych oczach. Dla odmiany – tymi narodzinami artystka będzie usatysfakcjonowana. Nie zabraknie jednak imion Marii i Magdaleny. W twórczości „księżniczki malarstwa polskiego” znajdziemy tylko jeden cykl religijny, choć patrząc na pięć obrazów składających się na Paschę, trudno nie wziąć przymiotnika „religijny” w legendarno-metaforyczny cudzysłów.
Zmartwychwstanie
Chrystus zmartwychwstał. Wychodzi z wykutego w skale grobu i choć na dłoniach ma jeszcze ślady po gwoździach, którymi ciało przytwierdzono do krzyża, w jego zawadiackiej pozie i dumnym wyrazie twarzy nie widać oznak niedawnych cierpień. Promieniście rozchodzący się blask nie mąci snu skrytym w cieniu strażnikom.
- Cyt. za: A. Kuźniak, Stryjeńska. Diabli nadali, Wołowiec 2015, s. 57. ↩