Historia sztuki niewiele zna przypadków zdolnych samouków, którzy na przekór obowiązującym modom i często wbrew nieprzychylnej krytyce konsekwentnie podążali własnymi drogami twórczymi, odnosząc ponadlokalne sukcesy i zdobywając uznanie widzów. Jednym z nich był Tadeusz Kokietek – malarz i rysownik za życia wysoko ceniony, wystawiany i kupowany, jednak po śmierci zapomniany na długie lata.
Jego początki przypadły na trudne czasy zaborów, kiedy to poddawani rusyfikacji i germanizacji Polacy musieli w szczególny sposób pielęgnować swoją tożsamość, a pomagać im w tym miały literatura i sztuka o tematyce historycznej i rodzajowej, tworzone „ku pokrzepieniu serc”. Odnajdziemy ją w twórczości pionierów i nestorów rodzimego malarstwa: Aleksandra Orłowskiego, Piotra Michałowskiego, Jana Matejki, Kossaków, Józefa Brandta czy Józefa Chełmońskiego, których kontynuatorem i „duchowym” uczniem był urodzony w Łodzi Tadeusz Kokietek. Podobno zainteresowanie historią i batalistyką przejawiał już podczas nauki w gimnazjum w okresie międzywojennym, wtedy też po raz pierwszy dostrzeżono jego talent – za obraz Bitwa pod Machnówką, wystawiony w warszawskiej galerii sztuki Zachęta otrzymał nagrodę Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a wydarzenie to upamiętnia zachowane zdjęcie ze zbiorów jedynej córki artysty, Moniki Kokietek-Cholewińskiej z 1938 roku.
Był to pierwszy pierwszy publicznie zaprezentowany przez niego obraz – malarska ilustracja starcia wojsk księcia Jeremiego Wiśniowieckiego z Kozakami dowodzonymi przez pułkownika Hirę 12 lipca 1648 roku. Henryk Sienkiewicz w Ogniem i mieczem przedstawił tę bitwę jako wspaniałe zwycięstwo wojsk polskich, co nie do końca pokrywało się z prawdą, ale nie o prawdę historyczną chodziło przecież w jego literaturze. Tym tropem podążyć miał także Kokietek, a trudny okres II wojny światowej dodatkowo zaważył na jego artystycznych wyborach:
„[…] W latach okupacji hitlerowskiej byłem bardzo młodym człowiekiem, mieszkałem w Łodzi i w atmosferze terroru okupacyjnego nastroje patriotyczne nabierały szczególnego znaczenia. W historii własnego narodu szukało się «pokrzepienia serc», Trylogia Sienkiewicza pobudzała wyobraźnię, podnosiła na duchu. Przed oczyma jawiły się dziesiątki postaci w historycznych kostiumach, obrazy potyczek i batalii. I tak jakoś zacząłem malować”.
– wspominał już dojrzały artysta w 1972 roku dziennikarzowi „Głosu Robotniczego”, Henrykowi Pawlakowi.
Dowodem na to jest jedna z jego wcześniejszych, lecz pokazujących już dojrzały warsztat, kompozycji batalistycznych – znajdujące się w zbiorach rodziny płótno olejne Czarniecki pod Warką, namalowane w 1944 roku. Przypomnijmy, że bitwa pod Warką na Mazowszu odbyła się 7 kwietnia 1656 roku i była pierwszym zwycięstwem Polaków w czasie potopu szwedzkiego w polu, a jej los rozstrzygnęła szarża husarii wspartej przez dragonów pod wodzą Stefana Czarnieckiego, który przybył na odsiecz wojskom Jerzego Lubomirskiego. Malarskie i rysunkowe wizje tej wiktorii pozostawili m.in. Franciszek Smuglewicz oraz Juliusz Kossak, którego gawędziarsko-ilustracyjny sposób uwieczniania historii przy rzetelnym, realistycznym rysunku i dbałości o romantyczną elegancję przemyślanej w szczegółach kompozycji były chyba najbliższe Kokietkowi.
Łódzki malarz wybrał moment po bitwie, o czym świadczą końskie trupy na pierwszym planie oraz trzech jeńców szwedzkich stojących przed Czarnieckim, który spogląda na nich z białego wierzchowca, a za jego plecami w zwartym szyku prezentuje się polska husaria – symbol sukcesów polskiego oręża w XVII stuleciu. Ten właśnie okres w dziejach Polski szczególnie upodobał sobie nasz artysta, a dodatkową ku temu zachętą była jego wielka fascynacja końmi, które podobno uwielbiał, ujeżdżał w stadninie w Bogusławicach oraz namiętnie szkicował.
Przypomnijmy, że konie do 1939 roku to nieodłączny element polskiego krajobrazu, potrzebne zarówno w czasie wojen jak i pokoju, nic zatem dziwnego, że były pierwszo- lub drugoplanowymi bohaterami licznych prac Piotra Michałowskiego, Kossaków i Józefa Brandta – wybitnego malarza batalisty, którego twórczością również inspirował się Tadeusz Kokietek, zwłaszcza w swoich późniejszych kompozycjach, pełnych dynamiki i odważnych skrótów perspektywicznych. Łatwość i szybkość, a przy tym niezwykła precyzja w oddawaniu anatomii widoczne są natomiast już we wczesnych portretach konnych z końca lat 30. i z początku 40. – takich jak Tatar, Husarz czy Skrzetuski, które były po wojnie często wystawiane i cieszyły się popularnością wśród kolekcjonerów. Za pomocą akwarelowej plamy, ujętej w karby rzetelnego acz fantazyjnego rysunku, autor oddaje tu bryłowatość ciał, załamania materii stroju oraz strukturę uzbrojenia – zawsze zróżnicowanego w zależności od rangi postaci i epoki. W zbiorach córki artysty zachowały się liczne szkice szyszaków, przyłbic, rękojeści mieczów, część z nich opatrzonych jest podpisem: Wawel, czyli tam zapewne artysta szukał materiałów źródłowych, wykorzystywanych później w dużych kompozycjach olejnych.
Te rysunki, choć nie są samodzielnymi dziełami, a jedynie wprawkami warsztatowymi, świadczącymi o profesjonalizmie autora, poza ekspresyjną dosadnością kreski budowane są walorowo, co nadaje im przestrzenności, to samo dotyczy też szkiców ołówkowych, nierzadko opatrzonych opisami dotyczącymi pochodzenia i datowania eksponatu.
Taka lekcja historii, w zastępstwie akademickiej edukacji, przełożyła się na wysoki poziom jego kompozycji batalistycznych, ilustrujących wojny XVII i XVIII stulecia oraz kampanie napoleońskie – przez pryzmat literatury Sienkiewicza, Jana Chryzostoma Paska, Jana Potockiego. O wszechstronności zainteresowań Kokietka świadczą także obrazy odwołujące się do twórczości Stefana Żeromskiego (cykl Wiatr od morza), Miguela Cervantesa (cykl o Don Kichocie), bitwy pod Grunwaldem, walk Czerwonego Pułku Warszawy, ale też wydarzeń z okresu II wojny światowej. Ta ostatnia tematyka była zapewne pokłosiem oficjalnie panującego w polskiej sztuce socrealizmu – kierunku obowiązującego w epoce stalinowskiej, socjalistycznego w treści i realistycznego w formie, odznaczającego się stylistycznym patosem i nachalną propagandą. W twórczości Kokietka ten epizod z lat 50. miał jednak chyba inne podłoże, wynikające z jego fascynacji malarstwem historycznym i batalistycznym, a sukcesy oręża polskiego, nawet pod sztandarami Armii Czerwonej, były po prostu pretekstem do podjęcia ulubionego tematu.
Kilka prac z tego okresu, wykonanych w technice akwareli, znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, a gwoli sprawiedliwości napisać należy, że w dorobku łódzkiego artysty jest też akwarela Szarża 14. pułku ułanów Jazłowieckich pod Młocinami 19 IX 1939, na której uwiecznił jedną z najbardziej brawurowych potyczek polskiej kawalerii z hitlerowskim okupantem w czasie kampanii wrześniowej, w wyniku której część Armii „Poznań” weszła do Warszawy i znacząco wzmocniła szeregi obrońców stolicy.
W latach 60. ukształtował się ostatecznie styl Tadeusza Kokietka, a najpełniejszy wyraz znalazł w rodzajowości, zarówno tej kameralnej, obejmującej malowane farbami akwarelowymi nastrojowe pejzaże, martwe natury z kwiatami i studyjne portrety (powstające podobno podczas kilku zaledwie posiedzeń, na bazie szybkiego malarskiego szkicu), w tym najbliższych: ojca, żony, córki Moniki, jak i w scenach z polowań i postojów konnych, staropolskich jarmarków. O kunszcie rysownika, ale i wrażliwego kolorysty świadczą akwarele z cyklu Jazda polska. Pokusił się w nim Kokietek o skrupulatne pokazanie przekroju strojów i uzbrojenia polskich rycerzy/żołnierzy od średniowiecza po XX wiek, zawsze uwiecznianych na koniu, na tle krajobrazu – zważywszy na wielką staranność w oddawaniu materii i detalu, ale i typów ludzkich (oraz końskich), jest to rodzaj pocztu polskich wojowników, swoisty hołd dla bezimiennych bohaterów polskiego oręża. Na takie dzieła był duży popyt zarówno wśród polskiej, jak i zagranicznej klienteli, o czym świadczy współpraca malarza z przedsiębiorstwem DESA – najstarszym powojennym salonem sprzedającym dzieła sztuki i antyki od 1950 roku, mającym swój salon także w Polsce, przy ulicy Piotrkowskiej 113.
Wiele prac Tadeusza Kokietka trafiło stamtąd za granicę, głównie do Francji, Belgii, Stanów Zjednoczonych, a nawet do Brazylii, dlatego dziś jego spuścizna jest tak rozproszona. Jest też jednak świadectwem wysokiego poziomu warsztatowego polskiego malarstwa, kontynuującego najlepsze tradycje XIX-wiecznego realizmu, przefiltrowanego przez doświadczenia postimpresjonizmu, okraszonego talentem i pasją. Obrazy u Tadeusza Kokietka już przed wojną zamawiali łódzcy fabrykanci Geyerowie i Grohmanowie, prezydent Aleksy Rżewski – były to głównie portrety – zaś po 1945 roku bogaci kolekcjonerzy oraz urzędy. Jednym z bardziej prestiżowych oficjalnych zamówień był wielkoformatowy tryptyk olejny: Jeńcy, Hubal i Zasadzka z lat 70. XX wieku. Znaczący był tu wizerunek majora Henryka Dobrzańskiego, zwanego Hubalem, o którym w tamtym czasie zaczęto przywracać pamięć, a którego postacią łódzki malarz był zafascynowany. Przez długie lata płótna te wisiały w gabinecie Prezydenta Miasta Łodzi, obecnie nie wiadomo czy są gdzieś eksponowane.
Tu powrócić należy do kwestii artystycznej edukacji, której artysta nie odbył – uniemożliwiły mu to najpierw wybuch wojny, a następnie trudne powojenne lata, konieczność utrzymywania rodziny, dodajmy – ze sztuki, co było, jest i będzie świadectwem profesjonalizmu i sukcesu. Z perspektywy jego komercyjnych i artystycznych osiągnięć uznać należy to za szczęśliwy zbieg okoliczności, gdyż samorodny i nieskrępowany akademickimi nakazami talent Tadeusza Kokietka dość szybko okrzepł, a styl krystalizować zaczął się już w młodości. I choć po wielokroć wymieniane były tu nazwiska najwybitniejszych polskich malarzy, z których doświadczeń niewątpliwie czerpał (dodać należy jeszcze do nich Felicjana Szczęsnego Kowarskiego oraz rosyjskiego mistrza realizmu Ilję Riepina), to dobitnie podkreślić należy, iż bohater tej wystawy nie był epigonem, lecz świadomym kontynuatorem najlepszych tradycji europejskiego realizmu, które rozwijał w oryginalny i twórczy sposób przez pryzmat swojej osobowości i talentu.
Nic zatem dziwnego, że znalazł się w gronie założycieli okręgu łódzkiego Związku Polskich Artystów Plastyków (a miał wtedy zaledwie dwadzieścia pięć lat), obok uznanego pejzażysty Antoniego Wippla i Jadwigi Przeradzkiej, u której pobierał nauki malarstwa. W związku, który był wówczas najbardziej prestiżowym i znaczącym stowarzyszeniem artystycznym odrodzonej Polski, pełnił funkcję sekretarza pierwszego zarządu, współpracował z tak uznanymi dziś artystami jak Marian Jaeschke czy Konstanty Mackiewicz, wystawiał prace, otrzymywał oficjalne zlecenia. Był zatem znaną i znaczącą postacią łódzkiego i polskiego życia artystycznego, a jego batalistyczne kompozycje, zwłaszcza te olejne, z lat 70. XX wieku – obiektem pożądania na miarę prac Kossaków w przedwojennym Krakowie czy wręcz polskim towarem eksportowym. Dlaczego zatem po śmierci popadł w niepamięć?
To zapomnienie dotyczy wystawiennictwa – ostatnia indywidualna ekspozycja, zorganizowana rok po śmierci artysty, w Galerii Willa w Łodzi, miała retrospektywny charakter: obejmowała szkice koni, portrety, pejzaże (w tym łódzkie), martwe natury, ceny rodzajowe i batalistyczne pokazujące różnorodność zainteresowań i możliwości warsztatowych autora, który dobrze czuł się w małym i wielkim formacie, w technice akwareli i farb olejnych. Obecna prezentacja, również retrospektywna, przypomina także, zasługującą na uznanie i może najdobitniej świadczącą o możliwościach twórczych, rysunkową spuściznę po łódzkim artyście, na którą składają się omawiane tu szkice koni i uzbrojenia, ale też prace nieukończone takie jak piękny olejny szkic do sanny, klimatem i sposobem budowania przestrzeni przywodzący na myśl kompozycje Chełmońskiego, ekspresyjne sceny z Don Kichotem, w których na uwagę zasługuje impresyjnie potraktowany pejzaż na drugim tle czy konstruowany malarską plamą i efektownym walorem impresyjny szkic Szwoleżerowie. Talent ilustratora historii podkreślają z kolei takie dzieła jak U wezgłowia ukochanej z 1960 roku – rozegrana w czerni i bieli scena, prawdopodobnie pokazująca dramat króla Zygmunta Augusta i umierającej Barbary Radziwiłłówny za pomocą krótkich ekspresyjnych kresek i plam tuszu, czy Potyczka ze Szwedami z 1979 roku – kwintesencja dojrzałego stylu Tadeusza Kokietka, który po okresie fascynacji akwarelą powrócił do farb olejnych, aby za pomocą impastów, rozwibrowanej plamy przełamanego koloru, efektownego waloru i precyzyjnej kreski po raz kolejny odmalować epizod z barwnych i burzliwych dziejów swojej ojczyzny, zawsze przezeń subiektywnie i oryginalnie interpretowanych (warto zwrócić uwagę, że ta scena w Trylogii Sienkiewicza rozgrywa się zimową porą) – z potrzeby serca i ku pokrzepieniu innych serc. Był bowiem patriotą, także lokalnym, i tak należy odbierać jego twórczość batalistyczno-historyczną, a takie prace jak Nadanie praw miejskich Łodzi przez Władysława Jagiełłę na zamku w Przedborzu – kompozycyjnie i warsztatowo nasuwające nieodparte skojarzenia z historiozoficznym malarstwem Jana Matejki – są tego ostatecznym potwierdzeniem.
Kokietek odnosił artystyczne i komercyjne sukcesy, promujące Łódź w Polsce i na świecie. O jego ponadlokalnej pozycji świadczy chociażby propozycja namalowania bitwy pod Wiedniem – jako panoramy, otrzymana pod koniec lat 70. od Ministerstwa Kultury Austrii (którą jednakże odrzucił z powodów zdrowotnych), czy zaproszenia od cesarza Japonii i księcia Monako. Nie sposób dziś ocenić, ile obrazów wyszło z pracowni artysty, prowadzonej w jednej z przedwojennych kamienic w centrum miasta – dziesiątki, setki a może tysiące? Jest to wysoce prawdopodobne, biorąc pod uwagę wielką łatwość malowania, choć pozostawił też dzieła nieukończone. Opracowanie takiej spuścizny to praca na lata, choć być może warto ją podjąć – aby udokumentować wiedzę o jednym z najciekawszych rodzimych artystów, który za pomocą rysunku i malarstwa zgłębiał i uwieczniał dzieje naszego kraju w subiektywny i nieszablonowy sposób.
Pokazywał Polskę, jaka teoretycznie przeminęła: szlachecką, kresową, prowincjonalną, czasami przaśną w swojej zaściankowości, ale zawsze barwną, oglądaną przez pryzmat bitew i jej bohaterów, ale też w kadrach codzienności, w pospolitych typach, przedstawianych z ułańską fantazją. Dlatego, choć prace Tadeusza Kokietka długie lata nie były wystawiane w oficjalnych galeriach i muzeach, to cały czas funkcjonowały w ofercie domów aukcyjnych, co jest kolejnym dowodem na to, że dobra sztuka obroni się w każdych okolicznościach, a rzetelny warsztat, poparty wrażliwością i pasją, to wartości nieprzemijające.
101. rocznica urodzin Tadeusza Kokietka to dobra okazja, aby przypomnieć łódzkiej publiczności tę nietuzinkową i barwną postać, ważną nie tylko lokalnie, ale – jak się okazuje z perspektywy prawie czterech dekad, jakie niebawem miną od jego śmierci – także w kontekście rozwoju polskiej sztuki. Z tej okazji w łódzkiej Galerii Imaginarium otworzyła się właśnie obszerna wystawa prac tego artysty pt.Tadeusz Kokietek – malarz historii Polski. Wystawa potrwa do 26 września 2021 roku.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Siedem klejnotów łódzkiej architektury, czyli co wyróżnia Łódź na tle innych metropolii - 3 stycznia 2024
- W salonie i sypialni – o fenomenie malarstwa Franciszka Żmurki - 2 grudnia 2021
- Tadeusz Kokietek. Ku pokrzepieniu serc - 25 sierpnia 2021
- Artur Grottger – wizjoner i romantyczny kochanek - 18 czerwca 2021
- Uroki życia według Feliksa Michała Wygrzywalskiego - 11 października 2020
- Odnalazła się kolejna z poszukiwanych prac Wacława Dobrowolskiego - 19 sierpnia 2020
- Henryk Szczygliński – ulubiony uczeń Stanisławskiego - 15 maja 2020
- Nocne pejzaże Sotera Jaxy-Małachowskiego - 5 lutego 2020
- Soter Jaxa-Małachowski – wybitny marynista, zwany „polskim Ajwazowskim” - 28 lipca 2019
- Wacław Dobrowolski „Portret Heleny Geyerowej”. Poszukiwany, poszukiwana - 25 lutego 2019