Łódź nie ma Wawelu, Łazienek ani średniowiecznej starówki, jest miastem o nieoczywistej urodzie i specyficznym klimacie. Postindustrialne dziedzictwo, burzliwe historie wielkich fortun fabrykanckich i ich upadków, a także wielokulturowość mieszkańców przełożyły się na charakter łódzkiej architektury, unikalnej w skali Polski i Europy. Najcenniejsze łódzkie zabytki są stosunkowo młode, pochodzą z XIX i początku XX wieku, czyli z okresu najbardziej dynamicznego rozwoju miasta jako ośrodka przemysłu włókienniczego. Siedem z nich zasługuje na szczególną uwagę – zapraszamy do poznania ich fascynujących historii, wyjątkowych wartości architektonicznych, dawnej i współczesnej funkcji oraz do ich odwiedzenia.
1
Biała Fabryka Ludwika Geyera przy ulicy Piotrkowskiej 282/284
Od tego miejsca powinno się rozpoczynać zwiedzanie miasta nad Łódką. Pierwsze skrzydło pierwszej murowanej łódzkiej fabryki powstało w latach 1835–1837 dla przybyłego z Saksonii Ludwika Geyera, jednego z pierwszych Lodzermenschów, dla których Łódź okazała się Ziemią Obiecaną. „Geyer podpisał kontrakt z Komisją Województwa Mazowieckiego, na mocy którego miał wystawić dom mieszkalny oraz tkalnię wyrobów bawełnianych. Na ten cel otrzymał działkę przy ulicy Piotrkowskiej, pomoc przy budowie i licencję na sprowadzanie przędzy z obniżonym cłem. W zamian zobowiązał się do jak najszybszego uruchomienia dwudziestu warsztatów tkackich i dojścia w ciągu dziesięciu lat do produkcji bawełnianej na stu warsztatach tkackich”1. We wzniesionym przy ulicy Piotrkowskiej gmachu (zachodnie skrzydło A) uruchomione zostały wielka przędzalnia i tkalnia mechaniczna, a rok później do głównego budynku dobudowano trzypiętrowy pawilon fabryczny. W latach 1837–1838 zainstalowane zostały maszyny przędzalnicze i krosna, a w 1839 roku uruchomiono w przędzalni bawełny pierwszą w Łodzi maszynę parową. Była to pierwsza zmechanizowana fabryka w przemyśle bawełnianym Królestwa Polskiego. Trzypiętrowy budynek na planie prostokąta otrzymał klasyczne proporcje i wyważone podziały kompozycji fasady, odznaczające się prostotą i funkcjonalnością. Nie znamy jego autora; zdaniem samego Geyera był to „znaczący architekt zagraniczny”, a projekt oparty został na wzorach fabryk angielskich. O jego unikalności decydują nie tylko elegancka, klasycystyczna stylistyka, ale także otynkowanie ceglanych fasad na biało – stąd nazwa Biała Fabryka – w przeciwieństwie do innych łódzkich fabryk, wznoszonych później z czerwonej cegły eksponowanej w stanie surowym. W następnych latach obiekt rozbudowywano, dodając boczne skrzydła: północne (B) i południowe (C – od strony stawu na Jasieniu), którego projekt przypisywany jest Janowi Jakubowi Gayowi, wybitnemu architektowi warszawskiemu specjalizującemu się w budownictwie przemysłowym.
Zaakcentował on część centralną fasady pseudoryzalitem zwieńczonym trójkątnym frontonem, a w dekoracji zastosował elementy charakterystyczne dla tzw. stylu arkadowego, zamykając biegnące rzędami otwory okienne półkolistymi łukami, dodatkowo obwiedzionymi opaskami. Obiekt zamyka ostatnie skrzydło (D) wzniesione w 1886 roku, jako jedyne nieotynkowane. Czteroskrzydłowa fabryka z budynkiem kotłowni pośrodku wewnętrznego dziedzińca, z wysokim kominem, dwiema wieżami kurzowymi i dwiema wieżami ciśnień jest wyjątkowym rozwiązaniem architektury industrialnej, niespotykanym w innych polskich fabrykach. Dodajmy, że to jeden z dwóch zachowanych z tego okresu i o takiej skali gmachów przemysłowych na ziemiach polskich (młodsza o dekadę jest klasycystyczna fabryka Adolfa Fiedlera w Opatówku – obecnie siedziba Muzeum Historii Przemysłu).
Równie interesujące są losy Białej Fabryki, która pomimo wahań koniunktury na rynku włókienniczym (głód bawełniany z 1862 roku, I wojna światowa, Wielki Kryzys lat 1929–1933) przetrwała do II wojny światowej jako spółka rodzinna „Zakłady Przemysłu Bawełnianego Ludwika Geyera”, znacjonalizowana w PRL funkcjonowała dalej jako Państwowe Zakłady „Eskimo”. Już w 1955 roku, część fabryki zaadaptowano na siedzibę powstającego Muzeum Historii Włókiennictwa, od 1975 roku Centralnego Muzeum Włókiennictwa, które sukcesywnie przejmowało kolejne przestrzenie, obecnie będąc jedynym gospodarzem pofabrycznego kompleksu. Było to pionierskie wówczas rozwiązanie, wyprzedzające o ponad pół wieku tak modną dziś rewitalizację obiektów przemysłowych.
O przeszłości tego miejsca i jego kolejnych właścicielach w kontekście włókienniczej historii Łodzi opowiada otwarta w grudniu 2021 roku stała wystawa Miasto – Moda – Maszyna zaaranżowana na trzech kondygnacjach najstarszego, zachodniego skrzydła A. Dodajmy, że tylko tam zachowały się oryginalne drewniane stropy, pierwotnie bielone. Na zwiedzanie Białej Fabryki warto zaplanować co najmniej kilka godzin i odwiedzić również ulokowany na jej tyłach Łódzki Park Kultury Miejskiej, pierwotnie Skansen Łódzkiej Architektury Drewnianej, funkcjonujący od 2008 roku, w którym zobaczymy osiem zabytkowych obiektów z drewna: domy łódzkich rzemieślników z przełomu XIX i XX wieku, klasycystyczny kościół z Nowosolnej, letniskową willę z Rudy Pabianickiej oraz dawną poczekalnię tramwajową ze zgierskiej krańcówki.
2
Willa Matyldy i Edwarda Herbstów na Księżym Młynie przy ulicy Przędzalnianej 72
Z Białej Fabryki niedaleko jest do Księżego Młyna, unikalnego zespołu mieszkalno-przemysłowego, stanowiącego obszar o wyjątkowych walorach zabytkowych, prawdziwego „miasta w mieście”, pomyślanego jako samodzielnie funkcjonująca enklawa. Nazwa tych terenów pochodzi od wodnego młyna należącego do lokalnego proboszcza, od 1870 roku będącego własnością Karola Wilhelma Scheiblera – pochodzącego z Nadrenii najpotężniejszego potentata przemysłowego XIX-wiecznej Łodzi, zwanego „królem bawełny”. W rejonie dzisiejszych ulic Przędzalnianej, Milionowej, Tymienieckiego i Fabrycznej w latach 70. XIX wieku powstawały kolejno: zespół fabryczny obejmujący wszystkie etapy produkcji włókienniczej wraz z prywatną linią kolejową, osiedle robotnicze z towarzyszącą mu infrastrukturą (szpital, szkoła, budynek straży pożarnej) oraz rezydencja mieszkalna wzniesiona dla najstarszej córki Scheiblera, Matyldy i jej męża Edwarda Herbsta, dyrektora zarządzającego w przedsiębiorstwie teścia. Obiekt ten jest pionierskim na gruncie łódzkim przykładem tak charakterystycznych dla okresu wielkoprzemysłowego miejskich willi wznoszonych dla Lodzermenschów, najczęściej sąsiadujących z ich fabrykami, ale ulokowanych zazwyczaj w otoczeniu ogrodowym, co nadawało im kameralnego charakteru.
Willa to bardzo popularny w Europie typ architektury mieszkalnej o antycznym rodowodzie, do którego odwoływały się włoskie wille nowożytne, budowane zarówno w miastach, jak i na wsiach, zwłaszcza w dobie renesansu. Do tych wzorów nawiązuje rezydencja Herbstów, wzniesiona w latach 1875–1876 według projektu przypisywanego Hilaremu Majewskiego, ówczesnemu architektowi miejskiemu, na co wskazywałaby jej neorenesansowa szata i związki z architekturą Andrea Palladia. Równie dobrze autorem tego eleganckiego gmachu o wyważonych, klasycznych proporcjach mógł być jednak architekt berliński, pracujący dla rodziny Scheiblerów – zamawianie projektów za granicą było popularną praktyką wśród łódzkich przemysłowców o niemieckich korzeniach i świadczyło o ich kosmopolitycznych ambicjach, na których Łódź tak wiele zyskała. W efekcie przy ulicy Przędzalnianej 72, na tyłach rozlewiska rzeki Jasień, w otoczeniu zieleni stanęła kameralna dwukondygnacyjna willa na planie prostokąta, z dwoma płytkimi ryzalitami w elewacjach od strony ulic. Główne wejście, od strony północnej, poprzedza portyk wsparty na czterech kolumnach, ciekawą kompozycję otrzymała także elewacja zachodnia z tak charakterystycznym palladiańskim trójpodziałem fasady.
W jej środkowym ryzalicie, w półkoliście zakończonej niszy na piętrze, ulokowana została pełnoplastyczna figura prządki w majestatycznej pozie, z belą tkaniny w rękach – nawiązująca do przemysłowej działalności pierwszych właścicieli obiektu i będąca ciekawym przyczynkiem do badań nad ikonografią detalu łódzkiej architektury. Podobną alegorię odnajdziemy w witrażu klatki schodowej. Elewacje zdobią trójkątne naczółki okien flankowane pilastrami i półkolumnami, boniowane narożniki; bryłę urozmaica też dobudowana w 1877 roku sala balowa, nadająca rezydencji bardziej reprezentacyjnego, pałacowego charakteru. Nie wiadomo, jak pierwotnie wyglądał ogród otaczający willę, jedynym zachowanym akcentem jest fontanna, natomiast ogród zimowy z oranżerią, przylegający do sali balowej, został zrekonstruowany na podstawie zachowanych materiałów archiwalnych i mieści się w nim obecnie kawiarnia. Zanim jednak wypijemy tu kawę, warto zwiedzić wnętrza willi, dziś mieszczące stałą ekspozycję oddziału Muzeum Sztuki w Łodzi, właściciela obiektu od 1976 roku.
Herbstowie mieszkali w willi do początku lat 40. XX wieku, opuszczając Łódź wywieźli do Wiednia większość jej wyposażenia. W znacjonalizowanym po drugiej wojnie światowej gmachu mieściło się kilka państwowych instytucji, m.in. ORMO, Zakład Biologii PAN, Spółdzielnia Inwalidów czy Pracownie Konserwacji Zabytków. W szczęśliwych dla łódzkich zabytków latach 70. minionego stulecia, kiedy to wiele z nich zostało wpisanych do rejestru i objętych ochroną konserwatorską, podjęto także decyzję, aby unikatowy zespół willowo-ogrodowy na Księżym Młynie został przekazany Muzeum Sztuki, poddany kompleksowej rewitalizacji i udostępniony zwiedzającym, co nastąpiło dopiero w grudniu 1990 roku. Dla rekonstrukcji wystroju pomieszczeń kluczowy był także drugi generalny remont, przeprowadzony w latach 2011–2013, na podstawie zdjęć z lat 30. XX wieku, jakie przekazała muzeum dawna pracownica Herbstów. Dzięki tym cennym archiwaliom udało się stworzyć ekspozycję wnętrz fabrykanckich oddającą klimat i realia ostatnich lat funkcjonowania willi jako rodzinnego domu – widz ma wrażenie, że tu ciągle ktoś mieszka.
Na parterze, który pełnił funkcję reprezentacyjną, znajdują się zatem neorokokowy salon lustrzany, neobarokowa jadalnia, gabinet pana domu, pokój myśliwski z palarnią, salonik orientalny, salon kwiatowy – urządzone z przepychem, oddające typowe gusta łódzkiej burżuazji przemysłowej, wzorującej się na europejskiej arystokracji. Piętro ukazuje prywatny charakter domu: sypialnie, garderobę i buduar pani domu, apartamenty pana domu, salonik rodzinny, bibliotekę, pokój panieński i pokoje gościnne. Dodatkową atrakcją są dzieła sztuki wzbogacające ekspozycję: obrazy, rysunki, grafiki oraz rzemiosło ze zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi, niekiedy mylnie utożsamiane ze spuścizną po Herbstach. Pierwszym właścicielom poświęcona jest historyczna wystawa stała Herbstowie. Historie niedokończone, zaaranżowana w przylegającej do sali balowej dawnej oficynie gospodarczej, zwanej „szwajcarką” – od stylu, w jakim została wzniesiona. Po zwiedzeniu willi, niejako na deser, warto odwiedzić także dawną powozownię, wzniesioną również w tzw. stylu szwajcarskim, której elewacje dekorują ceramiczne odlewy końskich głów. Na parterze tego malowniczego gmachu, ciekawie dopowiadającego architekturę całego kompleksu, od 2011 roku funkcjonuje Galeria Sztuki Dawnej, przeznaczona na wystawy czasowe, korespondujące z wystrojem willi; to ciąg dalszy wciąż dopowiadanej i odkrywanej historii tego wyjątkowego i klimatycznego miejsca.
3
Kaplica-mauzoleum Karola Scheiblera na Starym Cmentarzu przy ulicy Ogrodowej w Łodzi
Wspomniany wcześniej Karol Scheibler (1820–1881) to postać, która szczególnie zapisała się w historii Łodzi przemysłowej i pozostawiła po sobie wiele znaczących obiektów, w większości po dziś dzień służących mieszkańcom miasta. Poza wspomnianym tu już kompleksem na Księżym Młynie i eklektycznym pałacem przy placu Zwycięstwa 1 (dziś mieszczącym Muzeum Kinematografii) z jego osobą związany jest jeden z najoryginalniejszych zabytków architektury sakralnej w Polsce. To neogotycka kaplica z kryptą grobową pełniąca funkcję mauzoleum, w której spoczęły szczątki wybitnego przemysłowca i filantropa oraz jego rodziny, wzniesiona w części ewangelickiej Starego Cmentarza w latach 1885–1888. Zanim jednak do tego doszło, wdowa po Karolu, Anna z Wernerów Scheiblerowa, rozpisała ogólnokrajowy konkurs na projekt kaplicy, nie wyznaczając granicy kosztów jej wzniesienia – co już było wielkim precedensem – i powołując w skład komisji znanych warszawskich architektów. Był to zarazem pierwszy otwarty konkurs architektoniczny w dziejach Łodzi. Wyniki dwóch naborów nie zadowoliły jednak rodziny zmarłego i ostatecznie wykonanie projektu powierzono członkowi komisji, budowniczemu Edwardowi Lilpopowi, który wspólnie z Józefem Piusem Dziekońskim, czołowym twórcą budownictwa sakralnego w Królestwie Polskim, stworzył dzieło wybitne i unikatowe – perłę europejskiego neogotyku niemającą bezpośrednich wzorców, choć inspirowaną najlepszymi tradycjami architektury francuskiego i niemieckiego gotyku. Czytelne są nawiązania zwłaszcza do katedry pw. św. Szczepana w Wiedniu i do kaplicy Sainte-Chapelle w Paryżu, choć zdaniem badacza architektury XIX wieku, prof. Krzysztofa Stefańskiego, pod względem skali i jakości wykonania kaplica Karola Scheiblera jest zabytkiem wyjątkowym i pionierskim, nie tylko na ziemiach polskich.
Kaplica powstała na planie krzyża łacińskiego o jednej wydłużonej nawie z krótkimi bocznymi skrzydłami i wielobocznym zamknięciem części z ołtarzem, w typie budowli centralnej. To obiekt dwukondygnacyjny, z dwiema kryptami grobowymi w przyziemiu (wiodą do nich klatki schodowe umieszczone w galeriach, po bokach prezbiterium) i kaplicą z ołtarzem na górnym poziomie, w przęsłach zamkniętą sklepieniem krzyżowo-żebrowym, przestrzeń na skrzyżowaniu sklepieniem gwiaździstym. Mury wykonano z cegły, z zewnątrz obłożonej kamieniem – kremowym piaskowcem szydłowieckim, podkreślającym szlachetność proporcji i żółtą cegłą klinkierową. Obiekt wieńczy smukła ażurowa wieża o wysokości 37 metrów, o konstrukcji wzmocnionej elementami stalowymi, nad którą góruje krzyż z brązu. To właśnie kamienny detal, finezyjnie zaprojektowany i starannie wykonany, decyduje o klasie i urodzie tego obiektu: pinakle, maswerki, kwiatony, ażurowe balustrady, ale także fantazyjne stwory i motywy roślinne inspirowane ikonografią średniowieczną – dzieło łódzkiego rzeźbiarza Władysława Wojtasiewicza.
Zwieńczeniem tego bogatego wystroju jest korona wieży, na której umieszczono osiem figur muzykujących aniołów wykonanych z blachy cynkowej według modeli wybitnego warszawskiego rzeźbiarza, Andrzeja Pruszyńskiego – anielski chór zapowiadający zmartwychwstanie. Kaplica zachwyca już z daleka, wyłaniając się z bujnej zieleni wiodącej do niej długiej alei, przyciągając dostojną bryłą i magnetyzując formą. Równie imponujące są – a raczej były – wnętrza mauzoleum, do wykończenia których zastosowano na niespotykaną na ziemiach polskich skalę marmur. Całości dopełniały zaś stiuki i polichromia ścian oraz witraże w oknach. Z białego marmuru karraryjskiego wykonany został także ołtarz główny i rzeźby Wskrzeszenie córki Jaira Cuno von Uechtritza-Steinkircha, oraz Pieta autorstwa Josepha von Kopfa – dzieła artystów niemieckich, sprowadzone z Rzymu i Berlina oraz popiersia Karola Scheiblera i jego żony Anny. Aż trudno dziś uwierzyć, że tak wyrafinowany i cenny pod względem wykonania i materiału wystrój kaplicy, podobnie zresztą jak całe mauzoleum, przez lata był bezkarnie dewastowany i rozkradany przez lokalnych wandali, mających ku temu społeczne przyzwolenie, zwłaszcza w latach powojennych… Obecnie prawnym właścicielem obiektu jest parafia ewangelicko-augsburska św. Mateusza w Łodzi, która wspólnie z powołaną w 2003 roku Fundacją na Rzecz Ratowania Kaplicy Karola Scheiblera inicjują szeroko zakrojone prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne zarówno bryły zewnętrznej kaplicy jak i wnętrza, mające przywrócić mauzoleum dawną świetność.
Symbolicznym początkiem tych działań było zawieszenie w 2002 roku nad rozetą wejściową pierwotnego napisu „Pamięci Karola Scheibler” wykonanego z pozłacanych liter z brązu (zamienionego w czasie okupacji niemieckiej na niemieckojęzyczną inskrypcję „Ruhestätte der Familie Scheibler”) – dzięki funduszom z dorocznych kwest prowadzonych na Starym Cmentarzu w Święto Zmarłych. Do wnętrza powróciły zaś uratowane i odnowione rzeźby. Najnowsza dotacja to trzy i pół miliona z Rządowego Programu Odbudowy Zabytków, która – miejmy nadzieję – pozwoli dokończyć prace we wnętrzu kaplicy i udostępnić ten wyjątkowej urody obiekt publiczności. Będzie to kolejny powód do odwiedzenia Łodzi i Starego Cmentarza przy ulicy Ogrodowej.
4
Dom „Pod Gutenbergiem” – kamienica Jana Petersilgego przy ulicy Piotrkowskiej 86
Dziedzictwo postindustrialnej Łodzi to nie tylko wille i fabryki ale także, a może nawet przede wszystkim, kamienice: typ miejskiego domu murowanego o kilku kondygnacjach i wielu mieszkaniach, zazwyczaj z bocznymi oficynami ujmującymi wewnętrzne podwórko (tzw. studnię), budowany w szeregu zwartej zabudowy, z główną fasadą przylegającą do ulicy. Na ziemiach polskich kamienice pojawiły się już w średniowieczu, wraz z niemieckimi osadnikami, i zadecydowały o strukturze i charakterze wielu miast. W Łodzi ich największa popularność przypada na ostatnią ćwierć XIX i początek XX stulecia, kiedy to miasto wkroczyło w czasy najbardziej dynamicznego rozwoju, a w tak zwanej strefie wielkomiejskiej, czyli ścisłym centrum, wzniesiono ponad 10 tysięcy murowanych domów czynszowych – przeznaczanych głównie na wynajem, o różnym standardzie wykonania i poziomie estetycznym. Łódzkie kamienice są najczęściej eklektyczne, czyli można odnaleźć w nich równolegle elementy charakterystyczne dla kilku epok: romanizmu, gotyku, renesansu, baroku, rokoka, klasycyzmu i secesji, często oryginalnie skompilowanych, zinterpretowanych i wzbogaconych o lokalną ikonografię, odwołującą się najczęściej do przemysłu i handlu. Dziełem typowym dla wspominanego okresu wielkokapitalistycznego, a zarazem wyjątkowym pod względem zastosowanej dekoracji fasady, jest dom „Pod Gutenbergiem” – kamienica wzniesiona w latach 1896-1897 przy najbardziej reprezentacyjnej wówczas ulicy Łodzi – Piotrkowskiej – pod numerem 86, dla łódzkiego drukarza i wydawcy prasy, Jana Mikołaja Petersilgego. Urodzony w Dreźnie, był przedstawicielem hiszpańskiej emigracji, do Łodzi przybył w 1860 roku i już trzy lata później rozpoczął wydawanie pierwszej łódzkiej gazety „Łódzkie Ogłoszenia – Lodzer Anzeiger” ukazującej się dwa razy w tygodniu, początkowo w polsko-niemieckiej wersji, a od 1881 roku tylko w niemieckiej jako „Lodzer Zeitung”. W 1877 Petersilge sprowadził do miasta nad Łódką pierwszą drukarską maszynę cylindryczną, która niestety spłonęła podczas pożaru w 1885 roku wraz z całym wyposażeniem zakładu, korzystał więc z maszyn drukarni „Dziennika Łódzkiego”, czasopisma wyrosłego z dodatku do „Lodzer Zeitung” i ukazującego się po dziś dzień. Na nową siedzibę redakcji zakupił działkę w prestiżowym miejscu, gdzie w krótkim czasie stanął imponujący pięciokondygnacyjny dom z użytkowym poddaszem, którego fasada frontowa otrzymała niezwykle interesującą i oryginalną szatę, z dekoracją zaczerpniętą z architektury gotyku, renesansu północnego i baroku, o dość rzadkiej na gruncie łódzkim tematyce historycznej. Parter zajmują przeszklone witryny sklepowe, pierwsze piętro to przeznaczona pierwotnie na cele handlowe antresola. Usytuowany centralnie, wysoki na dwie kondygnacje przejazd bramny ujmują dwie potężne kolumny z brązowego granitu, a wieńczy wykusz z plastyczną dekoracją, której głównym akcentem jest odlana z brązu figura Jana Gutenberga, wynalazcy druku – stąd funkcjonująca po dziś dzień nazwa kamienicy. To jednak nie koniec interesującego programu ikonograficznego, na który składają się umieszczone na osi centralnej fasady, po bokach wykusza, w płycinach pod oknami czwartego piętra, medaliony z reliefowymi wizerunkami ważnych dla rozwoju sztuki drukarskiej postaci. Poczynając od lewej strony, przedstawiają one Karola Stanhope’a – wynalazcę maszyny drukarskiej – Petera Schöffera – ucznia i współpracownika Jana Gutenberga – oraz Louisa Jacquesa Jeana Daguerre’a – francuskiego malarza i dekoratora, jednego z wynalazców dagerotypii, czyli współczesnej fotografii. Po prawej stronie wykusza odnajdziemy portrety Breitkopfa, ponieważ autor płaskorzeźb, Władysław Wojtasiewicz, podpisał je tylko nazwiskami wyrzeźbionymi na tablicach, możemy jedynie się domyślać, czy chodzi o Bernharda Christophera Breitkopfa – założyciela niemieckiego wydawnictwa muzycznego „Breitkopf i Härtel” – czy o jego syna, Johanna Gottloba – wynalazcę nowej techniki druku nutowego. Popiersie centralne to wizerunek Albrechta Dürera – jednego z najwybitniejszych artystów doby renesansu, niemieckiego malarza i grafika specjalizującego się zwłaszcza w drzeworycie i miedziorycie. Ostatni medalion, ulokowany w prawej, skrajnej osi elewacji, to najprawdopodobniej Alois Senefelder – wynalazca litografii i prasy wrzecionowej. Wszystkie twarze potraktowane są dość konwencjonalnie, aczkolwiek realistycznie, podobnie jak postać Jana Gutenberga – przedstawionego w majestatycznej pozie i stroju z epoki. Podobno rzeźba sprowadzona została przez Petersilgego z Lipska, skąd przyjechały do Łodzi maszyny i czcionki do wyposażenia nowej drukarni, niektórzy badacze łódzkiej architektury twierdzili natomiast, że twarz wynalazcy druku ma rysy pierwszego właściciela kamienicy. Niestety, brak materiałów ikonograficznych nie pozwala na dokonanie takiej analizy. Fascynację Pteresilgego tą postacią potwierdzają kolorowe witraże na klatce schodowej i może to one powinny być tropem do rozwiązania tej zagadki?
Wracając do wystroju fasady, warto zwrócić uwagę na asymetryczne podziały okien pierwszego piętra, attykę z fantazyjnymi wolutami wieńczącą wykusz, okna poddasza wyrastające z mansardowego dachu czy metalowe smoki z kulami i dzidami – prawdziwe szaleństwo w łączeniu stylów i motywów. Całość robi jednak wrażenie dzieła dobrze przemyślanego, a bogactwo dekoracji nie razi nadmiarem, raczej intryguje formą, zaś narracyjny detal elewacji zachęca do poznania historii obiektu, w którym na przestrzeni lat mieściło się wiele ważnych dla miasta stowarzyszeń, instytucji i firm. Poza redakcją „Lodzer Zeitung” (gazeta ukazywała się do 1918 roku) Jan Petersilge wydawał tu kalendarz informacyjny „Czas”, z kolei w latach 30. XX wieku, kiedy kamienica została zakupiona przez braci Millerów, mieściła się tu m.in. redakcja „Dziennika Łódzkiego”, „Głosu Porannego”, siedziba Stronnictwa Narodowego, Klubu Filatelistycznego YMCA, a nawet… renomowany skład fabryczny pianin i fortepianów B. Sommerfelda. Po II wojnie światowej kamienica wraz z użytkowymi oficynami zostały znacjonalizowane i lokowano w nich przeróżne biura i redakcje, np. „Głosu Robotniczego” czy czasopisma satyrycznego „Rózgi”, natomiast w latach 1970–2020 swoją siedzibę, wraz z klubem i galerią, miał pod tym adresem Okręg Łódzki Związku Polskich Artystów Plastyków. Dziś na parterze słynnego domu mieści się jedna z najstarszych łódzkich księgarni – „Światowid” – działająca od 1968 roku. Po renowacji z 2011 roku, w efekcie której fasada zyskała intensywną, różowo-żółtą kolorystykę, urządzono tu modną restaurację „Breadnia”. Na koniec warto zadać pytanie o autora kamienicy „Pod Gutenbergiem” – czy był nim Kazimierz Sokołowski, który sygnował projekt? A może Franciszek Chełmiński, ówczesny architekt miejski? Zważywszy na neostylową, oryginalną szatę i ciekawe proporcje kamienicy (mającej jedną z najwyższych i najokazalszych fasad przy ulicy Piotrkowskiej) oraz miejsce urodzenia pierwszego właściciela, trop wskazuje na twórcę z niemieckiego kręgu kulturowego, co było częstą praktyką w tym okresie na gruncie łódzkim, nadającą architekturze miasta kosmopolityczny charakter i czyniącą ją częścią europejskiego dziedzictwa.
5
Pałac Izraela Kalmanowicza Poznańskiego przy ulicy Ogrodowej 15
Największym konkurentem „króla bawełny”, Karola Scheiblera, był Izrael Kalmanowicz Poznański (1833–1900) – twórca ekonomicznej potęgi rodu i wielkich zakładów przemysłowych, w miejscu których funkcjonuje dziś Centrum Handlowe Manufaktura. Jego fortuna była może mniejsza, za to wzniesione po zachodniej stronie Nowego Miasta, wzdłuż ulicy Ogrodowej, imperium imponowało wielkością i architektonicznym rozmachem. Jak na Lodzermenscha przystało, Poznański najpierw zainwestował w budowę wielowydziałowej fabryki specjalizującej się w przetwórstwie bawełny. Na powierzchni obejmującej prawie 30 hektarów w latach 1871–1893 wzniesione zostały tkalnie, przędzalnia, bielnik i apretura, farbiarnia, drukarnia tkanin i wykończalnia, oddział naprawy i budowy maszyn, ślusarnia, odlewnia i parowozownia, gazownia, remiza strażacka, magazyny, bocznica kolejowa oraz kantor fabryczny – tworząc samowystarczalne „miasto w mieście”. Dopełnieniem tego kompleksu (a dodajmy, że była to największa fabryka w kalisko-mazowieckim okręgu przemysłowym) były domy dla robotników oraz reprezentacyjna siedziba – największy i najokazalszy łódzki pałac, z zewnątrz przywodzący skojarzenia z architekturą paryskiego Luwru (stąd nazwa „łódzki Luwr”), a w środku nawiązujący do wnętrz Opery Paryskiej.
Zanim jednak przy zbiegu ulic Zgierskiej i Ogrodowej wzniesiony został pałac o europejskim splendorze, rodzina Poznańskich mieszkała w mieszczącym się w tym miejscu narożnym piętrowym domu z 1875 roku o skromnej, neorenesansowej architekturze. Prestiż prężnie rozwijającej się firmy wymagał jednak bardziej efektownej siedziby, poza mieszkalną łączącej w sobie funkcje reprezentacyjne i handlowe. W 1888 roku powstał projekt rozbudowy narożnego domu w stylistyce renesansu francuskiego z wysokimi, kopułowymi dachami i wieżyczkami w elewacji ogrodowej oraz oranżerią w rozbudowanym skrzydle wschodnim. Autorem tej koncepcji był prawdopodobnie Juliusz Jung, architekt zatrudniony w przedsiębiorstwie Poznańskiego, absolwent paryskiej École des Beaux-Arts, co tłumaczyłoby upodobanie do tzw. kostiumu francuskiego. Plany te zrealizowano jedynie częściowo, w skrzydle od strony ulicy Zachodniej, problematyczne stało się m.in. sprowadzenie z zagranicy konstrukcji ogrodu zimowego. Do idei rozbudowy domu i nadania mu pałacowego charakteru powrócono w 1898 roku, kiedy zakłady Poznańskiego były już spółką akcyjną o rodzinnym charakterze znajdującą się u szczytu potęgi finansowej. Roczny dochód firmy oscylował w okolicach miliona rubli rocznie, można więc było pomyśleć o zainwestowaniu w okazałą rezydencję podkreślającą finansowy i społeczny prestiż rodziny. Nowy projekt zakładał większy rozmach inwestycji, zwłaszcza w sferze dekoracji fasad. W trakcie prac zmarł Izrael Kalmanowicz, co znacząco wpłynęło na zmianę koncepcji i architekta – Juliusza Juga zastąpił Adolf Zeligson, przedstawiciel młodszej generacji, która z większą swobodą podchodziła do łączenia stylów historycznych i nadawania obiektom większej malowniczości i splendoru.
W efekcie elewacje otrzymały znacznie bogatszy, neobarokowy wystrój nawiązujący do stylu Drugiego Cesarstwa z czasów panowania Napoleona III. Obiekt został zwieńczony wysokim, kopułowym dachem i udekorowany rzeźbami w zwieńczeniu – gloryfikującymi przemysł bawełniany, handel i potęgę właścicieli pałacu. Równie efektownie urządzono wnętrza, z wielką oranżerią w skrzydle wschodnim, paradną główną klatką schodową wyłożoną drewnem, zakończoną galerią arkadową na piętrze prowadzącą do dwóch największych pomieszczeń: sali jadalnej o neorenesansowym charakterze, z boazerią i malowidłami ściennymi autorstwa Samuela Hirszenberga oraz do sali balowej o wystroju eklektycznym, z akcentami empirowymi i rokokowymi, zwanej lustrzaną. W pozostałych pomieszczeniach pierwszego piętra znajdowały się saloniki i apartament mieszkalny, zaś na parterze pomieszczenia biurowe i giełdowe, kantor i magazyny bawełny. Niestety do naszych czasów nie zachowało się w pełni oryginalne wyposażenie pałacu, który w latach 30. XX wieku stał się siedzibą Urzędu Wojewódzkiego, co zapoczątkowało proces degradacji wnętrz i otoczenia. Największą zaś stratą było zlikwidowanie oranżerii w 1934 roku.
W czasie okupacji hitlerowskiej dokonano wielu dewastacji, m.in. dzieląc salę balową stropem na dwie kondygnacje i przerabiając hol główny w stylu III Rzeszy. Po wojnie obiekt znacjonalizowano, a na potrzeby ponownie funkcjonującego tu Urzędu Wojewódzkiego w latach 50. dobudowano skrzydło północne, które znacznie skróciło wewnętrzny ogród i rozbiło jedność stylistyczną całego założenia. Dopiero ulokowanie w tym miejscu w 1975 roku Muzeum Historii Miasta Łodzi rozpoczęło przywracanie pałacowi dawnej świetności. W wyniku szeroko zakrojonych prac konserwatorskich i rekonstrukcyjnych udało się odtworzyć wiele elementów pierwotnego wyposażenia, w tym wystrój holu głównego z mahoniową boazerią i marmurowym kominkiem z roślinno-kwiatową dekoracją w stylistyce secesji oraz literą „P”, dekoracyjnym monogramem odwołującym się do nazwiska pierwszych właścicieli rezydencji – żydowskiej familii kupców i handlarzy suknem przybyłych z Kujaw, dla których Łódź okazała się prawdziwą Ziemią Obiecaną. Dziś w reprezentacyjnych wnętrzach dawnego pałacu Poznańskich mieści się Muzeum Miasta Łodzi, jedna z najchętniej i najczęściej odwiedzanych instytucji kultury, zarówno przez samych łodzian, jak i turystów. Decydują o tym nie tylko skala i bogactwo dekoracji obiektu, wzniesionego „we wszystkich stylach” – jak sobie tego podobno życzył Izrael Kalmanowicz, co miało być wyrazem jego możliwości finansowych i… braku gustu – ale przede wszystkim klimat wnętrz przenoszący widza w czasy przełomu wieków, kiedy Łódź była prężnie rozwijającym się ośrodkiem przemysłu włókienniczego i miejscem powstawania (ale i upadku) wielkich fortun. Opowiadają o tym stałe wystawy: Historia rodziny Poznańskich, gabinety z pamiątkami po wybitnych łodzianach, biblioteka i kantor Ziemi Obiecanej – nawiązujący do słynnej ekranizacji Ziemi Obiecanej Andrzeja Wajdy, choć pałac wystąpił także w wielu innych produkcjach filmowych, polskich i zagranicznych.
6
Pałac Karola Poznańskiego przy ulicy Gdańskiej 32
O ile siedziba rodu Poznańskich po dziś dzień imponuje efektowną, eklektyczną szatą, wpisującą się w najlepsze tradycje europejskiego historyzmu, ciekawie zinterpretowanego na potrzeby XIX-wiecznej burżuazji przemysłowej, o tyle pozostałe łódzkie rezydencje tej rodziny, choć bardziej kameralne, zaskakują oryginalnością architektonicznych rozwiązań, w tym także wystroju wnętrz. Od Ogrodowej biegnie dzisiejsza ulica Gdańska, dawniej Długa, przy której wzniesione zostały pałace dwóch synów Izraela Kalmanowicza: Moryca vel Maurycego i Kałmy vel Karola. W pierwszym mieści się obecnie słynne w świecie Muzeum Sztuki, drugi jest siedzibą Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów – oba służą zatem mieszkańcom w sferze kultury, będąc zarazem ważnymi atrakcjami turystycznymi. Pierwotnie mieszkali w nich spadkobiercy Poznańskiego, reprezentujący nowe pokolenie Lodzermenschów – lepiej wykształconych, podróżujących po Europie, przyzwyczajonych do bogactwa, a przy tym spolonizowanych w trzecim pokoleniu Żydów, zasymilowanych i silnie utożsamiających się z miastem nad Łódką. Czwarty z siedmiorga dzieci Izraela Kalmanowicza, Karol (ur. 1859), z wykształcenia był doktorem chemii, pełnił funkcję dyrektora technicznego w Spółce Akcyjnej Wyrobów Bawełnianych I.K. Poznańskiego i podobno wywierał znaczący wpływ na rozwój przedsiębiorstwa na przełomie XIX i XX wieku. Wiódł dostatnie i spokojne życie u boku Felicji z domu Osser, z którą miał czterech synów. Dość późno i jako ostatni doczekał się własnej rezydencji. Wzniesiony w latach 1904–1908 według projektu „nadwornego” architekta rodziny Poznańskich, wspomnianego już Adolfa Zeligsona, pałac przy zbiegu ulic Długiej i pasażu Szulca (dziś Gdańskiej i 1 Maja) wyróżnia wyjątkowe bogactwo i zróżnicowanie historyzujących form, świetnie oddających gust epoki.
Dwukondygnacyjny, dość przysadzisty gmach stanął na obszernej działce, na planie zbliżonym do podkowy, z wewnętrznym dziedzińcem, w którym urządzono ogród. Na uwagę zasługuje niezwykle plastyczny detal elewacji, ze swobodnie potraktowanymi formami florenckiego quattrocenta, ciekawie współgrającymi z elementami dojrzałego renesansu. W opracowaniu części otworów okiennych oraz rustykowaniu lica elewacji odnajdziemy inspiracje florenckimi Palazzo Medici-Ricardi, Strozzi czy Rucelai, narożny owalny ryzalit przy skrzyżowaniu otrzymał formę neobarokową, zaś w opracowaniu elewacji ogrodowej odnajdziemy akcenty secesyjne, ciekawie skompilowane z pozostałymi stylami. Pałac ma dwa wejścia frontowe: jedno od strony ulicy Gdańskiej, drugie od 1 Maja, z podjazdem dla powozów konnych. Warto z nich skorzystać i odwiedzić dawną rezydencję Karola Poznańskiego, zwłaszcza że zachowało się w niej wiele z pierwotnego wystroju, zaskakującego takim samym bogactwem i zróżnicowaniem form, jak bryła zewnętrzna. Hol północny imponuje marmurową okładziną ścian, krętymi schodami i wielkim oknem wypełnionym witrażem z przedstawieniem Flory – to import z Żytawy, gdzie działał zakład Ryszarda Schleina, którego dzieła znajdują się z dużym prawdopodobieństwem także w innych łódzkich rezydencjach. Sale jadalne otrzymały wystrój neorenesansowy, zaś sala balowa kostium neorokokowy. W kolejnych pomieszczeniach odnajdziemy formy klasycystyczno-empirowe, motywy secesyjne, a nawet neoklasycystyczne, zapowiadające modernizm, gdyż pałac wykańczany był aż do 1910 roku.
Wielka fantazja i swoboda w aranżowaniu wnętrz, przy różnicowaniu wystroju i łączeniu stylistyk, wskazują na otwartość właścicieli na aktualne mody przy jednoczesnym poszanowaniu tradycji XIX-wiecznego historyzmu. W efekcie powstał obiekt o niezwykłej urodzie, a przy tym kameralny, użytkowany przez rodzinę Poznańskich do wybuchu II wojny światowej. Tyle szczęścia nie miała omawiana wcześniej główna siedziba rodu przy ulicy Ogrodowej, w wyniku wielkiego kryzysu ekonomicznego lat 20. i utraty kontroli nad finansami spółki oddana na siedzibę Urzędu Wojewódzkiego. Co ciekawe, pałac przy ulicy Gdańskiej również był własnością firmy (podobnie jak pozostałe siedziby Poznańskich), jednak dłużej udało się go utrzymać w rękach rodziny. W czasie wojny Niemcy urządzili w jego wnętrzach szkołę muzyczną, po znacjonalizowaniu nadal służył artystycznej edukacji jako siedziba Konserwatorium Muzycznego, Wyższej Szkoły Teatralnej (zalążek dzisiejszej PWSFTViT) i – po dziś dzień – Akademii Muzycznej.
7
Willa Kindermannów przy ulicy Wólczańskiej 31/33
Na finał wędrówki szlakiem dzieł unikatowych i oryginalnych, zabytków stanowiących o specyfice łódzkiej architektury, a zarazem o jej ponadlokalnym znaczeniu, proponuję crème de la crème – perłę secesji nie tylko na gruncie łódzkim. To słynna „willa pod jabłoniami” czy „dom z krasnalem” – kameralny, acz pełen uroku i baśniowego klimatu obiekt zaprojektowany przez wybitnego twórcę secesji Gustawa Landau-Gutentegera dla małżonków Laury Elizy z domu Feder i Leopolda Rudolfa Kindermanna. Pretekstem do powstania tego wyjątkowego pod względem proporcji, bryły i zastosowanych dekoracji domu była wniesiona w ślubnym posagu wąska działka, biegnąca od ulicy Wólczańskiej do dzisiejszej Gdańskiej. To na niej wzniesiony został dwukondygnacyjny obiekt z użytkowym poddaszem, założony na planie nieregularnego wieloboku i przykryty asymetrycznym, łamanym dachem z kroksztynami. W tym budynku wszystko jest niejednoznaczne i nietypowe, poczynając od samego określenia – nowożytne włoskie wille były bowiem rozległymi założeniami rezydencjonalnymi w otoczeniu ogrodowym, z kolei wille XIX-wieczne to obiekty kameralne, ale wolnostojące, również w otoczeniu zieleni. Tymczasem dom przy ulicy Wólczańskiej wschodnią fasadą przylega bezpośrednio do ulicy, a ścianą północną do sąsiedniej kamienicy, ogród zaś – po którym została drewniana altana usytuowana w głębi posesji – nie otaczał budynku, lecz zamykał jego kompozycję, ciągnąc się w głąb posesji. Określenie „Willa” funkcjonuje oficjalnie od 1993 roku jako nazwa jednej z przestrzeni wystawienniczych Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi, gospodarza obiektu od 1975 roku. Wróćmy jednak do początków, czyli 1902 roku, z którego pochodzi projekt budynku, pierwotnie pomyślanego jako pseudomyśliwski pałacyk o neoromantycznej genezie, wywodzącej się z angielskich cottages.
Autor nie ujął w nim fantastycznej i bujnej dekoracji secesyjnej, która ostatecznie zadecydowała o charakterze budynku, czyniąc z niego dzieło na wskroś oryginalne, niemające bezpośrednich wzorców. Czy nałożenie na kameralną, swobodnie zakomponowaną bryłę roślinno-zwierzęcego, bajkowego entourage’u było fanaberią właścicieli czy dziełem przypadku? I kto jest jego autorem?
Kindermannowie byli niemiecką rodziną tkaczy, którzy przybyli do Łodzi z terenów Łużyc w pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku z nadzieją na lepszy byt. Zaczynali skromnie, od ręcznej tkalni, aby dorobić się dużych zakładów wyrobów wełnianych przy ulicy Łąkowej 1, wybudowanych dopiero w 1898 roku. Dopiero wtedy mogli pozwolić sobie na wznoszenie reprezentacyjnych siedzib, nie byli przy tym tak bogaci jak Geyerowie, Scheiblerowie czy Poznańscy, dlatego ich potrzeby zaspokoić musiała kameralna willa. Leopold Rudolf był jednym z 12 dzieci Franza i Matyldy Kindermannów, reprezentował drugie pokolenie Lodzermenschów, urodzonych i wychowanych w Łodzi, choć prawdopodobnie nie do końca spolonizowanych. Nie był tak przedsiębiorczy jak ojciec, pracował jednakże w rodzinnej fabryce. Jego dom nie powstał w jej bezpośrednim sąsiedztwie, co już było nietypowe dla łódzkiej architektury rezydencjonalnej, funkcjonującej zazwyczaj obok przemysłowych zakładów. Udzielał się za to społecznie, podróżował i należał do Towarzystwa Cyklistów, co wskazywać mogłoby na jego otwartość na świat i nowinki, a taką nowinką niewątpliwie była secesja – styl około 1900 roku kończący królowanie historyzmu i rozpoczynający nową epokę w dziejach sztuki, rzemiosła i architektury. Secesja przekraczała granice i łamała zasady, bawiła się konwencjami, swobodnie je ze sobą łącząc, stosowała asymetrię i nieregularność, z fascynacji naturą wywiodła wijącą się serpentynową linię, preferowała nowoczesne techniki i ogólnie dostępne materiały jako bliższe zwykłemu człowiekowi, sięgała do legend i baśni, postulowała całościowe myślenie o dziele sztuki.
W architekturze preferowała projektowanie od wewnątrz, czyli podporządkowanie bryły budynku funkcjonalności pomieszczeń oraz spójność stylistyczną wszystkich elementów składających się na tzw. dzieło totalne. Wiele z tych cech odnajdziemy w willi Kindermannów, zwłaszcza w sferze dekoracji, której zewnętrzna obfitość i różnorodność ma ciąg dalszy we wnętrzach. Poczynając od portyku wejściowego, który zamiast na kolumnach wspiera się na pełnoplastycznych pniach jabłoni, przez reliefowe przedstawienia dębów w południowo wschodnim narożniku z ukrytymi wśród gałęzi i konarów ptakami, lisem i wiewiórką, balustradami balkonów ozdobionymi stylizowanymi kwiatami lilii, liści i owoców laurowych, poprzez przedstawienia groteskowe – fantastycznych masek ducha lasu – i baśniowe, jak figura krasnala-atlanta, dyskretnie umieszczonego na wieży mieszczącej boczną klatkę schodową z krętymi schodami. Ten rozbudowany ikonograficznie i zróżnicowany stylistycznie detal, wykonany ze sztucznego kamienia i pierwotnie polichromowany, został zestawiony ze zróżnicowanymi fakturami ścian i asymetrią otworów drzwiowych i okiennych, z których każdy ma inny kształt i wielkość. Nie mniej starannie opracowane zostały wnętrza, w których zachowała się stolarka, sztukaterie sufitów, witraże i malowidło ścienne,
przedstawiające surowy wysokogórski pejzaż, który w zestawieniu z pejzażem zamku Chillon w Montreux nad Jeziorem Genewskim w Szwajcarii wskazuje na kierunki podróży Kindermannów. Nie zachowały się niestety meble i przedmioty codziennego użytku – najcenniejsze z nich zabrała zapewne owdowiała Laura Eliza, opuszczając willę pod koniec II wojny światowej w drodze do Austrii. Jedynym pomieszczeniem oddającym w pełni klimat początku XX wieku jest dawny gabinet pana domu, ulokowany na parterze paradnej klatki schodowej, z kompletem mahoniowych mebli zespojonych z boazerią, narożnym marmurowym kominkiem i geometryczną dekoracją sufitu: widać tu wpływy późnej secesji, o surowych i uproszczonych formach. Natomiast z dwóch zachowanych archiwalnych zdjęć pomieszczeń parteru wynika, że willa urządzona była neostylowo, secesyjne były jedynie dodatki typu lampa czy wazon, co było bardzo charakterystyczne dla wnętrz rezydencji Lodzermenschów, kochających przepych, zbytek i sztukę niewywyższanych lotów… O wyjątkowości willi na tle ówczesnych siedzib łódzkich fabrykantów świadczy też jej nowoczesne wyposażenie w telefon, prąd i centralne ogrzewanie, zaś o zagadkowości witraż w oknie na półpiętrze klatki schodowej, przedstawiający boginię poranka lub ówczesną celebrytkę, ale to już opowieść na inną okazję.
Mecenasem artykułu
jest:
Portal www.nieruchomosci-online.pl
Bibliografia:
1. Domińczak M., Zaguła A., Typologia łódzkiej kamienicy, Łódź 2018.
2. Gryglewski P., Stefański K., Willa Leopolda Rudolfa Kindermanna, Łódź 2009.
3. Gryglewski P., Stefański K., Wokół Willi Leopolda Kindermanna. Ludzie – Architektura – Wnętrza, Łódź 2023.
4. Jaskulski M., Stare fabryki Łodzi, Łódź 1995.
5. Jordan W., Secesja w Łodzi, w: W kręgu łódzkiej secesji, Łódź 2006.
6. Laurentowicz-Granas M., Manżett-Kubiak J., Pałace „Ziemi Obiecanej”, Łódź 1997.
7. Nowakowska M., Dekoracje rzeźbiarskie w architekturze Łodzi przełomu XIX i XX wieku, maszynopis pracy magisterskiej napisanej pod kierunkiem prof. K. Stefańskiego, Uniwersytet Łódzki, Łódź 2001.
8. Pałac-Muzeum. Muzeum Historii Miasta Łodzi. Informator-przewodnik, red. M. Borusiewicz, Łódź 1995.
9. Stefański K., Pałac Karola Poznańskiego. Siedziba Akademii Muzycznej w Łodzi, Łódź 2008.
10. Stefański K., Pałace rodziny Poznańskich i ich twórcy, w: Imperium rodziny Poznańskich. Przywrócone dziedzictwo czasu i miejsca, red. M. Jakóbczyk, K. Kuropatwa-Pik, C. Pawlak, Łódź 2012.
11. Stefański K., Kaplica grobowa Karola Scheiblera w Łodzi. Perła architektury neogotyckiej, Łódź 2006.
12. Stefański K., Atlas architektury dawnej Łodzi, Łódź 2003.
13. Szygendowski W., Zespół willowo-ogrodowy Edwarda Herbsta – historia i przebieg prac konserwatorskich, w: „Renowacje i zabytki” nr 1(57), 2016.
14. Piotrkowska 86 – kamienica „pod Gutenbergiem”, Jan Petersilge i pierwsza łódzka gazeta, http://baedekerlodz.blogspot.com/2023/06/piotrkowska-86-kamienica-pod.html (dostęp: 25.10.2023).
15. Karol Scheibler, https://pl.wikipedia.org/wiki/Karol_Scheibler (dostęp: 26.10.2023).
16. Ludwik Geyer, https://pl.wikipedia.org/wiki/Ludwik_Geyer (dostęp: 17.10.2023).
- Cyt. za: Łódzcy fabrykanci, https://www.lodz.ap.gov.pl/art,57,lodzcy-fabrykanci (dostęp: 17.10.2023). ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Siedem klejnotów łódzkiej architektury, czyli co wyróżnia Łódź na tle innych metropolii - 3 stycznia 2024
- W salonie i sypialni – o fenomenie malarstwa Franciszka Żmurki - 2 grudnia 2021
- Tadeusz Kokietek. Ku pokrzepieniu serc - 25 sierpnia 2021
- Artur Grottger – wizjoner i romantyczny kochanek - 18 czerwca 2021
- Jerzy Duda-Gracz „Józefowi Chełmońskiemu” - 15 lutego 2021
- Uroki życia według Feliksa Michała Wygrzywalskiego - 11 października 2020
- Odnalazła się kolejna z poszukiwanych prac Wacława Dobrowolskiego - 19 sierpnia 2020
- Henryk Szczygliński – ulubiony uczeń Stanisławskiego - 15 maja 2020
- Nocne pejzaże Sotera Jaxy-Małachowskiego - 5 lutego 2020
- Soter Jaxa-Małachowski – wybitny marynista, zwany „polskim Ajwazowskim” - 28 lipca 2019
Ciekawy tekst. Jednak sądzę, że to co najbardziej odróżnia Łódź od różnych metropolii to fakt, że Łódź… nie jest metropolią. Miasto średnio-duże, napewno nie bardzo duże, dość zapyziałe i zaniedbane, dość brzydkie i raczej nudne. Tylko jedna ciekawa ulica-deptak, dwa większe kina, Manufaktura, dwa Starbucksy. I tyle. Zmienia się na lepsze, ale sporo brakuje do bycia metropolią.
Ciekawe, dziękuję.