Bernardo Bellotto (Canaletto), Wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w roku 1633, 1779,
169 × 273 cm, Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Dziś dyplomaci, ba, nawet głowy państw nie święcą już tak widowiskowych wjazdów. Wieje nudą, gdy czmychają w asyście ochroniarzy ze smutnych czarnych limuzyn. Zanim schowają się za drzwiami rezydencji, mocnym uściskiem dłoni demonstrują swą siłę, do twarzy przylepiając uśmiech, który niebawem świat zobaczy na pierwszych stronach gazet. A jak to drzewiej bywało, świadczą stare obrazy, ryciny i opisy. Jest się czym pochwalić.
Najsławniejszą w polskiej historii, a przy tym znakomicie udokumentowaną w kraju i za granicą, pozostaje entrada Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w pierwszą niedzielę adwentu 27 listopada 1633 roku. Jej niegasnąca legenda uczyniła ze złotych podków gubionych przez konie orszaku magnata ambiwalentny symbol potęgi Rzeczpospolitej lub zbytku i życia ponad stan jej polityków. Dodajmy w tym miejscu rzecz niebagatelną dla zrozumienia historii kraju: że poselstwa nie były w Polsce płatne. Kosztowały fortunę, ale magnat nie wyciągał pieniędzy z kieszeni podatników, lecz sam fundował całe przedsięwzięcie z nadzieją na jego powodzenie, a co za tym szło – zaszczyty, lukratywne urzędy i nadania, które miały wynagrodzić poniesione nakłady. I było to rozwiązanie, jeśli nie idealne, to przynajmniej przejrzyste. Za błędy płacił poseł z własnej kiesy, zaś sukces był sowicie wynagradzany.
Podskarbi nadworny koronny Jerzy Ossoliński, autor pamiętników wydanych pt. Dziennik własnego życia, przez historyków ceniony jest jako świetnie wykształcony, wytrawny polityk i dyplomata. Zasłużenie zdobył również opinię znawcy sztuki. Wśród jego najważniejszych fundacji wymienić trzeba zamek w Ossolinie oraz pałac i klasztor karmelitanek bosych w Warszawie, kolegiatę w Klimontowie, a także ołtarz hebanowy dla cudownego obrazu na Jasnej Górze.
Jerzy był młodszym bratem budowniczego Krzyżtoporu w Ujeździe – Krzysztofa Ossolińskiego. Przy podziale schedy otrzymał gniazdo rodowe w pobliskim Ossolinie, a jego pałac w stolicy słynął z przednich dzieł artystycznych. Miał trzydzieści osiem lat, gdy został wysłany z poselstwem do papieża Urbana VIII przez swego rówieśnika, świeżo upieczonego monarchę Władysława IV Wazę. Oficjalnym celem wizyty miało być zawiadomienie papieża o wyborze króla i złożenie mu obediencji, jednak zasadnicza materia tej misji była znacznie bardziej złożona i trudniejsza. Szło o poprawę napiętych stosunków z Rzymem. Ich powodem było ustanowione przez sejm Rzeczypospolitej ograniczenie możliwości nabywania dóbr ziemskich przez Kościół. Stolica Piotrowa zarzucała też naszym królom tolerancję wobec dysydentów i schizmatyków, która była notabene ważnym elementem polityki Wazów zabiegających o tron Szwecji i Rosji. Mąż stanu, choć nie doszło do ostatecznych rozstrzygnięć w tej ostatniej sprawie, z zadania wywiązał się nienagannie. Ukazał światu potęgę monarchy, którego reprezentował, za co został wynagrodzony w 1636 roku tytułem wojewody sandomierskiego, dwa lata później podkanclerzego koronnego, a w 1643 roku kanclerza wielkiego koronnego. Można nawet rzec, że spisał się aż za dobrze, skoro zazdrosna o królewskiego faworyta krajowa opozycja zmusiła go do zrezygnowania z tytułów książęcych, nadanych mu wtedy przez papieża i cesarza Ferdynanda II.
Misja powiodła się nie tylko dzięki porównywanym z Cyceronowymi oracjom posła, ale też za sprawą wzmocnienia ich wymowy z użyciem wizualnych środków propagandowych. Zgodnie z instrukcjami królewskimi i wcześniej opracowanym scenariuszem w mowach wyeksponowano sukcesy oręża polskiego. Miały być one przede wszystkim aluzją do polityki antymoskiewskiej i antytureckiej. Stąd właśnie ekspozycja bogactwa stroju walecznych polonusów o podgolonych głowach, orientalnego przepychu i egzotyki przedstawicielstwa kraju odgrywającego rolę przedmurza chrześcijaństwa. Ten mistrzowsko zaaranżowany spektakl został zilustrowany w formie łatwych do powielania arkuszy graficznych. Zrobił to na podstawie rysunków wykonanych z natury specjalnie zatrudniony w tym celu młody artysta florencki Stefano della Bella.
Blisko półtora wieku później posłużył się tym przekazem wenecjanin Bernardo Bellotto, który po swoim wuju i nauczycielu przejął przydomek Canaletto. Nadworny malarz europejskich władców, w tym królów polskich Augusta III i od 1767 roku Stanisława Augusta Poniatowskiego, odciął się jednak od kompozycyjnego wzoru della Belli. Nie rozciągnął kawalkady przed Rzymem w formie wydłużonego fryzu, lecz, czerpiąc z pracy kolegi oraz źródeł pisanych wiedzę na temat porządku orszaku i przejmując realia kostiumologiczne, z właściwym sobie zacięciem weducisty wprowadził pochód do miasta.
Scenę dla wydarzenia uczynił z Piazza del Popolo, tuż za niewidoczną na płótnie bramą Flaminia. Właśnie tędy odbywały się uroczyste wjazdy gości z Północy do Wiecznego Miasta. Centrum placu wyznacza egipski obelisk, stojący tu od 1587 roku, gdy Sykstus V realizował genialny plan porządkowania Rzymu przez wytyczenie osi urbanistycznych akcentowanych dominantami. Do dziś pomagają one pielgrzymom w orientacji. Ku zaskoczeniu znawców włoskiej stolicy malarz wyeksponował na obrazie także bliźniacze Kościoły Mariackie ujęte trzema promieniście wychodzącymi z placu ulicami. Zbudowane były dopiero w latach 60. XVII wieku, więc nie mogły stać tam w 1633 roku. Canaletto usprawiedliwia ten anachronizm w inskrypcji. Stwierdza, że to odstępstwo od wysoko cenionej w otoczeniu Stanisława Augusta prawdy historycznej zastosować miał z braku wiedzy na temat ówczesnego wyglądu placu.
W rzeczy samej skupił się artysta nie na realiach historycznych, lecz przede wszystkim na stworzeniu harmonii wizualnej weduty, oddaniu efektu przepychu orszaku i mrowia tłumów zarówno gości, jak i witających. Dla wyeksponowania pochodu i zrównoważenia mas poprowadził kawalkadę po linii esowatej zataczającej łuki przy zgrabnie przesuniętym z osi obrazu Obelisco Flaminio. Zabiegi te przydały dynamiki i ożywiły znakomicie skonstruowane przestrzennie przedstawienie. Pozwoliły też bez wydłużania obrazu pomieścić na nim chyba wszystkie z kilkunastu wymienianych w przekazach grup poselstwa. Liczyło ono około 300 osób, dwadzieścia powozów i inne zaprzęgi, mnóstwo koni, mułów, a nawet dziesięć wielbłądów, które znajdowały się na czele orszaku znikającego w ulicy del Corso.
Malarz, pomijając detale zinwentaryzowane przez della Bellę, doskonale oddał przy tym barokowy teatralizm pochodu, bogaty w kontrasty formalne i barwne, gdzie porządek grup miał dozować dramatyzm tego dokładnie wyreżyserowanego widowiska. W przemyślny kompozycyjnie sposób, aby utrzymać widzów w napięciu, główny bohater nie otwiera, lecz zamyka pochód – i właśnie ta ostatnia grupa została wyeksponowana przez Canaletta na pierwszym planie obrazu.
Poseł został ukazany na białym koniu, oczywiście podkutym złotem, w gronostajowym złotym płaszczu i srebrnym żupanie z diamentowymi guzami oraz futrzanym kołpaku na głowie. W zgodzie ze znanym malarzowi opisem Bohomolca z 1777 siedzi on:
„[…] przystoynie i poważnie na swoim rumaku, z twarzą łagodną, i ukazującą wdzięczność ludowi, radosnemi, e viva, okrzykami, po wszystkich ulicach, przez które jechał, iego witaiącemi. […] [Za ambasadorem prowadzono karetę:] bardzo drogo złotem haftowaną, ze złotymi frenzlami, y inszemi potrzebami od srebra y złota…”
– jak głosi zapis współczesny uroczystości.
Z postaci, które wzbudziły najwięcej emocji tłumu, wyeksponował Canaletto królewskiego sekretarza, umieszczając go pośrodku. Ciekliński – używając słów Bohomolca – „na dzielnym Arabskim koniu iadący, niepoiętej szypkości obróty czynił tak dalece, że łańcuch złoty do munsztuka przypięty, koń pod nim osobliwszą sprawnością na drobne kawałki poszarpał, i pospólstwu na łup rozrzucił”.
Plac ujmuje kulisa wyimaginowanych budowli, dzięki którym malarz uzyskał głębię perspektywiczną, a na murach pomieścił teksty informacyjne. Te obszerne inskrypcje zwieńczone są dwiema parami owalnych portretów. . Po lewej są to wizerunki Władysława IV i Stanisława Augusta Poniatowskiego. Obraz powstał na zamówienie uwiecznionego po drugiej stronie wojewody podlaskiego Józefa Ossolińskiego. Znajdującą się obok podobiznę Canaletta namalował Marcello Bacciarelli, podkreślając tym samym wysoką rangę kolegi po fachu jako nadwornego malarza.
Obrazowi, tak jak wcześniej poselstwu Ossolińskiego, przydzielono ważną funkcję propagandową. O utrwalenie legendy zabiegała nie tylko rodzina magnata, ale i ostatni król Polski. Był on tak przywiązany do obrazu Bellotta, że kilkanaście lat trzymał go u siebie w depozycie. Władca upadającego państwa chciał bowiem uczcić „znakomitego męża Narodu”, który walczył z anarchią szlachecką i popierał silną władzę monarszą. A wszystko to siedem lat po pierwszym rozbiorze Polski, w czasach, gdy z posłami polskimi coraz mniej liczono się za granicą.
Bibliografia:
1. Bernardo Bellotto: w 300. rocznicę urodzin malarza, red. A. Badach, M. Królikiewicz, Warszawa 2022.
2. Fregolent A., Canaletto i wedutyści, Warszawa 2006.
3. Houszka E., Łukaszewicz P., Malarstwo polskie od baroku do modernizmu, katalog zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Wrocław 2013.
4. Kozakiewicz H., Kozakiewicz S., Bernardo Bellotto zwany Canaletto, Warszawa 1980.
5. Lejman B., Czas już, mości panowie, złote podkowy złotym środkiem zastąpić, „Zabytki/Heritage”, nr 1 (3), 2006.
6. Rizzi A., Canaletto w Warszawie, Warszawa 2007.
7. Wallis M., Canaletto, malarz Warszawy, Warszawa 1955.
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Yves Saint Laurent i Afryka - 21 stycznia 2024
- Bernardo Bellotto (Canaletto) „Wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w roku 1633” - 22 grudnia 2022