Pieter Bruegel starszy, Walka karnawału z postem, 1559,
olej, deska, 118 × 163,7 cm,
Kunsthistorisches Museum, Wiedeń
Patrzymy okiem zniżającego lot ptaka – a może miejskiego urzędnika wychylającego się z okna ratuszowej wieży? Przed nami, w dole, rozległy plac. Na wprost niskie ceglane kamienice, po lewej gospoda, po prawej kościół, między nimi stragany, studnia, jarmarczny teatrzyk. Na placu roi się od ludzi, na pozór bezładnie tworzą się grupki dorosłych i dzieci, mieszają się ze sobą mieszczanie i żebracy, zakonnicy i kuglarze.
Jedni się bawią, inni pracują; ktoś leje piwo z dzbana, gracze rzucają kośćmi, straganiarka piecze wafle, kobieta szoruje garnki, inna pucuje okno. Tańce, zabawy, muzyka, pochody i procesje, pogawędki, przepychanki, kłótnie, uczynki miłosiernie, modlitwy.
Toczy się życie flamandzkiego miasteczka, zarazem zwyczajne i niezwykłe. Jak to nieraz bywa przy oglądaniu obrazów Bruegla, wzrok przeskakuje od jednej grupki postaci do drugiej, szukając klucza do tego świata, którym zdaje się rządzić chaos. Rozpoznajemy niektóre postaci i scenki, widzieliśmy je już w Zabawach dziecięcych albo w Przysłowiach niderlandzkich.
Teraz spotykamy je w Walce karnawału z postem. Tytuł narzuca interpretację: oto zawładnął ludźmi szalony karnawał, wesoły, hałaśliwy, rozpasany świat na opak, ale nadchodzi czas postu i pokuty, surowy i pobożny; te dwa światy muszą się ze sobą zmierzyć, nie ma miejsca dla obu. Kończą się dni wesołości, obfitości, rozrywek, nieskrępowanej swobody i beztroskiego folgowania sobie na różne sposoby. Drzwi spiżarni zatrzasną się za mięsem, jajami, słodkimi wypiekami. Zbliża się panowanie śledzia, cebuli i suchych obwarzanków. Czy to ostatni tydzień karnawału, ostatki, które u nas rozpoczyna tłusty czwartek? A może już ostatni dzień przed Środą Popielcową, w wielu krajach nazywany tłustym wtorkiem (Mardi gras)? Na miejskim placu jedni jeszcze się bawią, jedzą i piją, przyłączają się do orszaku karnawału, inni już przybierają smutną minę, przywdziewają pokutny strój, chwytają za kołatki i nawołują do modlitwy. Zaraz rozegra się ostateczne starcie. Tak to zwykle postrzegamy, dając się zwieść tradycyjnemu tytułowi obrazu.
A jednak, pozory mylą. Interpretacja, jak się okaże, wcale nie jest taka oczywista. Warto przyjrzeć się uważnie: co naprawdę widzimy? Na pierwszym planie Bruegel ukazał scenę, która wydaje się groteskową walką, parodią potyczki jakby wyjętą z ludowych komedii albo łotrzykowskich powieści. Zmierzają ku sobie dwa komiczne orszaki pod wodzą dwóch dziwacznych postaci, ni to rycerzy, ni to jarmarcznych aktorów. Dosiadając olbrzymiej beczki na płozach, sunie opasły opój, czerwony na twarzy, po pijacku buńczuczny, wymachuje wielkim rożnem, na który nadziane są wielkie kawały mięsa i łeb dzika, na głowie z trudem utrzymuje wielki pasztet. Beczka, która jest po trosze wierzchowcem, okrętem i taranem, ma za godło wielką szynkę. Bez trudu rozpoznamy w rabelaisowskim rozmiłowanym w mięsie i napitkach grubasie uosobienie Karnawału. Za nim podąża hałaśliwa i żarłoczna czereda w krzykliwie barwnych strojach i niepokojących maskach, gra na przedziwnych instrumentach, śpiewa i tańczy, niesie słodkie wypieki.
Z drugiej strony na skromnym wózku ciągnionym przez mnicha i mniszkę, siedząc na chybotliwym krześle, jedzie wychudzona postać o pomarszczonej twarzy, odziana w szary, smętny habit, a na głowie okrytej wymiętą, nie pierwszej świeżości białą chustą niesie wielki ul. W chudej dłoni z trudem dzierży piekarską łopatę, na której leżą smętne dwa śledzie. To Pani Wielkopostna na czele pobożnie rozśpiewanej gromady dzieci z pokutnymi klekotkami w dłoniach.
Skoro to „walka”, spodziewamy się, że zaraz te orszaki zderzą się ze sobą. Dziwni rycerze skrzyżują komiczną broń: ruszt i łopatę. Pojedynek nie zapowiada się na wyrównany. Sądząc po posturach, minach i uzbrojeniu, trzech groszy byśmy nie postawili na zwycięstwo Pani Post. Wiemy jednak, że jak co roku to Karnawał zejdzie z placu pokonany.
A tymczasem… na Brueglowskim obrazie ducha walki i konfrontacji wcale nie widać; ani śladu agresji, choćby udawanej. Dwa pochody zaraz miną się, całkiem obojętnie, jakby się wzajem nie dostrzegały. Opasły Karnawał wymachuje co prawda rożnem, wznosi rękę w teatralnym geście, ale nawet nie patrzy na Panią Postną, oczy kieruje w niebo. Jakby pogodzony z obrotem spraw. „Niech się dzieje wola Nieba”. Post nadciąga spokojnie, beznamiętnie, nie natrafia na opór. Więc co dzieje się tu naprawdę?
Interpretacji jest wiele. Najczęściej badacze widzą w obrazie alegoryczne przeciwstawienie dwóch porządków albo postaw życiowych: hedonizmu i ascezy, beztroskiej wesołości i rozważnej powagi, perspektywy ziemskiej i nadprzyrodzonej. Obraz dzieli się w pionie na dwie antagonistyczne sfery: królestwo ciała i władztwo ducha. Masz człowieku wybór: albo-albo! Niektórzy mówią wręcz o przedstawieniu antagonizmów rządzących tym światem. W opozycji stają mężczyzna i kobieta, grubi i chudzi, mięso i ryba, zgiełk i cisza, oberża i kościół, miłość zmysłowa i miłosierdzie…. Inni interpretatorzy chcą widzieć w obrazie Bruegla dobitny ślad współczesnych mu konfliktów religijnych: oto katolicyzm nawołuje do ascezy i pokuty, które są drogą do życia wiecznego, zaś protestantyzm daje wolny wybór, nieuchronnie popychając słabych ludzi do grzechu.
Antropolog, badacz średniowiecznej sztuki popularnej, karnawałów i twórczości François Rabelais’go, Claude Gaignebet, poświęcił obrazowi Bruegla obszerny erudycyjny artykuł, w którym inaczej objaśnił ten tajemniczy mikroświat. Uporządkował pozorny chaos, dostrzegł niezwykły kolisty kalendarz, ilustrację dni świątecznych i obrzędów roku liturgicznego i niderlandzkich zwyczajów układających się w ciąg szczególnego dla chrześcijaństwa okresu od Bożego Narodzenia po Niedzielę Wielkanocną. Kalendarz ludowy, nieraz sięgający czasów przedchrześcijańskich, splata się tu z cyklem świąt kościelnych. Scenki, na pozór bezładnie rozrzucone po polu obrazu, składają się na spójną i konsekwentną narrację. To popularna w malarstwie niderlandzkim kompozycja symultaniczna, a raczej kontynuacyjna. Znamy ją choćby ze słynnej Pasji turyńskiej Hansa Memlinga, gdzie kolejne zdarzenia całego Wielkiego Tygodnia zmieścił malarz na jednej tablicy: nie ma liniowej opowieści, świętą historię odtwarzamy, jakby nawlekając na nić paciorki scen rozmieszczonych w miejskim i podmiejskim pejzażu Jerozolimy.
Brueglowska historia zaczyna się w lewym górnym rogu od płonących „ogni bożonarodzeniowych” i pochodu Trzech Króli, który wyrusza z oberży Pod Gwiazdą. Dalej następuje cała seria obyczajów i obrzędów karnawałowych, z których wielu dziś już nie rozpoznajemy: fasolowy król, „król pije”, procesja trędowatych, taniec w kole, zabawa w zbity garnek, farsowe przedstawienia i „kocia muzyka”, wreszcie finałowy przemarsz mięsopustnego orszaku. Karnawał odchodzi, straganiarki wykładają postne ryby, czoła wiernych są znaczone krzyżem rysowanym popiołem, nastaje czas pokuty. Potem zbliża się okres wielkanocnej spowiedzi i pojednania, pobożne kobiety w czerni wychodzą z kościoła z zielonymi gałązkami-palemkami, inne przystępują do świątecznych porządków. To początek Wielkiego Tygodnia. Grupa dzieci z klekotkami wielkopiątkowymi odprowadza Panią Wielkopostną, która w Wielką Sobotę ostatecznie schodzi ze sceny. Kulminacją jest msza w Niedzielę Zmartwychwstania: widzimy wiernych wychodzących z kościoła, niosących krzesła i stołki – ta liturgia jest szczególnie długa, a nie wszyscy mają miejsca w kościelnych ławkach. Wychodzą radosnym orszakiem: znów Pan zwyciężył śmierć, Alleluja! Koło kalendarza potoczy się dalej, by zimą powrócić do początku cyklu. To nieodmienny porządek chrześcijańskiego świata, na którego scenie ludzie są i widzami, i aktorami.
Jeśli interpretacja Gaignebeta wydaje się nam zbyt wyrafinowana, jeśli nie przekonuje nas koncepcja obrazowego kalendarza, spójrzmy na drzewa w górnej części obrazu: te z lewej strony są bezlistne, na tych z prawej pękły już pąki liści. Tu zima, tam wiosna. Więc jednak?
Niełatwo rozszyfrować zamysł Bruegla. Tym bardziej, że świat, który maluje, od dawna nie istnieje. Dziś, gdy karnawał niewiele już znaczy, gdy zanikły szalone pochody i zabawy (czasem – jak w Rio, Kolonii albo w Wenecji – reanimowane jako turystyczna atrakcja), gdy ostatki kojarzą się nam tylko z jedzeniem pączków w tłusty czwartek, trudno wyobrazić sobie, czym były dla człowieka średniowiecza i czasów wczesnonowożytnych. Ówczesny karnawał to wielki doroczny rytuał, „świat na opak”, społeczny wentyl bezpieczeństwa. Czas, gdy można pozbyć się wszelkich hamulców, wziąć odwet na codziennych troskach i ich sprawcach, odwrócić hierarchię, uwolnić się od lęku, zaznać pełnej i bezkarnej niepoprawności. A Wielki Post to nie tylko wyrzeczenie się mięsa, masła i jaj, ale i czas przygotowania do odnowy ducha, ciała i ziemi-żywicielki. Te kilka zimowych miesięcy miało szczególną dynamikę. Droga od narodzin Pana po zmartwychwstanie, która zarazem jest drogą do wiosennego odrodzenia świata, dzieliła się na wiele etapów, znaczonych ważnymi rytuałami. Z wielkiej obfitości obyczajów karnawałowych i wielkopostnych, w których nakładały się na siebie przedchrześcijańskie wierzenia i liturgia kościołów chrześcijańskich, przetrwały gdzieniegdzie malownicze relikty, kultywowane przez miłośników folkloru i lokalnych tradycji. Ich waga i treść są dla nas dziś nieuchwytne. Dlatego trudno nam zrozumieć Brueglowską wizję.
To jednak nie powinno umniejszać naszej przyjemności obcowania z tym niezwykłym obrazem. Niech każdy czyta go po swojemu. Przyłączając się do pary wędrowców, których błazen oprowadza po pełnym życia flamandzkim rynku. Albo spoglądając z okiennego parapetu, jak wesołek, którego porte-parole został Jacek Kaczmarski:
„Siedzę w oknie, patrzę z góry, cały świat mam w oku
Widzę co kto kradnie, gubi, czego szuka w tłoku
Zmierzchem pójdę do kościoła, wyspowiadam grzeszki
Nocą przejdę się po rynku i pozbieram resztki
Z nich karnawałowo-postną ucztą jak się patrzy
Uraduję bliski sercu ludek wasz żebraczy
Żeby w waszym towarzystwie pojąć prawdę całą
Dusza moja – pragnie postu, ciało – karnawału!”
Bibliografia:
1. Gaignebet C., Le combat de Carnaval et de Carême, „Annales. Économies, Sociétés. Civilisations” nr 2, 1972, s. 313–345.
2. Heers J., Święta głupców i karnawały, tłum. G. Majcher, Warszawa 1995.
3. Roberts-Jones Ph. i F., Pieter Bruegel starszy, tłum. I. Badowska, Warszawa 2000.
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Caspar David Friedrich „Kredowe skały na Rugii” - 6 grudnia 2024
- Bonjour, Monsieur Gauguin! - 23 października 2024
- „Frans Hals. Mistrz ulotnej chwili”. O berlińskiej wystawie - 9 sierpnia 2024
- Giuseppe Arcimboldo „Rudolf II jako Wertumnus” - 26 maja 2023
- Kobiety Vermeera - 3 marca 2023
- Niejednoznaczna osobowość artystyczna Františka Kupki - 22 września 2022
- Kotki, kocury i kociaki. Kocie sprawy w sztuce - 13 maja 2022
- Pieter Bruegel starszy „Walka karnawału z postem” - 8 kwietnia 2022
- Leopold i Anna Zborowscy: jedyna taka para - 7 stycznia 2022
- Lavinia Fontana „Portret Antonietty Gonzales” - 28 czerwca 2021
One thought on “Pieter Bruegel starszy „Walka karnawału z postem””