Giuseppe Arcimboldo, Rudolf II jako Wertumnus, 1590
olej, deska, 70 × 57 cm
Skoklosters slott, Skoklosters
Któż by dziś pamiętał o Wertumnusie, gdyby pewien ekscentryczny malarz nie uwiecznił pod jego postacią nie mniej ekscentrycznego władcy? Zapewne rzymski bóg przemian natury i pór roku, mający w opiece wszelkie dary Ziemi i plony, pozostałby znany tylko pasjonatom starożytnego Rzymu i uważnym czytelnikom Metamorfoz Owidiusza. Wertumnus należał do bóstw ważnych, ale nie pierwszoplanowych. Trzynastego sierpnia Rzymianie obchodzili ku jego czci Wertumnalia, ofiarowując mu pierwsze owoce, pąki kwiatów, kłosy pszenicy.
Podobno – jak to starożytne bóstwa – potrafił przybierać najrozmaitsze postaci, na ogół w niezbyt uczciwych zamiarach. Owidiusz tłumaczy, że ten „bożek, słusznie nazwany jest Odmieńcem. Jego imię oznacza bowiem zmianę”. Rzymianie mówili o ludziach niestałych, że „urodzili się pod znakiem Wertumnusa”.
Mit opowiada, że zakochał się w nimfie Pomonie, bogini sadów, i próbował ją uwieść. Ukazywał się jej jako ogrodnik, żniwiarz, rybak, żołnierz, a wreszcie jako stara kobieta (stręczycielka?) – wszystko na próżno. Ostatecznie Pomonę – o, ironio! – oczarowała dopiero jego własna powierzchowność młodego boga, niech to będzie nauczką dla strojących się w cudze piórka.
Popularność Wertumnusa nie mogła być wielka, skoro tak niewiele znamy jego wizerunków. Na rzymskich mozaikach bywa młodzieńcem bądź brodatym mężczyzną z wieńcem kłosów albo liści na głowie. Na renesansowych tapiseriach trzyma róg obfitości pełen owoców, czasem bawi się w ogrodnika w sadzie. W barokowym malarstwie pojawia się raczej w kontekście erotycznym, jako zalotnik-przebieraniec. A pod koniec XVI wieku powstaje niezwykły obraz Giuseppe Arcimbolda, który pod postacią Wertumnusa portretuje cesarza Rudolfa II Habsburga, swego wieloletniego chlebodawcę, człowieka niepokojącego, nieszczęśliwego i fascynującego. Jeśli dziś dla wielu odzewem na hasło „Praga” jest epitet „magiczna”, to stało się tak w pierwszym rzędzie za sprawą Rudolfa i jego legendy.
Habsburg, który wbrew cesarskiej tradycji nie panował z Wiednia, pokochał Pragę i uczynił ją swoją stałą rezydencją. Zgromadził tam fantastyczną kolekcję sztuki, rzemiosła i dziwów natury. Słynny samotnik i melancholik zafascynowany alchemią, kabałą, okultyzmem, mrocznym obliczem i dziwnością świata, nienasycony kolekcjoner, miłośnik automatów i mechanicznych zabawek ściągnął na swój dwór i zaprzągł do pracy fantastyczną reprezentację manierystów: Sprangera, von Aachena, Savery’ego – i Arcimbolda. Z jego fachową pomocą cesarz budował swą przeogromną kolekcję. Kompulsywnie kupował dzieła włoskich, flamandzkich i niemieckich mistrzów. Miał w zbiorach Dürera, Bruegla (Kunsthistorisches Museum jemu zawdzięcza większość swego niezrównanego zasobu), Cranacha, Tycjana, Tintoretta, Michała Anioła, Leonarda da Vinci (inwentarz odnotowuje obraz przedstawiający „kobietę z białym pieskiem”, zapewne Damę z gronostajem). W sporządzonym po śmierci cesarza spisie znalazły się trzy tysiące obrazów, dwa i pół tysiąca rzeźb, tysiące obiektów rzemiosła, mirabiliów i innych przedmiotów, wycenione na zawrotną sumę 17 milionów florenów. Rudolfińskie zbiory zostały całkowicie rozproszone – częściowo zniszczone, ale głównie rozkradzione, wywiezione, sprzedane. Grabili władcy, okupanci i pospolici rabusie. Można by Europę przemierzyć wzdłuż i wszech tropem rudolfińskiej kolekcji; lwią część znajdziemy oczywiście w Wiedniu, ale bodaj najsłynniejszy dziś obiekt, owocowo-warzywny portret cesarza jako boga Wertumnusa popłynął do Szwecji i jest częścią kolekcji zamku Skokloster koło Sztokholmu.
Angelo Maria Ripellino w porywającej książce Praga magiczna tak opisuje ów niezwyczajny portret cesarza:
„(…) bogaty konglomerat owoców: melon zamiast czoła, jabłko i brzoskwinia jako policzki, jedno oko z wiśni, drugie z czarnej morwy, gruszka jako nos, pędy roślin, winne grona i kłosy w charakterze włosów; dwa laskowe orzechy jako wargi [raczej wąsy?], kolczasty kasztan jako broda.”
To ledwie część skarbów tego niezwykłego sadu i warzywnika. Ogrodnik, botanik albo smakosz zobaczy szyję z ogórka, dyniową pierś, karczochowe ramię, wiązkę porów, cebulę, w wieńcu wypatrzy kukurydzę, figę, owoc granatu, oliwki, śliwkę, jarzębinę, nieszpułkę… a to wcale jeszcze nie koniec. Wizerunek cesarza jest portretem i zarazem martwą naturą (skądinąd, czyż to nie zabawne, a może w manierystycznym duchu przewrotne, że właśnie ten obraz, portret, znalazł się na okładce monografii Charlesa Sterlinga Martwa natura od starożytności do XX wieku?). Obok gatunków zadomowionych od dawna w Europie – przybysze z Nowego, ciągle jeszcze odkrywanego Świata. Nieprzebrana obfitość darów ziemi, pospolitych i egzotycznych, z bliska i z daleka. Wszystkie dojrzałe, dorodne, bez skazy, apetyczne, chciałoby się powiedzieć: niczym malowane. Z pewnością studiowane z natury, ale skomponowane w wyobraźni malarza. Jak w holenderskich i flamandzkich kwietnych martwych naturach spotykają się w jednym, wirtualnym wazonie kwiaty wiosenne, letnie i jesienne, tak i te owoce i warzywa w czasach Rudolfa i Arcimbolda nigdy nie leżały obok siebie na straganie. Przyzwyczajeni do dostępności wszystkiego i zawsze, z trudem uświadamiamy sobie, że niegdyś nawet cesarz nie jadał wiśni zimą, a winogron wiosną.
Dziesiątki smakowitych darów natury, każdy naturalistycznie odtworzony, a przecież razem składają się na wizerunek mężczyzny, w którym rozpoznamy Rudolfa Habsburga, znanego z wielu konwencjonalnych portretów. Dziś odbieramy ten obraz trochę jako popis malarza, trochę jako zabawę, grę z widzem, a niekiedy jako karykaturę. A jednak to znacznie więcej niż manierystyczny żart. Niewątpliwie jest w tym wizerunku nuta pochlebstwa i podziwu dla władcy: „oto ten, który panuje nad urodzajną ziemią, patron dostatku, pomyślności, radości z plonów”. Ale możemy dostrzec o wiele więcej, najpewniej obraz jedności człowieka ze światem natury, który przy całej swej rozmaitości jest jedną, wspaniałą, harmonijną całością. Może także pochwałę mocy płynącej z natury, a zarazem mocy, która pozwala nad nią zapanować? – to byłby koncept godny manierysty, malarski oksymoron. A patrząc na obraz już całkiem współczesnym okiem, ahistorycznie, moglibyśmy powiedzieć: Jesteśmy tym, co jemy.
O pierwotnym zamyśle źródła nic nam nie powiedzą, jesteśmy skazani na domysły i własną wyobraźnię. Czy to sam cesarz zapragnął zobaczyć siebie pod postacią Wertumnusa? Czy też pomysłodawcą był malarz? Tego nie wiemy. W każdym razie Rudolf był z jego pracy zadowolony i z pewnością nie odebrał jej jako kpiny albo karykatury. Wiadomo, że niecierpliwie czekał, czytając opisy obrazu, jakie dostawał z Mediolanu, a gdy wizerunek przybył do Pragi, od razu zyskał podziw i został obwołany perłą w kolekcji cesarza.
Portret Rudolfa II to bodaj najdoskonalszy przykład „głów komponowanych” Arcimbolda, przewrotnych wizerunków przemyślnie budowanych z roślin, zwierząt i przedmiotów, majstersztyków iluzji, gier z widzem. Nie są wyłącznie popisem inwencji i biegłości malarza, ale i subtelną grą intelektualną, często czytelną tylko dla wtajemniczonych. Owe „teste composte” nie były patentem Arcimbolda. Źródeł i inspiracji było zapewne wiele. Badacze szukają ich w sztuce indyjskiej i perskiej, przywołują włoskie karnawałowe i teatralne maski. Wielu manierystów, zafascynowanych możliwością tworzenia „sztucznej natury” próbowało sił w tej konkurencji, ale nikt nie osiągnął takiego efektu jak Arcimboldo. Patrząc na owe niewiarygodnie pomysłowe, przewrotne wizerunki, można by sparafrazować Luigiego Pirandella „Nic nie jest takie, jak się Państwu zdaje”; gruszka jest gruszką, ale z pewnego dystansu staje się cesarskim nosem…Granice są płynne, a zmysły zawodne.
Po śmierci cesarza portret popadł w zapomnienie, do czego przyczyniło się i to, że został wywieziony do Szwecji i mało kto miał okazję go oglądać. Długo uchodził za ekstrawagancki, zmanierowany, albo przeciwnie – za prostacki. Jak cała twórczość Arcimbolda, może wyłączając prace mające charakter naukowych ilustracji. Dopiero surrealiści w pełni docenili jego kunszt i fantastyczną pomysłowość w tworzeniu nieoczywistych, wieloznacznych, intrygujących wizerunków. A jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu podręczniki historii sztuki pomijały malarza, albo ledwie o nim wspominały.
W dzisiejszych czasach stał się ulubieńcem masowej kultury. Portret Rudolfa, na równi ze zjawiskowymi Porami roku albo Żywiołami, cieszy się wielką popularnością i być może przysporzył sympatii samemu cesarzowi. Chyba nie zgodzimy się z Ripellinem, gdy z odrazą konkluduje:
„Z tej głowy większej od dyni indyjskiej, z tych tłustych, nadętych policzków, z tego triumfu pestek i miąższu przebija zadowolona z siebie błazeńska głupota, szyderczy, schizoidalny uśmiech”.
Wydaje się, że władca, który zamówił i zaakceptował taki swój wizerunek, musiał być nietuzinkowym człowiekiem. A jego twórca z pewnością był świetnym artystą.
Bibliografia:
1. Dauxois J., Cesarz alchemików. Rudolf II Habsburg, przeł. R. Niziołek, Kraków 1997.
2. Arcimboldo (1526–1593). Ausstellungskatalog des Kunsthistorischen Museums, red. S. Ferino-Pagden, Wien 2008.
3. Grant M., Mity rzymskie, przeł. Z. Kubiak, Warszawa 1978
4. Ripellino A.M., Praga magiczna, przeł. H. Kralowa, Warszawa 2021.
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Caspar David Friedrich „Kredowe skały na Rugii” - 6 grudnia 2024
- Bonjour, Monsieur Gauguin! - 23 października 2024
- „Frans Hals. Mistrz ulotnej chwili”. O berlińskiej wystawie - 9 sierpnia 2024
- Giuseppe Arcimboldo „Rudolf II jako Wertumnus” - 26 maja 2023
- Kobiety Vermeera - 3 marca 2023
- Niejednoznaczna osobowość artystyczna Františka Kupki - 22 września 2022
- Kotki, kocury i kociaki. Kocie sprawy w sztuce - 13 maja 2022
- Pieter Bruegel starszy „Walka karnawału z postem” - 8 kwietnia 2022
- Leopold i Anna Zborowscy: jedyna taka para - 7 stycznia 2022
- Lavinia Fontana „Portret Antonietty Gonzales” - 28 czerwca 2021