Lucas Cranach starszy, Madonna pod jodłami, ok. 1510,
tempera, deska, 71 × 57 cm,
Muzeum Archidiecezjalne we Wrocławiu
To nie może być Cranach!
Jest rok 1961. Do Danieli Stankiewicz, konserwatorki w Muzeum Śląskim we Wrocławiu przychodzi pracownik Muzeum Archidiecezjalnego z tego samego miasta. W wielkiej tajemnicy, z namaszczeniem składa u niej obraz i prosi o jego konserwację, zaznaczając, że to dzieło niezwykle cenne — to Madonna pod jodłami autorstwa Lucasa Cranacha starszego datowana na około 1510 rok. Francuskie wydawnictwo przygotowujące właśnie monografię słynnego artysty poprosiło wrocławską kurię metropolitalną o kolorowe zdjęcie obrazu, uważanego powszechnie za jeden z lepszych obrazów Cranacha, więc kuria chciała obraz przedtem poddać konserwacji. Pani Daniela od początku czuje, że coś jest nie tak, a dzieło, które ma przed oczami, z pewnością nie jest XVI-wieczne.
Stwierdza:
„To nie może być Cranach!”
A tym samym rozpętuje w środowisku historyków sztuki, muzealników, konserwatorów i marszandów prawdziwą burzę.
Madonnę pod jodłami Cranach namalował około 1510, jeszcze jako katolik, dopiero siedem lat później, pod wpływem przyjaźni z Marcinem Lutrem, zmienił wyznanie. Kiedy w 1517 roku sekretarz ówczesnego biskupa wrocławskiego Jana Thurzona, przywiózł mu z Wittenbergi dwa obrazy Cranacha — Chrystusa ubiczowanego oraz Madonnę pod jodłami, nie mógł wiedzieć, jak skomplikowane będą ponad 400 lat później losy tego drugiego dzieła, chociaż aż do końca XIX wieku znajdowało się w tym samym miejscu – w kaplicy w katedrze wrocławskiej. Kościół, świadomy wartości dzieła, zdecydował się wówczas przenieść obraz do katedralnego skarbca, który w latach międzywojennych udostępniano zwiedzającym za opłatą.
Choć czas wojen to dla dzieł sztuki ogromne zagrożenie, z których niewiele wychodziło cało, to Madonna pod jodłami przetrwała, zarówno I, jak i II wojnę światową. Nie ustrzegła się jednak drobnych uszkodzeń. W 1943 roku rozkazem władz niemieckich została wraz z innymi dziełami sztuki ewakuowana na Dolny Śląsk — najpierw do Henrykowa, potem do Kłodzka, a po zakończeniu wojny wróciła do Wrocławia. Niestety dotychczasowy dom, w którym mieszkała kilkaset lat, katedra na Ostrowie Tumskim, został zniszczony.
Renowacja, czyli okazja
Dlatego Kurt Engelbert, teolog, historyk i zarazem dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu, umieścił Madonnę w swoim muzeum, mając nadzieję, że tu będzie bezpieczna. Bardzo się mylił. Pęknięta w wyniku ewakuacji i licznych podróży lipowa deska, na której namalowano obraz, musiała zostać poddana konserwacji. A tę powierzono jednemu z muzealnych pracowników, księdzu Siegfriedowi Zimmerowi…
Kiedy odnowiony obraz w 1948 roku został podarowany biskupowi Karolowi Milikowi, który zawiesił go w pałacu arcybiskupim na Ostrowie Tumskim, nikt nie przypuszczał, że to kopia! Aż do 1961 roku niewiele oczu miało szansę wnikliwie przyjrzeć się dziełu Cranacha wiszącemu w zaciszu kościelnego pałacu. Dopiero konserwatorka Daniela Stankiewicz odkryła, że uważana za kilkusetletnie arcydzieło Madonna pod jodłami to współczesny falsyfikat.
Nie zgadzało się nic — wprawne oko konserwatorki od razu wychwyciło, że to nie XVI-wieczne dzieło, chociaż fałszerz postarał się, aby wyglądało jak najbardziej wiarygodnie. Użył oryginalnej średniowiecznej deski, jednak nie lipowej, na jakiej namalowano oryginał, lecz z drzewa iglastego — świerku lub jodły. W dodatku deska pochodziła z gotyckiego tryptyku, co byłoby niemożliwe w czasach Cranacha, ponieważ przepisy cechowe zabraniały wykorzystywania do nowego obrazu innego dzieła religijnego. Poza tym technika malarska była zupełnie niespójna z warsztatem Cranach. Artysta malował etapowo, laserunkami, a tymczasem w obrazie badanym przez Stankiewicz farba była mieszana na palecie i nakładana na deskę metodą współczesną. Konserwatorka szczegółowo porównała obraz z jego starymi fotografiami — nie zgadzały się ani ułożenie drewnianych spoin, ani układ krakelur. Przede wszystkim jednak zabrakło Cranachowskiego pędzla. Maria z kopii obdarza syna zupełnie innym spojrzeniem niż w oryginale — zmarszczonym, jakby smutnym czy niezadowolonym. W oryginale jej uśmiech był łagodny. Proporcje twarzy maleńkiego Jezusa są zachwiane, a jego masywne ramiona kompletnie nie przypominają tych z oryginału.
Sygnet herbowy
Nieudolnie i niedokładnie namalowano również drobne szczegóły, które z taką pieczołowitością tworzył Cranach — góry w tle, listki, chwosty przy poduszce, woalki oraz falowane włosy Marii. Gwoździem do trumny, który ostatecznie dowiódł, że badany przez Stankiewicz obraz to fałszerstwo, był sygnet herbowy namalowany w lewym dolnym rogu.
Według katalogu zabytków Wrocławia rzeczony namalowany złoty sygnet (który służył artyście do pieczętowania) zawierał znak herbowy Cranacha przyznany mu w 1508 roku przez Fryderyka III Mądrego, elektora saskiego1. W herbie oprócz inicjałów artysty — L.C., znajdował się skrzydlaty wąż w koronie trzymający w pysku pierścień z rubinem. Właśnie ten symbol stał się znakiem firmowym warsztatu Cranacha, później będą go używali także jego synowie. Na obrazie widoczny jest on w lustrzanym odbiciu.
Na badanej przez konserwatorkę kopii zamiast drobiazgowego detalu był maźnięty żółtą farbą bohomaz2. Dopiero po czterech latach badań, w 1965 roku Daniela Stankiewicz opublikowała wyniki swoich rewolucyjnych badań w „Biuletynie Historii Sztuki”. Pytanie jednak pozostało: Skoro w arcybiskupim pałacu znajduje się kopia obrazu Cranacha, to gdzie jest oryginał?
W 1946 roku Siegfried Zimmer zachwycił się powierzonym mu obrazem Lucasa Cranacha starszego Madonna pod jodłami. Nie tylko kunszt malarski wielkiego mistrza, ale także jego teologiczny przekaz trafiły do serca i umysłu księdza. Madonna pod jodłami to jedno z wielu przedstawień dewocyjnych w twórczości Cranacha, które miało motywować odbiorcę do gorliwej modlitwy i kontemplacji. Przyczyniają się do tego kompozycyjna bliskość Marii i Jezusa względem widza, realizm przedstawień i symbolika — winogrona w rękach Dzieciątka to zapowiedź jego męki, a woalka to aluzja do całunu, w który po śmierci zostanie owinięte jego ciało3. Sam ksiądz pasjonował się malarstwem i próbował w nim swoich sił, kolekcjonował również sztukę egipską. Kiedy w 1946 roku otrzymał zadanie poddania obrazu konserwacji, w głowie narodził mu się plan, który miał sprawić, że Madonna pod jodłami już na zawsze będzie należeć tylko do niego.
Zimmer i Kupke
Siegfried Zimmer przed wojną nauczał religii. To właśnie wtedy nawiązał bliższą relację ze swoim uczniem o zacięciu artystycznym — Georgiem Kupke. Poza religią nauczał nastolatka także rysunku i zachęcał do kontynuowania nauki w szkole artystycznej, którą przerwała wojna. Młody Kupke walczył na froncie. Po wojnie wrócił do, polskiego już, Wrocławia. Tam właśnie drogi jego i Zimmera ponownie się przecięły. Ksiądz objął pieczę nad rozwojem artystycznym młodego człowieka, aż pewnego upalnego sierpniowego dnia zaproponował Kupke namalowanie kopii obrazu znanego mistrza, Madonny pod jodłami Lucasa Cranacha starszego. Wiele lat później Kupke opowie niemieckiemu dziennikarzowi, że był w siódmym niebie, mogąc obcować z tej klasy arcydziełem4. Zimmer przekonał go, że mają szansę na uratowanie dzieła przed komunistami i zwrócenie go narodowi niemieckiemu pod warunkiem, że kopia Kupke będzie na tyle dobra, że będzie można ją podmienić z oryginałem. Co było dalej, zapewne się domyślacie.
Madonna pod ceratą
Zimmer znalazł w ruinach wrocławskiej katedry średniowieczną jodłową deskę, na której można było wykonać falsyfikat. Malowali go wspólnie z Kupke, dzieląc się pracą. Czas ich naglił, bo trwały wysiedlenia obywateli niemieckich. Ksiądz nanosił jeszcze ostatnie poprawki i w 1947 roku został zmuszony do wyjazdu. Nie wyjechał oczywiście sam, lecz ze swoją piękną Madonną. Przekraczając pociągiem polsko-niemiecką granicę, musiał zabezpieczyć się przed konfiskatą dobytku. Arcydzieło Cranacha zawinął w ceratę, a na niej postawił, jakby nigdy nic, termos i szklankę kawy! Celnicy zadowolili się monetami leżącymi na wierzchu kufra Zimmera, a na osobliwą tacę, z którą podróżował, nawet nie zwrócili uwagi. Ksiądz osiadł pod Berlinem, w radzieckiej strefie okupacyjnej i dopiero w 1954 roku wyjechał z NRD do Monachium. Z pewnością zabrał ze sobą obraz, który cały czas był w jego posiadaniu. Madonna pod jodłami stała się jego skarbem i obsesją.
Szacuje się, że obraz trafił na rynek pod koniec lat 60. Siegfried Zimmer chciał na nim zarobić, a nie oddać go. Sprawa stała się problematyczna, bo w środowisku znany był już wówczas doskonale artykuł Danieli Stankiewicz i jej sensacyjne odkrycie. Kiedy duże europejskie muzea w Dreźnie, Berlinie i Monachium dostały propozycje zakupu obrazu, odmówiły – nie chciały pozyskiwać dzieła o niejasnej proweniencji i sytuacji prawnej. W efekcie obraz Cranacha krążył między prywatnymi kolekcjonerami. Dopiero w 1981 roku niemieccy biskupi powiadomili polskich, że otrzymali propozycję zakupu obrazu od pewnej galerii sztuki w Bonn, która sprzedawała dzieło w imieniu tajemniczego kolekcjonera. Rozpoczęła się trwająca kilkadziesiąt lat prawna batalia, a obraz raz po raz znikał z oczu próbujących go odzyskać pracowników ministerstwa. Dopiero w 2012 roku, dzięki szwajcarskiemu kolekcjonerowi i szwajcarskim biskupom, po 65 latach nieobecności prawdziwa Madonna pod jodłami Lucasa Cranacha starszego powróciła do Wrocławia.
A jakie były losy fałszerzy, najważniejszych postaci tej opowieści? Na przestrzeni lat ścieżki Georga Kupke i Siegfrieda Zimmera kilkakrotnie się przecinały, a uczeń wielokrotnie pytał mistrza, jak się ma pan Lucas. Kupke traktował cały swój udział w sprawie jako akt najwyższego patriotyzmu i bardzo mu zależało na tym, aby Zimmer wreszcie przekazał obraz narodowi niemieckiemu. W latach 80. ponownie szukał kontaktu z dawnym znajomym i był w szoku, kiedy odkrył, że Siegfried Zimmer zmarł kilka lat wcześniej, w wieku 75 lat, a obrazu w jego mieszkaniu już wówczas nie było. Jego testament, choć wiadomo, że taki istniał, zaginął i nigdy go nie odnaleziono. W przeciwieństwie do Madonny pod jodłami. Obecnie można zarówno oryginał jak i kopię podziwiać na trwającej do końca marca wystawie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.
Madonna Głogowska
Jest jeszcze jedno dzieło Cranacha z polskich zbiorów, o równie burzliwych losach – Madonna z Dzieciątkiem, zwana Madonną Głogowską z 1518 roku, która należała do kolegiaty głogowskiej, a obecnie znajduje się na liście dzieł utraconych. Choć miejsce jej przebywania – magazyn Muzeum Sztuk Pięknych im. Puszkina w Moskwie – nie jest tajemnicą, to na razie niestety nie ma widoków na jej odzyskanie.
Bibliografia:
1. Kuhnke M., Tajemnicze losy „Madonny pod jodłami” Lucasa Cranacha starszego, „Cenne Bezcenne Utracone” 1999, nr 3 (15), s. 19–20.
2. Łanuszka M., Kwerenda w Internetach, Posztukiwania.pl, http://posztukiwania.pl/blog/2020/09/29/kwerenda-w-internetach/, wrzesień 2020.
3. Moda na Cranacha, red. E. Houszka, M. Pierzchała, Wrocław 2017.
4. Stankiewicz D., Kobieta, która odkryła wielkie fałszerstwo, rozm. przepr. Robert Migdał, „Gazeta Wrocławska”, 21 grudnia 2012, https://gazetawroclawska.pl/kobieta-ktora-odkryla-wielkie-falszerstwo-rozmowa/ar/725045.
5. Stankiewicz D., Wrocławski Obraz Łukasza Cranacha starszego „Madonna pod jodłami”, „Biuletyn Historii Sztuki” 1965, nr 4, s. 348–357.
6. Kalicki W., Rubinowicz A., Madonna znika pod szklanką kawy, „Duży Format. Gazeta Wyborcza”, https://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,450423.html.
- D. Stankiewicz, Wrocławski Obraz Łukasza Cranacha starszego „Madonna pod jodłami”, „Biuletyn Historii Sztuki” 1965, nr 4, s. 353. ↩
- D. Stankiewicz, Kobieta, która odkryła wielkie fałszerstwo, rozm. przepr. Robert Migdał, „Gazeta Wrocławska”, 21 grudnia 2012, https://gazetawroclawska.pl/kobieta-ktora-odkryla-wielkie-falszerstwo-rozmowa/ar/725045. ↩
- Moda na Cranacha, red. E. Houszka, M. Pierzchała, Wrocław 2017, s. 86. ↩
- W. Kalicki, A. Rubinowicz, Madonna znika pod szklanką kawy, „Duży Format. Gazeta Wyborcza”, https://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,450423.html. ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Gdy nie politykuję, maluję. Winston Churchill jako artysta - 4 sierpnia 2023
- Suzanne Valadon. Modelka, która została malarką - 16 września 2022
- Sofonisba Anguissola „Gra w szachy” - 6 czerwca 2022
- Paul Signac „Opus 217” (Portret Félixa Fénéona) - 29 kwietnia 2022
- Ostatnie obrazy genialnych artystów - 6 lutego 2022
- Czy można powąchać obraz? Zapach w sztuce - 29 sierpnia 2021
- Sandro Botticelli „Portret Simonetty Vespucci jako nimfy” - 20 sierpnia 2021
- Zdrada inspiracją dla sztuki – historia Louise Bourgeois - 6 lipca 2021
- Lucas Cranach starszy „Madonna pod jodłami” - 21 lutego 2021
- Kordegarda, na straży sztuki - 10 grudnia 2020