Pragnienie ochrony przed chorobą i śmiercią towarzyszyło człowiekowi od jego prapoczątków. W tym celu posługiwano się szczególnymi gestami, rytuałami, modlitwami, zaklęciami i amuletami, czyli przedmiotami naturalnymi bądź specjalnie w tym celu sporządzanymi, które miały działaćleo dobroczynnie. Amulet zyskiwał na mocy przez bliskość i dotyk. Należało go nosić przy sobie, a najlepiej na sobie, wtedy też uaktywniała się jego siła, która z kolei przenikała do ciała i duszy jego właściciela.
Amulety stosowano w celu pozyskania zdrowia lub wyleczenia z konkretnego schorzenia, miały chronić w podróży, przyciągać miłość, dawać sławę, ochraniać przed tzw. „złym spojrzeniem”, niweczyć możliwość nagłej śmierci, a kiedy już fakt śmierci zaistniał, chroniły zmarłego w zaświatach.
Wielka popularność amuletów w czasach starożytnych, potępiana później przez Kościół, wbrew zakazom przetrwała. Była rozwijana i modyfikowana w wiekach średnich oraz czasach nowożytnych, co doskonale rejestruje ikonografia, zwłaszcza malarstwo tego okresu.
Od czasów starożytnych istniało przekonanie o złowrogim działaniu tzw. „złego oka”, „złego spojrzenia” mogącego wywoływać choroby, okaleczenia, niepłodność, liczne szkody gospodarskie, katastrofy życiowe, a nawet śmierć. Podatnymi na działanie „złego oka” byli przede wszystkim piękni i urodziwi, kobiety brzemienne, dzieci, ludzie bogaci, osoby o delikatnej konstrukcji psychicznej oraz pogrążeni we śnie; tym samym agresorami byli brzydcy, żebracy, przedstawiciele odrażających zawodów (np. grabarze, rzeźnicy), drapieżne zwierzęta i istoty odmienne (ułomni, kalecy, rudowłosi).
Akt „złego spojrzenia” tworzył głównie grzech zazdrości wyrażanej wzrokiem. Podziwianie czegoś, zachwalanie było tu jednoznaczne z pożądaniem i zawiścią. Najczęstszym sposobem ochraniania się przed tego typu szkodliwą zazdrością było wykorzystywanie mocy tkwiącej w czerwonej barwie. W wielu kulturach i regionach świata obwiązywano brzuch, ramię, szyję lub łydkę czerwoną nicią. Kobiety cierpiące na powtarzające się krwotoki i wycieki z narządów rodnych składały w niektórych chrześcijańskich sanktuariach wota w postaci czerwonych wstążek. Zwierzęta gospodarskie zabezpieczano przed chorobami i urokiem zdobiąc je czerwonymi tasiemkami czy pomponami. Czerwony kolor dzięki swojej intensywności i energii optycznej „wyłapywał” pierwsze spojrzenie agresora. Było to niezwykle istotne. Wierzono bowiem, iż kolejne spojrzenia (drugie i następne) już nie mają złowieszczej mocy.
Dodatkową formę rozbudowanego amuletu wykorzystującego czerwoną barwę stanowiła zawieszka z koralem czy koralowa biżuteria. Istniało przekonanie, że gałązki koralowe powstały ze skamieniałej krwi odciętej głowy Gorgony (co opisał Owidiusz w Metamorfozach).
Amulety w sztuce
Niezwykły cud narodzin korali, ich tajemniczy kształt, a przede wszystkim czerwony kolor symbolizujący krew, zdrowie, żywotność, siłę i moc spowodował, że już w starożytności pełniły one rolę materii wybranej, z której wykonywano amulety chroniące głównie przed „złym wzrokiem”, czarami i chorobami. Czerwony koral miał leczyć truciznę, chronił przed dżumą i odpędzał demony. Szczególnie powszechnym stał się amulet w formie pojedynczej gałązki czy gałązki wieloramiennej koralowca zawieszanej na szyi na czerwonej nitce czy łańcuszku.
Najczęściej obdarzano nim małe dzieci, zwłaszcza chłopców, którzy dla rodziców byli bardziej cenni (stanowili gwarancję przedłużenia rodu, linii rodzinnej; w ubogich rodzinach chłopcy stanowili tak bardzo potrzebną siłę do pracy). Ów zwyczaj znalazł bardzo popularne udokumentowanie w przedstawieniach Matki Boskiej z Dzieciątkiem (najczęściej w ujęciu Nostra Domina de Humilitate), w których mały Jezus nosi wyrazisty koralowy amulet, bezładnie zwisający mu z szyi.
Niejako przy okazji ów koralowy naszyjnik symbolizował krew i zapowiadał przyszłą Pasję, potwierdzał także człowieczeństwo Chrystusa (wśród naprawdę dużej liczby tego typu ujęć można wymienić m.in. XV-wieczny obraz Madonna z Dzieciątkiem Albrechta Altdorfera czy Madonnę z Dzieciątkiem z ok. 1530 r. powstałą w kręgu Łukasza Cranacha Starszego z klasztoru Kanoników Regularnych w Krakowie).
Nie brakuje także przedstawień świeckich portretujących dzieci „ozdobione” czy też wzmocnione naszyjnikiem z korali – w wysoce symbolicznym i bolesnym w nastroju obrazie Hansa Baldunga Griena Siedem faz życia kobiety z 1544 roku dziecko spoczywające na ziemi obok pierzastej, zamyślonej papugi ma na szyi naszyjnik z korali, który przecież nie obroni go przed starzeniem się, degradacją fizyczną, a wreszcie ostateczną śmiercią. Z kolei w Autoportrecie z rodziną Jakoba Jordaensa z ok. 1621 roku córka artysty posiada podobny amulet wzmocniony dodatkowo złotą zawieszką z krzyżykiem.
Na tle powyższej ikonografii wyróżnia się obraz Sacra Conversazione Piero della Francesca (z lat 1472-1474). Pozornie statyczna scena rozgrywa się w sakralnym wnętrzu, gdzie milczący świadkowie wiary (święci) adorują modlącą się Matkę Boską, zafrasowaną nad losem śpiącego na jej kolanach syna. Z prawej strony obrazu klęczy książę Urbino – Federico Montefeltro, przybrany w zbroję i ukazany w klasycznej konwencji „renesansowego przemilczania brzydoty”, czyli z lewego profilu (wojenna i pojedynkowa przeszłość księcia „uszczupliła” jego urodę, książę pozbawiony był kawałka nasady nosa i prawego oka).
Ów medytacyjny nastrój, akt klęczenia księcia i szczególne ujęcie małego Jezusa pozwalają odbierać obraz jako dar wotywny. Istnieją przypuszczenia, iż był on votum militarno-żołnierskim Federico Montefeltro, jednak część badaczy próbuje odczytywać obraz jako votum dziękczynne za narodziny potomka rodu i utożsamiać małego Jezusa z książęcym synem Guidebaldem, urodzonym w styczniu 1472 roku. Jego matka Battista Sforza, wydawszy na świat uprzednio osiem córek, porodziła wreszcie wyczekiwanego dziedzica – syna, po czym pół roku później zmarła w wieku 26 lat. Wobec śmierci matki i kruchego zdrowia, Guidebald zostaje powierzony nowej matce – Marii. Chłopiec śpi, ukojony snem, obecnością świętych, czułym spojrzeniem ojca, faktem obecności amuletu.
Sen zapowiada przyszłą Mękę, jednak jest to tylko sen pozorny, wszak „(…) nie zdrzemnie się Ten, który cię strzeże. Oto nie zdrzemnie się ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem” (Psalm 120). Warto przy okazji zwrócić uwagę na sam kształt koralowej zawieszki, przypominającej formą drzewo płuc – z jednej strony odnoszące się do ludzkiego wymiaru Chrystusa, ale też symbolicznie nasuwające skojarzenie z „ostatnim oddechem”.
Warto dodać, że koralowe gałązki nosili także dorośli, w późnym średniowieczu często doczepiano je do paska bądź różańca, który zresztą sam w sobie traktowany był nie tylko jako sznur modlitewny, ale także jako symboliczna biżuteria chroniąca przed złem (niektóre różańce wykonywano w całości z koralowca). Kończąc temat czerwonych zawieszek trzeba jeszcze wspomnieć kilka słów o tzw. „węzłach miłości” – osobliwej formie biżuterii, szczególnie popularnej w XVI-wiecznej Anglii. Idea zjawiska została zaczerpnięta z Księgi Ozeasza (11), gdzie padają słowa Boga kierowane do ludu Izraela:
„Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem (…)
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami,
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
Do swego policzka niemowlę –
Schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.”
Węzły miłości stanowiły najczęściej czerwone, złote lub czarne sznury, na których zawieszano klejnot czy pierścień będący podarunkiem od ukochanej osoby, możnego protektora czy samego władcy. Węzły noszono jak naszyjnik, ale umieszczano je też przy nadgarstku i na ramieniu, będąc znakiem miłości, szacunku, jednocześnie ochraniały swego właściciela. Doskonały przykład węzłów miłości prezentuje Portret Henry’ego Lee Anthonisa Mora z 1568 roku.
Pełen prostoty, oszczędny portret przedstawia słynnego faworyta królowej Elżbiety I, ubranego w koszulę wyszywaną m.in. w motyw sfer – symbolizujących panowanie królowej nad światem. Henry Lee eksponuje palcem dłoni „węzeł miłości” – pierścień zawieszony na czerwonej taśmie na szyi, zaś dwa dodatkowe pierścienie mieszczą się na jego ramieniu.
Być może były to emblematy miłości lub dary od samej królowej. Jedno jest pewne – sam fakt sportretowania się z nimi podkreśla ich szczególną wartość i dobroczynną aktywność.
Jak wspomniano, koralowa zawieszka należała do popularnych amuletów wykorzystywanych zwłaszcza w ochronie dzieci. Jednak ogromna umieralność niemowlaków i starszych dzieci, a także niewiedza dotycząca etiologii wielu chorób powodowały niesłabnący wielki rodzicielski strach, prowokujący do eksperymentowania z innymi przedmiotami i rytuałami ochronnymi. Niemowlaki ubierano w specjalne jedwabne czapeczki wyszywane wizerunkami świętych (co miało szczególnie działać przeciwko epilepsji), powszechnie stosowano także amulety z kłów i zębów zwierzęcych w celu bezbolesnego ząbkowania. Z kolei grzechotki nie pełniły tylko funkcji zabawki, ich dźwięk, brzęczenie i ostry piskliwy hałas miały dodatkowo odstraszać złe duchy i demony. W 1659 roku Velázquez namalował jeden ze swoich najdoskonalszych obrazów – Portret Filipa Prospera.
Dwuletni chłopiec, syn króla Hiszpanii Filipa IV i Marianny Habsburg wydaje się tylko przez przypadek umieszczony w wytwornej scenografii pałacowego wnętrza, a barokowa sceniczna kotara odsłania coś więcej niż tylko piękno wyrafinowania i przepychu. Dane jest nam doświadczyć obcowania z dzieckiem chorym, o biało-niebieskiej skórze, która skrywa tajemnicę jego przedwczesnego końca, złowieszczo uczynionego mu przez samych rodziców – zbyt mocno spokrewnionych ze sobą (Marianna była siostrzenicą Filipa IV). Chłopiec jest tu w istocie alegorią śmierci albo jej przeczucia. Wodniste spojrzenie mądrych oczu uwodzi nas, choć jeszcze bardziej czyni ból.
Co interesujące, to wątłe, zrozpaczone ciało zostało nie tylko wciśnięte w kokon królewskiej, sztywnej, krępującej ruchy szaty, ale także oplecione fastrygą ochronnych amuletów, które wirują wokół, starając się z całej siły uratować jego życie. Wśród amuletów wyróżnia się oprawiony w złoto kieł, a zwłaszcza mały dzwoneczek brzęczący przy każdym poruszeniu chłopca. Póki co na obrazie panuje cisza, a wyczuwalnym zdaje się tylko cichy oddech ukochanego psa.
Amulety roślinne
Odrębną grupę amuletów stanowiły amulety roślinne, czyli wyschnięte korzenie, nasiona, zasuszone liście i kwiaty. Do najsłynniejszych należał przypominający kształtem figurę człowieka korzeń mandragory, zwany też „pokrzykiem” i „krzykwą”.
Pomijając fakt, iż był to stosowany setki lat przez chirurgów środek halucynogenny i znieczulający używany podczas operacji lub bardziej bolesnych zabiegów chirurgicznych (np. obrzezania), nade wszystko ceniono sam korzeń, który miał swojemu posiadaczowi zapewnić ochronę przed szeroko pojętym złem i chorobami. Istniało przekonanie, iż roślinę jest bardzo trudno pozyskać, bowiem w trakcie wykopywania miała ona okrutnie krzyczeć powodując ogłuchnięcie, a nawet śmierć człowieka. W tym celu zalecano, by do lekko podkopanego korzenia przywiązać psa i to on miał ów korzeń wyrwać (na swoją własną zgubę).
Posiadany już korzeń myto regularnie, traktując jak istotę ożywioną (cesarz Rudolf II miał posiadać dwa korzenie mandragory, które ubierano w wytworne jedwabie i trzymano w szklanych kasetkach). Jak głosi legenda, gdy zapomniano o kąpieli, korzenie miały domagać się jej, rzewnie płacząc! Mandragora pojawia się w ikonografii, głównie w wielu miniaturach średniowiecznych i drzeworytach renesansowych stanowiących w pewnym sensie ilustrację para-naukową, dokumentującą najlepszy techniczny sposób wyrywania mandragory (z nieświadomym niczego psem uwiązanym do korzenia obdarzonego ludzką twarzą i pierzastym pióropuszem liściastych włosów oraz człowiekiem zasłaniającym oczy i uszy). Przedstawienia te mają pewną aurę baśniowości, przenoszą nas w inny świat, świat czarodziejskiej, dobrotliwej natury, która w każdym swoim obszarze jest bytem na wskroś ożywionym, aktywnym…
Do innych popularnych korzeni-amuletów należał korzeń arcydzięgla (zwany zielem św. Ducha, anielskim korzeniem). Istniało przekonanie, że rzucie korzenia ratuje przed chorobami, zwłaszcza epidemią. Polecała go św. Hildegarda z Bingen („Czary i uroki odpędza korzeń noszony przy sobie na szyi”, XII w.) i Szymon Syreński („ Z przypadku iakiego nieszczęścia frasuiącym się i bardzo troskliwym korzeń zbierany pod wschodem Lwa niebieskiego y zaraz na szyie zawieszony frasunek odpędza y serce wesołe czyni”, XVI w.).
Ważną rolę przypisywano również korzeniowi piwonii stosowanemu powszechnie w epilepsji dziecięcej. Dokumentacji ikonograficznej dostarcza w tym przypadku między innymi jedna z malowanych XVI-wiecznych tablic wotywnych z sanktuarium w niemieckim Altötting, przedstawiająca modlitwę o cud uzdrowienia chorego na padaczkę dziecka, znajdującego się prawdopodobnie w trakcie tzw. „dużego napadu”.
W czasie gdy obraz powstał, epilepsję pojmowano jako chorobę wstydliwą, wywoływaną przez tkwiącego w ludzkim ciele demona, tym bardziej więc dramatycznie brzmi owa scena, w której ukazano niemoc rodziców, jak i samego dziecka o ciele bezładnie spoczywającym na ziemi. Co istotne, na szyi epileptyka widnieje wyrazisty amulet uczyniony z korzeni piwonii (ten rodzaj amuletu roślinnego polecały m.in. XVI-wieczne autorytety wiedzy medycznej i zielarskiej: Hieronymus Bock czy Adamus Lonecerus).
Goździk amuletem miłosnym
Amuletami starano się ochronić zdrowie, ale także miłość. Wiele obrazów zaręczynowych powstałych między XV a XVII wiekiem przedstawia portretowanych z goździkiem w dłoniach. Goździk jako roślina pojawił się w Europie w późnym średniowieczu. Przywieziony z Tunisu, stanowił interesujące novum. Fascynował swoim wyglądem, wyrafinowaną prostotą, a nade wszystko zniewalająco słodkim zapachem, który prawdopodobnie spowodował fakt przypisania goździkowi mocy antydemonicznej.
Co istotne, wierzono że osoby zakochane, zaręczające się i biorące ślub są wielce osłabione duchowo i fizycznie, tym samym były wysoce narażone na działanie demonów – stąd posługiwanie się kwietnym amuletem w ceremoniach przedweselnych i weselnych.
Moc jałowca
Moc przeciwko czarom, wiedźmom, demonom i chorobom miał również posiadać jałowiec. Gałązki jałowca pojmowane jako „antypiorunochrony” przed złem zalecano nosić przyczepione do ubrania (np. płaszcza czy kapelusza). Palonymi gałązkami jałowca okadzano domy i ubrania w przypadku wystąpienia zarazy. Jałowiec pojawia się we włoskim malarstwie renesansowym jako atrybut portretowanych kobiet o imieniu Ginewra (w j. włoskim jałowiec to ginepro). Jego rozłożysty krzak widnieje za postacią Ginevry de’Benci Leonarda da Vinci (1474/76).
Czy roślina ta miała w obrazie Leonarda da Vinci głębszą symbolikę niż tylko rebus słowny, trudno dzisiaj powiedzieć. Jednak w drugim przypadku jej znaczenie wykracza poza symboliczną zabawę z widzem. Profilowe ujęcie przedstawia porażająco młodą dziewczynę o wysokim czole i wykwintnie upiętych jasnych włosach. Krzew jałowca stanowi tu tło dla jej odrealnionej postaci, dodatkowo zaś mała gałązka jałowca widnieje przyczepiona do ramienia dziewczyny, zdobiąc suknię jak niezwykły klejnot szafujący apotropaiczną mocą. Całość ujęcia wypełniają dekorujące płaszczyznę tła goździki, orliki i delikatne motyle o omszałych skrzydłach… Czyżby więc ów pozornie idealistyczny portret był portretem pośmiertnym, niwelującym bolesne przesłanie vanitas ukazując śmierć w formie nietrwałego motylego życia (symbolu ludzkiej duszy) i przemijających, umierających, choć chwilowo pięknych kwiatów? W takim ujęciu gałązka jałowca zyskuje status amuletu pokonanego, a może wręcz przeciwnie, może jałowiec uchronił dziewczynę przed śmiercią czy ciężką chorobą? W jeszcze innej interpretacji moglibyśmy mieć do czynienia z portretem zaręczynowym, w którym mała, niepozorna gałązka jałowca wraz z kosmatymi goździkami toczy wielką walkę z demonami, starając się ochronić dziewczynę i pomagając jej przejść przez ślubny rytuał?
Amulety chroniły żywych, ale także pełniły bardzo ważną funkcję w rytuałach pogrzebowych, ochraniając zmarłego. Mogłoby się wydawać, iż ten typ gestu tak popularny w wierzeniach pogańskich nie znalazł kontynuacji w religii chrześcijańskiej. Jednak jest to całkowicie mylące stwierdzenie — zmarłych obdarzano różańcami, medalikami i szkaplerzami. Niemałą sensację wzbudziły także badania archeologiczne w kryptach kościoła p.w. Imienia N. M. Panny w Szczuczynie, gdzie w pięciu dziecięcych pochówkach odkryto dość dobrze zachowane obrazki dewocyjne z przełomu wieku XVIII i XIX, w tym obrazki przedstawiające świętych, m.in. św. Małgorzatę, św. Rocha i św. Mateusza.
Znalezisko to jeszcze mocniej potwierdza funkcję ochronną samych świętych, nie tylko w świecie realnym. Niezwykłym zjawiskiem były także tzw. „korony śmiertelne”/„śmiertelne wianki” („Corona morfia”, „Corona funebris”, „Totenkranz”). Obrzęd koronowania głów osób zmarłych „śmiertelnym wiankiem” spotykamy od wieku XVI na terenie środkowych i północno-wschodnich Niemiec (zarówno w obszarze pochówków katolickich, jak i protestanckich). Z czasem „korony śmierci” stały się popularne w Północnej i Środkowej Europie, szczególnie na terenie Bawarii, Dolnych Łużyc, w Hesji i na Pomorzu. Był to typ ozdoby wyrażającej szacunek, przynależny zmarłym stanu dziewiczego (niezależnie od płci). W koronach chowano głównie dzieci, młode osoby niezamężne i zakonnice.
Wykonywano je z cienkiego drutu podszytego od spodu materiałem, w który wplatano ozdoby z koralików stylizowane na wizerunki kwiatów i liści, a także papierowe i tekstylne kwiaty. Korony mogły posiadać formę wianka obejmującego całą głowę, jak i diademu zdobiącego czoło. Nieco odrębną grupę stanowiły „korony” – wianki wykonywane z żywych roślin. Co ważne, pogrzeb młodej osoby traktowano często jak odpowiednik uroczystości weselnej (zaślubin z Bogiem), stąd np. posługiwanie się strojem ślubnym jako odzieżą pogrzebową. Panny przystrajano wiankami – „koronami” uplecionymi z poświęconych ziół: rozmarynu, mirtu, barwinka bądź ruty. Młodym mężczyznom wkładano bukieciki z kwiatów i ziół, bądź małe wianuszki wpinane w koszulę. Wszystkie wymienione rośliny używano również w obrzędzie ślubnym, należały bowiem do roślin szczęśliwych, ale także ochronnych – apotropaicznych, stosowanych w rytach „przejścia” – pełniły tu zatem formę roślinnego amuletu ubezpieczającego zmarłego „na tamtym świecie”.
Bibliografia:
1. Brandt D. M., Epilepsie im Bild. Darstellungen zur Fallsucht aus 6 Jahrhunderten, Wehr 1985.
2. Grupa M., Grupa D., Kozłowski T., Krajewska M., Majorek M., Nowak M., Nowak S., Przymorska-Sztuczka M., Wojciechowska A., Dudziński T., Tajemnice szczuczyńskich krypt, tom II, Grajewo-Toruń 2014.
3. Jagla J., Apteka jako alegoryczny obraz świata. XVII-wieczne malowidła z klasztoru pijarów w Rzeszowie, „Studia Ełckie” 2013, nr 2, s. 235-256.
4. Jagla J., Wieczna prośba i dziękczynienie. O symbolicznych relacjach między sacrum i profanum w przedstawieniach wotywnych z obszaru Polski Centralnej, Warszawa 2009.
5. Kobielus S., Florarium christianum. Symbolika roślin – chrześcijańska starożytność i średniowiecze, Kraków 2006.
6. Kobielus S., Magiczne i symboliczne znaczenie koralu w przedstawieniach Matki Bożej z Dzieciątkiem na przełomie średniowiecza i renesansu, w: Sztuka około 1500. Materiały Sesji SHS, Warszawa 1997, s. 325-341.
7. Schneider N., Porträtmalerei. Hauptwerke europäischer Bildniskunst, 1420-1670, Köln 1994.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Kobieta i jej pies(ek). Kilka słów o ikonografii motywu w malarstwie XIV–XVII wieku - 25 sierpnia 2024
- O jednorożcu, dziewicy i śmierci - 9 sierpnia 2024
- Jean Fouquet „Madonna w otoczeniu serafinów i cherubinów” - 10 grudnia 2023
- Hieronim Bosch „Ogród rozkoszy ziemskich” - 29 października 2023
- Rogier van der Weyden „Św. Łukasz malujący Madonnę” - 14 października 2023
- Domenico Ghirlandaio „Portret starca z wnuczkiem” - 4 września 2023
- Peter Paul Rubens „Meduza” - 9 czerwca 2023
- Albrecht Dürer „Autoportret z kwiatem mikołajka” - 31 maja 2023
- Oczywista nieoczywistość kota w malarstwie i grafice średniowiecza oraz czasów nowożytnych - 31 maja 2023
- Pieter Bruegel starszy „Spis ludności w Betlejem” - 10 lutego 2023