Partnerem działu #ArcydziełoDoKawy jest Siemens – producent ekspresów do kawy.
Edward Hopper, Poranne słońce, 1952,
olej, płótno, 71,5 × 101,9 cm, Columbus Museum of Art, Ohio
Kobieta w różowej halce podciągnęła kolana pod brodę. Siedzi na łóżku i wygląda przez okno: widzi niebo, skrawek czerwonego budynku, którego charakterystyczny kształt zdradza, że to Nowy Jork. Światło wschodzącego słońca jest bohaterem tego obrazu na równi z kobietą. Jasny prostokąt światła odbija się na ścianie; promienie słoneczne oblewają twarz i ciało modelki, kładą jej liliowy cień na białym prześcieradle.
Poranne słońce to obraz Edwarda Hoppera z 1952 roku. Pozowała mu żona, Jo. W chwili powstania obrazu miała sześćdziesiąt dziewięć lat. Na obrazie jest kobietą dojrzałą, ale nie widać jej zmarszczek ani wiotkiego podbródka. Mimo to jednym z tematów tego obrazu jest czas: „Oto kobieta, która się postarzała – pisał Yves Bonnefoy. – Jej stosunek do własnego wieku jest jedną z przyczyn nieco smutnego zdziwienia, które mąci jej spojrzenie i zaciska usta. Ponieważ dusza nie rozumie, że zależy od ciała”1.
Jo Hopper była malarką, przyszłego męża spotkała w szkole sztuk pięknych. Parą zostali jednak dopiero w 1923 roku, po wspólnym plenerze w Gloucester. Stworzyli symbiotyczny, choć burzliwy związek. Jo mu pozowała – upierała się, by nie miał innych nagich modelek. Ale występowała też w rozmaitych sceneriach i kostiumach. W latach studenckich grywała w teatrze – również Edwardowi pozwalała się „reżyserować”.
Kobieta podpierająca ścianę w kinie, a także dziewczyna w kapelusiku, pochylona nad filiżanką w nocnej kawiarni – to również magicznie odmłodzona, pociągająca Jo. Wymyślała tytuły obrazów – jak choćby słynne Ćmy barowe. W kryzysach twórczych pomagała mu przełamać wewnętrzne blokady. Kiedy wpadał w marazm, sama siadała przed sztalugami – wówczas, gotowy do rywalizacji, zaraz chwytał za pędzel. Przebywali ze sobą nieomal na okrągło i często brutalnie się kłócili. Aby odreagować, Hopper kreślił złośliwe rysuneczki, które zostawiał potem dla niej na stole: Jo pochylona nad nim, w trakcie jakiejś tyrady albo dom wywrócony do góry nogami – efekt działań mało zaradnej gospodyni.
„Rozmowa z Eddiem to jakby wrzucić kamień do studni, tyle że nie słychać plaśnięcia” – wzdychała żona. Przez kilkadziesiąt lat prowadziła dziennik, który pozwalał jej się wygadać. Brakowało jej nawet nie życia towarzyskiego, lecz choćby przebywania wśród ludzi. Tymczasem mąż wciąż siedzi i czyta, poza czasem i nurtem życia. „Jest nieprzenikniony – wzdycha Jo. – Latarnie morskie, które maluje, to jego autoportrety. Zawsze było mi żal, kiedy widziałam ptaki rozbijające się o latarnię na Cape Elizabeth. Doskonale rozumiem, co czuły”2.
Żona upierała się, że tylko ona zna go naprawdę. Hopper właściwie się zgadzał. Odstraszał dziennikarzy i potencjalnych biografów, podkreślając, że „artysta to jego dzieło”. O sławę nie umiał czy nie chciał zabiegać. Pierwszy obraz sprzedał w 1913 roku, na Armory Show, jednak zaistniał dopiero dekadę później. Był już po czterdziestce, gdy Jo „wcisnęła” jego obrazy na zbiorową wystawę w Brooklyn Museum, do której sama była zaproszona. Muzeum zakupiło jego akwarelę Mansardowy dach do swoich zbiorów, a kariera Hoppera nabrała tempa. Kilka lat później jego Dom przy torach będzie jednym z pierwszych dzieł wybranych do kolekcji powstającego MoMa.
Edward Hopper urodził się w 1882 roku w Nyack – portowej miejscowości niedaleko Nowego Jorku. Rodzice zauważyli jego talent i posyłali go na lekcje rysunku – nalegając jednak, by szkolił się w sztuce ilustracji, która może zapewnić utrzymanie. I rzeczywiście, do czterdziestki Hopper pracował dla prasy i w reklamie. Projektował ulotki, katalogi handlowe i ilustrował popularne czasopisma. Było to dla niego udręką. „Musisz być przeciętny – narzekał – żeby zadowolić klienta, publiczność i redaktora jednocześnie”. Po godzinach malował – szerokimi impastami, ale w mrocznych, sino-burych barwach. Jego Pijący, z karkołomnie wykręconymi rękami, są spokrewnieni z postaciami Fransa Halsa, ale też Goi i Velázqueza. Już wówczas Hopper zwraca uwagę na samotność: maluje jedynego widza na pustej teatralnej widowni. Wszystko w odcieniach en grisaille. Również w spektrum szarości pokazał artystę przy sztalugach, malującego nagą modelkę.
Praca w reklamie dała Hopperowi nie tylko niezależność finansową, ale też dosyć swobody, by jeździć do Paryża. Był tam trzykrotnie, w latach 1906–1910 – ale choć w tym czasie rozwijał się fowizm, a Picasso przechodził od okresu różowego do błękitnego i kubizmu, Hopper nie interesował się awangardami. Wrażenie zrobiły na nim płótna Degasa i Maneta, dzięki którym odkrył dla siebie światło. Jego paleta się rozjaśniła, tak jakby uwolnił się od dawnych lęków i ponurych myśli. „Również cienie jaśniały odbitym światłem. Nawet pod mostami był jakiś blask”3 – wspominał zachwycony artysta. „Spojrzenie Hoppera zostało obmyte z tego, co je zacieniało – stwierdził Yves Bonnefoy4. – Dzięki francuskiemu malarstwu i jego pejzażom zaufał światłu i tak już pozostało”. Przez dłuższy czas Hopper szukał jednak własnego języka: nie mógł przecież stworzyć delikatnej postimpresjonistycznej idylli, podstawiając Hudson w miejsce Sekwany. „Po powrocie wszystko wydawało mi się okropnie wulgarne i brutalne – wyznawał. – Potrzebowałem dziesięciu lat, aby się wyzwolić od Europy”5. Czarujący, elegancki Paryż był jednak trochę przesłodzony dla artysty żyjącego w chaosie metropolii, zachwyconego „odstręczającym pięknem” eklektycznej amerykańskiej architektury.
W 1913 roku Hopper wprowadził się do mieszkania po północnej stronie Washington Square. Ceglany budynek w stylu greckiego odrodzenia w 1884 roku został podzielony na pracownie dla artystów. W tak zwanym „The Row” łazienka była wspólna, a węgiel nosiło się po schodach. Był za to świetlik, który zapewniał doskonałe warunki do pracy. Przy sztaludze Hopper umieścił lustro, dzięki któremu podglądał pracownię żony na drugim końcu korytarza. Przy Washington Square Hopperowie pozostali do końca życia – pomimo że sukces malarza od dawna pozwoliłby mu na lepsze lokum. Lubił jednak niemodną wówczas dziewiętnastowieczną architekturę: niewysoką, dziwacznie zdobioną w mieszance historycznych stylów. W latach trzydziestych i czterdziestych, gdy w Nowym Jorku masowo burzono starą zabudowę, Hopper przyczynił się do uratowania swojej kamienicy.
Wielokrotnie malował dachy przy Washington Square: wieże wodne, okna dachowe i armię kominów, na których igra światło. Ich geometryczne harmonie, a przy nich pastelowe welony chmur. Na jego oczach wyrastały wieżowce. W 1928 roku rozpoczęła się budowa Chrysler Building. Hopper jakby tego nie zauważył. Pionowe sylwety ani zawrotne wysokości po prostu go nie interesowały. W Niedzieli wcześnie rano pokazał niski szeregowiec z witrynami sklepików – zresztą o tej porze zamkniętych. Pomijał też tłumy w hałaśliwej metropolii: jego Nowy Jork jest prawie bezludny. „Może nie interesują mnie ludzie?” – zadawał retoryczne pytanie. Marzył tylko, by „namalować światło słońca na ścianie budynku”6. W gruncie rzeczy konsekwentnie ten plan realizował.
Uczył się patrzeć aż do obłędu: długo, wnikliwie, tak, by przedmioty przemówiły. Prostokąt słońca na białej framudze, światło kreślące geometryczne cienie na ścianie biura. Zwykle jednak jego obrazy nie są bezludne. Ludzie Hoppera są pokazywani przy pracy, w hotelowych pokojach, na werandzie, pochyleni przy barze: nawet, kiedy są w grupie, każdy pozostaje osobny. Znieruchomiali, zapatrzeni, pozbawieni rysów twarzy. Nie bez powodu Hoppera nazywano malarzem amerykańskiej samotności.
W Niedzieli łysy mężczyzna siedzi z papierosem na krawężniku na tle drewnianych budynków: nieczynnych w święto, a może na stałe zamkniętych sklepów. Ten obraz z 1926 roku mógłby być emblematem Ameryki u progu Wielkiego Kryzysu.
Jednak Hopper niczego nie dopowiada, rozmywa anegdotyczny kontekst. Unika, ale nie wyklucza psychologicznej interpretacji: twarze są zasłonięte albo uogólnione, ale widz może je nasycić własnym przeżyciem. Czasami zresztą artystę pociąga widok podejrzany ukradkiem, scena, której sensu może się tylko domyślać. Naga kobieta, w samych pantoflach siedzi w fotelu i wygląda przez okno: jest pochylona, a włosy przesłaniają jej twarz. Obraz nosi tytuł Jedenasta rano – nie mamy żadnych przesłanek, aby się domyślać, o czym myśli i na kogo czeka.
Kiedy indziej zaglądamy do biura – nie wiadomo, czy to kancelaria prawnicza, czy może biuro małej firmy. Młoda kobieta w obcisłej sukience wyciąga z szuflady dokumenty, mężczyzna przy biurku, przy zapalonej bankierce, przegląda papiery.
Zostali pokazani w przelocie: Hopper przyznał, że zainspirowały go biurowe wnętrza, widziane z okna pociągu. Ta scena jest niema, można do niej dopisać emocje. Artysta nie pokazywał konkretnych ludzi, zaobserwowanego epizodu: latami, wędrując wieczorami po Nowym Jorku, zaglądał w cudze okna. Pokój w Nowym Jorku jest syntezą wielu takich wrażeń: kobieta w czerwonej sukience usiłuje jednym palcem wystukać melodię na pianinie, mężczyzna w fotelu pogrążył się w lekturze gazety.
„Niższa sztuka po prostu opowiada. Na przykład, że jest noc – mówił Robert Henri, nauczyciel Hoppera w New York School of Art. – Wyższa sztuka przekazuje nastrój nocy. Ta druga jest bliższa rzeczywistości, choć ta pierwsza rzeczywistość kopiuje”7.
Hopper lubił widoki nieprzeznaczone dla jego oczu: przez rozświetlone, niezasłonięte okno uchwycił pochyloną kobietę w różowej halce. Ale jest tu nie tyle uciecha podglądacza, który uchwycił nieprzeznaczony dla niego widok roznegliżowanej kobiety. Tematem obrazu jest też zaciemniona fasada kamienicy, żółte światło i powiewająca błękitna firanka.
Hopper nie był towarzyski i dobrze czuł się sam ze sobą, ale nie był też mizantropem. Jak przyznawał, nawet Nocne marki nie wydawały mu się szczególnie „samotne”, choć może nieświadomie stworzył metaforę „amerykańskiej samotności”. A jednak melancholia na jego płótnach nie jest bezdenna, a smutek rozpaczliwy. Kobieta samotnie siedząca w nocnej kawiarni sprawia wrażenie, jakby tylko czekała, aż ktoś ją zagadnie. Malując dwie kobiety w jadłodajni, Hopper uchwycił fragment neonowego szyldu: Chop Suey, dodał nieco wulgarnych, krzykliwych dekoracji dla swojej sceny „miejskiej samotności”. Hopper lubił odosobnienie, ale nie brakowało mu poczucia humoru. Narożna apteka w nocy nie wydaje się ponura: jasno migocze reklama środków przeczyszczających.
Hopper powiedział kiedyś, że dziewięćdziesiąt procent artystów zostanie zapomnianych dziesięć minut po śmierci. Jego malarstwo pozostaje współczesne i inspirujące.
„W sztuce trwała jest jedynie osobista wizja świata. Prowadzące do tego środki są przemijające: tylko osobowość zostaje”8.
Na ostatnim obrazie osiemdziesięciotrzyletni artysta pokazał siebie i żonę w kostiumach z komedii dell’arte: para aktorów schodzi ze sceny, żegna się ze światem.
Bibliografia:
1. Bonnefoy Y., Edward Hopper, Fotosynteza istnienia, w: Eadem, Czerwony obłok, tłum. A. Arno, Kraków 2023.
2. Falconer M., Edward Hopper’s fear of heights, „Apollo Magazine”, 30.03.2023.
3. Levin G., Edward Hopper: An Intimate Biography, Berkeley 1998.
4. Portal edwardhopper.net
5. Schjeldahl P., Edward Hopper and American Solitude, „The New Yorker”, 01.06. 2020.
6. Strand M., Hopper, New York 2011.
7. „The Connoisseur, An Illustrated Magazine for Collectors”, Michigan 1980, Tom 205.
8. Updike J., Hopper’s Polluted Silence, „The New York Review of Books”, 10.08.1995.
- Y. Bonnefoy, Edward Hopper, Fotosynteza istnienia, w: Eadem, Czerwony obłok, tłum. A. Arno, Kraków 2023, s. 255. ↩
- G. Levin, Edward Hopper: An Intimate Biography, Berkeley 2023, s. 437. ↩
- Y. Bonnefoy, op. cit., s. 255. ↩
- Ibidem, s. 255. ↩
- Ibidem, s. 256. ↩
- G. Levin, op. cit., s. 139. ↩
- „The Connoisseur, An Illustrated Magazine for Collectors”, Michigan 1980, Tom 205, s. 56. ↩
- www.edwardhopper.net (dostęp: 27.03.2024). ↩
Partnerem działu Arcydzieło do kawy, który wspiera naszą misję edukacyjną jest marka Siemens, producent ekspresów do kawy.
Każdy dzień to szansa na odkrycie czegoś nowego. W sobie i wokół siebie. Pozwól by chwila przy aromatycznej filiżance kawy zainspirowała Cię do spróbowania czegoś o czym zawsze marzyłeś, na co nie miałeś czasu lub przestrzeni. Sięgaj po więcej. Poznawaj. Doświadczaj. Odkryj nowe oblicze sztuki przy filiżance dobrej kawy z marką Siemens. #poczujsiekoneseremsztuki
* Grupa BSH jest licencjobiorcą w odniesieniu do znaków towarowych, do których uprawniona jest Siemens AG.
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
A może to Cię zainteresuje:
- Henri Matisse „Czerwona pracownia” - 1 września 2024
- Henri Rousseau „Śpiąca Cyganka” - 17 maja 2024
- Edward Hopper „Poranne słońce” - 19 kwietnia 2024
- Tajemniczy Édouard Vuillard - 25 lutego 2024
- Pierre Bonnard „Kawa” - 11 stycznia 2024
- Henri Matisse „Taniec II” - 29 czerwca 2023
- Artur Nacht-Samborski. Malowane z ukrycia - 26 maja 2023
- Pomiędzy niebieskim i różowym: Picasso i kuglarze - 6 kwietnia 2023
- Max Beckmann: klaun, żeglarz, wygnaniec - 10 marca 2023
- Nicolas de Staël. Wierny wobec obrazu - 4 stycznia 2023