Jest 21 grudnia 1937 rok, San Vicente Boulevard, Los Angeles. Zbliża się godzina dwudziesta pierwsza. W Carthay Circle Theater ma odbyć się uroczysta premiera pierwszego amerykańskiego animowanego filmu pełnometrażowego stworzonego przez studio Walta Disneya.
Słynny już animator, który kilka lat wcześniej stworzył kultową postać Myszki Miki, postanowił ożywić baśń braci Grimm – Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków. Nikt nie wierzył w sukces pełnometrażowej animacji – i to jeszcze o krasnoludkach, projekt od początku określano „szaleństwem Disneya”. Ale ten się uparł, zastawił nawet własny dom, zaciągnął kredyt w banku. Na premierę swojego dzieła zaprosił najjaśniejsze gwiazdy złotego wieku Hollywood, do Carthay Circle Theater przybyli m.in. Marlene Dietrich, Shirley Temple, Clark Gable, George Arliss, Katharine Hepburn, Cary Grant, Helen Vinson, Hedy Lamarr, Charlie Chaplin. Nawet jeśli jeszcze w dniu premiery Disney miał jakieś wątpliwości, to z pewnością o wszystkich zapomniał, gdy usłyszał okrzyki zachwytu pierwszych widzów Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków. Film został nagrodzony owacjami na stojąco i szybko zdobył miano najbardziej dochodowego w historii kina. Wizjonerstwo Disneya uhonorowano w wyjątkowy sposób – za swoją Królewnę Śnieżkę otrzymał specjalnego Oscara: jedną statuetkę normalnej wielkości i siedem małych nawiązujących do siedmiu krasnoludków.
Już od początku 1938 roku premiery filmu odbywały się poza granicami Stanów Zjednoczonych. Królewną Śnieżką i jej towarzyszami mogli zachwycać się mieszkańcy Brazylii, Argentyny, Francji, Włoch, Kanady, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Polski, Szwecji, Portugalii, Czechosłowacji…
Wśród pierwszych widzów była także Dina Gottliebova, uzdolniona artystycznie młodziutka dziewczyna, która fascynowała się techniką animacji. Przed wybuchem II wojny światowej obejrzała Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków aż siedem razy. Nawet w najgorszych koszmarach nie przewidziałaby, że za kilka lat przyjdzie jej malować sceny z radosnego filmu Disneya w okrutnej rzeczywistości w Auschwitz.
Z jednego piekła do drugiego
Dina Gottliebova urodziła się w żydowskiej rodzinie 21 stycznia w 1923 roku w czechosłowackim Brnie. Jej rodzice, Richard i Jana, rozwiedli się, gdy dziewczynka miała cztery miesiące. „Kiedy się urodziłam, [ojciec] nazwał mnie Anne Marie. A swoją drugą córkę – Marianne. Chyba, żeby mu się nie mieszało. «Dina» to moje żydowskie imię, sama je sobie zmieniłam – wspominała później”1. Malowała od najmłodszych lat, w czwartej klasie jej talent zauważył nauczyciel. To dzięki niemu zdecydowała się na naukę w škola umeleckých remesiel, czyli w szkole sztuki użytkowej. Uczyła się tam grafiki i rzeźby, ale tylko przez dwa semestry. W 1939 roku Żydzi dostali oficjalny zakaz dalszej nauki. Profesor Lichtak2 prowadzący zajęcia z rzeźby zaproponował Dinie, aby chodziła na jego lekcje nieoficjalnie. Nielegalna nauka nie mogła jednak trwać bez końca, więc Dina wyjechała do Pragi, gdzie uczęszczała do szkoły grafiki w ramach żydowskiej szkoły artystycznej. W wolnych chwilach odpruwała od płaszcza gwiazdę Dawida, którą nakazano nosić wszystkim Żydom, i chodziła do kina. W miarę stabilną codzienność zburzyła najgorsza z możliwych wówczas wiadomość: Jana, matka Diny, została skierowana na transport do getta w Terezinie. Dina nawet się nie zastanawiała, od razu zgłosiła się na ochotnika. Nie zamierzała zostawiać matki samej. Do getta dotarły 19 stycznia 1942 roku, a więc tuż przed dziewiętnastymi urodzinami Diny. Rzeczywistość w Terezinie krótko opisała Lidia Ostałowska w reportażu Farby wodne:
„Normalnie w Terezinie było tak: sklepów żadnych, jedzenie na kartki, przysługiwał kubek chudego mleka tygodniowo, wody ciągle brakowało, więc ziemniaków nie myło się przed gotowaniem; w barakach ciasnota, plaga wszy i pluskiew; biegunka, tyfus; ziąb, bo w piecach się nie paliło”3.
W getcie Dina pracowała przy uprawie roli, dlatego nie przydzielono jej do transportu do Auschwitz. Ale jej matkę tak – Dina ponownie zgłosiła się więc na ochotnika. Z Terezina wyjechała 7 września 1943 roku. Podróż wagonami bydlęcymi trwała trzy dni.
„– W pociągu było mi wszystko jedno, gdzie i dlaczego jadę. Siedziałam i płakałam. Wlazłam na koce i bagaże, które wieźli z Terezina, przy małym okienku, dokąd dochodziło troszeczkę powietrza. Muszę się do czegoś przyznać. Na dole stało wiadro i tam ludzie załatwiali swoje potrzeby. A ja siedziałam na górze i płakałam, przecież nie mogłam przestać, żeby się wysiusiać i płakać dalej, więc to zrobiłam. Cieszę się z tego, bo później esesmani dostali te wszystkie rzeczy – opowiadała później Dina”4.
Królewna Śnieżka w Auschwitz
W Auschwitz nadano Dinie numer obozowy 61016, nie dostała pasiaka i nie zgolono jej włosów. Po wojnie wytatuowane cyfry usunął chirurg, ale Dina je zapamiętała i wpisywała w losy, gdy grała w totolotka. Rzeczywistość w obozie przedstawiała się gorzej niż w Terezinie.
„Prycze, słomiane sienniki, brudny koc, na ziemi ubita glina. Sześćset metrów na sto trzydzieści, barak za barakiem. Trzy kible, w każdym trzysta dziewięćdziesiąt sześć okrągłych otworów w betonowej pokrywie, w dwóch rzędach. Rano wprowadzali ich tam na kilka minut barakami, siadało się tyłem do siebie. Trzy umywalki, czyli rury dopływowe nad zardzewiałym korytem. Woda często nawet nie kapała. Dalej druty kolczaste, rów i wieżyczki strażnicze”5.
Początkowo Dina nie zdawała sobie sprawy z tego, że talent malarski pomoże jej uratować nie tylko własne życie, lecz także jej matki. W Auschwitz trafiła do obozu rodzinnego Żydów terezińskich, który znajdował się na odcinku BIIb w Birkenau. Najwyższe więźniarskie stanowisko – jako starszy obozu – piastował tam wówczas trzydziestoletni Arno Böhm, niemiecki więzień kryminalny (numer 8 w Auschwitz), o którym wspomniał Tadeusz Borowski w opowiadaniu U nas w Auschwitzu…:
„Arno Böhm, numer 8, wieloletni blokowy, kapo i lagerkapo, ten, który zabijał sztubowych, jeśli sprzedawali herbatę, i bił po dwadzieścia pięć za każdą minutę spóźnienia i każde słowo wymówione po wieczornym gongu; ten sam, który starym rodzicom we Frankfurcie pisywał krótkie, ale wzruszające listy o rozłące i powrocie”6.
Na polecenie Böhma Dina malowała numery na barakach i numery dotyczące urodzeń, napisy ostrzegawcze i propagandowe. Miała do dyspozycji nawet własny pokoik, w którym mogła pracować. Później zaczęli przychodzić do niej esesmani ze zdjęciami swoich dziewczyn, narzeczonych i żon. Na ich podstawie Dina malowała portrety. Raz dostała za to papierosy, które wymieniła na chleb.
Tuż przed Bożym Narodzeniem w 1943 roku Fredy Hirsch, znajomy z Brna, który nadzorował barak dziecięcy, poprosił Dinę, aby namalowała dla dzieci coś przyjemnego na ścianach. Artystka później wiele razy opowiadała o tym w wywiadach:
„– Na początku namalowałam scenę przedstawiającą łąkę, błękitne niebo, ptaki, balustradę z kwiatami, która wyglądała, jakby była częścią alpejskiego domku w Szwajcarii z oknami wychodzącymi na górską, piękną łąkę. Już miałam zaczynać malować krowy, ale pomyślałam, że spytam dzieci, co one by chciały widzieć na ścianach. Wszystkie powiedziały, żebym namalowała «Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków». Przed naszym zesłaniem oglądałam siedem razy film Walta Disneya «Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków». Dobrze pamiętałam postaci z tej bajki, namalowałam więc Królewnę Śnieżkę tańczącą z Gapciem i pozostałymi krasnoludkami”7.
Potrzebne narzędzia zorganizował Fredy. Malując, Dina nie zastanawiała się, czy zostanie ukarana za swojego dzieło. Kilka dni później do baraku przyszedł jeden z esesmanów, jak się okazało, doktor Franz Lucas. Zauważył obrazki na ścianach. Przyjrzał się im, po czym zapytał Dinę, czy umie malować portrety. „Wydaje mi się, że tak” – odpowiedziała. Niedługo potem została osobistą dokumentalistką Anioła Śmierci z Auschwitz.
Anioł Śmierci
Auschwitz jest bez wątpienia jednym z najważniejszych symboli Holokaustu i nazistowskiego terroru. Według historyka Petera Hayesa ogromny niemiecki obóz koncentracyjny i zagłady można uznać za „stolicę Holokaustu”8. W Auschwitz realizowano cele karne, zmuszano ludzi do niewolniczej pracy, która często prowadziła do śmierci, i masowo mordowano ofiary z niemal każdego zakątka Europy. Obóz wypełniały prawie wszystkie języki kontynentu: „jidysz, polskiego, romskiego, słowackiego, norweskiego, holenderskiego, ladino, greckiego, węgierskiego, francuskiego, czeskiego, włoskiego, chorwackiego, rosyjskiego, duńskiego, niemieckiego, a nawet angielskiego”9.
To właśnie w Auschwitz przeprowadzano nieludzkie eksperymenty medyczne, a ludobójstwo osiągnęło niewyobrażalne rozmiary. To właśnie Auschwitz stało się miejscem, gdzie ofiary żyły w ciągłym strachu i cierpieniu, które trudno przyrównać do jakiegokolwiek innego doświadczenia i jeszcze trudniej sobie wyobrazić. To właśnie w Auschwitz więźniowie tracili rodziny i ukochane osoby, zdrowie fizyczne i psychiczne, byli odzierani z własnych ubrań i nawet najbardziej podstawowych potrzeb, a wraz z nimi – z godności. I „jeżeli Auschwitz, jako miejsce, jest symbolem całego Holokaustu, to Mengele, jako sprawca, stał się symbolem Auschwitz” – jak trafnie zauważył autor książki Mengele: anioł śmierci z Auschwitz zdemaskowany David G. Marwell.
Josef Mengele przybył do Auschwitz w maju 1943 roku. Miał wówczas zaledwie trzydzieści dwa lata. Pochodził z majętnej rodziny, która widziała w nim uzdolnione dziecko. Faktycznie, osiągał świetne wyniki w nauce, ale nie były one aż tak wybitne. Później, na studiach, jego koledzy nie uważali go za geniusza, twierdzili, że po prostu był ambitniejszy i bardziej pracowity. Mengele szczególnie interesował się antropologią i genetyką, stąd zdecydował się na studia medyczne. W 1930 roku został przyjęty na uniwersytet w Monachium, mieście, które uznaje się za kolebkę nazizmu, gdyż to właśnie tam Adolf Hitler, głosząc rasistowskie doktryny, zdobywał największy posłuch10. Mengele wstąpił do partii nazistowskiej dopiero w 1937 roku. Miał już wtedy dyplom lekarski i stopień naukowy doktora, który zdobył na podstawie rozprawy Badania morfologiczne dolnej szczęki u czterech grup rasowych. Dysertacja nie zawierała jeszcze żadnych treści antysemickich czy rasistowskich11. Praca w szpitalu i długie dyżury nie odpowiadały jednak Mengelemu, który marzył o karierze naukowej, zwłaszcza w dziedzinie genetyki. Dzięki rekomendacji poprzedniego promotora otrzymał stanowisko asystenta w Instytucie Dziedziczności, Biologii i Czystości Rasowej Trzeciej Rzeszy na Uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem i dołączył do zespołu badawczego genetyka profesora Otmara von Verschuera, który skupiał się przede wszystkim na badaniach nad bliźniętami.
Verschuer otwarcie popierał Hitlera, twierdząc, że jest on „pierwszym mężem stanu, który zwrócił uwagę na biologię dziedziczenia i higienę rasową”. Mało tego, już wcześniej przedstawiał Instytut Dziedziczności, Biologii i Czystości Rasowej Trzeciej Rzeszy jako miejsce, które „ma zapewnić trwałe podstawy dla dbałości o geny i o rasę, w czym Niemcy przodują, tak, aby mogła przeciwstawić się atakom z zewnątrz”12.
Mengele szybko stał się ulubionym studentem profesora. Razem pisali nawet raporty dla specjalnych trybunałów sądzących Żydów oskarżonych o utrzymywanie stosunków z niemieckimi Aryjkami. Norymberskie ustawy rasowe z 1935 roku za przestępstwo uważały poślubianie Żydów – w ten sposób próbowano zapobiegać „mieszaniu się ras”.
W takich właśnie okolicznościach Mengele zaczął stykać się z pseudonaukowymi koncepcjami „udoskonalania” rasy. W 1938 roku wstąpił w szeregi Schutzstaffel, czyli SS – oczywiście po „rytualnej kontroli drzewa genealogicznego rodziny Mengele do czterech pokoleń wstecz i stwierdzeniu, że Josef nie ma w sobie krwi żydowskiej ani niearyjskiej”13. I ironią losu wydaje się jedynie fakt, że Mengele ani trochę nie przypominał z wyglądu typowego Aryjczyka – wyróżniał się śródziemnomorską urodą, miał ciemną karnację, brązowe włosy i zielonobrązowe oczy. W szkole nawet docinano mu, nazywając go „Cyganem”, co miało zdecydowanie negatywne konotacje. Wiele lat później Mengele stał się współodpowiedzialny za eksterminację Romów i Sinti w Auschwitz.
Nie wiadomo, w jaki sposób został przydzielony jako lekarz do obozu koncentracyjnego i zagłady. Może sam złożył podanie o przydział, a może Verschuer zrobił to za niego? Z pewnością Mengele nie pojechał do Auschwitz wbrew własnej woli, zważywszy na to, z jakim zapałem przystąpił do wypełniania swoich obowiązków i przeprowadzania pseudoeksperymentów medycznych, których okrucieństwo sprawiło, że więźniowie zaczęli nazywać go Aniołem Śmierci. Bolesne badania i operacje, często przypominające tortury, przeprowadzał bez podawania swoim pacjentom środków znieczulających. Wykonywał zbędne amputacje, specjalnie zakażał rany, zarażał tyfusem, zabijał więźniów dosercowymi zastrzykami z chloroformu, wstrzykiwał barwniki do oczu, chcąc sprawdzić, czy ich kolor ulegnie zmianie… Lista okrutnych zabiegów przeprowadzanych przez Mengelego skłania badaczy i historyków do zadawania pytań, „co pchnęło Josefa do zbrodniczych, nieznanych dotąd aktów przemocy, za które nie wykazał żadnej skruchy w swoim dalszym życiu”14. Według autorów książki Mengele: polowanie na anioła śmierci do „skrzywiania” umysłu młodego lekarza mogło doprowadzić połączenie „klimatu politycznego, zainteresowania genetyką i ewolucją, oraz coraz bardziej popularnego poglądu, zgodnie z którym ludzie cierpiący na pewne choroby nie powinni się rozmnażać, a nawet żyć”15. Wydaje się, że to przede wszystkim zetknięcie się z teoriami „ludzi niezdatnych do życia” i wyższości rasowej Aryjczyków sprawiło, że Mengele przekierował swoją uwagę na obrzydliwe rejony pseudoeksperymentów, które tak naprawdę nigdy nie były uznawane za wartościowe pod względem naukowym.
W biurze Mengelego
Doktor Lucas zawiózł Dinę samochodem terenowym do obozu Romów i Sinti, który znajdował się na odcinku BIIe w Auschwitz-Birkenau. Dina nie miała pojęcia, gdzie się znalazła, była po raz pierwszy w tej części obozu16.
Lucas zaprowadził ją do obozowego lekarza, Josefa Mengelego, który robił zdjęcia Romom. Szczególnie interesował się tą grupą etniczną, chciał ją badać pod kątem antropologicznym. Nie był jednak zadowolony z jakości zdjęć. Uważał, że niedoskonałe jeszcze fotografie nie oddają idealnie rzeczywistego koloru skóry uwiecznionych osób. Lucas przedstawił Dinę Mengelemu, mówiąc, że jest malarką, która mogłaby tworzyć dla niego portrety. Mengele wtedy zapytał ją, czy potrafi wykonać portret tak dobrze, by oddać naturalny odcień skóry. „Mogę spróbować” – odpowiedziała Dina.
Nie zdążyła zacząć pracy dla Mengelego, gdy po jej obozie rodzinnym rozniosła się wiadomość, że cały transport z Terezina ma zostać zagazowany, choć oficjalnie mówiło się o przewiezieniu więźniów do nowego obozu. Znów oczekiwała na najgorsze.
Kilka dni później została wezwana do obozowego szpitala, gdzie prowadzono spis bliźniąt pod kierunkiem Mengelego. Obok znajdował się jeszcze lekarz Helmann, żydowski więzień, który powiedział Dinie, że na życzenie doktora Mengelego nie pojedzie z „transportem do pracy” (wszyscy wiedzieli, co ten transport oznacza). Wiele lat później Dina opowiedziała, jak zareagowała na tę informację:
„– Odpowiedziałam: „Chcę żyć, ale co z moją matką? Bez mamy nie zostanę”. Wszyscy spojrzeli, czy nie zwariowałam. Doktor Helmann zaczął tłumaczyć, że moja matka jest młoda, może pracować. Mengele kazał sobie podać jej numer obozowy. Nie pamiętałam go, więc posłał pisarkę po mamę. Przyszła, pokazała numer. I dał ją do tego spisu. Ale jeszcze nie wierzyłam, że jesteśmy ocalone”17.
Zdarzało się, że Anioł Śmierci okazywał bardziej ludzką twarz. Uśmiechał się wtedy do dzieci i rozdawał im cukierki. Dina i jej matka przeżyły dzięki takim chwilom łagodności Mengelego.
Od tej pory artystka każdego ranka stawiała się w biurze doktora. Dostała farby wodne, pędzle, blok i dwa krzesła – brakowało sztalug. Mengele nie wskazał żadnego konkretnego modela, więc Dina sama go wybrała, a właściwie modelkę – piękną romską dziewczynę z kolorową chustą owiniętą wokół głowy. Pierwszy portret namalowała w dwa, trzy dni. Po latach stwierdzała, że wyszedł najgorzej ze wszystkich, które wówczas tam stworzyła. Pod wizerunkiem odruchowo się podpisała: „Dinah”, ale Mengelemu to nie przeszkadzało, był nawet zadowolony z efektu jej pracy. Dina odetchnęła z ulgą.
Na kolejną modelkę znów wybrała młodą kobietę – Céline z niebieską chustą wokół szyi. Dina zarzuciła modelce apaszkę na głowę. „Przypominała mi Madonnę” – opowiadała potem. Poprosiła Céline o uśmiech. Kobieta w odpowiedzi tylko wyznała, że niedawno straciła dwumiesięczną córeczkę, brakowało jej pokarmu. Dina już o nic jej prosiła. W trakcie sesji malarskich czasami ze sobą rozmawiały. Céline przyznała, że choruje, nie trawiła ciemnego chleba i brukwi, którymi karmiono więźniów w obozie. Dina postanowiła zdobyć dla niej białe pieczywo. Dla Mengelego różne sprawunki załatwiał „pewien sanitariusz, bardzo wysoki, przystojny mężczyzna z Czech, ubrany w biały garnitur”18. To jego Dina poprosiła o trochę białego chleba – i dostała. Dzięki niej stan zdrowia Céline się poprawił.
Mengele co jakiś czas przyglądał się jej pracy. Zazwyczaj nie ingerował, ale – choć unikał dotykania więźniów – poprawił niebieską chustę na głowie Céline, aby odsłonić jej ucho, które uznawał za bardzo ważne w swoich badaniach antropologicznych. Mierzył je, podobnie jak dłonie, głowy, całe ciała, i porównywał ze schematami w książkach…
Kolejnych modeli wybierał już sam, głównie mężczyzn. Najważniejsza dla niego była dokładność, zwłaszcza kolorów. Dina się nie śpieszyła, malowała powoli, nie musiała robić nic innego. To były jedyne momenty podczas pobytu w Auschwitz, gdy czuła, że odzyskuje swoje człowieczeństwo. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak przerażające badania i zabiegi przeprowadza Mengele. Widziała w nim zaabsorbowanego pracą naukowca, chłodnego, ale uprzejmego. Zwróciła uwagę, że Romów nie traktował jak ludzi, a raczej jak obiekty badań. „Czasem wprawdzie przyjaźnie się do nich uśmiechnął, czasem powiedział nawet jakiś żart, ale nie kierował go bezpośrednio do nich, lecz do Zosi [asystentka Mengelego, Polka – przyp. aut.] lub do mnie” – wspominała później19.
Dina nie nawiązywała żadnych bliższych interakcji ze swoimi modelkami i modelami, nie miała pojęcia, że Romowie i Sinti trafiają do komór gazowych – wtedy jeszcze sądziła, że taki los spotyka jedynie Żydów.
Pewnego razu Mengele kazał Dinie zostać dłużej w jego biurze. Zaprowadził ją do innego baraku, gdzie pokazał wychudzonego chłopczyka w śpiączce i zapytał malarkę, czy mogłaby namalować wnętrze jego jamy ustnej. Ktoś otworzył buzię dziecka, z dziąseł chłopca wyciekała biała ropa. Malec się wzdrygnął, a Dina odruchowo się odwróciła. Mengele kazał zabrać dziecko, stwierdził, że nie będzie malowania.
Osobista akwarelistka
Po wojnie niekiedy określano Dinę jako osobistą akwarelistkę Mengelego, choć nie była ona jedyną, która dla niego pracowała. Doktor zatrudniał też innych więźniów w roli „dokumentalistów” malujących portrety Romów i części ich ciał, m.in. Marianne Hermann, Ludwiga Felda, Janinę Prażmowską. Mimo to to właśnie Dinie Mengele zlecił namalowanie jego własnego wizerunku.
Wiosną 1944 roku Mengelemu urodził się syn. Nie mógł się doczekać, aż go zobaczy. Gdy wrócił do Auschwitz, z entuzjazmem opowiadał Dinie o dziecku. Podarował jej nawet paczkę ciastek, które przywiózł z domu. Malarka była zaskoczona, taki gest ze strony doktora był niespodziewany i wyjątkowy, nigdy się już nie powtórzył. Niedługo potem Mengele poprosił Dinę, aby go sportretowała. Przyglądała mu się uważnie, tworząc ołówkiem czarno-biały szkic. W pamięci zapadły jej zwłaszcza martwe oczy doktora – właśnie tak je później określała, jako „martwe”, oczy, w których nie gościły żadne emocje.
Ludzkie losy łączą się w zaskakujący sposób
Pewnego dnia Oberscharführer Ludwig Plagge, który zawoził Dinę codziennie do Mengelego, nie przyjechał. W nocy z 2 na 3 sierpnia 1944 roku obóz dla Romów i Sinti w Auschwitz II-Birkenau został zlikwidowany. W komorach gazowych zamordowano wówczas „około 4,3 tysiąca dzieci, kobiet i mężczyzn, ostatnich romskich więźniów obozu”20. Dina już nigdy nie rozmawiała z doktorem, dla którego tworzyła akwarelową dokumentację.
Mengele uciekł z Auschwitz dziesięć dni przed nadejściem Armii Czerwonej, która wyzwoliła obóz, 17 stycznia 1945 roku. To wtedy odbył się także ostatni apel dla prawie siedemdziesięciu tysięcy więźniów i więźniarek, po którym rozpoczęły się marsze śmierci. Przed ucieczką Mengele w szale się pakował – dokumenty, karty badań, wyniki eksperymentów, analizy, wykresy, rysunki, zdjęcia… Pseudo-dokonania życia, ale przede wszystkim dowód jego zbrodni. Esesmani kazali zniszczyć całą dokumentację, krematoria miały zostać wysadzone, a więźniowie niezdolni do marszu – zastrzeleni. Próbowano zatrzeć jak najwięcej śladów zbrodni nazistów. Więźniowie sabotowali te działania, ukrywali papiery i zdjęcia, które udało im się znaleźć. A ucieczka Mengelego z Auschwitz była dla niego dopiero początkiem – od tej pory już zawsze miał uciekać21.
Dina szła w marszu śmierci do Ravensbrück. Spędziła tam trzy tygodnie, potem trafiła do Neustadt-Glewe. To był jej ostatni przystanek przed zakończeniem II wojny światowej. W maju 1945 roku było już po wszystkim. 17 czerwca wróciła do Pragi, razem z matką, obie przeżyły. Ile to razy udało im się wyrwać ze szponów śmierci? Rok później były już w Paryżu, dołączyły do dwóch braci Jany, bo w Czechosłowacji nic i nikt ich nie trzymał.
Zachowało się zdjęcie Diny z pobytu na Riwierze Francuskiej. Jest na nim wysoka, zgrabna, uśmiecha się szeroko, emanuje radością i elegancją. Ubrana w biały gorset i rozkloszowaną spódnicę, wygląda jak gwiazda z żurnala, a nie jak ktoś, kto właśnie przeżył piekło. Idzie pod rękę z matką, która wydaje się nieco spięta, może ktoś zrobił zdjęcie zbyt znienacka, a może nie umie tak jak córka chować wszystkiego w sobie.
Dina chciała zacząć od nowa. W Paryżu zapisała się na lekcje malarstwa w Académie de la Grande Chaumière. Niedługo potem dostała posadę w amerykańskiej firmie, która przygotowywała film Alicja w Krainie Czarów z udziałem lalek – amerykański rysownik właśnie szukał asystentki. Jak się okazało – Art Babbitt (właśc. Arthur Harold Babitsky), który rysował dla Walta Disneya i stworzył postać Goofy’ego. Pracował także przy powstawaniu Myszki Miki, Pinokia, Fantazji i… Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków. Filmu, który Dina widziała przed wybuchem wojny siedem razy. Filmu, którego sceny odtworzyła na ścianach baraku w Auschwitz. „Czyżby pan wierzył w przypadki? – zapytała pewnego niemieckiego dziennikarza podczas wywiadu. – Takie było przeznaczenie”22.
Dina została żoną Arta i przyjęła jego nazwisko. Zamieszkali w Los Angeles, doczekali się dwóch córek, Michele i Karin Wendy. Małżeństwo ostatecznie nie przetrwało, zakończyło się po czternastu latach. Dina pracowała jako animatorka w wytwórniach Warner Brothers i Jay Ward Productions, gdzie tworzyła takie słynne postacie jak: Wile E. Coyote, Speedy Gonzales, Kaczor Daffy i Ptaszek Tweety. Spełniła marzenie, zarabiała na rysowaniu. I zamierzała zajmować się tym do końca.
Spór o własność
Wiosną 1973 roku przeszłość gwałtownie o sobie przypomniała. Dina znalazła w skrzynce list nadany przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Pracownicy Muzeum od kilku lat próbowali ustalić autorstwo sześciu akwareli23, które zostały zakupione przez instytucję od byłej więźniarki, węgierskiej Żydówki – Ewy Krcz. W chwili wyzwolenia obozu Ewa była jeszcze małą dziewczynką, nie znała swojego prawdziwego nazwiska ani daty urodzenia. Tuż po zakończeniu wojny zaadoptowała ją polska rodzina, która straciła córeczkę w trakcie okupacji. Wzruszony tym gestem inny więzień Auschwitz podarował rodzinie w ramach prezentu sześć portretów Romów. Gdzieś je znalazł, nie wiadomo gdzie, i zatrzymał. Kolejne świadectwo, które udało się uratować.
Dina była poruszona, gdy dowiedziała się, że jej prace przetrwały. Od razu zaplanowała podróż do Polski. Już w czerwcu 1973 roku przekroczyła bramę dawnego obozu w Auschwitz, miała ze sobą walizkę. Prawdopodobnie spodziewała się, że portrety Romów, które namalowała dla Mengelego, zostaną jej zwrócone. Tak się jednak nie stało, pracownicy instytucji uważali, że miejsce akwarel jest w Oświęcimiu. W muzeum Dina złożyła jeszcze świadectwo, na koniec którego powiedziała: „Byłabym wdzięczna za udostępnienie mi fotografii portretów cygańskich, które w oryginale posiada Muzeum”24. Relacja Diny miała zostać spisana i wysłana do Stanów Zjednoczonych, aby artystka mogła ją potwierdzić i odesłać do Oświęcimia. Dina jednak nie odpowiedziała na ten list nadesłany przez muzeum – ani na żaden kolejny.
O wykonane przez siebie portrety upomniała się ponownie dopiero pod koniec lat 90. XX wieku. W sprawę zaangażowała Międzynarodową Radę Żydowską i amerykański Kongres. 15 maja 1999 roku przybyła do Muzeum w Auschwitz. Towarzyszyły jej córki, adwokat, a także ekipa telewizyjna. Muzeum ponownie odrzuciło prośbę o zwrot akwarel. Międzynarodowa Rada Oświęcimska w uzasadnieniu podkreślała, że „miejscem obrazów, które dokumentują zbrodnie hitlerowskie, powinno być Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu”25. Na kolejnym posiedzeniu w 2009 roku nie zmieniała swojego stanowiska. W podobnym tonie wypowiadała się Centralna Rada Niemieckich Sinti i Romów, twierdząc, że „dla Romów portrety te stanowią jedno z nielicznych świadectw dokonanej w KL Auschwitz zagłady Romów”26. Odmiennego zdania był za to amerykański Senat, który uważał, że „pani Dina Babbitt ma moralne prawo do odzyskania obrazów i powinna je odzyskać”27, i wezwał polski rząd oraz Muzeum w Auschwitz do zwrotu akwareli. Przygotowana przez Senat rezolucja nie była jednak zgodna z przepisami prawa autorskiego. Jak zauważyła Anna Mazur w swoim artykule „Artefakty w miejscach pamięci – kwestia restytucji eksponatów muzealnych”:
„Regulacje te są ujednolicone na mocy międzynarodowych konwencji i zgodnie z art. 12 ust. 1 prawa autorskiego, dzieło wykonane w stosunku pracy stanowi własność pracodawcy. Ciężko stwierdzić, że Dina Gottliebova pozostawała w stosunku pracy z doktorem Mengele, jednakże prace były tworzone przez nią na jego polecenie, materiałami dostarczanymi przez niego, a co więcej, to on decydował, co będą przedstawiać poszczególne akwarele. Zatem prawa autorskie majątkowe należały od zawsze do doktora Mengele, natomiast prawa autorskie osobiste do Diny Gottliebovej”28.
Dina Gottliebova-Babbitt zmarła 29 czerwca 2009 roku. Do końca próbowała odzyskać portrety, które namalowała w Auschwitz. Często powtarzała, że „odzyskanie obrazów, które nazywała swoimi dziećmi, pomogłoby jej poradzić sobie z traumą związaną z pobytem w obozie zagłady”29. Jej starania kontynuują córki. Jedna z nich, Michele, powiedziała: „Mama chciała uwolnić dusze Cyganów z muzeum Zagłady, w którym były uwięzione, i przenieść je do wolnego świata”30.
Nietrudno przecież sobie wyobrazić, że portrety namalowane akwarelami były dla Diny niczym skarby, jedyne namacalne dowody na to, przez jakie piekło przeszła i co w nim widziała. „Były częścią mnie, pomogły mi przeżyć” – mówiła31.
Bibliografia:
1. Dlatego właśnie malowałam, rozmowa Marka Millera z Diną Gottliebovą-Babbitt, „Dialog-Pheniben. Kwartalnik Romski” 2017, nr 22.
2. Marwell D.G., Mengele: anioł śmierci z Auschwitz zdemaskowany, Oświęcim 2020.
3. Mazur A., Artefakty w miejscach pamięci – kwestia restytucji eksponatów muzealnych, „Ochrona Dziedzictwa Kulturowego” 2018, nr 5.
4. Ostałowska L., Farby wodne, Wołowiec 2011.
5. Posner G.L., Ware J., Mengele: polowanie na anioła śmierci, Kraków 2000.
- L. Ostałowska, Farby wodne, Wołowiec 2011, s. 15. ↩
- W niektórych źródłach podaje się zapis „Lichtagg”. ↩
- L. Ostałowska, op. cit., s. 16. ↩
- Ibidem, s. 17. ↩
- Ibidem, s. 20. ↩
- T. Borowski, U nas w Auschwitzu…, w: Utwory wybrane, Wrocław 1991, s. 101. ↩
- Dlatego właśnie malowałam, rozmowa Marka Millera z Diną Gottliebovą-Babbitt, „Dialog-Pheniben. Kwartalnik Romski” 2017, nr 22, s. 52. ↩
- Cyt. za: D.G. Marwell, Mengele: anioł śmierci z Auschwitz zdemaskowany, Oświęcim 2020, s. 93. ↩
- Ibidem. ↩
- G.L. Posner, J. Ware, Mengele: polowanie na anioła śmierci, Kraków 2000, s. 26. ↩
- Ibidem, s. 30. ↩
- Ibidem, s. 31. ↩
- Ibidem, s. 33. ↩
- Ibidem, s. 28. ↩
- Ibidem. ↩
- Obóz koncentracyjny i zagłady Auschwitz zajmował ogromny obszar, w szczytowym okresie działania składał się z trzech części: Auschwitz I (Oświęcim), Auschwitz II – Birkenau (Brzezinka) i Auschwitz III Monowitz (Monowice). ↩
- L. Ostałowska, op. cit., s. 29. ↩
- Dlatego właśnie malowałam, op. cit., s. 54. ↩
- Ibidem, s. 58. ↩
- Dane za: 78. rocznica likwidacji obozu Romów w Auschwitz, strona internetowa Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, https://www.auschwitz.org/muzeum/aktualnosci/78-rocznica-likwidacji-obozu-romow-w-auschwitz,2326.html (dostęp: 23.08.2024). ↩
- Josef Mengele nigdy nie stanął przed sądem i nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Zmarł 7 lutego 1979 roku w Brazylii, utonął podczas kąpieli w oceanie. ↩
- L. Ostałowska, op. cit., s. 115. ↩
- Siódmą akwarelę namalowaną przez Dinę muzeum nabyło od innego więźnia w 1977 roku. ↩
- L. Ostałowska, op. cit., s. 165. ↩
- A. Mazur, Artefakty w miejscach pamięci – kwestia restytucji eksponatów muzealnych, „Ochrona Dziedzictwa Kulturowego” 2018, nr 5, s. 128. ↩
- Ibidem, s. 127. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem, s. 127–128. ↩
- Ibidem, s. 128. ↩
- L. Ostałowska, op. cit., s. 237. ↩
- Ibidem, s. 164. ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Chemnitz jako Europejska Stolica Kultury 2025 roku z dużą ilością dobrej sztuki - 7 grudnia 2024
- Malowanie dla Mengelego. Poruszająca historia Diny Gottliebovej-Babbitt - 10 listopada 2024
- Édouard Manet „Balkon” - 1 sierpnia 2024
- Witkacy „Portret Ireny Krzywickiej” - 20 lipca 2024
- Claude Monet. 7 faktów o tym artyście, o których nie mieliście pojęcia - 23 czerwca 2024
- Od ubrania do tożsamości. Moda w obrazach Johna Singera Sargenta - 20 czerwca 2024
- Wyjątkowy jubileusz: 250. urodziny Caspara Davida Friedricha - 19 maja 2024
- Caspar David Friedrich – mistrz nastrojowego pejzażu - 6 maja 2024
- Joaquín Sorolla „Spacer brzegiem morza” - 8 marca 2024
- Pionierka architektury modernistycznej – Barbara Brukalska - 3 marca 2024
One thought on “Malowanie dla Mengelego. Poruszająca historia Diny Gottliebovej-Babbitt”