Krótkie, acz burzliwe i intensywne życie Artura Grottgera (1837–1867) przypadło na trudne dla Polaków czasy niewoli, powstania styczniowego i represji zaborców. Z drugiej strony były to czasy późnego biedermeieru i akademizmu, narodzin francuskiego impresjonizmu, ścierania się i współistnienia idei romantyzmu i pozytywizmu – wszystko to odnajdziemy w jego sztuce komentującej problemy współczesności w sposób bardzo emocjonalny i zaangażowany. Na trzydziestoletnim życiorysie tego artysty wizjonera narodowego, poza patriotyczną postawą, piętno odcisnęły także bieda, choroba i wielka miłość do Wandy Monné de la Tour-Młodnickiej (1850–1923).
Szkoła szlachcica polskiego
Grottgerowie należeli do ubogiej szlachty zwanej gołotą, czyli nieposiadającej własnej ziemi; dzierżawili galicyjskie majątki, a w jednym z nich – Ottyniowicach na Podolu – przyszedł na świat Artur. Z dzisiejszej perspektywy znacząca wydaje się data urodzin przyszłego malarza: 11 listopada, święto niepodległości, wówczas, czyli w 1837 roku – będącej tylko mglistym marzeniem Polaków… Wychowywał się w kulcie staropolskich legend i obyczajów przekazywanych mu przez ojca, Jana Józefa Grottgera, powstańca listopadowego, gawędziarza i malarza. Interesująca jest genealogia Artura, dość typowa dla tamtych czasów – jego dziadek Hilary był nieślubnym dzieckiem hrabiego Siemianowskiego i francuskiej guwernantki, panny Grottger, zaś matka artysty pochodziła z rodziny huzarów węgierskich osiadłych we Lwowie.
To właśnie we Lwowie, u Jana Maszkowskiego i Juliusza Kossaka, artysta pobierał pierwsze nauki. Wcześniej kształcił się pod okiem ojca, absolwenta Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, dość biegłego warsztatowo portrecisty, który jednakże nad pracę przy sztalugach przedkładał szable i konie, prowadząc rozrywkowe ziemiańskie życie upływające na polowaniach, zapustach, dożynkach, chrzcinach, imieninach i wszelkiej maści balach w kolejnych dzierżawionych majątkach: Husiatyczu, Hrehorowie, Zagórzcu.
Pierwszy cykl obrazów Artura Grottgera z 1858 roku to Szkoła szlachcica polskiego, zapowiada on już zainteresowanie rodzajowością i kameralnością przedstawień. Wczesna twórczość Grottgera przypadła na późny romantyzm, stąd fascynacja malarstwem Caspara Davida Friedricha widoczna np. w Modlitwie wieczornej rolnika – nastrojowym nokturnie utrzymanym w ciepłej gamie barw, w którym przyroda urasta do rangi symbolu, podobnie jak cała scena.
Polską wieś uwieczniał też w kompozycjach typu Wianki, równolegle podejmując tematy historyczne, jak Rycerz na koniu czy Napad Tatarów – zdradzające fascynację końmi odziedziczoną po Juliuszu Kossaku oraz talent rysownika doskonale radzącego sobie z technikami farb wodnych.
Co istotne, od początku swojej drogi twórczej Artur Grottger konfrontował swoje prace z publicznością, odczuwając podświadomą potrzebę oddziaływania na potomnych – zarówno we Lwowie, jak i w Krakowie, gdzie w latach 1852–1854 studiował w Szkole Sztuk Pięknych oraz w Wiedniu, w którym mieszkał od 1854 roku i gdzie odniósł największy za życia sukces artystyczny i finansowy.
Na wiedeńskich salonach
Wyjazd do stolicy Austro-Węgier wiązał się ze stypendium cesarskim, które zapewniła młodemu artyście akwarela ukazująca wjazd Franciszka Józefa do Lwowa w 1851 roku. Dzieło podarowano monarsze, o co postarali się jego dziadkowie ze strony matki. Jeszcze we Lwowie malarz pozyskał też opiekuna i protektora w osobie bawarskiego magnata Aleksandra Poppenheima, kupującego prace Grottgera i widzącego w nim zadatki na nadwornego malarza cesarskiego dworu. Poppenheim gościł go w swoich posiadłościach, gdzie bywali inni zamożni klienci, a także zabrał go na powszechną wystawę sztuki niemieckiej do Monachium w 1858 roku. Wpływy niemieckiego biedermeieru i akademizmu, z którym zetknął się wówczas Grottger, odnajdziemy w takich salonowych płótnach jak W ogrodzie z 1860 roku czy późniejszy Portret Rozalii Matyldy Glaser (znany też jako Portret hrabianki Thun – dość laurkowych i konwencjonalnych, niemniej ukazujących rzetelny realistyczny warsztat poparty wrażliwością na kolor, subtelnie przełamany i wysmakowany, choć niekiedy cukierkowy).
Większa oryginalność i rozmach kompozycji cechuje Ucieczkę Henryka Walezego z Polski, znaczących rozmiarów płótno z 1860 roku, wzorowane na stylu Delaroche’a, ale zmierzające w stronę rodzajowości, która zawsze była atutem sztuki Grottgera. Rodzajowość, poparta zmysłem obserwacji i dawką humoru, uczyniła zeń rozchwytywanego ilustratora czasopism wydawanych wówczas w wielkich nakładach w całej Europie. W Wiedniu nawiązał współpracę z tytułami polskimi, czeskimi i niemieckimi, w tym z najpopularniejszymi: „Musestunden”, „Illustrierte Zeitung”, „Illustrierte Blätter”, równolegle wykonując rysunki, drzeworyty i winiety do kalendarzy, albumów i wszelkich druków okolicznościowych – dzięki temu jego sztuka trafiała pod strzechy, wówczas głównie niemieckie. Stać go było nawet na przejęcie wydawanego w Wiedniu polskiego dwutygodnika „Postęp”.
Rysunek będzie odtąd kluczowym środkiem artystycznej wypowiedzi Grottgera, choć nie porzucił on malarstwa i dalej tworzył portrety wiedeńskiej socjety, ale też Polaków licznie przewijających się przez jego wiedeńskie atelier. Do najciekawszych należą te nieukończone, jak Portret mężczyzny czy Obywatel z Barszczowic – o subtelnym modelunku światłocieniowym zdradzającym zainteresowanie psychiką zarówno modeli, jak i modelek, co udowadnia Portret dziewczyny z medalionem.
Sukces ilustratora przekłada się na poprawę sytuacji finansowej – Artur może ściągnąć do Wiednia owdowiałą matkę i rodzeństwo i zapewnić im życie na wysokim poziomie, jest ceniony i szanowany w środowisku, co podkreślają słowa jego przyjaciela Jana Bołoza Antoniewicza:
„[…] Grottger staje się znaną w Wiedniu osobistością. W czamarze, w rogatywce lamowanej barankiem, smagły jak Cygan, smukły i gibki jak trzcina, o iskrzącym się oku, pędzi ulicami jak strzała w towarzystwie ogromnego charta rasowego i chudego jak jego pan. Tak mają go starzy wiedeńczycy, koledzy i przyjaciele do dziś dnia w pamięci”.
Ale nic, co dobre, nie trwa wiecznie…
Gustaw zmienia się w Konrada
I być może byłby Artur Grottger jednym z tych modnych artystów używających życia na obczyźnie, gdyby nie wypadki warszawskie poprzedzające wybuch powstania styczniowego. Przypomnijmy, że sytuacja w zaborze rosyjskim była napięta od 1860 roku ze względu na antypolską politykę cara Aleksandra II i namiestnika Królestwa Polskiego, margrabiego Aleksandra Wielopolskiego, który zarządził przymusowy pobór polskiej młodzieży do carskiej armii. Branki podsyciły rewolucyjne nastroje i nasiliły patriotyczne manifestacje w Warszawie, krwawo tłumione przez wojsko.
Wieści o tych wydarzeniach dotarły do Wiednia i silnie oddziaływały na wyobraźnię Artura, syna powstańca listopadowego. Dlatego chwycił za kredkę i rysował sugestywne sceny zatytułowane: Pierwsza ofiara, Wdowa, Sybir, które złożą się na cykle Warszawa I i Warszawa II z lat 1861–1862. Jest to czternaście czarno-białych kartonów pokazujących przebieg i skutki warszawskich zamieszek. Artyście nie chodziło przy tym tylko o ich odbiór lokalny, ale o zwrócenie uwagi opinii międzynarodowej na los polskich patriotów, dlatego cykl Warszawa II – bardziej ekspresyjny i wymowny – został wysłany do Londynu. To moment przełomowy w życiu i twórczości Grottgera, który zmienia się w twórcę narodowego, będąc odtąd komentatorem bieżących wydarzeń społeczno-politycznych. Równocześnie krystalizuje się jego styl. Grottger dojrzewa artystycznie w wieku zaledwie dwudziestu kilku lat, staje się sumieniem swojego pokolenia. Do kanonu polskiej sztuki przechodzą dwa kolejne cykle jego kartonów: Polonia (1863) i Lituania (1864–1866) – rozpoczęte we Lwowie, do którego artysta przybył w marcu 1863 roku z zamiarem wzięcia udziału w powstaniu.
W trwających od stycznia walkach bierze już udział jego młodszy brat Jarosław, a także bliższa i dalsza rodzina, przyjaciele. Jednak stan zdrowia (artysta miał zadatki na suchotnika) odwodzi go ostatecznie od tego zamiaru. Nie pozostaje jednak bezczynny i na bieżąco, posiłkując się relacjami i wyobraźnią, rysuje kolejne sceny, jakie mogły i pewnie wydarzyły się podczas niepodległościowego zrywu lat 1863–1864: Kucie kos, Przysięga, Bój. Nie brak w nich patosu i teatralnego dramatyzmu, ale też zwykłej ludzkiej doli, gdyż dramat walczącego z zaborcą narodu artysta pokazuje przez los jednostki, bezimiennych bohaterów, poddawanych tytułowemu Poborowi w nocy, uczestniczących w Obronie dworu czy otrzymujących Żałobne wieści. Obok scen realistycznych, wręcz reporterskich, kreśli też takie mistyczne wizje jak Puszcza z Lituanii – widmowa śmierć z kosą przemierza las w poszukiwaniu żniwa, czyli powstańców, zapowiadając tragiczny finał ich życia. Bohaterami swoich kartonów czyni wszystkie stany: szlachtę, mieszczaństwo i chłopów, których reprezentuje postać partyzanta-leśnika. Ważną rolę odgrywają też kobiety: wdowy po powstańcach, matki i narzeczone wspierające ich w walce, oczekujące na żywych, opłakujące zmarłych.
To właśnie Artur Grottger stworzył ikonograficzny typ Polki w żałobie, znany z obrazu olejnego Pożegnanie powstańca z 1866 roku – ubrana w czarną suknię kobieta przypina do rogatywki klęczącego przed nią mężczyzny kokardę narodową, a scena rozgrywa się na progu szlacheckiego dworu, w sielskiej scenerii.
Na wyobraźnię bardziej działają jednak takie sceny jak naturalistyczne Pojednanie (wersja malarska znajduje się w Lwowskiej Galerii Sztuki, zaś rysunkowy szkic w Muzeum Narodowym w Krakowie) – z leżącymi obok siebie na śniegu zwłokami polskiego powstańca i rosyjskiego żołnierza, symbolicznie pojednanymi przez śmierć, czy Ojciec i córka w syberyjskiej kopalni, malowany miękkimi przejściami walorowymi olej na płótnie ukazujący dramat zesłańców, znowu bezimiennych, ale uosabiających tysiące Polaków zesłanych w głąb Rosji po upadku powstania, w tym także brata artysty Jarosława. Obraz ten pokazuje, że Grottger był wytrawnym kolorystą, zdolnym wydobyć z wąskiej gamy barw spektrum tonów pośrednich i za ich pomocą zbudować nastrój dzieła. Mamy tu zatem pokłosie doświadczeń akademickich, okraszonych romantycznym wizjonerstwem, przefiltrowanych przez realistyczny warsztat zmierzający w stronę impresji.
Romantyczny kochanek
Jak się nietrudno domyślić, podejmując tematykę narodową i stając się wieszczem powstania, Grottger nie mógł już liczyć na cesarskie stypendium czy niemieckich kolekcjonerów. Jego wiedeńska kariera dobiegła końca, a zadłużony artysta powrócił w rodzinne strony, rozpoczynając tułaczkę po galicyjskich dworach polskiej szlachty, w zamian za gościnę oferując swoje usługi malarskie. Zaowocowało to cyklem interesujących wizerunków takich jak Portret Heleny Kochanowskiej z 1866 roku wykonany kredką i pastelem – jak się okazuje i w tej technice artysta świetnie sobie radził. Kluczowy dla dalszych losów malarza okazał się karnawał 1866 roku, pierwszy po zrzuceniu żałoby narodowej po powstaniu. Jako świetny tancerz i dusza towarzystwa nie stronił od balów. Na jednym z nich, 13 stycznia w Towarzystwie Strzeleckim we Lwowie, poznał szesnastoletnią Wandę Monné – swoją wielką miłość, w dodatku od pierwszego wejrzenia. Konkury zaczął od propozycji sportretowania dziewczyny, dzięki czemu mógł bywać w jej domu i zdobywać względy ukochanej, a także niechętnych mu matki i ciotki Wandy, które dla jedynaczki szukały zamożnej i ustosunkowanej partii. Wizerunków Wandy wykonał kilka, jednym z najciekawszych jest Portret narzeczonej z cieniem artysty, rysunek kredką z 1866 roku. To właściwie portret podwójny, gdyż za profilem modelki naszkicowany został w formie cienia profil artysty – jakby autor pracy miał przeczucie, że ich znajomość położy się cieniem na życiu dziewczyny…
Tymczasem uczucie rozkwita, choć matki (jak młodzi nazywają rodzicielkę i ciotkę Wandy) utrudniają ich kontakty, jak mogą, zgadzając się wprawdzie na zaręczyny, ale obwarowując je poprawą sytuacji finansowej Grottgera, który ambitnie postanawia odnieść artystyczny sukces i rzuca się w wir pracy. O stanie, w jaki popada w tym czasie Artur Grottger, pisze jego przyjaciel Bołoz Antoniewicz:
„[…] kochać i być kochanym, walczyć dla świętej sprawy i dla niej polec, i jeszcze po śmierci mieć miłość ubóstwianej kobiety – oto koło myśli, w którym fantazja Grottgera tak chętnie się obraca”.
W tym czasie artysta kończy cykl Lituania i zaczyna prace nad kolejnym, a zarazem ostatnim, zatytułowanym Wojna. Ma on bardziej uniwersalny wymiar, gdyż ukazuje ogólnoludzki dramat jednostki uwikłanej w działania zbrojne i ponoszącej jej konsekwencje, a w sposobie ekspresji nawiązuje do Okropności wojny Goi. Gościny użyczają mu wtedy Izydora i Julian Skolimowscy, do których należy majątek w Dyniskach. Tak się szczęśliwie składa, że Izydora przyjaźni się z matkami Wandy i zaprasza dziewczynę na wakacje do Dynisk, aranżując jej spotkanie z Arturem. Zakochani spędzają tam dwa tygodnie w czerwcu 1866 roku. Wanda pozuje też narzeczonemu do kilku kartonów z Lituanii – jej postać odnajdziemy w Znaku, Duchu i Widzeniu.
Czas spędzają też, jeżdżąc na przejażdżki konne, chodząc na nabożeństwa do kościoła w pobliskim Uhnowie (dziś leżącym na terytorium Ukrainy), spacerując po przydwornym parku i okolicznych łąkach. Ona nazywa go Kotem, on ją Dzieciem – w końcu dzieli ich dwanaście lat różnicy. Podczas jednej z takich wypraw docierają pod samotną sosnę, a moment ten tak w swoich pamiętnikach opisała Wanda:
„[…] Ciepło było. Rozścieliłam szal na ziemi, on u moich stóp patrzył szczęśliwymi oczyma. Objęłam go za szyję i pocałowałam w usta i oczy.
– Dzieciu, spamiętasz ty tę sosnę? – zapytał po chwili.
– O, doskonale! A zresztą, zatniemy ją dla pewności!”
Niestety dziś już nie poszukamy wspomnianego przez Wandę zacięcia na korze drzewa, które wraz z korzeniami wyrwała z ziemi wiosenna zawierucha w 2011 roku. Dwa lata później koło pomnika posadzono dwie młode sosny, nazwane Artur i Wanda – na pamiątkę romantycznej miłości tych dwojga i szczęśliwych chwil spędzonych przez nich w Dyniskach. Do opisanej sceny odwołuje się bardzo dosłownie pomnik zakochanej pary odlany z żywicy i włókna szklanego przez rzeźbiarza amatora z Dynisk, Czesława Józefczuka, odsłonięty w 2009 roku pod historyczną sosną, zwaną przez miejscowych „grottgerowską”.
Finał tego romantycznego związku był tragiczny. Po wymianie pierścionków Artur wyjechał w grudniu 1866 roku do Paryża, aby odnieść tam upragniony i tak potrzebny do zawarcia małżeństwa sukces, który zapewnić miała mu prezentacja kartonów z Lituanii i Wojny na Wystawie Powszechnej wiosną 1867 roku. Lituanię zawieszono jednak na uboczu w dziale architektury, a Wojna dotarła zbyt późno i nie zebrała dobrych recenzji. Artysta był coraz bardziej sfrustrowany, do tego nękały go bieda i choroba – nieuleczalna wówczas gruźlica. Mimo to podejmował się różnych dodatkowych zadań i dorabiał malowaniem portretów członków życzliwej mu paryskiej Polonii. W Paryżu powstał też jego ostatni obraz, Portret własny. To nastrojowy olej na płótnie utrzymany w ciepłej, nasyconej tonacji, w sposobie operowania światłem zdradzający wpływy impresjonizmu, z którym Grottger zetknął się w stolicy Francji. Autor zwrócony jest w trzech czwartych do widza i patrzy nań nostalgicznym spojrzeniem, jakby pożegnalnym…
Pożegnaniem jest też jeden z ostatnich listów do Wandy:
„[…] Przepadło już ze mną Wandyku, już mnie nie nawrócisz! Po części Ty, po części miłość moja do Ciebie, wiele z tego ma na sumieniu, bo gdyby Ciebie na świecie nie było dla mnie, to przyznam Ci się, że byłoby mi wszystko doznanie zanadto obojętne, aby aż na przekonania moje oddziaływało. Byłbym był zniósł wszystko spokojnie, jak przedtem bywało i pocieszył się, teraz źle, ale potem będzie lepiej. Ale od czasu, jak Cię znam, moja Wando, to moje życie nie bagatela […] to moje dzisiaj dla dwojga i przyszłość dla dwojga – to nie są żarty”.
Pomimo nieprzeciętnego talentu, ambicji i wielkiej pracowitości Grottgerowi nie udało się za życia odnieść spektakularnego sukcesu. Być może za wiele od siebie wymagał – miał dopiero trzydzieści lat i wiele jeszcze się mogło wydarzyć w jego artystycznym życiorysie, jego kariera dopiero się rozpoczynała. Kto wie czy nie przyćmiłby swojego rówieśnika Jana Matejki, gdyby dane było mu żyć dłużej. Może stałby się pierwszym polskim impresjonistą?
Artur Grottger zmarł 13 grudnia 1867 roku w Amélie-les-Bains-Palalda, malowniczej miejscowości na południu Francji słynącej z leczenia chorób płuc. Zrozpaczona Wanda wykazała się niemałym hartem ducha, sprowadzając jego zwłoki do Lwowa, gdzie został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim (w miejscu wskazanym jej przez narzeczonego podczas wspólnego spaceru), a także wystawiła mu romantyczny pomnik w sąsiedztwie Krzyża Poległych z 1863 roku. Chociaż wyszła za mąż – też zgodnie z jego wolą – za przyjaciela Artura, Karola Młodnickiego, lwowskiego malarza i drzeworytnika, do końca życia kultywowała pamięć o zmarłym kochanku.
Wątek miłości Artura i Wandy zostanie szerzej opisany w artykule Moniki Nowakowskiej we wrześniowym numerze Gazety Horynieckiej.
Bibliografia:
1. Dobrowolski T., Malarstwo polskie ostatnich dwustu lat, Wrocław 1989.
2. Jarocha S., Dyniska uhonorowały Artystę, https://www.niedziela.pl/artykul/102057/nd/Dyniska-uhonorowaly-Artyste (dostęp: 29.04.2021).
3. Kacperski A., Rozdziobią nas kruki, wrony…? Czyli rzecz o powstaniu i upadku dwóch Rzeczypospolitych, Łódź 2020.
4. Ratajczak J., Romantyczni kochankowie. Zygmunt Krasiński, Fryderyk Chopin, Artur Grottger, Poznań 1989.
5. Sidorski D., Może przebaczą nam duchy. Historia miłości Artura Grottgera i Wandy Monné, Białystok 1997.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Siedem klejnotów łódzkiej architektury, czyli co wyróżnia Łódź na tle innych metropolii - 3 stycznia 2024
- W salonie i sypialni – o fenomenie malarstwa Franciszka Żmurki - 2 grudnia 2021
- Tadeusz Kokietek. Ku pokrzepieniu serc - 25 sierpnia 2021
- Artur Grottger – wizjoner i romantyczny kochanek - 18 czerwca 2021
- Uroki życia według Feliksa Michała Wygrzywalskiego - 11 października 2020
- Odnalazła się kolejna z poszukiwanych prac Wacława Dobrowolskiego - 19 sierpnia 2020
- Henryk Szczygliński – ulubiony uczeń Stanisławskiego - 15 maja 2020
- Nocne pejzaże Sotera Jaxy-Małachowskiego - 5 lutego 2020
- Soter Jaxa-Małachowski – wybitny marynista, zwany „polskim Ajwazowskim” - 28 lipca 2019
- Wacław Dobrowolski „Portret Heleny Geyerowej”. Poszukiwany, poszukiwana - 25 lutego 2019
One thought on “Artur Grottger – wizjoner i romantyczny kochanek”