„Wszelkie tworzenie, podobnie jak wszelkie płodzenie jest walką ze śmiercią, z przemijaniem, z pochłaniającym wszystko upływem czasu, dążeniem do utrwalania siebie, do życia nadal, przynajmniej w swoich dziełach. Ale stworzenie autoportretu jest jeszcze czymś więcej; jest nie tylko wydaniem na świat jeszcze jednego dzieła, ale zarazem utrwaleniem pewnej części samego siebie. (…) Artysta tworząc swój autoportret czyni w stosunku do samego siebie to, co każdy portrecista czyni w stosunku do kogoś innego: utrwala swój wygląd, czyni z niego coś ostającego się w czasie, coś nie ulegającego zagładzie wraz z jego zgonem, coś tak trwałego w stosunku do przemijania istot ludzkich, że mienimy je wiecznym (…)”1.
Autoportret to forma kreacji tak odległa i stara jak sam akt tworzenia. Wykonując własne portrety artyści ćwiczyli i studiowali na samych sobie starając się zachować własne rysy dla rodziny i kolejnych pokoleń odbiorców sztuki. Akcentowali dumę z własnych osiągnięć i próbowali w ten sposób zatrzymać niepewną pamięć o samym sobie. W szerokim treściowo i symbolicznie obszarze autoportretów istnieje formuła określana jako „autoportret w przebraniu”/„autoportret ukryty” – portret o wydaje się najsilniejszym ładunku emocjonalnym i o największej mocy kreacyjnej. W tego typu ujęciach artyści tworzyli portrety przypominające sceniczną fikcję, czynili siebie aktorami wyrafinowanego theatrum, uczestniczyli czynnie w spektaklu przybierając role świętych, proroków, biblijnych mędrców, słynnych postaci mitologicznych czy historycznych – a zatem pozwalali sobie na wcielanie się w bogaty repertuar ról, sytuacji i zdarzeń.
- M. Wallis, Autoportret, Warszawa 1964, s. 16. ↩