„Zima była łagodna tego roku,
szkarłatne plamy domów nie zmarzły,
nie zbladły jeszcze i jabłka są pełne czułości.
Czerwony buk pamięta słodycz lata
i wilki nie śmią podejść
do ołtarzy
naszych ciemnych mieszkań”1.
Tak pisał Adam Zagajewski w wierszu Dla Gabrieli Münter. Nie jestem pewna, który obraz niemieckiej malarki miał przed oczami. Zapewne był to jeden z widoków bawarskiego Murnau, gdzie w 1909 roku Münter zamieszkała z Wassilym Kandinskym.
W tym „domu Rosjanina”, jak mówili o nim miejscowi, rozmawiali o tym, jak z natury wywieść symboliczne znaczenia, uwolnić kolor od funkcji przedstawiających, osiągnąć syntezę. To tutaj, w świetle lampy naftowej, rodziła się grupa Der Blaue Reiter, która obok Die Brücke stała się synonimem ekspresjonizmu.
„Po krótkim okresie zmagań, zrobiłam wielki krok naprzód, od kopiowania natury – mniej więcej w impresjonistycznym stylu – do wyczuwania treści rzeczy – ich wyabstrahowania, przekazywania esencji”2 – wspominała po latach malarka.
W 1905 roku Gabriele Münter naszkicowała siebie z Kandinskym: przygarbiona, z koczkiem upiętym na czubku głowy stoi za jego plecami – wyższy od niej o głowę malarz, w krawacie i okularach, szponiastym palcem wskazuje na sztalugi i najwyraźniej ją poucza. Z przymrużeniem oka Münter przymierzyła się do stereotypu Malweib – „malującej damulki”.