O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Leon Wyczółkowski „Autoportret w chińskim kaftanie”



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Leon Wyczółkowski, Autoportret w chińskim kaftanie, 1911,
pastel, papier, 94,5 × 87 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie

Leon Wyczółkowski, Autoportret w chińskim kaftanie, sztuka polska, Orient, Niezła Sztuka

Leon Wyczółkowski Autoportret w chińskim kaftanie (Autoportret w chińskiej szacie męskiej półoficjalnej longpao)  |  1911
pastel, papier, 94,5 × 87 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie

Z niektórymi słowami czas obchodzi się bezpardonowo. Wyrzuca je z obiegu lub przesuwa znaczenia na tyle daleko, że dochodzić może do nieporozumień. Przykładem tego, jak radykalnie mogą zmieniać się rozumienia pojęć, jest słowo „chińszczyzna”. Oddajmy głos historii. Sędziwy słownik pod redakcją Doroszewskiego wyliczał trzy możliwości definiowania chińszczyzny. Pierwsza odnosiła się do kultury Chin i inspiracji z niej płynących, drugie znaczenie to metafora czegoś niezrozumiałego, zaś trzecie – przesadna grzeczność1. Współczesne słowniki nie wspominają o nadmiernej uprzejmości, dodają za to dwa potoczne użycia: niezrozumiały sposób wyrażania się i potrawa kuchni chińskiej2. Co do pierwszego znaczenia, czyli tego, „co jest charakterystyczne dla Chin lub stamtąd pochodzi”, oba są pozornie zgodnie. W rzeczywistości różnica jest jednak spora, a cały wic polega na warstwie skojarzeniowej.

Doroszewski wspomina o fajansowych wazach belwederskich malowanych w motywy chińskie, cytuje dzienniki Staszica z notatką o „pokoikach papierem białym obitych, a na nim suchymi farbami malowane różne chińszczyzny”3. W dzisiejszym rozumieniu nie brzmiałoby to zbyt pochlebnie, bo przecież chińszczyzną potocznie zwykło się nazywać tanie wyroby masowe, lichej jakości i wątpliwego uroku. Leon Wyczółkowski nie mógł jeszcze przewidzieć, że produkty znad rzeki Jangcy staną się jednym z synonimów kiczu. Wtedy sytuacja rysowała się zgoła inaczej.

Feliks Jasieński

Wyroby chińskie uchodziły za subtelne, wykwintne i rzadkie, a zatem ich powodzenie na rynkach europejskich było ogromne. Dlatego ten, kto zbierał „chińszczyznę”, mógł liczyć na aprobatę eleganckich kręgów towarzyskich. Nawet na ziemiach polskich rosły kolekcje orientalnych artefaktów. Jeden z najświetniejszych zbiorów należał oczywiście do Feliksa Jasieńskiego. Syn bogatych ziemian wysyłany był do najbardziej prestiżowych szkół, choć radził sobie różnie. Powtarzał gimnazjalną klasę, a uniwersytetów w Paryżu i Berlinie nie ukończył przez chorobę oczu. Nie tracił jednak poznawczego zapału. Rozkochany w sztukach plastycznych, muzyce i filozofii zyskał przydomek „Medyceusza”.

Józef Pankiewicz, Feliks Jasieński, Portret Feliksa Jasieńskiego przy fortepianie, sztuka polska, Niezła sztuka

Józef Pankiewicz Portret Feliksa Jasieńskiego przy fortepianie  |  1908
olej, płótno, 115 × 85 cm, Muzeum Narodowe w Krakowie

Po powrocie znad Sekwany, gdzie japońska grafika święciła już triumfy, próbował zaszczepić miłość do sztuki Dalekiego Wschodu nad Wisłą. Na łamach krakowskiej prasy deklarował, że Hokusai to „najpłodniejszy talent malarski, jaki kiedykolwiek istniał w historii sztuki ogólnoludzkiej […], niby Rembrandt, ale wszechstronniejszy i bez porównania płodniejszy”4. W 1901 roku zorganizował jedną z pierwszych wystaw sztuki dalekowschodniej na Ziemiach Polskich, a jako krytyk i publicysta udzielał się na łamach warszawskiej „Chimery”.

feliks manggha jasieński, japonizmy, wystawa, niezła sztuka

Feliks Jasieński wieszający grafiki ze swoich zbiorów, Fotograf nieznany | grudzień 1902, odbitka fotograficzna, źródło: Muzeum Narodowe w Krakowie

Jak pisał Piotr Czyż: „fascynacja Jasieńskiego kulturą orientu inspirowała również jego przyjaciół – kształtujących gust Młodej Polski artystów i literatów”5. Kolejne nabytki, pokazy i skrzętnie zapełniane pochwałami Wschodu szpalty w opiniotwórczych pismach sprawiały, że polscy artyści coraz żywiej interesowali się tym, co działo w sztuce odległej Japonii czy Chin. Motywy zdradzające fascynację Dalekim Wschodem znajdziemy u licznych krakowskich twórców od Fałata po Boznańską, jednak mianem największego sympatyka „chińszczyzny” cieszył się Leon Wyczółkowski.

Dziś możemy sobie tylko wyobrazić wieczór roku 1911, kiedy Wyczółkowski odwiedzając krakowskie mieszkanie znajomego kolekcjonera, przygląda się szacie longpao z epoki Qing, później dostrzega wzorzystą makatę, a Jasieński spieszy objaśniać, że to tkanina z czasów dynastii Ming. W oku malarza pojawia się błysk. Z zainteresowaniem momentalnie pyta przyjaciela, czy byłby skłonny na kilka dni pożyczyć mu oba wyroby. „Manggha” – bo taki pseudonim przybrał kolekcjoner – potakuje. Robił to już wielokrotnie. W ten sposób Wyczółkowski pozyskuje kostium do swojego najnowszego autoportretu. Tak mógł wyglądać początek historii tego dzieła.

Wizerunek własny był dla artystów niejednokrotnie nie tylko okazją do utrwalenia swojej fizjonomii, ale także artystycznym credo, a biorąc pod uwagę fakt, że Wyczółkowski od jakiegoś czasu czułym okiem zerkał na Wschód, zainteresowanie chińskimi tkaninami nie jest w jego przypadku niczym zdumiewającym. Już w 1897 roku namalował Japonkę, a na dwa lata przed autoportretem stworzył martwą naturę o wyraźnie orientalizującym charakterze.

Leon Wyczółkowski, Japonka, japonizmy, portret, niezła sztuka

Leon Wyczółkowski, Japonka | 1897, Muzeum Narodowe w Krakowie

Kiedy Jacek Malczewski przystąpił w 1895 roku do sztalugi, by wykonać portret Wyczółkowskiego, artyście uchwyconemu w pozie o dumnie uniesionej głowie, towarzyszyła wschodnia szata. Trudno mówić tu o przypadku.

Jacek Malczewski, Leon Wyczółkowski, portret, japonizmy, japońska szata, niezła sztuka

Jacek Malczewski, Portret Leona Wyczółkowskiego | 1895, Muzeum Narodowe w Krakowie

Szata longpao

Longpao to ubiór półoficjalny z czasów epoki Quing rozciągającej się między rokiem 1644 a 1912. I choć w dawnych czasach dekorowane złotem jedwabne szaty z motywem pięciopalczastych smoków przysługiwały wyłącznie cesarzom, czyli boskim pomazańcom, to wiek XIX przyniósł złagodzenie modowego konwenansu. Longpao ze smokami szyto na zamówienie wybrańców fortuny, których na tak kosztowny ubiór było stać. Mariaż szaty longpao z polskimi pastelami nie zakończył się na autoportrecie Wyczółkowskiego. Kilkanaście lat później Teodor Axentowicz wykonał wizerunek kobiety w tego typu szacie.

Szata longpao, Chiny, Orientalizm, Leon Wyczółkowski, Niezła Sztuka

Szata męska półoficjalna longpao z motywem ośmiu pięciopalczastych smoków | między 1800–1879, Muzeum Narodowe w Krakowie

Oczywiście tło także nie było Wyczółkowskiemu obojętne. Zdobna tkanina to chińska makata z czasów dynastii Ming (epoki rozpiętej pomiędzy rokiem 1368 a 1644), stanowiła jeden z elementów liczącego blisko piętnaście tysięcy obiektów zbioru Jasieńskiego.

Małgorzata Łada-Maciągowa, Portret Feliksa Jasieńskiego, Feliks Manggha Jasieński, sztuka polska, niezła sztuka

Małgorzata Łada-Maciągowa, Portret Feliksa Jasieńskiego | 1921, Muzeum Narodowe w Krakowie

Kolekcjoner pożyczał dzieła ze swoich licznych zbiorów  artystom na potrzeby powstawania kolejnych dzieł, a oni w zamian tworzyli jego portrety. Mangghę malował m.in. Jacek Malczewski, choć najsłynniejsze wizerunki „Galicyjskiego Japończyka” wyszły właśnie spod ręki zaprzyjaźnionego z nim „Wyczóła”.

leon wyczółkowski feliks jasieński manggha w niebieskim kaftanie niezła sztuka

Leon Wyczółkowski, Portret Feliksa Jasieńskiego w błękitnym kaftanie | 1911, Muzeum Narodowe w Krakowie

Wśród licznych portretów przyjaciela znajdziemy sporo karykatur, ciekawe jest jednak, że w roku powstania autoportretu w chińskiej szacie artysta sportretował Jasieńskiego w podobnym ubraniu. Pastelowy rysunek podpisze kordialnie: „Feliksowi – Leon”. Notabene nie będzie to jedyny „przebierany” portret Jasieńskiego. Kilka lat wcześniej Wyczółkowski namalował go w stroju Beduina.

Bywalcy krajowych wystaw sztuk pięknych mogli być w roku 1911 roku już przygotowani na orientalizujący sztafaż dzieł naszych krajan. Kiedy Wyczółkowski pokazał w warszawskiej Zachęcie swój pastelowy Autoportret w chińskiej szacie, reporter poczytnej gazet „Świat” nie szczędził słów uznania:

„Jego najnowszy autoportret, nadzwyczaj silny, wypukły i wyrazisty, jest może najsilniejszym wśród kilkudziesięciu obrazów”6.

Recenzent „Tygodnika Ilustrowanego” deklarował, że „Wyczółkowski o ile nie jest portrecistą, o tyle jest doskonałym malarzem typów”. Trudno zgodzić się z takim postawieniem sprawy, biorąc pod uwagę, że spod ręki artysty wyszły wizerunki m.in. prof. Ludwika Rydygiera (1897), Jana Kasprowicza (1898), Józefa Chełmońskiego (1900), Stanisława Witkiewicza (1902) czy Stefana Żeromskiego z synem (1904). Dziennikarz dodawał jednak, że:

„Jego portret własny ma takie świetne płaszczyzny i jest tak ogromnie podobny typowo, że widzowie przeciętni odchodzili od niego na wystawie ze wzruszeniem ramion, ale zawracali głowy, aby mu się jeszcze raz przypatrzyć”7.

I choć te słowa Romana Lewandowskiego dotyczą innego autoportretu artysty, to myślę, że podobne sytuacje mogły zaistnieć także w roku 1911, który nie był dla artysty najłaskawszy. O ile cieszyły go wówczas pokazy jego prac we Lwowie i w Rzymie, to jednak z powodu coraz uciążliwszej choroby Wyczółkowski był zmuszony ustąpić z piastowanego od dwóch lat stanowiska rektora krakowskiej ASP. Mając pięćdziesiąt dziewięć lat, został emerytem.

Leon Wyczółkowski, fotografia, niezła sztuka

Leon Wyczółkowski siedzący przy sztalugach  |  ok. 1900
fotografia, 11 × 8 cm, Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy

Wybór kredek pastelowych nie był dla Wyczółkowskiego nowiną. Techniką zainteresował się około 1892 roku, początkowo nieśmiały flirt skończył się trwałą miłością, dla której porzucił malarstwo olejne. Na początku wieku – równolegle z Wyspiańskim – pokazał, jak znakomite efekty mogą dać pastele w pejzażach, niezwykłą wartość dekoracyjną mają również jego studia kwiatów czy pojedynczych przedmiotów. Z równym wdziękiem oddawał miękkość płatków azalii, puszystość chryzantem oraz połysk złotych nici koronacyjnej kapy. Niekiedy układał martwe natury, sięgając po swojską mimozę, ogrodowe róże lub dalekowschodnie storczyki i begonie.

Autoportret ze zbiorów warszawskiego Muzeum Narodowego wpisuje się w charakter dossier artysty zarówno pod względem tematu, jak i techniki. Jest wizerunkiem dumnego rektora, który po Matejce i Fałacie objął najważniejszą na ziemiach polskich Akademię Sztuk Pięknych. Zawadiacko uniesiony podbródek, uwydatniony przez kadrowanie lekko od dołu, oczy utkwione wprost w widzu, nonszalancko rozchodzące się poły szaty ukazujące nagi tors, pokazują śmiałość i pewność siebie dojrzałego artysty hołubionego przez zastępy miłośników sztuki. I trudno w tym przypadku „chińszczyznę” łączyć z tanim wyrobem masowym nie najlepszego autoramentu. Chiński kostium i tło są nie tylko artystycznym credo twórcy żywo zainteresowanego sztuką Dalekiego Wschodu, ale także ewokują prestiż modela. Obecność motywów ikonografii cesarzy można odnieść do „cesarskiej” rangi rektora krakowskiej Akademii, opiewanego w panegiryku Wyczół Wielki słowami:

„Podwojone są lata pełni Twej – żywota –
Gospodarną rządnością, pracą za tysiące,
Jedna się z Twoją może porównać robota:
Z soków ziemi owoce kształtujące słońce”8.

Nie myślmy, że poetycka emfaza Zegadłowicza była głosem odosobnionym. Hilary Majkowski pisał jeszcze za życia malarza, że „nazwał go ktoś ostatnio «Wielkim Wyczółem». I jest nim faktycznie, jak kraj nasz długi i szeroki. To pewne, że gdyby był Francuzem, Włochem lub Niemcem, mówiono by o nim tak, jak się mówi o Millecie, Corocie, Leiblu”9.

Trudno zatem dziwić się, że na własnym wizerunku Wyczółkowskiego daje się odnaleźć pewien – powiedzmy delikatnie – rys nieskromności. Był znakomitym artystą i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dla wątpiących przytaczał dowód nie do zbicia: popis technicznej wirtuozerii we władaniu pastelami, bo któż mógłby równie łudząco oddać kredkami światło na jedwabiu i refleksy na twarzy?

Całą miłość do sztuki Dalekiego Wschodu łączącą Wyczółkowskiego i Jasieńskiego z właściwym sobie kąśliwym dowcipem oddał w karykaturze Kazimierz Sichulski. Oto żydowski zbieracz taszczy na plecach wór w chińskie desenie, a z wora wyskakuje figlarny diabełek o rysach twarzy Wyczółkowskiego. Nie trzeba chyba dodawać, że rysując tę satyrę na miłośników Dalekiego Wschodu, artysta posłużył się kredkami pastelowymi. Panowie bardzo się przyjaźnili i pasja kolekcjonerska ich łączyła, choć Wyczółkowski pisał o Mandze bez litości:

„Jasieński robił ze mną dziwne transakcje, zawsze mnie orżnął. Makaty japońskie darował, a potem zabrał. Lusterko kątowe rokoko wąskie, długie, stojące na konsolce. Zegar angielski z XVIII wieku, który mi Żuk-Skarszewski darował. Jasieński miał na niego apetyt. Powiedziałem mu: Daruję ci go, jeśli go sam zabierzesz. Jasieński wziął zegar szafkowy na plecy i wyniósł”10.

bibliografia, artykuły o sztuce, niezła sztuka

Bibliografia:
1. Autoportret w chińskiej szacie męskiej półoficjalnej longpao (Autoportret w chińskim kaftanie), https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/katalog/762192.
2. Bernat A., Leon Wyczółkowski, Warszawa 2006.
3. Chińszczyzna, hasło w: Słownik języka polskiego, red. W. Doroszewski, https://sjp.pwn.pl/doroszewski/chinszczyzna;5416522.html.
4. Chińszczyzna, https://sjp.pwn.pl/slowniki/chi%C5%84szczyzna.html.
5. Lange A., Sintaisiho-Sho: poeci nowo-japońscy: z dodaniem zarysu dziejów literatury japońskiej w XIX w., Warszawa 1908.
6. Majkowski H., Wyczółkowski, Poznań 1932.
7. Policht P., Feliks „Manggha” Jasieński, Culture.pl, https://culture.pl/pl/tworca/feliks-manggha-jasienski.


  1. https://sjp.pwn.pl/doroszewski/chinszczyzna;5416522.html, dostęp 15.11.2021.
  2. https://sjp.pwn.pl/slowniki/chi%C5%84szczyzna.html, dostęp 15.11.2021.
  3. https://sjp.pwn.pl/doroszewski/chinszczyzna;5416522.html, dostęp 16.11.2021.
  4. Cyt. za: https://culture.pl/pl/tworca/feliks-manggha-jasienski, dostęp 19.11.2021.
  5. https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/katalog/762192, dostęp 19.11.2021.
  6. Cyt. za: https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/katalog/762192, dostęp 19.11.2021.
  7. Cyt. za: A. Bernat, Leon Wyczółkowski, Warszawa 2006, s. 67.
  8. H. Majkowski, Wyczółkowski, Poznań 1932, strony nienumerowane.
  9. Ibidem.
  10. Leon Wyczółkowski: Listy i wspomnienia, Wrocław 1960.

Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka

» Paweł Bień

Urodzony w 1994 roku, poeta, historyk sztuki, kulturoznawca. Absolwent Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych (MISH) na uniwersytetach Wrocławskim i Warszawskim. Pracownik Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina i Muzeum Narodowego w Warszawie. Autor książki poetyckiej „Światłoczułość” (Łódź 2021).


Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *