Od dziecka był urwisem i lubił łamać zasady. Gdy dla jednego z nauczycieli miał narysować tulipany, przekopiował je z książki botanicznej i zamazał kontury. Po dwudziestce zrezygnował z kursu malarstwa w renomowanej Académie Julian, bo uważał, że zajęcia są zbyt akademickie. Chcąc wystawić swoje prace w paryskim Salonie du Champ-de-Mars, wysłał wyretuszowane zdjęcia, które przedstawił jako dzieła malarskie. Zachwycone jury w ostatniej chwili odkryło oszustwo i odrzuciło jego nowatorskie spojrzenie – odtąd Edwarda Steichena nazywano enfant terrible fotografii. Nie przeszkodziło mu to zostać jednym z najbardziej wpływowych artystów w swojej dziedzinie.
The Family of Steichen
O twórcy najwięcej mówią jego dzieła, w przypadku Steichena wystarczy spojrzeć na jego… selfie. Na utrzymanym w konwencji malarskiej autoportrecie z początku XX wieku zaprezentował się z pędzlem w dłoni, z kolei na bodajże najczęściej rozpowszechnianej podobiźnie z 1917 roku nonszalancko pozuje z aparatem.
Porównując chociażby tylko te dwie fotografie, doskonale widać obszar jego zainteresowań (plastyka i fotografia) oraz ewolucję myślenia (odejście od piktorializmu i zwrot ku realizmowi). Podobnych wizerunków ma w swoim dorobku znacznie więcej. Wszystkie wystudiowane, w nieschematycznych, aktorsko ustawionych pozach. Model zwykle intensywnie wpatruje się wprost w obiektyw, jakby chciał mieć wszystko pod kontrolą, nawet znajdując się po drugiej stronie szkła.