Kraków zapisał się w historii jako najważniejsze miasto dla rozwoju sztuki polskiej przełomu XIX i XX wieku. To tu działała osławiona Szkoła Sztuk Pięknych, w której pracowniach rodziły się i dojrzewały największe talenty w dziejach malarstwa polskiego. Paradoksalnie jednak proces ten następował wbrew historyzującemu prymatowi kierującego szkołą Matejki. Wspólnym mianownikiem decydującym o niezwykłości plastyków środowiska krakowskiego pozostawała ich indywidualność. Zdobywanie przychylności widzów i oswajanie ich z nowym językiem artystycznej wypowiedzi wymagało od twórców złączenia swoich sił również w sensie formalnym. Owocem takiej współpracy stało się zawiązane w 1897 roku niezależne Towarzystwo Artystów Polskich „Sztuka”.
Pierwszym wspólnym projektem, wówczas jeszcze nieformalnego ugrupowania, była organizacja „Wystawy osobnej obrazów i rzeźb”, którą otwarto 27 maja 1897 w Sukiennicach. Ekspozycja, mająca stanowić kontrę wobec niewygórowanego poziomu wystaw organizowanych przez Towarzystwo Sztuk Pięknych, cieszyła się niespodziewanym powodzeniem wśród publiczności. Artystów, którzy wzięli w niej udział, zainspirowało to do oficjalnego utworzenia ugrupowania. Jesienią tego samego roku Teodor Axentowicz, Józef Chełmoński, Julian Fałat, Jacek Malczewski, Józef Mehoffer, Antoni Piotrowski, Jan Stanisławski, Stanisław Wyspiański oraz Leon Wyczółkowski (jako członkowie-założyciele) zatwierdzili statut Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka”.
Dokument jasno precyzował cel działalności istniejącego przez pięć kolejnych dekad Towarzystwa: promowanie sztuki polskiej w kraju i za granicą poprzez organizację wystaw, przy jednoczesnym dążeniu do wzrostu jej poziomu i rozwoju różnorodności. Spełniając tę ideę Towarzystwo niczym w soczewce skupiało najciekawszych artystów polskich, dając przy tym możliwość obserwowania najważniejszych tendencji w sztuce przełomu XIX i XX wieku. Pierwszym prezesem Towarzystwa został Józef Chełmoński, którego po kilku miesiącach zastąpił Jan Stanisławski, pełniący swoje obowiązki przez blisko siedem kolejnych lat. Stanisławski, człowiek-instytucja, był niezwykle barwną postacią środowiska artystycznego, przede wszystkim ze względu na swoją nieocenioną rolę w tworzeniu polskiej szkoły pejzażowej. Gdy w 1897 roku, na prośbę przygotowującego reformę Szkoły Sztuk Pięknych Juliana Fałata, Stanisławski objął profesurę w Katedrze Pejzażu, prowadzone przez niego zajęcia nie były obowiązkowe, ale szybko stały się jednymi z najbardziej lubianych wśród studentów. Stanisławski przyciągał swoją osobowością – dynamiczną, wyrazistą, wręcz wybuchową, ale również niezwykłą otwartością w kwestii sztuki.
Młodzieńcze lata spędzone we Francji zaowocowały świeżością spojrzenia zarówno w kwestii tematu jak i formy. To za sprawą Stanisławskiego pejzaż zaczęto postrzegać na równi z portretem, a swoboda malarska zyskała niespotykaną dotąd rangę. Stanisławski wyznaczył nowe ścieżki dla sztuki polskiej nie tylko ze względu na podejmowaną treść, ale również… format. Maleńkie, zazwyczaj zaledwie kilkunastocentymetrowe obrazy stanowią pełne ekspresji studia niczym nieskrępowanej natury, uchwyconej jak w fotograficznej migawce o różnych porach roku: soczystej zieleni roślin rozkwitających na wiosnę, połaci śniegu skrzących się w słońcu. Co typowe dla Stanisławskiego, na jego obrazkach niezwykle rzadko pojawia się postać ludzka. Wyróżnia się tu praca z kolekcji Muzeum Pałac Herbsta w Łodzi: na zielonej polanie siedzi młoda kobieta ubrana w długą liliowo-błękitną suknię. Upięte brązowe włosy częściowo przysłania kapelusz i woalka opadająca na czoło. Z pozoru banalna kompozycja jest w dwójnasób intrygująca. Nie wiadomo, kim jest sportretowana. Czy to uczennica Jana Stanisławskiego, a niewielki obrazek jest pamiątką malarskiego pleneru w którym uczestniczyła? Być może tajemniczą modelką jest żona artysty – Janina, którą poślubił w 1900 roku, a więc w czasie, na który datowany jest obraz. Ciekawi również zajęcie, któremu oddaje się postać: skupia wzrok na trzymanej na kolanach niewielkiej, drewnianej kasecie, w której być może znajdują się różnobarwne farby. Oto, zgodnie z ideą sztuki Stanisławskiego, niewielki obrazek staje się oknem na świat, gdzie w mistrzowski sposób autor ujmuje nas pięknem prostej historii.
W 1899 roku do Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka” wstąpił Włodzimierz Tetmajer. Dziś artysta postrzegany jest jako postać wręcz kanoniczna dla nurtu Młodej Polski. Literat i pedagog, założyciel Szkoły Sztuk Pięknych i Przemysłu Artystycznego dla Kobiet, ale nade wszystko malarz, za swoją wszechstronną działalność ceniony był również przez mu współczesnych. Choć fundament dla jego twórczości dały klasyczne Szkoła Sztuk Pięknych w Krakowie i monachijska pracownia profesora Alexandra Wagnera, to Tetmajer wykreował własną definicję realizmu w malarstwie, dodając do niego echa postimpresjonizmu. Tworzył w sposób otwarty, pozwalając codzienności przenikać do świata sztuki, a liczne z jego dzieł stały się antropologicznymi „zapiskami” traktującymi o podkrakowskim folklorze przełomu wieków. Jednym z nich jest datowany na około 1910 rok Krakowiak.
Przedstawia on rozpędzony korowód postaci, zawładniętych ekspresją tańca tak dalece, że zdają się nie spostrzegać jednej z par, która przewróciła się na trawę. Zabawa trwa dalej, a kolorowe wstążki i spódnice powiewają ożywione dynamiką ruchu. Obraz Tetmajera w sposób niezwykły spaja dwa wymiary. Jesteśmy świadkami pulsującego rytmem i emocjami wydarzenia, znajdującego się tak blisko nas, że staje się ono niemal namacalne. Jednocześnie postrzegamy scenę jako zastygłą niczym na błyskawicznie wykonanym zdjęciu, będącą zapisem chwili, a zarazem dotyczącą wymiaru do którego nie możemy przeniknąć. Obraz pozwala nam dostrzec w Tetmajerze nie tylko doskonałego dokumentalistę epoki, ale również artystę wrażliwego na niuanse i relacje zachodzące pomiędzy bohaterami jego prac, niezwykle prawdziwego i szczerego w swoich malarskich opowieściach.
Motywy ludowe, ze szczególnym skoncentrowaniem uwagi na kulturze huculskiej, stanowią niezwykle istotną gałąź twórczości Teodora Axentowicza, który również związany był z Towarzystwem Artystów Polskich „Sztuka” od początku jego istnienia. Axentowicz, artysta o ormiańskich korzeniach, przez wiele lat mieszkający i uczący się za granicą: w Monachium, Paryżu i Londynie, stał się niezwykle barwną postacią krakowskiego środowiska artystycznego. Znany z otwartości swojego salonu, biegły w technikach malarskich i rysunkowych, zyskiwał sobie kręgi zwolenników jako doskonały portrecista. O popularności Axentowicza świadczy fakt, że jego obrazy były reprodukowane na kartach pocztowych, a zarazem ceniło go również środowisko artystyczne. W 1910 roku Axentowicz został pierwszym rektorem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie wybranym w głosowaniu. Jako pedagog zabiegał o równouprawnienie w kwestii kształcenia artystycznego i wspólnie z Janem Stanisławskim pracował nad powołaniem szkoły malarskiej dla kobiet. Zresztą sama postać kobieca pojawiała się często na jego obrazach i rysunkach. Axentowicz stał się niekwestionowanym mistrzem przedstawiania różnych typów urody. Swoje modelki ukazywał zawsze z dozą subtelności i elegancji. W kolekcji Muzeum Pałac Herbsta w Łodzi znajduje się Portret młodej dziewczyny na tle zimowego krajobrazu.
Przypuszczalnie to jedyny z portretów autorstwa Axentowicza, na którym modelka pojawiająca się na ośnieżonym tle nie jest Hucułką. Postać odcina się od mroźnego, srebrzysto-białego krajobrazu ciemnym kolorem futra, w które jest ubrana. Dziewczyna niemal niezauważalnie się uśmiecha, a jej pogodna twarz zarumieniła się od zimnego powietrza. Ciemne włosy niemal całkowicie zostały schowane pod futrzaną czapką, w takim samym jak futro, ciemnobrązowym kolorze. Axentowicz namalował obraz przy użyciu ograniczonej palety barw, jego walorem czyniąc niuanse odcieni. Dłonie dziewczyny ukryte są, w początkowo niedostrzegalnej, o ton jaśniejszej mufce. Ciemnoczekoladowa czapka została ożywiona dzięki bielszemu niż śnieg puszkowi z białego futra, czyniąc całą kompozycję radośniejszą i bardziej swobodną. Obraz datowany jest na lata 20. XX wieku, a więc należy do dojrzałego okresu twórczości Axentowicza i jest doskonałym potwierdzeniem warsztatowej biegłości malarza, który przy wykorzystaniu prostych środków potrafił uzyskać niezwykle ciekawy efekt.
O ile Teodor Axentowicz zapisał się dziejach Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka” jako niekwestionowany mistrz portretów kobiecych, to żaden z malarzy epoki nie stworzył tylu autoportretów co Jacek Malczewski, który również był związany z tym ugrupowaniem.
Współcześnie nazwisko Malczewskiego jest jednoznacznie utożsamiane z nurtem symbolizmu w sztuce polskiej. To on stworzył jego fundamenty, na których zbudował całkowicie indywidualny, natychmiast rozpoznawany język artystycznej wypowiedzi. Autoportrety artysty niezwykle często podejmują temat obezwładniającej siły kreacji i natchnienia, których personifikacją jest postać kobieca. Często przybiera rysy Marii Balowej, damy serca mistrza, jego powierniczki, muzy, ale również – jak mawiał sam Malczewski – jego obłąkania.
Z młodszą o ponad dwadzieścia lat baronową łączyła Malczewskiego magnetyzująca więź utkana z wzajemnej sensualnej, intelektualnej i emocjonalnej fascynacji. Towarzysząca Malczewskiemu na jego autoportretach Maria Balowa była więc łagodną muzą, ale też uosabiała siłę, z którą wena przejmowała kontrolę nad artystą. Wspaniałym przykładem autoportretu z muzą jest powstały w 1915 roku obraz z Kolekcji Muzeum Pałac Herbsta.
Jacek Malczewski prezentuje się na nim dumnie, ubrany w niby-zbroję, dodającą sylwetce monumentalności i dostojeństwa. Dłonie opiera na przedmiocie dalekim od malarskiego oręża – przypominającym miecz. Niezwykła kreacja jest tylko pozornie daleka od roli artysty. Tu mistrz staje się bowiem wojownikiem sztuki, czujnym i wyczekującym, gotowym do walki o swoje ideały. Choć wzrok Malczewski kieruje w dal, jest doskonale świadomy obecności stojącej tuż za nim kobiety – na wpół realnej, na wpół fantastycznej o uskrzydlonej głowie ozdobionej jaśniejącą gwiazdą. Tym razem Maria Balowa jest muzą życzliwą, symbolicznie uskrzydlającą artystę i wraz z gwiazdą zsyłającą mu natchnienie. Pomimo zmieniających się mód Malczewski pozostał wierny malarstwu symbolicznemu, pozostawiając niebywale bogate, liczącą setki dzieł oeuvre.
Twórczość Malczewskiego inspirowała wielu artystów z jego otoczenia. Jednym z nich był Wojciech Weiss, od 1898 roku, dzięki profesorowi Janowi Stanisławskiemu, związany z Towarzystwem Artystów Polskich „Sztuka”. Stanisławski, zafascynowany Melancholikiem Weissa, postanowił pokazać dzieło na wystawie Towarzystwa, inicjując tym samym wieloletnią współpracę Weissa z ugrupowaniem, w którym od 1908 roku pełnił funkcję prezesa.
Malarstwo Wojciecha Weissa utworzyło niezwykły pomost pomiędzy klasyczną pracownią Szkoły Sztuk Pięknych a modernistycznym sposobem obrazowania rzeczywistości. Tradycyjne wykształcenie zapewniło Weissowi warsztat, który doskonalił podpatrując dzieła dawnych mistrzów. Miał ku temu okazję dzięki licznym podróżom zagranicznym, dającym również możliwość obcowania z nowymi trendami w sztuce. Francja i Włochy obudziły w Weissie potrzebę światła i koloru, które przesyciły jego malarstwo. Szczególnie widoczne stało się to na przestrzeni lat 20. i 30-tych, gdy niezwykle chętnie tworzył w plenerze. W tym okresie równie często malował akty kobiece. Połączeniem obu tendencji jest obraz Na plaży.
Naga kobieta, siedząca na piasku, czas słonecznej kąpieli wykorzystuje na lekturę książki, którą jest całkowicie pochłonięta. Opuszczona głowa, dodatkowo przysłonięta niewielkim kapelusikiem z turkusową wstążką czyni jej postać zupełnie anonimową. Być może portretowana wybrała się na plażę w towarzystwie osób, których niewyraźne sylwetki zarysowują się na wydmie w tle, ale porzuciła towarzyszy, by móc w ciszy delektować się książką. Letnia opowieść niesie ze sobą wiele zagadek, podobnie jak miejsce, którym może być, tak uwielbiana przez Weissa, plaża w Jastrzębiej Górze.
Dzieło Wojciecha Weissa wciąż zachęca do odkrywania nowych interpretacji, podobnie jak pozostałe cztery wspomniane prace. Odmienne stylistycznie i ideowo, wspólnie tworzą barwny obraz w kalejdoskopie malarstwa polskiego przełomu stuleci. Drogi ich twórców związanych z Towarzystwem Artystów Polskich „Sztuka” przecinały się wielokrotnie, stając się pretekstem do mnóstwa fascynujących opowieści o krakowskim środowisku artystycznym.
Wybrana bibliografia:
Kozakowska-Zaucha U., Jan Stanisławski, Kraków 2006
Kudelska D., Malczewski: obrazy i słowa, Warszawa 2012
Malarze Młodej Polski, Krzysztofowicz-Kozakowska S., Kraków 1995
Nowobilski J., Włodzimierz Tetmajer, Kraków 1998
Stulecie Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka”, red. A. Baranowa, Kraków 2001
Teodor Axentowicz: Ormianin polski, red. A. Oleśkiewicz, Sopot 2014
Wojciech Weiss w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, red. Zofia Weiss, Kraków 2010
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Albert Lipczinski „Bransoletka” - 23 maja 2024
- Aleksander Gierymski „Katedra w Amalfi” - 5 kwietnia 2024
- Aleksander Gierymski „Siesta włoska II” - 28 września 2023
- Henryk Rodakowski „Portret Leonii Blühdorn” - 4 sierpnia 2023
- Konrad Krzyżanowski „Portret żony artysty” - 28 lipca 2023
- Caravaggio „Głowa Meduzy” - 13 stycznia 2023
- Michał Anioł „Tondo Doni” - 25 listopada 2022
- Sandro Botticelli „Wenus i Mars” - 25 marca 2022
- Edgar Degas „Mała czternastoletnia tancerka” - 4 lutego 2022
- Tycjan. Mistrz w służbie największych - 15 sierpnia 2021
Kolejny wspanialy atykul ze swiata malarstwa minionej epoki autorstwa pani.M.Milanowskiej
.
.