Wywiezione. Zrabowane. Ukryte w kopalniach. Zakopane pod ziemią. Ukryte w skrzyniach i przysypane gruzem w piwnicach. Zamurowane w ścianach. Przechowywane w magazynach rosyjskich muzeów. Zdobiące ściany czyichś mieszkań, spalone, służące za filmowe rekwizyty. Takie były i są losy wielu obrazów utraconych przez Polskę podczas II Wojny Światowej.
Niektóre udało się szczęśliwie ukryć przed chciwym okupantem, niektóre zaginęły, a miejsce ich pobytu jest do tej pory nieznane, o innych — wręcz przeciwnie – wiemy prawie wszystko, łącznie z miejscem, w którym aktualnie się znajdują. Dzisiaj będzie trochę bardziej optymistycznie — o dziełach skradzionych, ale odnalezionych — mając nadzieję, że kiedyś uda mi się napisać część drugą tego tekstu i uwzględnić w nim Portret młodzieńca Rafaela. Marzyć zawsze można.
Uwaga! Uwaga! Zaginęła praczka i palacz!
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w XVIII-wiecznych Niderlandach, żyła sobie Praczka i Palacz. W 1773 roku ktoś połączył ich w parę — na pewnej amsterdamskiej aukcji wyprzedającej kolekcję obrazów — obydwa obrazy widnieją w katalogu obok siebie. Choć namalował je ten sam artysta — utalentowany kronikarz holenderskiej codzienności Złotego Wieku, Gabriël Metsu — Palacz i Praczka nie byli parą, ale właśnie jako duet trafili prawdopodobnie w 1774 roku do Warszawy.
Pierwszy powstał Palacz o wymiarach 23,9 × 21 cm. Spracowane dłonie brodatego starca trzymające fajkę namalował Gabriël Metsu w 1662 roku.
Parę lat później powstała Praczka – pochwała życia domowego, jeden z sześciu obrazów przedstawiających młode kobiety, wszystkie o wymiarach 24 × 21 cm, które Metsu malował w latach 1656-1657.
Nic dziwnego, że ktoś uznał obrazy za parę – ten sam malarz, te same wymiary. Zupełnie inna jest kompozycja i ujęcie tematu – Praczka widziana jest poprzez kamienną niszę. To popularna formuła w malarstwie tego okresu zwana nisstuck lub vensternis. Różni obrazy także kolorystyka — dużo jaśniejsza i bardziej rozświetlona jest w Praczce z migoczącym glinianym dzbanem na czele. Mimo to, ktoś uznał, że Palacz to pendant do Praczki. Pendantem zwie się obraz tworzący parę, kompozycyjną, stylową i tematyczną, z innym, zazwyczaj w charakterze alegorycznych przeciwieństw lub dopełnień. Brak takich związków pomiędzy Palaczem i Praczką. Jednak kto mógłby towarzyszyć Praczce? Gdyby traktować ją jako pochwałę czystości, mogłaby to być na przykład brudna Włoszka. Jeśli rozpatrywać obraz jako pochwałę codziennych zadań domowych, byłby to na przykład mężczyzna skrobiący rybę.
Obrazy w 1774 roku jako parę zakupił król Stanisław August Poniatowski. Po jego abdykacji, nadworny malarz Marcello Bacciarelli ukrył obrazy w skrzyniach w Pałacu w Łazienkach. Szczęśliwie Palacz i Praczka przetrwały zawieruchę następnych stuleci i w międzywojniu już na stałe były eksponowane jako para w galerii Pałacu w Łazienkach. We wrześniu 1939 roku obrazy ukryto w Muzeum Narodowym w Warszawie, jednak na inspekcję szybko wkroczyli nazistowscy złodzieje z historykiem sztuki, profesorem Dagobertem Freyem z Wrocławia na czele. Za najwartościowszą uważano oczywiście sztukę niemiecką i taka była dla nazistów rabunkowym priorytetem. Nawet sztukę niderlandzką uznawano za niemiecką, uważano, że wyrażają ducha i siłę kultury germańskiej. Tak Praczka znalazła się na liście dzieł do wywozu, nie wiemy czy razem z nią pojechał Palacz. Po wojnie słuch o dziełach zaginął.
W latach 70. Sława Szyszko-Bohusz, córka Adolfa Szyszko-Bohusza przedwojennego dyrektora Zamku na Wawelu i jego obrońcy w czasach okupacji, przygotowuje się do przeprowadzki. W dębowym biurku ojca odkrywa tajną skrytkę, a w niej… niewielkie obrazy. Z prośbą o pomoc zwraca się do Zbigniewa Macierewicza, rzeczoznawcy, kierownika warszawskiej Desy. Ten, pośród obrazów, identyfikuje dzieła widniejące w katalogu strat wojennych. Jednym z nich jest Palacz Gabriëla Metsu. Wraz z trzema innymi obrazami, Macierewicz po cichu, nieoficjalnie, w obawie przed niesłusznymi oskarżeniami, zwraca dzieła do Muzeum Narodowego w Warszawie. Odbiera je dyrektor Stanisław Lorentz. Ze spotkania pozostała jedynie sucha służbowa notatka. Po Praczce jednak wciąż nie ma śladu.
W styczniu 1993 roku obraz zauważa w katalogu nowojorskiego domu aukcyjnego Sotheby’s Ryszard Bończa, konserwator i kolekcjoner dzieł sztuki. Aukcja ma się odbyć za kilka dni, więc natychmiast alarmuje konsula generalnego. Ze względu na proweniencję obrazu zaczynają się problemy z odzyskaniem dzieła. Sotheby’s zgadza się wycofać obraz z aukcji, jednak wraz z obecnym właścicielem obrazu, znanym europejskim kolekcjonerem, zgłasza finansowe roszczenia. Kolekcjoner twierdził, że kupił Praczkę w dobrej wierze w filii Sotheby’s w Monako. Zażądał zwrotu poniesionych kosztów w wysokości 63 tysięcy dolarów od państwa polskiego — nie zdziwi nikogo fakt, że nie było na taki okup funduszy. Obraz ostatecznie wykupiła w imieniu państwa osoba prywatna. W 1994 roku wrócił do Warszawy. Dzisiaj możecie ją zobaczyć we wnętrzach pałacu Na Wodzie w Łazienkach Królewskich.
Co działo się jednak z Praczką zanim pojawiła się Monako? Pewien mężczyzna miał kupić obraz w antykwariacie w Konstancji nad Jeziorem Bodeńskim w 1949 roku, a potem przekazać przyjaciółce. Jej syn sprzedał obraz Metsu w monachijskim domu aukcyjnym w 1984 roku. Już wówczas obraz miał sfałszowaną historię. W 1988 roku kolejny właściciel sprzedał już obraz do monakijskiego Sotheby’s. Tam gruntownie sprawdzono i opisano przeszłość obrazu, celowo pomijając fakt, że Praczka została skradziona w czasie II wojny światowej. Przyznał to po dwóch latach sam rzecznik Sotheby’s!
Kosz pełen pomarańczy odkryty w Hamburgu
Potrzebna była fotografia, nieskończona liczba szkiców, liczne grafiki i olejne studia, aby powstały dwie słynne Żydówki polskiego malarstwa. Różniły się nieco kompozycją i, przede wszystkim, owocami trzymanymi w koszu. Żydówka z pomarańczami i Żydówka z cytrynami powstały w latach 80. XIX wieku w czasie szczególnym dla Aleksandra Gierymskiego — właśnie wrócił do Polski po długim, samotnym i trudnym czasie spędzonym za granicami ojczyzny — w Rzymie. Wrócił do rodzinnej Warszawy, do jej bram, zaułków, parków i ludzi ulicy — Żydów, Polaków, Rosjan, wytwornych dam, posłańców i… handlarek owoców.
Jedna z tych malowanych handlarek owoców, Żydówka z pomarańczami, własność Muzeum Narodowego w Warszawie od 1928 roku, zaginęła w czasie nazistowskiej okupacji i zupełnie niespodziewanie wypłynęła w 2010 roku na aukcji w małym, nieznanym domu aukcyjnym Kunst&Auktionshaus Eva Aldag w małej mieścinie Buxtehude pod Hamburgiem. Nie było jej przez 65 lat i oto nagle jest! Za śmieszną cenę 4400 euro! W 2010 roku, w legalnej sprzedaży mogłaby kosztować co najmniej 1,5 miliona złotych.
Gdzie była Pomarańczarka przez te kilkadziesiąt lat? Według niemieckiego domu aukcyjnego mąż babci ówczesnej posiadaczki, kolekcjoner dzieł sztuki i przemysłowiec z Düsseldorfu, był w posiadaniu obrazu od momentu ślubu w 1948 roku. Wydawałoby się, że odzyskanie obrazu w świetle prawa należącego do Polski będzie bułką z masłem, jednak aby odbić obraz z niemieckiego domu aukcyjnego, państwo musiało pójść niemieckim właścicielom na rękę i zapłacić okup… W ten sposób niemieckie prawo chroni swoich obywateli, którzy są w posiadaniu dzieł sztuki zrabowanych podczas wojny. Nieoficjalnie wiadomo, że właściciele zażądali za obraz kwoty w wysokości prawie 200 000 euro. Ile ostatecznie dostali? Tego nigdy się nie dowiemy.
Święta Trójca polskich zbiorów
Mowa oczywiście o trzech najcenniejszych obrazach w przedwojennych polskich kolekcjach: Damie z gronostajem Leonarda da Vinci, Krajobrazie z miłosiernym Samarytaninem Rembrandta i Portrecie młodzieńca Rafaela. Wielka Trójka była własnością rodziny Czartoryskich — Izabela Czartoryska, posiadająca kilkadziesiąt tysięcy dzieł, utworzyła w Puławach, w swojej rodzinnej rezydencji, pierwsze muzeum na ziemiach polskich.
Kiedy w 1939 roku do Polski wkraczają hitlerowcy, ukrycie dzieł staje się najwyższym priorytetem. Część zbiorów rodziny Augustyn Józef Czartoryski decyduje się zamurować w Muzeum Książąt Czartoryskich. Najcenniejsze obiekty przewozi do pałacu w Sieniawie. Tam, pośród kilkunastu innych cynowych skrzyń stoi jedna, najważniejsza, z namalowanym na boku szyfrem: LRR — Leonardo, Rafael, Rembrandt. Naziści polowali na arcydzieła Czartoryskich od tygodni. Miały być przeznaczone do muzeum Hitlera w Linzu. Gdy wreszcie je przechwycili, zamiast do Berlina czy Linzu, obrazy trafiły z powrotem do Krakowa. Kto je zatrzymał? Generalny gubernator Hans Frank, chciwy „kolekcjoner” dzieł sztuki. Od 1943 roku Frank zaczął przesyłać zrabowane w Polsce dzieła do swojego mieszkania w Monachium i rezydencji w Bawarii. Gdy w 1945 roku wszyscy świadomi są już porażki III Rzeszy, Hans Frank szybko ewakuuje całą resztę zgromadzonych na Wawelu, swojej oficjalnej rezydencji, dzieł sztuki. Po drodze na Dolny Śląsk, dzieła najpierw trafiają do pałacu w Sichowie, a potem w Morawie.
Czy cała Wielka Trójka była przez cały ten czas razem? W spisie obrazów wywożonych do Sichowa brakuje niestety Portretu młodzieńca Rafaela. Czy został na Wawelu czy też w pałacu Franka w Krzeszowicach? Czy w monachijskim mieszkaniu czy w bawarskiej rezydencji? I Leonardo, i Rembrandt w urzędowych papierach wymieniani są zawsze razem – czy w takim razie to arcydzieło Rafaela Hans Frank upodobał sobie najbardziej? Czy trzymał go przy sobie, dał do wywiezienia komuś z najbliższych współpracowników? Bardzo chciałabym poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania.
Gdy 4 maja 1945 roku Amerykanie aresztowali Hansa Franka, w jego willi nad jeziorem odnaleźli tylko Damę z gronostajem i Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem. Plotek odnośnie losów obrazu Rafaela jest co niemiara. Syn Hansa Franka, Niklas Frank, twierdził, że obraz wisiał w ich rezydencji nad jeziorem. Czy w takim razie Hans Frank doskonale go ukrył? Czy rodzina mogła go potem sprzedać? Podobno w 1955 roku ktoś oferował obraz nowojorskiemu Metropolitan Museum. Niemiecki konserwator sztuki, odpowiedzialny za ewakuację skradzionych dzieł, miał widzieć obraz zimą 1945 roku w sąsiadującej z willą Franka rezydencją jego bliskiego współpracownika. Trop urywa się gdzieś w okolicach bawarskiego jeziora Schliersee. W latach 70. do polskich historyków sztuki dotarła wiadomość, że Rafael znajduje się w rękach władz NRD. W latach 80. ktoś inny twierdził, że był świadkiem odnalezienia trzech obrazów w ruinach domu na terenie NRD — w tym Portretu młodzieńca właśnie. Obrazy miały jednak zostać przejęte przez Stasi – enerdowską bezpiekę.
Najciekawszy trop pojawił się w pierwszej połowie lat 80. — scena rodem z amerykańskiego filmu kryminalnego. Do Jana Białostockiego, Kuratora Galerii Sztuki Obcej Muzeum Narodowego w Warszawie przyszedł tajemniczy jegomość, Amerykanin z teksańskim akcentem. Pokazał profesorowi zdjęcie Portretu młodzieńca Rafaela i zapytał o możliwość prywatnej i poufnej ekspertyzy. Koszty nie grały roli, a obraz miał ponoć znajdować się… w Australii. Białostocki oczywiście zgodził się, a mężczyzna wyszedł z Muzeum Narodowego i ślad po nim zaginął…
Ołtarz rozczłonkowany
Polskich „obrońców skarbów” było w czasie II wojny światowej wielu — antykwariusze, kolekcjonerzy, archeologowie i historycy sztuki, muzealnicy i dyrektorzy muzealnych placówek. To wyżej wspomniani Stanisław Lorentz i Adolf Szyszko-Bohusz, którzy już przed wybuchem wojny zaczęli robić spisy najwartościowszych dzieł i skutecznie je ukrywać. W Krakowie działał Karol Estreicher, historyk sztuki, który latem 1939 roku zaangażowany był w rozmontowywanie jednego z najcenniejszych zabytków Krakowa — Ołtarza Wita Stwosza. Zdecydowano się wyjąć z ołtarza jedynie płaskorzeźby i drewniane figury — ogromną szafę pozostawiono na miejscu, w kościele. Elementy ołtarza ukryto w kilku miejscach — część pod podłogą w domu jednego z krakowskich artystów, część pod posadzką Zakładu Historii Sztuki UJ, resztę ukryto w Sandomierzu. Dla nazistów wkraczających do Krakowa Ołtarz Mariacki był priorytetem — od razu zajęli się poszukiwaniem dzieła swojego rodaka urodzonego w Norymberdze. Niestety szybko odnaleźli tajne kryjówki i, decyzją samego Adolfa Hitlera, przetransportowali je do miasta urodzenia Wita Stwosza. Estreicher z zacięciem i wytrwałością poszukiwał Ołtarza Mariackiego, pisząc do swojej narzeczonej: „To, poza Tobą, moja jedyna namiętność”1. W odkryciu ołtarza pomogli Amerykanie szukający skradzionych przez nazistów dzieł — odnaleziono je w piwnicach zamku w Norymbergi. Nieco zniszczone, lecz całe dzieło szczęśliwie wróciło do kraju. Karol Estreicher mógł odetchnąć z ulgą.
Dwa identyczne obrazy
Przez kilka stuleci obraz Lucasa Cranacha Starszego Madonna pod jodłami wisiał we wrocławskiej katedrze. O cenne dzieło słynnego artysty niemieckiego, perłę północnego renesansu bardzo dbano, dlatego w 1961 roku postanowiono poddać obraz renowacji. I wtedy wybuchł skandal. Konserwatorka Daniela Stankiewicz odkrywa, że obraz to… falsyfikat. Gdzie jest więc prawdziwe dzieło?
Madonnę pod jodłami namalował Lucas Cranach Starszy w 1510 roku dla wrocławskiej katedry. Do XIX wieku wisiała w kaplicy św. Jana Ewangelisty, potem przeniesiono ją do skarbca. Tam, w latach 20. i 30. można było podziwiać ją, ale za opłatą. W 1943 roku hitlerowcy wywieźli obraz Cranacha za miasto w obawie przed alianckimi bombardowaniami. Chwilowa emigracja nie posłużyła dziełu — powrócił do wrocławskiej katedry z poważnym pęknięciem lipowej deski. Gdyby nie to uszkodzenie, Madonna pod jodłami pewnie nigdy nie opuściłaby katedralnego skarbca.
Zajęcie się naprawą dzieła Muzeum Archidiecezjalne zleca swojemu pracownikowi, księdzu Siegfriedowi Zimmerowi. Ten jednak zwraca się do znajomego malarza, Georga Kupke, aby wykonał… kopię obrazu. Ponoć malowali razem: Kupke – Madonnę, Zimmer – pejzaż. W ramach przesiedleń niemieckich mieszkańców, Zimmer został zmuszony do wyjazdu z Wrocławia w 1947 roku. Wtedy właśnie obrazy zamienił i wyjechał z XVI-wiecznym oryginałem, pozostawiając w mieście lichą kopię, którą odkryto dopiero po kilkunastu latach. Zimmer sprzedał obraz w latach 60., a od 1970 roku dzieło kilkakrotnie pojawiało się na aukcjach dzieł sztuki i to za niemałe pieniądze. Ciężko go było jednak sprzedać z powodu znanej proweniencji.
Gdy przekręt niemieckiego duchownego został odkryty przez konserwatorkę, rozpoczęto gorączkowe poszukiwania. Po wielu fałszywych tropach, okazało się, że obraz trafił do Szwajcarii, a po śmierci właściciela został przekazany do opactwa Sankt Gallen. Chociaż już władze PRL wiedziały, gdzie znajduje się obraz, nie zrobiły nic, aby go odzyskać — Madonna pod jodłami wróciła do Polski dopiero w 2012 roku.
Oddać obraz po dobroci!
Czasami zdarza się tak, że nie trzeba walczyć o obrazy, a będący w ich posiadaniu dobrowolnie oddają je prawowitym właścicielom. Tak było na przykład z Dziewczynką z kanarkiem datowaną na 1878 rok, uroczą scenką rodzajową pędzla Leopolda Löfflera, przedstawiciela malarstwa akademickiego i nurtu biedermeier. Dziewczynka wspina się na palce, starając się dosięgnąć klatki z ptaszkiem, którego zamierza nakarmić ze swoich ust. Od 1928 roku obraz był własnością Muzeum Śląskiego, nie wiadomo jakie były jego losy w czasie wojny. W 1939 roku muzeum ewakuowało część swoich zbiorów na wschód w dwóch transportach, jednak nie wiadomo czy znalazła się wśród nich Dziewczynka z kanarkiem.
Gdy pracownicy Muzeum Śląskiego otrzymali telefon od właścicielki obrazu z prośbą o jego obejrzenie, byli przekonani, że będą mieli do czynienia z jedną z wielu popularnych w międzywojniu reprodukcji obrazu. Tymczasem Dziewczynka z kanarkiem okazała się być zaginionym oryginałem. Właściciele zgodzili się oddać obraz Muzeum Śląskiemu. Dziewczynka z kanarkiem była w ich rodzinie od lat, a na zdjęciach z rodzinnych imprez widać ją nawet wiszącą na ścianie. Obraz wrócił na swoje miejsce 15 października 2015 roku.
Dzieła utracone. Dzieła podarowane
W 2012 roku pewna rodzina będąca w posiadaniu skradzionego Orszaku Witolda Wojtkiewicza zwróciła się do polskiej ambasady w Waszyngtonie.
Twierdzili, że obraz otrzymali jako prezent w Szwecji w latach 40. Oddali obraz Polsce dobrowolnie. Podobnie stało się z Popiersiem mężczyzny Aleksandra Gierymskiego.
Ostatnio głośno było o homoseksualnej parze, która zwróciła Polsce skradziony obraz. Amerykański aktor i śpiewak Craig Gilmore oraz jego partner David Crocker, malarz, w 2006 roku stali się posiadaczami XVII-wiecznego Portretu damy autorstwa niemieckiego malarza tworzącego w Kolonii, Melchiora Geldorpa. Obraz należał przed wojną do Muzeum Narodowego w Warszawie. Na trop dzieła trafiły amerykańskie służby śledcze prowadząc zupełnie inne śledztwo dotyczące obrazów Juliana Fałata. Gilmore i Crocker odwiedzili Polskę dwukrotnie — po raz pierwszy podczas przekazania obrazu Muzeum Narodowemu w Warszawie, a po raz drugi… z okazji zaręczyn!
Cieszy fakt, że od kilku lat zwiększyła się liczba dzieł sztuki powracających do Polski. Miejmy nadzieję, że będziemy mieli okazję opowiadać coraz więcej takich szczęśliwych historii z dreszczykiem!
Bibliografia:
1. Odzyskanie obrazu «Dziewczynka z kanarkiem», w: strona internetowa Muzeum Śląskiego, https://muzeumslaskie.pl/pl/aktualnosci/odzyskanie-obrazu-dziewczynka-z-kanarkiem/, dostęp: 9 czerwca 2019.
2. Praczka, w: strona internetowa Łazienek Królewskich, https://www.lazienki-krolewskie.pl/pl/katalog/obiekty/lkr-811, dostęp: 10 czerwca 2019.
3. Kalicki W., Sensacja! «Madonna pod jodłami» Cranach wróciła do Polski!, w: Gazeta Wyborcza, 27 lipca 2012, http://wyborcza.pl/1,75248,12205840,Sensacja___apos_Madonna_pod_jodlami_apos__Cranacha.html, dostęp: 12 czerwca 2019.
4. Kalicki W., M. Kuhnke, Sztuka zagrabiona. Uprowadzenie Madonny, Warszawa 2014.
5. Kudelski J. R., Wojenne losy ołtarza Wita Stwosza – amerykański epizod, w: strona internetowa Wydziału Restytucji Dóbr Kultury. http://www.dzielautracone.gov.pl/artykuly/132-wojenne-losy-oltarza-wita-stwosza-amerykanski-epizod, dostęp: 12 czerwca 2019.
6. Przybytek J., Dziewczyna z kanarkiem: Niewielkie, ale bezcenne płótno, w: „Dziennik Zachodni”, 18 października 2015, https://dziennikzachodni.pl/dziewczyna-z-kanarkiem-niewielkie-ale-bezcenne-plotno-historia-dz/ar/9002049, dostęp: 9 czerwca 2019.
- K. Estreicher, Dziennik wypadków, t. 2, Kraków 2002, s. 37. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Gdy nie politykuję, maluję. Winston Churchill jako artysta - 4 sierpnia 2023
- Suzanne Valadon. Modelka, która została malarką - 16 września 2022
- Sofonisba Anguissola „Gra w szachy” - 6 czerwca 2022
- Paul Signac „Opus 217” (Portret Félixa Fénéona) - 29 kwietnia 2022
- Ostatnie obrazy genialnych artystów - 6 lutego 2022
- Czy można powąchać obraz? Zapach w sztuce - 29 sierpnia 2021
- Sandro Botticelli „Portret Simonetty Vespucci jako nimfy” - 20 sierpnia 2021
- Zdrada inspiracją dla sztuki – historia Louise Bourgeois - 6 lipca 2021
- Lucas Cranach starszy „Madonna pod jodłami” - 21 lutego 2021
- Kordegarda, na straży sztuki - 10 grudnia 2020