Paryż pełen jest miejsc, w których czuje się obecność polskich malarek. W latach 80. XIX wieku do francuskiej stolicy zaczęły przyjeżdżać artystki, które w realiach Warszawy, Krakowa czy innych miast Polski rozbiorowej nie mogły liczyć na zdobycie edukacji oraz kwalifikacji pozwalających na profesjonalne zajmowanie się malarstwem. Szkoły wyższe nie przyjmowały jeszcze kobiet, a w nielicznych w tamtych czasach szkołach prywatnych uczennice nie mogły nawet szkicować żywych modeli – obowiązujące normy moralne zakazywały tych demoralizujących praktyk, niweczących szanse na matrymonialnym rynku.
Paryż, będący wówczas światową stolicą sztuki, oferował im dużo większe możliwości. W tamtejszych prywatnych akademiach rysowano i malowano żywych modeli, a kobiety były dopuszczane do udziału w corocznym Salonie (najważniejszej wystawie dzieł sztuki). Małymi kroczkami, dzięki systematycznej pracy, uporowi i ogromnej determinacji wkraczały na zdominowany przez mężczyzn rynek sztuki. Takie artystki jak Anna Bilińska, Zofia Stankiewiczówna, Maria Dulębianka, Olga Boznańska, Aniela Pająkówna, a w wieku XX Mela Muter, Alicja Halicka, Irena Reno Hassenberg i wiele, wiele innych. W sumie w okresie od lat 80. XIX wieku do wybuchu II wojny światowej ponad 200 malarek z większymi lub mniejszymi sukcesami rozwijało swoje kariery w Paryżu.
Pracownie malarskie były postrzegane jako miejsca niemal magiczne – to w tych pomieszczeniach dokonywał się przecież proces twórczy. W przypadku artystów, którzy osiągnęli sukces, atelier stawało się ich swoistą wizytówką i potwierdzało ich status. Miejsca te miały charakter otwarty i tętniły życiem. W zasadzie każda osoba z tzw. ulicy mogła zapukać do drzwi atelier artysty i powiedzieć, że chciałaby obejrzeć obrazy czy rzeźby pracującego tam twórcy. W pracowniach odbywały się spotkania towarzyskie, tam odwiedzano się wzajemnie, aby czerpać inspirację ze swoich dokonań, tam wreszcie dokonywano transakcji, sprzedawano obrazy, przyjmowano potencjalnych klientów, krytyków i marszandów.
Kobiety decydujące się wkroczyć na profesjonalny rynek sztuki borykały się z wieloma przeszkodami natury instytucjonalnej, obyczajowej, finansowej. Dlatego też w ich przypadku pracownia odgrywała szczególnie istotną rolę – była świadectwem niezależności i samodzielności, „własnym pokojem”, o którym pisała Virginia Woolf. Często przestrzeń przeznaczona do pracy w domu rodzinnym była niewystarczająca i nie zapewniała profesjonalizmu.
Artystki pracowały tam, gdzie mogły, niekiedy nawet w kuchni – tak było w przypadku Alicji Halickiej, której mąż, kubista Marcoussis władał dużą pracownią, jednak jej praca nie wydawała się dość ważna, aby zapewnić jej odrębne miejsce do tworzenia. Halicka i jej mąż mieli swoje pracownie przy rue Hégésippe Moreau „Villa des Arts”, gdzie swoje studia miało wielu wybitnych artystów. Co ciekawe dzisiaj przy bramie kompleksu budynku widnieje tablica pamiątkowa, ale znalazło się na niej wyłącznie nazwisko Marcoussis, a Halicką nie wiedzieć czemu pominięto.
Własna pracownia była więc swego rodzaju deklaracją i potwierdzeniem tego, że obrana droga artystyczna nie jest chwilowym kaprysem, ale wynika z racjonalnej decyzji. Tak było w przypadku Anny Bilińskiej, która jeszcze w Warszawie, ucząc się w szkole rysunku Wojciecha Gersona, w tajemnicy przed rodzicami wynajęła wspólnie z dwiema koleżankami pracownię przy Nowym Świecie. Czynsz opłacała z udzielanych w tym celu lekcji fortepianu.
W krajobrazie Paryża wyróżniające się, wielkie przeszklone połacie na górnych kondygnacjach budynków są stałym elementem tego miasta. Pracowni malarskich i rzeźbiarskich było tam zawsze bardzo wiele, budowano całe osiedla przeznaczone w swoim zamyśle dla artystów (jak Cité Fleurie przy bulwarze Arago, gdzie znajdowało się pierwsze paryskie atelier i mieszkanie Meli Muter, czy Cité Falguière) bądź kompleksy zgrupowanych pracowni (jak legendarne La Ruche (Ul) czy nieistniejące już Bateau-Lavoir, w którym powstały m.in. Panny z Avignonu Picassa), najwięcej znajdziemy ich wciąż na Montparnassie lub wzgórzu Montmartre.
W realiach paryskich wynajęcie pracowni wiązało się oczywiście z ogromnymi kosztami, na które nie każdą artystkę było stać. Ze wspomnień z przełomu XIX i XX wieku wyłania się obraz ubogiego twórcy, pracującego w zimnej, nieogrzanej przestrzeni, na strychu, czasami w piwnicy, niedojadającego, marznącego tylko po to, aby móc kupić niezbędne farby i płótno. Takich przypadków, zwłaszcza na początku kariery, było bardzo wiele, nie tylko zresztą wśród Polaków i Polek.
Z powodów finansowych przybywający do Paryża artyści wybierali jako miejsce zamieszkania Montparnasse. Jeszcze przed I wojną światową była to peryferyjna dzielnica, pozbawiona efektownych zabytków i przyciągających turystów atrakcji, za to czynsze były tam bardzo niskie, niższe nawet niż na wzgórzu Montmartre, które około 1910 straciło status „kolebki sztuki nowoczesnej” właśnie na rzecz Montparnasse’u.
W dzisiejszym Paryżu na próżno szukać nazwisk polskich artystek na umieszczonych na fasadach kamienic tablicach upamiętniających fakt zamieszkiwania w danym domu sławnej osoby. Dawnych pracowni, w których nierzadko artystki pracowały i żyły przez kilkadziesiąt lat, nie można nawet zwiedzić. Niektóre zabudowania już nie istnieją (jak np. pracownia Ireny Reno przy bulwarze Raspail), a w większości przypadków lokale będące kiedyś pracowniami Polek zamieszkują osoby prywatne, niekiedy współcześni artyści.
I chociaż samych wnętrz dawnych pracowni nie możemy odwiedzić, spacer po Montparnassie i okolicach (VI, XIII i XIV dzielnicy) może nam przynieść wiele satysfakcji i być wspaniałą przygodą. Potrzeba tylko trochę wiedzy, wyobraźni i kilka godzin wolnego czasu, aby przebyć opisaną poniżej trasę i przeżyć niezwykle wzruszającą przygodę.
Poniższe zestawienie ułożyłam w taki sposób, aby poruszając się pieszo, w ciągu jednego dnia zobaczyć istniejące do dziś budynki, w których pracowały i żyły najsłynniejsze polskie malarki, które tworzyły w Paryżu: Olga Boznańska, Anna Bilińska, Mela Muter i Tamara Łempicka.
Anna Bilińska, rue de Fleurus 27
Anna przyjechała do Paryża w 1882 roku jako jedna z pierwszych polskich malarek. Uczyła się przez ponad cztery lata w prywatnej szkole Académie Julian. W tym czasie zmagała się z osobistymi tragediami, a także z ogromnymi kłopotami finansowymi, przez co jej paryska egzystencja była nad wyraz skromna. Początkowo korzystała z gościnności swojej koleżanki Zofii Stankiewiczówny, następnie wynajęła studio przy rue de La Tour d’Auvergne w IX dzielnicy, aby po kilku miesiącach wynająć pracownię przy rue de Fleurus 27, w pobliżu Ogrodu Luksemburskiego (Jardin du Luxembourg). Pod tym adresem funkcjonowała w Paryżu do końca swojego pobytu we Francji, do jesieni 1892 roku.
Pomimo braku dostatecznych środków Bilińskiej zależało na tzw. dobrym adresie. Wynikało to z tego, iż w katalogu paryskiego Salonu obok nazwiska artysty i nazwy pokazywanego dzieła widniał adres danego twórcy, pod który mogli kierować się pasjonaci, krytycy sztuki albo potencjalni kupcy. Adres był więc kwestią prestiżową. Ulica Fleurus była odpowiednim miejscem zamieszkania dla ambitnej malarki.
W podwórzu kamienicy mieściły się pracownie artystyczne znanych francuskich malarzy takich jak Jean-Léon Gérôme. W tym budynku Annę stać było jednak tylko na studio zlokalizowane w oficynie na pierwszym piętrze. Był to właściwie bardzo skromny pokoik, jednak artystka była dumna z tego, że samodzielnie jest w stanie zapewnić sobie w Paryżu odpowiednie warunki dla malarskiej kariery.
Bilińska tak opisywała w 1884 roku w swoim dzienniku warunki mieszkaniowe:
„Maleńki mam pokoik – zaledwie 2 1/2 metra długości, a 2 szerokości. Toż aby malować moją martwą naturę muszę się brać na sposoby. Najpierw musiałam złożyć łóżko – dało mi to prawie metr kwadratowy wolnego miejsca. Pod ścianą, na przewróconym małym tłomoczku usiadłam sama, mając na piecyku żelaznym po lewej ręce, na kartonie rozłożone farby; po prawej, przed łóżkiem, gdyż siedziałam bardzo nisko, również farby i pędzle; nie dalej zaś nad jeden metr przede mną, na worku z koksem panoszyła się «martwa natura» – przepych koloru! Ów piękny kwiat, kupiony jeszcze w Wiedniu za osiem guldenów (umyślnie wypisuję cenę, która teraz mię przeraża) ciemno pąsowy na zielonym adamaszkowym tle, deska przykryta szafirowo-seledynowym aksamitem, na to rzucona czarna koronkowa chustka i cekiny złote. W opisie wydaje się to papuzio nieco, a jak pięknie odcienia te harmonizują w naturze! Przede mną w równej dla braku miejsca odległości z przedmiotem malowanym stało płótno, ale jak: nie mam sztalug, wysunęłam tedy skośnie stolik, o który prostopadle oparłam deskę od paki, służącą mi obecnie za stolnicę; pod deską – wiadro z wodą pokryte płaskim ręcznym tłomoczkiem, na nim zaś dopiero płótno”.
W liście do ukochanego Wojciecha Grabowskiego naszkicowała swoje maleńkie studio. W tym maleńkim pokoiku malarka spała, pracowała, przygotowywała skromne posiłki na piecyku (najczęściej gotowała sobie makaron albo ziemniaki). Tam powstały (lub zostały wykończone) m.in. dwa słynne obrazy malarki: Studium czarnej kobiety oraz Kobieta z lornetką. Niecodzienne kadrowanie postaci na tych płótnach (spojrzenie na modelkę niejako od dołu) prawdopodobnie wynikało z tego, iż Bilińska z braku miejsca w pomieszczeniu malowała, kucając.
Sytuacja materialna Anny polepszyła się za sprawą spadku otrzymanego po przyjaciółce Klementynie Krassowskiej, a także dzięki sukcesom na Salonie (srebrny medal za Autoportret z pędzlami w 1887 roku), co pozwoliło na wynajęcie w tej samej kamienicy większego atelier. W swojej nowej pracowni Anna postawiła fortepian, ściany udekorowała malarskimi rekwizytami, m.in. częściami zbroi i bronią palną.
Do swojego atelier zapraszała gości na „środy u Bilińskiej”, gdzie, jak wspominał jeden z gości:
„Śpiewa się tu, gra, gawędzi o sztuce i… zapomina o obczyźnie przynajmniej chwilowo”.
Jednym z gości Anny był Władysław Mickiewicz, syn Adama, w czasach Bilińskiej kierujący Biblioteką Polską w Paryżu. Wystrój wnętrza można odtworzyć ze zdjęć obrazów, które niestety nie zachowały się do czasów dzisiejszych.
Warto dodać, iż w tym samym budynku przy rue de Fleurus mieszkanie wynajmował młody student medycyny Antoni Bohdanowicz, który został mężem malarki. Spotykali się na dziedzińcu kamienicy jako sąsiedzi, Antoni bywał na „środach” u słynnej już artystki. Przez kilka lat zakochany w Annie, nie miał śmiałości posunąć się o krok dalej, jednak sąsiedzkie spotkania zaowocowały zażyłością i przyjaźnią, a w końcu artystka zgodziła się na propozycję małżeństwa.
Dzisiaj ulica Fleurus nie wyróżnia się niczym specjalnym. Kamienica pod numerem 27 również, jeśli nie liczyć pamiątkowej tablicy poświęconej pisarce i poetce, kolekcjonerce Gertrudzie Stein, która mieszkała w tym domu na początku XX wieku. Trzeba się wykazać pewnym sprytem albo trafić na odpowiedni moment, gdy drzwi głównej bramy otworzy ktoś znający kod, a wówczas można obejrzeć urokliwe podwórze oraz wejście do oficyny Bilińskiej.
„Wystarczy przekroczyć bramę, aby znaleźć się w sekretnej oazie w sercu zabieganej i głośnej metropolii. Wewnętrzny dziedziniec, otoczony z czterech stron ścianami budynków, tonie w zieleni i kwiatach. Do ściany domu znajdującego się naprzeciwko bramy przylegają przeszklone pracownie artystów. Obok donic z niebieskawymi hortensjami i różowiącymi się oleandrami, wylegują się koty. Podobnie wyglądało to ukwiecone patio w czasach, gdy mieszkała tu Anna Bilińska-Bohdanowicz”.
Zaglądając na ulicę Fleurus, nie można pominąć spaceru po Ogrodzie Luksemburskim, jednym z najpiękniejszych paryskich parków. Alejkami wśród drzew spacerowali tutaj wszyscy artyści mieszkający na Montparnassie: Mela Muter zapewne nieraz przechodziła obok Amedeo Modiglianiego czy Ernesta Hemingwaya, który wyprowadzał tam swojego psa.
Przysiadając obok stawu, na którym – tak jak w czasach Bilińskiej – dzieci puszczają na wodzie łódeczki, warto przypomnieć sobie zapiski z dziennika Anny. Malarka spędzała w parku długie godziny, tu odpoczywała i w myślach mierzyła się ze swoimi problemami, rozważała swoje uczucia macierzyńskie (nigdy niespełnione), potencjalne małżeństwo, plany i pragnienia dotyczące artystycznej kariery.
Olga Boznańska, bulwar Montparnasse 49, XIV dzielnica
Olga Boznańska podjęła w 1898 roku przemyślaną decyzję o przeniesieniu swojej artystycznej aktywności z Monachium do Paryża. Była już wówczas uznaną artystką. Jej pierwszym paryskim adresem była pracownia przy rue Vaugirard 114, w VI dzielnicy.
W 1908 roku artystka przeniosła się na bulwar Montparnasse. Tamtejszą pracownię zajmowała do śmierci w 1940 roku. Atelier (a zarazem mieszkanie malarki) mieściło się w oficynie kamienicy pod numerem 49. Do pracowni wchodziło się od podwórza. Było to przestronne pomieszczenie na najwyższej kondygnacji z przeszklonym dachem i dwoma oknami, z których roztaczał się widok na dachy i kominy paryskich kamienic.
Wnętrze urządzone było skromnie i prosto: stały w nim pianino, biureczko, parę foteli, piec. Na podwyższeniu stały sztalugi. Na ścianach wisiały obrazy, z którymi malarka nie chciała się rozstać, m.in. portret ojca czy niedoszłego narzeczonego Józefa Czajkowskiego. W różnych miejscach pomieszczenia Olga stawiała świeże kwiaty. Panował tam surowy nastrój przypominający o tym, iż miejsce to służy do pracy, a praca ta – malarstwo – jest najważniejsza w życiu lokatorki. W tym samym budynku mieściła się prywatna szkoła malarstwa Académie Vitti, w której nauczała Boznańska.
Adres artystki był powszechnie znany wśród Polaków przybywających do Paryża. Jedni odwiedzali pracownię zwabieni sławą, którą cieszyła się malarka, a niektórzy kierowali do niej swoje pierwsze kroki tuż po przybyciu do Francji, słyszeli bowiem opowieści o hojności artystki, jej naiwności, o tym, że każdemu pożyczy parę franków, nawet jeśli sama nie ma dla siebie wystarczającej ilości pieniędzy. Dlatego w atelier Olgi zwykle bywało wiele rozmaitych osób. Sama malarka pracowała w tym czasie w skupieniu i rzadko wdawała się w konwersacje.
Istnieją rozmaite relacje (niekiedy sprzeczne), opisujące mityczną pracownię Boznańskiej. Tak w „Tygodniku Ilustrowanym” pisał H. Zbierzchowski:
„To nie buduarek modny, ani wdzięczne mieszkanko panieńskie, ale naprawdę warsztat malarski, pokój, gdzie się pracuje dużo i sumiennie, sanktuaryum wysiłków duszy twórczej. I gdyby nie kwiaty świeże, […] nie poznałbyś, że to mieszkanie kobiece”.
A Jerzy Waldorff w książce Moje cienie wspominał pracownię Olgi tak:
„Do pracowni malarki szło się w głąb brudnego podwórza, obdrapanymi, brudnymi schodami, po czym było górą oszklone, bardzo rozległe studio, tak pokryte kurzem i festonami pajęczyn, jak gdyby i w nim nie sprzątano od początków stulecia. Bez ładu porozwieszane na ścianach, ustawione pod nimi i w różnych kątach marniały cudowne obrazy Boznańskiej, która wyprostowana w ongiś białym fotelu Louis XVI, przyjmowała gości z łaskawą dobrocią, wymieszaną z lekceważeniem. Skoro tylko zmierzchało się, z kątów wyłaziło kilkanaście oswojonych myszy. Chodziły po gratach, obrazach, jakichś kotarach, po dawno ogłuchłym pianinie, ludzi nie wymijając: miałem je na ramionach, pięły się w górę wzdłuż spodni”.
„Na oknie liczne kwiaty w doniczkach i w flakonach – kupione czy przyniesione przez gości dokonywały powolnego konania ciesząc oczy malarki zanikającą barwnością. Podłogi zaściełały chodniki i resztki dywanów – oraz szmaty niewiadomego pochodzenia i użyteczności – tu i ówdzie tektura kto wie, czy na spodniej stronie nawet nie będzie jaki portret. […]. Mało ją obchodził los jej obrazów. Dziesiątki stały one oparte o ściany – czy o drugą sztalugę, pokryte grubą warstwą kurzu, pogryzione przez myszy – wycierające się o drugie tektury czy przedmioty. Znała ich wartość artystyczną – uznawała ich wartość – ale nie dbała o ich zachowanie i utrzymanie”
– pisał Marcin Samlicki w swoim pamiętniku.
Opiekujący się malarką radca ambasady polskiej w Paryżu, Jan Szymański, pisze we wspomnieniach:
„OLGA BOZNAŃSKA nie lubiała w swej pracowni przestrzeni pustej. Męczyła ona Artystkę, szukającą stale linij, płaszczyzn i brył. Pracownia Jej była więc przepełnioną najróżnorodniejszymi przedmiotami wszelkiego autoramentu. Tak to, drobną a tak delikatną Swą ręką, budowała między innemi, w zasadzie na stoliku, ale i na kanapce, Swą «Tuję». Z gazet. Pochyloną, by wieża w Pizie. W zasadzie tylko nowi przybysze ją niszczyli. Natenczas na nowo ją wznosiła. Miała ona swój swoisty cel: Stanowiła ona schronienie, przytułek czy depozyt dla paszportu polskiego czy francuskiej karty tożsamości, przekazów finansowych tak czekowych jak gotówkowych, listów prywatnych i krakowskich dokumentów rejentalnych, nakazów płatności czy zapozwów administracyjnych, jednym słowem wszystko, co tylko dochodziło. Nic tam nie ginęło, ale i niczego znaleźć nie było można, co najmniej na czas. Każde doszukiwanie się stanowiło pracę wręcz benedyktyńską. Niekiedy i dramatyczną. Wszak «Tuja» się przewracała, nie znajdując należytego fundamentu. Ale były to zarazem i chwile radosne. Rozsypana wydawała z siebie niekiedy dawno, bardzo dawno poszukiwane dokumenty, listy czy pieniądze. Trzeba ją było później na nowo budować. «Tuja» więc na nowo stała, stanowiąc swoistą bryłę, tak ważną, tak cenną dla poczucia artystycznego Wielkiej Malarki”.
Dzisiaj budynek pod adresem Boulevard du Montparnasse 49 wygląda bardzo pospolicie. Na dole kamienicy mieści się azjatyckie bistro. Warto jednak przespacerować się do tego miejsca, zobaczyć znienacka pojawiającą się przed nami sylwetkę Wieży Eiffla, obejrzeć okolice bulwaru, na którym często widywano Boznańską, ubraną w staroświecką suknię, z wypchanym pieskiem Bobbym pod pachą, spieszącą po olej do lamp.
Mela Muter, „Villa Mela Muter” Allée Maintenon 6 [rue de Vaugirard 114 bis], VI dzielnica
Mela Muter (właśc. Maria Melania Mutermilch) wraz z mężem i synem pojawiła się w Paryżu w 1901 roku. Początkowo Mutermilchowie mieszkali w artystycznym osiedlu Cité Fleurie, później wielokrotnie zmieniali kolejne wynajmowane lokale, zawsze wybierając mieszkania w obrębie Montparnasse’u. Dopiero w 1917 roku Mela Muter wynajęła własną pracownię (mieszkała wraz z synem przy bulwarze Port-Royal) w nieistniejącym już dzisiaj budynku przy bulwarze St. Jacques 51. Malarka zajmowała pomieszczenie pozbawione wygód, bez bieżącej wody, ale za to doświetlone i wyjątkowo obszerne. Wieloletni przyjaciel artystki, także jej ojciec chrzestny pisarz Władysław Reymont w liście do żony donosił: „Mela mieszka w stodole”.
Na fotografiach wykonanych w tej pracowni artystka siedzi zamyślona na tle swoich obrazów. „Jednak ta stodoła okazuje się dla niej idealnym miejscem pracy. Dużą przestrzeń wypełniają meble i bibeloty, które Melania przywiozła częściowo jeszcze z Warszawy: lampy, kredens na ozdobne talerze, półki z książkami, krzesła i stoliki nakryte kilimami o ludowych motywach. Malarka stawia na nich przy wiezione z domu świeczniki, też menory, sterty książek. Oparte o ściany liczne obrazy tworzą nastrój artystycznej samotni, w której króluje wciąż piękna, dostojna Mela”.
„W pracowni Mutermilchowej znalazłem się w dzień wiosenny. Złote promienie słoneczne przedzierały się przez szare zasłony okienne, rzucając gorące plamy na podłogę i obrazy zawieszone na ścianach. Z pobliskiego bulwaru dolatywał huczny pogwar ptactwa, witającego powrót wiosny. Artystka, w obcisłej bluzie malarskiej, piękna i smukła, z błyskiem ognia w oczach, mówiła mi o swoich marzeniach artystycznych i planach na przyszłość. Słońce wiosenne całowało jej rozrzucone bezładnie włosy. I pomyślałem sobie: czyż może być dla artysty lepsza wróżba, niż ta młoda, złota wiosna, wdzierająca się do wnętrza cichej pracowni?” – pisał w polskiej prasie Henryk Zbierzchowski.
W pracowni Mela urządzała wielkie przyjęcia, na których bywała śmietanka Paryża, m.in. Marc Chagall. Wydarzenia te relacjonowała nawet prasa. W atelier odwiedził ją Rainer Maria Rilke, z którym malarka przegadała całą noc. Siedzieli w pracowni po ciemku (Mela zapomniała dokupić olej do lamp), w blasku księżyca, przy otwartym oknie. Nawiązała się między nimi przyjaźń, którą przerwała do śmierci poety w 1926 roku. Po owej mitycznej stodole dzisiaj nie ma już śladu. W latach 20. XX wieku Mela Muter zyskała renomę jako portrecistka francuskich elit intelektualnych.
Wykonała kilkadziesiąt portretów sławnych wówczas osób, pisarzy, polityków czy kompozytorów. Sława i wysokie stawki, jakie otrzymywała za obrazy, pozwoliły jej na spełnienie marzenia, jakim było wybudowanie własnego domu-pracowni (fr. maison-atelier). Projekt willi wykonany przez znanego modernistycznego architekta Auguste’a Perreta był potwierdzeniem statusu osiągniętego przez polską artystkę. Nowoczesny dom został wzniesiony w latach 1926–1928 w ślepej uliczce odchodzącej od rue Vaugirard.
Począwszy od 1930 roku artystka mieszkała w nowym lokum. Rozdawała karty wizytowe o treści: „Atelier Mela Muter. Kursy malarstwa olejnego, rysunku i akwareli. Martwa natura, grupa, portret. Od 9 do 12.00”.
„Ultranowoczesna, jak na standardy lat trzydziestych, willa utrzymana była w modnym minimalistycznym, a jednocześnie funkcjonalnym stylu. Ciekawy efekt, jaki tworzyła czerwono-biała elewacja domu podkreślały wiszące w dużych oknach zasłony w pasy. Dom zbudowany w formie litery «L» zorganizowany był wokół patio. Parter składał się z garażu, jadalni, kuchni oraz wielkiego pomieszczenia, w którym artystka mogła odpowiednio zaprezentować swoje obrazy i rysunki. Na piętrze mieściła się część prywatna: sypialnia, łazienka oraz odpowiednio duże i jasne atelier. Willa została tak pomyślana, aby w jej wnętrzach malarka mogła przyjmować potencjalnych kupców, prowadzić lekcje malarstwa, organizować spotkania towarzyskie, a nawet urządzać wystawy”.
„Taka willa świadczy o sukcesie artystycznym, ale też finansowym „najbardziej oryginalnej i śmiałej portrecistki naszych czasów” – takimi słowami określił ją krytyk Benoist w periodyku „Le Crapouillot”. W magazynie „Bravo” zaprezentowano fotografie wykonane w atelier. Artystka pozowała w pustawych, pełnych przestrzeni wnętrzach, przed sztalugami w trakcie malowania portretu, a także w minimalistycznym ogrodzie.
Efektowny dom Meli, jej wielka duma, z biegiem lat okazał się ogromnym problemem. Wraz z kryzysem ekonomicznym lat 30. artystka, jak większość innych paryskich twórców, zmagała się z kłopotami finansowymi i nie była w stanie spłacać hipoteki. W 1934 roku była zmuszona go wynająć, sama przeprowadziła się do mieszkania przy rue Boissonade na Montparnassie.
W trakcie II wojny światowej Muter z powodu żydowskiego pochodzenia musiała ukrywać się na południu Francji. Przetrwała ten czas w Awinionie, ucząc rysunku w gimnazjum dla dziewcząt. W tym czasie jej paryską willę wynajmował malarz Jean Dubuffet, przedstawiciel art brut. Po zakończeniu wojny lokator nie chciał opuścić domu. W związku z nowymi przepisami sankcjonującymi prawo dalszego użytkowania nieruchomości zamieszkiwanych w czasie okupacji Dubuffet dowodził, iż ma tytuł do willi artystki. Spór prawny o nieruchomość kosztował malarkę wiele nerwów, pieniędzy i starań. Korzystne dla niej orzeczenie zostało wydane przez sąd dopiero po śmierci artystki. Willa znalazła się w masie spadkowej malarki.
Dom nadal stoi w zaułku Allée Maintenon, do którego wkracza się od ulicy Vaugirard. Obecnie dostępu do tej ślepej alejki chroni brama z domofonem. Po pokonaniu tej przeszkody wkracza się w zacienioną uliczkę z kilkoma budynkami. Willa Meli znajduje się po prawej stronie w końcowym fragmencie zaułka. Przetrwała w zewnętrznie niemal nienaruszonym stanie. O ile uda się nakłonić któregoś z mieszkańców zaułka do otwarcia bramy, można przyjrzeć się ciekawej formie domu o płaskim dachu, jego ceglano-białej elewacji (panele cegieł ułożonych na przemian pionowo i poziomo we wzór szachownicy). Kilka lat temu kolejny właściciel domu dokonał jego renowacji, zmieniając pierwotny układ pomieszczeń. Na stronie internetowej francuskiego biura architektonicznego Oglo zamieszczono liczne fotografie efektownych, współcześnie zaaranżowanych wnętrz domu nazwanego „Villą Mela Muter”. Odwiedzając pracownię Meli obejrzeć można przy okazji budynek przy rue Vaugirard 114, gdzie mieściła się pracownia Olgi Boznańskiej.
Tamara Łempicka, rue Méchain 7, XIV dzielnica
Na fali sukcesów artystycznych i finansowych końca lat 20. Tamara zleciła zaprojektowanie swojej nowej pracowni i mieszkania znanemu architektowi Rogerowi Malletowi-Stevensowi. Trzypoziomowe lokum – ultranowoczesne, bogate w stalowe elementy i geometryczne elementy w stylu art déco – na podstawie pomysłów Tamary wykonała i udekorowała siostra malarki, architektka Adrianna Górska (we Francji znana jako Adrienne Gorska de Montaut).
Malarka czuwała nad każdym najmniejszym detalem. Dom stał się wizytówką jej wyrafinowanego stylu i uosabiał styl życia Tamary. Zamówiła obicie na meble ze swoimi inicjałami, długi i wąski stół do jadalni, przy którym zasiadać mogło dwadzieścia osób. Zaprojektowała samodzielnie wazony z karbowanego szkła i wypełniała je ulubionymi kwiatami – kaliami. Rozmach i bogate wyposażenie miały podkreślać status Łempickiej jako popularnej portrecistki paryskich elit i kręgów arystokratycznych. Artystka chętnie pozowała w swojej pracowni do zdjęć dla rozmaitych magazynów, a fotografie lokalu zamieszczała branżowa prasa. Łempicka urządzała w swoim atelier wystawy nowych obrazów. W pracowni nagrano film dokumentalny z Tamarą (Un bel atelier moderne z 1932 roku). Była to modelowa pracownia i zarazem mieszkanie wyznaczające trendy w nowoczesnym wnętrzarstwie. Do dzisiaj miejsce to uchodzi za jeden z najlepszych przykładów wystroju art déco.
Tamara w 1939 roku zamieszkała w Stanach Zjednoczonych, po wojnie przyjęła amerykańskie obywatelstwo. Zachowała jednak paryskie atelier. W latach 50. i 60. odwiedzała często Paryż. Zatrzymywała się zawsze w hotelu Ritz, do atelier przy rue Méchain chodziła wyłącznie po to, aby malować. W końcu sprzedała pracownię. Nowi właściciele zmienili układ pomieszczeń, zrezygnowali ze stylu art déco. Designerskie wnętrza zaprojektowane dla Tamary można podziwiać tylko na zdjęciach z epoki.
W ostatnich latach mieszkanie kilkukrotnie remontowano i zmieniano jego wystrój. Dzisiaj można z zewnątrz obejrzeć sam budynek i łatwo rozpoznawalne atelier z wielkimi oknami na ostatniej kondygnacji. Warte zobaczenia są kręcone schody w klatce modernistycznej kamienicy. Obecnie apartament Tamary znów jest do wzięcia za jedyne 2 550 000 euro.
Mela Muter, rue Pascal 40, XIII dzielnica
W 1956 roku w okazałej mieszczańskiej kamienicy artystka wynajęła swoją ostatnią pracownię. Tam też zmarła w maju 1967 roku. W ostatnim okresie życia schorowana, osamotniona malarka egzystowała na skraju nędzy. Jej twórczość została zapomniana, od dawna nie żył jej jedyny syn, odeszli jej bliscy.
Przez skrajnie niskie dochody i przeciągający się spór o dom stać ją było jedynie na wynajęcie pomieszczenia na parterze kamienicy, usytuowanego na dziedzińcu za bramą wejściową. Pracownia była wilgotna, zaniedbana, a przede wszystkim ciemna. Światło wpadało tam przez przeszkloną ścianę tonącego wiecznie w cieniu podwórza.
W niewielkim pomieszczeniu, służącym za miejsce pracy i mieszkanie, artystka spała na gnijącym od wilgoci materacu, gotowała sobie skromne posiłki na prowizorycznej kuchence. „Jednak kiedy nieliczni pamiętający o jej istnieniu znajomi przynoszą praktyczne prezenty – ciepły pled albo czajnik, ona czuje się znieważona. Domaga się prawdziwych upominków, czegoś zbytkownego. Najbardziej lubi otrzymywać czekoladki ze sklepu koło kościoła Madelaine. Gdy w jej ponurej norze pojawia się ktoś na podwieczorku, ona wyjmuje szafirowe pudełko czekoladek Marquise de Sevigné – najbardziej wyrafinowanych i najdroższych w tamtych latach w Paryżu – i częstuje nimi gości, zmieszanych widokiem tego luksusu w tak nędznym otoczeniu”.
Co ciekawe, obecnie dawną pracownię Meli Muter zajmuje artysta. Świadczą o tym widoczne od strony podwórza są elementy dekoracyjne, donice z kwiatami, figurki i rzeźby. Napawa to otuchą w miejscu, gdzie żyła jedna z największych malarek XX wieku. Brakuje niestety tablicy pamiątkowej informującej o niezłomnej artystce, która spędziła w tym miejscu ostatnie lata długiego życia.
Kilkaset metrów dzieli ulicę Pascal od rue Mouffetard – jednej z najstarszych handlowych ulic Paryża, gdzie już w średniowieczu mieściło się targowisko. Mela Muter udawała się tam po sprawunki, wybierała skrupulatnie rekwizyty do swoich martwych natur, wielokrotnie też malowała miejski pejzaż z pochyłymi, starymi domami. Warto wybrać się na spacer tą ulicą, przejść się wzdłuż straganów z warzywami, owocami, przyjrzeć rozmaitym towarom, które dzisiaj – tak jak setki lat temu – kupują paryżanie.
Inne paryskie adresy związane z polskimi malarkami
Rue Campagne-Première – uliczka odchodząca od bulwaru Montparnasse – kiedyś pełna pracowni malarskich (należy zajrzeć na podwórka kamienic i wślizgnąć się za bramę odgradzającą zaułki!), gdzie od końca XIX wieku mieszkały dziesiątki artystów, m.in. Irena Reno Hassenberg czy Sara Lipska.
Avenue du Maine 15 a oraz 19 – w tych budynkach w ostatnich latach przed śmiercią miała swoją pracownię Aniela Pająkówna.
Boulevard Raspail 216 – modernistyczny budynek wzniesiony na początku lat 30. dla Heleny Rubinstein. W oficynie kamienicy przez wiele lat miała swoją pracownię Sara Lipska.
Villa Seurat – urokliwa uliczka, wzdłuż której mieściły się domy-pracownie rozmaitych artystów. Mieszkali tam Salvador Dalí i Henry Miller. Pod numerem 7 bis mieści się willa zaprojektowana w latach 20. XX wieku dla rzeźbiarki Chany Orloff przez Auguste’a Perreta – ten modernistyczny dom jest bardzo podobny do willi Meli Muter.
Wnukowie stworzyli prywatne muzeum i udostępniają pracownię słynnej babki (Les ateliers-Musée Chana Orloff) zwiedzającym – rezerwację można zrobić przez Internet. Miałam okazję uczestniczyć w takiej wizycie i było to duże przeżycie. Pomieszczenia zachowały niemal pierwotny układ, wypełniają je osobiste meble i przedmioty należące do Chany, a przede wszystkim wspaniałe rzeźby artystki, która ma nawet swój pomnik na Montparnassie.
Spacer po Paryżu śladem polskich malarek:
Archiwalne zdjęcia pracowni Olgi Boznańskiej dzięki uprzejmości PAUart. Wszystkie cytaty, jeśli nie zostało inaczej oznaczone, pochodzą z książki autorki tekstu:
S. Zientek, Polki na Montparnassie, Warszawa 2021.
A może to Cię zainteresuje:
- Vincent van Gogh w Auvers-sur-Oise. Ostatnie miesiące życia - 5 listopada 2023
- Kobiety z portretów Modiglianiego - 23 stycznia 2023
- Alice Neel. Kolekcjonerka dusz - 26 listopada 2022
- Pracownie polskich malarek w Paryżu - 22 maja 2022
- Sztuka jako terapia. Barokowa malarka Artemisia Gentileschi i jej niezwykłe losy - 9 marca 2016
Super. A rzeźbiarze? Dunikowski, Bohdanowicz, Ostrowscy?
Bardzo ciekawy artykuł. Oczekuję podobnego o adresach rzeźbiarek i rzeżbiarzy, np. Dunikowski, Ostrowscy, Bohdanowicz, Maria 1o voto Brodzka Łaszkiewicz