Dorastający wśród cieni napoleońskiej legendy, znawca gospodarki, praktyczny administrator i wykształcony działacz społeczny o malarskim zamiłowaniu, któremu historia nie była sprzymierzeńcem. Mówili o nim, że wyprzedza swoją epokę, że jego sztuka wciąż burzy serca i krew romantycznymi porywami. Nie był zawodowym malarzem, sztuka była jego ogromną pasją, na marginesie codziennych zajęć. Jak to się zatem stało, że stał się najważniejszym polskim artystą doby romantyzmu? Kim był autor tych pełnych pasji płócien obrazujących gnające kłusem konie z majestatycznie powiewającymi grzywami, tych monumentalnych batalistycznych przedstawień pełnych chwały?
Piotr Michałowski, „jedyny polski malarz, którego obraz zawisł w jednym z najwspanialszych muzeów europejskich, w słynnym paryskim Luwrze”1.
Złote dziecko
Piotr Michałowski urodził się drugiego dnia gorącego lipca w 1800 roku w Krakowie w rodzinie małopolskiej szlachty, funkcjonującej wśród wojskowego drylu. Piotruś przywykł do życia uporządkowanego, obowiązkowego oraz pełnego surowych nakazów i zakazów, mających ukształtować w nim cnoty moralne. Ojciec wojskowy dryl nabył podczas swojej krótkiej kariery gwardzisty w armii cesarskiej. W 1794 roku walczył w Powstaniu Kościuszkowskim. Potem jednak wycofał się i osiedlił wraz z rodziną na wsi w Krzyżtoporzycach pod Krakowem, aby uchronić dzieci przed pełną wstrząsów sytuacją polityczną kraju.
Chłopiec dorasta początkowo w zaborze austriackim, gdzie za każde polskie słowo w szkole grożą surowe kary cielesne. Następnie obserwuje wejście wojsk polskich księcia Józefa i wyzwolenie Krakowa spod reżimu Austriaków. Zwycięstwo napełniło Piotra nadzieją, którą szybko ostudziła studniowa walka Napoleona. Karnawał wojsk, żołnierzy, przelewu krwi rozgrywał się przed jego oczami i zdawał się odciskać piętno na wyobraźni dziecka już na zawsze.
Młody Piotr w pamięci bliskich zapisał się jako istota o wielu talentach, dla której nie ma rzeczy niemożliwej. Wszystko szło mu z łatwością i wszystko go interesowało. Lekcje muzyki i plastyki traktował z jednakową powagą jak matematykę, filologię czy historię. W wieku trzynastu lat rodzice wysłali go na lekcje rysunku najpierw do Michała Stachowicza, a później do Józefa Brodowskiego, by następnie przejął go słynny mistrz portretu – Franciszek Lampi. I cóż z tego, że młody Michałowski z taką pasją oddawał się ćwiczeniom malarstwa i rysunku, skoro z takim samym zamiłowaniem oddawał się innym dziedzinom. Cała rodzina Michałowskich chełpiła się tym zdolnym młodzieńcem – cudownym oratorem, świetnym matematykiem i pełnym sukcesów młodym malarzem. Trzeba było jednak wybrać i tak przedmiotem dalszej edukacji złotego dziecka stały się matematyka i mineralogia na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Nagły zwrot
Po trzech latach pilnego pochylania głowy nad książkami i badaniami w obrębie nauk ścisłych Piotr udaje się z bratem matki Morsztynem na krótką wycieczkę, która odmieni jego przyszłość. Jadą do Wiednia, gdzie przez 6 tygodni spacerują po muzeach i cieszą się zbiorami sztuki europejskiej. Uwiedziony artystyczną atmosferą Wiednia, Piotr zmienia wydział i przenosi się na kierunek humanistyczny. Od teraz wczytuje się w Tacyta i Homera oraz rozważa meandry struktur leksykalnych. Jego dewizą staje się horacjańskie „śmiertelnikowi wszystko jest dostępne”, czym kieruje się w swych humanistycznych poszukiwaniach.
W 1821 roku dwudziestotrzyletni chłopak wyjeżdża do Getyngi, w której znów zmienia swoje życie. Tym razem podejmuje studia prawnicze, od czasu do czasu szkicując coś z nudów. Jest to cień jego dawnego zainteresowania sztuką, choć jeszcze nie powrót dawnej pasji. W Getyndze robi sobie częste wycieczki, które owocują skromnymi obrazami – przy okazji wyjazdu do Hanoweru szkicuje wojaków i ich majestatyczne konie.
W otoczeniu zamku w Bad Eilsen odnajduje radość w tworzeniu ulotnych przedstawień nieznajomej grupy, która chwali jego poczynania, łechcąc jego artystyczną dumę i młode ego.
Młodzieńcza swoboda na zagranicznych ziemiach nie trwa jednak długo. Dwa lata później na rozkaz ojca musi wracać do kraju. Obejmuje stanowisko praktykanta w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu i cieszy się, że może się przysłużyć swej ukochanej Polsce. Wkrótce zdobywa w Warszawie stanowisko reorganizatora górnictwa polskiego, następnie naczelnego hut, a wreszcie szefa oddziału budowli i robót publicznych.
Sztuka wciąż mu towarzyszy, a szkicownik otwiera przy każdej możliwej okazji. W 1825 roku podróżuje do Włoch i Szwajcarii, gdzie ołówka nie wypuszcza z dłoni. Równocześnie pisze poważne traktaty o górnictwie i losach polskich hut, a w 1830 roku zostaje wysłany do Francji by rozwijać wiedzę na ten temat.
Jednak praca w służbie rządowej staje się dla wychowanego wśród surowych moralnych nakazów mężczyzny coraz bardziej uciążliwa. Jego skrupulatne kontrole i uczciwość przysparzają mu wrogów. Po wybuchu powstania listopadowego w 1831 roku z ulgą przyjmuje rozkazy Rady Najwyższej Narodowej przyjęcia funkcji nadzorczej nad produkcją broni dla powstańców. W życiu prywatnym również następuje zwrot – poślubia córkę z pierwszego małżeństwa swojego szwagra Antoniego – Julię Ostrowską. Po upadku powstania razem z całą rodziną panny młodej Piotr ucieka do Paryża.
Paryski czar
W Paryżu udziela się jako członek Komisji Funduszów Emigracji Polskiej, jednak nawiedzają go stare pasje. Myśli poważnie o malarstwie, ale najpierw pragnie uzupełnić luki w edukacji artystycznej. Decyduje się na lekcje w pracowni Nicolasa Toussaint-Charleta, utalentowanego akwarelisty i rysownika oraz przyjaciela przedwcześnie zmarłego Theodora Géricault’a. W otoczeniu zagorzałych bonapartystów i atmosferze romantycznego uniesienia Michałowski tworzy wiele scen batalistycznych i konnych.
Staje się rozpoznawany, a to dla niego dobry znak, bo na utrzymaniu ma powiększającą się rodzinę. Ukochana żona rodzi mu dwóch synów. To tylko motywuje go do działania i wkrótce okazuje się, że pracownia Nicolasa nie ma mu już nic do zaoferowania. Jego nauczycielami są teraz mistrzowie z Luwru oraz własne monumentalne próby. W podparyskich rzeźniach studiuje anatomię koni, którą uwiecznia z fotograficzną precyzją. Zlecenia sypią się jak z rękawa i do międzynarodowej kariery jest już tylko krok. Michałowski ma jednak mocno ustalone priorytety w życiu, a są nimi zobowiązania wobec rodziny i bliskich. Gdy więc w 1835 roku chory ojciec prosi by syn wrócił do domu i objął rodzinne gospodarstwo, mężczyzna nie waha się ani chwili, ani przez moment nie żal mu porzucać pędzącej kariery. Wraca na polską ziemię.
Sumienny gospodarz
Jest piękna polska jesień 1835 roku gdy Michałowscy wracają do kraju. Nie osiedlają się w Krzyżtoporzycach od razu, postanawiają jeszcze pobyć w Krakowie, gdzie Piotr urządza sobie pracownie, wciąż pielęgnując swoje marzenia. Przez dwa lata swobodnie tworzy na łonie ojczyzny patriotyczne płótna. Maluje bagnety, jeńców, wojsko, wąwóz pod Somossierą, artylerzystów, armaty i wojenne konie. Potem dyliżanse, portrety bliskich mu osób oraz hetmanów i sceny polskiej historii. Za jego największe osiągnięcie tego czasu uznaje się Wjazd Chrobrego do Kijowa. Artysta gwałtownie rozwija się i zatraca w sztuce. Śmierć ojca zmusza go jednak do przejęcia gospodarstwa.
Tak jak dobrym był Piotr administratorem i nadzorcą, tak świetnym jest gospodarzem. Nie ucieka od innowacji. Postanawia wypracować harmonię między swym wiejskim pracowitym życiem a pracownią malarską. Trud życia na roli nie umożliwia tego w pełni. Mimo sprowadzania nowych maszyn i wprowadzania udogodnień, ziemia pochłania krew, pot i łzy, a przede wszystkim cenny dla artysty czas.
Wieś jednak to nie tylko same negatywy. Otwiera ona bowiem nowy okres w malarstwie Michałowskiego, któremu zaczynają pozować okoliczni mieszkańcy, którzy zwyczajnie lubią roztropnego gospodarza. Chłopi, żebracy, Żydzi – spod pędzla Piotra wychodzą całe scenki rodzajowe oraz wnikliwe portrety.
Choć nigdy nie zapomina o sztuce, to za wzór postawił sobie doskonałe gospodarzenie ojca, któremu musi teraz dorównać. Dodatkowo postanawia zaciągnąć w dzierżawę gospodarstwo żony w Bolestraszycach, gdzie przenosi się na jakiś czas, opuszczając swoją imponującą pracownię. Ale nie poddaje się tak łatwo i nie rezygnuje ze sztuki.
W każdej wolnej chwili podróżuje w celu rozwijania malarskiego warsztatu – przede wszystkim do Wiednia, Amsterdamu, Paryża, ale i to wkrótce porzuca przez wzgląd na niestabilną sytuacje polityczną Galicji. W 1846 roku odwiedza jeszcze Holandię, gdzie wzruszają go płótna Rembrandta, Steina, Holbeina i Pottera.
Urzędnik Europy
Dwa lata później życie staje się już jednak zbyt trudne na takie włóczęgi po świecie. W 1848 roku Europa, rozkrwawiona przez wielkie wydarzenia polityczne, zmaga się z wybuchającymi co chwila rewolucjami. Podczas gdy Kraków bombardują Austriacy, Piotr Michałowski zostaje mianowany prezesem Rady Administracyjnej okręgu krakowskiego. Jego patriotyczna dusza nie potrafi odmówić tego trudnego, szczególnie dla Polaka, obowiązku. Przez 5 lat dzielnie i sumiennie pełni tę funkcję, wzbudzając ogólną wdzięczność. Jego liczne cnoty takie jak wspaniałomyślność, sprawiedliwość, patriotyzm i ofiarność budzą podziw i nadzieję.
Mimo tak dużego obciążenia ciągle znajduje czas na malarstwo. Wkrótce zostaje mianowany prezesem Towarzystwa Rolniczego w Krakowie, co jest dla niego niezwykle zaszczytną funkcją. Wszyscy zdają sobie sprawę, że Michałowski to urodzony patriota i prawdziwy humanista – zawsze w służbie drugiemu. W dodatku jego umiarkowane poglądy i rozsądek budują mu autorytet w Krakowie oraz dają łaskawe spojrzenie austriackich władz. On swobodnie żongluje swoimi zdolnościami i koneksjami, łagodząc konflikty i polityczne prześladowania. Jego publiczne działania budzą podziw – tworzy zakład opieki dla zaniedbanych chłopców i organizuje pomoc dla pogorzelców, ale sztukę zostawia już tylko sobie.
Tworzy jakby już tylko dla siebie, nie szuka zainteresowania na wystawach i odrzuca proponowaną mu prezesurę Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. Jest oficjalnym urzędnikiem państwowym, mężem stanu i szanowanym obywatelem ziemskim, który w imieniu Rady pełni takie obowiązki jak powitanie Franciszka Józefa czy wygłaszanie przemówień na otwarciu Izby Przemysłowo-Handlowej.
Śmierć społecznika
Intensywne życie społeczno-zawodowe oraz osobista tragedia, jaką była śmierć córki, nie są bez znaczenie dla jego zdrowia.
Pojawia się choroba serca, która po dziewięcioletnim utajeniu, zabija go podstępnie. Artysta umiera na atak serca 9 czerwca 1855 roku. Na Rakowickim cmentarzu w Krakowie żegnają go tłumy. Nie żegnają artysty, żegnają społecznika i dobroczyńcę. Na epitafium wmurowanych w Kościele Mariackim w Krakowie, gdzie spoczął również nie pada słowo malarz. Jego dzieła będą czekać niemal wiek na ponowne ich odkrycie w świecie sztuki.
- I. Witz, Polscy malarze, polskie obrazy, Warszawa 1970. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Vincent van Gogh „Jedzący kartofle” - 28 maja 2021
- Frida Kahlo „Autoportret z cierniowym naszyjnikiem i kolibrem” - 16 czerwca 2019
- Vincent van Gogh „Gwiaździsta noc” - 25 marca 2019
- Józef Pankiewicz. Żył, aby tworzyć - 4 listopada 2018
- Zapomniany poeta. Władysław Wankie - 30 lipca 2017
- Piotr Michałowski, historia niezwykłego amatora, którego dzieło trafiło do Luwru - 14 maja 2017
- Vincent van Gogh. Artysta o wielu twarzach - 30 marca 2017
- Zygmunt Waliszewski, „Zygą” zwany. Artysta, który ścigał się ze śmiercią - 5 marca 2017
- Filozof wśród malarzy – Tadeusz Makowski - 1 listopada 2016
- Witold Wojtkiewicz. Dandys, poeta, wizjoner - 2 października 2016
One thought on “Piotr Michałowski, historia niezwykłego amatora, którego dzieło trafiło do Luwru”