O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Jak niemal uciekłam z Luwru, czyli słów kilka o instytucji muzeum



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Udając się do Luwru zdawałam sobie sprawę, że spotkam jeszcze innych zwiedzających i pewnie nie znajdę tam wymarzonej ciszy, tak miłej podczas kontemplacji wielkich dzieł. W końcu było się w ciągu swego życia w kilku światowych muzeach. Zbyt długo jednak, bo aż całe dwa lata, nie wyjeżdżałam za granicę. W tym czasie stało się coś złego. Połowa świata była w Luwrze, druga połowa, ta znacznie cichsza, na ulicach Paryża. W samym Luwrze – istne pandemonium!

luwr
Chyba ktoś zmienił reguły muzealne. Od teraz bowiem w muzeach można biegać i krzyczeć, i to niezależnie od wieku, beztrosko rozmawiać przez telefon i wymachiwać przed twarzą kijkami (dla niewtajemniczonych kijek = selfie stick), ledwo unikając ciosów. Selfie z Mona Lisą? Kto ma ochotę, kijki w górę! Nigdy nie rozumiałam jej fenomenu, ale szczerze jej współczuję.

Wymieniłyśmy się spojrzeniami. Jest już tym zmęczona. W połowie pierwszej sali ja też już zaczęłam być trochę zmęczona tą nieustanną walką z otoczeniem.

56164093_xlkolor

Gdyby nie miłość do pięknych dzieł, gdyby nie wspaniała osoba osobistego przewodnika, którego część słów ginęła niestety w potwornym hałasie, zawróciłabym i uciekła już wtedy. Wytrwałam jednak, wierząc, że może uda mi się zobaczyć kawałek Tycjana czy Watteau. Głowa pulsowała od bólu, więc po wyjściu poczułam niewysłowioną ulgę.

Zaczęłam się zastanawiać czy ludzie zapomnieli o regułach niejako obowiązujących w pewnych miejscach czy ktoś może pozwolił im na to zapomnienie. Nie pytam już nawet o moment refleksji, kontemplacji czy zachwytu nad obrazem. Nie wymagam tak wiele. Ale może warto by było po prostu spojrzeć na obraz, jeśli się już jest w Luwrze? Choć może to też część nowych „reguł” nakazujących patrzeć na wybitne dzieło przez tablet czy telefon, nie zaszczycając go ani razu Prawdziwym Spojrzeniem. Zdaje się, że ich nie przyswoiłam.

Utrata pewnej wyjątkowej aury otaczającej muzeum jest w pewnym stopniu wynikiem jego komercjalizacji. Fatalne zachowanie niektórych zwiedzających, którzy chyba nie do końca wiedzą po co przyszli do muzeum, jest wbrew pozorom najbłahszym z problemów. Sytuacja jest znacznie gorsza. Luwr się sprzedał. Za prawo do używania swojej nazwy i za prawo do wypożyczania dzieł sztuki muzeum otrzymało ponad miliard dolarów, a w Abu Zabi (Zjednoczone Emiraty Arabskie) powstaje nowy oddział Luwru.

Louvre-Abu-Dhabi-06

Plan miał być zrealizowany w latach 2012-2018, a muzeum w tej chwili jest już prawie ukończone. Doskonale rozumiem oburzenie Francuzów, którzy wyrażali swój protest w tej sprawie, przypominając, iż Luwr jest instytucją państwową, mającą udostępniać swoje publiczne zbiory zainteresowanym, ale nie do końca jest jasne czy powinien wypożyczać je za pieniądze. Te są jednak z kolei potrzebne na niezbędne remonty, na organizowanie ogromnych wystaw, które przyciągają turystów z całego świata…

Problem dotyczy nie tylko paryskiego Luwru. Instytucje państwowe coraz częściej biorą przykład z muzeów prywatnych, które rządzą się innymi prawami, i zaczynają konkurować z nimi na rynku. Problem sięga jednak jeszcze głębiej. Muzea mają do spełnienia szczególną misję – mają przybliżać piękno dzieł, przekazywać wiedzę, uczyć, pozwalać na obcowanie ze Sztuką. Potrzebne są jednak na to fundusze, których politycy zazwyczaj skąpią nie dostrzegając potencjału muzeów.
Te z kolei, zmuszone niejako sytuacją, radzą sobie same. Pytanie brzmi jednak do czego to doprowadzi lub już doprowadziło?

Na szczęście część wielkich, słynnych muzealników z Museum of Modern Art w Nowym Jorku, British Museum w Londynie i jeszcze wielu innych myśli podobnie jak ja. Potrzebny jest konkretny plan działań, który będzie konsekwentnie wprowadzany w życie. Chcąc zachować wyjątkowość tych miejsc należy jednak pamiętać, żeby energię włożyć nie w powstrzymanie zmian, ale w ich mądre wprowadzanie.

Ukojenie znalazłam w Muzeum d’Orsay…

muzeum d'Orsay

Rocznie muzeum ma około 4 milionów zwiedzających, co jest dość sporą liczbą, a jednak panuje tam zupełnie inna atmosfera. Większy spokój, względna cisza, brak kijków, żadnych krzyków i jakby więcej osób przyglądających się obrazom. Choć, kto wie, może to dlatego, że przychodzą tam ci wszyscy już zmęczeni bieganiem w Luwrze.

Inspiracja i informacje: Andrzej Rottermund, Muzeum w procesie przemian, „Spotkania z zabytkami”, 11-12 2010.

 


Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka

» Marta Milewska

Rozmiłowana w twórczości impresjonistów (i nie tylko), secesji, zabytkach, literaturze i wielu innych wspaniałościach świata.


Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



One thought on “Jak niemal uciekłam z Luwru, czyli słów kilka o instytucji muzeum

  1. No cóż, smutne. Prawdopodobnie dla większości osób, pójście do muzeum służy jedynie temu, by pochwalić się tym faktem na Fejsbuku. Takie już niestety mamy bezrefleksyjne społeczeństwo, złożone z ludzi żyjących na pokaz, a nie dla samych siebie wewnętrznie. Stąd niestety dla wielu kontakt ze sztuką jest zbędny. Liczy się tylko tyle: „Patrzcie, jaki jestem zajebisty, byłem w Luwrze”. Na tym kończy się refleksja narcystycznych osobowości, zagubionych pod naciskiem buta konsumpcjonizmu. Współczesne niewolnictwo to nie kajdany i obozy śmierci, ale mury wewnątrz ludzkich umysłów. Mury tak budowane przez media i innych ludzi, by człowiek umiejętnie zaprzeczał, że tym niewolnikiem jest. Im więcej zgiełku, głośnych reklam, krzyczących z każdego zakątka naszych miast, im więcej pędu, kariery, posiadania, tym większą człowiek ma iluzję że dokonuje jakiegoś wyboru, że jego decyzje są ważne, że jest wolny.
    Smutne jest jednak to, kiedy patrzymy na zachowania każdego z tych ludzi z osobna, na ich życia prywatne, widać jak bardzo wewnętrznie sobie nie radzą. Być może sztuka by im o tym przypomniała, może to zbyt duży ciężar dla tych ludzi, zatrzymać się i pomyśleć. Są przerażeni co odkryli by w środku, wewnątrz siebie… przerażającą pustkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *