Hieronim Bosch, Leczenie głupoty, 1501–1505,
olej, deska, 48,5 × 34,5 cm,
Prado, Madryt
Leczenie głupoty – obraz namalowany przez Hieronima Boscha po 1500 roku należy do odrębnej grupy dzieł tego twórcy, w których portretuje on szeroko pojęty świat prowincji, wędrownych szarlatanów, pseudo chirurgów, żebraków, włóczykijów i pomniejszych złodziejaszków. Ten świat z dzisiejszej perspektywy wydaje się cudownie barwny, soczysty, pełen namiętności i pasji, ale również pełen bólu, obfity w czyny lubieżne i grzeszne. W tym konglomeracie uczuć „na pokaz”, w kotłowaninie gwałtów, rozbojów, kradzieży, udawanych żebraczych kalectw i niecnych sztuczek kuglarskich osobne miejsce przynależy wędrownym szalbierzom pseudo medycyny. Prowincjonalni wyrywacze zębów, sprzedawcy cudownie uzdrawiających medykamentów z robaków, kupcy oferujący fałszywe relikwie świętych zdolne uleczyć każdą niemoc, chirurdzy operujący w karczmach i na jarmarcznych prosceniach, wędrowni okuliści, cyrulicy puszczający krew – wszyscy oni tworzyli niezwykłą społeczność ówczesnych bezdroży. Ich tak zwana „wiedza” mieszała się z oparami smrodu oberży, zwierzęcym mięsem i zgniłymi warzywami dostępnymi na targach dla najuboższych.
Obraz Leczenie głupoty podejmuje temat wspomnianej szarlatańskiej medycyny, ujmując go w arcyciekawą kompozycję koła. Czy jest to tak jak w obrazie Stół Mądrości nigdy nieusypiające Oko Boga przyglądającego się światu z dystansem, kontrolującego rozlewające się wszędzie ludzkie zło? Czy też jest to spojrzenie artysty, który patrzy przez „lunetę”, chcąc dostrzec w konstelacji ziemskich zbrodni ukryte piękno?
Obręcz kompozycji przedstawia wysoce aktorską scenę rozgrywającą się w realistycznie oddanym krajobrazie. Uporządkowana przestrzeń miast majaczy daleko na horyzoncie w ledwo widzialnych sylwetach kościołów i domostw, wydając się sennym zwidem, bowiem to co prawdziwe, co dzieje się tu i teraz, rozgrywa się przy gościńcu, na tle pól i lasów.
Na drewnianym solidnym krześle spoczywa zbolały mężczyzna o przyciężkiej, pulchnej sylwetce. Odziany w czerwone nogawice i białą koszulę opiętą na wystającym brzuchu wydaje się niewyobrażalnie cierpieć. Otwarte usta, spuchnięty nos i wymowne spojrzenie oczu sugerują ból.
Wydaje się, iż gdyby nie fakt przywiązania go do krzesła, uciekłby on poza horyzont, wyrywając się z rąk oprawcy szarlatana, który jest najciekawszą postacią na obrazie. Jest on ubrany w długi płaszcz z kapturem, zaopatrzony w czapkę z odwróconego metalowego lejka, z opuszczonym paskiem, do którego zamiast sakwy przypięty jest gliniany dzban.
Jawi się przez to nie jako lekarz, ale raczej jako tajemny mag odprawiający czary… Jego czarodziejską różdżką jest mały skalpel, którym z rozciętej, krwawiącej rany na głowie mężczyzny wydobywa rozkwitły kwiat. Skalpel znajdował się zapewne pierwotnie w ozdobnej sakwie chirurgicznej, która wisi na krześle. Przebieg zabiegu trepanacji czaszki, litotomii, obserwują dwie pozostałe postaci – mnich z dzbanem i zakonnica (?) z książką na głowie, oparta o stół w popularnym geście zwodniczej melancholii. Na stole leży porzucony niedbale drugi kwiat, najpewniej wydobyty wcześniej z czaszki zbolałego pacjenta. Okrągłą pieczęć ujęcia dekoruje zdobny napis, który brzmi:
„Meester snijt die keye ras,
Myne name Is lubbert das
—
Mistrzu, tnij te kamienie
Jam jest borsuk-trzebieniec!”
O co chodzi z borsukiem?
Obraz Boscha, tak jak wszystkie jego inne prace, należy do kategorii dzieł przewrotnych, zdumiewających. Są to obrazy-koncepty wymagające od widza erudycji i zaangażowania. Te obrazy-zagadki przypominają rebusy pełne symboli wywracających świat na opak. A zatem w pierwszej, najbardziej czytelnej warstwie znaczeniowej dzieło to portretuje scenę trepanacji rozumianej jako akt usuwania „kamienia”, który miał wywoływać szaleństwo, czy być wręcz siedzibą epilepsji (jako przeciwwagę dla „złego” kamienia zalecano pacjentom nosić na szyi kamienie uzdrawiające, na przykład szmaragd).
Jak jednak wiadomo Bosch – tak jak w przypadku innych swoich dzieł – stwarza obraz tkając go z wielu warstw wzajemnie się nakładających i przenikających. Jak wspomniano wyżej, napis uzupełniający dzieło stanowi formę monologu mężczyzny, który określa siebie jako borsuka trzebieńca / borsuka kastrowanego. Akt kastracji symbolicznie nie odnosi się do borsuka, ale jego zoologicznego kuzyna bobra, który w starożytnych i średniowiecznych encyklopediach przyrodniczych (fizjologusach) był jednoznacznie interpretowany i opisywany jako symbol eunucha:
„istnieje zwierzę nazywane bobrem, nadzwyczaj łagodne i spokojne. Jego genitalia wykorzystuje się w lecznictwie. Kiedy jest ścigane przez myśliwych i wie, że zostanie schwytane, odrywa własne genitalia i rzuca je myśliwemu. Gdy zaś spotka ponownie innego myśliwego i jest ścigane przez niego, pada na grzbiet i pokazuje mu się. Myśliwy, spostrzegłszy w ten sposób, że bóbr nie ma genitaliów, odchodzi”1.
Od czasów starożytnych jądra bobra uznawano za doskonały lek o szerokim zastosowaniu, aplikowany przy bólach głowy i zębów, polecany do odpędzania trucizny, wzmacniania sił, naprawiania słuchu; uważany był za specyfik ratujący przed nagłą śmiercią. Usuwanie kamienia jest w obrazie złączone z symboliczną kastracją, wzmacnianą wizualnie przez takie artefakty jak ściągnięte buty mężczyzny (znak męskości i siły) czy kwiat wyciągany z głowy i jego odpowiednik leżący na stoliku (symbole miłości). Trzeba jednak pamiętać, iż w czasach Hieronima Boscha ludzi obłąkanych zamykano w specjalnych wieżach (Narrtürmer), przetrzymywano na statkach, zamykano na terenie obszarów uświęconych (na przykład w centrach pielgrzymkowych); dodatkowo zaś by zminimalizować chorobę poddawano ich okrutnej chłoście, biczując bądź kastrując! Być może więc Bosch nawiązuje do jednego z popularnych wówczas procederów okaleczania ludzi obłąkanych czy cierpiących na padaczkę. Głupotę i szaleństwo uznawano za grzech. Pozbycie się choroby – za pomocą kastracji – dawało nadzieję na oczyszczenie.
Z drugiej strony fraza „kastrowany borsuk” stanowiło wówczas popularne literackie określenie satyrycznych bohaterów, odznaczających się wyjątkową głupotą. Pamiętając o odwróconym lejku na głowie lekarza szarlatana można przy okazji zastanowić się, czy nie jest to także aluzja do tej postaci? O medycznych szarlatanach wspominał wszak niezrównany Sebastian Brant w swoim genialnym Statku szaleńców:
„(…) Wielu para się leczeniem,
Ale wiedzą mało wiele,
Coś się z księgi ziół nauczą,
Coś od starych bab usłyszą,
I taką się chwalą wiedzą,
Że chorobę każdą zleczą,
Bez różnicy, jak się zdarza,
Młody, stary, chłop czy baba,
Mokry, suchy, zimny, ciepły (…)”2.
Zabiegowi, w którym uczestniczy szalony pacjent i „szalony” w swojej głupocie lekarz, przyglądają się nieco zaskoczony mnich i zakonnica z książką na głowie. Postać mniszki jest odczytywana jako alegoria Mądrości. Przynależny jej gest podparcia dłonią głowy, charakterystyczny dla melancholii, jest tu kluczowy, bowiem podpowiada widzowi brak wiary w umiejętności lekarza i skuteczność zabiegu. Jest to gest wątpiący, gorzki, jednocześnie zaś pełen rezygnacji…
Motyw usuwania kamienia zyskał w ikonografii sztuki nowożytnej znaczące miejsce, po Boschu podejmowali go głównie XVI- i XVII-wieczni malarze niderlandzcy, tacy jak między innymi Pieter Bruegel, Pieter Huys, Jan Sanders van Hemessen czy Jan de Bray. Każdy z tych artystów ujął ową przerażającą scenę na swój sposób. Pieter Huys zaprezentował operację, która ma miejsce w izbie, we wnętrzu z naczyniami aptekarskimi i „medycznymi” książkami.
Sam chirurg wydaje się medykiem profesjonalnym, ugruntowanym społecznie (o czym świadczy nader wykwintny strój z modnymi rozcięciami czy trudną do przeoczenia biżuterią). Pacjent zaś nie jest pozostawiony sam sobie, nie jest – tak jak u Boscha – rozbitkiem w oceanie samotności. Towarzyszy mu rodzina i poruszające do granic wzruszenia gesty obejmowania i trzymania za rękę, a cierpienie w oczach chorego młodego mężczyzny wydaje się równie dotkliwe, jak i poruszające widza.
Z kolei Jan Sanders van Hemessen przenosi nas ponownie do świata wędrownych szarlatanów, którzy na ulicznych skwerach i jarmarkach popisywali się podrobionymi papierami rzekomo uwierzytelniającymi ich „uczoność”. Rzecz dzieje się na placu gwarnego miasta, pod płachtą naprędce stworzonego straganu-sklepu i izby lekarskiej w jednym. Krwawy, okrutny zabieg już trwa. Kobieta, być może żona medyka szarlatana pomaga przytrzymać głowę operowanego mężczyzny, podczas gdy niezwykłej urody córka trzyma w dłoniach cynowe naczynie, w którym szykuje maść opatrunkową.
Mężczyzna z prawej strony załamuje tragicznym gestem dłonie – jest przeciwieństwem „odzianej” w przyzwalającą ciszę i melancholię alegorii Mądrości na obrazie Boscha. Sam zaś operujący, odziany w niewymownie piękny czerwony kapelusz i drogi gadżet w postaci okrągłych okularów, od początku nie wzbudza naszego zaufania. Zmarszczona twarz, żylaste ciało wykonało już wiele podobnych zabiegów, jednak trudno uwierzyć, by były one udane, mimo szczególnej martwej natury mieszczącej się z lewej strony kompozycji, którą tworzą między innymi matula (naczynie do badania moczu), hak – być może służący do wyrywania zębów, pseudodyplom uniwersytecki, pieczęć i dzban. Jan Sanders van Hemesse wzbogaca obraz w jeszcze jeden szczegół: pod szyldem reklamującym usługi szarlatana medyka wiszą kamienie – są to albo kamienie wydobyte z głów innych nieszczęśników (duma lekarza i pseudogwarancja jego rzetelności zawodowej), bądź też są to amulety polecane chorym do noszenia dla cudownego uzdrowienia (kamienie te sprzedawał oczywiście nie kto inny, jak sam medyk szarlatan).
Na tle przywołanych wyżej obrazów dzieło Boscha wydaje się mieć najwięcej zamyślenia i spokoju, nie epatuje dużą ilością postaci. Dramatyczna operacja rozgrywa się kameralnie, na ziemi niczyjej, surowej, należącej do natury i może tylko trochę do człowieka… Wszak artysta wzniósł w tych ostępach szubienicę, która złowieszczo majaczy w oddali lewego planu. Bosch przygląda się zatem światu bez zdziwienia czy współczucia, rejestrując głupotę ludzi, którzy wierzą bezgranicznie szarlatanom i głupotę szarlatanów, którzy uwierzyli bezgranicznie w swój talent i sztukę mamienia. Co na to Mądrość? Zdaje się, iż nie ma zanadto siły by ingerować w ów układ, który przecież „sprawdza się od wieków”…
Bibliografia:
1. Fizjolog, tłum. K. Jażdżewska, Warszawa 2003.
2. Foucault M., Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu, tłum. H. Kęszycka, Warszawa 1987.
3. Fraenger W., Hieronim Bosch, tłum. B. Ostrowska, Warszawa 1987.
4. Kobielus S., Bestiarium chrześcijańskie. Zwierzęta w symbolice i interpretacji. Starożytność i średniowiecze, Warszawa 2002.
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Danse macabre. Taniec śmierci - 31 października 2024
- Kobieta i jej pies(ek). Kilka słów o ikonografii motywu w malarstwie XIV–XVII wieku - 25 sierpnia 2024
- O jednorożcu, dziewicy i śmierci - 9 sierpnia 2024
- Jean Fouquet „Madonna w otoczeniu serafinów i cherubinów” - 10 grudnia 2023
- Hieronim Bosch „Ogród rozkoszy ziemskich” - 29 października 2023
- Rogier van der Weyden „Św. Łukasz malujący Madonnę” - 14 października 2023
- Domenico Ghirlandaio „Portret starca z wnuczkiem” - 4 września 2023
- Peter Paul Rubens „Meduza” - 9 czerwca 2023
- Albrecht Dürer „Autoportret z kwiatem mikołajka” - 31 maja 2023
- Oczywista nieoczywistość kota w malarstwie i grafice średniowiecza oraz czasów nowożytnych - 31 maja 2023