Ferdynand Ruszczyc, Stary dom, 1903
olej, płótno, 93 × 83 cm
Muzeum Narodowe w Warszawie
„Witaj, wspomnień skarbie święty, strzecho starych cnót” – śpiewają bohaterowie moniuszkowskiej opery. Mickiewicz w narodowej epopei sławi „dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany”, a XIX-wieczni malarze tworzą kolejne ikonograficzne reprezentacje dworkowej idylli – wśród nich szczególne miejsce zajmie malarz ziemianin Ferdynand Ruszczyc herbu Lis.
Rodzinny dwór w Bohdanowie będzie stanowił dla artysty bezpieczną przystań i stanie się bohaterem jego dzieł. Ruszczyc będzie z Bohdanowa wyjeżdżał i do niego ciągle wracał. To tu, w rodzinnym domu będzie szlacheckim zwyczajem pobierał naukę aż do trzynastego roku życia. W 1883 roku rodzice wyprawili go do Mińska, a kiedy ukończył tamtejsze gimnazjum, ruszył na podbój Petersburga. I choć oficjalnie studiował prawo, to uczęszczał też na Akademię Sztuk Pięknych jako wolny słuchacz. Po dwóch latach podjął decyzję: jednak sztuka.
Począwszy od 1892 roku Ruszczyc kształcił się pod kierunkiem dwóch znakomitych pejzażystów, Iwana Szyszkina, który czarował publiczność niemal fotograficznym realizmem, oraz Archipa Kuindży’ego, który w swojej sztuce zmierzał w kierunku syntezy form i potęgowania ich emocjonalnego wyrazu. Tą drogą poszedł również młody polski ziemianin. W 1897 roku Ruszczyc otrzymał dyplom ukończenia petersburskiej akademii i postanowił wrócić do rodzinnego Bohdanowa.
Rodowe gniazdo Ruszczyców, czyli wzniesiony pod koniec XVII wieku „Stary dom”, było książkowym przykładem tradycyjnej siedziby szlacheckiej. Parterowy dwór poprzedzony kolumnowym gankiem, opleciony dzikim winem.
„Jeśli drewniane były domy – pisano już w 1830 roku – to dla trwałości dobierano modrzewiu. Podwaliny były mocne, drzewo suche, wiązanie krzepkie i dach wysoki”1.
Bohdanowska siedziba spełniała wszystkie te kryteria. Powstały sześć lat po ukończeniu artystycznych studiów obraz Ruszczyca różni się jednak od sielskiego opisu z Pana Tadeusza czy patriotycznych arii Strasznego Dworu.
Zaprzyjaźniony z malarzem znakomity fotograf piktorialista Jan Bułhak, który często odwiedzał bohdanowski zaścianek i uwiecznił go na wielu swoich fotografiach i tak opisywał dwór:
„[…] był niepokaźny, skromny, ale duży, przestronny, obliczony na wygodne wczasy licznej rodziny, domowników i gości, daleki od miejskiej wystawnej ciasnoty i taniej elegancji. Wszystko w nim miało cechy długowieczności, powolnego narastania i przeistaczania się bez uszczerbku dla rzeczy już istniejących”2.
A jak widział dom sam Ferdynand Ruszczyc?
Stoimy na wprost dworu. Przed porosłym zrudziałym od pierwszych mrozów gankiem przechadza się paw. Na pierwszym planie skrzą się białymi kwiatami krzewy. Wiatr gna dym z komina po połaci fioletowego dachu, a nad przysadzistą sylwetę domu nasuwa się skłębiony obłok. Starannie wyważona kompozycja zdradza już wprawne oko malarza świadomego i doświadczonego. Dzieło doczekało się licznych interpretacji.
„W zbudowanym na zestawieniu mocnych nasyconych barw, pełnym dynamicznego napięcia obrazie «Stary dom» wprowadza artysta element niepokoju i grozy […] — przypuszczano, że ten nastrój napięcia interpretować można jako wyraz niepokoju malarza o bezpieczeństwo gniazda rodzinnego i jego mieszkańców”3
Czy jednak w 1903 roku Ruszczyc mógł przewidzieć, że za trzydzieści sześć lat, pewnego wrześniowego dnia cały ten świat legnie w gruzach, a dwór zostanie spalony? Gdybym był zwolennikiem wizji Ruszczyca katastrofisty, na pewno uczepiłbym się widocznej w prawym górnym rogu płótna gwiazdy jak ostatniej deski argumentacyjnego ratunku. Bo przecież w matejkowskim Stańczyku spadająca za oknem gwiazda od dekad była odczytywana jako zapowiedź nieszczęścia. Motyw ten powtórzony został w Zygmuncie Auguście i Barbarze Radziwiłłównie krakowskiego malarza.
Jest i kontrargument. 14 lipca 1914 Ruszczyc narysował kredkami malwy, a w tle niewielkiego rysunku umieścił połać dachu rodowej siedziby. I choć na tym idyllicznym obrazku nic nie wskazuje na nadchodzącą katastrofę, to za dwa tygodnie wybuchnie I wojna światowa.
Dwór w Bohdanowie przez lata był scenerią rodzinnego szczęścia. W 1913 roku Ruszczyc ożenił się z Reginą Giną Rouck, która była od malarza młodsza o dwadzieścia dwa lata. Wkrótce na świat przyszło sześcioro ich dzieci. Na kartach swojego szkicownika zostawił ujmujące portrety młodej małżonki Giny wraz z dziećmi, np. ukazując ją z Janeczką i pucołowatym Edziem. Stary dom nie stanowił jednak jedynej siedziby rodziny artysty. Nieopodal znajdował się dom murowany, obecny w familijnym słowniku jako Mur.
Na początku I wojny światowej przebudowa Muru zaprzątała twórczą wyobraźnię Ruszczyca. Dumał nad kształtem krat, obmyślał formy kinkietów, aranżował czytelnię, projektował dekorację okien do pokoju dzieci, zapełniał kolejne karty wariantami ułożenia mebli w małżeńskiej sypialni, słowem: dbał o każdy detal. Starannie wił rodzinne gniazdo, choć nigdy nie poświęcił mu dzieła tak przepełnionego emocjami jak Staremu domowi.
Nad „treścią wewnętrzną” obrazów malarza z Bohdanowa dumano już przed wojną. Mieczysław Limanowski zauważał: „Mimo realizmu tematu jesteśmy pod urokiem muzyki i jednocześnie – baśni. Ale nie ma żadnej fabuły. Jakoż się to zatem dzieje, że poruszona jest nasza fantazja?”4.
Ruszczycowski dwór nie jest zastygłą pamiątką przeszłości, nie ma w sobie skansenowej beznamiętności. Jedne okiennice są zamknięte, inne otwarte; ktoś ogrzewa pokoje albo gotuje na węglowej kuchni. Dom żyje. Stanowi więc nie tylko nieformalną instytucję podtrzymania polskich tradycji kulturalnych, ale także scenerię codziennego życia. Stary dom na pewno nie był malarzowi obojętny, ale malarz, zachwycając się jego „odwiecznością”, nie popadł w patetycznie heroiczny ton.
Malarskie czarodziejstwo Ruszczyca poprzedzone było długą pracą koncepcyjną. Dwór stanowił obiekt niezliczonych studiów rysunkowych. Część z nich można uznać za ekspresyjne szkice do obrazu Stary dom, część zaś to samodzielne kompozycje, stanowiące wariację na temat ukochanego przez malarza motywu. Na ołówkowych rysunkach zobaczymy więc dwór w śniegu (1901) lub od strony drogi (1899). Są też widoki frontalne (1901), powtarzające podobny kadr z różnym natężeniem szrafowania. W lubelskich zbiorach przechowywana jest o dwa lata starsza wersja olejnego obrazu poświęconego rodowej siedzibie.
Tchnąca wiośnianą atmosferą w niczym nie przypomina jesiennego wariantu ze zbiorów warszawskich. Na tym malarska historia Bohdanowa się jednak nie kończy.
Dwa lata po stworzeniu jesiennego arcydzieła Ruszczyc zaprosi nas do wnętrza dworu. Namalowany przez niego Salon stanowi kompletny zestaw wnętrzarskich stereotypów na temat ziemiańskich siedzib. Są malwy ewokujące bezpretensjonalny, bukoliczny nastrój, jest biedermeierowskie tremo, bo przecież biedermeierowska przytulność i praktyczność wpisała się na dobre w serca mieszkańców dworów. Przypomina o tym również Konrad Krzyżanowski, który malując swoją żonę w salonie muzycznym kresowego dworu w Peremylu, roztoczył przed nami wizję wnętrzarskiego edenu z biedermeierowskim fotelem. U Ruszczyca nie mogło zabraknąć także aluzji patriotycznych – na ścianie wisi portret antenata-wojaka.
Jednak Bohdanów to nie tylko dwór, to także niewyczerpany repertuar motywów pejzażowych, powracających w pracach artysty na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Na kartach szkicownika z niesłabnącym zapałem uwieczniał miejscowy młyn, drzwi kościoła, pochód wojska przez bohdanowskie pola czy grudy spękanej ziemi.
Z czasem artyście przybywało obowiązków, ponieważ otrzymał kolejno posady profesora Warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, a później – po zmarłym Janie Stanisławskim – objął również katedrę pejzażu w krakowskiej akademii. Ponadto począwszy od 1919 roku, jako dziekan Wydziału Sztuk Pięknych, był zajęty animowaniem życia artystycznego w Wilnie. Zawsze chętnie wracał do Bohdanowa, tam też spędził ostatnie dni swojego pracowitego życia. Miejsce urodzenia artysty stało się także miejscem jego śmierci.
Stary dom był bezgłośnym świadkiem wszystkich tych wydarzeń. Co ciekawe, dwór Ruszczyców doskonale pasuje do definicji sztuki wyłożonej przez malarza jego studentom i studentkom tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, kiedy w auli Uniwersytetu Stefana Batorego mówił:
„Sztuka jest niema. Rozkłada dary swe – kwiecie barwne i pełne grona owoców – i cicho odchodzi”5.
Bibliografia:
1. Bernat A., Ferdynand Ruszczyc, Warszawa 2007.
2. Gołębiowski Ł., Domy, dwory przy tem opisanie apteczki, kuchni, stołów…, Warszawa 1830.
3. Limanowski M., O treści imanentnej obrazów Ruszczyca, Wilno 1939.
4. Portal Cyfrowe MNW, https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/katalog/509515 (dostęp: 30.10.2021).
5. Ruszczyc F., Tradycje sztuki w Wilnie, Wilno 1922.
6. Ruszczyc F., Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie w latach 1919–1929, Wilno 1931.
- Ł. Gołębiowski, Domy, dwory przy tem opisanie apteczki, kuchni, stołów…, Warszawa 1830, s. 10. ↩
- Cyt za: https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/katalog/509515. ↩
- Cyt za: A. Bernat, Ferdynand Ruszczyc, Warszawa 2007, s. 39. ↩
- M. Limanowski, O treści imanentnej obrazów Ruszczyca, Wilno 1939, s. 13. ↩
- F. Ruszczyc, Tradycje sztuki w Wilnie, Wilno 1922, strony nienumerowane. ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Jean-Étienne Liotard „Śniadanie rodziny Lavergne” - 19 lipca 2024
- Alfons Karpiński „Portret malarzy w Jamie Michalikowej” - 31 maja 2024
- Carmen jak malowana - 23 maja 2024
- Witold Wojtkiewicz „Portret Lizy Pareńskiej” - 15 marca 2024
- Stanisław Masłowski „Wschód księżyca” - 1 marca 2024
- Deszcz nad Como. Lombardzkie wojaże - 8 grudnia 2023
- Księżniczka na Parnasie. Bożki słowiańskie Zofii Stryjeńskiej - 17 września 2023
- Giovanni Francesco Penni zw. il Fattore „Święta Rodzina ze św. Janem Chrzcicielem i św. Katarzyną Aleksandryjską” - 7 września 2023
- Paris Bordone „Wenus i Amor” - 28 sierpnia 2023
- Co słychać u Vermeera? - 8 sierpnia 2023
Wzruszające jest to spotkanie z Bohdanowem. Kilka lat pracując w Muzeum Narodowym w W-wie, dzieliłam pracownię z panią kustosz Janina Ruszczycówną, jako moją szefową. Nasłuchałam się wtedy wielu opowieści o dworku w Bohdanowie, ale nie miałam okazji widzieć zdjęć, jakie tu trafiły. Pani kustosz rozpaczliwie tęskniła za utraconym rajem dzieciństwa i młodości, stale miała przed oczami któryś z obrazów Ojca właśnie z widokiem swego dworku. W latach 60-ych udało się jej odwiedzić Bohdanów – kiedy miejscowi się o tym dowiedzieli, zbiegli się z całej wsi, a niektórzy padli do nóg dawnej dziedziczce i całowali ją po nogach i po rękach. Przynieśli wtedy przechowane obrazy, jakie udało im się wynieść z dworu spalonego pod koniec wojny. Teraz, kiedy oglądam ten zestaw obrazów i zdjęć, nie dziwię się, że tęsknota aż tak gnębiła panią kustosz, przez bliskich zwaną Inią. Nawiasem mówiąc, jako szefowa była cudowna: mądra, skromna, prawa, odważna. Nie umiała tylko malować, nie odziedziczyła tego talentu, ale połknęła od Ojca bakcyla miłości do sztuki i studiowała historię sztuki.
Ale fajne zdjecia archiwalne!