O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Feliks Jabłczyński – genialny ekscentryk



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Feliks Jabłczyński, Autoportret, sztuka polska, Niezła Sztuka

Feliks Jabłczyński, Autoportret | 1912, źródło: Biblioteka Narodowa, Polona.pl

Mieszkając w Paryżu wymyślił nowy rodzaj kredek pastelowych i ze sprzedaży swojego pomysłu żył dwa lata. Regularnie przesiadywał przy tych samych stolikach w kawiarniach Udziałowej czy Ziemiańskiej, ale wynalazł też nową technikę druku wypukłego – ceratoryt. Jako pasjonat matematyki wydawał ponadto własnym nakładem ukazujące się w zeszytowej oprawie pisemko „Reformy walutowe”1. Miał być to jego wkład w naprawę gospodarki świeżo odrodzonej Rzeczypospolitej. Opracował także nowy rodzaj mydła do mycia warzyw, mięsa i ryb przed gotowaniem2. Wynalazek ten, objaśniony w specjalnej broszurze, zwrócił uwagę amerykańskich businessmanów, lecz równocześnie uczynił z jego autora przedmiot zjadliwych żartów i karykatury.

Feliksa Jabłczyńskiego – bo o nim tutaj mowa – nawet artyści uznawali za dziwaka i odludka. Zapamiętali go jako chodzącego cały rok w jednym ubraniu, budzącego politowanie myśliciela, który siedząc nad kawą z papierosem, nieustannie targał spiczastą bródkę, mamrocząc lub śpiewając coś pod nosem.

W wydanej już po śmierci Jabłczyńskiego, poświęconej mu publikacji zbiorowej graficy i literaci pisali o nim z wyraźnie wyczuwalną nutą pobłażliwej protekcjonalności. Tymi słowami znany grafik i publicysta, Franciszek Siedlecki, scharakteryzował swojego kolegę po fachu:

„Pokazywał się ludziom w tłumie kawiarnianych gości, wśród których na jednego artystę przypadało stu pospolitaków, od których tym tylko był różny, że palił trzy razy więcej papierosów, spijał pięć razy więcej kaw czarnych i trzy razy mniej uznawał potrzebę szczotek do obuwia i do ubrania. W kapeluszu […] nasuniętym na oczy, stale uzbrojone w szkła, jak dach dla nosa, usianego kępkami włosów i porządnie aczkolwiek zgoła nie alkoholicznie zgrubiałego – w palcie jednym i tym samym na cztery sezony […], z brodą małostrzyżoną, ale spiczastą, przepisowo malarską – pouczał swym zachowaniem, że jest «oryginałem», «dziwiakiem». Z tymi epitetami odprowadzono go do grobu.”3

Ten niezrozumiany przez współczesnych outsider nie był wyłącznie – jak wskazywałaby na to jego charakterystyka autorstwa Siedleckiego – podręcznikowym przykładem zdziwaczałego dandysa, ale równocześnie prawdziwym człowiekiem renesansu. Choć dziś jest znany tylko wąskiemu gronu specjalistów, to swego czasu uczył Józefa Pankiewicza trawienia kwasami płyt graficznych i objął pracownię należącą dawniej do Władysława Podkowińskiego… Warto prześledzić drogę, która doprowadziła go do tego miejsca.

Leon Wyczółkowski, Feliks Jabłczyński, sztuka polska, portret artysty, lewy profil, Niezła Sztuka

Leon Wyczółkowski, Feliks Jabłczyński – popiersie w lewym profilu | 1906, Muzeum Narodowe w Krakowie

Feliks Jabłczyński urodził się w Warszawie 20 września 1865 roku4. Jego ojciec Michał był rzeźbiarzem i właścicielem fabryki ornamentów gipsowych, którymi ozdabiano wówczas elewacje budynków i wnętrza. To w rodzinnej firmie mały Feliks po raz pierwszy zetknął się ze sztuką. Rysował, rzeźbił w glinie i… uczył się gry na fortepianie. Po latach wspólnie z bratem z sukcesem grywał na cztery ręce utwory Bacha, Beethovena, Chopina, Czajkowskiego, Haydna, Mozarta czy Schumanna. Jeden z nich zawsze grywał partie prawej, drugi zaś lewej ręki5. Dorosły Feliks w przyszłości napisze jeszcze naukowy szkic o dwudziestu czterech preludiach Chopina. Ale po kolei…

Na razie mamy rok 1877. Mały Feliks wstąpił właśnie do gimnazjum w Warszawie. Po kilku latach, zrażony zakazem mówienia i czytania po polsku, do matury postanowił przystąpić nie w języku rosyjskim, lecz w niemieckim w… Dorpacie (obecne Tartu w Estonii). W mieście tym odbył także czteroletnie studia na wydziale matematyczno-przyrodniczym. Najbardziej pasjonowały go wówczas chemia i biologia. Całymi dniami przesiadywał nad mikroskopem, studiując komórki i tkanki. Wynalazł nawet specjalną mieszankę barwników, która zabarwiała jądra komórek na czarno6. To z pozoru absurdalne odkrycie zostało docenione i sprzedane znanej niemieckiej firmie Grubler i spółka. Pomimo że aż do śmierci artysta nie stracił zmysłu wynalazcy, to w kolejnych latach wstąpił na zupełnie inną drogę. Po powrocie do kraju – po śmierci ojca, a następnie matki – na krótko zajął się prowadzeniem wraz z braćmi rodzinnej fabryki. W wydawnictwie M. Arcta doceniono bujnie rozwijające się zdolności literackie Jabłczyńskiego, zlecając mu tłumaczenia haseł do przygotowywanej wówczas encyklopedii. Niebawem artysta poznał Stanisława Brzozowskiego, Cezarego Jellentę i innych znanych literatów oraz publicystów. Otworzyły się przed nim dwie równie niepewne, lecz niezwykle pociągające drogi: pisarza i malarza. Wybrał obydwie.

Stanisław Lentz, Dyskusja, Feliks Jabłczyński, Franciszek Fiszer, sztuka polska, Niezła Sztuka

Stanisław Lentz, Dyskusja (Feliks Jabłczyński i Franciszek Fiszer) | ok. 1920, Muzeum Narodowe w Warszawie

W artystycznych salonach wrzało wtedy od rozmów na tematy płynące ze stolicy świata sztuki – Paryża. Jedną z dyskutowanych nowości był symbolizm, którego zagorzałym propagatorem stał się wkrótce Jabłczyński. Publikował m.in. na łamach „Ateneum”, „Głosu”, „Tygodnika Ilustrowanego” i „Rydwanu”. W czasopismach ukazywały się nie tylko jego eseje, ale również powieści i nowele takie jak Chora wieża, Romans, U stóp Partenonu czy Arystokrata. Najsłynniejszym dziełem literackim, które wyszło spod jego pióra, był jednak opublikowany w 1917 roku Książę Buonatesta.

Powróćmy jednak do malarstwa. Wystawiony w 1891 roku obraz Jabłczyńskiego Śpiąca królewna został okrzyknięty pierwszym polskim dziełem stworzonym w nurcie symbolizmu. Dziś – wobec tego, że ślad po tym płótnie dawno temu zaginął – trudno stwierdzić, ile prawdy było w tym stwierdzeniu. Z całą pewnością Jabłczyński należał jednak do polskich prekursorów wymienionego kierunku. Z zawziętością trwał przy nim na długo przed Jackiem Malczewskim czy Władysławem Podkowińskim7. W tych latach największym marzeniem Jabłczyńskiego był wyjazd na Zachód. Spełniło się ono już w 1893 roku, kiedy to wraz z Józefem Pankiewiczem zwiedził Włochy północne. Padwa, Mantua, a zwłaszcza Florencja zachwyciły Feliksa, pozostawiając w jego sercu niezatarty ślad.

Lata 1902–1903 artysta spędził właśnie w słonecznej Italii. Między 1909 i 1911 rokiem, a następnie w latach 1912–1913 przebywał w Paryżu8. Choć okresy paryskie były czasem wytężonej pracy twórczej, to Włochy pozostały tym krajem, który najbardziej wpłynął na jego twórczość. U progu I wojny światowej Jabłczyński osiadł na stałe w rodzinnej Warszawie. Pierwszą pracownię urządził przy ulicy Mazowieckiej 16. Kolejny adres Jabłczyńskiego to dawna, owiana już wówczas sporą sławą pracownia Władysława Podkowińskiego w pałacu Kossakowskich przy ul. Nowy Świat 19. Ostatnim miejscem zamieszkania artysty był hotel Victoria. To tu – po długiej i wyczerpującej chorobie – Jabłczyński zakończył życie 30 marca 1928 roku.

Choć w latach 90. XIX stulecia Jabłczyński był znany głównie jako nowelista i malarz, to do naszych czasów przetrwały nieliczne płótna jego pędzla. Najciekawszym jest często pomijany w popularnych syntezach polskiego symbolizmu Mefisto z dawnej kolekcji Feliksa „Mangghi” Jasieńskiego, namalowany w 1893 roku. Dziś dzieło to znajduje się w zbiorach krakowskiego Muzeum Narodowego.

Feliks Jabłczyński, Mefisto, sztuka polska, Niezła Sztuka

Feliks Jabłczyński, Mefisto | 1893, Muzeum Narodowe w Krakowie

Ma ono nietypowy dla symbolizmu format tonda. Z niepokojącej, nieprzeniknionej ciemności wyłania się postać tytułowego Mefista. Na prawej dłoni ma czerwoną rękawiczkę, zaś lewą rękę oplata zielony wąż. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że śpi pogrążony w zadumie. Czyżby także diabeł nie był pozbawiony „ludzkich” uczuć znużenia i melancholii? Kiedy bliżej przyjrzymy się temu osobliwemu „portretowi”, dostrzeżemy jednak upiornie demoniczne oczodoły. Nie pasując do melancholijnej, zgniłozielonkawej twarzy, zdają się przypominać, że zły duch nigdy nie śpi. Nigdy też nie przestaje rozpościerać swego płaszcza nad światem. Obraz skłania do przemyśleń nad naturą zła. Czy jest ono absolutne? Czy w każdej postaci zasługuje na pełne potępienie? Jabłczyński zostawia nas z tymi pytaniami, nie oferując na nie żadnej odpowiedzi.

Feliks Jabłczyński, Drzewa, sztuka polska, Niezła Sztuka

Feliks Jabłczyński, Drzewa | 1911, Muzeum Pałac Herbsta (Oddział Muzeum Sztuki w Łodzi)

Choć niemal cały zachowany dorobek Jabłczyńskiego to dzieła tworzone w technikach graficznych, to artysta zainteresował się grafiką dopiero jako dojrzały twórca. Było to dopiero około 1906 roku9. Wówczas znajomy artysty, właściciel Antykwariatu Polskiego, Hieronim Wilder zamówił u Jabłczyńskiego exlibris. Projekt został sporządzony, lecz na przeszkodzie do wykonania odbitek próbnych stanął brak dostępu do prasy drukarskiej. Musimy pamiętać, że wówczas w Rosji posiadanie prywatnej prasy było – z obawy przed działalnością „politycznie wywrotową” – surowo wzbronione. Jedyna prasa w całej Warszawie znajdowała się w zakładzie brązowniczym Braci Łopieńskich. Tam też Jabłczyński udał się z zamówieniem na wykonanie odbitek. Efekt okazał się niezadowalający, więc – po naniesieniu na matrycę poprawek – procedurę należało powtórzyć. Zlecanie wykonywania odbitek u Łopieńskich powodowało znaczące opóźnienia w pracy nad zamówieniem. Jabłczyński nie byłby jednak sobą, gdyby nie uruchomił swego wrodzonego zmysłu wynalazcy. W końcu sam oprawiał karpia i przygotowywał żaby do swoich eksperymentów anatomicznych. Opracował więc także własną technikę graficzną.

Na płytach wykonanych z ceraty nanosił pędzelkiem rysunek, odbijając go przy użyciu… zwykłej wyżymaczki. Oto skrajnie praktyczny i nieromantyczny przyrząd zbudowany z dwóch wałków, pomiędzy którymi – kręcąc korbką – przeciskano mokre tkaniny w celu odciśnięcia wody, stawał się miejscem narodzin prawdziwej sztuki. Pomysł z wyżymaczką jako „kolebką sztuki graficznej” okazał się na tyle trafiony, że artysta uczynił z wymyślonej przez siebie techniki podstawowy środek artystycznej wypowiedzi. Technikę tę następnie udoskonalał, m.in. wykonując rysunek schnącą farbą zmieszaną z werniksem (tektografia)10, a następnie wprowadzając do swojego warsztatu rylec. Ceratoryt – zbliżony technicznie do monotypii – pozwalał na wykonanie tylko kilku różniących się między sobą odbitek. Poszczególne ryciny były więc przez Jabłczyńskiego podkolorowywane i ręcznie retuszowane. W swoich wspomnieniach akwarelista Bronisław Kopczyński pisał o jego grafikach, że „były arcyinteresujące”. Podkolorowywał je ręcznie z takim wyczuciem, że nieraz fachowcy nie mogli oderwać od nich oczu. Był przy tym wynalazcą, nie zadowalały go utarte sposoby wykonywania. Tygodniami ślęczał o głodzie i chłodzie, wykrawał, przymierzał, przylepiał, trawił, psuł, tworzył, jednym słowem szalał w labiryncie Sztuki. Matryce przeróżnych materiałów, jak linoleum, tektura itp., przechodziły przez walce zwykłej wyżymaczki, aby urodzić jakąś odbitkę, która nas potem zachwycała. Często po wielu dniach mozolnej pracy uzyskiwał zaledwie jedną odbitkę, z której cieszył się jak dziecko.

„Tematem zazwyczaj była architektura Starej Warszawy. A właściwie jej reminiscencje. Fantazjował bezgranicznie. Dokładność go irytowała. Raz, kiedy bardzo przeholował, na moją uwagę odpowiedział: «A diabli mi do tego, jak tam naprawdę jest. Ja przedstawiam Warszawę taką, jaka powinna być»”11.

Pierwszym dziełem artysty wykonanym w technice ceratorytu był wspomniany exlibris zamówiony przez Wildera. W kolejnych latach powstała zachwycająca seria rycin z motywami włoskimi. Prawie wszystkie są utrzymane w modnej w środowisku warszawskim konwencji nokturnu. Szczególnym zainteresowaniem artysta darzył Rzym, Florencję i Wenecję. Spośród zabytków oraz zaułków Rzymu i Florencji wybierał miejsca nieoczywiste. Na jego „rzymskich” rycinach zobaczymy interesująco wykadrowane pozostałości Forum Nerwy, wznoszący się ponad resztkami antycznych murów Łuk Tytusa, barokową fasadę kościoła Santi Luca e Martina oraz tajemnicze schody przed Palazzo Borgia. Jabłczyński chętnie kontrastował monumentalne – antyczne bądź klasycyzujące – gmachy z pozornie nieciekawymi, dużymi płaszczyznami zabytkowych murów.

„Atmosfera nocy, zmierzchu, sztuczne światła latarni miejskich lub łagodne rozproszone, naturalne światło księżyca dodawało tajemniczości przedstawianym budowlom, podkreślało monumentalność i tektonikę starożytnych ruin”12.

Feliks Jabłczyński, Portal kościoła św. Marka w Wenecji, Włochy, architektura, sztuka polska, Niezła Sztuka

Feliks Jabłczyński, Portal kościoła św. Marka w Wenecji | 1910, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Wszędzie odczuwa się pulsujący oddech tajemnicy. W grupie widoków Florencji szczególnie ujmujące jest przedstawienie rzadko odwiedzanej przez turystów, a jakże pięknej Loggii del Bigallo. Wspomnieniami z Wenecji są przedstawienia wieży zegarowej (Torre dell’Orologio) na placu św. Marka, malowniczej Porta della Carta Pałacu Dożów oraz liczne widoki Bazyliki św. Marka. Choć ostatnia z wymienionych to jeden z najsłynniejszych zabytków światowej stolicy kanałów, to każdy z poświęconych jej ceratorytów Jabłczyńskiego jest inny. Poszczególne ryciny zaskakują kadrowaniem, wrażeniowością bądź niemal jubilerskim bogactwem detalu.

Żaden widok włoski stworzony około 1910 roku przez Jabłczyńskiego nie był zwykłym wspomnieniem śródziemnomorskiej podróży. Artysta, choć korzystał podobno z wykonanych w Italii szkiców, nie odtwarzał wiernie podpatrzonych zabytków i zaułków. Można odnieść wrażenie, że rytował głównie z pamięci, posiłkując się przede wszystkim swoją bogatą wyobraźnią. Tworzone wówczas ceratoryty nasycał także typowym dla siebie – ale również dla atmosfery fin de siècle – niepokojącym nastrojem. W jego rycinach malarska wrażeniowość idzie w parze z romantyczną wizyjnością, balansującą na granicy marzenia sennego. Niekiedy – jak w Wizji portretowej czy Szatanie w katedrze – to pęd ku wizyjności triumfuje, nasycając przedstawienie surrealną aurą. Dotyczy to w szczególności rycin pochodzących z ostatnich lat życia artysty. Wówczas, przykuty do łóżka, Jabłczyński pogrążał się w świecie grozy, udręki i szyderstwa wobec życia. Dominującym motywem były przeraźliwie wybałuszone, wielkie oczy, zawsze przedstawiane w towarzystwie kartoflowatego, niekształtnego nosa. Jak słusznie zauważyła Anna Szablowska:

„[…] widoczny jest na nich strach przed tajemniczymi siłami świata – zarówno tego, który człowieka otacza jak i tego, który jest w nim wewnątrz. Staje wobec tych sił skłócony, słaby, samotny, bezradny”13.

Późne, tak bardzo osobiste ryciny Jabłczyńskiego przywodzą na myśl twórczość Odilona Redona.

Feliks Jabłczyński, Karnawał, sztuka polska, Niezła Sztuka

Feliks Jabłczyński, Karnawał | 1907, Muzeum Narodowe w Krakowie

Osobną grupę tworzą sugestywne fantazje architektoniczne, wyróżniające się nienaturalnym spiętrzeniem malowniczych motywów architektonicznych. Niemal każda budowla składająca się na te przedziwne konglomeraty form zdaje się pochodzić z innej epoki. Prym wiodą jednak strzeliste zabytki gotyckie, rytowane z wielką miłością dla „starożytnych” murów. Jabłczyński nie poprzestał na tworzeniu graficznych widoków Italii i fantazji architektonicznych.

eliks Jabłczyński, Zjazd, sztuka polska, rysunek, Niezła Sztuka

Feliks Jabłczyński, Zjazd | 1915, Muzeum Narodowe w Warszawie

Feliks Jabłczyński, Z Gdańska, miasto, sztuka polska, Niezła Sztuka

Feliks Jabłczyński, Z Gdańska | 1913, źródło: Biblioteka Narodowa, Polona.pl

Z czasem w jego dorobku zaczęły dominować przedstawienia polskich zabytków. W okresie międzywojennym artysta tworzył często na kliszach celuloidowych, używając igły graficznej. Efekt końcowy przypominał ryciny wykonane w technice suchej igły. W jego oeuvre odnajdziemy liczne widoki Gdańska, Poznania, Krakowa, Sandomierza i Kazimierza Dolnego, a przede wszystkim rodzinnej Warszawy. Tej ostatniej artysta poświęcił aż dwie teki. Pierwsza, wydana w trakcie I wojny światowej, ujrzała światło dzienne w 1916 roku. Składające się na nią litografie zaskakują tradycyjnym ujęciem. Realistyczne w charakterze, pozbawione są tak typowej dla Jabłczyńskiego symbolistycznej nastrojowości. Zaświadczają równocześnie, że artysta potrafił powściągnąć wodze fantazji, aby stworzyć wiarygodne przedstawienie konkretnego zabytku lub zaułka. Także w tych rycinach dostrzeżemy jednak rękę mistrza rysunku. Partie budynków, oddane z niemal dokumentalistyczną dokładnością, sąsiadują z fragmentami scharakteryzowanymi niezwykle trafnie, lecz jedynie wrażeniowo. W grupie dwudziestu litografii przeważają widoki najbardziej znanych zabytków stolicy takich jak: Zamek Królewski, Łazienki, Ogród Saski, kamienice Rynku Starego Miasta czy kościół Wizytek. Najwięcej uroku mają jednak ryciny przedstawiające Szeroki Dunaj oraz ulice Oboźną i Źródłową. Ukazują one piękno tych warszawskich zaułków, które bezpowrotnie zmiotła z powierzchni ziemi II wojna światowa.

Druga spośród warszawskich tek Jabłczyńskiego, wydana w 1918 roku, jest krańcowo odmienna. Zamiast skali szarości mamy bogaty zestaw barw. W miejsce pocztówkowych ujęć – znane z wcześniejszej twórczości artysty wycinkowe kadrowania. Pod względem ikonograficznym dominują zaułki Starego Miasta. Powraca także konwencja nokturnu. Niektóre ryciny z tej teki można postrzegać jako twórcze reinterpretacje staromiejskich nokturnów malarskich Józefa Pankiewicza14. Na pierwszy rzut oka kompozycje Jabłczyńskiego sprawiają wrażenie pokrewnych jego wcześniejszym impresjom z Włoch. Różnią się od nich jednak nastrojem. Znacznie spokojniejsze, nie są już tak silnie nasycone tajemniczą, wizyjną atmosferą typową dla sztuki przełomu wieków. Pobrzmiewa w nich natomiast nastrój znany w powieści i nowel Jabłczyńskiego. W Romansie z 1905 roku artysta pisał:

„[…] wracam późno. Na ulicach po trzeciej w nocy, pomimo karnawału pusto. Noc bez gwiazd, bez księżyca, zimowa, czarna […]. Światła na ulicach na pół zgaszone, sklepy pozamykane, nad głową czarno, wiatr porywisty dmie od czasu do czasu, ulice ciągną się w dal rzędami latarń, pośród wysokich, ciemnych domów. Noc nie robi wrażenia nocy – snu, wypoczynku, lecz czegoś, co jest niby antytezą życia”15.

Feliks Jabłczyński był mistrzem tajemnicy i niepokojącego nastroju. Jego nokturny należą do najwybitniejszych osiągnięć ówczesnej grafiki polskiej. W swoich rycinach artysta częściej operował światłocieniem i plamą barwną niż linią. Wyjątek stanowią m.in. przypominające suche igły prace tworzone na kliszach celuloidowych. Choć współcześni doceniali jego osiągnięcia na polu grafiki, to przedstawiali go przede wszystkim jako rzadki okaz ekscentryka. Uznawany powszechnie za dziwaka Jabłczyński należał do najbarwniejszych i najbardziej kreatywnych postaci stołecznego życia artystycznego pierwszego ćwierćwiecza XX wieku.


  1. Ibidem, s. 64–65.
  2. Ibidem, s. 41.
  3. Cyt. za: F. Siedlecki, Grafika Feliksa Jabłczyńskiego, w: Feliks Jabłczyński: (1865-1928): monografia zbiorowa, Warszawa 1938, s. 35–36.
  4. A. Szablowska, Twórczość Feliksa Jabłczyńskiego, „Biuletyn Historii Sztuki” nr 1–2, 1994, s. 27.
  5. Feliks Jabłczyński…, op. cit., s. 6.
  6. Ibidem.
  7. A. Szablowska, op. cit., s. 28.
  8. Ibidem.
  9. P. Czyż, Matrix Feliksa Jabłczyńskiego, czyli graficzne eksperymenty z matrycami hipstera fin de siècle’u, artykuł online – Cyfrowe Muzeum Narodowe w Warszawie: https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/artykuly/292 (dostęp: 26.08.2021).
  10. A. Szablowska, op. cit., s. 32.
  11. Cytat za: P. Czyż, Echa malarstwa polskiego modernizmu w nokturnach graficznych. Inspiracje i autointerpretacje Zofii Stankiewiczówny i Feliksa Jabłczyńskiego, „Pamiętnik Sztuk Pięknych” nr 10, 2015, s. 242–243.
  12. A. Szablowska, op. cit., s. 35.
  13. Ibidem, s. 38.
  14. P. Czyż, op. cit., s. 244.
  15. Cyt. za: Ibidem, s. 244.

fleuron niezła sztuka pipsztok

Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka

» Piotr Cyniak

Absolwent historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Publikował m.in. w „Quarcie” i „Spotkaniach z Zabytkami”. Interesuje się głównie sztuką polską 1. połowy XX stulecia, w szczególności grafiką artystyczną i ikonografią małych miasteczek. Pasjonat podróży, muzyki dawnej i jazzu.


Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



Dodaj komentarz