O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Dlaczego Mark Rothko wielkim malarzem był? Refleksje o artyście i sztuce abstrakcyjnej



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Tytuł tego artykułu, choć gombrowiczowski, wcale nie jest przewrotny i nie ma na celu podważać czy ośmieszać pozycję Marka Rothki w dziejach sztuki. Wręcz przeciwnie, ma stanowić zadziorny przyczynek do rozważań o niezwykle istotnym wpływie, jaki artysta miał na jej rozwój szczególnie po II wojnie światowej. Sztuka abstrakcyjna to temat trudny ze względu na jej skrajny odbiór. Jedni podziwiają, inni pytają – pozostając w gombrowiczowskim klimacie – „jak zachwyca, jeśli nie zachwyca?”. Być może tekst ten przyniesie odpowiedzi na choćby część pytań, które stawiają sobie odbiorcy sztuki abstrakcyjnej, zwłaszcza ci niespecjalnie do niej przekonani. Jak zrozumieć sztukę abstrakcyjną? Kto i co decyduje o jej wartości? Czy artysta nie namalował nic konkretnego, ponieważ nie potrafił?

Sztuka abstrakcyjna jest dla każdego

Wielkoformatowe prace Marka Rothki są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych na świecie wśród dzieł abstrakcyjnych. I jednocześnie chyba jednymi z najbardziej kontrowersyjnych (obok prac Jacksona Pollocka). Bo jak zrozumieć geniusz artysty patrząc na płótno dość równo zamalowane kilkoma prostokątami, często w zbliżonych kolorach?

Choć barwne pola na swój sposób magnetyzują, to przecież nie przedstawiają niczego więcej, żadnej postaci, sceny czy bodaj pojedynczego obiektu. Nic. Zero figuratywności, zero odniesienia do rzeczywistości, do tego co znane i nazwane. Sztuka nieprzedstawiająca stanowi największe wyzwanie dla przeciętnego odbiorcy. Okraszona eksperckimi komentarzami o przełomowości, artyzmie i wizjonerstwie wypowiadanymi nabożnym szeptem w galerii, często niestety wywołuje śmiech, którym widz mimowolnie maskuje poczucie bycia niepewnym, głupszym, nieznającym się, ignorantem. Zaczyna wątpić z jednej strony w swoją wrażliwość i wiedzę, z drugiej w wartość takiego malarstwa. W ten sposób świat sztuki, i tak już mocno hermetyczny,  jeszcze bardziej zamyka się w swojej bańce. Umacnia się mit elitarności sztuki (zwłaszcza współczesnej) i opinia, jakoby była ona przeznaczona jedynie dla wąskiego grona wtajemniczonych, dla grupy profesjonalistów, którzy się na niej znają i ją rozumieją. A nie o rozumienie tu chodzi! Doskonałym przykładem będzie w tym miejscu właśnie malarstwo Rothki.

Artysta sam wielokrotnie podkreślał, że dąży do tego, aby jego płótna pomagały ludziom w definiowaniu ich własnych uczuć. Chciał dosłownie wciągnąć widza w obraz (stąd wielkie formaty, brak ram i nieostre kontury wywołujące efekt wtapiania się figury w tło), pragnął dać mu przeżycie totalne, wywołać silną i jednoznaczną reakcję emocjonalną – ekstazę, radość, rozpacz, zdruzgotanie, rezygnację etc. O tym jest właśnie sztuka abstrakcyjna. Widz ma zastanowić się, co czuje, patrząc na obraz, a nie co autor miał na myśli. Abstrakcja nie daje gotowych interpretacji, lecz stawia pytania. I każda odpowiedź będzie tu dobra, jeżeli tylko coś w nas porusza, jeżeli nie pozostawia nas obojętnymi. Ludzka reakcja jest jedyną rzeczą, która może dać satysfakcję artyście, a obraz żyje dzięki kontaktowi z odbiorcą, rozrasta się i przyspiesza w oczach wrażliwego widza – zwykł mawiać Mark Rothko.

Uprzedzenia do sztuki abstrakcyjnej wynikają także z braku kontaktu z nią. Wystawy przyciągają w dużej mierze już przekonanych odbiorców, masowe media temat sztuki współczesnej poruszają zazwyczaj jedynie w kontekście rekordów aukcyjnych lub kolejnych skandali, a szkoła na żadnym z poziomów praktycznie wcale w tym obszarze nie edukuje. Utrwalają się mity i stereotypy, a przecież sztuka abstrakcyjna to worek, w którym mieści się tak wiele odmian i stylów, że trudno je wszystkie z góry odrzucić. I choć oczywiście nie każdemu wszystko musi się podobać, to warto ten rodzaj sztuki zgłębić na tyle, by się z nią oswoić i odnaleźć w niej coś dla siebie. Być może będzie to hipnotyzujące malarstwo Rothki.

Na drodze od realizmu do barwnych pól

Młody Mark Rothko, Fotografia artysty, Niezła Sztuka

Młody Mark Rothko z kuzynem | 1907, © Kate Rothko Prizel, Christopher Rothko

Marcus Rothkowitz urodził się na terenie obecnej Łotwy w 1903 roku. Jako 10-latek z powodów ekonomicznych i politycznych wraz z całą swoją żydowską rodziną wyemigrował do Portland w stanie Oregon. Nagła śmierć ojca zmusiła chłopca do podjęcia pracy zarobkowej. Marcus sprzedawał gazety na ulicach miasta, dorabiał także w wielkich fabrykach odzieżowych. Za doskonałe wyniki w nauce otrzymywał stypendium, które umożliwiło mu ukończenie szkoły średniej i dostanie się na uniwersytet w Yale. Utrata dofinansowania po pierwszym roku zmusiła przyszłego artystę do porzucenia studiów i przeprowadzki do Nowego Jorku. Wielkie Jabłko stanie się dla niego domem na resztę życia. Tam podejmie pierwsze kursy malarstwa, zawiąże ważne artystyczne znajomości (m.in. z Miltonem Averym oraz Clyffordem Stillem) i zostanie nauczycielem plastyki w Brooklyn Jewish Center. Posadę tę będzie pełnił nieprzerwanie przez 24 lata. W 1938 roku zostanie oficjalnie obywatelem amerykańskim, a dwa lata później – przede wszystkim ze względu na rosnące nastroje antysemickie – uprości imię i nazwisko do słynnego dziś Mark Rothko.

Młody Mark Rothko z rodziną, fotografia, Niezła Sztuka

Młody Mark Rothko z rodziną (siedzi na podłodze, pierwszy od prawej) | 1913, Oregon Jewish Museum and Center for Holocaust Education, Portland

Swoją drogę artystyczną rozpoczął od realizmu (co obala zarzut, jakoby abstrakcjoniści nie umieli „normalnie” malować), później był dość typowy ekspresjonizm, a następnie silna fascynacja surrealizmem.

W jego pracach z lat 30-tych pobrzmiewają echa dawnych mistrzów, Vermeer czy Rembrandt stają się punktem wyjścia do poszukiwań młodego artysty. Figuratywność Rothko porzucił zupełnie około roku 1945.

Mark Rothko, Pokój w Karnak, Abstrakcja, Sztuka Amerykańska, Niezła Sztuka

Mark Rothko, Pokój w Karnak | 1946, kolekcja Christophera Rothko

W abstrakcji odnalazł cel i sens swojej twórczości, która stopniowo i powoli ewoluowała, aż osiągnęła punkt ostateczny – malarstwo barwnych płaszczyzn (color field painting) będące dziś, obok action painting, głównym osiągnięciem współczesnego malarstwa amerykańskiego. Choć pierwszą indywidualną wystawę miał Rothko w 1933 roku, to jego sztuka nie przebiła się do szerokiej publiczności aż do końca lat 50. A dokładnie do 1958 roku, kiedy nastąpił przełom, jak to często w historii sztuki bywało, związany z pewnym skandalem….

Otóż Rothko otrzymał duże i bardzo intratne zlecenie na wykonanie dekoracji ściennych dla ekskluzywnej restauracji Four Seasons w nowojorskim budynku Seagram. Do zadania podszedł pełen zapału i z typową dla niego charyzmą. Powiedział, że stworzy takie dzieła, które „odbiorą apetyt tym bogatym sukinsynom”. Namalował około 30 obrazów, choć zamówienie opiewało na zaledwie 7 sztuk. Gdy wszystko było gotowe, Rothko jadł wraz z żoną lunch w Four Seasons.

Mark Rothko i Mell Rothko, Fotografia artysty, Niezła Sztuka

Mark Rothko i Mell Rothko w studiu | 1953, fot. Henry Elkan, © Kate Rothko Prizel, Christopher Rothko

Zderzenie jego głębokiej artystycznej wizji z rzeczywistością pełną snobistycznych mieszkańców Manhattanu, dla których sztuka jest ostatnim, na co zwracają uwagę podczas swoich biznesowych koktajli, spowodowało, że malarz zrezygnował z dopełnienia umowy. Uznał, iż luksusowy lokal nie jest miejscem stosownym dla jego skłaniającej do kontemplacji sztuki i wszystkie płótna zachował dla siebie. Wydarzenie to wywołało niemałe poruszenie tak w środowisku lokalnych artystów, jak wśród biznesmenów.

O Rothce zaczęło być głośno, tworzyła się legenda ostatniego prawdziwego artysty, który nawet za ogromną sumę nie sprzedał swoich ideałów. Po latach zauważono, że działanie mogło być celowym zabiegiem marketingowym, gdyż w owych latach Rothko był już reprezentowany przez marszandów i pośredników, którzy prawdopodobnie zaplanowali całą akcję, aby rozsławić wciąż pozostającego w cieniu malarza. I zdecydowanie im się to udało.

Spełnieniem marzeń artysty o miejscu, w którym jego sztuka mogłaby zostać w pełni doceniona, miejscu pełnym powagi i dostojności, gdzie sztukę wynosi się do rangi religii, miało być powstanie bezwyznaniowej kaplicy przy Uniwersytecie Świętego Tomasza w Houston, której budowę Rothko nadzorował, i do której w połowie lat 60. stworzył cykl 14 czarnych płócien.

Artysta nie doczekał jednak otwarcia kaplicy. 25 lutego 1970 roku, dokładnie w dniu przybycia do Tate w Londynie niewykorzystanych wcześniej w Four Seasons dzieł, Mark Rothko popełnił samobójstwo.

Od kilku miesięcy miał zdiagnozowanego tętniaka, a od wielu lat cierpiał na zaawansowaną chorobę alkoholową i depresję, pogłębiającą się jeszcze bardziej na fali rosnącej popularności pop-artu, który uważał za degradację sztuki. Znaleziono go w jego nowojorskim mieszkaniu z podciętymi żyłami i po przedawkowaniu barbituranów. Nie zostawił listu pożegnalnego, ale przed śmiercią zdążył jeszcze dać kuratorom w Tate szczegółowe wytyczne co do sposobu ekspozycji jego dzieł. Miał na tym punkcie lekką obsesję.

Mark Rothko, Czerń na bordowym, Malarstwo amerykańskie, Ekspresjonizm, Niezła Sztuka

Mark Rothko, Czerń na bordowym | 1958, Tate Gallery, Londyn, © Kate Rothko Prizel, Christopher Rothko

Uważał, że jego obrazy powinno się oglądać w określonym oświetleniu (a czasem nawet bez niego), na tle białej ściany przełamanej lekką umbrą, zawieszone szczelnie jeden obok drugiego, a przede wszystkim z bliska, z odległości maksymalnie 45 cm – co jest bardzo interesujące, zważywszy na fakt, że przeciętne płótno ma wymiary przekraczające 2 m na 2 m. 45 cm to odległość mniej więcej odpowiadająca zgiętej w łokciu ręce z pędzlem, czyli dystans, jaki od obrazu dzieli tworzącego go artystę. Rothko chciał, by widz dosłownie wszedł w dzieło, by stopił się w jedność z materią farby, by mógł widzieć dynamikę kładzenia kolejnych plam koloru i pracę pędzla. Na punkcie pędzli też miał zresztą bzika.

Używał pędzli przemysłowych służących do malowania ścian, jednak wybierał wyłącznie takie z miękkim włosiem. Dbał o nie w sobie tylko znany sposób, odpowiednio je czyszcząc i przechowując. Swój warsztat generalnie trzymał w tajemnicy. Po kryjomu mieszał farby i pigmenty, nawet z własnymi asystentami nie dzielił się tajnikami swojej techniki. Obrazów nigdy nie tytułował w żaden szczególny sposób.

Nazywał je według użytych kolorów lub formułą bez tytułu, często też nadawał im tylko numery. Wszystko po to, aby nie narzucać odbiorcy sposobu interpretacji, z góry nie definiować dzieła. Same za siebie miały mówić barwy i ich aspekt uczuciowy. Wibrujące kolory, dające wrażenie lekkiego, nieuchwytnego ruchu, gra świateł (w tej materii Rothko był zafascynowany Williamem Turnerem) i prostota formy były przepisem na wywołanie w widzu wrażenia – począwszy od prostej przyjemności wizualnej, a skończywszy na potężnym doznaniu emocjonalnym.

Rothko wyznawał wiarę w kolory, wiedział, że odpowiednio połączone potrafią aktywować w mózgu obszary odpowiedzialne za przywoływanie wspomnień, marzeń i lęków (dziś tymi zagadnieniami zajmuje się gałąź nauki zwana neuroestetyką). Często o jego obrazach mówi się jako o lustrach. W ich odbiorze umysł jest bezradny, odbijają one jedynie (a może aż) stany emocjonalne, które już w odbiorcy istnieją. To dlatego na niektórych oddziałują tak silnie, że ci wybuchają przed nimi płaczem.

Na wizję artystyczną Marka Rothki ogromny wpływ miała myśl Friedricha Nietzschego. Podobnie jak Nietzsche artysta chciał w ludziach przebudzić uśpioną uwagę, wyrwać ich ze strefy komfortu, wzbudzić poczucie niepokoju, skłonić do refleksji o własnej egzystencji. Stąd tak trafnym jest używanie słów niemieckiego filozofa w odniesieniu do prac abstrakcjonisty:

„Gdy zbyt długo patrzysz w czeluść, czeluść zaczyna patrzeć na ciebie”.

Rothko-produkt

Postać Marka Rothki jest z jednej strony mitologizowana, przedstawia się go jako mistyka i ostatniego wielkiego romantyka. Z drugiej zaś przypomina się o jego trudnym charakterze, protekcjonalności, nieznoszeniu krytyki i miłości do pieniędzy. Często jawi się on jako hochsztapler czerpiący garściami korzyści z amerykańskiego kapitalizmu, choć wcześniej przecież tak blisko bratał się z marksizmem i komunizmem. Te ideologiczne rozważania nie mają jednak miejsca w obliczu jego metafizycznej sztuki tak dalece zdystansowanej od przyziemnych spraw tego świata. Faktem jest jednak, że czy to w wyniku sprytnego marketingu, czy też wyłącznie wielkiego talentu, który został doceniony, Mark Rothko stał się maszyną do zarabiania pieniędzy. Choć pierwsze dzieła abstrakcyjne sprzedawał za sumy rzędu zaledwie 150-750 dolarów, to od lat 50. wartości te sukcesywnie wzrastały o kolejne tysiące. Po głośnej śmierci artysty kwoty poszybowały w górę, a od końca lat 90. po odrodzeniu się „mody na Rothko”, nieustannie jeszcze bardziej rosną. Rothko pozostawił po sobie 798 prac, które w 1970 roku zostały wycenione łącznie na 32 miliony dolarów.

Sukces finansowy Rothko zawdzięczał przede wszystkim trzem kobietom: Peggy Guggenheim, Betty Parsons i Blanchette Ferry Rockefeller. Pierwsze dwie były słynnymi kolekcjonerkami sztuki, które promowały Rothkę w ich własnych galeriach i w niego inwestowały, co wszystkim zwróciło się z nawiązką.

Trzecia postać to ówczesna dyrektorka nowojorskiego Museum of Modern Art i żona przedstawiciela wyżyn tamtejszej elity, milionera Johna D. Rockefellera III, która ugruntowała pozycję Rothki na rynku sztuki, kupując za tysiąc dolarów zaledwie jeden jego obraz (i tyle wystarczyło) do swojej prestiżowej kolekcji w MoMa.

W USA po wojnie istniała silna potrzeba wypracowania nowego stylu, który byłby charakterystyczny wyłącznie dla sztuki amerykańskiej, pragnącej przestać być jedynie spuścizną starego kontynentu. Stąd tak duży marketing artystów takich, jak choćby Rothko, Pollock czy de Kooning.

Mark Rothko, abstrakcja, niezła sztuka

Mark Rothko, Nr 6 (Fioletowy, zielony, czerwony), kolekcja prywatna

Obecnie Marka Rothkę określa się jako najdroższego malarza powojennego. Minimalna cena, za jaką sprzedaje się jego prace na aukcjach przekracza 20 milionów dolarów. Rekord padł w 2014 roku, kiedy pewien rosyjski kolekcjoner kupił obraz Nr 6 („Fioletowy, zielony, czerwony”) za 186 milionów dolarów, co sprawiło, że Rothko trafił do pierwszej siódemki najdrożej sprzedanych dzieł malarstwa w historii (obok m.in. Leonarda da Vinci, Paula Cézanne’a i Paula Gauguina). Rekordy aukcyjne w przypadku dzieł abstrakcyjnych zawsze wzbudzają niemałe kontrowersje, dlatego od cen istotniejsze jest pokazanie, dlaczego tak się dzieje. Po pierwsze Rothko był przeciwny kuratorom, historykom i krytykom sztuki, zatem aby nie wystawiać się na kolejne oceny, nie pozwolił pokazywać swoich dzieł w Europie. Z jednej strony ich niemal całkowity brak na starym kontynencie, a z drugiej napędzająca się od lat 80. fascynacja wielką i bogatą Ameryką, która wyznaczała trendy także w sztuce, spowodowały, że nabywcy są skłonni płacić coraz więcej. Po drugie legenda, jaką obrosła postać Marka Rothki nie jest tu bez znaczenia. Dramatyczne okoliczności śmierci, nałogi i skandale od zawsze są siłą napędową wielu artystycznych sukcesów finansowych. Rothko jest już poniekąd ikoną, postacią kultową, nie powinno więc dziwić, że cokolwiek, co wyszło spod jego ręki jest drogie. Do tego należy dodać szybko zmniejszającą się dostępność obrazów, które znikają z rynku w prywatnych i publicznych kolekcjach oraz fakt niepodrabialności Rothki. Wbrew powszechnym opiniom, że takie coś mogłoby namalować nawet dziecko, prace Rothki szalenie trudno skopiować tak, aby oddać trudno uchwytną wibrację barw i ich hipnotyzującą moc.

Mark Rothko z rodziną, Portret artysty, Niezła Sztuka

Mark Rothko z rodziną | ok. 1966, źródło: pbs.org

Jedni zakupują dzieła abstrakcjonisty jako wyznacznik statusu i manifestację snobizmu, inni (raczej ci mniej liczni), ponieważ dostrzegają w nich sztukę tak skomplikowanie prostą, że aby ją w pełni posiadać nie wystarczą pieniądze, lecz pewien szczególny zmysł i niezwykła wrażliwość.


MARK ROTHKO / Fondation Louis Vuitton
18.10.2023-2.04.2024

bibliografia, artykuły o sztuce, niezła sztuka

Bibliografia:
1. Baal-Teshuva J., Mark Rothko, Warszawa 2007.
2. Hodge S., Przewodnik po sztuce współczesnej. Dlaczego pięciolatek nie mógł tego zrobić?, Warszawa 2021.
3. Rose B., Malarstwo amerykańskie dwudziestego wieku, Warszawa 1991.

» Iga Ranoszek-Bieńkowska

Zakochana w sztuce i kulturze, a najmocniej w tej z początków XX w. Do ulubionych nurtów zalicza dadaizm, surrealizm, realizm magiczny, art déco. Doktor nauk humanistycznych w zakresie językoznawstwa, absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Szczecińskim, a obecnie studentka historii sztuki w IS PAN. Teraz muzealniczka, dawniej wieloletnia lektorka języka polskiego jako obcego. Wielbicielka podróży, książek, kotów i tatuaży.


Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



One thought on “Dlaczego Mark Rothko wielkim malarzem był? Refleksje o artyście i sztuce abstrakcyjnej

  1. Z przykrością stwierdzam, że nie znalazłem nigdzie w tekście wyjaśnienia, dlaczego miałbym uznawać Rothkę za wielkiego malarza. Dowiedziałem się za to, że był maniakalno-cholerycznym ćpunem i alkoholikiem, a przy okazji również i świetnym biznesmenem. Fakt, ze zaczął od malowania realizmu nie oznacza, że był w tym „dobry”. „Echa dawnych mistrzów” to delikatnie powiedziane. Musiał być wielce zakompleksiony względem wielkich artystów: widząc, że żadną miarą nie jest im w stanie dorównać, postanowił przynajmniej być „oryginalny”.
    Patrzenie się na wielką czerwoną czy zieloną plamę ma za zadanie „wywołanie w widzu wrażenia – począwszy od prostej przyjemności wizualnej, a skończywszy na potężnym doznaniu emocjonalnym”, czy też „przeżycie totalne”, to kompletny bełkot i dorabianie skomplikowanych teorii do prostych, prostackich wręcz dzieł. Dla kontrastu wyobraźmy sobie zatem taki widok: Lato, czyste, błękitne niebo na horyzoncie. Po lewej jednolicie żółte pole rzepaku, po prawej trawiasta, zielona łąka. Dalej po prawej, kradnąc i załamując horyzont, ciemnozielona ściana lasu. 4 kolory. Głębia totalna. Ciepło na twarzy, zapach, dźwięki, wzrok – to dopiero przeżycie totalne!
    Podsumowując, degradacja sztuki nie nastąpiła wraz ze wzrostem popularności pop-artu. Degradacja nastąpiła wraz z pojawieniem się takich kierunków jak abstrakcjonizm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *