Mecenasem Muzeum Narodowego w Krakowie oraz tego artykułu jest:
Właściwie to na pewno już je znacie. W muzeach wiszą na honorowych miejscach, ilustrują szkolne podręczniki, trafiły na banknoty. Nie można ich przeoczyć. Ba, o wielu postaciach i wydarzeniach historycznych nie umiemy pomyśleć bez skojarzenia z dziełami Jana Matejki. Czy Matejko byłby z tego zadowolony? Bez wątpienia. Pragnął kreować pewną wizję dziejów Polski i wpływać na wyobraźnię zbiorową rodaków i rodaczek. „Możność reprodukowania swoich utworów bardzo go cieszyła, dogadzała, o co bardzo dbał, a odpowiadała roli posłannictwa”1 – wspominał jego przyjaciel, malarz Izydor Jabłoński-Pawłowicz.
Niech nas nie zniechęci fakt, że czasem nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć jakiegoś dzieła bez komentarza historycznego. Warto pamiętać, że za czasów Matejki treść jego obrazów też nie zawsze była jasna. Marian Gorzkowski, sekretarz artysty, przygotowywał nawet specjalne broszury z objaśnieniem rozbudowanych kompozycji. A gdy zagraniczna publiczność nie znała odpowiedniego kontekstu, nierzadko interpretowała przedstawioną scenę zupełnie na opak. Ale o tym za chwilę.
- I. Jabłoński-Pawłowicz, Wspomnienia o Janie Matejce, oprac. M. Treter, Lwów 1912, s. 52. ↩