Mezalians, słowo pochodzące od francuskiego mésalliance, oznacza małżeństwo z osobą pochodzącą z niższej klasy społecznej. Dziś wydaje się ono pojęciem dość abstrakcyjnym, ale w XIX stuleciu takie „niestosowne” związki potrafiły wywołać niemały skandal, zwłaszcza jeśli dotyczyły osób publicznych – na przykład artystów. Mezaliansem mógł być mariaż malarza z panną pochodzącą z rodziny arystokratycznej lub po prostu bardzo zamożnej. W tym przypadku jednak artystyczne zasługi mogły zrekompensować „gorsze” pochodzenie. Zupełnie niezrozumiałe dla otoczenia bywały natomiast małżeństwa uznanych twórców z kobietami „z ludu”.
W ciebie jak w święte patrzę malowidła – Anna i Włodzimierz Tetmajerowie
„Włodzimierz Przerwa-Tetmajer z Bronowic” – tak we własnym testamencie podpisał się malarz, który dziś wręcz nierozerwalnie kojarzy się z podkrakowską wsią. Gdy umierał w 1923 roku, był ważną częścią lokalnej społeczności, piewcą ludowych tradycji, a także działaczem politycznym występującym w interesie chłopów. Zanim do tego doszło, musiało minąć trochę czasu, by otoczenie otrząsnęło się ze skandalu, jaki wywołał, żeniąc się z córką bronowickiego gospodarza.
Włodzimierz pochodził z rodziny szlacheckiej, był synem posła do Sejmu Krajowego Galicji, marszałka powiatu nowotarskiego. Można powiedzieć, że był dobrze rokującym młodzieńcem. Wykształcony w Krakowie, Wiedniu, Monachium i Paryżu zapowiadał się na świetnego malarza. Miał wiele uroku osobistego, dzięki któremu podbijał krakowskie salony. Znalazł nawet zamożną narzeczoną, Marię Sianożęcką, co bardzo cieszyło jego ojca i macochę. Wielkie musiało być ich rozczarowanie, gdy w 1889 roku zerwał zaręczyny, planując poświęcić się wyłącznie sztuce. Niewiele później wrócił z Monachium do Krakowa i, podobnie jak wielu młodych malarzy, zaczął wybierać się na plenery do oddalonych o kilka kilometrów Bronowic Małych. W tamtym czasie znacząco rosło zainteresowanie kulturą ludową, a mieszkańcy podkrakowskiej wsi ze swoimi barwnymi strojami i zwyczajami byli świetnym tematem obrazów. Dziewczęta z okolicy miały nawet w zwyczaju dorabiać sobie pozowaniem w Szkole Sztuk Pięknych (później przemianowanej na Akademię).
Najprawdopodobniej wiosną 1890 roku Włodzimierz poznał Annę Mikołajczykównę, jedną z córek niezbyt zamożnego gospodarza. To musiała być miłość od pierwszego wejrzenia. Malarz, który jeszcze niedawno nie zamierzał się żenić, szybko się oświadczył, by już 11 sierpnia stanąć na ślubnym kobiercu. Tadeusz Boy-Żeleński następująco relacjonował te wydarzenia:
„[…] na całe miasto gruchnęła wieść: Włodzio Tetmajer ożenił się z wiejską dziewczyną. My, ludzie dzisiejsi, nie odczuwamy już dostatecznie zgrozy, jaką fakt ten musiał przejąć ówczesny Kraków. Młody i pełen przyszłości malarz, świetny i piękny młodzieniec z «dobrej rodziny» — z chłopką!”1.
Zapewne w obawie przed ową zgrozą Tetmajer utrzymał swój ślub w tajemnicy, zapraszając tylko garstkę znajomych malarzy. Rodzice artysty dowiedzieli się o wszystkim przypadkiem i – jak łatwo zgadnąć – nie byli zachwyceni. Adolf Tetmajer aż do swojej śmierci w 1892 roku był obrażony na syna. Kontakty z macochą, Julią z Grabowskich, z czasem uległy poprawie, zwłaszcza po przyjściu na świat dzieci.
Tetmajer musiał być szaleńczo zakochany w młodziutkiej, ledwie szesnastoletniej Annie, skoro zdecydował się dla niej na bardzo niepewny los. Po ślubie gnieździli się w ciasnej i pozbawionej wygód chałupie Mikołajczyków.
Włodzimierz dopiero budował swoją pozycję zawodową i długo nie mógł liczyć na regularne dochody. Dopiero z czasem sytuacja uległa zmianie i Tetmajerowie dorobili się własnego domu (obecnie zwanego Rydlówką), a później kolejnego (znanego jako Tetmajerówka)– odpowiadającego rozmiarem potrzebom powiększającej się rodziny. W sumie Anna urodziła dziewięcioro dzieci: Jadwigę, Juliannę, Klementynę, Marię Julię, Marię Magdalenę, Jana Kazimierza, Wandę (zmarłą tuż po urodzeniu), Tadeusza i Krystynę.
Od trudnych warunków materialnych gorszy był zapewne ostracyzm, jaki spotkał Tetmajera ze strony jego rodziny i większości znajomych. W przełamaniu tej trudnej sytuacji nieocenioną rolę odegrała księżna Marcelina Czartoryska, która ze swoim synem Marcelim (prezesem Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych) jako pierwsza dama z towarzystwa odwiedziła młode małżeństwo, sygnalizując tym samym swoją akceptację. Z czasem sytuacja uległa całkowitemu odwróceniu i Tetmajerowie narzekali co najwyżej na nadmiar gości, czasem nietaktownie przedłużających pobyt. Oprócz sympatycznych gospodarzy znajomych przyciągały wyśmienite nalewki, z których produkcji słynął Włodzimierz. Nie brakowało także ciekawskich, którzy chcieli na własne oczy zobaczyć, jak funkcjonuje to dziwne małżeństwo. Tacy goście bywali najbardziej kłopotliwi. Boy wspominał:
„[…] ulubionym spacerem krakowian, mniej lub więcej mu [Tetmajerowi] znajomych, było odwiedzać go w Bronowicach. Należało to do «szyku» opowiadać: «Byłem dziś u Tetmajerów, jakaż to miła osoba ta Tetmajerowa, jak ona się wyrobiła etc.». Nieraz, w niedzielę, Tetmajer, ostrzeżony przez stojącą na czatach córeczkę, zaparłszy drzwi chałupy, chował się z całą rodziną w życie przed nadchodzącymi gośćmi”2.
Tetmajerowie cieszyli się także sympatią i szacunkiem mieszkańców Bronowic. Jak wyjaśniał Żeleński: „[…] Tetmajer miał niesłychaną łatwość wżywania się w każde środowisko; równie swobodnie czuł się we fraku w salonach, jak w siermiędze na wsi, w Paryżu, jak w Bronowicach”3.
Artysta nigdy nie stracił zainteresowania swoim najbliższym otoczeniem, czyniąc z niego główny temat swoich obrazów. Wieś malował zarówno w wydaniu odświętnym, jak i codziennym. Na wielu obrazach możemy odnaleźć członków jego rodziny. Annę rozpoznamy po krótkich, ciemnych włosach wystających spod chusty, którą tradycyjnie nosiły mężatki.
Z relacji i wspomnień można wysnuć wniosek, że Tetmajerowie, mimo wszystkich różnic i początkowych trudności, stanowili bardzo udane małżeństwo. Impulsywny temperament Włodzimierza uzupełniał wrodzony spokój i takt Anny. Małżonków łączyło też szczere uczucie – wystarczy przeczytać, jak Włodzimierz pisał o Annie:
„I siłą jesteś mojego ramienia,
i mojej myśli górnym jesteś lotem,
i światłem, co mi gniazdo opromienia,
mego dobytku tyś jedynym złotem!
W ciebie jak w święte patrzę malowidła,
anielskie widząc u twych ramion skrzydła!Ty, moja wierna towarzyszko wdzięczna,
co jako anioł idziesz mi u boku!
Błogosławiona mi ta noc miesięczna,
kiedym ci wierność przyrzekł w sadów mroku!
Błogosławione twoje ciche gniazdo!
Błogosławionaś ty, mej drogi gwiazdo!”4.
Życie rodziny toczyło się w miarę spokojnie do 1920 roku, kiedy w wojnie polsko-bolszewickiej zginął starszy syn Tetmajerów, Jan Kazimierz. Włodzimierz aż do swojej śmierci trzy lata później nie otrząsnął się z tej tragedii. Anna przeżyła męża aż o dwadzieścia jeden lat. Nie dane jej było jednak spędzić tego czasu w cieple rodzinnego domu, w otoczeniu dzieci i wnuków. W czasie II wojny światowej została wywieziona na Syberię ze swoją najmłodszą córką. Później przebyła długą drogę do Indii, skąd dopiero w 1948 roku zdołała wrócić do Tetmajerówki. Nawet podczas tułaczki nosiła haftowany krakowski gorset.
Pisząc o Annie, nie można zapomnieć o jej siostrach: Marysi, która podobno była narzeczoną zaprzyjaźnionego z Tetmajerem, przedwcześnie zmarłego malarza Ludwika de Laveaux, oraz Jadwidze, która poślubiła poetę Lucjana Rydla.
Ich wesele (odbywające się skądinąd w domu Tetmajerów) przeszło do historii opisane w najsłynniejszym dramacie Stanisława Wyspiańskiego.
Czy on mógł ją kochać? – Teodora i Stanisław Wyspiańscy
Niewiele brakowało, żeby Wyspiański nie pojawił się na weselu Rydla, choć przyjaciel wybrał go na świadka swojego ślubu. Wszystko przez afront: pominięcie w zaproszeniu świeżo upieczonej pani Wyspiańskiej. Ślub Wyspiańskich odbył się dokładnie dwa miesiące przed ślubem Rydlów – 18 września 1900 roku 5. Ceremonia była bardzo skromna, ale wywołała chyba jeszcze większy skandal niż śluby Tetmajera i Rydla.
Panny Mikołajczykówny pochodziły z wiejskiej, niezamożnej rodziny, ale mogły pochwalić się nieposzlakowaną opinią. Do tego były młodziutkie i bardzo ładne. Zupełnie inaczej było z wybranką Wyspiańskiego. Teodora Teofila Pytko była o niemal rok starsza od artysty i nie olśniewała urodą. Co gorsza, miała już trójkę nieślubnych dzieci: urodzonego w 1892 roku Teodora (usynowionego przez Wyspiańskiego) przypuszczalnie będącego synem krakowskiego adwokata, oraz Helenę (ur. 1896) i Mietka (ur. 1900), których ojcem był Wyspiański.
Teosia pochodziła ze wsi Konary, położonej w okolicach Tarnowa, i najprawdopodobniej była posługaczką (czyli służącą wykorzystywaną do najcięższych prac) w domu Joanny Stankiewiczowej – ciotki, która wychowała Wyspiańskiego. To właśnie Stankiewiczowa była największym wrogiem Teodory i próbowała się jej pozbyć już na etapie ciąży z Helenką.
Trzeba przyznać, że Wyspiański od początku konsekwentnie stał po stronie swojej partnerki, a przede wszystkim po stronie swoich dzieci, które darzył ogromną miłością. Zapewne chęć zabezpieczenia ich przyszłości była jednym z ważniejszych powodów, które skłoniły go do ślubu. W środowisku dziewiętnastowiecznych mieszczan nikt nie oczekiwał od mężczyzny takiego „poświęcenia”.
Niestety większość relacji o małżeństwie Wyspiańskich pochodzi od osób mocno niechętnych Teodorze (do tej grupy zaliczała się większość rodziny i znajomych artysty), trudno więc oczekiwać od nich obiektywizmu. I tak na przykład Maria Waśkowska wspominała:
„Mówiła ciocia i opowiadał mi brat (wuj Rogowski) […], że Staś płakał przy ślubie […] łkał i łkając wymawiał słowa przysięgi”6.
Obecny przy ceremonii Adam Grzymała Siedlecki zapamiętał ją zupełnie odwrotnie i opisywał twarz Wyspiańskiego, która była „rozpromieniona naprawdę nieziemskim uniesieniem”7. Podczas gdy jedni rozpaczali nad strasznym losem artysty, Jan Bartosiński podkreślał pozytywne zmiany, jakie zaszły w artyście po ślubie. Opowiadano, jak Teosia zaniedbuje dom i nie radzi sobie z dysponowaniem pieniędzmi, choć w pamięci innych zapisała się jako rozsądna gospodyni, która potrafiła zarządzać nawet bardzo skromnym budżetem. Zdaje się, że i Wyspiański cenił jej pragmatyzm, zapewniający mu upragniony spokój. W razie potrzeby potrafiła nawet skutecznie odprawiać gości, których artysta nie zamierzał przyjmować. „Że mu nie dorównywała umysłem… Mój Boże – ale to nie było łatwe przebywać na wyżynach, które były jego codziennym poziomem”8 – zauważał Jan Bartosiński.
Wyspiański często portretował swoją żonę. Z wyraźną fascynacją obserwował, jak opiekowała się dziećmi, powtarzając kilka razy motyw macierzyństwa z jej udziałem. Być może odnalazł w niej pierwiastek, którego brakowało mu jako chłopcu przedwcześnie osieroconemu przez matkę?
Z pewnością artysta podzielał młodopolską fascynację folklorem i uwielbiał słuchać nuconych przez Teodorę ludowych przyśpiewek. Z upodobaniem stroił ją też w kolorowe krakowskie stroje, choć ona sama na co dzień ubierała się „po miejsku”.
Wyjątkowe wrażenie robi Autoportret z żoną z 1904 roku. Ubrany w serdak Stanisław zdaje się na nim osłaniać swoim drobnym ciałem Teodorę, jakby zamierzał bronić ją przed nieżyczliwym światem. Nieraz robił to w prawdziwym życiu, stanowczo domagając się dla Teosi odpowiednio godnego traktowania.
Tak było choćby na prapremierze Wesela, gdy kobieta po raz pierwszy występowała oficjalnie jako jego małżonka. „Została mi na zawsze w oczach postać Wyspiańskiego w tym momencie: ukazał się przed rampą – skłonił się – ale tylko w stronę loży, w której siedziała jego żona”9 – wspominał Antoni Waśkowski.
W 1901 roku na świat przyszło najmłodsze dziecko Wyspiańskich – Staś. Niewiele wcześniej rodzina wprowadziła się do sporego mieszkania przy ul. Krowoderskiej. Lata spędzone w tym domu córka Wyspiańskich, Helena, wspominała później jako najszczęśliwszy okres swojego dzieciństwa. Wraz z poprawą sytuacji materialnej pogarszał się niestety stan zdrowia artysty, który od kilku lat leczył się na syfilis. W 1906 roku zdecydował się na zakup gospodarstwa w miejscowości Węgrzce, położonej o kilka kilometrów na północ od Krakowa. Chciał w ten sposób zapewnić rodzinie przyszłość po swojej śmierci, której perspektywa stawała się coraz bardziej realna. Na wsi stan Wyspiańskiego jeszcze się pogorszył, artysta wymagał w zasadzie stałej opieki. Właśnie zaniedbań na tym polu dotyczą najcięższe zarzuty, jakie wytaczano przeciw Teodorze.
„Ona wprost jest niegodziwa, całą noc nie zajrzy do pokoju, w którym leży […] nie poda lekarstwa, nie zmieni bielizny – krzyczy i dokucza mu, że nic nie robi, tylko choruje – potrąca go – jest nieszczęśliwy, opuszczony i smutny”10.
– skarżyła się Joanna Stankiewiczowa.
Nie można wykluczyć, że tak było, choć jeszcze przed ślubem to właśnie Teosia otoczyła Wyspiańskiego opieką w chorobie. Teraz jednak miała na głowie leżącego męża, czwórkę dzieci i całe gospodarstwo, a do tego ciągłe odwiedziny niechętnych jej gości. Być może sytuacja ją przerosła?
Śmierć Wyspiańskiego 28 listopada 1907 roku nie zmniejszyła niechęci otoczenia wobec jego żony. Wielkie oburzenie wywołał jej drugi ślub z młodszym o dekadę Wincentym Waśką, zawarty tuż przed pierwszą rocznicą śmierci artysty. Podobno sam Wyspiański zobowiązał sąsiada do ożenku z Teosią, która potrzebowała pomocy w prowadzeniu gospodarstwa11. Niestety związek nie należał do udanych. Co gorsza, bliscy Wyspiańskiego doprowadzili do odebrania Teodorze praw do opieki nad dziećmi i umieścili je w oddalonych od domu szkołach. Wdowa po Wyspiańskim zmarła w 1957 roku. Aż do śmierci lata spędzone z artystą uważała za najszczęśliwsze w swoim życiu, a leżąc już w szpitalu, cytowała personelowi obszerne fragmenty Wesela.
Od nas obojga – Franciszka i Leon Wyczółkowscy
Małżeństwa Tetmajera i Wyspiańskiego wywołały taki rozgłos, że do dziś często się o nich wspomina. Znacznie mniej znany jest mezalians popełniony przez Leona Wyczółkowskiego. Być może gdy 29 listopada 1916 roku malarz stawał na ślubnym kobiercu, związek z osobą niższego stanu nie szokował już tak bardzo? Może znaczenie miał też wiek malarza? Był on sześćdziesięcioczteroletnim emerytowanym profesorem ASP. A może po prostu wszyscy zdążyli się już oswoić z obecnością Franciszki Panek w życiu Wyczóła?
Małżeństwo Wyczółkowskich nie było skutkiem gwałtownego romansu. Wcześniej, przez około dwadzieścia lat, Franusia – jak ją wszyscy nazywali – pracowała u malarza jako służąca. Pochodziła ze wsi Przeginia Narodowa oddalonej od Krakowa o niecałe 30 kilometrów, była córką Wincentego i Wiktorii Kosseków. Od artysty była młodsza o dwadzieścia dwa lata, a na podstawie fotografii i portretów można ocenić, że była dość urodziwa. Do domu malarza wprowadziła ład i ciepłą atmosferę. Okazała się też niezastąpioną pomocą w pracy, która w przypadku Wyczóła przypominała skomplikowaną procedurę medyczną.
„Malował szybko, sam nie mógł nadążyć w wyszukiwaniu odpowiednich kolorów, które seriami były ułożone. Dopomagali mu w tym Władek służący i Frania pokojówka. Wyczół wymieniał tylko numer danego koloru, jakiego potrzebował, i tak: Kolor był oznaczony nr 9 blado niebieski, nr 5 itd., kolory zasadniczo używane przez niego miały swoje oznaczone numery. Wyczół, gdy stanął przy sztaludze w asyście swoich pomocników, robił wrażenie chirurga podczas operacji; miał na sobie długi biały kitel i maskę na twarzy ochronną; podczas malowania powoli nabierał rozpędu, lecz gdy po pewnej chwili jego zapał i łatwość techniki dosięgały stopnia furiosissimio, cały pomocniczy aparat musiał podążać za nim. Sztaluga nieprzerwanie turkotała po szynach, Władek z nastawionym uchem uważał na sygnały, kręcił siarczyście korbą, Frania chwytała w lot żądane numery pasteli i podawała je swojemu profesorowi; w powietrzu przepełnionym pyłem pasteli sproszkowanej jak świetlne ogniki wirowały rzucane krótkie wyrazy: «Władek, jazda dalej», «Frania, dawaj nr 10 i zieloną 7». «Teraz stop». «Karmin nr 2». «Władek, jazda dalej»”12.
– opisywał ten złożony proces Teodor Grott.
Być może w asystowaniu swojemu pracodawcy, a później mężowi pomagał Franciszce własny talent plastyczny – podobno umiejętnie posługiwała się akwarelami13.
Artysta nazywał ją swoim „ministrem finansów” i to jej powierzał pertraktacje z potencjalnymi nabywcami obrazów, które przeprowadzała sprawnie i z korzystnym skutkiem. Krótko mówiąc, panna Panek idealnie uzupełniała niezbyt praktycznego i całkowicie pochłoniętego sztuką Wyczółkowskiego. Na potwierdzenie tych słów można przywołać jeszcze jedną anegdotę – już z okresu po ślubie:
„Gdy raz zimą malował w Tatrach, zapalił się od ogniska kosztowny pled angielski. Obecna przy tym żona zawołała, że pled się pali, a on nie odwracając nawet głowy malował i tylko jakby od niechcenia zauważył: – Nie przeszkadzaj mi Franiu kochana, idź do licha z takim głupstwem!”14.
Nie wiadomo, kiedy Wyczółkowski zaczął darzyć swoją gospodynię cieplejszymi uczuciami, ale na pewno miało to miejsce na długo przed ślubem. Wystarczy zerknąć na korespondencję pary – w liście z wakacji 1908 roku znajdziemy na przykład słowa „Moja Kochana napisz zaraz do mnie”15, które świadczą o zażyłej relacji. Otoczenie Wyczółkowskiego doskonale zdawało sobie sprawę z więzi, jaka połączyła go z Franusią i – o dziwo – najwyraźniej kibicowało temu związkowi. Podobno do wzięcia ślubu ostatecznie namówiła malarza jego przyjaciółka Idalia Pawlikowska, żona dyrektora Teatru Miejskiego w Krakowie.
Nagle po latach bycia gosposią Franciszka stała się panią profesorową. Prowadziło to do wielu niezręczności. Zdarzało jej się z przyzwyczajenia przyjmować gości w fartuszku i odbierać od nich płaszcze. Oni z kolei czasami wciskali jej monety jako napiwek (trudno powiedzieć, czy przez zapomnienie, czy ze złośliwości), co bardzo irytowało Wyczółkowskiego, który pragnął dla żony należnego szacunku.
W 1922 roku artysta nabył dworek w Gościeradzu, gdzie odtąd przebywał najchętniej. To właśnie tam mógł realizować swoje marzenie o spokojnej pracy blisko natury.
Towarzyszyła mu oczywiście ukochana żona, która na każdym kroku dbała o swojego „mężusia”. Czasem wiązało się to z surowym zakazywaniem mu ulubionego „cygarka” pod pozorem dbania o jego nerwy. „Mnie to nie denerwuje, ale moją żonę – tak”16 – tłumaczył malarz znajomym. To również Franciszka pilnowała, by jej mąż nie rozdawał zbyt beztrosko swoich prac znajomym, pragnąc, by wszystko – zresztą zgodnie z jego wolą – trafiło do Muzeum Miejskiego w Bydgoszczy. Tylko dedykacja „od nas obojga” potrafiła czasem skłonić ją do zmiany zdania. Po śmierci Wyczółkowskiego w grudniu 1936 roku rzeczywiście zadbała o przekazanie jego spuścizny i pamiątek po nim (łącznie 942 obiektów) do bydgoskiego muzeum, którego artysta jest obecnie patronem.
Franciszka Wyczółkowska przeżyła męża tylko o kilka lat. Niestety jej dalsze losy nie ułożyły się dobrze. Podczas II wojny światowej została eksmitowana z dworku w Gościeradzu i została praktycznie bez środków do życia. W 1942 roku, podczas ciężkich mrozów, mieszkała „bez podłóg, bez pieców, bez kluczy w drzwiach”17, budząc się rano z ośnieżoną pierzyną. Doprowadziło to do znacznego pogorszenia jej stanu zdrowia. Zmarła rok później.
Bibliografia:
1. Bednarski T.Z., Krakowskim szlakiem Leona Wyczółkowskiego, Kraków 2003.
2. Baziak J., Leon Wyczółkowski – kolejne życie, Bydgoszcz 2012.
3. Boy-Żeleński T., Plotka o „Weselu” Wyspiańskiego, https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/plotka-o-weselu-wyspianskiego.html (dostęp 21.12.2021).
4. Gaweł Ł., Stanisław Wyspiański. Na chęciach mi nie braknie…, Kraków 2017.
5. Kochanowska E., Żony sławnych mężów, Gdańsk 1986.
6. Śliwińska M., Panny z „Wesela”, Kraków 2020.
7. Śliwińska M., Wyspiański. Dopóki starczy życia, Warszawa 2017 (e-book).
8. Wokół daru Franciszki i Leona Wyczółkowskich, red. B. Dygdała-Kłosińska, M. Woźniak, Bydgoszcz 2012.
- T. Boy-Żeleński, Plotka o „Weselu” Wyspiańskiego, https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/plotka-o-weselu-wyspianskiego.html (dostęp 21.12.2021). ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Fragment wiersza W. Tetmajera Do mojej żony, cyt. za: M. Śliwińska, Panny z „Wesela”, Kraków 2020, s. 313–314. ↩
- Dodatkowo 17 listopada został powtórzony za zamkniętymi drzwiami z powodów formalnych. ↩
- M. Śliwińska, Wyspiański. Dopóki starczy życia, Warszawa 2017 (e-book). ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ł. Gaweł, Stanisław Wyspiański. Na chęciach mi nie braknie…, Kraków 2017, s. 314. ↩
- E. Kochanowska, Żony sławnych mężów, Gdańsk 1986, s. 82. ↩
- https://artinfo.pl/dzielo/roze-1909-16, (dostęp 21.12.2021). ↩
- T. Z. Bednarski, Krakowskim szlakiem Leona Wyczółkowskiego, Kraków 2003, s. 84–85. ↩
- Ibidem, s. 85. ↩
- http://wyczolkowski.pl/listy/63 (dostęp 21.12.2021). ↩
- J. Baziak, Leon Wyczółkowski – kolejne życie, Bydgoszcz 2012, s. 45. ↩
- Wokół daru Franciszki i Leona Wyczółkowskich, red. B. Dygdała-Kłosińska, M. Woźniak, Bydgoszcz 2012, s. 25. ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Fryderyk Pautsch „Portret Leopolda Staffa” - 20 września 2024
- Józef Pankiewicz „Dziewczynka w czerwonej sukience” - 18 kwietnia 2024
- Mela Muter „Autoportret w świetle księżyca” - 4 kwietnia 2024
- Japoneczki, czyli kobiety w kimonach w polskiej sztuce - 8 stycznia 2024
- Skandal, konflikt, pojedynek, zabójstwo, czyli o wybuchowej naturze polskich artystów - 17 grudnia 2023
- Kolorowy ptak. O tragicznych losach niezwykłej malarki – Teresy Roszkowskiej - 29 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Nasturcje” - 6 października 2023
- Stanisław Wyspiański „Portret pani Solskiej” - 12 września 2023
- Twarzą w twarz z Wyspiańskim, czyli o autoportretach artysty - 1 września 2023
- Jan Matejko „Astronom Kopernik, czyli rozmowa z Bogiem” - 16 lutego 2023
Lekko i interesująco napisany artykuł. Pozdrawiam Autora.