Toruń przywitał mnie przepięknym słońcem i wysoką temperaturą, która z godziny na godzinę pięła się ku górze. Może powzięła sobie za zadanie przebić wysokość, jaka dzieli posadzkę kościoła Najświętszej Marii Panny od gotyckiego sklepienia, a wynosi ona aż 27 metrów. Ten wymiar, to jedna z niewielu informacji, jakie pamiętam ze szklonych wycieczek po tym mieście, a utkwiła na tyle mocno, że mój umysł przetrzymuje ją już ponad dziesięć lat.

Panorama Starego Miasta, fot. Marta Norenberg
Nieodzowne skojarzenia prowadzą moje myśli także ku miejscu, gdzie niegdyś mieszkał Mikołaj Kopernik, który siłą swego umysłu „poruszył Ziemię i wstrzymał Słońce”, uzasadniając tezy stawiane już przez starożytnych. Bardziej przyziemne wspomnienia dotyczą toruńskich pierników zapakowanych w zabawne pudełka-kamienice, ale że akurat mój organizm odpoczywa od cukrów, to postanowiłam skwapliwie ominąć i ten stały punkt wycieczek. Co zatem chciałabym zaproponować wszystkim, którzy przybyli do Torunia? Chodźcie ze mną, schrońmy się w cieniu gwiazdy…

Kamienica pod Gwiazdą,, fot. Marta Norenberg
Kamienica pod Gwiazdą, jeden z przepięknych budynków znajdujących się w pierzei okalającej toruński rynek, a w niej ukryte drewniane, kręcone schody z połowy XVII wieku oraz mniejsza, żeliwna klatka schodowa. Obie czynne i zapraszające podróżnych w głąb chłodnych murów zabytkowej kamienicy, pełnej sztuki z Dalekiego Wschodu.

Drewniana klatka schodowa, fot. Marta Norenberg

Drewniana klatka schodowa, detal, fot. Marta Norenberg
W końcu to właśnie tutaj, tuż pod nosem Kopernika znajdują się zbiory sztuki Orientu. Grube ściany, drewniane podłogi, polichromowane sufity są idealnym tłem dla misternych zabytków ze wschodnich krain.

Polichromowane sklepienie na parterze, fot. Marta Norenberg

Kamienica pod Gwiazdą – oddział Muzeum Miasta Torunia – Sztuka Orientu. Jedna z sal wystawienniczych na piętrze, fot. Marta Norenberg
Możemy podziwiać tu eksponaty z takich państw jak Chiny, Indie czy Japonia, a w ramach wystawy czasowej, także z Wietnamu. Klimat miejsca sprzyja kontemplacji i pozwala przenieść się do innego świata. Moją uwagę przykuły drewniane parawany rzeźbione w motywy zaczerpnięte z fauny i flory oraz zdobione masą perłową, a także figuralne rzeźby wykonane w jadeitach i ametystach.
Skrupulatny obserwator na pewno nie ominie żadnych drzwi bez poświęcenia im odpowiedniej uwagi. W końcu nie tak często można podziwiać sztukę intarsji, polegającą na tworzeniu wzorów poprzez połączenie drewna o różnym kolorze i deseniu słojów. W mini podwórzu na tyłach kamienicy odnajdziemy kompozycje z ogrodów japońskich. Natomiast na tylnej fasadzie budynku możemy zaobserwować, jak zmieniał się jej wygląd przez stulecia, świadczą o tym łuki okienne pozostałe po dawnych otworach.
Choć chłód, którym otula mnie wnętrze kamienicy jest uzależniający, trzeba ruszać dalej. Nogi nadal pragną uciec od gorąca bruku i ciasno ustawionych budynków, zatem niosą mnie na ulicę Bydgoską, nieuczęszczaną przez turystów i pełną śladów kultury z końca XIX wieku. Bardzo dobrze zachowane secesyjne kamienice, które nadal tętnią życiem i cieszą oczy przechodniów szczegółowymi dekoracjami, przeplatają się z podupadającymi willami.

Budynek ogniska artystycznego i przedszkola na ul. Bydgoskiej, fot. Marta Norenberg
Te domy, niegdyś pełne przepychu, o bogatych drewnianych zdobieniach, stoją opustoszałe z powybijanymi szybami. Na szczęście zdarzają się wyjątki, jednym z nich jest budynek zaadaptowany na ognisko artystyczne i przedszkole. Spoglądając na te wielkie wille zastanawiam się, jak to miejsce wyglądało tuż po ich powstaniu, czy otaczały je rozległe ogrody, a przed drzwi zajeżdżały dorożki? Teraz płynie tędy miejska arteria, ku mojej uciesze o niezbyt dużym natężeniu ruchu.

Willa na ul. Bydgoskiej, fot. Marta Norenberg
Wiatr podsuwa mi pod nos zapach siana, jak ze stajni, który jednak okazuje się być aurą otaczającą ZOO, omijam je by schronić się w obszernym Parku Bydgoskim. Przestrzeń parku wita mnie obfitością ławeczek i soczystą zielenią trawy, aby po chwili zamienić się w niby-las, przywodzący na myśl romantyczne założenia parków angielskich, pełnych wysokich drzew, wzniesień i ziemistych ścieżek. Ukojeniem jest rześkie powietrze niesione od fontann, nawet gołębie nie są nachalne, gdy skrywam się w cieniu sosen. Wieczorem podziwiam jeszcze panoramę Starego Miasta, wracając przez most na drugą stronę Wisły.

Most im. Józefa Piłsudskiego, fot. Marta Norenberg
Ranek wita mnie jeszcze wyższą temperaturą. „Tropiki w Toruniu”, może pod takim mottem powinnam pisać te słowa? Z pomocą nadchodzi mi Centrum Sztuki Współczesnej, mieszczące się na obrzeżach Starego Miasta. Gigantyczne przestrzenie zapraszają, byśmy zapoznali się ze sztuką współczesnej Turcji i osiągnięciami zaangażowanego plakatu autorstwa ukraińskiego artysty Nikolaya Kovalenko. Na wystawy prowadzą gigantyczne, kręcone schody oszklone z jednej strony, by umożliwić zwiedzającym podziwianie miasta. Kulminację stanowi taras widokowy umieszczony na dachu budynku.
Najbardziej ciągnęło mnie na drugie piętro, gdzie w pierwszej połowie czerwca otwarto wystawę obrazów Jerzego Dudy-Gracza z okazji siedemdziesiątej piątej rocznicy urodzin malarza.

Wystawa malarstwa Jerzego Dudy-Gracza z okazji 75. rocznicy urodzin artysty, fot. Marta Norenberg

Widok ogólny na wystawę malarstwa Dudy-Gracza, fot. Marta Norenberg
Niezwykle obszerna retrospektywa ukazuje prace od pierwszych grafik, które jeszcze nie kojarzą się ze stylem artysty, przez malowidła interpretujące dzieła dawnych polskich mistrzów. Znaczną część stanowią dobrze znane przedstawienia zdeformowanych postaci osadzonych w przestrzeni wypełnionej kapliczkami, polami i zabudowaniami polskiej wsi. Mistyczna kolorystyka, cienkie warstwy olejnej farby tworzące głębię, niezwykle zinterpretowana przyroda i natura ludzka ukazana w postaciach, niepokojących swym kształtem i mimiką. Bohaterach wyrwanych jakby z innego świata, ale jednocześnie mocno zintegrowanych z tą wiejską naturą.

Jerzy Duda-Gracz Jeźdźcy apokalipsy, czyli fucha | 1977, fot. Marta Norenberg
Badacze często przypisywali artyście prześmiewczość, twierdzili, iż jego prace są karykaturą rzeczywistości. Sam Duda-Gracz przeczył tym tezom, twierdząc że jego twórczość to subiektywna interpretacja napotkanych ludzi i ich zachowań, a jego celem nie było ich ośmieszanie.
Wśród obrazów, które zostały podzielone na cykle, najbardziej przypadła mi do gustu seria interpretująca muzykę Fryderyka Chopina, pełna natchnienia i tajemniczości, roztańczonych rusałek i postaci zatopionych w łanach zbóż.

Jerzy Duda-Gracz, Obraz 2851 (Łowicz – Mazurek Nr 3 F-dur op. posth. 68) | 2003, fot. Marta Norenberg
Prócz samych dzieł moją uwagę zwróciła ekspozycja. Na pozór nie było w niej nic niezwykłego, ot obrazy powieszone na ścianach oraz kilka ekranów emitujących programy z udziałem malarza. Jednak cała przestrzeń nabrała niezwykłej aury dzięki odpowiedniemu oświetleniu.

Widok ogólny na wystawę malarstwa Dudy-Gracza, fot. Marta Norenberg
Pomieszczenia skąpane w delikatnej łunie ciepłego światła, lekki półmrok i jasne promienie z umieszczonych pod sufitem lamp, skierowane na każdą z prac, pozwoliły zanurzyć się w tej sztuce. Wystawa będzie czynna jeszcze do 28 sierpnia 2016 roku, więc kto może niech zapisze ją sobie w kulturalnym kalendarzu.
Na deser pozostawiłam Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika, znajdujące się w dwóch kamienicach nieopodal toruńskiego rynku. Wśród zbiorów placówki znajdziemy pamiątki z podróży po odległych zakątkach Ameryki Południowej, Azji czy Afryki, dowiemy się także trochę o najsławniejszych podróżnikach sprzed wieków oraz Polakach, którzy trudnili się tą pasją.

Jedna z sal wystawowych Muzeum im. Tony’ego Halika, fot. Marta Norenberg
Ściany muzeum skrywają także kolekcję biżuterii etnicznej przekazanej przez Elżbietę Dzikowską. Akurat w dniu mojej wizyty miałam okazję uczestniczyć w wernisażu wystawy fotografii i biżuterii – „Etiopia. Plemiona z doliny Omo”, którą otworzyła sama donatorka.

Elżbieta Dzikowska podczas wernisażu wystawy: Etiopia. Plemiona z doliny Omo, fot. Marta Norenberg
Nie byłabym sobą, gdybym szerzej nie wspomniała o zbiorach biżuterii prezentowanej na kilku piętrach, w końcu to moja ulubiona dziedzina.
W oszklonych wnękach możemy podziwiać moc naszyjników pochodzących z wielu kultur. Połączenie srebra i naturalnych kamieni, ale także ozdoby tworzone z bardziej pospolitych materiałów, takich jak muszle, kości czy skóra zwierząt. Z takich elementów Etiopczycy tworzą dekoracje ciała, przyozdabiają się nimi zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Często ozdoby te określają przynależność społeczną lub status noszącego. W dużych przeszklonych przestrzeniach umieszczono największe elementy strojów i zestawiono ze zdjęciami rodowitych mieszkańców ubranych w owe odzienia.
Do odjazdu pociągu została godzina, chwilę spędziłam jeszcze na wybrzeżu Wisły, kryjąc się w cieniu podziwiałam kolorystykę kwiatów zasadzonych w geometrycznych kwietnikach. Nadszedł czas, by wrócić przez most na zabytkowy Dworzec Główny, skryty wśród drzew i ruszyć taborem ku zachodzącemu słońcu.
Ogromne podziękowania dla PKP Intercity za pomoc w realizacji materiału „Kolej na sztukę”.
A może to Cię zainteresuje:

- Artyści i biżuteria – nieznane oblicze znanych artystów - 16 października 2022
- René Lalique i magiczne klejnoty ze szkła - 29 kwietnia 2022
- René Lalique – mistrz transparentnych niuansów - 6 kwietnia 2022
- Złotnicza maestria. Relacja z największego na świecie Muzeum Biżuterii - 30 lipca 2016
- Nie tylko Kopernik i piernik, czyli Toruń na weekend - 8 lipca 2016