Paula Modersohn-Becker (1876–1907) jest uznawana za prekursorkę niemieckiego ekspresjonizmu, jednak wciąż pozostaje malarką niedocenianą i poza swoją ojczyzną właściwie nieznaną. Tworzyła równolegle do Picassa. Podobnie jak on nie bała się śmiałych artystycznych eksperymentów i wychodzenia poza akademickie ramy, ale w przeciwieństwie do hiszpańskiego artysty nie doczekała się uznania i światowej sławy. Mistrzyni portretu, kobiecego aktu i półaktu. Pierwsza artystka, która namalowała siebie nago. Jej własne akty zajmują szczególne miejsce w historii sztuki, ponieważ twórcy rzadko decydowali się na takie przedstawienia, szczególnie kobiety.
Modersohn była pewna siebie i – jak każda artystka – trochę egocentryczna. Anegdota głosi, że uwielbiała zasypiać w atelier i budzić się otoczona swoimi obrazami. Rilke ją ubóstwiał, nazywał swoją muzą. Naziści nienawidzili, piętnowali i uważali jej malarstwo za „zdegenerowane”. Rozdarta między powinnościami wobec sztuki i rodziny. Marzyła o tym, by dojrzeć jako artystka i jako kobieta. Pragnęła zostać matką. Odeszła bardzo młodo, w wieku 31 lat w wyniku komplikacji poporodowych.
Paula Becker urodziła się w Dreźnie w wielodzietnej rodzinie. Ojciec przyszłej artystki, Woldemar Becker, był inżynierem o rosyjskich korzeniach, który w niefortunnych okolicznościach stracił majątek. Matka, Mathilde, wywodziła się ze zubożałej niemieckiej arystokracji. To właśnie ona zadbała o wykształcenie dzieci. Istotna była dla niej znajomość literatury, muzyki i sztuki. Wierzyła w talenty córek – szczególnie niepokornej Pauli. Wgląd w dorastanie i młodość przyszłej malarki dają pozostawione przez nią dzienniki i obszerna korespondencja.
Pierwsze kroki w świecie sztuki
Jako nastolatka Paula Becker została wysłana przez rodziców do krewnych w Londynie. Dorastająca dziewczyna miała przygotować się do prac domowych i – co drugorzędne – podszkolić angielski. Rodzice myśleli o wydaniu jej za mąż. Chcieli, aby oprócz dobrych manier opanowała tajniki prowadzenia gospodarstwa oraz sztuki kulinarnej. Jednak ją bardziej interesowały długie spacery, na które zabierała notatnik i ołówek. Przyglądała się ludziom, szkicowała, marzyła o zgłębianiu sztuki. Wujostwo, u którego gościła, zgodziło się sfinansować lekcje rysunku w St. John’s Wood Art School, gdzie Paula odtąd spędzała sześć godzin dziennie. Od początku buntowała się przeciw sztywnym regułom panującym w szkole, była niezadowolona z akademickiego modelu kształcenia, który nakazywał początkującym szkicować monotonne scenki plenerowe.
Ojciec Pauli pragnął, by córka miała praktyczne wykształcenie i możliwość podjęcia pracy zarobkowej. Dlatego gdy tylko wróciła do kraju, zapisał ją na dwuletnie kursy pedagogiczne. Młoda dziewczyna o artystycznych aspiracjach nie zamierzała jednak rezygnować ze sztuki, uczęszczała i na kursy nauczycielskie, i na prywatne lekcje do malarza Bernharda Wiegandta. Tutaj wreszcie mogła zacząć szkicować żywego modela.
Paula była niezależna, dumna, miała silną osobowość. Wiedziała, czego chce i uparcie dążyła do celu. Żyła jednak w czasach, kiedy kobiety mogły malować tylko amatorsko, ewentualnie próbować sił w rzemiośle artystycznym. Chociaż w drugiej połowie XIX wieku wiele szkół i akademii artystycznych otworzyło swoje drzwi również dla kobiet (jednak zdarzało się jeszcze, że zabraniano im wstępu na zajęcia z nagim męskim modelem), to ich edukację często traktowano jako kaprys, efekt przejściowej mody. Wielu wykładowców akademickich oraz prywatnych nauczycieli dość cynicznie podchodziło do studentek. Były dla nauczycieli źródłem stałego dochodu, ale o zawodowej karierze malarskiej mogły co najwyżej marzyć, gdyż ta wciąż była domeną mężczyzn.
Pod koniec XIX wieku przed aspirującymi artystkami pojawiła się nowa szansa. W trzech dużych niemieckich miastach powstały wówczas – z inicjatywy samych kobiet, zamożnych mecenasek sztuki – żeńskie uczelnie. Paula wybrała Berlin, gdzie miała szlifować podstawy rysunku, anatomii i perspektywy. Zanim jednak pozwolono jej wziąć do reki pędzel, musiała opanować do perfekcji szkic. Paula nierzadko łamała zasady i rysowała wbrew zaleceniom nauczycieli. Wśród jej instruktorów znaleźli się Jeanne Bauck i Ernst Friedrich Hausmann. Artystka posyłała szkice rodzicom podkreślając, że tak skonwencjonalizowane prace nie zaspokajają jej pragnienia artystycznej ekspresji
Kolonia Worpswede i artystyczne inspiracje
Latem 1897 roku rodzina Pauli, która mieszkała wówczas w Bremie, odwiedziła Worpswede – malowniczą, położoną nad rzeką i torfowiskami miejscowość, gdzie dekadę wcześniej osiedliła się grupa niemieckich pejzażystów. Buntowali się przeciw akademizmowi, wychodząc ze sztalugami w teren. Kontemplowali przyrodę, ich wizytówką były wiejskie pejzaże. Idea kolonii malarskiej i życia, którego istotą jest tworzenie, oraz atmosfera symbiozy natury i sztuki bardzo przemawiały do wrażliwości Pauli. Wkrótce związała się z Worpswede na dłużej. Jednak i tutaj zaznaczyła swoją odmienność. W przeciwieństwie do pozostałych artystów pociągało ją malarstwo figuratywne.
Jak wielu początkujących twórców Paula próbowała swoich sił w wielu okołoartystycznych i całkowicie pozaartystycznych aktywnościach. Wysłała na konkurs projekt opakowania czekolady, zaprojektowała okładkę tygodnika „Jugend”, przez rok pracowała jako guwernantka. Marzeniu, by skupić się wyłącznie na malarstwie, stawała na przeszkodzie niestabilna sytuacja finansowa. We wrześniu 1898 roku nieoczekiwanie otrzymała skromny spadek, wsparli ją też bezdzietni krewni. Wreszcie mogła przenieść się do Worpswede, gdzie pod okiem bardziej doświadczonych malarzy szlifowała umiejętności i rozpoczynała nowy twórczy rozdział życia.
Z jednej strony podziwiała klasyczne dzieła sztuki i próbowała naśladować mistrzów, z drugiej poszukiwała swojego własnego niepowtarzalnego stylu. Kontakt z twórczością współczesnych malarzy, którzy decydowali się na odważne artystyczne eksperymenty, dodatkowo podsycał jej pragnienia. Na podstawie listów i dzienników Modersohn-Becker można w pewnym stopniu zrekonstruować jej artystyczne ścieżki i inspiracje.
Na przełomie wieków, kiedy w Berlinie ścierały się różne prądy estetyczne i artystyczne, Paulę zafascynował ekspresjonizm. Biografka malarki, Anna Arno, pisze: „Jej fascynacje były gwałtowne i natychmiast odbijały się w pracach. Rysunki z tego okresu zdradzają znajomość Muncha”.
Modersohn podziwiała zarówno Rembrandta, jak i Cézanne’a. Badacze twierdzą, że inspirowała się wizerunkami umieszczanymi w starożytnym Egipcie na trumnach, tak zwanymi portretami fajumskimi. Do ukazywania kwiatu lub owocu, który zdaje się organicznie zrośnięty z ciałem, zainspirował ją prawdopodobnie Gauguin. Jej późne prace pokazują kanciaste, jakby złożone z geometrycznych kształtów, postacie. Jej powinowactwa z poszukiwaniami Picassa i zmierzanie w stronę kubizmu wydają się dzisiaj historykom sztuki uderzające, jakby ci dwoje nie spotkawszy się nigdy, krążyli w tym samym czasie po jednej orbicie. Oprócz tego Pauli bliska była filozofia nabistów – którzy zamiast niewolniczego naśladownictwa rzeczywistości, preferowali subiektywne postrzeganie, podążanie za „odczuciem natury” – oraz ich estetyka oparta na prostocie, kontrastach płaskich niewycieniowanych plam kolorów.
Malowała to, czego nie potrafiła wyrazić inaczej: w rozmowie, zapiskach w dziennikach. „To, co w moim życiu najpiękniejsze, jest zbyt delikatne, aby się dało wyrazić na piśmie” – mówiła. Studiowała twarze. Ci, którzy docenili jej artystyczny kunszt, określają Paulę spadkobierczynią Rembrandta i van Gogha – największych autoportrecistów w historii sztuki.
Pierwsza publiczna prezentacja prac Pauli Becker odbyła się w grudniu 1899. Kilka jej rysunków i dwa olejne pejzaże pokazano na zbiorowej wystawie w Bremie. Jeden z krytyków, Arthur Fitger, w ostrych słowach ocenił prace Pauli, co bardzo ją dotknęło i chwilowo osłabiło wiarę w siebie. Nie zamierzała się jednak poddawać, zaplanowała podróż do Paryża. Pragnęła poznać szerszy świat, uczyć się, chłonąc inspiracje. To kolejny moment graniczny w jej życiu, w dodatku bardzo symboliczny, w podróż wyruszyła w Sylwestra i zamieszkała w Paryżu dokładnie pierwszego dnia XX stulecia.
We Francji zaprzyjaźniła się z Clarą Westhoff – poznaną już wcześniej aspirującą artystką, rzeźbiarką . Obie zamieszkały w dzielnicy, gdzie do dziś mieszczą się pracownie malarskie. Spotkały tam wielu artystów w tym inną utalentowaną, ale niedocenioną malarkę Melę Muter.
Mimo, że Paula znalazła się w tym wielokulturowym otoczeniu, tyglu artystycznych poszukiwań, nie wciągnął jej świat cyganerii. Poświęciła się codziennej sumiennej pracy, odwiedzała muzea (w Luwrze, do którego wstęp był wówczas bezpłatny, była niemal każdego ranka, aby odkrywać jego kolejne skarby), zapisała się na zajęcia w komercyjnej akademii Filippa Colarossiego. W tej nowoczesnej instytucji rysowała damskie i męskie akty. Chodziła też na bezpłatne wykłady w École des Beaux-Arts, gdzie zgłębiała tajniki ludzkiej anatomii.
Miasto ją pociągało i odrzucało, fascynowało i brzydziło. Całe życie była rozdarta. W Paryżu tęskniła za Worpswede, a kiedy tam wracała na dłużej zaczynała odczuwać monotonię i tęsknotę do wielkiego świata. Była przy tym malarką niezwykle płodną. Przez pół roku od momentu powrotu z Paryża do Worpswede namalowała 90 płócien.
Życie rodzinne
W wieku dwudziestu pięciu lat Paula Becker poślubiła worpswedzkiego artystę Ottona Modersohna. Można przypuszczać, że związek Pauli i Ottona opierał się nie tyle na zakochaniu i namiętności ile na sympatii i wzajemnym podziwie. Biografka malarki wspomina, że małżeństwo Modersohnów długo pozostawało nieskonsumowane.
Pierwsza żona Ottona, Helene, zmarła na gruźlicę. Artysta został sam z córeczką Elsbeth. Paula i Otton poznali się w Worpswede i przez lata korespondowali ze sobą. Kiedy malarz owdowiał, zaczęli rozważać założenie rodziny. Paulę pociągała zarówno twórczość Ottona jak i jego łagodny charakter. Podziwiała obrazy Modersohna, który był stosunkowo cenionym pejzażystą oraz współzałożycielem kolonii artystycznej Worpswede. Natomiast mężczyźnie imponowała energia i odwaga Pauli. Byli zupełnie różni. Liczyli, że będą się uzupełniać. Pierwsze dwa lata udało im się spędzić w harmonii, wzajemnie się wspierając i inspirując. Paula zajmowała się gospodarstwem i matkowała dorastającej Elsbeth, a każdą wolną chwilę poświęcała na malowanie. Pod wpływem męża częściej zajmowała się pejzażami, natomiast Otto malował pod wpływem żony swobodniej i częściej wplatał w pejzaże postacie. Biografka artystki zauważa: „Paula rozwijała się gwałtownie, Otto systematycznie, ale powoli. Już wówczas przeczuwał, że żona go przerasta: jest odważniejsza, ma szerszą wyobraźnię”.
Modersohn nie był zazdrosny o talent żony, wręcz przeciwnie, martwił się, że tak trudno jest się jej przebić, że „nikt jej nie zna, nikt nie docenia”. Z biegiem lat na związku Modersohnów pojawiły się rysy. Kiedy Paula zaczęła odczuwać, że przestała się rozwijać, wyjechała ponownie do Paryża. Odkryła wtedy malarstwo Goyi, poznała osobiście Rodina, którego dzieła zrobiły na niej ogromne wrażenie. Namawiała Ottona, by do niej dołączył, lecz ten odmówił. Rozdarta i stęskniona za bliskim wróciła do Worpswede. Przed śmiercią odbyła jeszcze jedną inspirująca podróż do stolicy Francji. Za każdym razem wydatki pokrywał wyrozumiały i oddany Otto.
Rodzina i znajomi często zarzucali Pauli egoizm. Nie chciała być jak inne kobiety, żony, matki, perfekcyjne gospodynie. Marzyła o czymś więcej. Sztuka miała być kluczem do wyzwolenia się, swoistej emancypacji, dalekiej od kontekstów społecznych i politycznych, chodziło raczej o jej indywidualną emancypację, wyzwolenie samoświadomej artystki. Otton wspierał dążenia żony, nigdy jej nie ograniczał. Była to rzadka w tamtych czasach postawa. Nie odmawiał żonie niczego, poza jednym… Paula wyznała kiedyś w liście: „Żyłam u jego boku przez pięć lat, a on nie uczynił mnie swoją żoną, to była udręka”. Malarka była bardzo bliska definitywnego odejścia od męża, jednak ostatecznie małżeństwo zostało skonsumowane i artystka, która od lat marzyła o macierzyństwie, zaszła w upragnioną ciążę.
Nie można zapomnieć, że atmosfera Worspwede przyciągała nie tylko malarzy. W 1898 pojawił się tam dwudziestoletni poeta Rainer Maria Rilke. Paula i jej przyjaciółka Clara stały się jego muzami. Pierwszej Rilke przypisywał zasługi obudzenia w nim wrażliwości malarskiej, druga została jego żoną.
Chociaż Paula szczególnie chętnie malowała anonimowe wiejskie kobiety i dzieci, to sportretowała też najbliższych: męża Ottona, przyjaciółkę Clarę i Rilkego. Każdy z obrazów wykonała w nieco innej stylistyce. Była artystką poszukującą, otwartą na eksperymenty, a jednocześnie bardzo charakterystyczną. Jej płótna trudno pomylić z pracami innych twórców. Mimo to, za życia najczęściej mówiono o niej jako o „żonie znanego niemieckiego pejzażysty”…
Umierając miała powiedzieć, „jaka szkoda”. Tyle jeszcze miała do zrobienia, do powiedzenia i namalowania. Jej artystyczna kariera nie nabrała rozpędu. Modersohn nie zaznała smaku sukcesu, ale też nie doświadczyła porażki, zwątpienia, czy rozczarowania. Odeszła nagle, spełniona i niespełniona zarazem. 2 listopada 1907 roku wydała na świat jedyną córkę, Mathilde. W połogu bardzo źle się czuła, nie mogła chodzić. Zmarła kilkanaście dni później, prawdopodobnie w wyniku zatoru. Kilka lat wcześniej na wieść o śmierci Arnolda Böcklina, którego dzieła podziwiała, zanotowała: „Piękna śmierć. Chcę przez to powiedzieć, że miał jeszcze tyle do powiedzenia. Nie był jednym z tych, których powoli wydrążył czas”. Znamienne, że te same słowa można odnieść do jej losu.
Zmarłą przedwcześnie malarkę pochowano w Worpswede. Jej nagrobek zdobi rzeźba półleżącej matki z wtulonym w nią dzieckiem. Wizerunek mocno symboliczny, znany też z płócien artystki. Najpiękniejszy hołd złożył malarce Rilke w poemacie Requiem, który zaczął tworzyć w pierwszą rocznicę jej śmierci. To literacka quasi-biografia artystki, zapis jej życia doczesnego i duchowego, poetycka wizja na temat życia, śmierci i nieśmiertelności.
„Malować, malować, malować, o niczym innym nie myślę. Oto moja melodia.”
Pozostawiła po sobie setki obrazów olejnych. Przez krótki czas romansowała też z akwafortą, stworzyła wówczas trzynaście grafik, zachowało się kilka odbitek, ale oryginalne płytki zaginęły. Tworzyła również gwasze. Malowała pejzaże, portrety i autoportrety, akty i martwe natury.
Zamaszyste pociągnięcia, nakładane płasko barwne plamy i wyraźny ciemny kontur, oddzielający barwne strefy. Grube warstwy farby, szorstka, grudkowata powierzchnia malowideł, uzyskiwana dzięki zarysowywaniu mokrej farby trzonkiem pędzla. W centrum zainteresowania ludzka postać, proste konturowe sylwetki, monumentalne postacie wypełniające często cały kadr obrazu, bądź wpisane w płaski krajobraz. Uproszczone, czasem całkowicie wymazane rysy twarzy, oblicza podobne do masek. Oto wyznaczniki oryginalnego stylu Pauli Modersohn-Becker.
Od upozowanych zawodowych modeli wolała naturszczyków. Często malował stare kobiety z przytułku, które za symboliczną opłatę godzinami pozowały skrupulatnej artystce. To prawda, że utrwalała na płótnach wizerunki ludzi odmiennych, wśród jej ulubionych modelek była garbata karlica oraz kulawa staruszka nazywana „Trójnogą Anną”. Uwieczniała na płótnach chłopki o zniszczonych twarzach i spracowanych dłoniach. Artystkę intrygowała wszelka odmienność, indywidualność. „Pociągały ją deformacje, ale nigdy nie obracała ich w groteskę”. Nie malowała ludzi podczas codziennych prac, „wyjmowała ich z kontekstu”. Nie zaskarbiła sobie tym sympatii nauczycieli. Sprzeciwiała się zasadzie „wierność naturze niezależnie od własnych odczuć”, przefiltrowywała obrazy przez własną wrażliwość.
Trzy czwarte jej figuratywnych obrazów to przedstawienia dzieci. Nie estetyzowała ich wizerunków, malowała wbrew obowiązującym konwencjom estetycznym. Skupione albo smutne, zamyślone wpatrzone w dal dzieci, nierzadko nagie – malując je przekroczyła tabu.
Niektóre jej obrazy wydają się niepełne, jakby niewykończone (to samo współcześni zarzucali niezrozumianemu wówczas Edvardowi Munchowi), jednak biografka artystki zwraca uwagę na to, że malarka świadomie „wyłuskiwała elementy, które manifestowały swoje niedokończenie”. Jej portrety są pozbawione anegdoty, narracji, sztucznej pozy.
Im dalej posuwała się w swoich formalnych eksperymentach, tym mniej jej prace podobały się najbliższemu jej człowiekowi i artyście – mężowi. Otto powiedział kiedyś o jej płótnach:
„Kolory wspaniałe, ale co z formą? Z wyrazem? Ręce jak łyżki, nosy jak bulwy, usta jak otwarta rana, kretyńskie twarze”.
Z podobnymi zarzutami obrazy Modersohn-Becker spotkały się kilka dekad po jej śmierci, gdy do władzy w Niemczech doszli naziści.
Niewielu potrafiło dostrzec, że Paula stworzyła własny niepowtarzalny styl i wypracowała nowe malarskie rozwiązania. Rok przed śmiercią malarka doczekała się drugiej prezentacji swoich prac. Zbiorowa wystawa artystów z kręgu Worpswede ponownie odbyła się w bremeńskim Kunsthalle. Dyrektor muzeum Gustav Pauli przypomniał (sic!) miażdżącą krytykę sprzed lat i ocenił, że malarstwo Modersohn nie schlebia gustom, jest ambitne i niełatwe w odbiorze. „Brakuje jej w zasadzie wszystkiego, co podbija serca i schlebia pobieżnemu spojrzeniu”.
Po latach Gustav Pauli zostanie apologetą twórczości Modersohn-Becker. Już po jej śmierci zakupił jeden z obrazów artystki, zorganizował też wystawę jej dzieł. Twórczość nieszablonowej malarki nadal nie trafiała w gusta konserwatywnych Niemców. Byli jednak odbiorcy, których zaintrygowała twórczość i biografia artystki, i którzy zadbali, by nie odeszła w zapomnienie.
Dwanaście lat po śmierci Paula Modersohn-Becker doczekała się pierwszej monografii. Książka opublikowana przez dyrektora muzeum w Bremie sprawiła, że inaczej spojrzano na jej dzieła. Jednak szerszym echem niż jej malarstwo odbiły się listy i dzienniki artystki, które ukazały się w druku. Paradoksalnie to właśnie one przyniosły jej pośmiertną sławę i uwielbienie publiczności (ponad pół miliona sprzedanych egzemplarzy). Dzienniki trafiły w ręce zamożnego kupca, Ludwika Roseliusa, który postanowił ufundować artystce muzeum. Dwadzieścia lat po śmierci Paula Modersohn-Becker przeszła do historii jako pierwsza kobieta malarka, która doczekała się monograficznego muzeum poświeconego wyłącznie jej twórczości.
Muzeum nie przetrwało dekady. Zostało zamknięte, kiedy do władzy doszli narodowi socjaliści. Ideologia nacjonalistyczna zawłaszczała kolejne dziedziny życia, w tym kulturę i sztukę. Spuściznę artystyczną Pauli Modersohn-Becker poddano wiwisekcji i określono jako prymitywną, naiwną, a nawet amoralną. Według nazistów malarka działała na szkodę narodu przedstawiając rasę aryjską w krzywym zwierciadle. Jej prace uznano za barbarzyńskie i epatujące brzydotą. Roselius usiłował bronić instytucji. Posunął się nawet do podstępu: by zaskarbić sobie przychylność Führera, wystawił reprodukcje jego akwarel. Wszystko na nic, Adolf Hitler i tak ostro skrytykował malarstwo Modersohn-Becker, a muzeum zlikwidowano. Część obrazów uległa konfiskacie, ale legenda o niedocenionej i osamotnionej malarce niosła się dalej.
Autoportret
Oczy Pauli „wielkie i aksamitne (…) z egzotycznie wykrojonymi, szerokimi powiekami” spoglądają wprost na nas z autoportretów artystki. Jej „spojrzenie wciąga do środka obrazu, ale Paula pozostaje niedostępna”. Malarka często stosowała zabieg, który dawał efekt zatrzymania spojrzenia – rozszerzenie tęczówki aż do łuku powieki sprawia, że wzrok wydaje się nieruchomy, ale jednocześnie też przenikliwy i hipnotyzujący.
Drobne wysoko osadzone piersi, szerokie biodra, silne uda. Mocna budowa ciała, określana przez niektórych jako ciężka i niezgrabna sylwetka, w istocie była naznaczona delikatnością. Przygotowując się do malowania autoportretu, Paula wykonywała szkice i fotografie w pełnym akcie albo półakcie. Malując przyglądała się swojemu ciału w dużym lustrze, biorąc do ręki pędzel, pragnęła przemienić skórę w farbę i farbę w skórę.
Artystka nie była pruderyjna, nie wstydziła się nagości, gimnastykowała się i kąpała nago w rzece. Jej obrazy interpretuje się jako pozbawione erotyzmu, pragnące raczej oddać więź kobiety z naturą. Wszechobecne kwiaty i owoce symbolizują płodność, życie i śmierć. Paula Modersohn-Becker ukazała na płótnach cykl życia kobiety – od narodzin, przez dzieciństwo i dorastanie po macierzyństwo oraz nieuchronne starzenie się.
Biografka artystki – Anna Arno, pisała, że Modersohn-Becker „instynktownie przekroczyła głęboko zakorzenione tabu”. Nagość na obrazach malarki jest daleka od prowokacji. Artystka nie chciała szokować, dążyła natomiast do wyzwolenia spod ograniczeń, tworzenia sztuki otwartej i szczerej. Jej autoportrety w akcie i półakcie to fenomen. Żadna kobieta przed nią nie odważyła się na sportretowanie własnego nagiego ciała.
Na najwcześniejszym z zachowanych portretów śmiała artystka ma siedemnaście lat. Malowała bez upiększania, starając się uchwycić to, co najbardziej charakterystyczne i wyjątkowe. W roku poprzedzającym śmierć uwieczniła samą siebie aż dwadzieścia dwa razy. Nigdy jednak nie namalowała siebie z atrybutami malarskimi: sztalugą, paletą, pędzlem, jak robili to inni artyści.
Czy szósty zmysł podpowiadał jej, że ma już niewiele czasu? Przez ostatnie dwa lata życia Paula oddaliła się od bliskich, a skoncentrowała na pracy. Mówiono, że stała się bezwzględna, nieskora do kompromisu i skupiona na własnych artystycznych potrzebach. Siostra malarki wspominała, że „Paula miała w sobie przepaści i labirynty”. O jej skomplikowanym charakterze świadczą też ambiwalentne uczucia i pragnienia artystki – miotanie się między prostym codziennym życiem a całkowitym oddaniem dla sztuki.
Wielu uważało, że niemieckiej malarce brakowało rzemiosła, jednak jest to opinia krzywdząca. Patrząc na szkice artystki widać, że świetnie opanowała anatomię, perspektywę, światłocień i kompozycję. Jednak świadomie wybrała inną formę ekspresji. Była pracowita, sumienna, z uporem szkoliła warsztat, a jednocześnie tkwił w niej buntowniczy duch. Dlatego dążyła do uproszczeń, „antyestetyzm” jej prac brał się z poszukiwań. Najlepiej podsumowują to słowa samej artystki: „Coraz bardziej cenię człowieka wolnego, który – świadomy konwencji – robi jednak po swojemu. To znaczy najpierw musi opanować reguły i z samozaparciem się w nich wyćwiczyć. Potem może się od nich odwrócić”.
Wszystkie cytaty pochodzą z monografii Anna Arno Jaka szkoda. Krótkie życie Pauli Modersohn-Becker, Gdańsk 2015.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Strach w twórczości Edvarda Muncha - 15 grudnia 2024
- Sobowtór w sztuce dawnej i współczesnej - 6 grudnia 2024
- Sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga – malarstwo Mary Cassatt - 21 listopada 2024
- Frida Kahlo „Ja i moje papugi” - 8 kwietnia 2024
- Jan Lebenstein i jego malarski bestiariusz - 8 września 2023
- Edvard Munch „Madonna” - 9 grudnia 2022
- „Epickie oko gruzińskiego życia”. Niko Pirosmani i jego dzieło - 4 września 2022
- Bruno Schulz. Malarz, pisarz, geniusz - 11 lipca 2022
- Kiedy depresja przeradza się w sztukę - 22 lutego 2022
- Nie pozwolisz żyć czarownicy. Wiedźmy w malarstwie - 27 października 2021