Kiedy Paolo Uccello umierał w 1475 roku, Leonardo da Vinci stawiał pierwsze kroki w nauce rysunku, Michał Anioł miał zaledwie kilka miesięcy, a Rafaela w ogóle nie było jeszcze na świecie. Wszystko, co kojarzy nam się z rozkwitem renesansu, miało się dopiero wydarzyć. A jednak nie byłoby tych arcydzieł, gdyby nie pokolenie artystów, których twórczość wyznaczała nowe drogi w sztuce. Paolo Uccello należał do najśmielszych eksperymentatorów.
Naprawdę nazywał się Paolo di Dono i był synem cyrulika z Pratovecchio, który przeprowadził się do Florencji i poślubił szlachetnie urodzoną pannę mieszkającą w pobliżu kościoła Santa Maria Maggiore, gdzie jej rodzina patronowała trzem kaplicom. Antonia del Beccuto i Dono di Paolo pobrali się w 1387 roku, a dziesięć lat później na świat przyszedł ich syn Paolo. O pierwszych latach jego życia wiadomo bardzo niewiele, zresztą prawie cała nasza wiedza o jego życiu to głównie zestaw przypuszczeń i domniemań.
Pod skrzydłami Ghibertiego
Wiadomo na pewno, że jako młody człowiek trafił pod opiekę florenckiego mistrza Lorenza Ghibertiego, rzeźbiarza, złotnika i architekta, jednego z najzdolniejszych ówczesnych twórców. Paolo został wspomniany w umowie, którą mistrz podpisał na wykonanie drugich drzwi do florenckiego baptysterium. Nazwane przez Michała Anioła Drzwiami Raju wyznaczyły zupełnie nową jakość w sztuce. W gronie współpracowników Ghibertiego byli wówczas także Masolino i Donatello – z tym drugim zresztą połączy Paola serdeczna przyjaźń. Kiedy pracuje się z człowiekiem rozpoczynającym nową epokę, a w gronie kolegów są wielcy malarze i rzeźbiarze, trudno nie ulec magii czasów i nie iść w stronę nowoczesności. Paolo oszalał na punkcie perspektywy i poświęcił jej całe życie. Chciałam napisać „zawodowe życie”, ale podobno również to prywatne stało pod znakiem perspektywy. Kiedy jako dojrzały artysta poślubił młodziutką Tommasę, nieraz zaniedbywał ją, całymi nocami pozostając w pracowni, by badać „słodką perspektywę”, jak miał o niej mawiać. Ale nie wyprzedzajmy wydarzeń.
Biblia w krużgankach
Uccello okazał się pojętnym uczniem, zakres jego umiejętności rósł, a w końcu zdecydował się rozpocząć pracę na własny rachunek. Został przyjęty do dwóch bractw artystycznych: lekarzy i aptekarzy, do którego wbrew nazwie należeli również malarze, oraz św. Łukasza. Zaczęły się pojawiać pierwsze zlecenia. Do najstarszych należą freski z krużganków we florenckim kościele Santa Maria Novella. Na kościelnym podwórzu Paolo Uccello malował dwa razy. Za pierwszym razem przedstawił sceny z początku Księgi Rodzaju, dwadzieścia lat później wrócił, by namalować sceny z życia Noego.
Zamówienie wymagało przedstawienia czterech historii na dwóch malowidłach. W górnej części zestawił stworzenie zwierząt i stworzenie Adama, w dolnej stworzenie Ewy i grzech pierworodny. Schemat jest podobny: proste układy postaci po dwóch stronach, środek nieco pusty, perspektywa jeszcze dość prosta. Kolorystyka i oszczędny sposób opowiadania historii zostały dostosowane do wymagań zleceniodawcy: chodziło o prosty przekaz dla zakonników, zawierający maksimum historii i minimum odciągających uwagę dekoracji. Kiedy Uccello wróci po latach, by opowiedzieć historię Noego, nie będzie już tak oszczędny w środkach wyrazu. Zachowa wprawdzie łączenie wydarzeń na jednej przestrzeni, na górnej opowie o potopie i cofnięciu się wód, na dolnej o ofierze i opilstwie Noego, ale to już zupełnie inny Uccello – eksperymentator i badacz perspektywy. Zwłaszcza górne przedstawienie to skomplikowana, mocno splątana kompozycja, na której sporo się dzieje i uważny obserwator może wiele dostrzec. Malowidła w krużgankach zostały zniszczone podczas powodzi w 1966 roku i do dziś są powoli odnawiane, więc nie zobaczymy ich w całej okazałości. Możemy się jedynie domyślać, że w czasach, gdy powstawały, musiały budzić duże zainteresowanie.
Malarz wielu talentów
Nie znamy dokładnie tras podróży Uccella, wiemy jednak, że podróżował. Odwiedził Sienę i Pizę, pracował w Prato, Padwie i Urbino. Ważny okazał się pobyt w Wenecji, do którego doszło na początku jego drogi artystycznej, przed 1430 rokiem. Nie tylko zetknął się tam z typową dla tego miasta kolorystyką i architekturą, ale też poznał nowe techniki, zajmował się mozaikami, intarsjami, być może także witrażami. To doświadczenie po powrocie do Florencji zaowocowało zleceniem witrażowym w katedrze. Uccello wykonał kartony do trzech witraży w tamburze kopuły: do Zmartwychwstania, Narodzin i Zwiastowania, ten ostatni witraż został niestety zniszczony w XIX wieku. Florencka katedra to ważne miejsce dla Paola.
Do dziś możemy tam oglądać jeszcze dwa inne jego dzieła. Wewnątrz kościoła nad wejściem powstał niezwykły zegar dwudziestoczterogodzinny, o kierunku odwrotnym niż klasyczny. W narożnikach znajdują się męskie głowy, jakby wychylające się z okrągłych okienek. Nie wiadomo, czy to ewangeliści, czy prorocy, ale najwyraźniej są zainteresowani tym, co dzieje się w kościele.
Ostatnie dzieło Uccella w katedrze to fresk udający rzeźbę. Przedstawia Johna Hawkwooda, angielskiego najemnika, który pod koniec życia bronił Florencji, a kiedy zmarł w 1394 roku, mieszkańcy postanowili go godnie uczcić. Niestety na pomnik zabrakło funduszy. Wówczas florentyńczycy wpadli na pomysł, by ów pomnik namalować. Zlecenie trafiło do Paola Uccella z zastrzeżeniem, że ma on malować farbą o zielonkawym odcieniu, imitującym patynę brązu, co dodatkowo miało zbliżać pracę malarską do rzeźbiarskiej. Uccello miał w zleceniach szczęście do koloru zielonego: w krużgankach kościoła Santa Maria Novella też zażyczono sobie bardzo ograniczonej gamy kolorystycznej z wyraźną dominantą zieleni, co zresztą zaowocowało nazwą tego miejsca – Chiostro Verde to właśnie zielone krużganki. W katedrze zrobił to, co go pociągało najbardziej, czyli eksperymentował z perspektywą. Jeździec na koniu namalowany został tak, jakby widz stał na wprost obrazu, natomiast efektowny cokół widziany jest od dołu. Wrażenie potęguje zmiana miejsca ekspozycji. Pierwotnie fresk umieszczony był wyżej, w XIX wieku przeniesiono go na płótno i umieszczono nieco niżej, co zaburzyło i tak już ryzykowny koncept perspektywiczny autora.
Bitewne szaleństwo
Czas na prawdziwy eksperyment i pokaz umiejętności Paola Uccella. W 1432 roku doszło do bitwy pod San Romano, gdzie starły się ze sobą wojska florenckie i sieneńskie. Konflikt był długotrwały, a bitwa nierozstrzygająca i pewnie by o niej zapomniano, gdyby nie Paolo, któremu członek florenckiego rodu Bartolini Salimbeni zlecił stworzenie dzieła uwieczniającego zwycięstwo Florencji. Zaledwie kilka lat po wydarzeniu Uccello namalował trzy obrazy znane pod wspólnym tytułem Bitwa pod San Romano i przeszedł do historii, a wraz z nim sama bitwa.
Przedstawienia bitwy tak spodobały się Wawrzyńcowi Wspaniałemu, że postarał się, by znalazły się w jego zbiorach. Najpierw wisiały w pałacu Medyceuszy, potem w Gallerie degli Uffizi, ostatecznie zostały rozdzielone i dziś każdy obraz jest w innym kraju: można je zobaczyć w National Gallery w Londynie, w Gallerie degli Uffizi we Florencji oraz w paryskim Luwrze. Pierwszy z nich przedstawia dowódcę florentyńczyków Niccolò da Tolentino na czele swoich wojsk. Na drugim rzut oka na obóz wroga, czyli sieneński dowódca Bernardino della Carda strącony z konia. I w końcu trzecie przedstawienie bitewne – na odsiecz Florencji przybywają posiłki pod wodzą Micheletta da Cotignola.
To, co się dzieje na tych obrazach, może przyprawić obserwatora o porządny zawrót głowy. Konie, jeźdźcy, broń różnego rodzaju, tłumy walczących żołnierzy, wszystko splątane, pogrążone w bitewnym chaosie. Nikt tu nie pozuje, konie wierzgają, odwracają się tyłem do widza, na ziemi strzaskane lance, nakrycia głowy, siodła. Malarz zagęszcza postacie, pokazuje konie i walczących w ruchu. Niemal wszystko, co mogło się wydarzyć w czasie bitwy, na tych obrazach się wydarzyło. A jakby tego było mało, pojedynki toczą się również w tle, tam gdzie króluje wiejska atmosfera, biegają zwierzęta, rosną drzewka owocowe. Na niemałym formacie (wysokość 180 cm, szerokość ponad 3 m) naprawdę wiele może się zmieścić. Oczywiście Uccello nie byłby sobą, gdyby nie zajął się perspektywą. Zastosował różne punkty widzenia, wiele perspektyw na jednym obrazie, pomysłowe prowadzenie oka obserwatora przez odpowiedni układ połamanych lanc. Doświadczenia z perspektywą przydały mu się też przy wyrysowywaniu koni, które na tych trzech obrazach zostały zaprezentowane chyba we wszystkich możliwych pozycjach.
Dodajmy do tego skłonność malarza do używania bardzo nieoczywistych kolorów (czerwony koń), łączenie elementów realistycznych z niemal baśniowymi (drzewko cytrusowe pośrodku bitwy), posrebrzenie zbroi walczących, co sprawiało, że obrazy zaczynały lśnić – i już wiemy, na co było stać Paola Uccella przy pracy. Z dzisiejszej perspektywy można spoglądać na te bitewne sceny krytycznie, nie wszystko tam bowiem jest zgodne z rzeczywistością, ale warto pamiętać, że czasy, gdy tworzył Uccello, to był okres twórczego fermentu rodzącego się renesansu. Czas odkryć i prób, sprawdzania, co jeszcze można zrobić, jak namalować głębię, jak przyciągnąć uwagę widza, jak oddać emocje. I tu Uccello odnalazł się doskonale, stale przekraczając samego siebie, wychodząc naprzeciw możliwościom, jakie daje perspektywa.
Zabawy z perspektywą
Baśniowość i perspektywa spotykają się też na dwóch obrazach zatytułowanych Święty Jerzy i smok. Jedno z płócien jest dziś w Paryżu, drugie w Londynie. Przedziwne to przedstawienia. Smok wcale nie jest tak groźny, jak mógłby się wydawać, wszak pozwala się prowadzić damie na cieniutkiej smyczy. Przypomina bardziej baśniowego stwora, o którym mamy opowiadają dzieciom. Znów mamy tu bitewne elementy, takie jak lanca i uzbrojony jeździec na koniu. Znów są też elementy fantastyczne, grota pośrodku sielankowego krajobrazu, niepokojące efekty powietrzne. I po raz kolejny artysta bawi się perspektywą. Wykreśla ją przede wszystkim odpowiednio ułożoną roślinnością towarzyszącą scenie pojedynku ze smokiem.
W scenach z predelli z cyklu Profanacja hostii, znajdującym się dziś w Urbino, pojawia się perspektywa zbieżna i rozbieżna. Rzetelnie rozrysowana podłoga i prawidłowo wykreślone linie murów potwierdzają umiejętności Uccella w zakresie stosowania perspektywy, jednak malarz nie byłby sobą, gdyby nie poeksperymentował. O przyswojeniu zasad perspektywy świadczą też wcześniejsze prace, na przykład freski z katedry w Prato. Rozmaite elementy architektoniczne i budynki, często w nierzeczywistych kolorach, stanowią doskonały pretekst do zbudowania ciekawej kompozycji i pokazania swoich umiejętności w zakresie budowania głębi.
Ostatnim dziełem Uccella jest Polowanie (dziś w Oksfordzie), które łączy w sobie wszystko, co już wcześniej pojawiało się na obrazach tego malarza. Są więc konie, jeźdźcy, biegnący ludzie i zwierzęta, ciemny las z ciekawie wyrysowanym układem drzew, dużo zieleni i czerwieni, czyli ulubione kolory malarza, rytmiczność i oczywiście różne punkty widzenia umożliwiające eksperymentowanie z perspektywą. A wszystko to spowite baśniowym, nierealnym światłem.
Czy Paweł Ptak był szczęśliwy?
Paolo Uccello miał ponad pięćdziesiąt lat, gdy poślubił młodziutką Tommasę di Benedetto Malifici. Doczekali się dwójki dzieci. Donato pomagał ojcu przy pracy, jednak nie sposób dziś ocenić, co wyszło spod jego pędzla. Młodsza Antonia wstąpiła do zakonu karmelitanek i tam też malowała; niestety jej prac również nie znamy. Paolo chyba nie odnalazł się w roli głowy rodziny. Giorgio Vasari pisał, że malarz wolał zostawać w swojej pracowni i badać perspektywę niż wracać do domu. W zeznaniach podatkowych skarżył się na chorobę żony i ubóstwo. Był introwertykiem, który nie najlepiej radził sobie z koniecznością zdobywania zamówień i podobania się masowemu odbiorcy.
Kiedy zaczynał, jego eksperymenty z perspektywą zachwycały. Wszyscy wówczas próbowali wnieść do malarstwa coś nowego, a Paolo był wśród tych pierwszych odkrywców. Lata 30. XV wieku to był zdecydowanie jego czas. Z czasem jednak koledzy artyści złagodzili swoje twórcze szaleństwo, pojawili się nowi malarze, którzy poszukiwali innych form wyrazu. Malarstwo Uccella nie odnajdywało się w tej kolejnej fazie renesansu, zaczynał być traktowany trochę jak niemodny dziwak. Wciąż dostawał zlecenia i malował, ale coraz bardziej odstawał od głównego nurtu. Giorgio Vasari pozytywnie ocenił starania Uccella, by poznać i zrozumieć perspektywę, jednak zarzucał mu, że utknął w tych eksperymentach i nie poszedł dalej. Swoją drogą, to właśnie Vasariemu zawdzięczamy opowieść o tym, że kiedy Paolo di Dono podpisał się na jednym ze swych dzieł jako Paolo Uccello, było to wynikiem jego wielkiej miłości do natury, szczególnie do ptaków (uccello to po włosku ptak). Badaczom od początku wydawało się to nieco niewiarygodne, jednak ptasia legenda pozostała przy malarzu do dziś, choć prawdopodobnie swój artystyczny pseudonim zawdzięczał on ptakowi w herbie rodziny.
Skupiony badacz
Uccello skoncentrował się w swojej twórczości na perspektywie, ale jego obrazy to nie tylko starannie wyrysowane linie zbiegu. Malarz udowodnił, że opanował tę perspektywę rozumianą najbardziej klasycznie, jednak nie wystarcza mu to, chce więcej. Fascynowała go możliwość spoglądania na świat z różnych perspektyw jednocześnie, badał każdy element osobno, po czym umieszczał go niczym puzzle w większej całości. Zachowały się rysunki, które pokazują, jak wiele uwagi poświęcał rozmaitym sposobom oddania skrótu perspektywicznego. Paradoksalnie, choć obsesyjnie badał perspektywę, wiele jego obrazów sprawia wrażenie płaskich. Bardziej przypominają mozaikę czy intarsję niż pełnokrwiste dzieło malarskie oddające pełnowymiarowość świata przedstawionego. Uccello redukował bryły, wypełniał obrazy jednolitymi plamami kolorystycznymi, nie interesował się subtelnymi przejściami tonalnymi i światłocieniowymi. Modelunek jest dość umowny, nawet nie próbuje odwzorować rzeczywistości. Malarza interesowały geometria, kształt, skrót perspektywiczny, zagęszczenie różnych punktów widzenia. Kiedy spoglądamy na Bitwę pod San Romano, nie dziwi nas, że w XX wieku ciepło o tym malarzu wypowiadali się surrealiści i kubiści – Uccello był bowiem bliski ich widzeniu świata.
Jest taki obraz Uccella, o którym nie piszą w podręcznikach, za to my możemy go oglądać w Polsce. To Madonna z Dzieciątkiem, która została wypożyczona z prywatnej kolekcji i udostępniona na Zamku Królewskim w Warszawie. Pochodzi z ok. 1430 roku, czyli z najlepszego okresu Uccella. Ma w sobie elegancję późnego gotyku i słodycz renesansu, zachwyca mistrzowsko drapowaną szatą i nieśmiałą perspektywą.
Choć jest to klasyczne, proste przedstawienie Madonny tronującej, kryje się w niej wiele drobnych nowoczesności, które sprawiają, że mamy do czynienia z dziełem naprawdę godnym zobaczenia.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Kaplica Brancaccich we Florencji – u źródeł wielkiej zmiany - 14 listopada 2024
- Benozzo Gozzoli „Pochód Trzech Króli” - 1 stycznia 2024
- Filippo Lippi – zakonnik o niezakonnej duszy - 18 stycznia 2023
- Paolo Uccello – artysta obsesyjnie poszukujący - 4 czerwca 2022
- Piero della Francesca „Madonna del Parto” - 22 kwietnia 2022
- Wielu mistrzów Kaplicy Sykstyńskiej - 30 kwietnia 2021
- Spacer po Rzymie śladem dzieł Gian Lorenza Berniniego - 2 maja 2020
- Fra Angelico — artysta po jasnej stronie mocy - 7 listopada 2019
- Michał Anioł w pięciu słowach - 20 września 2019