Był 19 lipca 1879 roku nad Krakowem rozpętała się wielka burza. Miasto mokło w strugach intensywnego deszczu, a jego mieszkańcy pierzchali w poszukiwaniu schronienia przed ulewą. Drzewa na Nowym Cmentarzu Żydowskim przy ulicy Miodowej nie stanowiły wystarczającej ochrony przed spadającymi szaleńczo kroplami, lecz nie spłoszyły żałobników zgromadzonych przy grobie Maurycego Gottlieba. Wśród pogrążonych w smutku był sam Jan Matejko, niedowierzający, że oto odszedł jeden z jego ulubionych uczniów. Odszedł w wieku zaledwie 23 lat, a więc w chwili, gdy jego droga, jako człowieka i artysty, dopiero powinna stawać się stabilnym traktem, tymczasem rozwiał ją wiatr…
Historia Maurycego Gottlieba rozpoczęła się 28 lutego 1856 roku, w domu u zbiegu ulic Krakowskiej i Szewskiej w Drohobyczu. W tym niewielkim galicyjskim mieście, położonym niespełna 100 km na południe od Lwowa posiadał swoje przedsiębiorstwo zajmujące się wydobyciem ropy i destylowaniem parafiny Izaak Gottlieb. Maurycy, był pierwszym z dziesięciorga dzieci Izaaka i Felicji z Tiegermanów.
Gottliebowie byli dość zamożną, powszechnie szanowną rodziną, wierzącą i praktykującą, ale jednocześnie otwartą i postępową, wychowującą swoje potomstwo w duchu Haskali – nurtu, który narodził się pod koniec XVIII wieku, stanowiąc żydowską odpowiedź na europejski ruch oświeceniowy.
Jego twórcą i propagatorem był pochodzący z Niemiec Moses Mendelssohn. Wykreował on model maskila, Żyda stawiającego na wewnętrzny rozwój i edukację, samodzielnie poszukującego i interpretującego Boga, obierającego dla siebie indywidualną drogę, wolną od nacisków i nakazów. Bycie maskilem nie musiało oznaczać rezygnacji z wiary i dla wielu do niej nie prowadziło, skłaniało jednak do przekraczania niewidzialnych barier mentalnych i światopoglądowych, doświadczania nowego, jak chociażby sztuki przedstawiającej, malarstwa dotychczas pojmowanego jako bałwochwalczy grzech i wystąpienie przeciwko nakazowi:
„Nie będziecie czynili sobie bałwanów ani stawiali sobie podobizny rzeźbionej, ani kamiennych pomników, ani też umieszczali kamiennych obrazów w ziemi waszej, by im się kłaniać; gdyż Ja, Pan, jestem Bogiem waszym” (KS. Wyjść.26,1.)1.
O tym, iż od samego początku Izaak Gottlieb pragnął wychowywać swego syna w duchu społecznej otwartości świadczy fakt, że jako siedmiolatka zapisał go do szkoły elementarnej prowadzonej przez Ojców Bazylianów, w której uczniowie wyznania mojżeszowego stanowili zaledwie niewielki odsetek. Górę wziął jednak wysoki poziom kształcenia, którego kontynuację miało zapewnić gimnazjum realne im. Franciszka Józefa. Naukę Maurycy Gottlieb rozpoczął w nim w 1867 roku. Nie trwała jednak długo. Niespełna dwa lata później przyszły malarz został uczniem gimnazjum we Lwowie, gdzie i tym razem nie zagrzał miejsca. Szkolny rygor nie odpowiadał Gottliebowi, a ponadto towarzyszyło mu nieustępliwie poczucie alienacji.
Przez swoich kolegów był postrzegany jako jeden z nielicznych uczniów żydowskich, w dodatku odrealniony przez swoje romantyczne, melancholijne usposobienie. Fascynowały go historia i literatura, innym przedmiotom niechętnie poświęcał uwagę, najwięcej zaś zajmował go rysunek, w którym nie miał sobie równych. Owa pasja dała przyczynek do karnego usunięcia Gottlieba z gimnazjum: w zeszycie narysował – błahostka! – karykaturę jednego z nauczycieli. Niższą szkołę realną zmuszony był kończyć eksternistycznie. Szczęśliwie uznanie dla swojego talentu Maurycy otrzymywał cały czas w rodzinnym domu. Przez trzy lata, aż do chwili wyjazdu do Wiednia w 1871 roku, ojciec Gottlieba opłacał dla niego prywatne lekcje rysunku, które pobierał u pejzażysty i portrecisty – Michała Godlewskiego. W trakcie zajęć Gottlieb zdobył „akademickie” podstawy dla swojego przyszłego warsztatu: uczył się perspektywy, rysował na podstawie gipsowych modeli, wykonywał studia anatomiczne, kopiował ornamenty. Postępy robił niezwykle szybko i jako piętnastolatek(!) był gotów rozpocząć kolejny etap nauki.
Rozbłysk
Wybór Akademii Wiedeńskiej na miejsce studiów na pewno nie był przypadkowy. Studiował tu syn nauczyciela Gottlieba, Michał Alfred Godlewski, ponadto Wiedeń nie był znacznie oddalony od rodzinnego domu. Miasto fascynowało i oszałamiało młodzieńca, oferując mu nieskończenie wiele pobudzających artystycznie bodźców: teatry, opera, muzea, wystawy dzieł, ale przede wszystkim Akademię. Gottlieb zdecydował się podjąć naukę na wydziale malarstwa historycznego, pod skrzydłami cieszących się wówczas sławą profesorów Karla Wurzingera, Karla Mayera i Karla von Blassa. Kolejne dwa lata upłynęły Gottliebowi w duchu często nużącej, klasycznie akademickiej nauki. To dla niego było jednak za mało. Gottlieb cały czas poszukiwał inspiracji, która sprowadziłaby jego artystyczne poszukiwania na właściwą drogę. Przełom nastąpił w 1873 roku, kiedy uwaga całego Wiednia skupiała się na ogromnej Wystawie Powszechnej. Prezentowane były na niej dzieła największych tamtych czasów: Eugène’a Delacroix, Camille’a Corota, Jeana-Auguste’a-Dominique’a Ingresa, czy Karla von Piloty’a (który notabene miał się stać w przyszłości nauczycielem Gottlieba).
Wśród malowideł znalazły się także dzieła polskich malarzy historycznych: Henryka Siemiradzkiego i Jana Matejki. Wśród dzieł tego ostatniego podziwiać można było m.in.: Unię Lubelską, Kazanie Skargi, Batorego pod Pskowem, w salach Belwederu zaś Rejtana. I oto Gottlieb znalazł to, czego tak szukał. Rejtan był niczym rozbłysk światła, wskazał dalszą – jak się wówczas wydawało siedemnastoletniemu Gottliebowi – jedyną drogę dla jego malarstwa.
Sztuka powie mi kim jestem
Niesiony emocjami Gottlieb podjął spontaniczną decyzję o porzuceniu wielkomiejskiego Wiednia i jego Akademii. Nie licząc się z konsekwencjami, wybrał dla siebie mistrza i gotów był uczynić wszystko, aby zostać jego uczniem. Z jak wielką determinacją młody malarz dążył do zrealizowania obranego celu świadczy list, który w tamtym czasie pisał do ojca:
„Najdroższy ojcze!(…) Nigdy więcej nie zwrócę się do Ciebie z tą mą prośbą, która jest godną spełnienia. Podam Ci tylko powód, który zmusza mnie do wyrwania się z Wiednia. Wysłuchaj mnie! Nigdy nie wyuczę się tu we Wiedniu malować, gdyż jestem skłócony z profesorem uczącym malarstwa, i za żadne skarby nie poniżę się do tego, by prosić o przebaczenie człowieka, który jest wrogiem Matejki. (…) Główny powód zmuszający mnie do opuszczenia Wiednia jest następujący: Gdy pewnego razu otrzymałem od Ciebie list, w którym mi donosisz, że pan Matejko chciałby mnie poznać, w radosnym upojeniu opowiedziałem wszystkim profesorom i uczniom, iż od drugiego semestru zapewne zostanę uczniem Matejki.(…) Widzisz więc, że w drugim semestrze nie będę już więcej mógł uczęszczać na Akademię, gdyż w przeciwnym razie uczniowie pogardziliby mną.”2
Najpewniej dzięki koneksjom i wstawiennictwu Izaaka Gottlieba, Matejko zechciał obejrzeć tekę prac Maurycego. Sztuka i talent obroniły się ostatecznie same. Matejko był pod wrażeniem, podobnie jak komisja profesorska krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Wraz z rozpoczęciem semestru letniego roku akademickiego 1873/74 Maurycy Gottlieb został uczniem krakowskiej uczelni.
Tym, co zafascynowało Gottlieba w twórczości mistrza, był nie tylko jego monumentalnie teatralny styl, ale również sama tematyka dzieł. Matejko opowiadał swoją sztuką o zawiłościach losów państwa polskiego, ale także przypominał o jego wielkości, dawał nadzieję na wskrzeszenie i uczył czym jest patriotyzm. Przekaz ten Gottlieb odbierał w bardzo dosadny i bezpośredni sposób. On też czuł się osamotniony i pragnął odnaleźć się we wspólnocie. Historia Polski dzięki Matejce stała się po części jego historią. Wszak i on nie mógł mówić o swojej ojczyźnie. Świadomie więc wybrał dla siebie Polskę.
Pierwszą ważną pracą Maurycego Gottlieba z czasów jego pobytu w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych jest niestety obecnie uważany za zaginiony Autoportret w stroju polskiego szlachcica. Pracę nad obrazem poprzedziły rzetelne przygotowania merytoryczne.
Gottlieb wiele czytał, przeglądał również albumy z wzorami historycznych strojów polskich. O wielkim zaangażowaniu w projekt świadczą zachowane listy pisane do ukochanej siostry Anny (przyszłej nauczycielki, z którą notabene łączyły Gottlieba najsilniejsze więzi wśród całego rodzeństwa). W korespondencji, o której prowadzenie prosił Annę w języku polskim, zwracał się o przesyłanie potrzebnych mu lektur i opracowań.
Oto rezultatem długich przygotowań i pracy przy sztaludze był powstały w 1874 roku Autoportret. Gottlieb odniósł się w nim do złotego wieku państwa polskiego. Na jasną koszulę przywdział ciemny kontusz, przewiązany w pasie pasem słuckim. Na ramionach obszyta futrem, bogata delia, na głowie zaś czapka – konfederatka z piórkiem. Szkoda, iż obraz znany jest obecnie jedynie z przedwojennej, czarno-białej fotografii, która wiele ujmuje z jego dostojności, z jaką z pewnością chciał Gottlieb by go odbierano.
Manifestacje polskości, popierane przez Matejkę, nie spotkały się z przychylnością wśród innych uczniów mistrza, często zwyczajnie zazdrosnych o talent i faworyzowanie Gottlieba przez mistrza. Mimo to młody artysta niestrudzenie podejmował tematykę historyczną. Powstały wówczas m.in. obrazy i szkice: Albrecht brandenburski odbierający inwestyturę od króla Zygmunta I, Kawalerowie inflanccy proszący Zygmunta Augusta o obronę przed cesarzem Ferdynandem, Zygmunt August i Barbara, Pospolite ruszenie. Prace, prawie wszystkie znane jedynie z reprodukcji, pozwalają zauważyć silne przeniesienie modeli kompozycyjnych z obrazów Jana Matejki, ale również rodzący się stopniowo indywidualizm Gottlieba.
Wraz z powstawaniem kolejnych prac nasilały się konflikty na tle koleżeńskim. Po roku spędzonym w Krakowie szala się przeważyła. Niezwykły wrażliwiec, jakim był Gottlieb, miał dość i mimo niegasnącej fascynacji Matejką postanowił odejść. Z początkiem roku akademickiego 1874/75 ponownie wybrał Wiedeń. Nad Dunajem kończył prace rozpoczęte w Krakowie, m.in.: Albrechta odbierającego inwestyturę od Zygmunta Starego. Podjął również pracę inspirowaną utworem Czaty Adama Mickiewicza. Dziś ponowny pobyt w Wiedniu określić można kolokwialnie czasem spędzonym w poczekalni – Gottlieba drażniły negatywne oceny jego prac umotywowane przez wiedeńskich profesorów jako powielanie błędów Matejki. Wiedział, że nie będzie mógł się tu w pełni rozwijać i nie spotka się z upragnionym zrozumieniem. Zwróciwszy się więc do Matejki, otrzymał od niego list polecający, z którym wyruszał do Monachium.
Wieczny tułacz
W Monachium trafił pod skrzydła profesorów Karla von Piloty’ego i Aleksandra Wagnera. Rok 1876 zapisał się w biografii Maurycego Gottlieba jako czas niezwykle wytężonej pracy. W tym czasie powstały również jedne z najważniejszych dla niego dzieł. Miejscem poszukiwania artystycznych inspiracji była Galeria Malarstwa monachijskiej Pinakoteki. Gottlieba zachwycały dzieła starych mistrzów pochodzących z Niderlandów i Italii, odkrył również Rembrandta. Rembrandtowskie przedstawienia Żydów wzmocniły w Gottliebie jego wewnętrzne poczucie przynależności i skłoniły do podjęcia zupełnie nowej tematyki. To wówczas powstały Ślub Żydowski, Pisarz Tory i stanowiące ilustrację do Szekspirowskiego dramatu Kupiec wenecki płótno Shylock i Jessyka oraz sztandarowe dzieło Gottlieba: Autoportret – Ahaswer.
Obraz Shylock i Jessyka planowany były jako praca zaliczeniowa powstająca w pracowni profesora Karla von Piloty’ego. Zaskakuje wybór sceny, na przedstawienie której zdecydował się Gottlieb. Oto chwila pożegnania starca Shylocka z Jessyką. Chwila tuż przed przekazaniem kluczy do domu i odejściem na sąd. Scena ta stała się dla Gottlieba pretekstem do głębokiego studium emocjonalnego portretowanych postaci. Jessyka zachwyca delikatnością i eterycznością swojej urody, Shylock czułością gestu i dostojeństwem. Dzieło porusza swą dojrzałością niebanalnością, głębią wyrazu i biegłością warsztatową autora. Krytyka była zachwycona pracą, za którą Gottlieb otrzymał złoty medal w Akademii. Malowidło (dziś uważane za zaginione, znane jedynie z czarno-białej fotografii oraz kopii wykonanej przez Marcina Gottlieba – brata Maurycego) było reprodukowane w monachijskiej prasie, później zaś prezentowane na wystawach w Wiedniu i Lwowie. Świat usłyszał po raz pierwszy o Maurycym Gottliebie.
Warto nadmienić, że na fali popularności dzieła, artysta otrzymał wówczas propozycję współpracy z wydawnictwem Bruckmanna, które planowało ekskluzywną edycję dramatu Gottholda Ephraima Lessinga Natan Mędrzec. Dziś świadectwem tej współpracy są częściowo zachowane studia wykonane w technice grisaille. Umowa z niewyjaśnionych przyczyn została jednak zerwana przez wydawcę i Gottliebowi nigdy nie było dane dokończyć projektu.
Wraz z końcem 1876 roku Gottlieb zdecydował się porzucić Monachium. Po raz trzeci wrócił do Wiednia. Tu mieszkała jego narzeczona, śliczna Laura Rosendelf (której twarz odnaleźć można w obliczu Jessyki do Szekspirowskiego Kupca weneckiego). W Wiedniu był też Ignacy Kuranda, prezes gminy żydowskiej, miłośnik sztuki, który objął pewną formą mecenatu Gottlieba, a ich relacja dała później owoc w postaci doskonałego portretu Kuranda, obecnie znajdującego się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. Był jeszcze jeden powód ponownego powrotu do Wiednia – magnetycznie przyciągający do siebie mistrz malarstwa Hans Makart.
Rok 1877 Gottlieb rozpoczął jako student otwartej przy Akademii Sztuk Pięknych Szkoły Heinricha von Angeliego. Oczarowany dramatem Karla Gutzkowa Uriel Acosta, Gottlieb dopatrywał się podobieństw w postaci głównego bohatera i wybranki jego serca – Judyty. Oto narodził się pomysł na stworzenie dzieła zatytułowanego Uriel Acosta i Judyta von Straaten. Melancholijna, teatralna, romantyczna, nieco rzewna kompozycja o widocznych wpływach twórczości Hansa Makarta znów zwróciła uwagę opinii publicznej na malarza. Ponownie kobieca bohaterka obrazu – Judyta – zyskała rysy narzeczonej artysty, a Uriel zdał się przypominać samego Maurycego.
Chwile wzrastającej sławy mieszały się z goryczą – Laura, na skutek sugestii swojej rodziny, która upatrywała na kandydata do ręki dziewczyny lepszej partii aniżeli stojącego u progu artystycznej drogi malarza, podjęła pierwsze próby zerwania narzeczeństwa. Gottlieb był zrozpaczony. Ukojenie znalazł w pracy i… zmianie otoczenia. Często w publikacjach poświęconych życiu artysty pomijany jest bowiem epizod z maja 1877 roku, kiedy Gottlieb wraz z listem polecającym przygotowanym przez Ignacego Kurandę udał się do węgierskiego Pesztu, w celu przyjęcia zamówienia na wielkoformatowe dzieło historyczne, traktujące o przyjęciu posłów w sejmie węgierskim. Być może fakt ten jest pomijany ze względu na to, że do realizacji projektu nigdy nie dochodzi na skutek zaostrzenia sytuacji politycznej pomiędzy Francją a Austro-Węgrami.
Po powrocie do Wiednia Gottlieb kończył prace nad obrazami Sulamitka i Wygnanie Maurów z Granady. Tę niewielką kompozycję oglądać można na co dzień w Muzeum Pałac Herbsta (oddział Muzeum Sztuki w Łodzi). Na zaawansowanym etapie były również prace nad obrazem Chrystus przed Piłatem.
Lato spędzone w rodzinnych stronach wśród bliskich osób nie było czasem wytchnienia dla Gottlieba. Wykonał dwa szkice do Uriela Acosty, którym w dalszym ciągu był zafascynowany. Jesienią Laura Rosenfeld ostatecznie zakończyła znajomość z Maurycym Gottliebem. Malarz był zdruzgotany utraconą miłością. Wracając do Wiednia zatracił się całkowicie w pracy nad wielkoformatowym, fascynującym płótnem Żydzi modlący się w synagodze podczas Yom Kippur. Praca przeniosła malarza w inny wymiar. Tłem do sceny uczynił wnętrze nieistniejącej dziś synagogi w Drohobyczu, uczestnikami Yom Kippur – żydowskiego Dnia Pojednania – swoich nieżyjących już krewnych, których podobizny malował z pamięci.
Wśród zgromadzonych pojawił się sam Gottlieb – jako mały chłopiec oraz młody mężczyzna w wieku mu współczesnym w czasie malowania obrazu. W swoim dzienniku artysta pisał, iż w jego pracowni, w czasie pracy nad obrazem, czuł obecność towarzyszących mu duchów bliskich. Mając świadomość niezwykle krótkiego i dramatycznego życia Gottlieba, niezwykłego wymiaru nabiera napis wykonany przez artystę na futerale dla zwoju tory: „Na pamiątkę duszy zmarłego Maurycego Gottlieba”. Czyżby zwiastun tego, co miało nastąpić za niespełna półtora roku?
Gnając ku nieuniknionemu
W połowie 1878 roku Wiedeń znów zdał się nużyć Gottlieba. Pragnął zmiany, zapomnienia o troskach, szukał nowych inspiracji. Jego marzeniem był wyjazd do Rzymu. Dzięki wsparciu Ignacego Kurandy, Gottlieb otrzymał stypendium umożliwiające wyjazd. Rodzina artysty zmagała się bowiem aktualnie z problemami finansowymi po pożarze, który strawił ich przedsiębiorstwo.
W Wiecznym Mieście Gottlieb bawi od października. Rzym absolutnie zafascynował Gottlieba. Był zachwycony zabytkami miasta oraz niesłychaną ilością sztuki, którą napotykał na każdym kroku. Wynajął pracownię w tej samej kamienicy, co Henryk Siemiradzki, którego dzieła kilka lat wcześniej, na początku swojej drogi, podziwiał w Wiedniu. Pracował nad dwoma obrazami, powracając tym samym do tematyki chrystologicznej: Chrystus wygłaszający kazanie w Kafaranum i Chrystus przed sądem. Pochłonięty pracą Gottlieb zakładał pozostanie w Rzymie przez kilka kolejnych lat, a być może na stałe. Jakże kruche były jego plany… Jak zawsze, także i tym razem uległy zmianie. W grudniu 1878 roku do Rzymu przyjechał Jan Matejko. Fakt ten spowodował skupienie się całej Polonii artystycznej w wiecznym mieście.
W trakcie przyjęcia noworocznego wydanego na cześć Matejki, mistrz zaprosił Gottlieba do powrotu do swojej krakowskiej majsterszuli. Wraz z nadejściem 1879 roku ożyły utopijne marzenia o tworzeniu sztuki ponad podziałami, wielkich kompozycjach historycznych, które stanowiłyby pomost łączący chrześcijan i wyznawców praw mojżeszowych. Pierwszymi projektami, nad którymi Gottlieb rozpoczął pracę po powrocie do Krakowa, były niezachowane do dziś Kazimierz i Esterka, Żydzi proszący Kazimierza Wielkiego o przyjęcie do Polski oraz Esterka. Artysta kończył jednocześnie rozpoczęte w Rzymie wielkoformatowe kompozycje chrystologiczne i kilka portretów, wśród których były: Portret Franciszka Żmurki, ostatni Autoportret i szkic do kompozycji Taniec Salome.
Na początku lipca Gottlieb zdecydował się na krótki wyjazd do Wiednia, by odwiedzić nową miłość – Karolinę Rosengarden. Kapryśna letnia pogoda uległa jednak pogorszeniu i wracając do Krakowa, Gottlieb przeziębił się. Pochłonięty obowiązkami bagatelizował ją i dopiero w chwili, gdy przybrała ostry stan zapalny, zdecydował się na pomoc lekarską. Pomimo interwencji chirurgicznej, polegającej na przecięciu ropnego wrzodu usytuowanego w gardle, Maurycy Gottlieb zmarł nad ranem 17 lipca 1879 roku w krakowskim szpitalu św. Łazarza.
Badacze twórczości Maurycego Gottlieba często zwykli powtarzać, że Gottlieb żył i tworzył szybko, jakby przeczuwając krótkość swego życia i chcąc dać sztuce jak najwięcej. Stwierdzenie to można uznać za słuszne, bowiem niewielu artystom udało się dokonać tak wiele w niezmiernie krótkim czasie zaledwie pięciu lat.
Niewątpliwie można stwierdzić, że Maurycy Gottlieb otworzył nowy szlak w dziejach sztuki polskiej. W ślad za nim wyruszyły kolejne generacje artystów wyznania mojżeszowego, w tym jego trzej bracia, a wśród nich najbardziej znany, urodzony w roku śmieci Maurycego – Leopold, związany już w kręgu sztuki awangardowej.
Maurycy Gottlieb pragnął, aby jego sztuka mówiła do ludzi i była wśród nich obecna. Dziś można powiedzieć, że jego życzenie po części się spełniło. Codziennie, wśród gości licznie odwiedzających Galerię Sztuki Polskiej XIX wieku w krakowskich Sukiennicach, wiele osób przystaje przed pięknym portretem młodzieńca eksponowanym w sali Henryka Siemiradzkiego. To autoportret Maurycego Gottlieba – Ahaswer.
Ahaswer, król perski, który na prośbę swej żony Esterki oswobodził naród żydowski. W pięknym złotym diademie, który okalają jego czarne, kędzierzawe, gęste włosy i ze złotym kolczykiem w uchu, odbijającym świetlne refleksy, odwraca od nas swoje pełne melancholii spojrzenie. Ahaswer to bowiem także Żyd Wieczny Tułacz, niestrudzony wędrowiec w skromnej, ciemnej szacie, poszukujący swego miejsca na ziemi, znikający znienacka w swojej nieskończonej drodze. Podobnie, jak nieskończona jest droga do odkrywania i nowego interpretowania sztuki Maurycego Gottlieba.
Bibliografia:
In the Flower of Youth. Maurycy Gottlieb 1856-1879, red. Guralnik N., Kolb E., Malinowski J., katalog wystawy Muzeum Sztuki w Tel Avivie, Tel Aviv 1991
Budzyński W., Miasto Schulza, Warszawa 2005.
Johnson P., Historia Żydów, przeł. M. Wójcik, Kraków 2000.
Malinowski J., Maurycy Gottlieb, Warszawa 1997.
Piątkowska R., Maurycy Gottlieb (1856-1879), „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce”, 1991, nr 2, s.46-58.
Sandel J., Maurycy Gottlieb. Uczeń Matejki, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce”, 1953, nr 4, s.98-142.
Waldman M., Maurycy Gottlieb. 1856-1879. Bibliografia artystyczna, Kraków 1932.
Weisenberg J., Maurycy Gottlieb 1856-1879. Szkic biograficzny., Złoczów 1888.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Albert Lipczinski „Bransoletka” - 23 maja 2024
- Aleksander Gierymski „Katedra w Amalfi” - 5 kwietnia 2024
- Aleksander Gierymski „Siesta włoska II” - 28 września 2023
- Henryk Rodakowski „Portret Leonii Blühdorn” - 4 sierpnia 2023
- Konrad Krzyżanowski „Portret żony artysty” - 28 lipca 2023
- Caravaggio „Głowa Meduzy” - 13 stycznia 2023
- Michał Anioł „Tondo Doni” - 25 listopada 2022
- Sandro Botticelli „Wenus i Mars” - 25 marca 2022
- Edgar Degas „Mała czternastoletnia tancerka” - 4 lutego 2022
- Tycjan. Mistrz w służbie największych - 15 sierpnia 2021
Powinno być chyba : wiecznym mieście zamiast w wielkim mieście. Z przyjemnością przeczytałem.
Tak, poprawione, dziękujemy za zwrócenie uwagi.
Bardzo fajny tekst. Z opisywanym artystą zetknęłam sie w książce o Drohobyczu i Brunonie Szulzu. A także z reprodykcja opisywanego artysty gdzie stoi w Synagodze ze swoimi przodkami. Wisi on w jednej z restauracji w moim mieście. W knajpce o charakterze żydowskim, piękny jest ten obraz i ucieszyłam sie znajdując go tam, jakbym spotkała kogoś znajomego.
Świetny tekst. Gratuluję.