Konrad Krzyżanowski, Przy świecy, 1914
olej, płótno, 83 × 92 cm
Muzeum Narodowe w Warszawie
Dwie kobiety pochylone nad tomiszczami oświetlanymi płomieniami świecy. Można by zadać sobie pytanie, jak taką prostą scenę udało zamienić się w malarskie arcydzieło. Na taki bieg wydarzeń musiało złożyć się wiele czynników. Przede wszystkim geniusz autora – Konrada Krzyżanowskiego. Spróbujmy rozwikłać inne elementy tej zagadki. Jaka historia kryje się za tajemniczym obrazem ukazującym dwie pogrążone w lekturze kobiety? Poszukiwania odpowiedzi najlepiej zacząć w Peremylu.
Gęste drzewa, zza których prawie nie prześwituje niebo, pomiędzy nimi piaszczysta droga, wreszcie brama i fragment pałacu poprzedzonego kolumnowym portykiem. Na wieży powiewa flaga, a słońce odbija się na blaszanym dachu oficyny. Prawa krawędź zdjęcia jest zupełnie prześwietlona. Tak można by opisać fotografię, a w zasadzie wykonane w latach 60. XX wieku zdjęcie zdjęcia z początku stulecia. To pałac w Peremylu.
Wyobrażenie o tym, czym był Peremyl, daje słownik geograficzny Królestwa Polskiego, z którego dowiadujemy się, że był to „[…] niegdyś gród dzielnicowy książąt z rodu Włodzimierza, wspominany w latopisach od roku 1098. Upadł prawdopodobnie w czasie najścia Tatarów”1, później jest mowa o drewnianej cerkwi z 1880 roku, cerkiewnej szkółce i pałacu. Z mojego punktu widzenia książęta ruscy, międzybuscy i łuccy muszą ustąpić miejsca wzmiance dotyczącej własności majątku: „Obecnie Piotruszewskich”.
Piotruszewscy mieli córkę. Michalina przyszła na świat 3 września 1883 roku w Warszawie, choć większość dzieciństwa spędziła w rodzinnych majątkach. Po prywatnych lekcjach malarstwa u Miłosza Kotarbińskiego, mając dwadzieścia jeden lat, zapisała się do warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, by uczęszczać do klasy Konrada Krzyżanowskiego. We wspomnieniach roi się od zachwytów na temat młodego profesora:
„Uczniowie ubóstwiali go i garnęli się tłumnie. Porywał ich niesłychanym temperamentem, żywiołową naturą, bogactwem serca i fanatyczną, młodzieńczą miłością sztuki. W oryginalnym – swoim własnym żargonie, do którego wtrącał gęsto słowa rosyjskie, niemieckie i węgierskie, starał się im szczepić naukę”2.
Trudno więc dziwić się młodej Michalinie, że dała w sobie zaszczepić nie tylko miłość do sztuki, ale i do wykładowcy. Po trzech latach stała się panią Krzyżanowską. Michalina, zwana Myszką, aż do śmierci malarza była jego ulubioną modelką. Nie oznaczało to bynajmniej rezygnacji z własnych artystycznych aspiracji.
Podróżowali chętnie. Jako nowożeńcy odbyli włoskie tournée, bawiąc w Rzymie i Palermo. W 1907 roku odwiedzili też Korsykę oraz malowali wspólnie na Wileńszczyźnie. Kilkanaście miesięcy później razem ze studentami Krzyżanowskiego wybrali się na Łotwę i do Finlandii. W roku 1912 malarska para odwiedziła Londyn, a następnie Paryż. Michalina Krzyżanowska wykorzystała tę okazję – zapisała się do Académie Ranson, by nad Sekwaną doskonalić warsztat pod mistrzowskim okiem Maurice’a Denisa.
Niezależnie od miejsca przebywania latem 1914 roku oczy wszystkich zwrócone były na południe Europy. W Sarajewie, 28 czerwca Gavrilo Princip zastrzelił arcyksięcia Ferdynanda i jego małżonkę Zofię von Hohenberg. Polityczne napięcie eskalowało, wybuchła wojna, nazwana później Wielką lub I wojną światową. Straszne wieści dotarły nawet do wołyńskich majątków Piotruszewskich, choć na razie konflikt wydawał się bezpiecznie odległy.
Wakacje 1914 roku Krzyżanowscy spędzili w Peremylu. Bawiła tam także Emilia Wysocka, przyjaciółka Michaliny poznana w szkolnej pracowni Krzyżanowskiego. O pięć lat młodsza od żony profesora zyskała również i jego sympatię. Wysocką z małżonkami łączyła fascynacja nie tylko sztuką, ale także podróżami. Wymieniali wrażenia z włoskich wojaży. Krzyżanowscy chętnie słuchali, jak Emilia relacjonowała swój dwuletni grand tour obejmujący Austrię, Niemcy oraz Belgię3.
Bywały wieczory, taki jak ten uwieczniony na obrazie Przy świecy, kiedy obie panie siadały wspólnie nad książkami. Mościły się wygodnie na tapicerowanej butelkowozieloną tkaniną ludwikowskiej sofce i wertowały tomy z peremylskiej biblioteki. Za odsłoniętymi oknami znajdował się pogrążony w mroku ogród. Ciemność w pałacowym pokoju rozjaśniała tylko jedna świeca, za sprawą której postaci rzucają na ścianę olbrzymie cienie. O malowniczości takich scen z pewnością nie trzeba było Krzyżanowskiego długo przekonywać.
Urok światła świec malarze doceniali od dawna. Uwielbiali je barokowi tenebryści, ale i twórcy chronologicznie bliżsi Krzyżanowskiemu. W samym dossier malarza znajdziemy kilka przykładów fascynacji efektami luministycznymi, czego najlepszym przykładem jest wczesny, lecz doskonały obraz Pokój z roku 1902. Dwanaście lat później malarska biegłość Krzyżanowskiego w operowaniu światłem jest podnoszona przez wielu – nomen omen – co światlejszych krytyków.
Umieszczając świecę nie tylko w centrum kompozycji, ale nawet w tytule, artysta uczynił z niej punkt węzłowy całego obrazu. Już Andrzej K. Olszewski zauważył, że malarstwo Krzyżanowskiego jest „bardzo bliskim nastrojowi malarstwa ekspresjonistów”, wskazując na „gwałtowne pociągnięcie pędzlem i intensywny koloryt”4. Być może w tym zasadza się tajemnica dzieła – z jednej strony mamy tutaj sielskie przedstawienie dwóch przyjaciółek zajętych intelektualną rozrywką, a zatem malarstwo niemalże salonowe, a z drugiej strony – wyczuwalny jest jakiś podskórny niepokój.
O wiele ważniejszym komunikatem do odczytania są tutaj cienie rzucane na ścianę. Śmiałość jego malarskiego gestu, kolorystyczna gęstość — przede wszystkim pyszne zastawienie ciepłego fioletu z głębokim granatem, wprowadzają atmosferę niepewności, choć, paradoksalnie, trudno mi oprzeć się wrażeniu intymnego charakteru sceny rozegranej w pałacowym pokoju wśród trójki przyjaciół. O ile więc ciche, skupione na domowym życiu malarstwo intymizmu wydaje się leżeć jak najdalej od ekspresjonistycznego ekstrawertyzmu, Krzyżanowskiemu ta synteza przeciwieństw udaje się z jakąś szarlatańską biegłością.
Vauxcelles pisał wręcz, że intymizm oznacza „delikatność niedomówienia i zamglenia” oraz „zmierzanie do wyrażenia drugiej rzeczywistości ukrytej we wnętrzu istot”5. W przypadku tego obrazu strategia szkatułkowości jest jeszcze bardziej złożona. Rzeczywistość malarskiej akcji ukryta jest w ściśle zamkniętym wnętrzu pokoju, odizolowanym od mroku nocy. Dopiero na tym etapie dochodzi do Vauxcellesowskiego wyrażenia rzeczywistości ukrytej we wnętrzu istot. Można pójść o krok dalej, by zaryzykować twierdzenie, że ciepłe światło płonącego knota i skupione wokół niego przyjaciółki ewokujące skojarzenia z intymizmem jednocześnie powołują do życia to, co wprowadza ekspresyjny pierwiastek, czyli rozlewające się wielkimi plamami cienie. Wiemy, że za oknem jest doskonale utrzymany peremylski ogród, ale w ciemności nie możemy zaręczyć, co się w nim dzieje. Krzyżanowski, z przebiegłością zręcznego dramaturga, najciekawsze wątki pozostawia niedostępnymi dla oczu widzów.
Michalina musiała lubić swoją zieloną bluzkę z białym kołnierzykiem. Pozowała w niej nie tylko do Przy świecy. Również na obrazie przedstawiającym wnętrze salonu muzycznego w Peremylu raz jeszcze zobaczymy żonę malarza w tej samej kreacji. Siedząca obok, pochłonięta robótką matrona to najprawdopodobniej Maria Piotruszewska z Andrzejkowiczów. Stosunki malarza z teściową nie były chyba najgorsze, skoro w tym samym czasie wykonał także portretowe popiersie matki swojej ukochanej Myszki.
Zarówno Przy świecy, jak i scena z salonu muzycznego pochodzą z tego samego, 1914 roku. Tam mrok, tu jasność. Tam szczelnie zamknięte okna, tutaj barwy ogrodu odbijają się w otwartym skrzydle przeszklonych drzwi. Tam atmosfera niepokoju, tutaj – pałacowa idylla. Ale możemy znaleźć też wspólny mianownik: czekanie, bo przecież w tle miriady wiadomości o niemieckim wojsku w odległości siedemdziesięciu kilometrów od Paryża, prześladowaniach ludności cywilnej w Belgii. Okopy, zasieki, tysiące rannych i zabitych. Wreszcie wojna niechybnie dotarła i w okolice Peremyla. A Krzyżanowski wpadł w nie lada tarapaty.
„Aresztowano go – wspominał dekadę później Mieczysław Treter – pod zarzutem zdejmowania planów. Niejednego zbyt zapalonego malarza w tych czasach podobny los spotkał; w roku 1916 z tej ciężkiej opresji z trudem [został] wydobyty dzięki interwencji mecenasa Sołtana, osiadł w Kijowie i oddał się gorączkowej pracy, nasłuchując tylko pilnie, co się na frontach europejskich dzieje, i co dobrego może stąd wyniknąć dla przyszłych losów Polski”6.
Wynikła – jak wiemy – niepodległość. Krzyżanowscy wyjechali do Warszawy, będącej teraz stolicą odrodzonej Rzeczpospolitej. On założył prywatną szkołę malarską, ona – pozostawała w cieniu sławnego męża. Dopiero po jego śmierci w 1922 roku zaczęła niemal rokrocznie wystawiać w kraju i za granicą. Krytyka doceniła subtelność kolorystyki i wrażliwość na świetlne niuanse.
Malarstwo Krzyżanowskiego szokowało. Jednych intrygowało, innych odrzucało. Stanisław Pieńkowski przed wiekiem podnosił larum, jakoby Krzyżanowskiemu „brakło kultury, panowania nad sobą, gustu w układzie i nade wszystko koloru”. Na domiar złego „nie jest kolorystą, nie posiada zmysłu kompozycyjnego, brak mu wytworności oraz panowania nad rysunkiem”7. Czas jednak pokazał, który z panów miał rację. Manier artysty już nie ocenimy, ale smak w układzie kompozycji i zmysł kolorystyczny sprawiły, że Przy świecy ma w swojej wystawienniczej metryce niezliczone pokazy w prestiżowych galeriach. W ten sposób zaczytane przyjaciółki trafiły między innymi do Göteborga, Lubljany, Pekinu i Seulu, co zapewne je ucieszyło, bo przecież obie panie lubiły podróżować.
Bibliografia
1. Niewiadomski E., Malarstwo polskie XIX i XX wieku, Warszawa 1926.
2. Olga Boznańska, katalog wystawy, Warszawa 2015.
3. Olszewski A.K., Dzieje sztuki polskiej 1890–1980, Warszawa 1988.
4. Przy świecy, https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/katalog/508077.
5. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 15, cz. 2, http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_XV_cz.2/439.
6. Treter M., Konrad Krzyżanowski, Warszawa 1922.
- http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_XV_cz.2/439 (dostęp 15.11.2021). ↩
- E. Niewiadomski, Malarstwo polskie XIX i XX wieku, Warszawa 1926, s. 227–228. ↩
- https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/katalog/508077 (dostęp 15.11.2021). ↩
- A.K. Olszewski, Dzieje sztuki polskiej 1890–1980, Warszawa 1988, s. 21 ↩
- Cyt. za: Olga Boznańska, katalog wystawy, Warszawa 2015, s. 17. ↩
- M. Treter, Konrad Krzyżanowski, Warszawa 1926, s. 15. ↩
- Ibidem, s. 21. ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Jean-Étienne Liotard „Śniadanie rodziny Lavergne” - 19 lipca 2024
- Alfons Karpiński „Portret malarzy w Jamie Michalikowej” - 31 maja 2024
- Carmen jak malowana - 23 maja 2024
- Witold Wojtkiewicz „Portret Lizy Pareńskiej” - 15 marca 2024
- Stanisław Masłowski „Wschód księżyca” - 1 marca 2024
- Deszcz nad Como. Lombardzkie wojaże - 8 grudnia 2023
- Księżniczka na Parnasie. Bożki słowiańskie Zofii Stryjeńskiej - 17 września 2023
- Giovanni Francesco Penni zw. il Fattore „Święta Rodzina ze św. Janem Chrzcicielem i św. Katarzyną Aleksandryjską” - 7 września 2023
- Paris Bordone „Wenus i Amor” - 28 sierpnia 2023
- Co słychać u Vermeera? - 8 sierpnia 2023