O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

„Ecce homo” Adama Chmielowskiego. Obraz malowany z serca



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

O Adamie Chmielowskim trudno dziś pisać, bo w jego osobie splatają się nierozłącznie dwa życiorysy: artysty malarza i świętego. Zazwyczaj ci, którzy opowiadają o Chmielowskim artyście, nie łączą jego duchowości z życiem rubasznego i wrażliwego malarza, zaś ci, którzy opowiadają o jego sztuce, w zasadzie nie wiążą jej z postacią brata Alberta. A przecież malarz Adam Chmielowski i zakonnik to jedna i ta sama osoba, która przez całe życie usilnie poszukiwała piękna.

Brat Albert, Adam Chmielowski, niezła sztuka

Brat Albert, 2 IV 1899, Kolekcja Ewy Franczak i Stefana Okołowicza, fot. Klementyna hr. Szembekow, Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

Jeżeli przyjrzymy się dorobkowi artystycznemu Chmielowskiego, to w porównaniu z artystami Młodej Polski jest on dość skromny, bo obejmuje zaledwie 61 obrazów olejnych, 22 akwarele i 15 rysunków. Ale przy tych szacunkach należy pamiętać, że większość jego prac niestety zaginęła bezpowrotnie.

Adam Chmielowski, Śmierci i pożoga, sztuka polska, malarstwo polskie, Niezła Sztuka

Adam Chmielowski, Śmierć i pożoga | 1870, Muzeum Narodowe w Warszawie

Drugą kwestią, która jest tu niezmiernie ważna, jest fakt, że istnieje ogromny rozdźwięk między mikrym dorobkiem artystycznym Chmielowskiego a jego ogromnym oddziaływaniem na sztukę tego okresu. Adam Chmielowski był jednym z największych autorytetów dla całej tzw. kolonii malarskiej w Monachium. Zawarte tam przyjaźnie najlepiej odczytać przez pryzmat szwajcarskiego psychiatry Carla Gustawa Junga, który tworząc zręby psychologii głębi, wiele miejsca poświęcił roli przyjaźni. Jung zwykł mawiać: „[…] spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie”. Ilekroć czytam ten fragment autorstwa Junga, to myślę o Adamie Chmielowskim. Jego szczerość, charyzma i głębia osobowości aktywnie oddziaływały na kolonię malarzy polskich.

Sztuka, czyli dostrzeganie piękna

Adam Chmielowski, brat Albert, fotografia, niezła sztuka

Adam Chmielowski, (później znany jako brat Albert) | 1879, fot. polona.pl

Sztuka, którą uprawiał Chmielowski, była mocno związana z jego życiem, a życie go nie oszczędzało. Gdy miał zaledwie osiem lat, zmarł jego ojciec, kilka lat później matka. Młody Adaś, jeszcze jako dziecko, majstrując przy strzelbie, stracił palec prawej dłoni. Gdy wchodził w dorosłość, wybuchło powstanie styczniowe, Chmielowski mimo młodego wieku postanowił przyłączyć się do powstańców.

Zaledwie jako osiemnastolatek dostał się do niewoli rosyjskiej, z której zbiegł. Niestety w jednej z potyczek obok niego eksplodował granat, raniąc go poważnie w nogę.  Gdyby nie wojenne warunki, to być może nogę udałoby się uratować, ale na froncie natychmiast zdecydowano o amputacji nogi powyżej kolana. Cały zabieg wykonano nawet bez miejscowego znieczulenia. By sobie uzmysłowić, czym był tego rodzaju zabieg w warunkach polowych, należy pamiętać, że w tym okresie nawet w warunkach szpitalnych umieralność po amputacji nogi wynosiła ponad osiemdziesiąt procent. Po latach Chmielowski wspominał, że dokładnie pamięta, jak mu piłowali kość udową. Dodawał, że takich wrażeń się nie zapomina i nosi się je w sercu. Chmielowski w swym życiu doświadczył i wycierpiał więcej niż wszyscy jego koledzy malarze z Monachium. To właśnie ból, cierpienie, strach i samotność ukształtowały jego sztukę. Z pokładów własnych wspomnień i wrażliwości wyprowadzał później fenomenalną kolorystykę swoich obrazów. Wiedział, jaka jest siła koloru, potrafił doskonale dozować intensywność barw, zestrajać je tak, by wywoływały określony nastrój w odbiorcy. Dlatego też jego obrazy pobudzają do myślenia i uderzają w jakąś czułą strunę wspomnień u odbiorców.

W 1876 roku Chmielowski wyjątkowo wystąpił w roli teoretyka i opublikował w piśmie „Ateneum” tekst O istocie sztuki. Jest to o tyle ważne, że można ten tekst traktować jako jego osobisty manifest artystyczny. Z tego krótkiego eseju, napisanego w stylu dość nieporadnym,  można dowiedzieć się w jaki sposób  Chmielowski traktuje malarstwo i bycie artystą. Autor zwraca uwagę, że nie warto zajmować się w życiu rzeczami mało istotnymi lub błahymi, po prostu szkoda na nie czasu.

Jeżeli artysta traktuje malarstwo poważnie, to niepodobna o sztuce pomyśleć jako o zajęciu dodatkowym czy hobby. Malarstwo – wedle Chmielowskiego – nie jest też zawodem, jak prawnik czy nauczyciel, jest po prostu celem życia. Bycie malarzem to udręka poszukiwania i wydobywania piękna: „[…] piękna w naturze we właściwym znaczeniu nie ma, ono jest tylko w nas samych”. Dlatego też według niego malarze są tłumaczami natury. Ukazują ją w taki sposób, by inni mogli dostrzec w niej piękno.

Chmielowski przypisywał zatem artystom ważną i odpowiedzialną rolę ze względu na to, że dzięki wyjątkowej wyobraźni widzą coś, co dla pospolitego człowieka jest ukryte. Malarz musi poprzez malarstwo zerwać zasłonę, za którą jest skryte piękno. Artysta jest więc nie tylko kopistą i obserwatorem czy mistrzem w obróbce materiału, lecz pełni funkcję pewnego rodzaju medium pomiędzy światem wyobraźni a widzialną rzeczywistością. Wagę tego stanowiska zdawali się dostrzegać tacy malarze jak: Józef Chełmoński, Stanisław Witkiewicz czy Leon Wyczółkowski.

Brat Albert, Adam Chmielowski, Zachód słońca, niezła sztuka

Adam Chmielowski, Zachód słońca | [około 1880], Muzeum Narodowe w Krakowie

Idol monachijskiej kolonii

Cyprian Dylczyńska, Portret Adama Chmielowskiego, sztuka polska, Niezła Sztuka

Cyprian Dylczyński, Portret Adama Chmielowskiego | 1865, Muzeum Narodowe w Krakowie

Adam Chmielowski trafił do Akademii Monachijskiej dość późno. Porzucił studia na politechnice w Gandawie, bo wiedział, że chce zostać malarzem. Był jednak kłopot, bo w odróżnieniu od swoich kolegów studiujących w stolicy Bawarii nie miał przygotowania rysunkowego. Większość polskich malarzy w Monachium była już po warszawskiej szkole rysunku u Wojciecha Gersona, która gwarantowała wysoki poziom przygotowania do zawodu malarza. Adam Chmielowski był samoukiem, zaczął rysować, gdy miał 24 lata. Jak sam przyznawał: „mój rysunek kuleje, tak samo jak ja”. Jednak jego zapał i pracowitość szybko zostały nagrodzone. Do egzaminu wstępnego na Akademii Monachijskiej przystąpiło 30 chętnych, a dostało się tylko dwóch, wśród nich Chmielowski.

To, co go wyróżniało wśród polskich studentów w Monachium, to ogromna wiedza na temat sztuki. Po latach Stanisław Witkiewicz napisał:

„Chmielowski żył między obrazami a całą kupą książek, dlatego duchowo przewodził Polakom w Monachium, był oczytany, znający języki, Jego słowo dużo u nas znaczyło. Dla nas był największym autorytetem. Józef Chełmoński, bracia Gierymscy, Czachórski przychodzili do niego po poradę, przynosili nowe obrazy i rysunki do oceny, byli wpatrzeni w niego, jak w największy autorytet, wróżyli mu wręcz międzynarodową sławę”.

Kiedy przyszedł do niego po poradę Maksymilian Gierymski, Chmielowski, patrząc na jego obraz, powiedział:

„Maks, czemu ty malujesz wyfraczonych panów z fajkami w perukach, jakieś hulanki, polowania, meloniki i monokle? Byłeś w powstaniu, maluj to, co znasz i co nosisz w sobie. Ty o polowaniach i hulankach nie masz pojęcia, dość na ciebie spojrzeć. Maluj z serca, szczerze to, co czujesz, inaczej wychodzi komedia”.

Dzieła Chmielowskiego robiły ogromne wrażenie. Jego obraz zatytułowany Pogrzeb samobójcy oddziaływał na odbiorców tak mocno, że poproszono malarza, by jednak zdjął go z wystawy w Monachium, bo powoduje, zwłaszcza wśród kobiet, liczne omdlenia. Ale nie tylko niebywały talent powodował, że lgnęli do niego wszyscy.

Adam Chmielowski, Brat Albert, Opuszczona plebania, Muzeum Narodowe w Warszawie, Niezła sztuka

Adam Chmielowski Opuszczona plebania | 1888, Muzeum Narodowe w Warszawie

Chmielowski miał także w sobie niebywałe ciepło, a do tego figlarne poczucie humoru i ogromny dystans do siebie. Drewniana proteza, którą nosił, była często przedmiotem żartów. Jednak to, co zasługiwało na szczególne uznanie, to szczerość Chmielowskiego, nie tylko w stosunku do innych, ale i do samego siebie.

Ecce homo

Szczerość artysty widać najbardziej w jego ostatnim, niedokończonym obrazie zatytułowanym Ecce homo. Chmielowski zaczął malować go we Lwowie w 1879 roku. Porzucił jednak prace w momencie wstąpienia do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi na Podkarpaciu. Tam doznał załamania nerwowego i opuścił nowicjat. W stanie głębokiej depresji trafił pod opiekę brata w Kudryńcach na Ukrainie. Po latach wrócił do zaczętego przed laty obrazu. W 1904 roku (25 lat od rozpoczęcia pracy nad Ecce homo) niedokończony wizerunek Chrystusa przekazał arcybiskupowi lwowskiemu Andrzejowi Szeptyckiemu. Chmielowski świadomie nie skończył obrazu. Wiedział, że to, co nosi w sercu, nie jest możliwe do pokazania na obrazie. 

Adam Chmielowski, Ecce Homo, sztuka polska, sztuka religijna, malarstwo religijne, Niezła Sztuka

Adam Chmielowski, Ecce Homo | 1879, Sanktuarium Ecce Homo św. Brata Alberta w Krakowie

Obraz na płótnie o wymiarach 146 × 96,5 cm przedstawia umęczonego Chrystusa. Mimo że dzieło jest nieskończone, to widać w nim głębię i nastrój. Chmielowski w mistrzowski sposób wydobył cierpienie i smutek z udręczonej biczowaniem postaci Chrystusa okrytego szkarłatną szatą, z cierniową koroną na głowie, trzciną w ręce i splątanym sznurem na szyi. Spod przymkniętych powiek niemal krzyczy udręka, zaś skroń zbroczona krwią wypływającą spod cierniowej korony dopełnia dramatyzmu. Największe wrażenie robi twarz Chrystusa, która – pomimo umęczenia – pozostaje pełna godności. Namalowany w półpostaci Chrystus został ukazany na tle antycznej architektury, z której pulsuje tajemnicze światło.  Wydobywa się ono zza filara i sprawia wrażenie aureoli, która tworzy się wokół głowy Chrystusa. Całość obrazu utrzymana jest w zgaszonej kolorystyce. Można odnieść wrażanie, że scena rozgrywa się w szary dzień, gdy pada deszcz, a spod zasłony deszczu wyłania się Chrystus – nieludzko skatowany, z zapadniętymi, przepełnionymi bólem nieobecnymi oczyma.

W początkowej fazie prac nad obrazem Chmielowskiemu pozował jego kuzyn Bolesław Krzyżanowski. Jednak w pewnym momencie artysta porzucił pomysł wiernego oddania fizjonomii modela. Ta idea wydawała mu się zbyt pospolita, dlatego też finalnie kończy obraz na podstawie własnej wyobraźni.

Po wojnie obraz został włączony do eksponatów Galerii Sztuki Ukraińskiej, jednak władze radzieckie, nie chcąc promować sztuki religijnej, nakazały schować go do magazynów. Tam przeleżał do 1960 roku, kiedy to strona polska rozpoczęła starania o odzyskanie arcydzieła. Rozmowy na ten temat trwały aż do roku 1978, wtedy to Ecce homo wrócił najpierw do klasztoru sióstr albertynek w Przemyślu, a później do Domu Generalnego Zgromadzenia Sióstr Albertynek w Krakowie na Prądniku Czerwonym. Po konserwacji obraz został uroczyście zawieszony w sanktuarium Brata Alberta w Krakowie. Dziś, pomimo, że nigdy nie został ukończony, uznaje się go za jeden z najważniejszych obrazów religijnych w sztuce polskiej – głównie ze względu na szczerość przekazu.


Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka

» Roman Konik

Z zawodu Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie kieruje Zakładem Estetyki w instytucie Filozofii, z zamiłowania miłośnik sztuki, autor Kroniki Konika (https://www.facebook.com/KronikaKonika).


Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *