Jan Matejko, Stańczyk, 1862
olej, płótno, 88 × 120 cm
Muzeum Narodowe w Warszawie
Ulica Krupnicza leży poza obrębem dawnych murów miejskich, ale ma to swoje plusy. Młodego malarza przekonały bliskość Plant, niewygórowany czynsz i spokojna okolica. W wynajętej pracowni Jan Matejko stworzył dwa arcydzieła. Stańczyk i Kazanie Skargi, stanowiące – jak pisano – „w dziejach naszego malarstwa objawienie”. Prędko okaże się, że „Matejko zdobywa nim szeroki rozgłos nie tylko w kraju ale i zagranicą, w Paryżu, gdzie krytyka nie szczędzi pochwał dla młodego, bo 25-letniego wówczas artysty”1. Monumentalna wizja kazania nadwornego spowiednika Zygmunta III otrzymała na salonie paryskim złoty medal, jednak w świadomości milionów Polaków złotymi zgłoskami zapisał się skromniejszych gabarytów wizerunek królewskiego błazna.
Stare porzekadło mówi, że nie od razu Kraków zbudowano, a stary szkic do obrazu świadczy, że nie od razu Matejko Stańczyka namalował. W 1861 roku na płótnie zmaterializowały się pierwsze wyobrażenia o urodzonym około 1480 roku Stasiu Gąsce, który przeszedł do historii jako Stańczyk. Swoimi ciętymi żartami bawił najpierw króla Jana Olbrachta, później Aleksandra Jagiellończyka, a następnie rozśmieszał Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta. Już renesansowi pisarze dostrzegali w Stasiu nie tylko dowcipnisia, ale także człowieka głębokiej refleksji.
Potencjalnych inspiracji było wiele. Figura mędrca-figlarza zmartwychwstała w XIX wieku, kiedy tęsknie wzdychano do potęgi Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Pisał o nim Julian Ursyn Niemcewicz i Seweryn Goszczyński, a Józef Ignacy Kraszewski poświęcił Stańczykowi dwie książki. W fabularyzowanej biografii błazna-filozofa przytaczał anegdotę:
„Często bardzo po ulicach Krakowa widziano go w dziwnym stroju szachowanym, z czapką uszatą i pałką w ręku. Chłopcy uliczni biegli za nim krzycząc, skubali go i wyśmiewali. Raz nawet całkiem go z opończy obdarli. Za powrotem do zamku, król śmiał się z niego, że się dał obedrzéć ulicznikom. – Ciebie, krolu, – odpowiedział – gorzéj drą; wydarto ci Smoleńsk, a milczysz”2.
I właśnie nad tą stratą miał ubolewać błazen w obrazie krakowskiego mistrza, który zdecydował się użyczyć historycznej postaci własnych rysów twarzy.
Centralną część obrazu zajmuje postać bezradnego błazna pozbawionego ochoty do żartów przez wieść o utraceniu twierdzy Smoleńskiej. Jest on rozczarowany niefrasobliwością dworu, bawiącego się pysznie w wawelskiej sali, której fragment zobaczyć możemy po prawej stronie obrazu. Dla równowagi przy lewej krawędzi płótna Matejko zakomponował okno, zza którego widać wieżę krakowskiej katedry oraz spadającą kometę.
Zarówno w zachowanym szkicu do obrazu, jak i ostatecznej wersji bohater jest odwrócony plecami do rozbawionego tłumu, czyniąc z niego romantycznego bohatera, któremu źle w tłumie. Podobieństwo sytuacji Stańczyka z bohaterem mickiewiczowskiej Romantyczności jest wprost uderzające, gdy deklaruje on:
„Mówię, nikt nie rozumie:
Widzę, oni nie widzą!”3.
To, co zdecydowanie różni olejny szkic od ostatecznego obrazu, to kolorystyka, układ postaci oraz fotel. O ile pierwotnie Matejko planował dla królewskiego figlarza kostium utrzymany w tonach brudnooranżowych, to na etapie prac na szczęście zmienił kolor na wspaniały karmin o pełnym i czystym brzmieniu. Skorygował też gest Stasia Gąski. Upozował swojego bohatera dyskretniej, mniej ostentacyjnie, dzięki czemu postać nabrała bardziej wieloznacznego wyrazu, a psychologiczna charakterystyka stała się subtelniejsza, nie tracąc na sile oddziaływania. Trzecia poważna zmiana to fotel. Najwidoczniej ktoś zwrócił malarzowi uwagę, że obecny w pierwotnej redakcji mebel zdradza cechy barokowe, co biorąc pod uwagę czas akcji, nie wygląda zbyt przekonująco. Stąd w ostatecznej wersji fotel neorenesansowy. Podmiana siedziska nie sprawiła jednak, że malarz uniknął wszystkich niezgodności.
Jan Matejko, troszcząc się o prawidłowe zrozumienie jego intencji, nazwał obraz Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska, choć z oczywistych względów przyjął się tytuł skrócony do jednego raptem słowa. Chcąc ściśle trzymać się faktów, można datować akcję dzieła na rok 1514. Jeśli zatem zgodzić się z powszechnie domniemaną datą urodzenia Stasia Gąski (tj. rok 1480), otrzymując wieści o utracie strategicznie niezwykle istotnej twierdzy błazen, miał lat trzydzieści cztery. Matejko wcielający się w jego rolę jest o dekadę młodszy.
Co więcej, jeśli bal widoczny po prawej stronie obrazu miałby się odbywać w 1514 roku, to jako gospodyni wystąpiłaby Barbara Zápolya, pierwsza żona Zygmunta Starego, a nie Bona Sforza, gdyż ambitna Włoszka na tronie zasiadła dopiero cztery lata później. Ostatecznie, biorąc pod uwagę zasługi Matejki dla propagowania polskich dziejów, to drobne potknięcie możemy mu chyba darować.
Artysta patrzył nie tylko w przeszłość, ale i na zachód. Malarska fascynacja Paulem Delarochem widoczna jest nie tylko w doborze historycznego tematu; również kolorystyczna konstrukcja Stańczyka, rozegrana na ciepłych dwudźwiękach brązów i czerwieni, wzbogaconych o akcenty zgaszonej zieleni, zdradza inspirację francuskim malarzem. Jest to sztuka tak zwanego złotego środka zawieszonego pomiędzy akademicką skrupulatnością a romantyczną uczuciowością. Podobnymi zestawieniami kolorystycznymi Delaroche operował, malując Śmierć Elżbiety czy portret Narcisse’a-Achille’a de Salvandy’ego.
Powodów, by widzieć w Stańczyku dzieło wyjątkowe, jest sporo. Po pierwsze, całkiem zręcznie udało się Matejce pożenić autoportret z obrazem historycznym. Ośmielę się nawet powiedzieć, że to małżeństwo nie tylko z rozsądku, ale – przede wszystkim – z uczucia. Dekady temu zauważono, że „twórczość Matejki ma charakter erupcyjny, obrazy wylatują z jego duszy, jakby wyrzucone niesamowitą siłą dłoni olbrzyma procarza”4. A skoro o uczuciach mowa – niezwykłe wrażenie, które obraz wywiera na pokoleniach odbiorców, w znacznej mierze przypisać należy niebanalności ujęcia i piętrowości malarskiej metafory.
Człowiek słynący z ciętego dowcipu, zawodowo trudniący się rozbawianiem dworu, nagle porzucił swój kaduceusz i bezradnie opadł na fotel w pustym pomieszczeniu. Stał się jedynym stroniącym od zabawy, a wszystko dzięki swojej dalekowzroczności, będącej darem ewidentnie niedostępnym innym.
„Stańczyk przedstawia w obrazie postać dobrego ducha narodu, jest dramatyczny, siedząc w zadumie rozważa, co z krajem dzieje się? Będąc trefnisiem na królewskim dworze znał wszystkie sprawy”5 – komentowano przed ponad stu laty. Sprawa nabiera jednak rumieńców, kiedy weźmiemy pod uwagę, że Matejko utożsamił się z błaznem. Czy malarz przeczuwał nadchodzące niebezpieczeństwo, a w obrazie widział szansę ostrzeżenia rodaków przed bagatelizowaniem zagrożeń?
Stańczyk powstał w okresie wielkiej niepewności. W powietrzu już wisiało coś niedobrego, nasilały się patriotyczne manifestacje, doszło do pierwszych rozlewów krwi. Lada moment wybuchło powstanie. Matejko nieraz zwierzał się żonie ze swoich rozterek. 17 lutego 1864 roku – jak sam zaznaczy – w środę w nocy, napisał:
„[…] nieraz malując, kiedy pomyślę o czem, niełatwo się uspakajam, ratuje mnie wiara, jaką mam, jeszcze od zbytniego nieraz zwątpienia. Czy to nie będzie kiedy lepiej? i czy to zawsze tak bywało na tym świecie? ja sądzę, że to niepodobna. Chyba to droga pokuty cisnącej obecnie kraj nasz i dlatego usposobienia nasze, napięte ciągłą obawą, stają się niemal jednym wyrazem boleści. A jeśli są chwile jakiegoś uśpienia tychże, to na to tylko, by głębiej czuć później jawność i grozę położenia. – Po czym doda przezornie – przepraszam Moją Panią za chmurne usposobienie moje. Chciałbym co innego pisać, ale nie mogę, bo mi duszno”6.
Aż chciałoby się powiedzieć za Norwidem:
„wzdychały jeszcze dorodne wawrzyny,
konary swemi wietrząc błyskawice —
Było w ojczyźnie laurowo i ciemno”7.
Z postacią jagiellońskiego drapichrusta Matejko nie rozstał się po skończeniu Stańczyka. Staś Gąska, znów zadumany nad rysującą się w coraz ciemniejszych brawach przyszłością ojczyzny, powrócił w Hołdzie Pruskim. Nie jest już wtedy bohaterem pierwszoplanowym, ale jego umiejscowienie tuż przy dumnym władcy nie pozwoli uważnemu oku ominąć postaci legendarnego myśliciela w błazeńskiej czapie.
Dzieje obrazu są równie barwne jak legendy o sowizdrzalskim Stasiu Gąsce. Ukończone w 1862 roku płótno Matejko zdecydował się rok później wystawić w Krakowie. Następnie Stańczyk został „[…] zakupiony przez Towarzystwo przyjaciół sztuk pięknych w Krakowie, które obraz przeznaczyło na loterię dla swoich członków”, a wtedy „wygrał go w swoim czasie Korytko”8. Tajemniczemu kresowemu ziemianinowi Korytkowi możemy jedynie pozazdrościć, choć XIX-wieczne przekazy zdają się wskazywać, że właściciel był dość nieczuły na wdzięki obrazu, skoro „wisiał on w domu Korytki w jakimś wilgotnym pokoju, był uszkodzony, gdyż oczyszczano lub ocierano go z pyłu jakąś zapewne ostrą ścierką, po której zostały się szramy w obrazie; z tego więc powodu, po pewnych latach chcąc go poprawić, przysłano go do Krakowa”9. O ile wilgoć i „ostra ścierka” poważnie nadwątliły stan warstwy malarskiej, to transport przygotowano solidnie. „Obraz ten był w pace w szczególny sposób do Krakowa przysłany; w drewnianej pace znajdowała się na dnie poduszka, jak widać dla bezpieczeństwa obrazu, na tej poduszce położony był obraz Stańczyka, a potem nakryty wiekiem od paki”10 i mogłoby się zdawać, że wszystko jest dobrze, ale los nie był dla dzieła łaskawy, bowiem „wierzch paki tak obraz przycisnął, że blejtram drewniany tegoż obrazu, na krzyż przez stolarza zrobiony, wycisnął na samym obrazie także krzyż wklęsły”11. Dzięki krakowskim konserwatorom stan obrazu uległ poprawie i mógł znów zawisnąć na ścianie, aż do czasu kolejnej zmiany.
„Po wielu potem znowu latach w roku 1881, gdy już Matejko miał wzięcie i sławę w Paryżu, obraz był do Paryża przez właściciela jego posłany, w mniemaniu, że się korzystnie tam sprzeda”12.
Rzeczywiście, Stańczyk został wylicytowany w nadsekwańskiej aukcji, po czym pojechał do nowego nabywcy… nad Wisłę. W warszawskim domu niejakiego Józefowicza Stańczyk nie był jednak eksponowany zbyt długo, bo dziełem zainteresował się jeden z najświetniejszych polskich kolekcjonerów hrabia Ignacy Korwin-Milewski. Tym sposobem arcydzieło zasiliło budzący podziw zbiór, w którego skład wchodziły prace tej klasy co Babie lato Chełmońskiego, Anioł Pański Gierymskiego, czy Autoportret z paletą Malczewskiego. Towarzystwo miał więc Stańczyk, trzeba przyznać, zacne.
Wojenna zawierucha wywiała obraz do zbiorów radzieckich, na szczęście w geście odwilżowej hojności bratnia republika „podarowała” Polakom jeden z naszych najsłynniejszych obrazów. Od 1956 roku dzieło eksponowane jest w warszawskim Muzeum Narodowym. Gdyby sukces Stańczyka chcieć mierzyć liczbą jego kopii i reprodukcji, pozostawiłby konkurencję zdecydowanie w tyle. Jeszcze w XIX wieku powstał na podstawie obrazu drzeworyt, w eleganckich sklepach czekały na chętnych także miedzioryty wykonane przez Henryka Redlicha, zaś gdyby ktoś niedowierzał grafice, można było ozdobić patriotyczny dom fotografią oferowaną przez Józefa Sebalda.
Kiedy w 1893 roku Jan Matejko umarł, Polki i Polacy opłakiwali śmierć malarza naszych dziejów. Historia malarskich wyobrażeń królewskiego facecjonisty jednak się nie skończyła. Pięć lat później Leon Wyczółkowski przedstawi publiczności swoją wersję Stańczyka.
Błazen zakrył twarz już nie w poczuciu bezsilności, lecz – wstydu. Królewski bal ustąpił miejsca krakowskiej szopce, co pokazuje nam zmianę realiów. Można powiedzieć, że Stańczyk Wyczółkowskiego jest opowieścią bardziej osobistą, traktującą nie o meandrach wielkiej polityki, tylko prywatnych zmagań, ale to przecież Matejko użyczył błaznowi rysów własnej twarzy.
Matejkowski pierwowzór malowany jest w gęstniejącej atmosferze poprzedzającej wybuch powstania styczniowego, u Wyczółkowskiego tlą się echa dekadenckich niepokojów i pesymizmu końca XIX stulecia. Ciekawe, że kolejne malarskie wyobrażenia Stańczyka pojawiać się będą w newralgicznych momentach XX-wiecznej historii. Stanisław Zawadzki sportretował się w kostiumie legendarnego błazna w 1915 roku, a zatem w chwili przechylania się szali zwycięstwa w I wojnie światowej i gorączkowej nadziei rodaków na odzyskanie niepodległości.
Tuż przed powrotem Polski na polityczne mapy Europy związany z Legionami Kazimierz Sichulski narysował Józefa Piłsudskiego wspartego na szabli. Przyszłemu marszałkowi towarzyszą Wernyhora i Stańczyk. Obaj stanowiący cytaty z matejkowskich dzieł.
Staś Gąska był więc odmieniany przez wszystkie wizualne przypadki, choć ikonograficzne źródło pozostawało niezmienne. Młodopolscy artyści wyznający ideał korespondencji sztuk poczynili kolejny krok. Stańczyka postanowiono usłyszeć. W piątkowy wieczór w lutym 1904 roku publiczność warszawskiej filharmonii oklaskiwała dyrygenta Grzegorza Fitelberga, który właśnie poprowadził prapremierę orkiestrowego scherza napisanego przez doskonale zapowiadającego się kompozytora, dziewiętnastoletniego Ludomira Różyckiego. Utwór – jak komentują znawcy twórczości muzyka – „powstały pod wpływem obrazu Matejki”13. Obraz okazał się wdzięcznym obiektem muzycznej ekfrazy – kontrastowe zestawienie poloru dworskiego towarzystwa i samotniczej melancholii filozofa-błazna dało pole do popisu melodycznej i harmonicznej inwencji.
Stańczyk zawitał także na scenie. Jeden z wybitniejszych uczniów Matejki, Stanisław Wyspiański, łączący talent plastyczny z dramaturgicznymi predylekcjami, na kartach Wesela pisanego w 1901 roku umieścił postać renesansowego filuta-myśliciela. W II akcie, rozmawiając z Dziennikarzem, legendarny wesołek powie gorzko:
„Byś serce moje rozkroił,
nic w nim nie najdziesz inszego,
jako te niepokoje:
sromota, sromota, wstyd,
palący wstyd;
jakoweś Fata nas pędzą
w przepaść”14
Wyraźnie odczuwa się atmosferę matejkowskiego pierwowzoru. Niepokój i wiszące nad bohaterami fatum zostały wyrażone w obrazie gęstniejącym nad zabudową wawelską zmrokiem oraz złowróżbną gwiazdą. Wyspiański pogłębił ekspresję o młodopolski niepokój i poczucie wstydu, akcentowane w obrazie Wyczółkowskiego, ale i to nie zmąciło jednak skojarzenia z obrazem XIX-wiecznego mistrza, które było tak ewidentne, że w roku 1905 wydano w Atelier Zofia pocztówkę, pokazującą teatralną wizję Stańczyka stanowiącą de facto żywy obraz ułożony według Matejki. Jeszcze na przełomie lat 20. i 30. Tadeusz Żeromski w towarzystwie scenicznych partnerek i partnerów został sfotografowany w kostiumie Stańczyka. Utrwaliło się widzenie postaci królewskiego błazna oczami Matejki.
A zatem to wcale nie pióra historyków, a dzieło malarskie stało się kluczem do przywrócenia tej postaci zbiorowej pamięci. Doszło do niezwykłej inwersji – błazen stał się mędrcem, mający bawić próbował bezskutecznie nawoływać do zdroworozsądkowego działania, a malarz… no właśnie. Stańczyk może być pytaniem o rolę artysty w porozbiorowej Polsce, może być też osobistym malarskim credo człowieka pojmującego sztukę nie jako estetyczną rozrywkę i salonową błyskotkę, ale jako próbę widzenia dalej i więcej. Czy jednak malarski głos ma szanse być usłyszany? Mina Matejki jawi się jednoznaczną odpowiedzią.
Obraz łączy w sobie opowieść o wydźwięku patriotycznym z wartościami absolutnie uniwersalnymi. Co więcej – stał się ponadczasowym archetypem mędrca niesłuchanego, głosu odbijającego się echem, ale poniewczasie. Opowieść o Stasiu Gąsce na królewskim balu ma w sobie wiele z baśni – oto mędrcem staje się ten, którego nikt by o to nie podejrzewał. Niepozorny zostaje obdarzony niezwykłym darem przenikliwości, ale płaci za to wysoką cenę samotności. Doskonale wyczuł to Wyspiański, każący Stańczykowi przemówić słowami:
„Polska, swoi, własne łzy,
własne trwogi, zbrodnie, sny,
własne brudy, podłość kłam;
znam, zanadto dobrze znam”15.
Ilu jeszcze Stańczyków przed nami? Czas pokaże.
Bibliografia:
1. Gorzkowski M., Jan Matejko: epoka lat dalszych, do końca życia artysty, z dziennika prowadzonego w ciągu lat siedemnastu, Kraków 1898.
2. Kański J., Ludomir Różycki, Kraków 1955.
3. Kraszewski J.I., Stańczyk: biografia, Kraków 1839.
4. Matejko J., Listy do żony Teodory, Kraków 1927.
5. Mickiewicz A., Romantyczność, https://wolnelektury.pl/media/book/txt/ballady-i-romanse-romantycznosc.txt.
6. Norwid C.K., Klaskaniem mając obrzękłe prawice..., https://poezja.org/wz/Norwid_Cyprian_Kamil/1776/Klaskaniem_maj%C4%85c_obrz%C4%99k%C5%82e_prawice.
7. Stasiak L., Jan Matejko, Bochnia 1910.
8. Wyspiański S., Wesele, Kraków 1903.
- L. Stasiak, Jan Matejko, Bochnia 1910, s. 19. ↩
- J. I. Kraszewski, Stańczyk: biografia, Kraków 1839. ↩
- https://wolnelektury.pl/media/book/txt/ballady-i-romanse-romantycznosc.txt, dostęp: 1.01. 2022 ↩
- L. Stasiak, op. cit., s. 19. ↩
- M. Gorzkowski, Jan Matejko: epoka lat dalszych, do końca życia artysty, z dziennika prowadzonego w ciągu lat siedemnastu, Kraków 1898, s. 21. ↩
- J. Matejko, Listy do żony Teodory, Kraków 1927, s. 8–9. ↩
- https://poezja.org/wz/Norwid_Cyprian_Kamil/1776/Klaskaniem_maj%C4%85c_obrz%C4%99k%C5%82e_prawice, dostęp 6.12.2021. ↩
- M. Gorzkowski, op.cit. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- J. Kański, Ludomir Różycki, Kraków 1955, s. 15. ↩
- S. Wyspiański, Wesele, Kraków 1903, s. 97. ↩
- Ibidem, s. 91 ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Jean-Étienne Liotard „Śniadanie rodziny Lavergne” - 19 lipca 2024
- Alfons Karpiński „Portret malarzy w Jamie Michalikowej” - 31 maja 2024
- Carmen jak malowana - 23 maja 2024
- Witold Wojtkiewicz „Portret Lizy Pareńskiej” - 15 marca 2024
- Stanisław Masłowski „Wschód księżyca” - 1 marca 2024
- Deszcz nad Como. Lombardzkie wojaże - 8 grudnia 2023
- Księżniczka na Parnasie. Bożki słowiańskie Zofii Stryjeńskiej - 17 września 2023
- Giovanni Francesco Penni zw. il Fattore „Święta Rodzina ze św. Janem Chrzcicielem i św. Katarzyną Aleksandryjską” - 7 września 2023
- Paris Bordone „Wenus i Amor” - 28 sierpnia 2023
- Co słychać u Vermeera? - 8 sierpnia 2023
“Ostatecznie, biorąc pod uwagę zasługi Matejki dla propagowania polskich dziejów, to drobne potknięcie możemy mu chyba darować.”. No comments.
?
To bardzo proste, na liście jest data 1533 (ostateczna utrata Smoleńska). Opowieści, o niezgodności dat są wyssane z palca.