Mecenasem artykułu jest:
W pewnym sensie wszyscy jesteśmy kuratorami osobistych wystaw. Każdy z nas może zarządzać swoją instagramową galerią lub dowolnie kształtować programy muzycznych wieczorów, układając playlisty skrojone na miarę własnych upodobań, potrzeb czy okazji. Aż korci, by spróbować zebrać kompozycje bliskie polskim mistrzom oraz mistrzyniom pędzla i zastanowić się, czy znajomość muzycznego gustu twórcy może zmienić nasz odbiór jego dzieła.

Aleksander Gierymski, Wnętrze mieszkania Gierymskich w Monachium | przed 1874, Muzeum Narodowe w Krakowie
Z przepastnego oceanu muzyczno-malarskich relacji zawęziłem pole poszukiwań do malarstwa polskiego XX stulecia, a następnie czytałem między wersami listów, myszkowałem we wspomnieniach bliskich lub szperałem w wywiadach i dziennikowych notach, by znaleźć tropy pozwalające choć w przybliżeniu odpowiedzieć na pytanie – czego słuchali twórcy i jakie to miało konsekwencje dla ich sztuki.

Alfred Lenica, Impromptu | 1966, Muzeum Narodowe w Warszawie
Znalazły wspólny język
Muzyczno-malarskim relacjom możemy przyglądać się z rozmaitych perspektyw. Mnie najbardziej zajmuje tajemnicza osmoza – język zarezerwowany do opisu zjawisk dźwiękowych przenika do opowieści sztuk plastycznych i vice versa. Język kształtuje rzeczywistość, także artystyczną, podpierając się innymi twórczymi światami.
Wystarczy przebiec wzrokiem dowolnie wybraną publikację o sztuce, by trafić na zapożyczenia używane, świadomie lub nie, ale w najlepszej wierze, że rozpięcie mostu między sztukami plastycznymi a muzyką pozwoli dokładniej opisać ich fenomen. Przykładów nie brakuje.

Jerzy Duda-Gracz, Krasnobród? Etiuda Nr 12 c-moll op. 10 „Rewolucyjna” | 2002, dzięki uprzejmości Muzeum Śląskiego w Katowicach
Choć „rytm” kojarzy się przede wszystkim z muzyką, bardzo często mówimy przecież o rytmie w obrazie; sam nierzadko posługuję się stwierdzeniem, że kolory są przyciszone lub dźwięczne, a Tadeusz Dominik mawiał kategorycznie: „farba ma dźwięczeć”1. I w jego obrazach jest to doskonale widoczne.
Jeden z moich ukochanych fowistów, Henri Matisse, muzyczną nomenklaturą opisywał nie tylko właściwości poszczególnych kolorów, ale nawet ich relacje. „Kiedy wszystkie związki tonów są znalezione – deklarował – rezultatem powinien być żywy akord barw, harmonia podobna kompozycji muzycznej”2.
Nie myślmy jednakże, że jest to relacja pozbawiona wzajemności. Muzykolodzy również zaciągają nazewniczą pożyczkę bezzwrotną, analizując chociażby „kolorystykę brzmienia”3 czy „kontur melodyczny”4. Zejdźmy jednak z poziomu języka opisującego artystyczne zjawiska, by wkroczyć na obszar samej sztuki.
Niebezpieczne związki
Najbardziej oczywistym mariażem muzyki i malarstwa są rzecz jasna portrety kompozytorów czy wykonawców, a tych w naszej sztuce przełomu XIX i XX stulecia nie brakuje. Najciekawszym bodaj przykładem postulowanej wówczas w różnych środowiskach syntezy sztuk5 są rysunki młodego Wojciecha Weissa wyobrażające Fryderyka Chopina, przechowywane obecnie w warszawskim muzeum kompozytora.

Wojciech Weiss, szkic do obrazu Chopin | 1899, Muzeum Fryderyka Chopina, Warszawa
Ekspresyjnie kształtowana materia rysunków wykracza poza zwykłe oddanie podobieństwa muzyka; stanowi portret w pewnym sensie podwójny – rozpoznajemy charakterystyczny profil autora Ballady g-moll op. 23, ale także rodzaj dramaturgicznego nerwu właściwego Chopinowskim kompozycjom, nie wyłączając właśnie Ballady op. 23.

Wojciech Weiss, Chopin I | 1899, Muzeum Fryderyka Chopina, Warszawa
Wizja Weissa pozostaje mocno osadzona w młodopolskiej estetyce postrzegania Chopina. Stanisław Przybyszewski z typową dla siebie kosmiczną emfazą widział, jak to „wszystkie światy toczyły w szalonych pędach olbrzymie kręgi wokół niego […] w olbrzymich łuskach pryskały przez niebo spadające gwiazdy i tonęły w oceanach”6. Trajektorie lotu ciał niebieskich mających niebawem zatonąć wydają się zdumiewająco pokrewne niepokojącemu duktowi Weissowskich linii.
Mieczysław Tomaszewski w kontekście Ballady op. 23 pisał:
„Język muzyki Chopina jest, by tak rzec, językiem algebry, a nie arytmetyki. Nie potrzebuje podstawiania wartości konkretnych. Dzieje się w sferze uczuć i nastrojów, przeżyć i namiętności czystych, nieuwikłanych w szczegółowość i anegdotę”7.

Olga Boznańska, Portret muzyka prof. Dietha | 1908, Muzeum Narodowe w Krakowie
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Weiss przeczuł to doskonale, skoro tradycyjne atrybuty portretowe czy rozegrane z rozmachem tło zamienił na gmatwaninę linii – znaczących, choć zdecydowanie niejednoznacznych.
Przeważnie jednak powstawały portrety nieco bardziej konwencjonalne, ale niejednokrotnie artystycznie wyśmienite. Olga Boznańska przyjaźniła się z cenionym pianistą Antonim Diethem i dwukrotnie go portretowała.
W tym samym 1908 roku Jacek Malczewski tworzył konterfekt kompozytora Władysława Żeleńskiego, notabene ojca słynnego Boya; dwa lata wcześniej Witold Wojtkiewicz dał sugestywnie nastrojowy portret muzyka Zygmunta Skirgiełły.
Nawiasem dodam, że twórczość Wojtkiewicza opisywana była arcymuzycznie, weźmy chociażby charakterystykę „dziwnej harmonii tonów”, która „nie lęka się zgrzytliwości aż patetycznej”8.

Mela Muter, Portret Maurice’a Ravela | lata 30. XX wieku, kolekcja prywatna, źródło: Dom Aukcyjny DESA Unicum
Wspaniałym – i aż zdumiewa mnie, że niemal w kraju nieznanym – obrazem jest portret wielkiego impresjonistycznego kompozytora Maurice’a Ravela pędzla Meli Muter, stworzony w latach 30. XX stulecia, a zatem niemal równocześnie z Witkacowskimi wizerunkami – zaznajomionego z Ravelem kompozytora – Karola Szymanowskiego z zakopiańskiej Atmy.
Co ciekawe, Stanisław Ignacy Witkiewicz nie tylko znał osobiście autora Mazurków op. 50 i wielokrotnie słuchał jego kompozycji, ale był nawet adresatem dedykacji wpisanej na skomponowanej w 1904 roku I Sonacie fortepianowej c-moll op. 8. Witkacy się mu odwdzięczył, umieszczając w kilku swoich literackich dziełach nie tylko osobę Karola Szymanowskiego, ale i jego istniejące oraz – co zabawniejsze – nieistniejące nigdy utwory symfoniczne.
„Właśnie ta nietrwałość, niematerialność, to nieistnienie we właściwym sensie, o czym mówią reiści, twierdząc na przykład o ultragenialnej Pięćdziesiątej Ósmej Symfonii Szymanowskiego” – pisał Witkiewicz, podczas gdy kompozytor stworzył raptem cztery symfonie9.
Obrazowania bez obrazy
W tej materii współczesna historia sztuki pozostaje daleko w cieniu dawnego piśmiennictwa. Dziś nie wypada już szafować kwiecistymi porównaniami, ale dziewiętnastowieczne piśmiennictwo o sztuce nie powściągiwało sobie cugli, metaforyczny rozmach tamtej epoki potrafi więc zaskoczyć.
Józef Elsner – płodny kompozytor i nauczyciel Fryderyka Chopina – pisał do swojego najzdolniejszego pupila jesienią 1834 roku: „stosunek utworu muzycznego na fortepian […] do utworu na inne instrumenty […] jest taki sam jak miedziorytu do obrazu”10. To pozornie niewinne porównanie w istocie jest bardzo wartościujące – w dziewiętnastowiecznej hierarchii mediów grafika jako artystyczna wypowiedź stoi zdecydowanie poniżej malarstwa, a co za tym idzie – odpowiednia obsada może decydować o randze kompozycji muzycznej. Oczywiście symfonika jest tutaj wartościowana najpochlebniej jako odpowiednik malarstwa monumentalnego.

Józef Gielniak, Improwizacja dla Grażynki I | 1965, Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze
Jeszcze w początkach XX stulecia zdarzały się z poetycka nieweryfikowalne, choć niepozbawione lirycznego uroku twierdzenia, że na przykład ciepłe brązy tak obficie stosowane przez Tycjana brzmią jak wiolonczele w dolnych rejestrach11. Jeden z czołowych kapistów w 1962 roku próbował szukać w muzyce odpowiedzi na pytanie o kompozycję obrazu, po czym wzdychał z tęsknotą: „malować tak, jak byśmy byli Ravelem czy Debussym i pisali nuty”12. Co ciekawe, zdarzało się, że kapistów porównywano z kompozytorami, ale nie byli to impresjoniści pokroju Ravela czy Debussy’ego, tylko romantyczny Chopin13.
Dziś nikt już nie zaryzykuje takich twierdzeń na piśmie, Tadeusz Dominik przyznał wręcz: „powiedzieć komuś […], że malarstwo jest muzyczne, to narazić się na posądzenie o jakieś wariactwo i mitomanię. Niektórzy jednak to rozumieją…”14.
Stańczyk symfonicznie

Xawery Dunikowski, Miecze II | 1958, Muzeum Narodowe w Warszawie
Wielu kompozytorów przyznawało się do pisania muzyki pod wpływem przeżyć zawdzięczanych obrazowi. Ludomir Różycki komponował, będąc pod urokiem płótna Matejki Stańczyk, a nawet Mony Lisy, Bohuslav Martinů zachwycająco trafnie oddał muzycznie kolorystykę fresków Piera della Francesca, a to zaledwie garść przykładów. Kompozytorzy mogli jednak liczyć na wzajemność.
Xawery Dunikowski na tyle głęboko przeżył ormiański balet Gajane wystawiony po raz pierwszy w 1942 roku, że stworzył malarską adaptację Tańca z szablami cenionego przez radzieckie władze dzieła Arama Chaczaturiana15. Polski artysta dialoguje tutaj z jaskrawą kolorystyką brzmienia, a przede wszystkim – przy pomocy dynamicznie łamanej linii – oddaje fascynujące rytmiczne komplikacje dzieła wschodniego kompozytora.
Tadeusz Dominik w jednym z wywiadów relacjonował:
„Kiedy [w trakcie malowania] słucham muzyki – zespołu dźwięków i ciszy – to poza doznaniem przyjemności ze słyszenia samego dźwięku, doznawaniem pewnej struktury, tempa i natężenia, zapamiętuję także swój odbiór. Wszystko to ma pewnie jakieś odzwierciedlenie w obrazie”16.
Pytanie tylko – jakie?
Czy muzyka wykonywana przez młodą studentkę pianistyki, ewidentnie czującą pociąg do barwnej palety silniejszy niż do czarno-białej klawiatury, sprawi, że zapamięta ona dokładnie widok z instytutu, w którym pobiera nauki, a następnie namaluje na jego podstawie obraz? Na dziele z 1877 roku widnieje sygnatura: „Anna Bilińska” i jest to widok prawobrzeżnej Warszawy zapowiadający klasę przyszłych pejzaży artystki17.

Anna Bilińska-Bohdanowiczowa, Widok z okna na Saską Kępę | 1877, Muzeum Narodowe w Warszawie
Klasycy wiedeńscy i malarstwo
Jak deklarował Konstanty Ildefons Gałczyński:
„Pytanie to, w tytule
postawione tak śmiało,
choćby z największym bólem
rozwiązać by należało”18.
Czego zatem słuchali twórcy i jak miał się muzyczny gust do ich artystycznych rozstrzygnięć? Jeden z klasyków polskiej sztuki powojennej wysoko cenił Wolfganga Amadeusza Mozarta. „Mozart – deklarował Tadeusz Dominik – jest mi bliski i w perspektywie odczuwania, i w konstrukcji”19. Przyjrzyjmy się uważniej temu pokrewieństwu.
Malarstwo Tadeusza Dominika to dla mnie pean na cześć nieskrępowanej wyobraźni barwnej, lekkości malarskiego bytu. Wibrujące plamy kładzione swobodnie w kapryśnych rytmach wydają się odległe od wrażenia Mozartowskiego ładu. Na czym polegałyby konstrukcyjne podobieństwa? Może na powtarzaniu pewnych motywów, może na klarowności układu?
Mozart często pojawiał się jako metaforyczne odniesienie; jego precyzję i zdolność do kładzenia muzycznych blików światła zestawiano niekiedy na przykład z malarstwem innego kapisty – Artura Nachta-Samborskiego20. I to zestawienie wydaje mi się bardziej oczywiste.
Mozartowski, a zatem pudrowo-perłowy, rozbielony ton znamy doskonale z tektur Olgi Boznańskiej. Czasem – proszę mi darować zgoła dziewiętnastowieczną emfazę – znajdujące się we wrocławskim Muzeum Narodowym Białe róże autorstwa krakowskiej malarki przywodzą mi na myśl sonaty fortepianowe wiedeńskiego klasyka. A że wyobraźnia bywa kapryśna, analogiczny motyw podjęty przez Boznańską z kolekcji kieleckiego Muzeum Narodowego nigdy nie wzbudził we mnie muzycznego skojarzenia. Nie wiem, czy porównanie z Mozartem sprawiłoby artystce satysfakcję, skoro była ona gorącą admiratorką… Ludwiga van Beethovena.

Olga Boznańska, Białe róże | przed 1913, Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Olga Boznańska, Wnętrze pracowni | 1913, Muzeum Narodowe w Warszawie
Z kompozycjami autora Symfonii pastoralnej mogła zetknąć już we wczesnym dzieciństwie. Siostra malarki, Iza, pobierała lekcje gry na fortepianie u Emila Śmietańskiego, cenionego wysoko za interpretacje Bacha i właśnie Beethovena. Co więcej – stresująca się występami przed szerszym audytorium siostra malarki grywała publicznie kompozycje autora Eroiki. Na łamach „Czasu” opublikowano nawet recenzję, z której dowiadujemy się, że „panna Iza Boznańska […] złożyła przede wszystkiem wykonaniem tria Beethovena dowody techniki bardzo ładnie rozwiniętej, precyzyi i uderzenia pewnego”. Doceniono także, że „Sonata Beethovena op. 31 nr 2 w ogólności wykonana bardzo poprawnie, a miejscami pięknie frazowana”21. Czy tylko wspomnienie siostry przy fortepianie sprawiło, że w pracowni malarki wisiał odlew pośmiertnej maski kompozytora?22
Zupełnie nie potrafię prostą linią połączyć eteryczności malarstwa Boznańskiej, tego, co pięknie określano mianem „chwiejnej realności podkreślonej mglistością barwnej materii”23, z Beethovenowskim romantyzmem. Widać – i słychać – zatem, że sprawy nie da się skwitować łatwym psychologizowaniem czy pobieżnym wyliczeniem jakichś ewidentnych podobieństw. Tym zresztą ciekawiej.
Beethoven oddziaływał na wielu artystów. Malarski mentor Tadeusza Dominika – Jan Cybis – zanotował w dzienniku z 1962 roku: „Beethoven słuchany w radio wczoraj wieczorem zmontował mi serce rozklekotane ostatnio jak stara beczka po śledziach”24. Jak niesamowita jest przekora historii, jeśli weźmiemy pod uwagę, że kilkanaście miesięcy wcześniej, z właściwą sobie uszczypliwością, Witold Gombrowicz dowodził w swoim dzienniku, że nawet trzeźwy intelekt, słuchając Beethovena, może „stoczyć się na poziom zwykłego inżyniera, romantycznego mecenasa, sentymentalnego fryzjera i rozglądać się za ukochaną, Napoleonem, ludzkością, przeznaczeniem lub strumykiem w lasku”25.

Jan Cybis, Sopot | 1956, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki w Warszawie
Kolorysta meloman
Jan Cybis – jak wnoszę z jego dziennikowych zapisków – bardzo cenił muzykę dziewiętnastowiecznych romantyków. W 1960 roku śledził przesłuchania II etapu Konkursu Chopinowskiego26, choć trudno z lapidarnej notatki wywnioskować, żeby wysiłki uczestników wywarły na nim głębsze wrażenie – co innego romantycy niemieccy. Dwa lata później pisał: „Franza Schuberta słuchałem. Rozkosz prawdziwa”27. Niestety znów nie pokusił się o dokładne przekazanie nam, który utwór sprawił mu tę niekłamaną przyjemność.
Nie minie rok, a Cybis znów słyszy w radio Schuberta i ponownie esencjonalnie kwituje: „pełna uczta”28. Nie wszyscy kompozytorzy budzą w nim jednak tak życzliwe emocje. O ile czasem sięga do twórców barokowych i klasycystycznych, na przykład 18 lutego 1965 roku, kiedy to: „Wieczorem muzyka z płyt, Mozart, Couperin, Bach – suita francuska”29, o tyle już muzyka XX stulecia raczej – delikatnie mówiąc – nie jest malarzowi bliska. Inna sprawa, że do najnowszych nurtów w malarstwie też podchodził z pełnym sceptycyzmu dystansem.
Lubię, kiedy Cybis się sroży, kiedy pozwala sobie na ostre sądy, nawet jeśli – jak w tym przypadku – są na antypodach mojej opinii:
„Po van Goghu co się zaczyna? Schönbergowskie klawisze. Uderzenie w klawisze, cienkie, cienkie, cienkie. Fowiści próbowali imitować jego egzaltację – po dwóch latach nie starczyło oddechu. […] Cwaniacy udają wariatów. Sodoma i Gomora”30.
Możemy zatem przypuszczać, że z nieprzymuszonej woli kapista nie sięgał po rewolucyjne dzieła Arnolda Schönberga, posądzając je o hochsztaplerstwo tak samo, jak zwykł z rezerwą odnosić się do malarskich awangard. Swoją drogą, ciekawe, czy malarz wiedział, że dodekafonista nie tylko próbował swoich sił w malarstwie, ale nawet projektował meble do swojego berlińskiego mieszkania31. Być może wtedy spojrzałby na niego łaskawszym okiem.
Odrzucanie muzycznych nowości nie było oczywiście zasadą – jeden z najbardziej lirycznych abstrakcjonistów polskich XX stulecia, Jerzy Stajuda, był wielkim admiratorem dzieł kompozytora sobie współczesnego – Witolda Lutosławskiego32.
Notabene czuć w rozlewności plamy Stajudy jakieś pokrewieństwo z płaszczyznami dźwięku rozlewającymi się w muzyce późnego Lutosławskiego. Co więcej, panowie darzyli się pełnym serdeczności uznaniem, a na ścianie pracowni kompozytora zawisła abstrakcja malarza melomana.
Wróćmy jednak do Cybisa. Wydawało mi się, że najbardziej paryski z paryskich kompozytorów, Francis Poulenc, mógłby jednak malarzowi mającemu w swojej biografii barwny epizod we francuskiej stolicy przypaść do gustu. Niestety – nic z tego. Słuchał go, a później, jak zanotował w dzienniku, cierpiał koszmary33.
Znów pomogło malarstwo
Cybis stawiał często znak równości między dobrym malarstwem a postimpresjonizmem. Frapowało mnie więc, jak reagował na impresjonistyczną muzykę; kilka śladów znalazłem w jego dziennikach. Najciekawszy pochodzi ze schyłku lat 50. XX stulecia, kiedy malarz relacjonuje swoje wrażenia ze słuchania Claude’a Debussy’ego:
„Po raz drugi słyszałem Peleasa i Melisandę – notuje Cybis – nie zrobił może tak silnego wrażenia, jak za pierwszym razem, za to śledziłem bardziej uważnie fakturę. Jednolitość tonu i odmiany przez bardzo bliskie różnice. Widzę to w malarstwie. Arras jak styl Prousta”34.
Ten passus szalenie mi się spodobał; po pierwsze faktura arrasu wydaje się bliska niekiedy lekko „guzełkowatej” fakturze dzieła Debussy’ego, po wtóre jest coś Proustowskiego w tempie prowadzenia muzycznej narracji francuskiego impresjonisty.

Jan Cybis, Pejzaż z Nieborowa | 1959, Muzeum Narodowe w Krakowie
Debussy staje się dla Cybisa punktem odniesienia. Kilka lat później kapista zanotuje: „gdyby w malarstwie istniały tak sprecyzowane formuły jak w muzyce, nie robilibyśmy tyle głupstw”, po czym doda: „Debussy’emu znowu [pomogło] malarstwo”35. A czy malarstwu Cybisa pomógł Debussy? Nie pozostaje nam nic innego, jak w muzealnych salach zawieszonych płótnami mistrza z Wróblina założyć słuchawki i przetestować na żywym organizmie własne odczucia.
Życie romantyczne. Chopin, Scheffer, Delacroix, Sand
12 czerwca – 31 października 2025
Kuratorzy: Seweryn Kuter i Urszula Król
Muzeum Fryderyka Chopina, Warszawa
Wystawa Życie romantyczne. Chopin, Scheffer, Delacroix, Sand to opowieść o sztuce i muzyce, przyjaźni, emocjach i pamięci.
Jej bohaterami są artyści, którzy przez kilka lat mieszkali blisko siebie, w paryskiej dzielnicy Nowe Ateny (Nouvelle Athènes), przyjaźniąc się i wzajemnie inspirując. Sercem tej wspólnoty była paryska pracownia słynnego romantycznego malarza Ary’ego Scheffera – dziś siedziba Muzeum Życia Romantycznego. W atelier przy ulicy Chaptal spotykali się wszyscy główni bohaterowie wystawy: Fryderyk Chopin, George Sand, Pauline Viardot i Eugeniusz Delacroix oraz wielu Polaków mieszkających wówczas w Paryżu, między innymi poeta Zygmunt Krasiński z żoną Elżbietą.
Pierwsza część wystawy Pracownia Ary’ego Scheffera w Paryżu przybliża atmosferę tego niezwykłego miejsca. Druga zaś poświęcona jest Romantycznym tematom, które odnajdujemy w sztuce całej Europy. Szczególne miejsce zajmuje tutaj gatunek ballady, występujący zarówno w malarstwie, literaturze jak i muzyce. Sercem tej przestrzeni jest wyjątkowy rękopis Ballady f-moll op. 52 Fryderyka Chopina.
Krąg romantyczny opowiada zaś o najbliższych przyjaciołach słynnej artystycznej pary – George Sand i Fryderyka Chopina. Ich wspólne życie toczyło się w Paryżu, ale również w Nohant, rodzinnej posiadłości pisarki. Pobyty w domu na wsi były czasem odpoczynku wśród przyrody i zwierząt domowych, ożywionych dyskusji o sztuce i muzyce, ale także wytężonej pracy twórczej.
Przyjaźń i kultywowanie więzi międzyludzkich są ważnymi wyznacznikami tytułowego „życia romantycznego”. Na wystawie w części zatytułowanej Pamiątki obejrzeć można ówczesne sposoby podtrzymywania pamięci o bliskich lub sławnych osobach, czego wyrazem są odlewy dłoni i stóp, przyjacielskie albumy oraz biżuteria wykonana z włosów.
Zapraszamy do zanurzenia się w tajemniczy świat romantyzmu, do zachwytu nad pięknem sztuki i muzyki oraz refleksji nad przyjaźnią i pamięcią, które łączą ludzi nierozerwalnymi więzami, bez względu na upływający czas.
Wystawa jest wynikiem współpracy Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie i Muzeum Życia Romantycznego w Paryżu.
Bibliografia:
1. Ałpatow M., Historia sztuki, tom III, Warszawa 1969.
2. Artystka. Anna Bilińska 1854–1893, red. nauk. A. Bagińska, R. Higersberger, Warszawa 2021.
3. Bień P., Fikus Mozarta, „Ruch Muzyczny”, nr 7–8, 2023.
4. Cybis J., Notatki malarskie. Dzienniki 1954–1966, Warszawa 1980.
5. Dobrowolski T., Sztuka polska, Kraków 1974.
6. Dunikowski X., Malarstwo, Warszawa 2021.
7. Encyklopedia PWN, wersja online: https://encyklopedia.pwn.pl (dostęp: 3.03.2025).
8. Gombrowicz W., Dziennik 1953–1969, Kraków 2013.
9. Guze J., Malarze mówią, Kraków 1963.
10. Juszczak W., Wojtkiewicz i młoda sztuka, Warszawa 1965.
11. Kossowska I., Wojtkiewicz, Warszawa 2006.
12. Kuźniak A., Boznańska. Non finito, Kraków 2019.
13. List Józefa Elsnera do Fryderyka Chopina z dnia 14 września 1834, portal Chopin.nifc.pl, https://chopin.nifc.pl/pl/chopin/list/504_list-jozefa-elsnera-do-fryderyka-chopina (dostęp: 17.02.2025).
14. Stuckenschmidt H.H., Arnold Schönberg, tłum. S. Haraschin, Kraków 1965.
15. Szewczyk B., Melodie i możliwości: eksploracja technik kompozytorskich w muzyce, portal Podles.pl, https://podles.pl/melodie-i-mozliwosci-eksploracja-technik-kompozytorskich-w-muzyce (dostęp: 3.03.2025).
16. Śmieszyły go rzeczy, które nie wszystkich śmieszyły. O Jerzym Stajudzie z Olą Semenowicz rozmawia Karolina Zychowicz, portal Zacheta.art.pl, https://zacheta.art.pl/magazyn/smieszyly-go-rzeczy-ktore-nie-wszystkich-smieszyly (dostęp: 1.03.2025).
17. Taranienko Z., Wizja natury. Dialogi z Tadeuszem Dominikiem, Warszawa 2016.
18. Tomaszewski M., Cykl audycji Fryderyka Chopina dzieła wszystkie, Polskie Radio Program II, https://chopin.nifc.pl/pl/chopin/kompozycja/74 (dostęp: 1.03.2025).
19. Wallis M., Secesja, Warszawa 1974.
- Z. Taranienko, Wizja natury. Dialogi z Tadeuszem Dominikiem, Warszawa 2016, s. 144. ↩
- J. Guze, Malarze mówią, Kraków 1963, s. 196. ↩
- Kolorystyka, hasło w: Encyklopedia PWN, wersja online: https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/kolorystyka;3924042.html (dostęp: 3.03.2025). ↩
- B. Szewczyk, Melodie i możliwości: eksploracja technik kompozytorskich w muzyce, portal Podles.pl, https://podles.pl/melodie-i-mozliwosci-eksploracja-technik-kompozytorskich-w-muzyce (dostęp: 3.03.2025). ↩
- M. Wallis, Secesja, Warszawa 1974, s. 153–155. ↩
- W. Juszczak, Wojtkiewicz i młoda sztuka, Warszawa 1965, s. 54. ↩
- M. Tomaszewski, Cykl audycji Fryderyka Chopina dzieła wszystkie, Polskie Radio Program II, https://chopin.nifc.pl/pl/chopin/kompozycja/74 (dostęp: 1.03.2025). ↩
- I. Kossowska, Wojtkiewicz, Warszawa 2006, s. 83. ↩
- S.I. Witkiewicz, Jedyne wyjście, Warszawa 1968, s. 205–206. ↩
- List Józefa Elsnera do Fryderyka Chopina, z dnia 14 września 1834, portal Chopin.nifc.pl, https://chopin.nifc.pl/pl/chopin/list/504_list-jozefa-elsnera-do-fryderyka-chopina (dostęp: 17.02.2025). ↩
- M. Ałpatow, Historia sztuki, tom III, Warszawa 1969, s. 69. ↩
- J. Cybis, Notatki malarskie. Dzienniki 1954–1966, Warszawa 1980, s. 279. ↩
- Ibidem, s. 24. ↩
- Z. Taranienko, op. cit., s. 160. ↩
- X. Dunikowski, Malarstwo, Warszawa 2021, s. 176–179. ↩
- Z. Taranienko, op. cit., s. 159. ↩
- Artystka. Anna Bilińska 1854–1893, red. nauk. A. Bagińska, R. Higersberger, Warszawa 2021, s. 108. ↩
- K.I. Gałczyński, Dlaczego ogórek nie śpiewa, portal Wolne Lektury, https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/galczynski-dlaczego-ogorek-nie-spiewa.html (dostęp: 21.02.2025). ↩
- Z. Taranienko, op. cit., s. 160. ↩
- Por. P. Bień, Fikus Mozarta, „Ruch Muzyczny”, nr 7–8, 2023, s. 58. ↩
- Cyt. za: A. Kuźniak, Boznańska. Non finito, Kraków 2019, s. 42. ↩
- Ibidem, s. 56. ↩
- T. Dobrowolski, Sztuka polska, Kraków 1974, s. 618. ↩
- J. Cybis, op. cit., s. 271. ↩
- W. Gombrowicz, Dziennik 1953–1969, Kraków 2013, s. 593. ↩
- J. Cybis, op. cit., s. 141. ↩
- Ibidem, s. 293. ↩
- Ibidem, s. 307. ↩
- Ibidem, s. 376. ↩
- Ibidem, s. 295. ↩
- H.H. Stuckenschmidt, Arnold Schönberg, tłum. S. Haraschin, Kraków 1965, s. 100. ↩
- Śmieszyły go rzeczy, które nie wszystkich śmieszyły. O Jerzym Stajudzie z Olą Semenowicz rozmawia Karolina Zychowicz, portal Zacheta.art.pl, https://zacheta.art.pl/magazyn/smieszyly-go-rzeczy-ktore-nie-wszystkich-smieszyly (dostęp: 1.03.2025). ↩
- J. Cybis, op. cit., s. 115. ↩
- Ibidem, s. 118. ↩
- Ibidem, s. 212. ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
© Wszelkie prawa zastrzeżone, w tym prawa autorów i wydawcy – Fundacji Niezła Sztuka. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części portalu Niezlasztuka.net bez zgody Fundacji Niezła Sztuka zabronione. Kontakt z redakcją ».
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:

- Co słychać w pracowniach? O muzycznym guście malarek i malarzy - 8 maja 2025
- Jean-Étienne Liotard „Śniadanie rodziny Lavergne” - 19 lipca 2024
- Alfons Karpiński „Portret malarzy w Jamie Michalikowej” - 31 maja 2024
- Carmen jak malowana - 23 maja 2024
- Witold Wojtkiewicz „Portret Lizy Pareńskiej” - 15 marca 2024
- Stanisław Masłowski „Wschód księżyca” - 1 marca 2024
- Deszcz nad Como. Lombardzkie wojaże - 8 grudnia 2023
- Księżniczka na Parnasie. Bożki słowiańskie Zofii Stryjeńskiej - 17 września 2023
- Giovanni Francesco Penni zw. il Fattore „Święta Rodzina ze św. Janem Chrzcicielem i św. Katarzyną Aleksandryjską” - 7 września 2023
- Paris Bordone „Wenus i Amor” - 28 sierpnia 2023