Frederic Leighton, Flaming June, 1895
olej, płótno, 120 × 120 cm, Museo de Arte de Ponce, Portoryko
Śpi. Nasz wzrok przyciąga najpierw pomarańczowa suknia, przywodząca wspomnienie soczystych moreli zjadanych podczas upalnych dni lata. Później zauważamy zarumienioną twarz. To rumieniec snu? A może kobieta czuje, że jest bacznie obserwowana i rumieni się pod wpływem zachwyconego wzroku? Bo trudno nie patrzeć z zachwytem na tak zmysłową, dynamiczną i jednocześnie rozleniwioną pozę, która wypełnia obraz i wciąga nas do środka. Oddziałuje na nas nie tylko erotyzm sceny i klasyczna harmonia w jej formie, lecz także pozornie kojący spokój i coś nieuchwytnego. Niemal czujemy atmosferę gorącego popołudnia, kiedy przyjemne zmęczenie odczuwalne na rozgrzanej skórze zachęca do krótkiej drzemki, w którą właśnie zapadła nasza bohaterka. Za jej sylwetką dostrzegamy wodę, a w niej odbijające się zachodzące słońce, które przypomina rozlane złoto. Aż ma się ochotę zanurzyć w niej dłoń. Po chwili w rogu ramy dostrzegamy oleander. To piękny kwiat, choć może budzić niepokój. Jest przecież toksyczną rośliną, symbolem pożądania, ale też ostrożności i… śmierci. Jednak czy sen w swojej bezbronności, wyciszeniu, chwilowym bezruchu i odcięciu od rzeczywistości nie jawi się nam niekiedy właśnie jako śmierć?
Czy może być wspanialszy obraz?
Zagubiona we śnie kobieta, odziana w półprzezroczystą, otulającą nagie ciało suknię, której koloru nie sposób wyrzucić z pamięci, to Flaming June, dzieło Frederica Leightona, jego opus magnum. Samuel Courtauld, założyciel Instytutu Courtauld, nazwał go „najwspanialszym istniejącym obrazem”. W przeciwieństwie do wielu prac z epoki wiktoriańskiej, które musiały mieć wyraźnie nakreśloną narrację i odtwarzać konkretne momenty z historii lub mitologii, Flaming June hołduje koncepcji „sztuki dla sztuki”. Najistotniejsze stają się tu piękno formalne i jego zmysłowe efekty, a aspekty narracyjne czy moralne zostały odsunięte na bok. Dzięki temu Flaming June wydaje się obrazem ponadczasowym, pomimo starożytnej śródziemnomorskiej scenerii.
Nieusuwalna pieczęć
Leighton lubił iść nieco pod prąd ze swoją sztuką. Urodził się 3 grudnia 1830 roku w nadmorskim angielskim miasteczku Scarborough. Pochodził z prominentnej rodziny, jego ojciec, doktor Frederic Septimus Leighton, był lekarzem. Dziadek, sir James Boniface Leighton, piastował stanowisko lekarza dwóch rosyjskich carów – Aleksandra I i Mikołaja I – oraz ich krewnych. Takie zajęcie pozwoliło mu zgromadzić niemały majątek, z którego korzystała cała rodzina. Finansowe zabezpieczenie z pewnością ułatwiało rozwijanie kariery artystycznej, a ta – nie ukrywajmy – nie zawsze wiązała się z dużymi pieniędzmi. Leightonowi pomogły też światowe podróże, podczas których zapoznawał się z twórczością malarskich mistrzów.
Gdy Frederic miał zaledwie jedenaście lat, w trosce o zdrowie jego matki, Augusty Susan, Leightonowie przenieśli się za granicę, aby poszukać „lepszego klimatu”. Mieszkali w Szwajcarii i we Włoszech, ostatecznie zdecydowali osiąść we Frankfurcie nad Menem. Tam w wieku piętnastu lat Frederic rozpoczął edukację artystyczną w Städelsches Kunstinstitut. Studiował pod kierunkiem Edwarda von Steinle’a, malarza związanego z ruchem nazareńskim. Bractwo Nazareńczyków powstało w 1809 roku w Wiedniu. Tworzący je niemieccy i austriaccy artyści opierali się przede wszystkim na średniowiecznych wzorach, jednocześnie przeciwstawiając się akademizmowi. Nawiązywali do malarstwa Rafaela oraz Albrechta Dürera i skupiali się na łączeniu sentymentalnego nastroju z klasycystyczną formą. Twórczość von Steinle’a wywarła silny wpływ na dorastającego Frederica, który sam później przyznał, że sztuka nauczyciela pozostawiła „nieusuwalną pieczęć” zarówno na nim jako artyście, jak i na jego dziełach.
Dzięki rodzinnemu majątkowi i kształcącym podróżom Frederic miał najlepsze warunki do rozwijania się. Wykazywał szczególne zdolności językowe, biegle mówił po francusku, niemiecku, włosku i hiszpańsku. Z takim zapleczem pewnie mógłby robić karierę w dowolnej dziedzinie, on jednak wybrał malarstwo, a to nie bardzo podobało się jego rodzinie. W jednym z listów Frederic przyznał:
„Moi rodzice otoczyli mnie wszelkimi możliwościami nauki rysunku, ale zdecydowanie odrzucili pomysł, że mógłbym być artystą, chyba że stałbym się wybitnym w sztuce”1.
Młody Leighton miał cel i wysoko postawioną poprzeczkę. Pierwszy znaczący sukces pojawił się szybciej, niż można by się spodziewać.
Im wyżej się wzniesiesz, tym boleśniej spadasz
W wieku dwudziestu czterech lat Frederic przeprowadził się do Florencji. Kontynuował tam edukację artystyczną w Accademia di Belle Arti. To właśnie wtedy rozpoczął pracę nad swoim słynnym obrazem Święta Madonna Cimabue, w którym widać już wiele cech charakterystycznych dla jego stylu, takich jak drobiazgowo zaplanowana kompozycja, staranne wykończenie, rozświetlenie. Tą pracą zwrócił na siebie uwagę miłośników sztuki, i to tych z najwyższych sfer. Obraz został zaprezentowany na letniej wystawie w Royal Academy of Arts w Londynie w 1895 roku. Już pierwszego dnia wystawy królowa Wiktoria kupiła go za sześćset gwinei, a w swoim pamiętniku zapisała:
„Był tam bardzo duży obraz człowieka imieniem Leighton. Jest to piękny obraz, całkiem przypominający dzieło Paola Veronesego, pełen światła. Albert [mąż królowej Wiktorii – przyp. red.] był nim zachwycony – tak bardzo, że kazał mi go kupić”2.
Zakup jednego z pierwszych obrazów przez samą królową mógł dać pomyślny początek karierze malarskiej, mimo to Leighton nie postrzegał królewskiego zakupu całkowicie pozytywnie. Może czuł, że spektakularne sukcesy często idą w parze z równie spektakularnymi porażkami i krytyką. Okazało się, że miał rację. Gdy rok później pokazał swoje prace na wystawie Royal Academy, prasa artystyczna nie wydała o nich pozytywnych opinii. Leighton nie był w stanie powtórzyć początkowego sukcesu. Dopiero w 1858 roku, gdy mieszkał w Paryżu, namalował Rybaka i syrenę, prawdopodobnie swój najbardziej erotyczny obraz, w którym zaprezentował własną interpretację motywu femme fatale, tak lubianego przez dziewiętnastowiecznych artystów angielskich.
Temat Leighton zaczerpnął z ballady Johanna Wolfganga Goethego pod tytułem Rybak z 1779 roku, w której czytamy:
„Woda się burzy, wzdymają tonie,
Łechce go fala, co pryska;
A serce taka lubość owionie,
Jak gdy kochanka uściska.
A ona śpiewa – śpiewy czułemi
Tak go pociąga, zniewala,
Że na wpół pada… chwyta go fala –
I już nie postał na ziemi”3.
Scena namalowana przez Leightona przedstawia nagą syrenę z jasnymi ozdobionymi perłami włosami, która obejmuje sennego, bezbronnego rybaka. W tej pełnej napięcia zmysłowości jednak czai się niebezpieczeństwo. Obraz Rybak i syrena zdobył przychylne recenzje, ale wciąż nie było to wybitne dzieło. Na takie spod pędzla Leightona trzeba było jeszcze poczekać.
Wokół tajemnic i plotek
Po czterech latach spędzonych w Paryżu, w 1860 roku Leighton wrócił do ojczystego kraju. Osiadł na stałe w Londynie, ale często podróżował – najczęściej sam – nie tylko po Europie, lecz także Afryce (między innymi Egipcie i Algierii) i na Bliski Wschód. Z orientalnych podróży przywoził kafelki, nowe pomysły i inspiracje, które oddawał w swoich obrazach. Egzotyczne fascynacje znalazły też ujście poniekąd w angielskiej codzienności Leightona – jego przyjaciel, architekt George Aitchison, zaprojektował dla niego dom, który wyglądem miał nawiązywać do dwunastowiecznego arabskiego pałacu La Zisa, znajdującego się w Palermo na Sycylii.
Malarz sam nadzorował budowę swojego domu, nazwanego od jego nazwiska Leighton House. Budynek z czerwonej cegły wyróżniał się rzeźbionymi drewnianymi oknami z Damaszku i dwupiętrową Arabską Salą, którą zbudowano w celu przechowywania kolekcji kafli artysty.
Obecnie w Leighton House funkcjonuje muzeum. Mimo że mamy wstęp do komnat, w których malarz żył i tworzył, to on sam pozostaje dość enigmatyczną postacią. Niewiele wiemy o jego życiu prywatnym. Nie zachowały się żadne dzienniki, a w korespondencji na próżno szukać bardziej osobistych wątków. Malarz nigdy się nie ożenił i nie miał dzieci, choć krążyły plotki, że jedna z jego modelek zaszła z nim w ciążę. Plotkowano również o jego homoseksualnych romansach, były to jednak tylko przypuszczenia, które nie znalazły potwierdzenia.
Z pewnością Leighton był typem samotnika. Wyróżniał się przystojną aparycją i uprzejmymi manierami, ale podobno pod tą nienaganną powierzchnią kryło się nieśmiałe usposobienie, przeradzające się niekiedy w drażliwość i nerwowość. Jego ojciec raczej nie aprobował wybranej ścieżki zawodowej syna i nie chwalił jego osiągnięć. A tych nie brakowało – w 1864 roku Leighton został współpracownikiem Royal Academy. Wtedy też namalował jeden ze swoich bardziej znanych obrazów – Miesiąc miodowy malarza, który zachwyca intymną atmosferą i czułością pomiędzy bohaterami sceny.
Wśród innych wyróżnień malarza musimy wymienić pasowanie na rycerza w Windsorze w 1878 roku i mianowanie na lorda kilka lat później. Ponadto jego obrazy reprezentowały Wielką Brytanię na Wystawie Światowej w 1900 roku.
Choć Leighton zbudował wokół siebie mur tajemnic dotyczących życia prywatnego, to w historii zapisał się jako człowiek niezwykle życzliwy i hojny. Nie da się ukryć, że dzięki zamożnej rodzinie miał ułatwiony start w życiu, ale szybko zyskał niezależność finansową i często wspierał młodych artystów, sięgając do własnej kieszeni, ale przede wszystkim zachęcając ich do tworzenia; otrzymywali od niego aprobatę, której on sam nie doświadczył. Opowiadał się także za przyjmowaniem kobiet w szeregi akademii sztuk pięknych.
Śpi i płonie
W Londynie Leighton spotkał członków Bractwa Prerafaelitów, w tym Dantego Gabriela Rossettiego i Johna Everetta Millais, z którymi dość luźno się związał. Z jednej strony artysta szukał inspiracji w źródłach literackich, dzięki czemu jego obrazy są przesiąknięte poetyckimi skojarzeniami, ale z drugiej – często większą uwagę niż do tematu przykładał do kompozycji, harmonii w formie i kolorystyki. Duże znaczenie w jego twórczości miały też antyczne i renesansowe motywy. Stąd – choć zwykło się zaliczać sztukę Leightona do nurtu klasycyzującego akademizmu – jego prace są różnorodne. Niekiedy brakuje w nich wiktoriańskiej sztywności i moralności oraz wyraźnych odniesień do historycznych wydarzeń czy mitologicznych opowieści, tak wymaganych przez akademików. Istotniejsze stają się koncepcja „sztuki dla sztuki”, estetyzm i coś, co moglibyśmy określić jako „uderzenie piękna”. Spójrzmy jeszcze raz na Flaming June, obraz z 1895 roku. Czy nie mamy wrażenia, że uderza w nas jego – dosłownie – płonące piękno? Chociaż trudno wskazać jednoznaczną definicję tego określenia, to równie trudno znaleźć lepsze dla tego obrazu. Leighton odmalował swój estetyczny ideał.
Flaming June nie odwołuje się do mitu ani nie wyróżnia się religijnymi czy historycznymi konotacjami. Scena przedstawia śpiącą młodą kobietę o kasztanowych włosach i policzkach muśniętych słońcem i rumieńcem. Jej lekka, niemal przezroczysta suknia w odcieniu mandarynki, stylizowana na grecki strój, rozpościera się i wypełnia niemal całe płótno. Nasza bohaterka drzemie na marmurowym tarasie, jej sylwetkę nieznacznie osłania złota markiza. W oddali połyskują turkusowe wody Morza Śródziemnego, za którym majaczy słabo widoczna wyspa Egina. Całość jest senna i rozgrzana, trochę leniwa.
Wizja śpiącej kobiety, osadzonej w bliżej nieokreślonej archaicznej przeszłości, była powszechnym motywem w sztuce wiktoriańskiej, po który zresztą Leighton sięgnął już wcześniej, w 1892 roku, gdy malował Ogród Hesperyd4. W XIX wieku ludzi fascynowały związki między snem a śmiercią. Wyobraźnię rozpalały historie dziewcząt, które zapadały w „przedłużający się sen” (choć zapewne – z medycznego punktu widzenia – chodziło o śpiączkę).
Szczególnie znany był przypadek Ellen Sadler, która zasnęła w wieku jedenastu lat i obudziła się dopiero dziewięć lat później. Nazwano ją Śpiącą Dziewczyną z Turville, przez co stała się największą atrakcją turystyczną w swojej wsi. Może to właśnie takie historie dały podwaliny do stworzenia baśni o Śpiącej Królewnie. Warto zauważyć przy tym skojarzeniu, że choć sen łączy się przede wszystkim z odpoczynkiem i regeneracją organizmu, to przez to nawiązanie do chwilowego wyłączenia się ciała i świadomości pojawia się niepokój. Flaming June to tylko iluzorycznie spokojna scena. Kobieta śpi, wydaje się wyciszona i beztroska, wręcz ociężała, ale gdy się na nią patrzy, można odnieść wrażenie, że wszystko płonie. To, co wydaje się niewinne, wcale takie niewinne nie jest. Bardziej – zmysłowe.
Zastanawia także sam tytuł dzieła: Flaming June w dosłownym tłumaczeniu oznacza „płonący czerwiec”. Czy chodzi więc o to, że podczas pierwszego letniego miesiąca często występują męczące upały, przez które robimy się senni? A może w przypadku tego tytułu June oznacza imię kobiety i wówczas to do niej odnosi się określenie „płonącej”? Patrząc na obraz, nie sposób znaleźć jednoznaczną odpowiedź.
Rzeźbiarskie inspiracje
Poza kobiety spowitej w intensywnie pomarańczową tkaninę tylko pozornie wydaje się wygodna. Obie nogi są zgięte, lewe kolano unosi się, aż dotyka łokcia. Prawa noga opada na podłogę, stopa wbija się w posadzkę. Głowa śpiącej jest wtulona w lewe ramię. Złożona forma ciała budzi skojarzenie z marmurową rzeźbą Michała Anioła Noc (1520–1534), która zdobi nagrobek Juliana Medyceusza w Kaplicy Medyceuszy w bazylice San Lorenzo we Florencji.
Leighton podziwiał włoskiego mistrza, szczególnie upodobał sobie właśnie tę rzeźbę, i to tak bardzo, że jej reprodukcję trzymał w swoim studio. Takie skojarzenia mają uzasadnienie, gdy wie się, że Leighton również tworzył rzeźby. Najbardziej jego znaną pracą, wykonaną z brązu, jest Atleta walczący z Pytonem (1874–1877).
Inspiracją dla artysty mógł być również zaginiony obraz Michała Anioła Leda i łabędź z 1529 roku. Zwinięte nagie ciało Ledy odnajdujemy na licznych szkicach Leightona. Te przygotowawcze rysunki pokazują, jak artysta próbował upozować swoją modelkę. Co znaczące, szkice przedstawiają nagą kobietę, tak jakby malarz chciał się skupić na wiernym oddaniu krzywizn ciała, a draperie pomarańczowej sukni, kojarzącej się z antycznymi szatami, dodał później.
Dziewczyna z obrazu
Ciekawość z pewnością budzi także tożsamość modelki. Do Flaming June najprawdopodobniej pozowała Ada Alice Pullen, którą znano pod pseudonimem Dorothy Dene. Pochodziła z wielodzietnej rodziny, zarabiała, grając w teatrze. Nie jest pewne, kiedy poznała Leightona – niektórzy twierdzą, że malarz zobaczył ją na scenie, inni – że para spotkała się przypadkowo w pobliżu pracowni malarskiej artysty. Pewne jest natomiast to, że Dorothy została ulubioną modelką Leightona i pozowała mu do kilku dzieł, w tym do Ogrodu Hesperyd, Cymona i Ifigenii, Andromachy w niewoli, Łaźni Psyche czy Powrotu Persefony. Pojawiała się także na obrazach innych malarzy, między innymi Johna Everetta Millais i George’a Frederica Wattsa.
Kobieta zachwycała urodą, kasztanowymi włosami i dużymi oczami. Latem 1886 roku była podobno najczęściej fotografowaną osobą w Anglii, jej imieniem nazywano lalki, układano o niej piosenki, ale zwracano też uwagę na talent aktorski Dorothy, recenzenci pisali o „wspaniałych wykonaniach” oraz o „dramatycznej sile i ogniu”. Z Leightonem łączyła ją silna więź, na pewno się przyjaźnili, a niektórzy nawet nazywali ją „żoną” malarza, do małżeństwa jednak nie doszło. Przeszkodą może okazało się pochodzenie Dorothy, która wywodziła się z niższej klasy społecznej. Niemniej musiała być bardzo ważna dla malarza, ponieważ to jej zapisał w spadku największą sumę – zostawił dziesięć tysięcy funtów dla niej i jej sióstr (dzisiaj jest to równowartość około miliona funtów). Sama relacja Leightona i Dene miała stać się natomiast inspiracją dla sztuki George’a Bernarda Shawa Pigmalion, ukończonej na początku 1912 roku.
Wiktoriańskie śmieci
Flaming June po raz pierwszy zaprezentowano w 1895 roku na letniej wystawie w Royal Academy. Leighton pokazał wtedy jeszcze pięć innych obrazów, o czym świadczy pamiątkowe zdjęcie zrobione w pracowni malarskiej artysty. Podczas wystawy „płonący” obraz nie wzbudził szczególnego zachwytu, ale został natychmiast zakupiony przez Williama Lusona Thomasa, założyciela ilustrowanej gazety „The Graphic”, w której drukowano wysokiej jakości reprodukcje malarstwa. Thomas kupił Flaming June z jasnym zamiarem – zamierzał rozpowszechniać odbitki dzieła. Wpłynęło to na ogromne zainteresowanie obrazem i jego popularność wśród wiktoriańskich odbiorców. Kilka lat później, na początku XX wieku, dzieło Leightona wypożyczono do Ashmolean Museum w Oksfordzie. W tym miejscu historia Flaming June urywa się na dobre kilkadziesiąt lat. Nie wiadomo, co się działo z obrazem przez ten czas.
Dopiero w 1962 roku został ponownie odkryty. Przypadkowo odnalazł go robotnik podczas remontu w domu w Battersea w Anglii. Dzieło było schowane nad kominkiem. Jakiś czas później Andrew Lloyd Webber, brytyjski kompozytor, dostrzegł Flaming June w sklepie przy King’s Road w Londynie. Płótno wyceniono tam na pięćdziesiąt funtów, których mężczyzna niestety nie miał. Próbował pożyczyć pieniądze od swojej babci, ale ta odmówiła, stwierdzając: „Nie będę trzymała wiktoriańskich rupieci w moim mieszkaniu”. W tamtych czasach dziewiętnastowieczna sztuka nie miała zbyt dobrej passy, uważano ją za przestarzałą, świat wolał zwrócić się w kierunku abstrakcji i pop-artu. Obraz Leightona, nawet tak nisko wyceniany, nie mógł znaleźć nabywcy. Właściciel londyńskiego sklepu postanowił więc osobno sprzedać ramę (za sześćdziesiąt funtów). Niedługo potem pojawił się Jeremy Maas, angielski marszand, który wciąż wierzył w potencjał sztuki wiktoriańskiej. We Flaming June ujrzał coś wyjątkowego. Niestety nikt inny w londyńskim świecie sztuki nie widział tego samego. Żadna galeria nie chciała mieć na ścianie śpiącej dziewczyny w płonącej sukni.
W końcu w 1963 roku obraz postanowił kupić portorykański przemysłowiec i polityk Luis A. Ferré, który cztery lata wcześniej założył Museo de Arte de Ponce w swoim rodzinnym mieście. Maas sprzedał mu obraz za dwa tysiące funtów. Flaming June stała się perłą w zbiorach Museo de Arte de Ponce, gdzie można ją podziwiać do dziś.
Ramę, którą niegdyś wyceniono wyżej od samego malowidła, udało się odtworzyć dzięki rysunkom i zdjęciom z pracowni malarskiej Leightona, który sam projektował oprawy do swoich obrazów. Dziewiętnastowieczni artyści często eksperymentowali z obramowaniem dzieł w odpowiedzi na masowo produkowane wiktoriańskie ramy. W latach 80. XIX wieku Leighton opracował charakterystyczną ramę typu tabernakulum. Inspirował się renesansowymi ołtarzami i oprawami prac Neriego de Bicci, który tworzył we Florencji w XV wieku. Rama zaprojektowana przez Leightona wyróżniała się głębokimi żłobieniami, przywodzącymi na myśl pilastry, i zdobieniami nawiązującymi do greckich kolumn w porządku jońskim. Tak wykonana oprawa nie jest tylko dekoracyjnym obramowaniem – staje się raczej oknem dla obrazu.
Między snem a śmiercią
Frederic Leighton ukończył Flaming June zaledwie osiem miesięcy przed śmiercią. Już wtedy ciężko chorował na niewydolność serca, która doprowadziła do jego zgonu w styczniu 1896 roku. Czy tworząc swoje opus magnum, czuł oddech zbliżającej się śmierci? Flaming June zwraca uwagę nie tylko płonącą kolorystyką i zanurzoną we śnie zmysłową kobietą, lecz także jednym niepokojącym detalem.
W rogu sceny, po prawej stronie, umieszczono kwitnący oleander. To piękna roślina, która występuje w krajach śródziemnomorskich, lubi ciepły i wilgotny klimat. Jej kwiaty, mieniące się odcieniami różu, fioletu, czerwieni lub bieli, są wonne i… silnie trujące, bowiem wywołują między innymi zaburzenia pracy serca i duszności. Spożycie nawet jednego liścia oleandra może doprowadzić do śmierci, i to w ciągu dwudziestu czterech godzin. Czy Leighton, umieszczając oleander na swoim obrazie, traktował go wyłącznie jako element śródziemnomorskiej scenerii, czy ukrył w nim symboliczny przekaz? Być może w ten sposób chciał podkreślić związki i skojarzenia między snem a śmiercią, które tak fascynowały wiktoriańskich artystów. A może niejednoznacznie próbował wskazać, że śpiąca kobieta, choć z pozoru spokojna i bezbronna, bywa równie niebezpieczna jak pociągające, ale jednak trujące kwiaty?
Bibliografia:
1. 1000 arcydzieł malarstwa, red. V. Charles, Warszawa 2006.
2. Barringer T., Prettejohn E., Frederic Leighton: Antiquity, Renaissance, Modernity, London 1999.
3. Chilvers I., Oksfordzki leksykon sztuki, Warszawa 2002.
4. Davies L., Dorothy Dene: Lord Leighton’s secret lover?, „The Telegraph”, https://www.telegraph.co.uk/culture/art/11236508/Dorothy-Dene-Lord-Leightons-secret-lover.html.
5. Galassi S.G., d’Ors P.P., Leighton’s Flaming June, New York 2015.
6. Jiminez J.B., Banham J., Dictionary of artists’ models, London 2001.
7. Rhys E., Frederic Lord Leighton. An Illustrated Record of His Life and Work, London 1900.
8. Ripley P., Biography of Lord Frederick Leighton, https://www.artrenewal.org/Article/Title/biography-of-lord-frederick-leighton.
» Quiz «
- Lord Frederick Leighton biography in details, https://www.frederic-leighton.org/biography.html (dostęp: 02.11.2022). ↩
- National Gallery, Cimabue’s Celebrated Madonna, Frederic Leighton, https://www.nationalgallery.org.uk/paintings/frederic-lord-leighton-cimabues-celebrated-madonna (dostęp: 02.11.2022). ↩
- Johann Wolfgang Goethe, Rybak, https://poezja.org/wz/Johann_Wolfgang_Goethe/23303/Rybak (dostęp: 02.11.2022). ↩
- Hesperydy – według wierzeń starożytnych Greków nimfy zachodzącego słońca. ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Chemnitz jako Europejska Stolica Kultury 2025 roku z dużą ilością dobrej sztuki - 7 grudnia 2024
- Malowanie dla Mengelego. Poruszająca historia Diny Gottliebovej-Babbitt - 10 listopada 2024
- Édouard Manet „Balkon” - 1 sierpnia 2024
- Witkacy „Portret Ireny Krzywickiej” - 20 lipca 2024
- Claude Monet. 7 faktów o tym artyście, o których nie mieliście pojęcia - 23 czerwca 2024
- Od ubrania do tożsamości. Moda w obrazach Johna Singera Sargenta - 20 czerwca 2024
- Wyjątkowy jubileusz: 250. urodziny Caspara Davida Friedricha - 19 maja 2024
- Caspar David Friedrich – mistrz nastrojowego pejzażu - 6 maja 2024
- Joaquín Sorolla „Spacer brzegiem morza” - 8 marca 2024
- Pionierka architektury modernistycznej – Barbara Brukalska - 3 marca 2024