„Białe gacie w tarapacie” – tak miał zrecenzować ten obraz Jana Matejki były jego uczeń, a zarazem uwielbiany przez wielu z nas Jacek Malczewski. Cóż, poglądy na sztukę artyści ci mieli zgoła odmienne, ale w sprawach kluczowych się wspierali, a szczególnie w zapatrywaniach na przyszłość ojczyzny. Mistrz: „Sztuka obecnie jest dla nas pewnego rodzaju orężem w ręku, oddzielać sztukę od miłości ojczyzny nie wolno”. Uczeń: „Malujcie tak, aby Polska zmartwychwstała”.
Niestety nie będzie nam dane ot tak, w polskim muzeum obejrzeć tych „białych gaci”, czyli obrazu Śmierć Przemysława w Rogoźnie pędzla Mistrza Jana. Musielibyśmy pojechać do Zagrzebia, a i tak nie jest pewnym, czy obraz wisi w tamtejszej galerii na ekspozycji stałej, czy może, jak przypuszczamy, leży gdzieś w zaciszu magazynu.
Zaraz bowiem po jego namalowaniu i publicznej prezentacji w Wiedniu, zostaje zakupiony przez chorwackiego biskupa Strossmayera, a jednocześnie miłośnika sztuki i wywieziony do swoich włości. Dziwne trochę, że wybrał akurat ten obraz, który odnosi się w całości do pewnego wydarzenia z dziejów naszego kraju, w sumie mało znanego, tak jak i postać samego króla Polski, Przemysła II. Żeby jednak mówić o obrazie historycznym, to musimy przede wszystkim zaznajomić się jakiż to „przedmiot historyczny” artysta uczynił tematem swojego dzieła. Inaczej będziemy patrzeć na obraz tylko pod kątem jego walorów artystycznych i dojrzymy w tym przypadku, jeżeli oprzemy się na złośliwości Malczewskiego, te „białe gacie w tarapacie”.
Trochę o historii
Minęły ponad dwa stulecia od kiedy władca polski przywdział koronę. Był nim Bolesław II Śmiały (Szczodry). Koronowany został w 1076 roku. Po jego wygnaniu z Polski po zabójstwie biskupa krakowskiego Stanisława, żaden kolejny polski władca nie dostępuje tego zaszczytu. Rozbicie dzielnicowe kwitnie w pełni. I oto w 1295 roku książę Wielkopolski Przemysł II odnawia godność królewską zakładając na głowę polską koronę. Co prawda, jak twierdzi prof. Gerard Labuda: „do dzisiaj nie został rozstrzygnięty spór, czy koronował się na króla ogólnopolskiego, czy też dzielnicowego”, ponieważ jego władanie obejmowało tylko Wielkopolskę i Pomorze Gdańskie. Zaprzecza jednak temu prof. Jan Baszkiewicz, który uważa podobne oceny za „obrazoburcze” pisząc, że „stworzenie takiego królewskiego trzonu państwa dawało szansę stopniowego rozszerzenia zwierzchnictwa króla na resztę Polski ciągle jeszcze książęcej”. Bez wchodzenia w spory historyków możemy wprost powiedzieć, że był to pierwszy krok do zjednoczenia Królestwa Polskiego, choć wówczas mizerny jeszcze w stosunku do Polski Bolesławów.
Jednak już ćwierć wieku później (pomijając w międzyczasie panowanie w Polsce czeskiego Wacława II) kolejny Piast, Władysław Łokietek, również przywdziewa koronę. Od tego czasu Polska małymi kroczkami staje się wielką potęgą, a godność królewska już bez przerwy trwać będzie w naszym kraju aż do rozbiorów.
Piastowskie okropności
W dziewiętnastowiecznym malarstwie historycznym jednym z ulubionych tematów twórców tego nurtu były sensacyjne czy też romantyczne historie z dawnych wieków, a szczególnie takie, których uczestnikami były osoby z rodu królewskiego. Przypomnijmy, że Jan Matejko stworzył pewną ilość obrazów o treści sensacyjnej bądź dramatycznej. Te niewielkie malowidła, oczywiście w porównaniu do jego monumentalnych płócien przedstawiających dzieje Polski, tworzył z różnych powodów, często dla zarobku, gdyż wiele zacnych osób pragnęło posiadać jego dzieła. Prof. Mieczysław Porębski pisał: „Zgodnie jakby z duchem starych kronik Matejko widzi w polskim średniowieczu przede wszystkim zagmatwany wątek dynastyczny, pasmo różnych piastowskich okropności, skandali….”. I do tej kategorii na pewno możemy zaliczyć obraz Śmierć Przemysława w Rogoźnie.
Choć w tytule tego dzieła widnieje „śmierć” to jednak na obrazie tej śmierci Przemysła nie widzimy. (W drugiej połowie XIX wieku używano jeszcze w historiografii imienia króla „Przemysław”, stąd ono w tytule obrazu). Malarz zastosował tu jedną z ważniejszych zasad malarstwa historycznego – „owocny moment”, czyli ten, kiedy nie wszystko jeszcze zostało rozstrzygnięte, a akcja zmierza wyraźnie do zakończenia.
Oglądający takie dzieło widz winien uruchomić wyobraźnię, aby domyślić się, co może wydarzyć się po tym, co artysta nam przedstawił. Na fakt ten zwraca uwagę Maria Poprzęcka twierdząc, że Matejko przedstawił nam przedostatni, a nie ostatni czy punkt kulminacyjny tego wydarzenia. A cóż takiego Matejko nam tutaj opowiedział? Wspomnieliśmy wcześniej o „duchu starych kronik”. Wiemy z biografii Mistrza Jana, że znał on bardzo dobrze historię Polski. Czerpał całymi garściami z kronik, przede wszystkim z najbardziej „potężnej” pióra Jana Długosza, ale także z pism współczesnych mu historyków. I chyba nie ma wątpliwości, że w tym wypadku odwołał się do tej części Annales naszego dziejopisarza, gdzie o o tym wydarzeniu czytamy:
„Margrabiowie brandenburscy (…), dowiedziawszy się przez zwiadowców, że król Przemysł przebywa w Rogoźnie oddany uciechom i nie przeczuwa żadnej napaści, pewni, że nie będzie myślał o straży, która by strzegła jego życia i bezpieczeństwa, zachęceni nadto bezbronnością miejsca, które nie było otoczone żadnym wałem ani murem, gromadzą nie tylko własne, ale także najęte skądinąd wojsko. Wśród ciemności nocy przez gęstwiny leśne, by zauważeni przez kogoś nie narazili się przez swą lekkomyślność, zanim nie wywrą zemsty, w Środę Popielcową, ósmego lutego, (…) , o świcie przybywają do Rogoźna tak niespodziewanie i potajemnie (…), że wprowadzają w błąd wszystkich. Zdradziecko i podstępnie (nie wypowiedzieli mu bowiem wojny żadnym listem ani przez posłów) napadają i rzucają się na króla Przemysła odpoczywającego w sypialni królewskiej i jego rycerzy rozmieszczonych po różnych gospodach i domach, pogrążonych w głębokim śnie po wczorajszej obfitej uczcie zakropionej suto winem, ociężałych opilstwem, a zatem całkowicie bezbronnych i zupełnie nieprzygotowanych do walki. I choć król Przemysł, przerażony strasznym i niespodziewanym napadem, nie wiedział zupełnie, jacy wrogowie i w jakiej liczbie go napadli, opanowawszy jednak strach, jako mąż odważny i znany z siły, napada na wrogów ze swoimi ludźmi, którym zachętą, słowem i czynem dodawał odwagi do stawienia oporu wrogom, a starłszy się z nimi wielu spośród nich rani lub zabija. (…) Ugodzony licznymi strzałami i ciosami miecza, walcząc jak najdzielniej do ostatka, jak przystało jego rodowi, pada w ogromnym tłumie wrogów, a ciało okryte wieloma ranami osuwa się na ziemię. Ujęty przez wrogów, na pół żywy sprawił im wielką uciechę i radość. Dokładali bowiem starań, żeby go żywego doprowadzić do swoich domów i krajów jako okaz zwycięstwa (…). Ale kiedy go Sasi usiłowali dowieźć cało do swego kraju i osłabionego i półżywego wskutek wielkiej liczby śmiertelnych ran wsadzili na konia, książę okazał się zbyt słaby, by mógł siedzieć na koniu lub, by go można było przewieźć wozem. Chwiejąc się osunął się na ziemię niemal martwy. Ponieważ nadto nie było żadnej nadziei, żeby król przeżył do jutra, [Sasi] z wściekłością rzucają się na związane, poranione i naznaczone już piętnem śmierci ciało, przeszywają je wielekroć sztyletami i w najokrutniejszy sposób mordują…“
Tak więc król Przemysł II zostaje skrycie zamordowany. Dzieje się to w Rogoźnie rankiem 8 lutego 1296 roku, w sam Popielec. Dzień wcześniej odbywały się różne turniej i uczty, gdzie zapewne mocniejszych napojów spożyto w ilościach „usypiających” i potem oczywiście całe rycerstwo i król zatracili czujność.
Czytając powyższy opis zamachu i śmierci monarchy, przekazany nam wręcz filmowym językiem przez Długosza oraz patrząc na obraz, od razu zwrócimy uwagę, że Matejko bardzo dowolnie potraktował przekaz historyczny. Z opisu kronikarza wynika, że napastnicy nie chcieli króla zabić, tylko go uprowadzić, prawdopodobnie po to, aby zrzekł się Pomorza Gdańskiego. Jednak w czasie oddalania się z nim od miejsca ataku, Przemysł II na tyle osłabł z powodu upływu krwi, że nie było nadziei, że żywy dotrze do miejsca przeznaczenia. Siepacze brandenburscy dobili więc umierającego i pozostawili zwłoki na drodze.
Na płótnie Mistrza Jana pełno jest ruchu, walki, dynamiki. Widzimy tam króla w pięknym stroju, z orłem na piersi i koroną na głowie podkreślającą jego majestat. Nie mógł zapewne władca tak ładnie ubrany spać i to w dodatku z insygnium koronacyjnym.
Księżniczka Ryksa
Przekaz historyczny nie mówi także aby towarzyszyły mu żona i córka. Dlaczego więc malarz ujął ich na obrazie? Tego nie wiemy, ale możemy postawić dwie tezy. Matejko znany był z tego, że jak zostało gdzieś trochę miejsca na obrazie to „wmalowywał” tam różne osoby dla zapełnienia kompozycji. Druga jednak wydaje się bardziej prawdopodobna. Chciał przedstawić „ku pamięci” drugą żonę Przemysła II, królewnę szwedzką Ryksę, a przede wszystkim jego jedyne dziecko, córkę, także Ryksę, później znaną pod imieniem Elżbieta. Ludzie mało interesujący się historią mogą o niej w ogóle nie pamiętać. Na szkolnych lekcjach historii również się o niej nie wspominało.
A osoba to niezwykle interesująca. Nie o niej jest ten szkic, ale wspomnijmy tylko, że była pierwszą Piastówną koronowaną na królową Polski, która na życzenie późniejszego pierwszego małżonka, króla Czech i Polski, Wacława II, przyjęła imię Elżbieta. Po jego rychłej śmierci i po zabójstwie jego syna Wacława III, wyszła po raz drugi za mąż za nowego króla Czech, Rudolfa III Habsburga. Tak więc stała się dwukrotną królową Czech i Polski (Boemie et Polonie bis regina). U nas prawie zapomniana, za to w Czechach znana, lubiana i szanowana jako protektorka sztuk pięknych i donatorka sztuki sakralnej, znająca kilka języków, nazywana tam Reiczką Eliską. I jeszcze jedna próba – patriotyczna – interpretacji umieszczenia na nim żony i córki Przemysła.
Pisze Krzysztof Mordyński: „Domyślając się intencji Matejki, który uwielbiał patetyczne sceny, możemy zaryzykować hipotezę, że dramatyczna postać Ryksy jest alegorią Polski odradzającej się, czego znakiem jest dziecko na ręku. Jeśli byłaby to prawda, Matejko dokonałby mistrzowskiego połączenia uczuć i symboliki. Oto chwytający za serce dramat żony patrzącej na śmierć męża, a równocześnie alegoria politycznej niedoli Polski. Naród spragniony niepodległości musiał być bardzo wyczulony na takie zabiegi”.
Kara boska?
Po śmierci króla krążyły plotki, że zasłużył sobie na przedwczesną śmierć, choć oczywiście oburzenie w kraju po tak ohydnej zbrodni na nim dokonanej było wielkie. Dlaczego sobie zasłużył? Otóż w roku 1273 Przemysł II zawarł pierwszy zawiązek małżeński z wnuczką księcia szczecińskiego Barnima, Ludgardą. Pięć lat książę czekał na potomka i się nie doczekał. Księżna była bezpłodna. Małżonek postanowił związek ten zakończyć w sposób szybki, wcale nie rzadki w średniowieczu. Przemysł kazał ją sługom udusić… Księżniczka cieszyła się popularnością wśród ludu i tenże lud jeszcze za czasów Jana Długosza, jak pisze kronikarz, śpiewał „po polsku ułożone niezgrabnie pieśni ludowe”. Mówiły one o tym, że „kiedy przeczuwała, iż mąż przeznaczył ją na śmierć, ze łzami w oczach błagała go, by nie pozwalał odbierać życia żonie i niewinnej kobiecie, ale pomny na cześć Boga i honor zarówno małżeński, jak i książęcy, pozwolił ją odprowadzić choćby w jednej koszuli do ojcowskiego domu, a zniesie spokojnie każdy, nawet nędzny los, byleby ją tylko pozostawiono przy życiu”. To jedna z najbardziej ponurych historii z piastowskich dziejów.
Choć później mąż wyprawił Ludgardzie iście królewski pogrzeb, ufundował klasztor dominikanek, udawał wielki żal, to jednak nawet sprawców tego czynu nie ukarał. Natomiast Kościół jakoby tego nie zauważył, choć zawsze piętnował takie czyny. Przypuszcza się, że celowo, choć wina księcia była bezsporna. Przemysł II po tym czynie zmienił się bardzo, z awanturnika stał się wręcz „mężem stanu”. Historycy sugerują, że arcybiskup Świnka, który koronacji dokonał, w ten sposób podporządkował księcia swoim planom, czyli idei zjednoczenia Polski. Jakub Świnka był księciem Kościoła, ale jeszcze bardziej politykiem, a nie „moralistą”, któremu od początku pasterzowania w Gnieźnie najbardziej zależało na odrodzeniu Królestwa Polskiego. I tak się stało. Jak zauważa celnie Marek Urbański, „cykl niejako się zamknął: książę, który na jednoczyciela Polski wyrósł w konsekwencji skrytobójstwa, sam zakończył żywot z ręki skrytobójców”. Niestety nadzieje na zjednoczenie Królestwa Polskiego pod jednym, piastowskim berłem, nie miały się jeszcze za Przemysła II spełnić, choć taka nadzieja istniała. Skończyła się jednak w Rogoźnie, w chwili zabójstwa króla. Można zatem przypuszczać, że Matejko podejmując ten temat, pragnął ową nadzieję na wskrzeszenie zjednoczonej Polski pędzlem swym przypomnieć. Właściciel obrazu, biskup Strossmayer, tak m.in. o nim się wypowiedział (cyt. za K. Mordyńskim):
„Patrząc na nasz obraz, człowiek pomimo woli uchwyciłby za miecz i rzucił się w bój, aby świętą i sprawiedliwą sprawę Przemysława obronić. Tak być powinno. Obraz nie jest obrazem jeżeli na serce i duszę patrzącego nie oddziaływa”.
Jan Matejko, Śmierć Przemysława w Rogoźnie, (1875 r.), olej/deska, wymiary: 62 × 83 cm, Moderna Galerija w Zagrzebiu
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Muzeum Pałac Herbsta w Łodzi. 10 dzieł, które warto znać - 26 marca 2021
- Młodopolska chłopomania. 8 obrazów, w których się zakochasz - 21 lutego 2021
- Leon Wyczółkowski „Kopanie buraków” - 8 października 2020
- Jak szlachcic szlachcica czekanem zabił. Historia zamknięta w ramie obrazu - 24 lipca 2020
- Białe gacie w tarapacie! Czyli Zabójstwo króla Przemysła w Rogoźnie według Jana Matejki - 24 czerwca 2020
- Muzeum Narodowe w Poznaniu. 10 dzieł, które warto znać - 2 maja 2020
- Muzeum Narodowe w Warszawie. 10 dzieł, które warto znać - 12 kwietnia 2020
- Muzeum Narodowe w Krakowie. 10 dzieł, które warto znać - 5 kwietnia 2020
- Władysław Podkowiński i jego tajemniczy ogród - 3 stycznia 2020
- Józef Chełmoński „Bociany” - 25 kwietnia 2019