„Luwr jest książką, z której uczymy się czytać. Nie powinniśmy jednak poprzestać na zapamiętaniu pięknych formuł naszych sławnych poprzedników. Wyjdźmy stamtąd, by studiować piękną naturę, usiłujmy odkryć jej ducha, starajmy się wypowiedzieć zgodnie z naszym temperamentem osobistym.”
–Paul Cézanne
Gauguin. Uczeń natury
Urodził się w 1848 roku w Paryżu, zmarł w 1903 roku na wyspie o tajemniczo brzmiącej nazwie Hiva Oa. To nie przypadek, egzotyka bowiem pociągała artystę od najmłodszych lat. Lecz przenieśmy się najpierw do XIX-wiecznej Francji. Tam, w rodzinie o wielopokoleniowych tradycjach, rodzi się mały Paul. Jego ojciec jest republikańskim dziennikarzem, a babka sławną socjalistką. Rodzina Gauguinów jest powszechnie znana, w domu niczego nie brakuje, a Paul wiedzie szczęśliwe dzieciństwo. Czegóż chcieć od życia więcej? Przygód! Znudzony paryskim życiem młodzieniec poszukuje impulsu, który wprawi jego serce w szybszy rytm. Myśl pada na egzotyczne kraje, tak bardzo dzikie i nieznane mieszczuchowi, pierwotne w swej strukturze i hierarchii, jeszcze nieuporządkowane przez rząd. Marzenie jest silne – chęć podróżowania rośnie wraz z nim.
W wieku 17 lat Gauguin zostaje chłopcem okrętowym, poznaje nowe lądy, takie jak Dania czy Szwecja. Rodzice nie podzielają entuzjazmu młodzieńca, namawiają go do bardziej stabilnej ścieżki kariery i faktycznie trzy lata później dostaje prace jako maklera giełdowy. Ta praca i solidne zarobki przynoszą Paulowi swoistą stabilizację, ale wpędzają go w sidła przyziemnego pragmatyzmu. W 1873 roku artysta poślubia młodą Dunkę, Mette-Sophie Gad, wciąż pracuje jako makler, wkrótce zostaje tatą. Pieniędzy mu nie brakuje, a malarstwem interesuje się dla… zabawy.
Pierwsze niewielkie pejzaże wykonał, by zabić nudę w niedzielne popołudnie, nieświadomy tego, jak sławnym artystą wkrótce się stanie. Pomimo szczęśliwego małżeństwa, coś w Gauguinie ciągle narasta. Paląca potrzeba doświadczania nowych przygód i odwieczne pragnienie podróży do egzotycznych krajów, rozgrzewa umysł Paula do czerwoności. Życie pozornie biegnie stabilnym torem, lecz to jedynie cisza przed burzą. Malarstwo pochłania go coraz mocniej. Gauguin zaczyna odnajdywać w nim głębszy sens, smakuje je niczym nieznany owoc, wgryzając się w miąższ bardzo ostrożnie. W tym samym czasie poznaje Émile’a Schuffeneckera, człowieka który wpłynie na jego myślenie i zmieni jego dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni. Przygotowanie do artystycznego fachu trwa niecałe dziesięć lat. W międzyczasie małżeństwo przeprowadza się do piętrowego domu, gdzie Paul urządza swoją pracownię. Choć to zdawałoby się niepozorna zmiana, Sophie zaczyna przeczuwać jak fatalne skutki przyniesie ta decyzja.
1876 rok obfituje w pierwsze poważniejsze obrazy, malowane w domowym zaciszu. Artysta w odróżnieniu od Daumiera czy Cézanne’a nigdy nie brał nawet jednej lekcji rysunku. Wszystko czego dowiedział się o malarstwie było działaniem na własną rękę. Ten upór i głód doświadczeń poskutkował przyjęciem na Salon Paryski jednego z jego wczesnych płócien. Już dwa lata później Gauguin nawiązuje przyjaźń z Camillem Pissarrem, poznaje Cézanne’a oraz Guillaumina. W 1880 roku bierze udział w wystawie impresjonistów, prezentuje szereg pejzaży z widocznym wpływem Pissarra. Świadomość wkraczania w świat sztuki uderza w Paula z wielką siłą. Nowe hobby wkrótce zaczyna przeradzać się w obsesję co niepokoi żonę artysty.
Trzy lata później porzuca on pracę maklera giełdowego i w pełni poświęca swój czas malarstwu. Brak stałego źródła zarobku, małżeńskie kłótnie i płaczące dzieci frustrują Gauguina tak bardzo, że postanawia wyjechać do Normandii. Tam odcina się od problemów, buduje wokół siebie malarski fort, pracuje bez ustanku. Po kilku latach nędzy decyduje się na wyjazd do Bretanii, do głównego ośrodka kultury w Pont-Aven, gdzie powoli rodziły się postimpresjonistyczne tendencje oraz nowy nurt nazwany później cloisonizmem. W tym samym czasie artysta poznaje Vincenta van Gogha, samouka i szaleńca.
Rok 1887 staje się dla Paula przełomowym, a część marzeń powoli się spełnia. W wieku trzydziestu dziewięciu lat po raz pierwszy wyjeżdża na Martynikę, ogląda budowę kanału Panamskiego, chłonie wyjątkowe krajobrazy i podziwia potęgę natury. Właśnie wtedy na jego płótnach pojawiają się tak charakterystyczne i odważne duże plamy barwne, wypełniające zadziorne kontury. Po krótkim czasie Gauguin powraca do Pont-Aven, pełen radości i zapału. Podbudowany ilością naturalnych i swobodnych zestawień kolorów, żądny przygód i zakochany w egzotyce pracuje na wysokich obrotach.
Obrazy wychodzą spod jego pędzla w szybkim tempie, wena nie odstępuje go na krok, a francuscy miłośnicy sztuki czekają na każde najmniejsze dzieło sygnowane nazwiskiem Gauguina. Szkoła Pont-Aven zyskuje coraz większą sławę, malarze zjeżdżają się tam z całego świata, nawet nie brakuje tu akcentu polskiego w osobie Władysława Ślewińskiego. Można odnieść wrażenie, że życie Paula wreszcie nabrało odpowiedniego rytmu.
To wszystko zaburzy wkrótce znajomość z tajemniczym i małomównym rudowłosym Holendrem, Vincentem van Goghiem. Artyści postanawiają zamieszkać razem w Arles, gdzie niejednokrotnie dochodzi do ognistych kłótni, rzucania talerzami i wyzywania się od najgorszych. Ten burzliwy okres kończy się tragicznie. Oszalały van Gogh odcina sobie ucho, a tuż po zdarzeniu trafia do zakładu psychiatrycznego.
Nieco spokoju w życie Paula wprowadza ponowny wyjazd do Bretanii w 1888 roku, Szkoła Pont-Aven zyskuje poważanie, a Gauguin maluje wtedy jeden ze swoich najsłynniejszych obrazów – Autoportret z żółtym Chrystusem. Sztuka Paula jest już coraz bardziej spójna, pełna żywych barw, przypominająca prehistoryczne rysunki naskalne, bez wymuszonego światłocienia i perspektywy.
W Bretanii nie pozostanie jednak długo. Trzy lata zajmuje mu zebranie funduszy na wymarzoną podróż i w 1891 odwiedza Tahiti, czarodziejski kraj, pełen kolorów i uroku. Egzotyczna uroda czarnowłosych piękności niemal natychmiast skradnie jego serce i zawładnie wyobraźnią, ale finalnie sprawdzi go na manowce. W tym czasie maluje z płomiennym zapałem, sycąc się każdą cząstką wyspy. Kłopoty finansowe dają o sobie znać bardzo szybko i zmuszają Gauguina do opuszczenia tego kawałka nieba na Ziemi.
W Paryżu obrazy o tematyce egzotycznej budzą żywe zainteresowanie, lecz większość opinii jest szydercza i niepochlebna. Być może wynikało to z zazdrości, a może z niezrozumienia? Powodów było tyle, ilu krytyków oglądających wystawę Paula. Lecz jedno rzucało się w oczy. Podróż zmieniła Gauguina, zrobiła rewolucję w jego stylu i sposobie bycia. Dziwne stroje, odważne zestawienia kolorów i fasonów czyniły z artysty ekscentryka z krwi i kości.
Choć nie udaje mu się sprzedać swoich płócien, jego popularność wśród młodych malarzy rośnie bardzo szybko. Podziwiają pierwotny i barbarzyński charakter jego twórczości. Grupa nabistów traktuje go jako swego mentora, ikonę, wzór do naśladowania. O ironio, ten zadziorny samouk staje się mistrzem dla innych.
Po pięciu latach Gauguin wraca do swej idylli, na Tahiti, gdzie wena przychodzi do niego nieproszona, a motywy odnajduje na każdym kroku. Charakterystyczny odcień żółcieni staje się intensywniejszy, a kontury bardziej czarne i stanowcze. Artysta odczuwa swoiste flow, które przenika go całego. To podekscytowanie przenosi na płótna, które nasycają się żywymi barwami. Połączenie z naturą jeszcze nigdy nie było tak silne, jest to tak bardzo różne od tego co czuł mieszkając we Francji. Jedynym kontaktem z cywilizacją jest korespondencja prowadzona z marszandem Ambroise’m Vollardem. Reszta jest już przeszłością.
W 1896 roku poznaje Pahurę, czternastoletnią Tahitankę, która wkrótce zostanie muzą artysty i matką jego dziecka. Paul, ówcześnie czterdziestoośmioletni mężczyzna, nie widział w związku z nastolatką nic złego. To ona pozowała do słynnego obrazu Nigdy więcej, pełnego melancholii i napięcia.
W tym samym roku powstaje inne wielkie dzieło mistrza – Te tamari no atua, co w wolnym tłumaczeniu oznacza Dziecko Boga, Narodziny Chrystusa. Pahura leży tutaj zmęczona porodem, na barwnej pościeli, w otoczeniu zwierząt. Jej głowę zdobi ledwie widoczny nimb, wzrok kieruje w stronę nowonarodzonego dziecka. Namalowanie chrześcijańskiego motywu, przełożonego na tahitańską kulturę było bardzo odważnym posunięciem.
W owym czasie Gauguin uważał, że wszystkie religie świata są do siebie w pewien sposób bardzo podobne, a zadaniem artysty jest interpretować je na nowo. Uważał, że Bóg nie należy do świata nauki, lecz do poetów i malarzy, do królestwa marzeń i snów. Swe teorie spisał w eseju The Catholic Church and Modern Times.
Płodny okres twórczy osiąga swe apogeum w roku 1897, kiedy to w pełni ukształtowany Gauguin-artysta maluje Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? To postimpresjonistyczna ikona, dzieło owiane legendą, mistrzowski popis świadomego malarstwa. Miejscowe życie ujęte w bardzo naturalny sposób, przedstawione jako wędrówka życia i śmierci. Obraz należy odczytywać od strony prawej do lewej, śledząc poszczególne etapy człowieczego losu. Postaci pochłonięte są kontemplacją, twarze trwają w skupieniu, spojrzenia pytają o egzystencję. To bardzo uniwersalne płótno. Każdy w tej metaforze może odnaleźć siebie, bez znaczenia jest rasa, płeć, czy wiek.
Ta ucieczka od europejskich standardów i norm, mieszczańskiego blichtru i francuskiego stylu, wyzwoliła w Gauguinie najdziksze instynkty. Każde nowe płótno zawierało czystą prawdę płynącą z serca, najbardziej szczere emocje i dużą dozę szczęścia. Paul porzucił myśl o dawnym małżeństwie, pracy giełdowego maklera i kłopotach finansowych. Zaczął zatapiać się w tej błogiej beztrosce, wywrócił swe życie do góry nogami, spełnił swoje młodzieńcze marzenie.
Rozwiązłe i kontrowersyjne jakie prowadził artysta na wyspie, nie spodobało się władzom kolonialnym. Według ich opinii Paul niegodnie reprezentował sylwetkę białego mieszczanina, który przecież w wyspiarskiej hierarchii był na samym szczycie piramidy. Stłamszony tą sytuacją artysta przenosi się na Markizy, na wyspę Hiva-Oa, gdzie spędzi ostatnie lata swojego życia.
Choroba serca, długoletnia walka z syfilisem i podeszły wiek nie są w stanie przeszkodzić mu w malowaniu. Z determinacją nastolatka realizuje swe artystyczne wizje, wyciskając z tubek najbardziej soczyste kolory. Ten niesamowity upór jest bardzo charakterystyczny dla tej grupy samouków. Brak jakichkolwiek akademickich ograniczeń dopingował twórców do budowania własnych stylów, pełnych odwagi i szczerości. Nieskalanych obcą ideą, lecz rzeźbionych własnym doświadczeniem. Gauguin, podobnie jak Cézanne, stał się mistrzem dla przyszłych pokoleń, prawdziwą ikoną, za którą pójdą setki młodych twórców.
Zakosztował on życia w barbarzyńskich luksusach, gdzie czuł się jak ryba w wodzie. Wyspa dodawała mu niespożytych dawek energii, co zaowocowało najsłynniejszymi obrazami schyłku XIX w. Nacja tahitańczyków była dla niego największą inspiracją, której obraz utrwalił już na zawsze. Jego serce biło w dzikim rytmie, niezdolne do przestawienia się na równomierne takty walca. To natura była jego nauczycielem, najmądrzejszym ze wszystkich dostępnych na ziemskim padole.
Cézanne. Stalowy gigant
19 stycznia 1839 r. narodziła się legenda. Wzór do naśladowania dla przyszłych pokoleń, niedoceniony mistrz swych czasów. Jego życie dyktowały ciągłe porażki, nieustanna krytyka i brak zrozumienia. Jak podnieść się po serii ciosów ze strony Salonu? Paul Cézanne doskonale zna odpowiedź na to pytanie.
Lecz najpierw lekkie spojrzenie wstecz. W Aix-en Provence, prowincjonalnym miasteczku w regionie Prowansji przychodzi na świat maleńki Paul. Ojciec kapelusznik + matka robotnica + nieślubne dzieci = nieprzychylne społeczeństwo.
Już od dziecka Cézanne zmagał się z nieprzyjemnym towarzystwem, wytykaniem palcami i krzywymi spojrzeniami. W wieku trzynastu lat zapisał się do Kolegium Burbońskiego, gdzie spotkał Emila Zolę, który w niedalekiej przyszłości stanie się światowej klasy pisarzem. Chłopców połączyła niezwykła przyjaźń i pewnego rodzaju porozumienie dusz, zwiastujące długoletnią znajomość.
Niespełna cztery lata później młody Paul wstępuje do wieczorowej szkoły rysunku, jednocześnie, pod naciskiem ojca rozpoczynając nauki prawnicze. Prawdziwym marzeniem chłopca jest wyjazd do Paryża. Uczęszczając na te skromne kursy podstaw malarskich oraz odkrywając zakamarki miejscowych muzeów, Cézanne czuje potrzebę głębszego wejrzenia w międzynarodową sztukę. W wieku dwudziestu dwóch lat upragniony wyjazd staje się rzeczywistością, a korytarze Luwru rozpościerają się pod stopami. Korzystając z uroków pobytu w stolicy Francji, Cézanne zapisuje się do Akademii Suisse, gdzie rysuje z żywego modela. Malarstwo co pewien czas chwytało Paula w sidła, sprawiając, że chęć kształcenia się w tym kierunku była silniejsza od zdroworozsądkowych ponagleń ojca.
Młody artysta potrzebował przestrzeni, by rozwinąć skrzydła, nabrać powietrza i przygotować się do pierwszych poważnych egzaminów do Akademii Sztuk Pięknych. Zgłębia więc techniki malarskie i odkrywa pierwsze trudności związane z tą dziedziną sztuki. Cézanne nie uczący się dotąd pod okiem mistrza sam musi uporać się z warsztatowymi pułapkami. Jego upór objawia się wtedy z niezwykłą siła. Dniami i nocami próbuje określić formę swoich obrazów, sposób kształtowania konturów i nakładania farb. Egzaminów do Akademii Sztuk Pięknych nie zdaje, lecz nie widzi w tym ostatecznej porażki. W tych czasach takie osobistości jak Courbet, czy Delacroix wyznaczają nowy nurt, przeciwny zimnemu akademizmowi. Paul dostrzega więc odpowiednią drogę, którą powinien zmierzać jako artysta.
Wnikając w struktury życia Paryżan, Cézanne zaczyna nawiązywać pierwsze przyjaźnie m.in. z Camillem Pissarro, czy Renoirem. Nie kryje także podziwu dla Maneta, którego Śniadanie na trawie wywołało prawdziwy wstrząs wśród społeczności artystycznej. Paul żyje od teraz w środowisku buntowniczym, porywczym, nowatorskim, przeciwstawiającym się akademickim ideom i starodawnym schematom. Te nastroje bardzo wyraźnie wpływają na sztukę Cézanne’a, który maluje bardzo brutalnie, z temperamentem, szorstko i niezwykle odważnie. Dukt pędzla staje się coraz silniejszy i bardziej charakterystyczny. Pomimo tak zindywidualizowanego stylu malarskiego, wszystkie obrazy artysty zostają odrzucone przez Salon. Ten schemat będzie powtarzał się jeszcze wiele razy.
Cézanne zmęczony nieustanną walką z chłodnym jury udaje się do swej rodzinnej miejscowości. Tam, w Aix, maluje wielkoformatowe obrazy, kierowany poczuciem pewności i mocy, jaką dał mu pobyt w Paryżu. Trudności techniczne pokonuje brawurowo, kreśląc instynktownie wyraźne kontury i zapełniając połacie płótna soczystymi barwami. Lecz w jego malarstwie nie ma miejsca na napuszoną brawurę, czy kaskaderskie popisy. Można w nim za to znaleźć serce bijące równym i szczerym rytmem.
Po krótkim pobycie w Prowansji, artysta wraca znów do Paryża. Jest rok 1867, a grupa odrzuconych buntowników wciąż się powiększa. Monet, Manet, Degas, Zola, Bazille, Fantin-Latour oraz Cézanne spotykają się w kawiarni Batignolles i żywo dyskutują o przyszłości ich pokolenia. Pomimo przyjaznych relacji i miłej atmosfery, Paul czuje przygniatającą złość i rozgoryczenie. Trudny charakter daje o sobie znać w szczególności po nieudanych próbach wystawienia prac. Wciąż targany emocjami zamyka się w pracowni i próbuje doskonalić swe wizje. Dodatkowo triumf kolegów impresjonistów popycha go w wir nieustającej pracy. Czy kierowała nim zazdrość? Być może, przecież w tamtym czasie jedynie jego dzieła, z grona przyjaciół, bezlitośnie odrzucano. Lecz czy kierowany zazdrością, czy potrzebą udowodnienia swego talentu, jego malarstwo rozwijało się w zastraszającym tempie.
W latach 70. zainteresowanie Paula przenosi się na martwą naturę i pejzaże. Ten etap twórczości Cézanne’a był prawdziwym przełomem, który wpłynie na malarstwo XX w. i takich artystów jak Picasso, czy Matisse.
Prekubistyczne formy i rezygnacja z perspektywy linearnej wywarły duże wrażenie na grupie z kawiarni Batignolles, a w szczególności na Camillu Pissarro. Ten starszy o dziewięć lat impresjonista udzielił Cézanne’owi wielu pomocnych rad, m.in. w sprawach kolorystycznych, rozjaśniając nieco paletę barw Paula; w zachowaniu większego ładu i harmonii na płótnie, scalając jego kompozycje oraz w sprawach czysto technicznych, oscylujących wokół impastu. W czasie pobytu w Pontoise poznaje doktora Gacheta, który zachwycony stylem Cézanne’a chętnie kupuje jego dzieła. Po krótkim czasie Paul zyskuje drugiego nabywcę – ojca Tanguy.
Życie malarza zaczyna nabierać coraz większego tempa, pojawiają się pierwsze duże sumy pieniędzy, zwiększa się zainteresowanie jego osobą. W 1874 r. Cézanne wystawia swe prace w atelier fotografa Nadara (właśc. Gaspard-Félix Tournachon) z demonstracyjnym Domem wisielca. To właśnie tam grupa impresjonistów zyskała swą, w zamiarze szyderczą, nazwę.
Artysta zaraz po wernisażu wraca do Pontoise. Tam znajduje ukojenie, maluje pejzaże, portretuje swą żonę Hortensję i kreśli martwe natury, ceni dobrą i uczciwą robotę. To lekcja wyciągnięta z nauk Pissarro, który kilka lat wcześniej nieco poskromił porywczy charakter Paula. Lata 80. przynoszą liczne wersje Góry Świętej Wiktorii, jedną z najbardziej rozpoznawalnych malarskich serii na świecie. Tutaj koloryt Cézanne’a traci na intensywności, jest mniej agresywny, kompozycje stają się bardziej przemyślane, a ręka nie popełnia już najmniejszych błędów. Lata praktyk wzmacniały jego warsztat, a brak jakiegokolwiek nauczyciela jedynie podkreślał indywidualizm prac. W tym czasie Paul poznaje dwóch innych malarzy samouków – Vincenta van Gogha i Paula Gauguina – lecz uważa ich za szaleńców. Nie ma nici porozumienia pomiędzy trzema buntownikami.
Z wiekiem Cézanne zdobywa coraz większe poważanie wśród młodych eksperymentatorów. Sława i szacunek przychodzą dopiero pod koniec życia, niczym spóźnione życzenia urodzinowe. Maurice Denis maluje obraz na cześć artysty zatytułowany Hołd dla Cézanne’a, a 1895 rok przynosi pierwszą poważną wystawę, zorganizowaną przez Ambroise’a Vollarda. To pasmo sukcesów jest swoistym uhonorowaniem niebywale ciężkiej pracy jaką Cézanne włożył w malarstwo.
W latach 90. tematyka prac Paula przenosi się na proste społeczeństwo. Maluje serie graczy w karty oraz kąpiące się kobiety, które zaraz obok widoku Góry Świętej Wiktorii na stałe zapiszą się na kartach historii sztuki. Artystę, na rok przed śmiercią, czeka ogromna niespodzianka – Salon Jesienny wystawia aż trzydzieści trzy jego prace!
W oczach młodych twórców Cézanne rośnie do rangi mistrza. To z jego płócien teraz czerpią wiedzę, kształcą podejście do malarstwa. Niestety niedługo po triumfie, 22 października 1906 r. Cézanne umiera na zapalenie płuc. Na zawsze już pozostanie zapamiętany jako samouk, geniusz i tragiczny tytan, mistrz bez mistrza.
Daumier. Ponury kuglarz
Malarz, grafik, rzeźbiarz i jeden z najsłynniejszych karykaturzystów na świecie. Do każdego z tych dumnie brzmiących tytułów doszedł sam. Tytan pracy, bazujący jedynie na własnych doświadczeniach, wnikliwy obserwator i kąśliwy komentator XIX wieku. Aby przyjrzeć się bliżej wyjątkowej historii tego artysty, należy cofnąć się w czasie do roku 1808, kiedy to w Marsylii przychodzi na świat Honoré Daumier.
Jego rzemieślnicza rodzina reprezentowała tzw. trzeci stan i nigdy nie pochwalała artystycznych zapędów młodzieńca. Trudna sytuacja finansowa zmuszała do realnego podejścia do otaczającej rzeczywistości i podjęcia sensownej pracy, gwarantującej stały zarobek. W atmosferze pogoni za chlebem, Daumier już w wieku dwunastu lat zostaje gońcem w kancelarii adwokackiej. Naciskany przez domowników przerywa naukę w szkole. Jego uczelnią zostaje Luwr, który odwiedza w każdej wolnej chwili. Tam zachwyca się rzeźbami antycznymi, wciąż je analizuje, świadomie przeżywając sztukę. Mimo to nie chce on powielać gotowych schematów, czy szkicować gipsowe odlewy w duchu akademickim, czego doświadczył w artystycznej pracowni u archeologa i administratora muzeów królewskich – Lenoira.
Upozowanie i sztuczność jest mu daleka, woli za to naturalną swobodę i szczerość. Dodatkowo w stronę sztuki skupionej na ludzkich emocjach, popychają go, będący na fali Delacroix i Gericoult. Ich płótna stają się symbolami tamtej rzeczywistości, prezentując z rozmachem paletę odmienności, porywczości i egzaltacji. Daumier od zawsze przejawiał chęć buntu, a szkicowanie u Lenoira jedynie tę chęć wzmogło. Tutaj młody Honoré przechodzi pewnego rodzaju transformację. W Luwrze nie poszukuje już antycznych posągów, lecz dłużej zatrzymuje się przy dziełach barokowych mistrzów, takich jak Rembrandt, czy Rubens.
W płótnach pierwszego odszukuje ludzką stronę malarstwa, pozbawionego nadęcia i zbędnej stylizacji, w obrazach drugiego natomiast widzi pradawną i zakazaną, duszną i mitologiczną moc. Obserwując każdą połać, dukt pędzla, zabawę kolorem, budowanie napięcia i odtwarzając pracę mistrzów w umyśle, dokonuje procesu samodoskonalenia. Od tego momentu, aż do swej śmierci, Daumier z uporem i niesamowitą siłą będzie realizował swe artystyczne marzenia.
Przyszedł rok 1828, kiedy dwudziestoletni Honoré przebywa w pracowni Boudina. Tam poznaje środowisko związane ze sztuką, zawiera przyjaźnie, dyskutuje o ówczesnej sytuacji politycznej, nie boi się krytyki, jest otwarty i głodny wiedzy. Wszystkie te spotkania z młodymi malarzami dodają mu pewności siebie, dopingują do dalszego działania, uwalniając drzemiące pokłady energii. Coraz częściej interesuje go grafika, która przyniesie mu pierwsze niewielkie zlecenie i pierwszą sumę pieniędzy zarobioną dzięki własnemu talentowi. Weryfikacja następuję natychmiastowo! Nie jako goniec, lecz jako artysta Daumier pragnie się bogacić.
Życie Paryżan od lat było targane politycznym tornadem. Tak kapryśne i zmienne nastroje w państwie zmuszały do pewnego komentarza, zdania bardziej trwałego niż tworzące i rozpadające się stronnictwa. Zawód karykaturzysty składa się z kilku podstawowych punktów. Po pierwsze zdolność obserwacji, czujne oko, świeża myśl i rześki umysł. Po drugie zdolność analizy, dedukcja faktów i przesiewanie plotek. Wreszcie po trzecie- zdolność rysunkowa. Wszystkie te cechy niemal idealnie pasowały do charakteru Daumiera, którego kariera nabrała rozpędu po wstąpieniu do redakcji kąśliwego pisma Caricatures. Tam pod pseudonimem Rogolin wyrósł na tytana światowej karykatury. Nieustannie tworzy, szkicuje w szaleńczym tempie i poprawia swój warsztat. Jego litografia Gargantua okazuje się być prawdziwą sensacją! Ten odważny popis zyskał duże poparcie wśród społeczeństwa, lecz nikłe wśród władz. Daumier przez swój rysunek został skazany na sześć miesięcy więzienia.
Przychodzi rok 1833, a Daumier nie zwalnia tempa. Jest już ukształtowany artystycznie ten szyderczy kronikarz monarchii, a jego pozycja wśród rysowników jest niepodważalna. Na pewien czas porzuca karykaturę i oddaje się osobistemu malarstwu. Daumier nie spoczywa na laurach i buduje nową drogę do własnej ekspresji. Samodoskonalenie swych umiejętności jest dla niego pewnego rodzaju nałogiem, stąd zamiłowanie do zgłębiania różnych dziedzin sztuki.
Tematem jego prac nie są już głośne nastroje polityczne, lecz ciche i kojące życie rodzinne oraz dowcipne przedstawienia motywów antycznych. Bogom greckim przydaje ludzkie cechy, wraz z licznymi słabościami, stawia ich na równi z robotnikami, piekarzami, czy gońcami. Nie boi się eksperymentować, czy szokować, czego nauczył się kilkanaście lat wcześniej w Caricatures.
W późniejszych latach swojego życia, Daumier skupia się nieco na postaciach z tzw. trzeciego stanu. To pewnego rodzaju powrót do lat młodości, jak i również uporanie się z przeszłością. Bez cienia ironii portretuje doświadczonych przez życie ludzi z proletariatu. Artysta w pewien sposób identyfikuje się z nimi. Sam jest tytanem pracy, nie dającym sobie wytchnienia, pędzącym bezustannie i szanującym ludzki trud. Maluje w sposób niezwykle realistyczny, czując zwycięstwo nad akademickim fałszem i wyrachowaniem.
Ostatni etap niezwykle dynamicznego życia Daumiera oscyluje wokół malarstwa olejnego. W jego wykonaniu jest ono bardzo zindywidualizowane, ponieważ jedyne nauki wyniósł właśnie z Luwru, podpatrując w swej wyobraźni Rembrandta i Rubensa przy pracy. W swoich obrazach nie kierował się modą, zawsze malował niewielkie formaty, co przydawało uroku i pewnej dyskretnej intymności. Artysta zmarł 10 lutego 1879 r. w Valmondois, pozostawiając po sobie ogromną spuściznę w postaci grafik, obrazów i rzeźb. Zapamiętany jako samouk dążący do perfekcji, gigant pracy i niesamowity satyryk, inspirujący kolejne pokolenia.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Gauguin, Cézanne i Daumier. Trzej muszkieterowie z pędzlem w ręku, czyli wiwat samoucy! - 4 stycznia 2017
- Niebezpieczne związki, czyli 10 najsłynniejszych artystycznych par - 17 sierpnia 2016
- Uczta dla oczu, czyli 13 filmów o sztuce, które trzeba znać - 3 lipca 2016
- Cztery żywioły. Woda w sztuce - 23 maja 2016